Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Władczyni dusz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Władczyni dusz - ebook

Bestseller NEW YORK TIMES!
Hit TikToka!


Niebezpieczne morskie królestwo, magia i straszliwa zemsta – „Władczyni dusz” to porywająca powieść fantasy dla fanów cyklu „Szklany Tron” Sary J. Maas oraz „Córki Króla Piratów” Tricii Levenseller!


Jestem słusznym wyborem. Jedynym wyborem. I będę chronić swoje królestwa.


Amora Montara zostanie królową.
Księżniczka królestwa wysp Visidia całe życie spędziła na ćwiczeniach, by zostać Władczynią dusz. Wszyscy, prócz niej, mogą wybrać rodzaj magii, którą będą się posługiwać. Aby zapewnić sobie tytuł następczyni tronu, musi udowodnić, że potrafi panować nad niebezpieczną magią dusz.
Podczas ostatecznej próby ponosi porażkę i zostaje zmuszona do ucieczki. Zawiera układ z tajemniczym piratem, Bastianem. Musi udowodnić, że zdolna jest rządzić.
Żeglowanie pośród wysp jest jednak bardziej niebezpieczne, niż się księżniczce zdawało. Destrukcyjna nowa magia rośnie w siłę, a jeśli Amora chce ją zwyciężyć, będzie musiała stawić czoła legendarnym potworom i mściwym syrenom. W przeciwnym wypadku zaryzykuje losy królestwa i na zawsze straci szansę na koronę.
„Niezwykle wciągająca powieść o magii i drugiej szansie” – Entertainment Weekly
„Ostra i bezkompromisowa... Zrób sobie przysługę i daj się porwać tej pięknej książce!” – Tomi Adeyemi
„Okrutna i uwodzicielska Władczyni dusz to książka, obok której nie można przejść obojętnie!” – Hafsah Faizal
„Przepełniona awanturniczą przygodą, burzliwym romansem i mroczną, wszechpotężną magią” – Christine Lynn Herman

 

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8280-087-6
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Wspaniały dzień na żeglowanie.

Smakuję sól oceanu pokrywającą mój język. Żar późnego lata zmusił wodę do uległości – ledwie się kołysze, gdy stoję na prawej burcie.

Turkusowe fale ciągną się po horyzont, ławice pokolców i żółtogonów oddalają się od naszego statku i skrywają pod niewielką pianą morską. W porannej mgle widać zarys spowitych chmurami gór, które należą do wysuniętej najbardziej na północ wyspy królestwa – Mornute. To jedna z sześciu wysp, których jeszcze nie widziałam, choć pewnego dnia będę nimi rządzić.

– Dokąd zmierzamy? – pytam. – Do wulkanów Valuki? Dżungli Suntosu? – Pogoda jest na tyle łagodna, że moje słowa niosą się aż na dziób, gdzie ojciec wpatruje się w wodę.

Ma czterdzieści lat, lecz długi czas spędzony na oceanie przyczynił się do pomarszczenia jego oliwkowej skóry, przez co wydaje się starszy. Dzięki zmarszczkom wygląda też na surowego, co mi się podoba. Najwyższy Animancer Aridy, król Visidii, zawsze powinien wyglądać srogo.

– Ocean to niebezpieczna bestia, Amoro – mówi. – A ty jesteś zbyt cenna, by cię utracić. Jednak dowiedź dziś swej siły przed naszym ludem, a będę wiedział, że sobie poradzisz. Na razie skup się na zdobyciu tronu. – Patrzy na mnie ciemnobrązowymi oczami i się uśmiecha. – I na zaręczynach.

Czuję ucisk w gardle. Ferrick jest dobrym mężczyzną, jeśli marzy się o wyjściu za mąż za przyjaciela z dzieciństwa. Jednak ja wolę innych zalotników i ich dary. Amabony, ginnadę i sukienki z najlepszych tkanin, a wszystko to dla wrażliwej księżniczki, za którą mnie mają. Chłopcy w królestwie sądzą, że mogą kupić moją miłość i tytuł, a ja pozwalam im w to wierzyć. Nic nie może się równać z cennymi prezentami zalotników spragnionych tronu, a ja nie zamierzam rezygnować z ich hojności.

– Gotowa? – pyta cicho, lecz stanowczo ojciec. Coś zmienia się w jego oczach. Nie mówi o zbliżających się zaręczynach.

Moja dłoń podąża instynktownie do skórzanej sakiewki na biodrze. Zawartość grzechocze, gdy dotykam jej sztywnych krawędzi.

– Tak – odpowiadam, choć w moim głosie pobrzmiewa więcej odwagi, niż faktycznie odczuwam. Nawet będąc jedynym dzieckiem króla, lud tak po prostu nie odda mi korony i nie pozwoli rządzić z racji pierworództwa. Tutaj, w królestwie Visidii, najpierw muszę dowieść, że zasługuję na tytuł dziedziczki. Zamierzam to zrobić, poprawnie demonstrując aridańską magię – dostępną jedynie osobom o monarszej krwi.

Dziś mam jedyną okazję, aby udowodnić, że mogę ubiegać się o tytuł Animancerki – władczyni dusz. Jednak mój lud nie zaspokoi się przeciętnym pokazem. Będą wymagać perfekcji, a ja im ją przedstawię. Wieczorem dowiodę, że nie istnieje nikt lepszy, kto mógłby objąć tron.

Gdy kierujemy się do portu Aridy, mojej rodzinnej wyspy, przed nami rozciągają się góry z klifami porośniętymi bujną roślinnością. Brzegi są gęsto usłane bioluminescencyjną florą, która za dnia jest piękna, jednak nocą, gdy rozkłada świecące fioletowe i różowe płatki, zapiera dech w piersi.

Jest cudownie, ale kiedy się zbliżamy, czuję mocny ucisk w okolicach serca. Próbuję go ignorować, lecz kotwiczy się również w moim brzuchu.

Kocham Aridę, ale na bogów, czego bym nie dała, by zawrócić statek i płynąć dalej...

Żagle wzdymają się, gdy wiatr pcha nas do portu, a ojciec przygotowuje się do wejścia do doku. Być może pewnego dnia obejmę władzę w królestwie, mimo to rodzic wciąż nie chce mnie nauczyć czegoś tak prostego, jak sterowania Księżną. Ponieważ jestem jedną z dwóch potencjalnych dziedziczek rodu Montara, opowiada o niebezpieczeństwie związanym z podróżowaniem. Pomimo wielu lat błagania i kłótni, że powinnam postawić żagle i zobaczyć swoje królestwo, ledwie pozwala mi dotknąć steru.

Oznacza to jednak, że nadszedł czas, by się bardziej postarać. W końcu dziś są moje urodziny.

Odpędzam od siebie zmartwienia, gdy mewy zataczają kręgi nad grotmasztem, i podchodzę do ojca, który się uśmiecha. Doskonale wie, czego chcę.

– Proszę. – Kładę na sterze gładką dłoń obok jego szorstkiej. Animancer na opalonej skórze dumnie nosi odciski, które są charakterystyczne dla podróżnika.

Nie pozostało wiele czasu do wpłynięcia do doku. Woda jest coraz płytsza, uderza gniewnie o kadłub, gdy zbliżamy się do Aridy. Na czerwonym piasku czeka na nas niewielka grupa służących i żołnierzy gwardii królewskiej, a wszyscy są gotowi nas eskortować, byśmy mogli przygotować się na wieczór.

– Nie. – Ojciec prostuje ramiona, blokując mnie. Nurkuję pod nimi, aby złapać ster.

– Tak. Tylko raz?

Ojciec wzdycha, aż porusza się jego szeroka pierś. Musi wyczuwać, jak bardzo tego pragnę, ponieważ po raz pierwszy w życiu odsuwa się na bok i oddaje mi ster. Bez wahania zaciskam dłoń na gładkim drewnie, tłumiąc drżenie, gdy czuję jego strukturę pod palcami. To dla mnie naturalne. Jakby moje ręce zostały do tego stworzone.

– Musisz płynąć powoli – mówi ojciec, ale słucham tylko połowicznie. Statek jest jak bestia z moich pragnień, zdolna spełnić obietnicę przygody i pokonać wszystko na swej drodze. Jest silny, nieustraszony, ale wyczuwam, że nie chce mnie słuchać. Tak samo jak mój lud – wymaga jedynie najbardziej wprawnego kapitana i nie zaakceptuje nikogo słabszego.

Delikatnie skrobię paznokciem o drewno i o centymetr przesuwam ster. Statek drży w odpowiedzi, rozważając moją wolę. Ojciec pozostaje blisko, jego ręce gotowe są przejąć władzę, jeśli coś pójdzie nie tak. Jednak do tego nie dopuszczę.

Jestem Amora Montara, księżniczka Visidii, następczyni tronu Najwyższego Animancera. Nie ma statku, którym nie mogłabym żeglować. Nie ma nic, czego nie zdołam opanować.

Wiatr się wzmaga, napinając żagle, spychając statek nieco w lewo. To nie jest duża zmiana kursu, lecz łajba rzuca mi wyzwanie, a ja nie zamierzam przegrać. Poprawiam uchwyt na sterze i koryguję kurs.

Nie muszę unosić głowy, by wiedzieć, że wpływamy na płyciznę. Czuję to w zachowaniu statku, w sposobie, w jaki równomierne kołysanie w tył i przód zmienia się w sztywne, gwałtowne ruchy.

– Mocniej złap lewą ręką – mówi odlegle ojciec, a ja spełniam polecenie. Statek trzeszczy w odpowiedzi.

Jestem Amora Montara. Ponownie wbijam paznokieć w Księżną, gdy statek się trzęsie. Moc Aridy jest we mnie. Podporządkujesz się.

Księżna jęczy, gdy uderzamy w piasek, a od tego aż cała drżę. Tracę równowagę i gramolę się, aby poprawić uchwyt na sterze, ale ten jest wilgotny od oceanicznej bryzy i uderzam w niego twarzą. Ocieram policzkiem o drewno, przez co statek ze mnie drwi, osiadając na mieliźnie. Odsuwam się i przeciągam palcem po skórze. Kapie z niej krew.

Statek wygrał i o tym wie. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni coś sprawiło, że krwawiłam.

– Amoro! – krzyczy z przerażeniem ojciec. Narasta we mnie gniew, gdy spoglądam na ręce, które mnie zdradziły.

Zniszczyłam statek, a wystarczyło słuchać.

– Na ostrze Cata, krwawisz.

Dziś muszę wyglądać idealnie. Nie ma miejsca na brzydkie, świadczące o słabości rany.

– To tylko zadrapanie. – Bagatelizuję jego troskę. – Mira to zakryje.

Na zmarszczonym czole ojca widać wyrzuty sumienia. Na ten widok gniew zatruwa moje żyły. Nie zawinił temu, że krwawię. To nie jego wina, że nawet statku nie mogę zmusić do posłuchu.

Biorę ojca pod rękę, nim coś doda.

Schodzimy trapem z Księżnej do Miry czekającej na piasku o barwie świeżej krwi. Za nią stoją sztywni mężczyźni i kobiety, którzy mają na sobie lekkie kaftany ozdobione różem i złotem. Mira jest ubrana w luźne czarne spodnie i równie ciemną bluzkę, w czym niknie jej wątła sylwetka. Na szyi ma sznury małych pereł, które błyszczą pod jej włosami – gęstymi falami, czarnymi i lśniącymi jak krucze pióra. Wykończenie stroju w postaci różu i złota pasuje do królewskiego godła, które nosi z dumą na piersi – takie samo mają inni: szkielet węgorza owinięty wokół korony z fiszbin.

Choć Mira jest niewiele ode mnie starsza, na jej twarzy o ostrych rysach ciągle widać niepokój. Jako moja dwórka od pięciu lat poświęca każdą możliwą chwilę na dbanie o mnie równie mocno, jak rodzice. Kiedy dostrzega zadrapanie na moim policzku, sapie i ciągnie mnie do przodu.

– Akurat dziś. – Wyjmuje z kieszeni chustkę i ociera moją skórę. W zmrużonych niebieskich oczach czai się solidna dezaprobata, a gdy oczekuję na werdykt, Mira marszczy brwi. – Rana jest świeża, zdołamy ją ukryć, ale musimy się spieszyć. Chodź, pani, przygotuję cię.

Patrzę na ojca, szukając na jego twarzy uśmiechu zachęty, ale znajduję tylko grymas – otaczają go dworzanie, szepcząc tajemnice nieprzeznaczone dla uszu niezaaprobowanych dziedziczek. Stawiam krok w jego stronę, w duchu błagając, aby się obrócił i zobaczył moje zainteresowanie lub zaprosił do rozmowy, ale Mira chwyta mnie za rękę.

– Wiesz, że nic ci nie powiedzą, pani. – Choć mówi słodkim głosem, jej słowa są jak szpony. – Nie, póki nie pokażesz, jak wprawnie władasz magią.

Odtrącam jej dłoń i skupiam uwagę na statku uwięzionym na mieliźnie. Drewno trzeszczy ze śmiechem, drwiąc ze mnie.

Dźwięk ten przeszywa mnie aż do kości i zastanawiam się: jeśli nie potrafię zawładnąć jednym statkiem, jakim cudem mam być gotowa rządzić całym królestwem?Rozdział 2

Ikaeńczycy rzucili zaklęcia na pochodnie, aby oświetlały ścieżkę pod moim balkonem, lśniąc odcieniami różu, błękitu i fioletu.

Setki Visidian wspinają się po stromych stopniach klifów prowadzących z brzegu do miejsca, gdzie rozpoczyna się ceremonia przy pałacu. Niektórzy wykorzystują utwardzone ścieżki, podczas gdy ci bardziej żądni przygód przeciskają się pomiędzy tęczowym eukaliptusem, dusząc się rzucanymi ku sobie drwinami i sapiąc, gdy się ścigają. Grupa curmańskich żołnierzy czeka na brzegu, by pomóc tym, którzy nie chcą lub nie mogą się wspinać. Unoszą dzieci, a nawet całe rodziny w powietrze, ponad północne klify, gdzie będzie odbywać się uroczystość. Są wystarczająco wyćwiczeni w magii lewitacji, więc jest to dla nich tak łatwe, jak oddychanie.

Stałe bicie bębnów jest intensywniejsze niż wcześniej, każdy dźwięk dociera wgłąb mojego ciała, grzechotanie perkusji wypełnia całą moją pierś. Powietrze pulsuje energią i śmiechem, ciepłem i zapachem bogato przyprawionej wieprzowiny i pieczonych śliwek.

Zebrali się tu dziś wszyscy – każda osoba, młodsza czy starsza. Kiedy nadejdzie czas na mój występ, nie zdołam ukryć się przed oczami obywateli Visidii.

– Czyż to nie wspaniałe? – pyta Yuriel. – To lepsze niż teatr z tą całą modą i magią. Powinniśmy częściej gromadzić w ten sposób lud z całego królestwa. – Kuzyn siedzi w rogu mojego łóżka z baldachimem. Opierając się na kołdrze z gęsich piór, sięga do półmiska pełnego wspaniałych przekąsek. Siedząc tam, sam wygląda niemal jak gęś, ostrożnie trzyma czekoladę z dala od farbowanych na różowo pawich piór, które zdobią jego ekscentryczny strój, ale sporymi łykami popija czerwone wino z kryształowego kieliszka.

Ciągle rozpraszają mnie jego jasne, lawendowe oczy i piękny fluorescencyjny makijaż wokół nich.

– Kiedy będę rządzić, zamierzam gromadzić poddanych przy okazji mnóstwa uroczystości. – Odsuwam się od balkonu i zaciągam za sobą aksamitną zasłonę. Mówienie o tym głośno rozgrzewa mi krew, przez co odczuwam mrowienie skóry spowodowane ekscytacją dzisiejszym wieczorem.

W ciągu zaledwie kilku godzin wszystko, co usiłowałam zdobyć przez osiemnaście lat, będzie moje.

Dostanę tytuł następczyni tronu Visidii. Będę mogła wypłynąć i zobaczyć moje królestwo. Otrzymam prawo nie tylko do poznania jego tajemnic, lecz także do decydowania w ich sprawie.

– Cieszę się, że jesteś tak pewna siebie – mówi Yuriel pomiędzy kęsami słodyczy. – Trzymam cię za słowo.

Choć oboje wywodzimy się z rodu Montara, nasze podobieństwo kończy się wraz z krwią w naszych żyłach. Ojciec kuzyna ma cerę białą jak śnieg, więc on sam ma jaśniejszą od mojej, która jest miedzianobrązowa. Podczas gdy ja mam na głowie czarne loki, on, jak wszyscy w jego rodzinnym mieście Ikae, ma ekstrawagancką fryzurę, a włosy białe, pozbawione koloru nawet u nasady. Ja jestem wysoka i dobrze umięśniona, on smukły i delikatny – typowy ikaeńczyk.

Jednak najbardziej charakterystyczną różnicą pomiędzy nam jest to, że pomimo jego królewskiego rodowodu, Yuriel nie może przyjąć magii dusz. Zrezygnował z tego prawa, gdy miał pięć lat i przypadkowo skorzystał z magii zaklęć, aby zmienić włosy ciotki Kalei na fluorescencyjnie zielone. Choć był za mały, aby zostać obarczony odpowiedzialnością za swój wybór, w tej chwili dziedziczkami jesteśmy tylko ja i ona. Jeśli lud nie uzna mnie za godną następczynię tronu, zwróci się ku ciotce Kalei, jedynej osobie z rodu Montara, która jeszcze nie objęła żadnej magii.

Ale do tego nie dojdzie. Nikt w mojej rodzinie nie poniósł porażki podczas wystąpienia, a ja poświęciłam zbyt wiele swojego życia, by przypadkowo stać się pierwszą osobą, która zawiedzie swój ród.

– Pani Amoro? – Mira pojawia się w salonie połączonym z sypialnią. Jej tęczówki są białe i błyszczą, to nieodzowny wygląd Curmanki używającej telepatii. – Rodzice cię oczekują. – Mruga i do jej oczu wraca błękit. – Kiedy będziesz gotowa, Casem zaprowadzi cię do nich.

Yuriel porusza brwiami, a ja obracam się, by po raz ostatni spojrzeć w lustro. Pod warstwami kremów i pudrów zadrapanie na moim policzku jest ledwie widoczne. Suknię z krepy stworzono, by przykuwała wzrok – niebieska, z haftowanym gorsetem ozdobionym złotą nicią, który podkreśla moje kształty i rozświetla miedzianą cerę. Przylega do ciała we wszystkich właściwych miejscach, a dzięki ciemnobrązowym lokom, związanym luźno na karku, wyglądam oszałamiająco.

Mira podaje mi pelerynę, która wygląda, jakby była skąpana w roztopionych szafirach i obsypana gwiezdnym pyłem. Przyczepia mi ją do sukni tuż pod ramionami, a ja wstrzymuję oddech. Lśni jak promienie słońca na ciemnej tafli wody, a moje paznokcie zaczynają błyszczeć, gdy gładzę miękki materiał.

– Przeszłaś samą siebie – mówię, widząc pełen dumy uśmiech, który próbuje skryć.

– Ferrick to szczęściarz – odpowiada. – Wyglądasz pięknie, pani.

Moja radość słabnie. Tyle czasu trzeba było poświęcić, by dopasować tę suknię, że muszę ślicznie w niej wyglądać. I czułam się doskonale, zanim Mira wspomniała o Ferricku.

– Dziękuję – mówię szybko, próbując odsunąć od siebie myśli o moim przyszłym narzeczonym. – Jestem gotowa, by dołączyć do rodziców.

– Powodzenia! – woła Yuriel i dolewa sobie wina.

Zostawiam go w swojej sypialni, moje buty stukają na marmurowej posadzce, gdy idę za Mirą do drzwi. Mój strażnik, Casem, czeka z głową opartą o ścianę.

Jako Valukanin potrafi manipulować powietrzem, jednak woli posługiwać się bronią, więc nie za często ćwiczy magiczne umiejętności. Z dumą nosi mundur właściwy gwardii królewskiej i żołnierzom królestwa Visidii, niezależnie od wyspy, z której pochodzą: niebieski kaftan i błyszczącą szafirową pelerynę ze srebrnym wykończeniem. Królewski herb ze szkieletem węgorza lśni na niej jasno, gdy chłopak kłania się nisko i zerka w naszą stronę, choć spojrzenie jasnoniebieskich oczu pozostawia dłużej na Mirze niż na mnie. Jest jak żywy plaster miodu z opaloną cerą i jasnymi włosami. Przysięgam, że roztapia się za każdym razem, gdy na nią patrzy.

Może pewnego dnia para zdobędzie się na odwagę, by złączyć usta w pocałunku i tym samym zakończyć ciągłą tęsknotę.

– Dołączycie do ceremonii? – pytam, gdy idziemy, wdzięczna za to, że mogę zamienić kilka słów z kimś trzeźwym. – Czy może ojciec przydzielił wam obojgu zadania?

Ich chwilowe milczenie jest dostateczną odpowiedzią.

– Wątpię, bym był potrzebny. – Casem zerka z uśmiechem przez ramię. – Ale pilnowanie cię dziś, pani, jest dla mnie zaszczytem. Choć muszę przyznać… pieczeń wieprzowa pachnie, jakby przygotowali ją bogowie. Nie obraziłbym się, gdybyś zdołała przetrzymać jedzenie…

– Casem! – wzdycha Mira, ale strażnik się śmieje, a ja uśmiecham z powodu jego wyboru.

– Poproszę kucharki, by coś odłożyły – zapewniam go, kiedy wchodzimy po schodach, a moje serce gubi rytm, gdy zbliżamy się do sali tronowej.

Kiedy staję przed masywnymi podwójnymi drzwiami, wstrząsa mną dreszcz. Przystaję i nabieram głęboko powietrza, aby się uspokoić. Osiemnaście lat i ta chwila w końcu ma miejsce.

To bogato rzeźbione złote panele ze wzorem mapy wysp, którymi rządzimy, przedstawionymi za pomocą błyszczących klejnotów. Wyspa magii dusz, jak i stolica naszego królestwa, Arida, została oddana za pomocą szafiru umieszczonego dumnie pośrodku mapy.

Moja skóra ogrzewa się, gdy muskam palcem rodzinną wyspę i wiodę nim wprost do domu Yuriela – Mornute, oznaczonej morganitem. Zamożna wyspa pełna jest modnych mieszkańców używających magii zaklęć do farbowania swoich włosów raz na fioletowo, raz na różowo. Mornute znana jest nie tylko ze specyficznego sposobu wykorzystywania magii, lecz także z bogatych górskich winnic. Wyspa magii zaklęć produkuje i eksportuje większość alkoholu całego królestwa Visidii. Choć ich piwo jest wyśmienite, wolę wina.

Po lewej znajduje się rodzinna wyspa Casema i mamy – Valuka – oznaczona rubinem, gdzie praktykowana jest magia żywiołów. Ci posługujący się valukańską magią mają wybór między ziemią, ogniem, powietrzem i wodą. Mama postawiła na ten ostatni żywioł.

Pod nią znajduje się bardziej tajemnicza dla mnie wyspa – Kerost, gdzie włada się magią czasu, a reprezentuje ją ametyst. Choć manipulowanie czasem nie jest możliwe, posługujący się tą magią są w stanie zmienić to, jak ciała zachowują się w czasie, spowalniając lub przyspieszając ich proces starzenia. W pałacu mamy żołnierzy i służących pochodzących ze wszystkich wysp, ale długo czekałam, nim na własne oczy zobaczyłam magię czasu w akcji. Ojciec opowiadał o tym, jakie mogą być jej skutki, przez co jest ona najrzadziej praktykowana w całym królestwie Visidii.

Najdalej na prawo umieszczono szmaragd oznaczający wyspę Suntosu, gdzie włada się magią przywracania. Wykwalifikowani uzdrowiciele często pracują dla królestwa, są rozsyłani po całej Visidii, aby zajmowali się chorymi i rannymi. Suntosu jest też domem mojego narzeczonego, Ferricka, i właśnie dlatego mijam ją szybko, nie chcąc myśleć o ogłoszeniu naszych zaręczyn. Wiodę palcem w górę do onyksu przedstawiającego Curmanę, na której urodziło się sporo pałacowej służby, wliczając w to Mirę. Myślę o mieszkańcach tej wyspy widzianych wcześniej, gdy pomagali innym wspinać się po klifach.

Nie wszyscy potrafią posługiwać się lewitacją; niektórzy, jak Mira, mogą porozumiewać się telepatycznie, zupełnie nie używając do tego ust. Ojciec zatrudnił kilkoro z nich jako doradców na poszczególnych wyspach, aby mogli płynnie się komunikować. Są również największym źródłem plotek w królestwie.

Kiedy zabieram rękę, muskam niewielką dziurę w mapie na południe od Aridy i pochylam się, aby przyjrzeć się miejscu, w którym niegdyś lśnił piękny biały opal. Zudoh. Wyspa specjalizująca się w magii klątw, odcięta od królestwa, gdy byłam dzieckiem. Nie wiem za wiele o ich magii – tylko tyle, że była używana do ochrony. Mieszkańcy mogli tworzyć bariery i uroki, które naruszone sprawiały, że ludzie widzieli dziwne rzeczy. Jednak przede wszystkim wyspa była znana z zaawansowanej infrastruktury i unikalnego drewna, które nadawało się zarówno do budowania naszych domów, jak i statków. Jako kraina najbardziej wysunięta na południe odznaczała się najchłodniejszym klimatem. Mawiają, że zimy na Zudoh są ostre i pełne zamieci śnieżnych.

Nie pamiętam za wiele o jej odcięciu od królestwa, wiem tylko, że doszło do tego, gdy miałam siedem lat. To drażliwy temat w rozmowach mieszkańców, często porusza się go szeptem za zamkniętymi drzwiami. Nawet ojciec nie lubi o tym dyskutować.

Ilekroć chciałam poznać szczegóły, szybko podawał wymijającą odpowiedź, że Zudyjczycy nie zgadzają się ze sposobem, w jaki rządzi ród Montara i nigdy nie uszanują naszej woli. Moja pozostała wiedza na temat Zudoh opiera się wyłącznie na plotkach.

Słyszałam, że tamtejsi doradcy wystąpili przeciwko ojcu podczas jednej z jego wizyt na wyspie, w wyniku czego doszło do walk, a on sam został ciężko ranny. Mgliście pamiętam przerwę, jaką zrobił w moich treningach, i nie mogłam do niego przychodzić. Zakładałam wtedy, że był zajęty, ale dopiero lata później domyśliłam się, o co chodziło.

To irytujące oczekiwać, że pewnego dnia będę rządzić tym królestwem, a mimo to jestem traktowana jak dziecko i nie powierza mi się informacji, dopóki „nie będę gotowa”.

Właśnie dlatego tak wyczekuję dzisiejszej uroczystości. W chwili, gdy mój występ się zakończy, oficjalnie zostanę następczynią tronu i zażądam wszystkich wiadomości dotyczących mojego królestwa. Już nie będę musiała snuć domysłów. Ojciec nie zdoła utrzymać mnie na Aridzie, mówiąc, że muszę ćwiczyć swoją magię. Będzie musiał traktować mnie z szacunkiem, na jaki zasługuje przyszła królowa. Może zostałam jedną z dwóch ostatnich spadkobierczyń, ale nie jestem tak krucha, jak mu się zdaje.

– Amoro? – Z zamyślenia wyrywa mnie głos Miry.

Obok mnie stają dwaj pałacowi strażnicy, każdy trzyma dłoń na klamce i czeka.

Wzdycham głęboko.

– Otwierać.

Drzwi poruszają powietrzem, gdy się rozstępują, wprawiając w ruch kilka luźnych pasm włosów przy mojej szyi i skroniach. Czuję ucisk w piersi, gdy szybciej oddycham. Zerkam na Casema i Mirę, którzy klęczą na jednym kolanie, skłaniając głowy, następnie wchodzę do sali tronowej.

Drzwi zamykają się za mną.

Nie potrzeba tu światła. Pochodnie i blask gwiazd wpadający przez otwartą tylną ścianę wystarczają, by rozjaśnić przestrzeń. Jak w każdym pałacowym pomieszczeniu i tu posadzkę zrobiono z białego marmuru, choć pokrywa ją szafirowy dywan ze złotym wykończeniem. Na jego skraju, ponad sześcioma stopniami z czarnego marmuru, znajdują się trzy trony z pereł i fiszbin.

Wkrótce będzie czwarty. Po ślubie Ferrick usiądzie obok, gdy będę przewodniczyć zebraniom dostojników.

Ręce mi się pocą, ale nie mam czasu na myślenie o czwartym tronie. Rodzice stoją przed dwoma wysuniętymi do przodu, za nimi rozciąga się balkon z widokiem na Aridę. Pochodnie będące pod wpływem zaklęć rzucają blask na ich profile i zmieniają ich uśmiechy w miniaturowe księżyce.

– Amoro – odzywa się ojciec. – Wyglądasz przepięknie. – Za nim stoi stół, choć nie widzę, co leży na jego blacie.

Świadomość tego, co się naprawdę dzieje, zmienia moje nogi w kamień. Zmuszam je jednak, by się poruszyły. Mijam marmurowe kolumny – pozostały cztery pomiędzy mną a rodzicami. Liczę je z każdym krokiem.

Pierwsza.

Jeszcze godzina, a dowiodę ludowi królestwa Visidii, że zostanę następczynią ich tronu.

Druga.

Dwie godziny, aż zostanę zaręczona z mężczyzną, którego nigdy nie pokocham.

Trzecia.

Trzy godziny, aż wydam rozkaz, aby przygotować statek do jutrzejszego wypłynięcia i polecę, aby została mi zdradzona każda tajemnica królestwa.

Cztery.

W końcu dopadają mnie nerwy, aż cała się pocę.

Tuż przed schodami składam ukłon, a ojciec się śmieje.

– Chodź, Amoro – mówi. – Usiądź.

Przełykam ślinę przez ściśnięte gardło i wchodzę ze zbytnim pośpiechem po schodach, kierując się w stronę mojego tronu – tego nieco z tyłu. Matka jednak chwyta mnie za ramiona i odwraca.

– Nie tam – szepcze, kierując mnie ku największemu tronowi, temu przeznaczonemu dla Najwyższego Animancera. Moje serce jest potworem szalejącym w klatce piersiowej, gdy ojciec chwyta mnie za rękę i prowadzi na miejsce.

Sala wygląda stąd na ogromną. Nie widać gwiazd ani okien z widokiem na wyspę. Jestem tylko ja i pusta przestrzeń, która wydaje się za duża.

– Pewnego dnia, gdy bogowie zabiorą moją duszę lub lud nie będzie mnie postrzegał jako zdolnego do rządzenia, to właśnie ty tu zasiądziesz. Będziesz władać królestwem, jak powołali cię do tego bogowie. – Głos ojca brzmi odlegle, bo moje serce głośno bije i go zagłusza. – Znam twoją magię, kontrolę i siłę. Przez ostatnie osiemnaście lat obserwowałem, jak rosły wraz z tobą i teraz nie mógłbym być bardziej dumny. Moc Aridy jest silna w twojej krwi, a jednak ją poskromiłaś. Czas dowieść tego twojemu ludowi. Pokazać, że gdy mój czas dobiegnie końca, obywatele będą mogli ci zaufać. – Sięga za siebie i bierze ze stołu dwa eleganckie naramienniki. Ozdoby są zaskakująco długie, inkrustowane kamieniami szlachetnymi reprezentującymi różne wyspy królestwa Visidii i mają ostre, niebezpieczne kolce, o które z pewnością się pokaleczę, jeśli zbyt szybko obrócę głowę.

Pragnienie rośnie, niemal mnie dusząc. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak lekkie i chłodne są moje ramiona.

– Amoro, czy przysięgasz przyjąć stanowisko, które zaoferowali ci bogowie, oraz posługiwać się magią szczerze i sprawiedliwie? – pyta, przyczepiając pierwszy epolet.

– Przysięgam. – Chwytam podłokietniki tronu, by się przytrzymać.

– Czy przysięgasz przestrzegać praw magii dusz, wiedząc, że za każdym razem, gdy będziesz się nią posługiwać, musisz postępować ostrożnie? – Przypina drugi.

– Przysięgam.

Odsuwa się i patrzy na mnie.

– I co najważniejsze, czy przysięgasz poświęcić się, aby ochraniać lud Visidii, podtrzymując magię dusz przez całe swoje życie, nawet znając konsekwencje?

Patrzę stanowczo na ojca, wysoko unosząc głowę.

– Przysięgam.

Jego oczy błyszczą, gdy odbija się w nich światło pochodni.

– Zatem zakończ trening i przed wschodem słońca zostań Animancerką. Masz moje błogosławieństwo.

Kamienie ocierające się o moją szyję i uszy sprawiają, że dostaję gęsiej skórki. Kiedy drżę, mama kładzie dłoń na mojej ręce, aby mnie uspokoić.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie. Jesteśmy z ciebie dumni. – Jej brązowa skóra lśni jak nadmorskie klify o wschodzie słońca, ciepły bursztynowy odcień pasuje do mojej cery. Jej kasztanowe loki wyglądają na masywne pod elegancką koroną, przystrojoną muszlami i koralami z kilkoma wysuszonymi rozgwiazdami i delikatnymi szafirami. Pasuje do jej niebieskiej, luźnej, bogato zdobionej sukni. Rubinowe nici oznaczające valukańskie pochodzenie zdobią pelerynę, a przy gorsecie widać drobne diamenciki. Jednak najbardziej błyszczy biżuteria mamy – kolczyki z dużą perłą i brylantami, szafiry i rubiny przy kołnierzu rozchodzącym się od szyi i pierścienie, które sprawiają, że jej palce migoczą, gdy nimi porusza.

Coś połyskuje również w jej drugiej ręce.

Kiedy dostrzega mój wzrok, uśmiecha się i otwiera dłoń.

– To należało do twojej babki – mówi, mając na myśli naszyjnik. Łańcuszek jest ze złota i kończy się ciężkim szafirem, który został umiejscowiony pośrodku łzy i okolony brylantami. To najpiękniejsza rzecz, jaką w życiu widziałam. – Powierzyła mi go, gdy byłaś dzieckiem. Te klejnoty są godne przyszłej królowej Visidii.

Nim mam szansę spostrzec, co się dzieje, naszyjnik ląduje na moim dekolcie. Matka całuje mnie w skroń, ale rodzice jeszcze nie skończyli.

Kiedy ojciec bierze koronę zza tronu, całe powietrze ulatuje z moich płuc.

Została wykonana z fiszbin i kości słoniowej. Z podstawy pnie się szesnaście filarów na przynajmniej czterdzieści centymetrów w górę. Ich szpice są ostre, gotowe skaleczyć, zmiękczone tylko pobieżnie białymi i niebieskimi kwiatami, które matka wplata między kości i za moje ucho.

Jednego jestem pewna. Jest mi przeznaczone nosić tę koronę.

Kiedy dziś się zaprezentuję, nie będzie wątpliwości, czy to ja po śmierci ojca mam zostać Najwyższą Animancerką. Lud zobaczy mnie niebawem i będzie tego pewny tak samo jak ja w tej chwili.

Wstaję i ściskam matkę, później ojca. Oboje tulą mnie mocno, ale ostrożnie, aby nie strącić korony lub nie skaleczyć się o moje ostre naramienniki.

– Pokaż dziś swą wspaniałość. – Matka poprawia kwiaty w moich włosach, zerkając na mnie po raz ostatni, nim uśmiecha się z aprobatą.

– Pokaż ludowi, jak silna jest moc rodu Montara – dodaje ojciec.

– Zrobię znacznie więcej. – Wiodę palcem po koronie, oddychając nieco lżej, a z każdą upływającą sekundą rozluźniają się moje mięśnie. – Pokażę, jak jestem silna.

Z kojącym ciężarem sakiewki na biodrach jestem gotowa.

Ojciec obejmuje ostrożnie moje ramiona, nim podaje rękę mamie.

Już czas.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: