- W empik go
Władcy żywiołów - ebook
Władcy żywiołów - ebook
Szamańskie legendy o władcach żywiołów, walczących z ludźmi opętanymi przez zło, Raven znała do tej pory jedynie z opowieści ciotki. Gdy na jednej z imprez poznaje bliżej Raphaela, szefa miejscowego gangu i zarazem największego przystojniaka w szkole, jej życie staje się pasmem trudnych do racjonalnego wytłumaczenia zdarzeń. Odkrywa w sobie niesamowitą moc, która ją fascynuje i przeraża jednocześnie. Stając się coraz bardziej świadoma czekającego ją przeznaczenia, porzuca zwyczajne życie, jakie do tej pory prowadziła i uczy się panować nad demonami – tymi na zewnątrz i tymi czającymi się w niej samej… Ale czy dziedzictwo, które nosi w sobie, nie okaże się dla niej pewnego dnia przekleństwem?
O ile to było możliwe, wiatr zawiał z jeszcze większą siłą. Deszcz przemoczył nas do suchej nitki. (…)
– Jezu, kobieto, opanuj się.
Zmarszczyłam brwi. A temu o co znowu chodzi?
– Zaraz będzie tu powódź stulecia, jak się nie będziesz kontrolować.
– O czym ty, do diabła, mówisz? Naćpałeś się czy co?
– Raven, nie uważasz, że to dziwne? Kiedy ty się smucisz, leje jak z cebra, chociaż zapowiadali trzydzieści stopni w cieniu. Twoje oczy zmieniają kolor. Widzisz aury ludzi. Twojego tatuażu nie widzą inni…
– O czym ty bredzisz? – weszłam mu w słowo. – Tobie też się zmienia kolor oczu. Tak czasem się zdarza, że kiedy człowiek jest smutny, pada deszcz. Skoro nikt nie widzi mojego tatuażu, to skąd o nim wiesz? Wczoraj ktoś podrzucił mi jakieś prochy i najwidoczniej tobie też! – musiałam krzyczeć, chociaż nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Wiatr wiał tak mocno, że niektóre drzewa były zgięte wpół.
Klaudia Wiktoria Streich
Urodziła się w 1999 roku w Nowym Dworze Gdańskim. Dorastała w Krynicy Morskiej. Jest absolwentką Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej. Aktualnie mieszka w Gdańsku. Przygodę z literaturą rozpoczęła jako uczennica gimnazjum – wtedy pojawił się pomysł stworzenia świata „Władców Żywiołów”. Uwielbia zwierzęta, a w szczególności psy. Nie cierpi stać w miejscu, więc rozwija się w różnych dziedzinach: rysunku, malarstwie, grafice komputerowej, fotografii oraz w pisaniu.
„Władcy Żywiołów. Woda i Wiatr” to jej debiut literacki.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-999-4 |
Rozmiar pliku: | 1 014 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szamańska legenda „Jak powstał świat”PROLOG
Tarzała się po mokrej ziemi, rozdzierając gardło. Rozrywała moje bębenki błaganiami o litość. Zatkałam dłońmi uszy. Deszcz uderzał w moje ciało niczym karabin maszynowy. Chciałam jej pomóc, uspokoić. Nie mogłam znaleźć źródła jej bólu. Podbiegłam do niej. Wrzasnęła po raz kolejny, wyciskając łzy z oczu, mieszając je z kroplami deszczu. Bladą twarz szpecił grymas cierpienia, jakby była torturowana od stuleci. Głupia myśl.
– Błagam… przestańcie!!! – wrzask przemienił się w szloch.
Kolejna fala mordęgi zamarła jej na ustach, kiedy dotknęłam skóry. Ale… dlaczego?
Pomimo błota jej jasne włosy lśniły jak gwiazdy. Wyraźna fala ulgi pojawiła się na dziecięcej twarzy. Otworzyła oczy. Aż westchnęłam z wrażenia. One były białe. Przezroczyste. Nieskazitelne.
– Eliza… jak ty…? – wybełkotała zaskakująco mocnym głosem. Potem wyrzuciła jednym tchem potok słów: – Musisz uważać, Oni znaleźli sposób, żeby zmienić historię. Rosną coraz szybciej w siłę. Musisz wrócić do pozostałych, szykują armię…
– Zaczekaj – przerwałam. – Nie jestem Eliza, tylko Raven.
Nieznajoma rozszerzyła oczy ze zdziwienia i zaczęła mi się przyglądać. Świdrowała mnie wzrokiem, jak gdyby chciała zobaczyć moją duszę. Może zresztą tak było. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Równocześnie odskoczyłyśmy od siebie jak oparzone.
Tęczówki… ona miała żółte, świecące jak światło, słoneczne tęczówki. Boże, znowu zaczęła wyć z bólu. Zwijała się, jęczała, bełkotała niewyraźnie jakieś słowo. Chyba „knahi”. Byłam przekonana, że już na zawsze ten widok zachowa mi się w pamięci. Znowu dotknęłam jej ramienia i tak samo jak za pierwszym razem ból minął. Tak, jakbym była jej lekarstwem, ochroną.
– To nie może być prawda! To za szybko! – darła się na mnie, jakbym zrobiła coś złego. – Znajdź Elizę, powiedz, że jesteś Knahi, powiedz jej, że historia się zmieni, że Dayla cię przysłała. Nie możesz się Ich bać, Oni się żywią twoim strachem – mówiła z powagą w głosie przewyższającą jej wiek. Gdybym cokolwiek rozumiała, pomyślałabym, że od tego zależy jej życie.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Kim są „Oni”? – Nie jestem Knahi, tylko Raven. Raven – powtórzyłam wyraźnie i dobitnie. – Gdzie są twoi rodzice? Jesteś przemarznięta i mówisz kompletnie bez sensu. Chodź, zaprowadzę cię do mojego dziadka, on zna tu wszystkich.
Zignorowała mnie. Wyglądała, jakby czegoś słuchała, ale na pewno nie mnie.
– Znaleźli mnie – szepnęła. O zgrozo, ten szept był gorszy od jej wrzasków. – Uciekaj! Nie mogą cię zobaczyć!
Wyszarpała rękę z mojego uścisku. Natychmiast padła na ziemię w kolejnej dawce agonii, ale to trwało chwilę, ułamek sekundy, mrugnięcie okiem. Nie było jej. Nie było wrzasków, płaczu, jęku, bzdur. Niczego i nikogo.
– Dayla! Dayla, gdzie jesteś?! – wołałam. Nic, cisza.
Rozejrzałam się jeszcze raz. Ludzie tak po prostu nie znikają. Ona musi gdzieś być…