Wiosna - ebook
Wiosna - ebook
Po jesiennej nostalgii i zimowym oczekiwaniu w życiu Karla Ovego Knausgårda rozkwita szczęście. Oto jego czwarte dziecko, córka, z myślą o której stworzył cykl Cztery pory roku, ma już trzy miesiące. Czterdziestosześcioletni ojciec odczuwa jednak ulotność tych chwil i — by ocalić je od zapomnienia — wykorzystuje swój talent…
„Nie wiem, jak potoczy się Twoje życie, nie wiem, co będzie z nami, ale wiem, jak teraz wygląda Twoje życie i jak nam się obecnie wiedzie, a ponieważ nic z tego nie zapamiętasz, żadnego, nawet najmniejszego szczegółu, opowiem Ci o pierwszej wiośnie, którą spędziliśmy razem”.
Trzecia część jest wyjątkową powieścią, zdecydowanie wyróżniająca się na tle cyklu. Wiosna to jeden dzień z życia ojca i córki podczas którego, pomiędzy wschodem a zachodem słońca, Karl Ove w typowy dla siebie i nieoczywisty sposób daje upust swojej miłości do dziecka i świata.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05941-8 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wiesz, czym jest powietrze, a oddychasz. Nie wiesz, czym jest sen, a śpisz. Nie wiesz, czym jest noc, a jesteś nią otulona. Nie wiesz, czym jest serce, a jednak bije ono miarowo w Twojej piersi, dzień i noc, dzień i noc, dzień i noc.
Masz trzy miesiące i jesteś niejako spowita rutyną, leżysz na warstwie tych samych nawyków, bo nie masz kokonu jak larwy ani torby lęgowej jak kangury, ani nory jak borsuki, ani gawry jak niedźwiedzie. Masz butelkę z mlekiem, przewijak z pieluszkami i chusteczkami nawilżanymi. Masz wózek z poduszką i kołderką, duże ciepłe ciała swoich rodziców. Otoczona tym wszystkim, rośniesz tak wolno, że nikt tego nie zauważa, a najmniej Ty sama, bo najpierw rośniesz na zewnątrz, dotykając i chwytając to, co znajduje się dookoła Ciebie – dłońmi, ustami, oczami i myślami, które dzięki temu powstają – i dopiero po kilku latach, gdy świat stanie już na pewnych fundamentach, zaczniesz odkrywać tę, która dotyka i chwyta, i rosnąć również do wewnątrz, w stronę samej siebie.
Jaki jest świat dla noworodka?
Jasny i ciemny. Zimny i ciepły. Miękki i twardy.
Cały arsenał przedmiotów istniejących w domu, cały sens relacji między członkami rodziny, całe znaczenie, w którym są osadzeni ludzie – to wszystko jest niewidoczne, ukryte, nie w ciemności, lecz w świetle tego, co nierozróżnialne. Słyszałem kiedyś, że heroina wydaje się tak fantastyczna, ponieważ wywołuje uczucia spokrewnione z tymi, które odczuwamy jako dzieci, gdy inni opiekują się nami i dają nam poczucie bezpieczeństwa, i właśnie to jest tak wspaniałe. Wszyscy, którzy wprowadzili się w stan odurzenia, chcą przeżyć go znowu, ponieważ wiedzą, że istnieje i jest możliwy do osiągnięcia.
Twoje i moje życie dzieli przepaść. Moje wypełniają problemy, konflikty, obowiązki, sprawy, które trzeba załatwić, naprawić, ustalić, pragnienia, które trzeba zaspokoić, pragnienia, które trzeba odrzucić, być może raniąc czyjeś uczucia, stały strumień spraw, prawie nic nie stoi w miejscu, wszystko jest w ruchu i wszystko trzeba odeprzeć.
Mam czterdzieści sześć lat i tak brzmi wniosek, do którego doszedłem: że życie to zdarzenia, które trzeba odeprzeć. Natomiast w chwilach szczęścia chodzi o coś dokładnie odwrotnego.
Co jest przeciwieństwem odpierania?
Nie chodzi o cofanie się ani o skłanianie ku Twojemu światu ciemności i światła, zimna i ciepła, twardości i miękkości. Nie chodzi również o światło tego, co nierozróżnialne, ani o sen, ani o odpoczynek. Przeciwieństwem odpierania jest tworzenie, budowanie, dodawanie czegoś, co wcześniej nie istniało.
Ty wcześniej nie istniałaś.
Miłość nie jest słowem, którego często używam. Wydaje mi się zbyt wielkie w stosunku do życia, jakie wiodę, w stosunku do świata, jaki znam. A poza tym wyrosłem w kulturze, która ostrożnie odnosiła się do słów. Moja matka nigdy nie powiedziała, że mnie kocha, ja też nigdy jej tego nie powiedziałem. To samo dotyczy mojego brata. Gdybym powiedział mojej matce lub bratu, że ich kocham, byliby przerażeni. Obarczyłbym ich ciężarem, w gwałtowny sposób naruszyłbym równowagę między nami, prawie tak, jakbym zataczał się na chrzcie dziecka.
Gdy się urodziłaś, nic o Tobie nie wiedziałem, a jednak przepełniły mnie uczucia do Ciebie, najpierw oszałamiające, bo poród jest czymś oszałamiającym, również dla tego, kto patrzy – zupełnie tak, jakby wszystko w pokoju zgęstniało, jakby powstała grawitacja, która przyciąga cały sens, tak że przez kilka godzin sens istnieje wyłącznie tam – potem coraz spokojniejsze, niejako podporządkowane codzienności, rozcieńczone wieloma godzinami nicnierobienia, a jednak zawsze obecne.
Jestem Twoim ojcem. Znasz moją twarz, mój głos i sposób, w jaki trzymam Cię na rękach, ale poza tym mogę być dla Ciebie kimkolwiek, wypełniony czymkolwiek. Mój własny ojciec, Twój dziadek, który już nie żyje, spędził ostatnie lata ze swoją matką i ich wspólne życie stanowiło gehennę. Ojciec był alkoholikiem w stanie regresji, nie potrafił niczego odpierać, wszystko wypuścił z rąk, tylko siedział i pił. Nie bez znaczenia jest fakt, że robił to u swojej matki. To ona go urodziła, opiekowała się nim, nosiła, karmiła, dbała o to, żeby miał ciepło i sucho. Więź, która powstała między nimi, nigdy nie została przerwana. Próbował to zrobić, wiem o tym, ale nigdy mu się to nie udało. Dlatego tam był. Tam mógł się stoczyć. Bez względu na to, jak bardzo to było skarłowaciałe, jak ohydne, była tam również miłość. Gdzieś tam, głęboko ukryta, znajdowała się miłość, bezinteresowna miłość.
Nie miałem wtedy jeszcze dzieci, więc tego nie rozumiałem. Widziałem tylko ohydę, zniewolenie, regres. Teraz to rozumiem. Miłość to bezmiar; większa jej część jest ulotna, związana z tym, co się aktualnie dzieje, z tym, co przychodzi i odchodzi, z tym, co najpierw nas wypełnia, a następnie opróżnia, ale bezinteresowna miłość jest stała, tli się przez całe życie. Chcę, żebyś wiedziała, że urodziłaś się w takiej właśnie miłości i że będzie Cię ona otaczać bez względu na wszystko, dopóki my, Twoi rodzice, będziemy żyć.
Może się zdarzyć, że nie będziesz jej chciała. Może się zdarzyć, że odwrócisz się do niej plecami. I pewnego dnia zrozumiesz, że to nic, że to niczego nie zmienia, że bezinteresowna miłość jest jedyną miłością, która nie zniewala, lecz czyni wolnym.
Zniewala inny rodzaj miłości, nie tak czystej, bardziej związanej z tym, kto kocha; ta miłość ma większą moc, jest w stanie przyćmić wszystko, nawet zniszczyć. Ją trzeba odpierać.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------