Włoska rodzina - ebook
Włoska rodzina - ebook
Ivo Greco dowiaduje się, że jego dawno niewidziany brat zginął wraz z żoną w wypadku, zostawiając syna. Opiekę nad małym Jamiem sprawuje jego krewna, Flora Henderson. Dziadek Iva za wszelką cenę chce ściągnąć chłopca do Włoch. Żąda od Iva, by ożenił się z Florą i sprowadził ją razem z chłopcem do ich pałacu w Toskanii. Ivo jedzie do Szkocji, ale nie zamierza się żenić. Ma swój plan działania…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5198-3 |
Rozmiar pliku: | 622 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lampy w szerokim korytarzu, którym szedł Ivo Greco, były przygaszone, ale bezcenne gobeliny zdobiące kamienne ściany lśniły nawet w półmroku, nadając pomieszczeniu blask. Kolejnym źródłem światła jawiącym się na końcu tego długiego holu były masywne, podwójne drzwi z hartowanego szkła, które zawsze pozostawały zamknięte, by utrzymać kontrolowaną wilgotność i temperaturę potrzebną do przechowywania drogocennych antyków. Drzwi prowadziły do prywatnych pomieszczeń dziadka. Kazał on wezwać wnuka, a nikt nie ośmieliłby się pozwolić, by Salvatore Greco czekał. Salvatore co prawda twierdził, że szanuje ludzi, którzy mu się sprzeciwiają, rzeczywistość jednak pokazywała, że był to człowiek posiadający ogromne bogactwo i władzę, i niezwykle delikatne ego. Gdy jako ośmiolatek Ivo przeszedł wraz z bratem pod opiekę dziadka, nie rozumiał takich rzeczy jak ego, lecz bardzo szybko zdał sobie sprawę, jak łatwo można dziadka rozgniewać.
To był dokładnie dzień przed jego ósmymi urodzinami, kiedy ojciec doszedł do wniosku, że nie może już dłużej żyć bez swojej zmarłej żony. Ivo znalazł ciało ojca, a dziadek znalazł jego. Pośród horroru tamtego dnia Ivo docenił siłę ramion dziadka, które podniosły go i zabrały do siebie, uwalniając od trwającego latami dziecięcego koszmaru. Już jako mały chłopiec wiedział, że był dziadkowi winien dług niemożliwy do spłacenia. Ta świadomość nie zniknęła nawet wówczas, gdy pojął, że dziadek nie był ani aniołem stróżem, ani superbohaterem, ale twardym, bezwzględnym, często niesprawiedliwym człowiekiem, którego nigdy nie dało się zadowolić. Bez względu jednak na to, kim był, to właśnie on wyzwolił go z piekła, za co czuł do niego wdzięczność. Ivo optymistycznie podchodził do spotkania z dziadkiem. Bardziej martwiła go konieczność oczekiwania na niego niż wysłuchiwania nieuchronnie czekającej go tyrady inwektyw. Przypomniał sobie dzień, kiedy bardzo zdenerwował czymś dziadka i ze strachu schował się na zamkowym poddaszu. W końcu bratu udało się po długiej namowie wyciągnąć go z kryjówki. Powiedział mu wówczas: „Nigdy nie pokazuj, że się dziadka boisz, a pewnego dnia naprawdę przestaniesz”. Wtedy Ivo jeszcze mu nie wierzył, ale z czasem rzeczywiście tak się stało.
Odsunął od siebie wspomnienia. Nie lubił wpadać w taki filozoficzny nastrój. Przeszłość minęła. Nie było według niego nic bardziej żałosnego niż ludzie żyjący dawnymi czasami. Byli oni tak pochłonięci przeszłością, że nie zauważali możliwości, jakie niesie im przyszłość. Ivo zawsze patrzył naprzód, choć w tym właśnie momencie jego uwagę przykuło coś za jego plecami. Służący w garniturze, który nie odstępował go na krok od czasu, gdy wszedł do budynku, niemal zderzył się z nim, gdy Ivo przystanął. Mężczyzna przeprosił, po czym znów prawie stuknął się z nim głową, gdy Ivo odwrócił się, by zerknąć na bizantyjski wizerunek na ścianie.
– Nowy?
– Nie jestem pewien, proszę pana. – Odpowiedź była uprzejma, ale dało się wyczuć niepokój w głosie służącego.
Ivo zerknął jeszcze raz na wiszące na ścianie dzieło i odwrócił się znów w stronę drzwi, zauważając ulgę na twarzy mężczyzny.
Przestrzenie, w których Ivo na co dzień przebywał, urządzone były minimalistycznie. Uważał, że funkcjonalność również może być przyjemna dla oka, choć doceniał kunszt i talent artystyczny w wielu formach. Mógłby godzinami studiować dorobek dawnych mistrzów. Ironią losu było to, że dziadek nie żywił szacunku dla piękna. Salvatore był znanym kolekcjonerem sztuki, ale interesowała go jedynie wartość. Czerpał przyjemność z posiadania tego, czego chciał ktoś inny. Mógł zapomnieć historię dzieła lub nazwisko jego twórcy, ale bezbłędnie pamiętał cenę, jaką zapłacił za każdy przedmiot, i tożsamość kolekcjonerów, których przelicytował.
Ivo przekroczył próg szklanych drzwi i wszedł do jaśniejszej części zamku. Za ogromnymi oknami ukazał się zapierający dech w piersiach widok na Morze Tyrreńskie, turkusowo lśniące w porannym toskańskim słońcu.
– Myślę, że stąd już trafię – powiedział do swojego cienia.
Służący zawahał się. Najwyraźniej słowa Iva kolidowały z instrukcjami, jakie dostał. Próbował jeszcze coś powiedzieć, ale Ivo spojrzał na niego w taki sposób, że mężczyzna pochylił jedynie głowę i zniknął.
Prywatne apartamenty dziadka znajdowały się w najstarszej części budynku, w jednej z dwunastowiecznych kwadratowych wież. Masywne metalowe drzwi do gabinetu były otwarte, więc Ivo wszedł do środka. Miał wrażenie, jakby przekroczył portal czasu lub znalazł się na planie futurystycznego filmu. Sterylna biel połączona z chromem i designerskimi dodatkami sprawiały, że wnętrze było olśniewające. Pięć lat wcześniej dziadek kazał zerwać zabytkowe boazerie i usunąć regały z książkami, zmieniając wystrój na bardziej nowoczesny i elegancki. Efektywniejszy, jak tłumaczył. Jedyne, co pozostało, to antyczne biurko, które dominowało w pokoju. Ivo uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie tego, jak przyznał się dziadkowi, że tęskni za dawną oprawą pokoju. Naprawdę lubił zapach starych książek. Dziadek zbeształ go wtedy i nazwał sentymentalnym głupcem, ale Ivo przyjął zniewagę, wzruszając jedynie ramionami. Wiedział, że Salvatore w głębi ducha tak nie myśli. Nie powierzyłby mu wówczas nadzoru nad działem IT i komunikacji w Greco Industries. Ivo był szczerze wdzięczny za to stanowisko, choć zdawał sobie sprawę z tego, że dziadek będzie mu nieustannie podcinał skrzydła, wychodząc z założenia, że młodzi zawsze zawodzą. I Ivo rzeczywiście w pewnym momencie zawiódł. Wbrew oczekiwaniom dziadka nie skorzystał jednak wtedy z jego pomocy, co stanowiło kolejne źródło frustracji dla mężczyzny, który lubił wszystko kontrolować. Ivo ostatecznie wyszedł z całej sytuacji zwycięsko i od tamtej pory miał pełną swobodę działania. Czy teraz miało się to zmienić? Nie poddawał się paranoi, ale nie wierzył też w zbiegi okoliczności. Nagłe wezwanie dziadka zbiegło się w czasie z wielką fuzją, jaką wynegocjował, co zapaliło lampkę ostrzegawczą w jego umyśle. Fuzja była na tyle znacząca, że dział IT przestawał być ubogim krewnym Greco Industries i mógł rzucić wyzwanie innym działom. Ba, mógł się nawet stać klejnotem koronnym całego przedsiębiorstwa. Czy dziadek w związku z tym chciał zacząć mu bardziej patrzeć na ręce? Biorąc pod uwagę fakt, że Salvatore był fanatykiem kontroli, ten scenariusz zawsze był możliwy. Ivo postanowił, że jeśli tak się stanie, to zamiast oddać ster lub się nim podzielić, odejdzie. Może po prostu szukał wymówki, by to zrobić? Zmarszczył brwi, odchrząknął i zignorował chytry głos w głowie. W rzeczywistości wiedział, że nigdy nie odejdzie, podobnie jak dziadek nigdy nie odszedł od niego. Ivo nie był swoim ojcem ani bratem.
– Dzień dobry, dziadku.
Dobiegający osiemdziesiątki Salvatore Greco zachował imponującą, silną postawę, lecz gdy odwrócił się do wnuka, Ivo po raz pierwszy w życiu pomyślał, że dziadek jest stary. Może to poranne światło padające bezpośrednio na jego twarz odsłoniło głębokie zmarszczki na czole oraz bruzdy wyryte koło nosa i w kącikach cienkich ust. Gdy się odezwał, uciął jednak wszelkie spekulacje. W jego głosie zdecydowanie nie było śladu podeszłego wieku czy słabości.
– Twój brat nie żyje – powiedział, siadając na masywnym krześle za ogromnym antycznym biurkiem. Wyrównał linię ostro zatemperowanych ołówków, po czym znów zaczął mówić. Ivo nie zauważył żadnego drżenia w głosie dziadka. Patrzył ślepo przed siebie, a słowa po prostu przetaczały się przez niego niczym jakiś bezsensowny bełkot. Dopiero ostatnie zdanie przebiło się przez ten szum. – Musisz się tym zająć, rozumiesz?
Emocje wirowały w głowie Iva i ściskały jego szyję niczym metalowy pas. Jak to możliwe, że jego dziewięć lat starszy brat Bruno nie żyje? Ile on miał lat... trzydzieści osiem? Jak można umrzeć w wieku trzydziestu ośmiu lat? Ta myśl przyprawiała go o wściekłość. Nie, to nie może być prawda. To jakieś koszmarne nieporozumienie. Gdyby jego brat nie żył, wiedziałby o tym...
– Ich pogrzeb odbył się jakiś miesiąc temu.
Słowa dosłownie zwaliły go z nóg. Musiał usiąść. Zacisnął pięści na skórzanym podłokietniku. Od tygodni chodził normalnie, podczas gdy jego brat nie żył?! Jak mógł nie wiedzieć, nie czuć czegoś?
Dziadek spojrzał na niego bez słowa, po czym sięgnął po kryształową karafkę stojącą na biurku i nalał trochę bursztynowego płynu do jednej ze szklanek stojących obok niego na srebrnej tacy. Pełna szklanka zgrzytnęła na biurku, gdy popchnął ją w stronę wnuka. Ivo skinął głową, choć wiedział, że nie był to przejaw empatii. Lata temu zaakceptował fakt, że dziadek nie był do niej zdolny. Okazywanie emocji było w oczach Salvatorego równe z okazywaniem słabości i narażaniem się na wykorzystanie. Nieprzypadkowo Ivo słynął z pokerowej twarzy. To, co na początku było aktem samoobrony, stało się z czasem jego drugą naturą.
– Powiedziałeś: ich pogrzeb. – Ivo odzyskiwał powoli trzeźwość myślenia, choć poczucie straty powodowało niemal fizyczny ból. Po dezercji Bruna, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nie może już na nikogo liczyć, obiecał sobie, że pozbędzie się wszelkich uczuć, że zamknie tę część siebie, która jest podatna na emocje. Ale teraz uśpione uczucia eksplodowały, otępiając jednocześnie jego zwykle ostry umysł.
– Była z nim kobieta.
– Jego żona... – Ivo podkreślił to słowo, a w jego głowie pojawił się obraz kobiety, z którą brat odszedł od rodziny czternaście lat temu.
Jej oczy pewnie nie były aż tak niebieskie, jak to zapamiętał, ale kolory pozostały w jego głowie równie żywe, jak uraza do Samanty Henderson. W końcu to ona ukradła mu zarówno brata, którego wielbił, jak i marzenia o przyszłości. Ivo ze łzami na policzkach błagał Bruna, by nie wyjeżdżał. Jak długo zajęło mu uświadomienie sobie, że zostawił go na zawsze? Głupiec, pomyślał szyderczo o sobie z tamtych czasów. Bruno powiedział mu wtedy to, co Ivo chciał usłyszeć, ale tak naprawdę nigdy nie zamierzał po niego wracać. Opuścił go tak samo, jak wcześniej opuścił go ojciec. W świecie, który ma obsesję na punkcie łączenia ludzi w pary, Ivo nauczył się, że życie w pojedynkę jest siłą. Nigdy nie zamierzał stawiać się w sytuacji, w której ktoś inny miałby moc zranienia go. Nie szukał miłości, bo uważał, że miłość osłabia, odsłania czułe punkty mężczyzny. Brak miłości nie oznaczał jednak braku kontaktów seksualnych, bynajmniej, ale wszelkie relacje, w jakie wchodził, pozostawały nieskażone uczuciem. Lojalność była jednak czymś innym. Dziadek nigdy nie żądał miłości, ale domagał się lojalności. I Ivo wiedział, że na nią zasłużył. Salvatore jako jedyny zawsze był obok. I choć był diabłem, nie ukrywał się za maską świętego. Nie udawał. Otwarcie przyznawał, że Bruno był jego ulubionym wnukiem i głównym spadkobiercą. Ivo uwielbiał swojego brata i nie miał nic przeciwko temu. Starzec miał przeświadczenie, że Ivo pewnego dnia się zbuntuje. Gdy, dorastając, doświadczał sporadycznych niepowodzeń, choć nie pozostawały one bezkarne, czuł, że były przez dziadka niemal oczekiwane. Szeptano, że Ivo przypominał ojca, że odziedziczył tę samą słabość. Ivo słyszał te szepty. Zaciskał wtedy zęby i przysięgał sobie, że udowodni wszystkim, jak bardzo się mylą. Wiedział, że ojciec był słaby. Tylko słaby mężczyzna mógł odebrać sobie życie i osierocić dwóch synów, bo nie potrafił funkcjonować bez kobiety, którą kochał. Jego matka musiała być wyjątkowa, Bruno zawsze mówił, że taka była, ale Ivo w ogóle jej nie pamiętał. Taty natomiast nie chciał pamiętać. Zamiast tego gardził nim.
Z Brunem było inaczej. Traktowany jako złoty chłopiec, spadkobierca imperium, też nie miał łatwo. Dziadek wysoko ustawił mu poprzeczkę i nie tolerował żadnych porażek. Brat zawsze spełniał wszystkie oczekiwania i może dlatego, kiedy w końcu się sprzeciwił, konsekwencje były tak ekstremalne. Salvatore wybrał mu narzeczoną, jedyną córkę mężczyzny prawie tak bogatego jak Greco, dziewczynę pochodzącą z równie szlachetnego rodu, co dla dziadka było prawie tak samo ważne jak majątek, który miała odziedziczyć. Lubił mówić o swoim pochodzeniu i wskazywać dowody na to, że rodzina Greco już od wieków należała do elity Europy. Ivo miał piętnaście lat, kiedy Bruno odszedł z kobietą, którą kochał. Gdy uświadomił sobie, że brat, którego bałwochwalczo czcił, nie wróci po niego, zrozumiał, że szepty były błędne, że to nie on odziedziczył słabość ojca. To Bruno nie mógł żyć bez ukochanej. Ale mógł żyć bez honoru i bez młodszego brata. Ivo czuł, że brat go zdradził, ale wiedział, że mieszka gdzieś tam, w zimnym i ponurym miejscu, na jakiejś szkockiej wyspie. A teraz już nawet tam go nie było.
– Nikt cię nie poinformował? – Zrośnięte brwi dziadka uniosły się. – Ja oczywiście zostałem powiadomiony przez adwokata twojego brata. Aha, a siostra tej kobiety wysłała odręcznie napisany list – dodał z pogardliwym parsknięciem. – Ledwo czytelny.
Ivo potrząsnął głową. Różnorakie emocje wirowały w jego głowie. Smutek, poczucie winy, do którego nie chciał się przyznać, a teraz również złość.
– Wiedziałeś?! – Zacisnął mocno szczękę, gdy dziadek tylko wzruszył ramionami. Wewnątrz rozpalał go płomień furii, ale głos był lodowaty. – I do tej pory nie uważałeś za stosowne, żeby podzielić się ze mną tą informacją?
– A w jakim celu, Bruno? – Dziadek wydawał się nieświadomy tego, jak go nazwał.
– Nie przyszło ci na myśl, że mógłbym chcieć pojechać na jego pogrzeb? – Pojechałby? Cóż, teraz nigdy się tego nie dowie...
– Prawdę mówiąc, nie. Wasze stosunki zostały zerwane wiele lat temu, kiedy przestał być twoim bratem, a nie jesteś chyba hipokrytą... – Dziadek skanował twarz wnuka z kpiącą pogardą. – Czy może jesteś?
Ivo powoli podniósł głowę. Jego ciemne oczy patrzyły bez wyrazu na dziadka, którego twarz zbladła, przypominając starą fotografię w odcieniach sepii.
– Bruno skontaktował się ze mną osiemnaście miesięcy temu. Chciał się spotkać.
– Spotkałeś się z nim? – Jeśli miłość, jaką żywił do swojego brata, naprawdę umarła, gdy odszedł, dlaczego odczuwał teraz taki ból? Odpychając od siebie to pytanie, wziął głęboki oddech i wyprostował się.
– Nie, nie spotkałem się.
Dziadek podjął decyzję, której być może nigdy sobie nie wybaczy. Bruno wyciągnął do niego rękę, a on ją odrzucił. Dlaczego? Bo nie potrafił wybaczyć dorosłemu mężczyźnie buntu z młodości? Bo chciał go ukarać? Ivo był zmieszany. Poczucie winy szargało również nim. Faktem było, że mógł wybaczyć bratu dezercję, ale nie potrafił wybaczyć kłamstwa, które przez lata podtrzymywało jego złudne nadzieje.
– Myślałem, że już sobie odpuścił... – Salvatore zadumał się, przeciągając dłonią po siwym zaroście.
– Co odpuścił?
– Bruno trzymał się z daleka po tym, jak wydałem taki nakaz, ale wciąż wysyłał listy... Cóż, z czasem i one przestały przychodzić... – Salvatore zmarszczył brwi. – Kiedy to mogło być...? Najpóźniej wtedy, gdy prawnicy dali mu jasno do zrozumienia, że jeśli skontaktuje się z tobą ponownie, wydziedziczę cię i to on będzie za to odpowiedzialny.
Ivo chwycił się ręką za głowę, starając się zrozumieć, co słyszał.
– Wrócił po mnie?
Salvatore prychnął.
– Chciał przejąć nad tobą prawną opiekę, wyobrażasz to sobie? – Jego wyraz twarzy miał zachęcić wnuka do podzielenia pogardy wobec tego pomysłu, ale Ivo nie był w stanie podzielić się niczym. Bruno nie kłamał, nie porzucił go. – Wrócił. – Salvatore niecierpliwie pstryknął palcami. – Na co on liczył? Jaki sąd udzieliłby mu praw, skoro miał wyrok?
– Wyrok?
– Pewnie nie wiesz, ale twój brat wpadł w szkole w złe towarzystwo. Zaczął się zajmować dilerką i kiedyś został przyłapany z niewielką ilością narkotyków. Sprawę udało się dość szybko zamieść pod dywan, ale wyrok pozostał.
– Bruno? Narkotyki? – Nic z tego młodzieńczego skandalu brata nie dotarło do jego uszu. Przed czym jeszcze był chroniony? Zrezygnował z brata, ale brat nigdy nie zrezygnował z niego. Nigdy się nie poddał! To odkrycie pozostawiało w ustach słodko-gorzki smak. Komentarze dziadka sugerowały, że Bruno nie tylko wrócił, on walczył, lecz tym razem to Ivo odszedł! A teraz siedział obezwładniony poczuciem winy. Ledwie zaczął rozumieć, że wszystko w rzeczywistości wyglądało zupełnie inaczej, niż przez całe życie myślał, gdy dziadek zaskoczył go kolejną szokującą wiadomością.
– To dziecko...
– Jakie dziecko?
– Twój brat ma syna, małego, on... – zająknął się, machając niecierpliwie rękami. – Och, nieważne, jak ma na imię... Dlatego właśnie musisz pojechać do Szkocji, na wyspę Skye. Zapewne wiesz, że tam właśnie mieszkał twój brat w jakimś szałasie… prawdopodobnie bez prądu i bieżącej wody. Chcę, żebyś przywiózł to dziecko. Ono należy do rodziny, jego ojciec mógł być głupcem, a matka… – Kącikiem ust rzucił jakąś uwagę na temat Samanty. – Ale dziecko jest Włochem, ma dziedzictwo.
– Jak…? – Ivo z trudem przełknął przez ściśnięte gardło. – Jak zginęli?
– W wypadku podczas wspinaczki. Najwyraźniej byli ze sobą związani. Świadek powiedział, że słyszał, jak błaga ją o odcięcie liny, ale ona tego nie zrobiła… – Po raz pierwszy w życiu Ivo miał wrażenie, że słyszy emocje w głosie dziadka, ale ten natychmiast dodał ostro: – Ivo zawsze był lekkomyślny.
– Bruno zawsze kochał góry – dodał Ivo spokojnie, delikatnie akcentując imię brata.
– Właśnie to powiedziałem i zobacz, dokąd go to zaprowadziło... Gdyby się nie wspinał, nigdy nie poznałby tej dziewczyny… Garncarki mieszkającej w szopie.
Dziadek lekko przesadzał, ale rzeczywiście Samanta odstawała od eleganckich modelek i dziewczyn z wyższych sfer, z którymi jego brat wcześniej się umawiał. Miłość od pierwszego wejrzenia, powiedział Bruno. Jakby nie miał wyboru w tej sprawie! Ivo nie wierzył w to ani wtedy, ani teraz. To była jedynie wymówka słabego człowieka. Zawsze jest wybór. Choć nagle mantra, którą powtarzał przez całe swoje życie, stała się mniej przekonująca.
– Rozmawiałem z prawnikami, ale nie ma możliwości, by podważyć testament.
– A więc jest jakiś testament? Co z niego wynika? – Ivo starał się wykazać zainteresowanie, którego nie odczuwał. Myślał teraz jedynie o bracie i o tym, że nie zdradził go z wyboru. Bruno walczył o niego.
– Nic istotnego. – Ivo miał przeświadczenie, że było tam coś ważnego, ale nic nie powiedział. Skupił się na synu, którego zostawił Bruno. Nie mógł zawieść tego dziecka. Odwrócił się od brata, ale nie odwróci się od bratanka! – Byli młodzi, a młodzi nigdy nie spodziewają się śmierci. Ale ta kobieta, Henderson, ta siostra... – Ivo nie miał pojęcia o istnieniu żadnej siostry, ale skąd miałby o niej wiedzieć?
– Ma jakieś imię?
– Coś szkockiego... Fiona... nie... chyba Flora.
– I to ona jest prawnym opiekunem dziecka? – Ivo przyzwyczajał się do myśli, że Bruno miał syna, że jakaś część jego wciąż żyje w tym chłopcu. Być może któregoś dnia znajdzie w tym pocieszenie, może ukoi ból, a poczucie winy nie będzie tak dręczące. Teraz musiał się jednak skupić na osieroconym dziecku, nie na sobie.
Dziadek opuścił pięść na blat biurka z siłą, która sprawiła, że drewno drgnęło.
– To niedorzeczne. Ona… jest… nikim! – wyrzucił z pogardą.
– Jeśli chcesz być częścią życia tego dziecka, może powinieneś się nauczyć wymawiać jej imię – zasugerował łagodnie Ivo.
– Ale nie chcę, żeby ona była częścią życia tego dziecka. Ta rodzina i tak jest już odpowiedzialna za to, że straciłem wnuka. – Z pewnością był to jeden ze sposobów patrzenia na to, co się wydarzyło. I był to jedyny sposób, w jaki Ivo był zachęcany do interpretowania przeszłości.
– Cóż, widzę, że wciąż nie uznajesz kompromisów, dziadku? Może powinieneś być realistą i zadowolić się tym, co możesz dostać?
Salvatore zmrużył oczy.
– Czy to jest lekcja, której się nauczyłeś? Poddawać się? – warknął z miażdżącą pogardą. – Złożyłem jej całkiem rozsądną ofertę, hojną! A ona odmówiła!
– Zaproponowałeś kupienie dziecka?! – Ivo zrozumiał, że sytuacja jest nieciekawa. Wyglądało na to, że dziadek zupełnie stracił subtelność i przebiegłość, z której był znany. – I jesteś zaskoczony, że odmówiła?
– Och, domyślam się, o co chodzi. Pewnie jest bezpłodna, nie może mieć własnego dziecka, więc nie odczepi się od niego do końca życia. – Salvatore ponuro snuł swoje domysły. – W liście, który przysłała, były tylko jakieś sentymentalne bzdury, że zaprasza mnie do odwiedzenia go tam. Nie chcę tej rodziny w życiu dziecka. Zabrali go… – Głos staruszka zadrżał, jego oczy stały się szkliste i puste. Czy był to wynik gniewu, czy żalu? A może po prostu faktu, że ktoś pokrzyżował mu plany?
Cokolwiek by to nie było, sprawiło, że dziadek przełknął nerwowo i odwrócił się. Ten rzadki namacalny dowód wrażliwości, słabości, uderzył wnuka głęboko, przywołując pamięć dnia, w którym Salvatore był silny. Dnia, w którym go uratował. Dziadek wyciągnął go z pokoju, gdzie Ivo próbował obudzić martwego ojca, wpychając mu do ust pigułki, które leżały obok niego i obok pustych już opakowań, wierząc, że lekarstwo mu pomoże. Dopiero później zrozumiał, że pigułki były bronią ojca. Salvatore chciał uratować to dziecko, tak jak kiedyś uratował jego. Dla dziadka ważne były jedynie więzy krwi, a Ivo chciał złagodzić poczucie winy. Cóż, żadna motywacja nie była szczególnie szlachetna, ale Greco nie byli znani ze swej szlachetności. Byli jednak znani z tego, że zawsze dostawali to, czego chcieli. A Ivo nagle zrozumiał, że bardzo chce wychować to dziecko, tę część Bruna, która pozostała.
– Masz dostęp do dokumentacji medycznej tej kobiety czy sam to wydedukowałeś?
Salvatore wzruszył jedynie ramionami. Ivo musiał przyznać, że trochę rozumiał motywację dziadka. Obydwaj byli dumni z bycia Włochami, z włoskiej kultury, języka. Tę dumę podzielał także Bruno. Myśl, że bratanek zostanie pozbawiony części swojego dziedzictwa, budziła w nim sprzeciw. Ivo był zawsze lojalny wobec rodziny, dlatego odejście brata tak bardzo go zabolało. Bruno natomiast odrzucił wszystko, co nauczeni byli szanować. Ale nie odrzucił jego. Wrócił po niego. Żal i poczucie winy, że nigdy już nie będzie miał okazji podziękować mu za to, przepełniały teraz jego serce.
Zamiast rozdrapywać stare rany, skupił się na tym, że ma wobec brata dług do spłacenia, a zapewnienie bratankowi wychowania, jakiego on i Bruno nie mieli, byłoby dla Iva pokutą. Dziadek najwyraźniej otrząsnął się z zamyślenia, bo odezwał się poirytowany:
– Potrzebowalibyśmy na nią jakiegoś haka, ale ona nic nie zrobiła. Istnieje plotka, że miała romans z jakimś piłkarzem, ale on nawet nie był wtedy żonaty.
– Czego więc ode mnie oczekujesz? Mam porwać to dziecko? – Słowo „tak” byłoby mniej szokujące niż odpowiedź, jaką usłyszał.
– Oczekuję, że poślubisz tę kobietę i sprowadzisz tu chłopca. Prawnicy twierdzą, że ślub da ci prawa rodzicielskie, co powinno ułatwić uzyskanie pełnej opieki po rozwodzie.
Po chwili konsternacji Ivo wybuchnął śmiechem. Kiedy ostatni raz śmiał się w obecności dziadka? Z jakiegoś powodu w głowie słyszał również śmiech brata. Odchodząc, Bruno zabrał ze sobą również śmiech...
– Skończyłeś? – zapytał Salvatore, gdy w pokoju zapadła cisza. Był czas, kiedy lodowata pogarda dziadka wiązała mu w brzuchu węzły, ale ten czas dawno minął.
– Wygląda na to, że wszystko sobie dokładnie przemyślałeś.
– Nie potrafisz rozkochać w sobie kobiety, jeśli chcesz?
– Dzięki za słowa otuchy – odparł oschle, po czym wstał, położył obie ręce na biurku i pochylił się do przodu. – Ale nie chcę – dodał i ruszył w stronę drzwi.
– Umieram i chcę jedynie, żebyś przyprowadził tu mojego prawnuka. Czy naprawdę syn twojego brata powinien być wychowywany przez obcych i nigdy nie usłyszeć nawet własnego języka? Nie poczuć dumy z bycia Włochem? Czy jesteś aż tak samolubny? – Ivo odwrócił się powoli, jego ciemne oczy skanowały pomarszczoną twarz dziadka. Tak, wyglądał staro. – Myślisz, że skłamałbym w takiej sprawie?
– Tak – odpowiedział Ivo bez wahania. Starzec zaśmiał się i wyglądał na całkiem zadowolonego, wyraźnie przyjmując komentarz za komplement.
– Chciałbym zachować odrobinę godności w tym bardzo niegodnym procesie. Nie mam zamiaru zanudzać cię nieprzyjemnymi szczegółami, ale umieram i chcę zobaczyć chłopca. Zrobisz to dla mnie?
Ivo powoli wypuścił wstrzymywany oddech.
– Niczego nie obiecuję – powiedział, jednocześnie składając sobie obietnicę, że za nic w świecie nie odda dziecka dziadkowi. Przywiezie je do domu, lecz będzie je chronił przed toksycznym wpływem, jaki Salvatore miał na ludzi, tak jak jego zawsze chronił Bruno.
Dziadek uśmiechnął się.
– Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz, Bruno.