Włoski skarb - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Włoski skarb - ebook
Włoski biznesmen Roman Petrelli, choć przystojny i bogaty, wie, że nie można mieć wszystkiego. Trudne dzieciństwo, walka z chorobą, odejście narzeczonej – to jego życie. Ale zmieni się, gdy ponownie spotka Izzy Carter, kobietę, z którą dwa lata temu spędził wyjątkową noc. A Izzy ma śliczną córeczkę, bardzo podobną do Romana…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3265-4 |
Rozmiar pliku: | 718 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
Londyn, czerwiec 2010
Izzy krzyknęła zaskoczona po tym, jak jej obcas uwiązł w wyrwie chodnika. Zatrzymała się gwałtownie i na wszelki wypadek poruszyła stopą. Na szczęście kostka nie była skręcona. Niby nic się nie stało, ale noga bolała. Chwilę trwało, zanim uświadomiła sobie, że stopy dokuczały jej już wcześniej. Zerknęła na zegarek i spróbowała odczytać godzinę, mimo że tarczę zakrywał mankiet kurtki. Jak długo maszerowała?
Zmarszczyła brwi, usiłując odtworzyć w głowie zaburzony bieg wydarzeń minionego dnia. Po południu pożegnała prawnika, który zajmował się sprawami matki, i podziękowała kierownikowi domu pogrzebowego. Poza tym nie było nikogo, komu okazałaby wdzięczność, nikogo, z kim mogłaby wymienić zabawne anegdoty o zmarłej.
Matka, od niepamiętnych czasów sławna w akademickim światku, stała się rozpoznawalna i poza nim, kiedy jedyna książka jej autorstwa przeznaczona dla szerszego grona odbiorców trafiła na listy bestsellerów.
Czeki z tytułu honorariów przychodziły nadal, tyle że adresowano je do Izzy. Mogła teraz o sobie mówić, że jest prawie bogata. Czy to aby nie przypominało bycia niemal sławną? Poczuła, że zaraz bez żadnego powodu wybuchnie płaczem. Niestety, nie pozostała jej ani jedna łza.
Jej matka, dr Ruth Carter, z zadowoleniem przyjmowała status celebrytki oraz dyżurnego psychologa telewizyjnych programów śniadaniowych. Prawdopodobnie wiele osób zamierzało ją pożegnać, ale na przeszkodzie stanęły zdecydowane poglądy zmarłej na temat pogrzebów.
Żadnej religii, kwiatów czy zbędnego zamieszania.
Żadnej stypy.
Żadnego lamentu.
Córka, która była zarazem jedynym żyjącym krewnym, uszanowała te życzenia. Nie płakała nawet wtedy, gdy obok ciała znalazła list napisany charakterystycznym, rzeczowym tonem, którym matka zwykła przemawiać publicznie.
W kolejnych tygodniach policjanci prowadzący dochodzenie wychwalali opanowanie i dzielność Izzy, chociaż ona wcale tak się nie czuła. Była raczej odrętwiała, a tego dnia targał nią gniew – nareszcie zdołała zidentyfikować emocje, które ściskały jej pierś. Szła przed siebie, nie zatrzymując się, w obawie, że jeśli przystanie choć na chwilę, nagromadzona wściekłość rozsadzi ją od środka. Oczyma wyobraźni zobaczyła otulającą ciało toksyczną chmurę irytacji.
Nie miała pretensji o czas ani o sposób, w jaki matka postanowiła odejść. Podstępny nowotwór powoli odzierał Ruth ze zdolności do samodzielnego funkcjonowania i więził w bezradnym ciele. List wyjaśniał, że chora świadomie zdecydowała się na taki krok.
„Do diabła ze wszystkimi!”. Chociaż to zdanie nie padło w notatce, po niezwykle chłodnej ceremonii pogrzebowej Izzy doczytała je między wierszami. To naturalne, że targała nią wściekłość. Lekarze zapewniali, że pacjentka ma przed sobą co najmniej rok względnie normalnego życia. Miały więc czas, by powiedzieć sobie wszystko to, czego dotąd nie zdążyły wyznać.
Tymczasem nawet się nie pożegnały.
Dziś matka wróciła zza grobu. Izzy rozprostowała palce zesztywniałe od ściskania pokrytej maszynowym pismem kartki, która obecnie spoczywała w kieszeni zwinięta w kulkę, i zbliżyła rękę do czoła. Wilgoć skóry i włosów zaskoczyła ją tak bardzo, że spojrzała na połyskujący, zalany wodą chodnik. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło padać.
Nie wiedziała, gdzie się znajduje ani nawet kim jest. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że nie narodziła się dzięki jakiemuś anonimowemu dawcy spermy, jak dotąd przypuszczała. Miała prawdziwego ojca. Prawnik, z którym spotkała się w południe, właśnie wręczał mu identyczny list pożegnalny. Po czterdziestce matka nagle poczuła tykanie zegara biologicznego i uwiodła osiemnastoletniego studenta, uznając go za odpowiedniego dawcę materiału genetycznego.
Po co skłamała?
Skąd pomysł, żeby wyjawić prawdę właśnie teraz?
Izzy ściągnęła ramiona i udzieliła sobie reprymendy. Skup się. Nie wolno ci się rozkleić, dasz radę – wszyscy tak twierdzą, więc to musi być prawda.
Gdy rozglądała się wokół nieprzytomnie, drzwi pobliskiego budynku otworzyły się, dzięki czemu usłyszała odgłosy rozmów i śmiech tak zwyczajne, że wywołały zdumienie.
Mimo woli podążała za dźwiękiem, aż znalazła się w barze. Rozpięła guzik w kurtce, a zaraz potem poczuła silne pragnienie. Przedzierającą się w tłumie kobietę otoczyły ciepło i wilgoć panujące w zatłoczonym pomieszczeniu.
Nieznany magnetyzm przyciągnął jej wzrok do miejsca, w którym siedział jakiś mężczyzna.
Chyba nigdy nie spotkała nikogo przystojniejszego.
Przystanęła, nieświadoma ciekawskich wejrzeń. Ponure wydarzenia minionego dnia stawały się coraz odleglejsze. Wpatrywała się w nieznajomego, czując niespokojne bicie serca i suchość ust. Znużenie przeszło w ekscytację. Mężczyzna odstawił drinka i pochwycił jej wzrok. Izzy drgnęła, jakby poczuła dotknięcie, co zakrawało na szaleństwo. Odruchowo oparła dłoń na brzuchu.
Nieznajomy zwracał uwagę swoim wyglądem z czysto estetycznego punktu widzenia. Symetria twarzy przywodziła na myśl klasyczne posągi – miał silnie zaznaczone kości policzkowe, orli nos i wydatne usta zdradzające zmysłowość, ale i okrucieństwo.
Grupka hałaśliwych, fatalnie wyglądających biesiadników ruszyła wprost na Izzy, wyzwalając ją spod władzy zmysłowych, czarnych oczu. Gwałtownie odwróciła głowę, próbując uspokoić oddech.
Nikt nigdy nie spoglądał na nią w taki sposób, a jeśli nawet, uszło to jej uwadze. Zgodnie z profesjonalną opinią Ruth, córka nie była stworzeniem seksualnym. Wcześniej podejrzewała, że Izzy jest lesbijką, która nie chce przyjąć do wiadomości swojej orientacji, ale ostatecznie wykluczyła tę ewentualność. Cała mama – gorąca zwolenniczka szczerej rozmowy i orędowniczka uczciwości, prostolinijna aż do bólu. Może jednak tym Izzy razem udowodni coś matce?
To, że nigdy wcześniej nie doświadczyła szalonego pożądania, nie znaczyło, że nie potrafiła go rozpoznać. Oblizała górną wargę, jakby nadal wpatrywała się w mężczyznę mimo oddzielającej ich nieprzeniknionej ściany ludzi.
Ktoś znów ją popchnął, po czym rzucił zdawkowe przeprosiny, ale nawet ich nie zarejestrowała. Podchodząc do baru, myślała jedynie o tamtym nienasyconym spojrzeniu. Niczym innym nie zaprzątała głowy.
– Jest pani pełnoletnia? – zapytał barman po raz trzeci. Spoglądając w szkliste, błękitne oczy kobiety, zastanawiał się, czy przypadkiem nie zażyła narkotyków.
– Nie, to znaczy tak. Mam prawie dwadzieścia jeden lat.
Zdziwiła się, kiedy poprosił o dokument.
Zdenerwowana sięgnęła do torebki, próbując odnaleźć prawo jazdy. Odgarnięte z twarzy gęste, kasztanowe włosy natychmiast ponownie opadły na oczy.
Barman podał drinka i powiedział pojednawczo:
– Musimy sprawdzać.
Podskoczyła, kiedy muskularna, spocona ręka przycisnęła jej dłoń do blatu.
– Piękna kobieta nie powinna za siebie płacić – wymamrotał właściciel łapska.
– Dziękuję, ale jestem z kimś umówiona.
Napastnik nie tylko nie ustąpił, ale zachęcony przez kompanów podszedł bliżej. Izzy skuliła się w odruchu obronnym.
Zwykle niezdolna do agresji i taktowna, tym razem w myślach zacisnęła pięści. Matka zawsze twierdziła, że ktoś, kto krzyczy, stracił inne argumenty.
– Odczep się!
– Cara, przepraszam za spóźnienie. – Stłoczeni wokół mężczyźni rozstąpili się, robiąc miejsce samotnikowi, który siedział dotąd przy stoliku. Smukły i barczysty − przewyższał napastników o głowę. Jego twarz miała nieprzychylny wyraz, a w przymrużonych oczach majaczył złowrogi blask.
Izzy patrzyła jak zaczarowana. Z nieskrywanym podziwem studiowała długie, hebanowe rzęsy okalające oczy, gdy nagle bez żadnego ostrzeżenia przybysz objął jej usta swoimi, jakby robił to wcześniej dziesiątki razy, i mocno pocałował.
Dopiero wtedy zwrócił się do awanturników.
– Jakiś problem? – Wcześniej ciepły i ospały, teraz jego głos stał się ostry.
Problem? – pomyślała, próbując zwalczyć histerię. Zastanawiała się, czy to, że stoi jak wryta i z trudem łapie oddech, podpada pod tę kategorię. Dotknęła językiem wargi, wyczuwając posmak whiskey. Mężczyźni zapewnili, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, po czym się ulotnili.
– Wyglądałaś, jakbyś chciała go powalić. Zadziorna z ciebie osóbka.
– To było pomysłowe, ale nie potrzebowałam pomocy.
– Nie? – Wzruszył ramionami w wymowny sposób, po czym pogładził pokrytą kilkudniowym zarostem brodę. Zwrócił uwagę na szklankę, którą trzymała w dłoni. – I nie zamierzasz topić smutków w alkoholu – uśmiechnął się krzywo – spoglądać na dno kieliszka i użalać się nad sobą? W takim razie, mam nadzieję, że pójdzie ci lepiej niż mnie.
Właśnie oznajmił, że jest pijany, ale nic na to nie wskazywało. Mówił klarownie. Z lubością wsłuchiwała się w głęboki głos z ledwie wyczuwalnym akcentem.
Erotyczne napięcie odgrodziło ich od pozostałych gości.
– Rozmyśliłam się – powiedziała, a jednocześnie próbowała zrozumieć, co właściwie robi. Cokolwiek to było, sprawiało jej przyjemność.
– A zatem na co masz ochotę? – Zmarszczył czoło. – Przepraszam, nie przedstawiłem się…
– Nie! – Zanim dokończył, położyła na jego ustach palec, po czym zaczęła obrysowywać ich ostry kontur. – Nie chcę wiedzieć, jak się nazywasz.
Przytrzymał niewielką dłoń przy twarzy.
– A czego chcesz? – Pochylił się lekko.
– Miałam koszmarny dzień, o którym wolałabym zapomnieć, ale… – urwała. Mimo rewolucji, jaka się rozgrywała w jej życiu, pielęgnowane przez dwadzieścia lat przyzwyczajenia znów doszły do głosu. Facet mógł być przecież seryjnym zabójcą.
Zamknęła oczy, a potem znów je otworzyła. Powinna przestać myśleć i skupić się teraz tylko na tajemniczym nieznajomym.
– Myślę, że chcę ciebie. – Nie wierzyła, że wypowiada te słowa.
Chwilę później opuściła bar w towarzystwie przystojnego mężczyzny.
Londyn, czerwiec 2010
Izzy krzyknęła zaskoczona po tym, jak jej obcas uwiązł w wyrwie chodnika. Zatrzymała się gwałtownie i na wszelki wypadek poruszyła stopą. Na szczęście kostka nie była skręcona. Niby nic się nie stało, ale noga bolała. Chwilę trwało, zanim uświadomiła sobie, że stopy dokuczały jej już wcześniej. Zerknęła na zegarek i spróbowała odczytać godzinę, mimo że tarczę zakrywał mankiet kurtki. Jak długo maszerowała?
Zmarszczyła brwi, usiłując odtworzyć w głowie zaburzony bieg wydarzeń minionego dnia. Po południu pożegnała prawnika, który zajmował się sprawami matki, i podziękowała kierownikowi domu pogrzebowego. Poza tym nie było nikogo, komu okazałaby wdzięczność, nikogo, z kim mogłaby wymienić zabawne anegdoty o zmarłej.
Matka, od niepamiętnych czasów sławna w akademickim światku, stała się rozpoznawalna i poza nim, kiedy jedyna książka jej autorstwa przeznaczona dla szerszego grona odbiorców trafiła na listy bestsellerów.
Czeki z tytułu honorariów przychodziły nadal, tyle że adresowano je do Izzy. Mogła teraz o sobie mówić, że jest prawie bogata. Czy to aby nie przypominało bycia niemal sławną? Poczuła, że zaraz bez żadnego powodu wybuchnie płaczem. Niestety, nie pozostała jej ani jedna łza.
Jej matka, dr Ruth Carter, z zadowoleniem przyjmowała status celebrytki oraz dyżurnego psychologa telewizyjnych programów śniadaniowych. Prawdopodobnie wiele osób zamierzało ją pożegnać, ale na przeszkodzie stanęły zdecydowane poglądy zmarłej na temat pogrzebów.
Żadnej religii, kwiatów czy zbędnego zamieszania.
Żadnej stypy.
Żadnego lamentu.
Córka, która była zarazem jedynym żyjącym krewnym, uszanowała te życzenia. Nie płakała nawet wtedy, gdy obok ciała znalazła list napisany charakterystycznym, rzeczowym tonem, którym matka zwykła przemawiać publicznie.
W kolejnych tygodniach policjanci prowadzący dochodzenie wychwalali opanowanie i dzielność Izzy, chociaż ona wcale tak się nie czuła. Była raczej odrętwiała, a tego dnia targał nią gniew – nareszcie zdołała zidentyfikować emocje, które ściskały jej pierś. Szła przed siebie, nie zatrzymując się, w obawie, że jeśli przystanie choć na chwilę, nagromadzona wściekłość rozsadzi ją od środka. Oczyma wyobraźni zobaczyła otulającą ciało toksyczną chmurę irytacji.
Nie miała pretensji o czas ani o sposób, w jaki matka postanowiła odejść. Podstępny nowotwór powoli odzierał Ruth ze zdolności do samodzielnego funkcjonowania i więził w bezradnym ciele. List wyjaśniał, że chora świadomie zdecydowała się na taki krok.
„Do diabła ze wszystkimi!”. Chociaż to zdanie nie padło w notatce, po niezwykle chłodnej ceremonii pogrzebowej Izzy doczytała je między wierszami. To naturalne, że targała nią wściekłość. Lekarze zapewniali, że pacjentka ma przed sobą co najmniej rok względnie normalnego życia. Miały więc czas, by powiedzieć sobie wszystko to, czego dotąd nie zdążyły wyznać.
Tymczasem nawet się nie pożegnały.
Dziś matka wróciła zza grobu. Izzy rozprostowała palce zesztywniałe od ściskania pokrytej maszynowym pismem kartki, która obecnie spoczywała w kieszeni zwinięta w kulkę, i zbliżyła rękę do czoła. Wilgoć skóry i włosów zaskoczyła ją tak bardzo, że spojrzała na połyskujący, zalany wodą chodnik. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło padać.
Nie wiedziała, gdzie się znajduje ani nawet kim jest. Zdawała sobie sprawę jedynie z tego, że nie narodziła się dzięki jakiemuś anonimowemu dawcy spermy, jak dotąd przypuszczała. Miała prawdziwego ojca. Prawnik, z którym spotkała się w południe, właśnie wręczał mu identyczny list pożegnalny. Po czterdziestce matka nagle poczuła tykanie zegara biologicznego i uwiodła osiemnastoletniego studenta, uznając go za odpowiedniego dawcę materiału genetycznego.
Po co skłamała?
Skąd pomysł, żeby wyjawić prawdę właśnie teraz?
Izzy ściągnęła ramiona i udzieliła sobie reprymendy. Skup się. Nie wolno ci się rozkleić, dasz radę – wszyscy tak twierdzą, więc to musi być prawda.
Gdy rozglądała się wokół nieprzytomnie, drzwi pobliskiego budynku otworzyły się, dzięki czemu usłyszała odgłosy rozmów i śmiech tak zwyczajne, że wywołały zdumienie.
Mimo woli podążała za dźwiękiem, aż znalazła się w barze. Rozpięła guzik w kurtce, a zaraz potem poczuła silne pragnienie. Przedzierającą się w tłumie kobietę otoczyły ciepło i wilgoć panujące w zatłoczonym pomieszczeniu.
Nieznany magnetyzm przyciągnął jej wzrok do miejsca, w którym siedział jakiś mężczyzna.
Chyba nigdy nie spotkała nikogo przystojniejszego.
Przystanęła, nieświadoma ciekawskich wejrzeń. Ponure wydarzenia minionego dnia stawały się coraz odleglejsze. Wpatrywała się w nieznajomego, czując niespokojne bicie serca i suchość ust. Znużenie przeszło w ekscytację. Mężczyzna odstawił drinka i pochwycił jej wzrok. Izzy drgnęła, jakby poczuła dotknięcie, co zakrawało na szaleństwo. Odruchowo oparła dłoń na brzuchu.
Nieznajomy zwracał uwagę swoim wyglądem z czysto estetycznego punktu widzenia. Symetria twarzy przywodziła na myśl klasyczne posągi – miał silnie zaznaczone kości policzkowe, orli nos i wydatne usta zdradzające zmysłowość, ale i okrucieństwo.
Grupka hałaśliwych, fatalnie wyglądających biesiadników ruszyła wprost na Izzy, wyzwalając ją spod władzy zmysłowych, czarnych oczu. Gwałtownie odwróciła głowę, próbując uspokoić oddech.
Nikt nigdy nie spoglądał na nią w taki sposób, a jeśli nawet, uszło to jej uwadze. Zgodnie z profesjonalną opinią Ruth, córka nie była stworzeniem seksualnym. Wcześniej podejrzewała, że Izzy jest lesbijką, która nie chce przyjąć do wiadomości swojej orientacji, ale ostatecznie wykluczyła tę ewentualność. Cała mama – gorąca zwolenniczka szczerej rozmowy i orędowniczka uczciwości, prostolinijna aż do bólu. Może jednak tym Izzy razem udowodni coś matce?
To, że nigdy wcześniej nie doświadczyła szalonego pożądania, nie znaczyło, że nie potrafiła go rozpoznać. Oblizała górną wargę, jakby nadal wpatrywała się w mężczyznę mimo oddzielającej ich nieprzeniknionej ściany ludzi.
Ktoś znów ją popchnął, po czym rzucił zdawkowe przeprosiny, ale nawet ich nie zarejestrowała. Podchodząc do baru, myślała jedynie o tamtym nienasyconym spojrzeniu. Niczym innym nie zaprzątała głowy.
– Jest pani pełnoletnia? – zapytał barman po raz trzeci. Spoglądając w szkliste, błękitne oczy kobiety, zastanawiał się, czy przypadkiem nie zażyła narkotyków.
– Nie, to znaczy tak. Mam prawie dwadzieścia jeden lat.
Zdziwiła się, kiedy poprosił o dokument.
Zdenerwowana sięgnęła do torebki, próbując odnaleźć prawo jazdy. Odgarnięte z twarzy gęste, kasztanowe włosy natychmiast ponownie opadły na oczy.
Barman podał drinka i powiedział pojednawczo:
– Musimy sprawdzać.
Podskoczyła, kiedy muskularna, spocona ręka przycisnęła jej dłoń do blatu.
– Piękna kobieta nie powinna za siebie płacić – wymamrotał właściciel łapska.
– Dziękuję, ale jestem z kimś umówiona.
Napastnik nie tylko nie ustąpił, ale zachęcony przez kompanów podszedł bliżej. Izzy skuliła się w odruchu obronnym.
Zwykle niezdolna do agresji i taktowna, tym razem w myślach zacisnęła pięści. Matka zawsze twierdziła, że ktoś, kto krzyczy, stracił inne argumenty.
– Odczep się!
– Cara, przepraszam za spóźnienie. – Stłoczeni wokół mężczyźni rozstąpili się, robiąc miejsce samotnikowi, który siedział dotąd przy stoliku. Smukły i barczysty − przewyższał napastników o głowę. Jego twarz miała nieprzychylny wyraz, a w przymrużonych oczach majaczył złowrogi blask.
Izzy patrzyła jak zaczarowana. Z nieskrywanym podziwem studiowała długie, hebanowe rzęsy okalające oczy, gdy nagle bez żadnego ostrzeżenia przybysz objął jej usta swoimi, jakby robił to wcześniej dziesiątki razy, i mocno pocałował.
Dopiero wtedy zwrócił się do awanturników.
– Jakiś problem? – Wcześniej ciepły i ospały, teraz jego głos stał się ostry.
Problem? – pomyślała, próbując zwalczyć histerię. Zastanawiała się, czy to, że stoi jak wryta i z trudem łapie oddech, podpada pod tę kategorię. Dotknęła językiem wargi, wyczuwając posmak whiskey. Mężczyźni zapewnili, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, po czym się ulotnili.
– Wyglądałaś, jakbyś chciała go powalić. Zadziorna z ciebie osóbka.
– To było pomysłowe, ale nie potrzebowałam pomocy.
– Nie? – Wzruszył ramionami w wymowny sposób, po czym pogładził pokrytą kilkudniowym zarostem brodę. Zwrócił uwagę na szklankę, którą trzymała w dłoni. – I nie zamierzasz topić smutków w alkoholu – uśmiechnął się krzywo – spoglądać na dno kieliszka i użalać się nad sobą? W takim razie, mam nadzieję, że pójdzie ci lepiej niż mnie.
Właśnie oznajmił, że jest pijany, ale nic na to nie wskazywało. Mówił klarownie. Z lubością wsłuchiwała się w głęboki głos z ledwie wyczuwalnym akcentem.
Erotyczne napięcie odgrodziło ich od pozostałych gości.
– Rozmyśliłam się – powiedziała, a jednocześnie próbowała zrozumieć, co właściwie robi. Cokolwiek to było, sprawiało jej przyjemność.
– A zatem na co masz ochotę? – Zmarszczył czoło. – Przepraszam, nie przedstawiłem się…
– Nie! – Zanim dokończył, położyła na jego ustach palec, po czym zaczęła obrysowywać ich ostry kontur. – Nie chcę wiedzieć, jak się nazywasz.
Przytrzymał niewielką dłoń przy twarzy.
– A czego chcesz? – Pochylił się lekko.
– Miałam koszmarny dzień, o którym wolałabym zapomnieć, ale… – urwała. Mimo rewolucji, jaka się rozgrywała w jej życiu, pielęgnowane przez dwadzieścia lat przyzwyczajenia znów doszły do głosu. Facet mógł być przecież seryjnym zabójcą.
Zamknęła oczy, a potem znów je otworzyła. Powinna przestać myśleć i skupić się teraz tylko na tajemniczym nieznajomym.
– Myślę, że chcę ciebie. – Nie wierzyła, że wypowiada te słowa.
Chwilę później opuściła bar w towarzystwie przystojnego mężczyzny.
więcej..