Wiosna - ebook
Wiosna - ebook
Adama Wajraka ogarnęło wiosenne szaleństwo. Trudno mu się dziwić. W przyrodzie tyle się dzieje, że aby niczego nie przegapić, należałoby być wszędzie. Wiosna to najbardziej pracowity czas w zwierzęcym świecie. Łąka, las, rzeka i staw – gdziekolwiek spojrzycie, wszędzie odbywa się arcyciekawy spektakl. Ssaki prostują kości po zimie, aż trzeszczy, ptaki tańczą, walczą i pojedynkują się na potęgę, gady zmieniają barwy i śpiewają, aż puchną im gardła. No, a biedny Wajrak dwoi się i troi, by nam to wszystko pokazać. Tym razem opowie o nietypowym wierzchowcu, którego używali średniowieczni rabusie. Wyjaśni, dlaczego historia polskich bobrów zatoczyła wielkie koło i dlaczego czajki to najwięksi ptasi stratedzy na naszych łąkach. Poza tym nie pominie niebieskich żab, małego chrząszcza, który idzie na wojnę z wielkim lasem, i miejskich kaskaderów. Oj, będzie się działo!
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-832-681-044-2 |
Rozmiar pliku: | 7,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie znajdziecie drugiej pory roku tak różnorodnej jak wiosna. To dobry czas, by tropić ptaki, ssaki i płazy. Wiosna to szalenie smakowita pora dla prawdziwych tropicieli.
Kiedy tak naprawdę zaczyna się wiosna? Trudno powiedzieć. Dla mnie już w marcu, gdy przed domem pojawiają się czajki albo gdy na zamrożoną jeszcze rzekę wychodzą spragnione słońca bobry. Właśnie tak, bo wczesna wiosna przypomina zimę – potrafi zmrozić, że hej. A gdy już pojawiają się pierwsze oznaki zieloności, to zaraz giną pod śniegiem, który może pojawić się w każdej chwili. Dzień jest coraz dłuższy, a w lesie słychać coraz większy gwar. Zresztą nie tylko w lesie.
Nie ma bardziej rozkrzyczanego i rozśpiewanego miejsca niż wiosenna łąka czy bajoro, bo wiosna to czas szalonej miłości. Kwitną kwiaty, żaby i ropuchy kotłują się w miłosnym uścisku, ptaki śpiewają i prześcigają się w powietrznych ewolucjach, by zdobyć partnera. Hormony buzują u zwierzaków jak szalone.
Wiosna to też rodzicielstwo. Większość maluchów przychodzi na świat wiosną. Wilki, jelonki, a także łosie. O ptakach nie wspominam, bo to oczywiste – wszystkie właśnie wiosną budują swoje gniazda i składają jaja. Większość z nich wraz z końcem wiosny ma już karmienie i wychowanie młodych za sobą. Na lato czekają tylko te naprawdę duże, jak bociany czy późno przylatujące orliki.
Kiedy więc kończy się wiosna? Nawet i pod koniec czerwca, gdy z dziupli wylatują młode rozwrzeszczanych dzięciołów trójpalczastych i sóweczek. A może jeszcze później, gdy z wierzb wylatują młode dudki. Te ptaszki ze śmiesznym czubkiem opuszczają dom w pierwszej połowie lipca. Wiosna przyrodnicza i tropicielska trwa naprawdę długo i każdego dnia potrafi być inna.
Bądźcie uważni, bo wiosenne cuda mogą trwać tylko chwilę. Również dlatego, że wiele z nich, szczególnie tych związanych z terenami podmokłymi, zostało zniszczonych i dziś ich marne resztki znikają na naszych oczach. Nie ma więc co czekać! Ruszajcie na poszukiwanie wiosennej magii w przyrodzie!
Adam WajrakROZLEWISKA BIEBRZY I NARWI
Polska Amazonia
Co wy na to, by wybrać się do Amazonii? Nie namawiam was jednak na wyprawę do krainy Indian, węży anakond i krwiożerczych piranii. Wybierzemy się do naszej polskiej Amazonii, czyli nad Biebrzę i Narew. Co prawda nie ma tu dżungli, ale jest wiele powodów, by – bez wielkiej przesady – tę okolicę tak właśnie nazywać.
Nie byłoby legendarnej dżungli, gdyby Amazonia płynęła równym, uregulowanym kanałem. Całe tamtejsze przyrodnicze bogactwo zależy od dzikich i nieujarzmionych rzek. Tak samo jak nad Biebrzą i Narwią. W niektórych miejscach nieuregulowana Narew płynie wieloma korytami, Biebrza kręci niczym szalona serpentyna, a w jej dolinie roi się od starorzeczy. Te rzeczne meandry tętnią życiem, szczególnie wiosną.
Myślę, że doskonale wiecie, jak wyglądają łosie. Widzieliście ich pewnie setki na filmach przyrodniczych albo w książkach. To jednak nie ma znaczenia, bo i tak pierwsze spotkanie z tym zwierzęciem oko w oko was zaskoczy. – Co tu robi ten dziwny koń? – zapytał dawno temu mój przyjaciel Romek Wolański, gdy wędrowaliśmy przez Puszczę Kampinoską.
Popatrzyłem i zobaczyłem zwierzę, które od konia było nieco wyższe, na pewno szczuplejsze i miało krótki ogonek. Pysk też miało dziwny – z bródką i sterczącymi, trochę dużymi uszami. No i do tego ten dziwny koń był lekko garbaty. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, że przed nami stoi łoś. Byliśmy zachwyceni, bo szukaliśmy z Romkiem łosi, i to bez skutku.
Bardzo nietypowy wierzchowiec
Łoś to największy w Polsce przedstawiciel jeleniowatych i drugie co do wielkości żyjące u nas zwierzę. Waży czasami nawet pół tony i wielkością ustępuje tylko żubrowi. No i oczywiście z koniem nie ma nic wspólnego. Choć nie do końca. Podobno w wiekach średnich łosie czasem zastępowały konie. Używali ich rabusie, rycerze bez ziemi i honoru, dezerterzy i włóczykije, bo na łosiach można było poruszać się po bagnistej i zarośniętej okolicy, a wtedy większość terenów w Europie tak właśnie wyglądała.
Ucieczka przed pościgiem konnych stróżów prawa była pestką, bo parametry łosia jako pojazdu terenowego są po prostu znakomite. Łosie bardzo dobrze pływają – podobno mogą bez trudu przepłynąć dystans kilkunastu kilometrów i nurkować na głębokość nawet do pięciu metrów. Dzięki szerokim racicom bez trudu przemieszczają się po bagnach. Jeżeli dodamy, że w kłusie łoś może osiągać prędkość około 30 kilometrów na godzinę, a w chwili zagrożenia na krótkich dystansach nawet 60 kilometrów na godzinę, to staje się jasne, dlaczego średniowieczni rabusie chętnie korzystali z tego trochę nietypowego wierzchowca.
Jeździecka historia łosia skończyła się jednak szybko, bo średniowieczne służby odpowiadające za bezpieczeństwo szybko się zorientowały, kto używa „pojazdu typu łoś”, i za samo jego posiadanie lądowało się w lochu albo – co gorsza – traciło głowę. Na początku XVIII wieku z łosiami eksperymentowała jeszcze szwedzka kawaleria, ale krótko, bo zwierzęta bały się huku armat i muszkietów. Trudno mi powiedzieć, czy to wszystko prawda, ale wciąż są śmiałkowie, którzy próbują na łosiach jeździć, i niektórym się to nawet udaje, więc może coś w tym jest. Wreszcie – skoro można jeździć na reniferach, dlaczego nie można na łosiach?
Łopaty łosia
Pierwsze poroże zaczyna łosiom wyrastać już po około 9 miesiącach, ale kształtuje się ono przez wiele lat. Te najbardziej okazałe mają co najmniej 10 lat. Myśliwi nazywają je łopatami, bo płaszczyzny rogów zlewają się ze sobą i przypominają łopaty albo otwartą dłoń. Łopatacze wyglądają pięknie i niezwykle majestatycznie.
Kiedyś łopatacze były niezwykle rzadko spotykane w Polsce. Ponad dziesięć lat zakazu polowań na łosie sprawiło jednak, że widać ich coraz więcej. Nie wszystkie łosie mają jednak takie poroża. Wiele byków nie ma łopat i wtedy myśliwi nazywają je badylarzami, bo rzeczywiście ich poroże przypomina badyle.
Łosie zrzucają poroże późną jesienią. Od nowa zaczyna im rosnąć wiosną.
Biebrza, królestwo Matyld
Mojego pierwszego łosia zobaczyłem, jak już wiecie, w Kampinoskim Parku Narodowym, który nawet ma łosia w swym herbie. Ale tym, którzy nigdy w życiu nie tropili łosi, polecam Biebrzę. Tutejsze bagna i rozlewiska są prawdziwym matecznikiem i ostoją łosi.
Dlaczego akurat Biebrza? To długa historia. Zaczęła się dziesięć tysięcy lat temu, gdy lodowiec wycofał się z naszego kraju. Renifery i łosie były pierwszymi zwierzętami jeleniowatymi, jakie pojawiły się w polodowcowej scenerii. Klimat jeszcze przez długi czas był zbyt ostry dla jeleni, nie mówiąc już o sarnach. Potem, gdy zrobiło się cieplej, renifery udały się na północ, a łosie zostały.
Niestety, nie wiedziały, w co się pakują. Z czasem ludzie udoskonalili techniki polowania i wybili większość z nich. W XIX wieku można było je znaleźć już tylko na wschodzie i północy Europy. Łosie są łatwym celem dla myśliwych. Często nawet nie uciekają przed ludźmi, tylko stoją i z ciekawością się przypatrują. Około roku 1830 na terenie Królestwa Polskiego istniała jedna ostoja, w okolicach Rajgrodu w dolinie Biebrzy. Było to najprawdopodobniej Czerwone Bagno, które w 1925 roku zamieniono w rezerwat łosi. Od 1993 roku jest częścią Biebrzańskiego Parku Narodowego.
Biebrzańskie łosie przetrwały wszystkie zawieruchy. Co ciekawe, badania na-ukowców z Uniwersytetu w Białymstoku pokazują, że tutejsze łosie różnią się genetycznie od pozostałych zamieszkujących Polskę. Oznacza to, że są raczej domatorami i niechętnie wybierają się w dalekie podróże. Cóż się dziwić, nie muszą, bo na tych bagnach mają wszystko, czego im trzeba, a dzięki temu, że w parku są chronione, nie boją się ludzi. Dzięki temu nie bardzo się też boją ludzi. Są nawet takie, które zupełnie nie zwracają uwagi na gapiów! Popatrzą, posilą się pędami albo położą się w zaroślach, zupełnie nie przejmując się naszą obecnością. Taka była Matylda, słynna biebrzańska klępa, czyli samica łosia. Dziś takich Matyld możecie spotkać przynajmniej kilka. Co ciekawe, wielu ludzi myśli, że wciąż to jest jedna i ta sama Matylda.
Czy łoś może zjeść cały las?
Oczywiście najlepiej wybrać się na łosie o świcie albo bliżej zachodu słońca. W dolinie Biebrzy można je obserwować ze skarp i specjalnych wież obserwacyjnych. Słowo daję, że już po kilku minutach wypatrywania można zobaczyć grupki, które przechadzają się w wysokich trawach bagiennych. Wystają tylko ich łby i grzbiety, a łosie wyglądają, jakby płynęły.
W zimowej części „Przewodnika prawdziwych tropicieli” pisałem wam o łosiach w lasach sosnowych, bo kora drzew i ich czubki, szczególnie tych młodych, to ulubiony zimowy pokarm tych zwierzaków. Potrafią nawet złamać drzewko, by dobrać się do tego przysmaku. Czy to oznacza, że łosie mogą zniszczyć las? Prawdziwego lasu, który rządzi się naturalnymi prawami – nie. Łosie i drzewa przecież są na naszej planecie od bardzo dawna i jak dotąd nic złego się nie działo.
Co innego uprawy i monokultury stworzone przez człowieka. Gdy na jednym obszarze jest masa małych drzewek i wszystkie są w zasięgu pyska, to dla łosia tak samo, jakby nas ktoś wpuścił do magazynu czekolady. Ja jestem takim łasuchem, że nadgryzłbym każdą tabliczkę. Łosie też mają podobnie i dlatego szkółki leśne muszą być grodzone, i to wysokim płotem.
Test łosia
Zderzenie samochodu z łosiem należy do niezwykle niebezpiecznych zdarzeń. Wielki, ciężki łoś stoi przecież na wysokich nogach. Uderzenie samochodu podcina mu nogi i powoduje, że zwierzę wpada przez przednią szybę do środka auta. Dlatego po terenach, na których żyją łosie, należy jechać wolno i ostrożnie. Łoś może wyjść na drogę zupełnie nieoczekiwanie, a że jest słabo widoczny, to zwykle kierowcy widzą go w ostatniej chwili.
W Szwecji, gdzie łosi jest cała masa, wymyślono test łosia polegający na gwałtownym skręcaniu i wymijaniu przeszkód bez hamowania. Chodzi o to, że gdy łoś znajdzie się już przed samochodem, to może nie być na to czasu. Takim testom poddawane są wszystkie wprowadzane na rynek samochody.
Uczta wśród kaczeńców
Jednak wiosną łosi nie szukajcie w lesie. Będą tam wpadać coraz rzadziej i rzadziej. Ruszają teraz na bagna, bo tam z każdym dniem pojawia się coraz więcej soczystej zieloności. I nie tylko zieloności, lecz także cudownej żółtości. Tak intensywnej jak żadna inna, bo łosie uwielbiają kaczeńcowe łąki. Na przełomie kwietnia i maja takich podmokłych łąk jest cała masa. Biją w oczy soczystymi kolorami i jeżeli chcecie wpaść na łosie, to najpewniej uda się wam to właśnie na takiej łące.
Gdzieś wyczytałem, że kaczeńce zawierają substancje toksyczne dla ludzi. Łosie nic sobie z tego nie robią i sami zobaczycie, że ledwo mogą się od nich oderwać. Jedzą i jedzą. Taki łoś wśród kaczeńców to widok, który zapiera dech w piersiach. Mam takie zdjęcie, a właściwie portret łosia, który na chwilę oderwał się od jedzenia. Wygląda przekomicznie, bo kwiatek kaczeńca zwisa mu z pyska.
Takie przyzwyczajone do ludzi łosie to idealny cel dla fotografów, ale nie zbliżajcie się za bardzo, a już szczególnie trzeba uważać wiosną. Jak na przedstawiciela jeleniowatych łoś jest bardzo odważny i nie tylko potrafi szybko uciekać, lecz także całkiem nieźle się bronić. Nawet wilki dają mu spokój. Łosie rzadko stają się obiektem wilczych polowań, nawet w puszczach w północno-wschodniej Polsce, gdzie łosi jest najwięcej, a i wilków niemało. Wystarczy, że pogrożą wilczej sforze swoim imponującym porożem. A gdy to nie zadziała, to pryskają do wody, gdzie wilki już im zupełnie nie zagrażają.
Wiosną należy trzymać się na bezpieczną odległość od łosi także z innego powodu. W maju, czasem w czerwcu, po 38-tygodniowej ciąży na świat przychodzą młode. Najczęściej klępa rodzi jedno, a bardzo rzadko trzy maluchy, które bardzo szybko stają na nogi. Zanim jednak to zrobią, są bezbronne i ich matka może być agresywna, gdy zbliżycie się za bardzo. – Klępa staje dęba i atakuje przednimi nogami, jakby boksowała, albo spada z góry na przeciwnika – opowiadał mi Piotr Dombrowski, leśniczy w Biebrzańskim Parku Narodowym, który został raz postraszony przez zaniepokojoną łosią mamę. Na szczęście nie dostał racicą, bo klępa uderzyła kilka metrów od niego. – Taki cios ma ogromną siłę. Kiedyś znalazłem wilka z roztrzaskanym kręgosłupem – wspominał Piotr.
Dlatego gdy zobaczycie małego łosia, natychmiast się wycofajcie. Spokojnie, bez paniki, ale zdecydowanie w przeciwnym kierunku. Nie tylko z powodu agresywnej matki, ale dla ich dobra. Młode łosie, szczególnie te bardzo małe, instynktownie będą podążać za nogą. Oczywiście w naturze chodzi o nogę łosiowej mamy, ale jak w zasięgu ich wzroku pojawi się noga ludzka, to mogą się pomylić. A to z całą pewnością nie spodoba się klępie. Gdy zaś nie ma jej w pobliżu, to młody łoś może się zgubić i nie będzie mógł trafić z powrotem do matki. Dlatego nie podchodźcie do łoszaków, choćby nie wiem jak rozkosznie wyglądały.