Witaj, Karolciu! - ebook
Witaj, Karolciu! - ebook
Wszystkie dzieci znają Karolcię! Urocza bohaterka powieści Marii Krüger dla dzieci w wieku od 6 do 9 lat jest bodaj najpopularniejszą ikonką polskiej literatury dziecięcej. Witaj, Karolciu! jest po Karolci drugą powieścią poświęconą przygodom sławnej ośmiolatki. Tym razem w ręce Karolci dostaje się magiczna niebieska kredka. Wszystko, co się nią narysuje, staje się prawdziwe! Ledwie Karolcia narysowała kotka, a już z kartki wyszedł gadający niebieski kot. Narysowani kucharze już po chwili gotowali obiad dla całej rodziny. Karolcia i jej wierny przyjaciel Piotr są szczęśliwi, że mogą spełniać pragnienia innych! Ale niestety, na trop magicznego ołówka trafi a czarownica Filomena. Czy dwójce przyjaciół uda się uniknąć zastawionych przez nią podstępów?
Lektura dla klasy II
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66837-06-5 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oto dworzec kolejowy. Pełno tu ludzi, bo już jest początek lata i dużo osób wyjeżdża na wypoczynek. Jadą dorośli i jadą dzieci, niektórzy się spieszą, niektórzy idą wolniej, bo niosą ciężkie walizki, a jeszcze inni, już usadowieni w wagonach, wyglądają przez otwarte okna. Jedni z tych podróżujących jadą nad morze, drudzy w góry albo nad jeziora, a są i tacy, którzy jadą po prostu na wieś lub do uzdrowisk, aby się leczyć i wypocząć.
Właśnie aby się leczyć i wypocząć, jedzie ciocia Agata. Ciekawe, czy poznalibyście ją w tym tłumie. Tylko zaraz – przedtem musimy jeszcze tu znaleźć Karolcię. Nie będzie to łatwe, ale spróbujmy.
Perony są ponumerowane. Nie, nie ma jej na trzecim peronie i na pierwszym też nie ma. Na piątym jest bardzo tłoczno i nie wiem, czybyśmy ją dostrzegli. Ale szukajmy dalej. Pamiętacie, jak wygląda Karolcia? Ma jasne włosy uczesane w koński ogon i ma grzywkę. I oczy trochę kocie – zielonkawe, duże, okrągłe. I buzię ma okrągłą jak jabłuszko. Na pewno trochę urosła.
Zaraz, ta dziewczynka w czerwonym płaszczyku? Jasne, że to Karolcia! Stoi z zadartą głową przed jednym z wagonów. Obok stoją jej mama i tatko. A w oknie wagonu widać ciocię Agatę. Nie, ciotka Agata nic a nic się nie zmieniła. Jak zawsze pogodna i uśmiechnięta. Jest ubrana w podróżny płaszcz i kapelusik z kwiatkami. Zdaje się, że to są bratki – tak przynajmniej uważa Karolcia.
Ciocia Agata wyjeżdża na cały miesiąc. Jedzie na kurację. Będzie się leczyła na reumatyzm.
– Dbaj o siebie i nie przezięb się, Agatko! – upomina mama. A tatko dodaje:
– I koniecznie napisz jak najszybciej.
Tylko Karolcia nie mówi nic, myśli ze smutkiem, że przez cały miesiąc nie będzie ciotki Agaty w domu. To nawet trudno sobie wyobrazić, bo dotychczas ciocia zawsze, ale to zawsze była w domu. Żeby tam nie wiem co. Ale jeśli powinna się leczyć, to nie ma rady. Musi jechać i już.
– Proszę wsiadać, drzwi zamykać i odsunąć się od torów!
– Już pociąg rusza! – zawołała ciotka Agata.
– Bądźcie zdrowi! Karolciu, jedz codziennie owoce!
– Dobrze, ciociu! Do widzenia!
Głos Karolci zagłuszyło trzaskanie drzwi wagonów, a zaraz potem rozległ się gwizd, bo pociągi zawsze gwiżdżą, zanim odjadą. Pewnie w ten sposób mówią do widzenia.
– Do widzenia! – zawołała raz jeszcze ciotka Agata. Pociąg zaczął biec coraz szybciej, i szybciej, a biała chusteczka, którą ciotka Agata powiewała na pożegnanie, stawała się coraz mniejsza i mniejsza, aż wreszcie już zupełnie nie było jej widać.
– Wracajmy do domu – powiedziała mama i wzięła Karolcię za rękę.
Ładnie jest teraz przed tymi blokami, do których wprowadzili się przed rokiem. Ach, zmieniło się tu sporo. Zieleniły się trawniki, na grządkach rosły kwiaty kolorowe i pachnące, postawiono ławki, na których można przysiąść i porozmawiać z sąsiadami. Właśnie teraz siedziały tam i coś sobie opowiadały pani Grzybkowa i pani Leśniewska. Obok pani Leśniewskiej stała zielona konewka. Widać pani Leśniewska miała zamiar podlewać grządkę. Bo każdy lokator miał swoją. A grządki były jedna koło drugiej, pod południową ścianą, gdzie zawsze było dużo słońca.
– Trzeba, Karolciu, żebyś też podlała naszą – powiedział tatko – bo ja jeszcze muszę pójść na bardzo ważne zebranie.
– To zerwij przy okazji parę rzodkiewek do kolacji – powiedziała mama. – Tylko staraj się, Karolciu, wyrywać te większe. A małe niech jeszcze podrosną.
Karolcia kiwnęła głową. – Dobrze, mamo. I kwiatki na balkonie też trzeba podlać, prawda?
Wszyscy troje teraz podnieśli głowy i spojrzeli na swój balkon. Był chyba najładniejszy ze wszystkich balkonów w tym domu. Chociaż – trzeba to przyznać – inne też były ładnie ozdobione. W malowanych na zielono skrzynkach rosły czerwone pelargonie i różowe petunie, i śliczne nasturcje, i pachnąca rezeda. Pięło się dzikie wino, a gdzieniegdzie fasolka, która miała drobne, czerwone i białe kwiatki. A na ich balkonie tatko zasiał wiosną powoje. Były różowe, niebieskie i fioletowe i oplatały cały balkon, który wyglądał jak altanka. Uf, napracowała się Karolcia porządnie z tym podlewaniem na balkonie. A kiedy skończyła i zbiegała, aby zająć się grządką, spotkała na schodach wyższego od niej chłopca w niebieskim swetrze.
– Cześć, Karolciu! Dokąd pędzisz?
– Cześć, Piotrek! Będziesz nosił wodę na grządkę?
Spotkaliśmy więc teraz razem z Karolcią Piotra. No, ten to urósł! Ale mimo to można go od razu poznać. Jasne włosy, zaczesane na bok, niebieskie oczy, troszkę zadarty nos, na którym jest kilkanaście piegów, i ten Piotrkowy uśmiech. Ten uśmiech, za który wszyscy go lubią.
Jasne, że zaraz pomoże Karolci nosić wodę do podlewania grządki. Przy okazji zachlapią się obydwoje porządnie, ale na to nie ma rady. Właściwie mieliby ochotę tak się chlapać do samego wieczora, ale mama Piotrka wyszła właśnie na balkon i woła go na kolację. Trudno, trzeba wracać.
– Jak jutro rano będziesz schodził na podwórze, to wstąp po mnie, dobrze? – prosi Karolcia.
– Pewnie, że wstąpię – zapewnia Piotrek.
– Będziemy się bawić. Może postawimy namiot?
– Ach, to byłoby wspaniale!
O tym namiocie i o tym, że będą się jutro tak świetnie bawić, Karolcia opowiada mamie, kiedy pomaga jej przy nakrywaniu stołu do kolacji. Nie ma cioci Agaty, więc jest więcej roboty.
– Umyj rzodkiewki i nasyp soli do solniczki – mówi mama. – Potem zanieś talerzyki i widelce.
Trzeba powiedzieć prawdę, że Karolcia radzi sobie bardzo dobrze. Rzodkiewki umyte i ułożone na talerzyku wyglądają bardzo apetycznie, pośrodku stołu stoi wazonik z nasturcjami, szklanki do mleka aż błyszczą, bo są tak starannie wytarte ściereczką. Jeszcze tylko koszyczek z chlebem i konfitury. Mama rozbija jajka na jajecznicę. Za chwilkę powinien wrócić tatko, tymczasem Karolcia ogląda w telewizji program na dobranoc dla dzieci.
– No, nasza Agatka już za godzinę będzie na miejscu – powiedział przy kolacji tatko, patrząc na zegarek.
– Myślę, że nie zmęczy się bardzo tą podróżą – odezwała się mama. – Miała doskonałe miejsce przy oknie. A jutro po drodze ze szpitala (nie wiem, czy pamiętacie, że mama Karolci jest pielęgniarką i pracuje w szpitalu) załatwię zakupy i przygotuję jakiś obiad. Karolcia mi pomoże, prawda?
Karolcia kiwnęła głową.
– Ja też mogę zrobić zakupy. Przecież często chodzę do sklepu.
Mama zgadza się.
– Doskonale. Tylko musisz obiecać, Karolciu, że przez cały czas, zanim wrócimy z tatkiem z pracy, nigdzie nie będziesz się oddalała. Najwyżej do tego najbliższego sklepu.
– Nigdzie nie mogę wychodzić? – przeraziła się Karolcia.
– Skądże znowu! Jeśli tylko będzie ładna pogoda, możesz zejść na dół i tam bawić się z Piotrem i z innymi dziećmi, które w tej chwili jeszcze nie wyjechały. Ale podczas deszczu, proszę, żebyś nie wychodziła z domu.
– A na schody mogę wychodzić?
– Na schody? – mama się trochę zdziwiła, ale po chwili dodała:
– No, ostatecznie możesz. Tylko nie rozumiem, co to za przyjemność. Przecież to nie jest miejsce do zabawy. W tych wszystkich nowych domach schody są tak wąskie! Ale w każdym razie proszę, żebyś nie biegała po podwórku podczas deszczu. Przemoczysz buty, zapomnisz je zmienić i zaziębienie gotowe.
– Ale radio zapowiadało na jutro piękną pogodę – przypomniał tatko – więc nie trzeba się przedtem martwić.