Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Wniosek o wybaczenie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wniosek o wybaczenie - ebook

Judyta Berszka, warszawska prawniczka znana ze swojej nieustępliwości i niezależności, ponad wszystko ceni lojalność. Kierując się nią, zgadza się pomóc przyrodniemu bratu. Wkracza tym samym na zupełnie nieznany teren, daleki od jej ścieżki zawodowej. Dokąd zaprowadzą ją kolejne decyzje?

Adwokatka nadal prowadzi też sprawę w Gdańsku, co oznacza, że musi współpracować z Piotrem Kosteckim. I choć kobieta trzyma prawnika na dystans i ogranicza kontakty z nim do tych ściśle zawodowych, ich drogi krzyżują się o wiele częściej, niżby tego chciała. Do głosu dochodzą wtedy skrywane pragnienia, a wszelkie bariery zdają się nie istnieć.

Czy w tej relacji pełnej profesjonalizmu znajdzie się miejsce na… namiętność?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67815-45-1
Rozmiar pliku: 949 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Judyta

Nie pamiętam, czy kiedykolwiek tak bardzo się bałam. Stres, owszem, towarzyszył mi w życiu nie raz, zresztą był nieodłącznym elementem mojej pracy, bywały sytuacje, kiedy najtwardszego zawodnika dopadało zdenerwowanie najwyższego stopnia, zwłaszcza w trudnych i często drogich bataliach sądowych, w których klient oczekiwał jednego – wygranej. Ale strach? Pamiętałam go tylko z dzieciństwa, pojawiał się wtedy, kiedy coś przeskrobałam, i martwiłam się, że zostanę ukarana. Ale nic, nawet obawa przed najsurowszą karą, nie mogło się równać z tym, co czułam teraz. Bo wcale nie bałam się o siebie. Po raz pierwszy bałam się o tego gnojka. O to, czy zdążę na czas.

Gnałam ulicami Warszawy, wyciskając z mojej mazdy niemal tyle, ile fabryka dała, i modląc się, żeby nie zgarnął mnie jakiś przypadkowy patrol policji. Bo o to, że dostanę mandat, mogłam być spokojna. Monitoring miejski jak na złość działał bez zarzutu, jeśli chodziło o ściąganie haraczy z łamiących przepisy podatników. I pewnie dlatego jechałam teraz na jakieś podejrzane praskie osiedle, bo akurat tam wszelkie bezpieczeństwo, a zwłaszcza monitoring, mocno kulało. Nie zastanawiałam się, czyj adres podał mi Michał, w ogóle nie myślałam za bardzo o tym, co zastanę na miejscu. Miałam jedynie nadzieję, że zobaczę mojego brata żywego. O ile sama nie uduszę go za to, że znów wpakował się w jakieś bagno, z którego znów to ja musiałam go wyciągać. Ja i moje dwadzieścia tysięcy.

Już na samo wyobrażenie, że siedział teraz z przyłożonym do skroni pistoletem, przechodziły mnie ciarki. Wiedziałam, że tamto pobicie nie wydarzyło się przypadkowo, i spodziewałam się ciągu dalszego. Nowe kłopoty były tylko kwestią czasu. Nie myliłam się, choć akurat tym razem mogłam. Bo nie sądziłam, że wyląduję w samym środku filmu akcji z gangsterką w roli głównej. I byłam pewna, że mój braciszek też maczał w tym palce, w innym wypadku nie prosiłby mnie, żebym nie informowała o niczym „swoich kolegów z policji”. Tylko dlaczego nie poprosił o pomoc naszego tatusia? Zacisnęłam mocniej szczękę. Nie, nie dam się złamać, pomyślałam, a potem zahamowałam gwałtownie, bo o mały włos wpakowałabym się na czerwonym świetle pod jakiegoś dostawczego busa skręcającego z lewej. I prawie rozjechałam biegacza, który pojawił się na przejściu dla pieszych. To oni wieczorami też trenowali?

Dosłownie w tym momencie stanęła mi przed oczami scena, kiedy pierwszy raz spotkałam Piotra, gdy biegał. Stałam wtedy na światłach na rogu Sobieskiego i Hańczy. Jego wysportowana sylwetka… Trudno było nie zwrócić uwagi na kogoś tak zbudowanego, a w dodatku… Telefon od Michała skutecznie wyrwał mnie z zamyślenia. Akurat za to mogłam mojemu bratu podziękować, bo ostatnią rzeczą, o którą bym siebie podejrzewała, to umartwianie się nad tym, jak to wszystko się skończyło, a niestety, byłam tego bliska. Bo co do tego, że się skończyło, nie miałam żadnych wątpliwości. Już dawno nikt tak mnie nie wkurwił. Nikt tak perfidnie nie okłamał. Kostecki przekroczył granicę, za którą nie miał już czego szukać. Stracił moje zaufanie. I owszem, zabolało mnie to, dlatego teraz, wbrew temu, jak poważne kłopoty miał Michał, cieszyłam się, że mogłam skupić się na czymś innym niż rozpamiętywanie tego, co zaczęło się między mną a Piotrem dziać.

W końcu zaparkowałam pod jedną z sypiących się kamienic. W sumie nie byłam nawet zdziwiona: po krótkim opisie Michała nie spodziewałam się niczego innego, jak właśnie takiej meliny. Kiedy odpięłam pas i zaczęłam wysiadać z samochodu, poczułam dyskomfort, a po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Nie byłam pewna, czy kiedy wrócę, to zastanę tu jeszcze swój samochód. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy w ogóle doniosę mojemu braciszkowi te pieniądze. Ścisnęłam mocniej torebkę pod pachą. Rozejrzałam się niepewnie dookoła. Było zaskakująco cicho, tylko z jednego z mieszkań na parterze dobiegały odgłosy jakiegoś argentyńskiego serialu, najwyraźniej ktoś pogłośnił dźwięk na maksa. Może po to, by zagłuszyć inne odgłosy, pomyślałam. Nie, moja wyobraźnia za bardzo galopowała, za dużo pracy, Judyta. Tylko jak niby miałam nie przedstawiać sobie tego wszystkiego, kiedy wiedziałam, że mój brat siedział właśnie w jednym z tych mieszkań z lufą przy skroni?! No jak?! Przyśpieszyłam kroku, żeby nie zdążyć się rozmyślić, i weszłam na dziedziniec, a potem skierowałam się w pierwsze drzwi po lewej stronie, na drugie piętro, tak, jak powiedział przez telefon Michał, i szłam długim balkonem do samego końca, aż znalazłam te cholerne zielone drzwi. Żołądek podskoczył mi do gardła.

Nie zdążyłam nawet wcisnąć dzwonka, bo gdy tylko podniosłam rękę, zawiasy skrzypnęły, a potem w progu zobaczyłam rosłego typa, ogolonego na łyso, w ortalionowym dresie i z potężnym krwiakiem na szyi. W pierwszej chwili chciałam parsknąć śmiechem, bo wyglądał jak karykatura gangstera z filmu z lat dziewięćdziesiątych, a nie ktoś, kogo mogłabym się przestraszyć, gdy zrobi groźną minę. Zaraz jednak spoważniałam, kiedy zmiarkowałam, że w splecionych dłoniach trzymał broń. Okej, czyli było ich więcej.

– Gdzie jest Michał? – zapytałam, starając się nie tracić pewności siebie.

Lewus tylko skinął głową, wskazując, żebym weszła do środka.

Dość pewnie czuł się w tym miejscu, odnotowałam, bo nawet nie rozejrzał się na zewnątrz, zupełnie nie zważając na to, czy ktoś go zauważył czy nie. Co to za miejsce, do cholery?!

Mieszkanie było niewielkie, ale nie wyglądało jak jakaś gangsterska meta, obstawiałabym raczej studenckie, tanie mieszkanie na wynajem. Tylko że tutaj naprawdę śmierdziało kryminałem, ale nikt nie zwracał na to uwagi, nie chcąc wchodzić w paradę typom spod ciemnej gwiazdy. Szłam wąskim, obdrapanym korytarzem w głąb mieszkania, cały czas czując czyjś chrapliwy oddech na plecach. Kiedy obejrzałam się za siebie, koleś, który mi otworzył, niemal wlazł na mnie, prawie odbiłam się od jego brzucha. Spojrzał na mnie z góry i cmoknął z niesmakiem. Cuchnęło od niego papierosami. Prawdę mówiąc, miałam ochotę go ofuknąć, ale wolałam nic nie mówić, żeby nie pogarszać sytuacji. Odwróciłam się i bez słowa zrobiłam kolejny krok, a potem, w największym pokoju, zobaczyłam Michała siedzącego na krześle przy biurku. Znów miał rozciętą wargę i rozkwaszony nos, ale na szczęście… żył. Obok niego, na tapczanie, siedział drugi mężczyzna podobnej postury do tego, którego obleśny oddech wciąż czułam na szyi, i też z pistoletem w dłoni, ale ten prezentował się elegancko. Miał na sobie ciemny, dobrze dopasowany garnitur. Dlaczego zakładałam, że Michał ma wycelowaną lufę w skroń?

Niemal nie zauważyłam innego młodego chłopaka siedzącego w kącie pokoju, wyraźnie wystraszonego tym, co się tutaj działo.

– Ty jesteś Judyta? – zapytał siedzący przy Michale mężczyzna całkiem spokojnym tonem.

– Zależy, kto pyta. I chyba się nie znamy, więc przechodzenie na „ty” jest w tej sytuacji co najmniej niegrzeczne. – Nie mogłam się powstrzymać.

Michał tylko przewrócił oczami, a mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, po czym podszedł w moją stronę. Był ode mnie dużo wyższy i byłam pewna, że pod garniturem skrywała się sylwetka kulturysty. Tak, teraz bałam się już o nas oboje, choć bardzo nie chciałam dać tego po sobie poznać.

– Bardzo chętnie bym się z tobą bliżej zapoznał – otaksował mnie wymownym spojrzeniem od stóp do głów, jeszcze bardziej się zbliżając – ale przyjechałem tu w interesach i, niestety, nie mam czasu na zabawy – dodał i przeniósł spojrzenie na Michała.

Wtedy i ja popatrzyłam na mojego brata. Jego wzrok zbitego psa widziałam chyba pierwszy raz w życiu. Sytuacja wyraźnie go przerosła, bo nawet nie próbował błaznować jak zwykle. Zresztą nie było ku temu warunków, atmosfera była, mówiąc delikatnie, napięta.

– Masz to, o co prosił twój brat przez telefon?

– Mogę się najpierw dowiedzieć, za co taka suma? – zapytałam.

– Judyta… – Michał pierwszy raz wtrącił się do rozmowy i ledwo zauważalnie pokręcił głową.

A wtedy mężczyzna, który stał obok mnie, odchrząknął i potarł sobie skroń dłonią, w której trzymał pistolet, z pewnością chciał mi przez to dać coś do zrozumienia. Wzięłam głęboki wdech, nie bardzo mając w tej chwili pomysł, jak inaczej to wszystko rozegrać. Gdybyśmy spierali się tylko na słowa, nie dałabym się tak łatwo, ale w tej sytuacji… Zacisnęłam usta, wyciągnęłam z torebki kopertę i podałam ją mojemu rozmówcy.

Zerknął tylko do środka, a potem znów zwrócił się do Michała:

– Kto wie, Michał, może następnym razem zwrócimy się bezpośrednio do twojej siostry? Z nią poszło nam jakoś łatwiej i… przyjemniej. – Uśmiechnął się do mnie, a potem skinął na swojego kompana i wyszedł powolnym krokiem z pokoju. Będąc w progu, jeszcze dorzucił: – Bo wiesz, młody, to tylko odsetki.

Łajdak zaśmiał się wtedy gardłowo, po czym kiwnął na swojego towarzysza i w końcu obaj wyszli z mieszkania, trzas­kając za sobą wymownie drzwiami.

W moich żyłach nadal krążyła adrenalina i minęło kilka długich sekund, aż zebrałam się w sobie z zamiarem zrobienia Michałowi wyrzutów. Ale nie zdążyłam.

– Co to, kurwa, było?! – uprzedził mnie chłopak, o którego obecności niemal zapomniałam.

Wystrzelił z ciemnego kącika, w którym przykucał dotąd, i przeraźliwie rycząc, zaczął miotać się po pomieszczeniu, zupełnie ignorując to, że wciąż tu byłam.

– Sorry, stary, nie sądziłem, że mnie tu znajdą… – odpowiedział Michał, wycierając twarz i zerkając to na mnie, to na swojego kolegę spode łba.

– Kurwa, Michał! Oni cię za to zioło tak ścigają? Ileś ty od nich tego wziął, że cię z gnatami ganiają po mieście?!

O, czyli było tu więcej wtajemniczonych. Z czego ja najmniej. Świetnie, pomyślałam, czyli w takim towarzystwie obracał się mój braciszek. Ale w sumie czego innego mogłam się po nim spodziewać, od początku podejrzewałam, że ma na sumieniu nie tylko tę jedną sprawę z marihuaną… Obrzuciłam Michała złowrogim spojrzeniem, tym razem nie zbędzie mnie byle wymówkami i głupkowatymi żarcikami.

– A czy ja dowiem się w końcu, komu i za co oddałam sporą część swoich oszczędności? – zapytałam zirytowana, nie spuszczając z Michała wzroku.

Patrzył na mnie uważnie, ale się nie odezwał. No chyba gnojek nie myślał, że znowu spuści na to wszystko zasłonę milczenia. Już się we mnie gotowało.

– Posłuchaj… – zaczęłam ostro.

– Powiem ci wszystko. Tylko może… – urwał i popatrzył na kumpla. – Nie tutaj.

– Racja, nie tutaj – wycedził stanowczo chłopak. – Sorry, Michał, ale twoja meta tutaj się skończyła. Ja nie potrzebuję więcej problemów ponad te, co mam. Przekimałeś kilka dni, nic od ciebie za to nie chcę, mimo że inaczej się umawialiśmy, ale już się zbieraj, co? Jesteśmy kumplami, nic do ciebie nie mam, ale ta sprawa dla mnie to za dużo – dodał i sam zaczął zbierać rzeczy Michała do sportowej torby.

W sumie wcale mu się nie dziwiłam. Na jego miejscu zrobiłabym dokładnie to samo, tylko pewnie zamiast kulturalnie pakować mu bagaż, wyrzuciłabym wszystkie jego rzeczy przez okno.

Kiedy mój brat skończył zbierać swoje manatki, jeszcze raz przeprosił kumpla i zapewnił, że jakoś, no właśnie, JAKOŚ mu się odwdzięczy, a potem wyszliśmy z tej odstraszającej kamienicy i przemierzywszy dziedziniec, skierowaliśmy się na parking, gdzie zostawiłam swój samochód. Na szczęście był tam jeszcze. Obeszłam go wkoło, sprawdzając, czy wszystko w porządku. Odetchnęłam z ulgą dopiero, gdy oboje do niego wsiedliśmy.

– Nie dam ci więcej kasy – powiedziałam, dając Michałowi do zrozumienia, że nie odwdzięczy się koledze moim kosztem.

– O więcej bym nie poprosił, sam to jakoś ogarnę.

– Tak jak sam ogarnąłeś tych gangusów? – prychnęłam. – Kto to był, Michał? – Popatrzyłam na niego, żądając wyjaśnień, nim jeszcze odpaliłam silnik.

– No… Nieważne. – Zacisnął usta w wąską linię i wpatrzył się w przednią szybę. Wiedziałam, że będzie ciężko wyciągnąć z niego cokolwiek, ale na pewno nie miałam zamiaru tego tak zostawić.

– O nie, mój drogi. – Włączyłam silnik i ruszyłam. – Albo mi powiesz, co to byli za ludzie i za co wisisz im kasę, bo jak zrozumiałam, to nie było wszystko – zerknęłam na niego – albo zatrzymam się dopiero przed posterunkiem policji, gdzie mają swoje sposoby na prześwietlanie takich elementów jak ty czy tamte typy z mieszkania. – Zmieniło się światło i włączyłam się do ruchu.

– Nie zrobisz tego – syknął.

– A chcesz się założyć? – zaśmiałam się z ironią.

Doskonale wiedział, że jeśli w końcu nie porozmawia ze mną szczerze, bez skrupułów odstawię go na najbliższy komisariat, nawet za cenę jego wolności.

– Ale musisz mi obiecać, że nikomu się nie wygadasz. Ani policji, ani ojcu – odezwał się w końcu.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Szala zwycięstwa przechyliła się na moją korzyść. Naprawdę naiwnie wierzył, że tatuś nie wiedział o jego ekscesach? Chociaż… Biorąc pod uwagę to, czego zaczynałam się domyślać, mogłam raczej spodziewać się tego, że Michał poszedł w jego ślady.

– Posłuchaj, nie jesteś na takiej pozycji, by móc dyktować jakiekolwiek warunki. To ja zdecyduję, komu powiem, a komu nie – oznajmiłam twardo. – Albo mi wszystko wyśpiewasz, albo jedziemy na policję, rachunek jest prosty.

– Kurwa, wiedziałem… – syknął pod nosem.

– Co wiedziałeś?

– Że będziesz się jak zwykle czepiać!

– Czepiać?! – powtórzyłam poirytowana. – Czy ciebie do reszty pojebało?! – Uderzyłam dłońmi w kierownicę. – W ogóle do ciebie nie dotarło, co tam się wydarzyło? Już zapomniałeś, jak prawie z płaczem dzwoniłeś, żebym przywiozła ci dwadzieścia koła?! – Podniosłam głos. – Jeśli myślałeś, że dam ci tę kasę, a potem zapomnę o sprawie, a przede wszystkim o tym, że jakieś typy groziły ci bronią, to chyba naprawdę masz nie po kolei w głowie! – dodałam, po czym wzięłam głęboki wdech, żeby opanować emocje. Po chwili odezwałam się ponownie, tym razem spokojnie, ważąc każde słowo: – Masz ostatnią szansę, żeby powiedzieć prawdę. Jeśli tego nie zrobisz… znasz konsekwencje.

Michał zaklął tylko pod nosem, a potem oparł łokieć o boczną szybę i potarł palcami oczy.

– Marihuana to nie jest wszystko – wydusił z siebie w końcu, z trudem składając to marnie brzmiące zdanie.

– Tego akurat się domyśliłam. Za zioło nikt nie groziłby ci śmiercią. No chyba że zabrałeś sobie całą ciężarówkę.

– Gwoli ścisłości, nie grozili mi śmiercią, tylko że przestrzelą mi stopy – odpyskował.

– A, okej, w takim razie nie było tematu. Co tam stopy – rzuciłam z ironią, udając rozluźnioną, a potem zgromiłam go spojrzeniem.

– Potrzebowałem kasy, okej? Dużo więcej, niż daje mi ojciec, uprzedzając twoje kolejne pytanie. I to było już jakiś czas temu.

– Jaki?

Michał przewrócił oczami.

– Jakieś dwa lata temu.

– Ile?! – Zahamowałam gwałtownie z wrażenia. – Po co ci była ta kasa?

– A czy to ważne? – Skrzywił się.

– Nie wierzę. Nadal chcesz się licytować.

Michał znów westchnął.

– Wpadłem na studiach z koleżanką.

– Co, kurwa? – rzuciłam, choć miałam nadzieję, że się przesłyszałam.

– To, co usłyszałaś.

– Tylko mi nie mów, że masz dziecko. – Spojrzałam na niego ostrożnie.

– Nie mam. Po to potrzebna mi była kasa, na zabieg i pobyt w klinice na Słowacji.

– Żartujesz sobie?

– Nie jestem w nastroju do żartów – burknął.

– No właśnie dlatego się zastanawiam, czy na pewno jesteś moim bratem Michałem, czy jakimś przebierańcem, bo brzmisz zupełnie jak nie ty. No chyba że faktycznie ta sytuacja wreszcie tobą wstrząsnęła. Gdybym wiedziała, że spoważniejesz, sama wcześniej zagroziłabym, że przestrzelę ci stopy. Albo cokolwiek innego.

Upomniał mnie tylko spojrzeniem, a ja ponagliłam go gestem dłoni, by kontynuował tę intrygującą opowieść.

– Naprawdę muszę dalej mówić? Nie powinnaś być dobra w dedukcji?

– Jestem dobra w dedukcji, ale nie jestem jasnowidzem. Mogę się czegoś domyślać, ale potrzebuję potwierdzenia włas­nej wersji wydarzeń, z tego, co słyszę, mniej barwnej niż prawdziwa.

– Gdybym wiedział…

– To co? Do kogo byś zadzwonił po dwadzieścia tysięcy, mając nóż na gardle? Pardon, pistolet przy… stopie – prychnęłam. – Do ojca najwyraźniej nie chciałeś. Co, swoją drogą, mnie dziwi, w końcu on akurat miałby tyle, żeby…

– Nie chcę w to mieszać ojca, okej? – przerwał mi ostro, czym tylko podsycił moją ciekawość.

Ale na to przyjdzie jeszcze czas, teraz chciałam dowiedzieć się, w co dokładnie wpakował się Michał. Obawiałam się, że mój czarny scenariusz się ziści.

– No więc? – ponagliłam go.

– Podłapałem kontakt do takiego dilera… Już teraz nawet nie pamiętam, od kogo. I tak się zaczęło.

– Handlujesz?

– Handlowałem. Ale po tej sprawie, jak złapali mnie z maryśką, sprawy się trochę skomplikowały i już tego nie robię.

– To stosunkowo niedawno – skwitowałam z przekąsem. – Ale dobre i to. Tylko co to znaczy, że sprawy się skomplikowały?

– Nie rozliczyłem się z ostatniej partii.

Przewróciłam oczami. Nie wierzyłam, że mógł być taki głupi…

– Zgarnąłeś kasę dla siebie? – zapytałam rozczarowana. – Nie bałeś się konsekwencji?

– A skąd ty możesz wiedzieć, jakie są konsekwencje? – odpowiedział pytaniem.

– Przypominam, że robię trochę w tym interesie, tylko po drugiej stronie – upomniałam go, choć tak naprawdę z ostatnią grubszą sprawą o narkotyki miałam styczność jeszcze na aplikacji u Jezierskich. Niemniej było to bardzo ciekawe doświadczenie i kto wie, czy nie okaże się przydatne w świetle aktualnych wydarzeń… Wciąż trudno mi było uwierzyć, że to działo się naprawdę.

– Nie, nie zgarnąłem dla siebie – powiedział z przekąsem. – Wyrzuciłem wszystko tego dnia, kiedy zatrzymała mnie policja z trawką, musiałem działać szybko. – Popatrzył na mnie znacząco.

No dobra, tym mnie trochę zaskoczył. Co nie oznaczało, że zyskał w moich oczach. Wręcz przeciwnie, utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że był totalnie niedojrzały, choć na siłę chciał być dorosły, tylko w ogóle mu to nie wychodziło, bo chwytał się najgorszych rozwiązań. Zamiast poprosić, choćby ojca, o pomoc wtedy, postanowił działać na własną rękę… A może o to chodziło? Może chciał poradzić sobie bez niego? Zaimponować mu samodzielnością?, przeszło mi przez myśl. Może z tego samego powodu teraz nie chciał się wygadać przede mną? Albo zwyczajnie się wstydził? Wbrew całej otoczce, jaką stworzył na swój temat, wbrew wizerunkowi twardziela, po prostu bał się konsekwencji? Albo… dezaprobaty tatusia?, podpowiadało mi coś. Jakby on co najmniej był jakimś życiowym autorytetem…

– I co było dalej? Bo zakładam, że to nie koniec historii.

– Powiedziałem, że zwrócę równowartość towaru w ratach, bo akurat nie miałem wtedy tyle kasy. Ale Malczewski stwierdził, że to odpracuję. Bo byłem dla niego zbyt wartościowy i miałem dobre… kanały zbytu. No a kiedy zacząłem się stawiać, to wtedy trochę mnie pokiereszowali. – Popatrzył na mnie znacząco, a ja skrzywiłam się, przypominając sobie pobicie, po którym wylądował w szpitalu. – A potem potroili wartość tego towaru, który straciłem, i doliczyli sobie solidne odsetki – dokończył. – Nie miałem zamiaru spłacać niczego ponad to, co byłem im faktycznie winien, więc przyszli dzisiaj, żeby dać mi do zrozumienia, że nie mam nic do gadania. – Zawiesił na chwilę głos, po czym dodał: – Resztę historii widziałaś na własne oczy.

Mimo że zakładałam bardzo podobny scenariusz, w tej chwili odjęło mi mowę. Dotarło do mnie, że Michał miał kłopoty znacznie poważniejsze, niż mogłoby się wydawać. I już nawet nie chodziło o to, że był tak głupi, by wplątać się w handel narkotykami. Zadarł z ludźmi, od których lepiej trzymać się z daleka. Mój mózg automatycznie zaczął szukać rozwiązania. Niestety, zdawałam sobie sprawę z tego, że tym razem nie będę mogła mu pomóc jako adwokat.

– Jezus, Michał… W coś ty się władował… – westchnęłam i zrezygnowana pokręciłam głową, a dopiero po chwili zapytałam: – Malczewski to ten garniak, który był dziś u ciebie?

– To byli tylko jego ludzie, ochroniarze. Malczewski to biznesmen, który pod przykrywką legalnych interesów kieruje całym narkotykowym gangiem.

Świetnie, to właśnie potrzebowałam usłyszeć, przyznałam gorzko w duchu. Skinęłam głową, nie kryjąc niezadowolenia malującego mi się teraz na twarzy.

– A ten chłopak z mieszkania? – przypomniałam sobie.

– Kumpel, z tą sprawą nie ma akurat nic wspólnego, zatrzymałem się u niego po tym, jak wyprowadziłem się od matki.

– Myślałam, że ojciec finansuje ci utrzymanie.

– Bo finansuje, ale nie wnika w to, gdzie i z kim mieszkam.

– Tak ci się wydaje – zaśmiałam się z ironią. Miałam zapytać, co w takim razie robił z kasą, którą dostawał od tatusia, skoro pomieszkiwał u znajomych, ale ugryzłam się w język, chyba znałam odpowiedź. Podejrzewam, że pożytkował ją na „bieżące wydatki”, jakiekolwiek one były. – Bierzesz? – zapytałam jeszcze i popatrzyłam uważnie na Michała, by sprawdzić jego reakcję. Akurat staliśmy na światłach.

– Spróbowałem raz czy dwa, ale zdecydowanie bardziej wolę stan po trawce. Przynajmniej nie przewija zwojów i da się kontaktować – odpowiedział już po staremu, z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem.

Pokręciłam tylko głową i ruszyłam przed siebie. Byłam przygnębiona i wściekła jednocześnie, ale nie miałam już siły się z nim przepychać. Ten dzień był jakąś fatalną komedią pomyłek, niemal od samego początku. A teraz, gdy przekroczyliśmy próg mojego mieszkania, poczułam się jak balon, z którego momentalnie uszło powietrze. Marzyłam wyłącznie o tym, by położyć się spać, na zastanawianie się nad tym, co dalej, będzie czas jutro. Jednego tylko nie mogłam Michałowi odmówić – skutecznie odciągnął moje myśli od Piotra, za co byłam mu szczerze wdzięczna.Piotr

Wciąż miałem przed oczami obraz Judyty i malującego się na jej delikatnej twarzy rozczarowania. Choć najpierw wściekłości. Bo przecież wpadła do biura jak burza, ba!, jak huragan, bez uprzedzenia, w pierwszej chwili zupełnie zaskakując mnie swoją bojowością. Wiedziałem, że jest porywcza, zdążyłem poznać jej niewyparzony język i gwałtowny charakter, gdy coś ją zdenerwowało, ale tym wkroczeniem przeszła samą siebie. Tym razem była wściekła. Ale i tak mina, z którą opuszczała mój gabinet, utkwiła mi najbardziej w pamięci. Czy czułem się winny? Sam nie byłem pewien. Z jednej strony miała rację – oszukałem ją, okłamałem, nie powiedziałem jej wszystkiego, mimo że kilka razy pytała, czy wie wszystko, co powinna. Jestem pewny, że czegoś się domyślała. Z drugiej… nie mogłem postąpić inaczej, do zachowania niektórych rzeczy dla siebie zobowiązywała mnie etyka zawodowa. I tak zdradziłem jej więcej, niż prosił mnie o to mój klient. Ale być może faktycznie mogłem to wszystko rozegrać trochę inaczej. Gdyby nie wątpliwości Jurczyńskiego co do tych zdjęć, pewnie zrobiłbym tak, jak mówiła Judyta – przekonałbym go, że stanowią dowód jego niewinności, a potem o wszystkim jej powiedział. Jedno było pewne – nie cofnę czasu, a Judyta wydawała się pewna swoich ostatnich słów.

Rzuciłem długopisem o blat, odchyliłem się w fotelu i potarłem twarz dłonią. Pierwszy raz od dawna nie wiedziałem, co robić. Potrzebowałem porozmawiać z Judytą, ale na spokojnie, bez emocji. Nawet jeśli ona twardo postawiła sprawę, musiała liczyć się z tym, że też miałem prawo do obrony swojej osoby. A przede wszystkim do naprawy sytuacji i zadośćuczynienia. Bo co do żalu za popełnione czyny… jeszcze się zastanawiałem.

Właśnie chciałem wybrać jej numer, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Zupełnie zapomniałem, że gdzieś tam w biurze czekała na mnie Ilona. Tylko jej brakowało do kompletu, by ten dzień zupełnie spisać na straty. Zupełnie nie miałem ochoty dziś z nią rozmawiać i w ogóle… jakoś nie odczuwałem potrzeby wysłuchiwania, z jaką to kolejną ważną sprawą do mnie przyszła. Ilona to był dla mnie zamknięty temat. Prawdopodobnie tak jak ja dla Judyty, pomyślałem.

– Proszę – burknąłem i udałem, że skupiam się nad czymś przy laptopie, mimo że zupełnie nie potrafiłem zebrać myśli.

Nie pomyliłem się.

– Mogę? – zapytała Ilona, zaglądając do mojego pokoju i wchodząc, zanim w ogóle zdążyłem coś odpowiedzieć.

– Czy możemy przełożyć na inny dzień naszą rozmowę? – Popatrzyłem na nią wymownie. – Przepraszam, ale wpadło mi coś pilnego i muszę to ogarnąć od razu.

– Z tego, co widziałam, ta pilna sprawa przed chwilą wyszła… – Ilona wymownie odwróciła się w stronę drzwi i znów spojrzała na mnie.

Obrzuciłem ją surowym spojrzeniem. Oczekiwała, że będę jej się z czegokolwiek tłumaczył?

– Judyta przyniosła mi ważne dokumenty dotyczące naszego wspólnego klienta, muszę się tym zająć – wyjaśniłem mimo wszystko, żeby dała mi spokój.

– Piotr, czy wszystko…

– Ilona, przepraszam, ale naprawdę nie mam czasu – przerwałem jej ostro.

Może byłem zbyt szorstki, zwłaszcza że to spotkanie z nią przerwała mi Judyta, ale teraz naprawdę nie miałem ochoty jej wysłuchiwać. Zwłaszcza że, jak zdążyłem zauważyć, nie była w stanie powstrzymać się przed uszczypliwymi komentarzami. Zacisnęła usta, ale nie ruszyła się z miejsca. Popatrzyłem na nią szorstko, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że nie mam ochoty na jej obecność. Przewróciła oczami, po czym rzuciła tylko, żebym zadzwonił, jak znajdę chwilę, i wyszła w końcu z mojego gabinetu, a ja znów opadłem na oparcie fotela.

Zdecydowałem się zadzwonić do Judyty, ale gdy wybrałem już jej numer, zawahałem się. Co niby miałem jej teraz powiedzieć? Zakładając, że w ogóle by odebrała? Zrezygnowany odłożyłem telefon i zamknąłem na chwilę oczy. Znowu rozleg­ło się pukanie do drzwi.

– Jestem zajęty! – ryknąłem, nie przemyślawszy tego, że akurat mógł to być jakiś klient.

Na szczęście nie byłem dziś już z nikim umówiony, a w progu mojego biura tym razem pojawił się Marcel. On nawet nie zapytał, po prostu wszedł do środka i z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni podszedł do mojego biurka.

– No, no, miałeś rację: piękna, inteligentna i do tego ma temperament. Ale… nie wiem, czy akurat tego ostatniego ci zazdroszczę – powiedział z ironicznym uśmieszkiem, nawiązując do naszej porannej rozmowy, po czym dodał: – Zdradzisz mi, co zdążyłeś spartolić w ciągu niecałego dnia, że z twojego porannego, błogiego wyrazu twarzy nie pozostał choćby cień? Czemu zawdzięczamy huragan Judytę, który dziś przetoczył się przez naszą kancelarię?

Wyjątkowo drażniło mnie teraz to jego śmieszkowanie. Upomniałem go tylko spojrzeniem, po czym znów otworzyłem laptopa, by zająć czymś wzrok. Przejechałem jednak szybko dłonią po twarzy i znów zatrzasnąłem komputer. Akurat przed Marcelem nie musiałem niczego zgrywać ani ukrywać. Raczej nie liczyłem na jego obiektywizm, ale może… na słowo wsparcia?

– Nie powiedziałem Judycie o dość istotnej kwestii dotyczącej Jurczyńskiego. Mimo że wielokrotnie podkreślała, jak ceni sobie prawdę, i wiele razy pytała, czy jest coś, o czym powinna wiedzieć.

– A o tym, czego jej nie powiedziałeś, powinna?

Wziąłem głęboki wdech.

– Ja chciałbym wiedzieć na jej miejscu.

– Więc dlaczego nie podzieliłeś się z nią tą wiedzą?

– Bo Jurczyński prosił mnie o dyskrecję.

– W takim razie nie rozumiem, w czym tkwi problem. – Marcel się skrzywił. – Klient poprosił cię o dochowanie tajemnicy, a ty działasz na jego rzecz i w granicach swojego umocowania. Dla niej to nie jest wystarczający argument?

Wydawało mi się, że powinien być. Judyta jednak widziała to trochę inaczej i w gruncie rzeczy nie powinienem się dziwić, że tak zareagowała. W tej sytuacji każde z nas miało rację. Popatrzyłem na Marcela i odburknąłem:

– Jak było widać, nie.

– Dobra tam, powkurza się, strzeli focha, a potem jej przejdzie. Standard. – Machnął ręką. – Przecież nie rzuci Jurczyńskiemu wypowiedzeniem obrony przez jakieś jedno niedopowiedzenie, to byłoby nieprofesjonalne.

Nadal generalizował i w tym wypadku bardzo się mylił. Judyta była jedyna w swoim rodzaju, zdecydowanie nie pasowała do żadnych z jego szowinistycznych schematów, a przede wszystkim wyznawała świętą zasadę – szczerość i lojalność ponad wszystko – którą znałem i mimo to świadomie złamałem. Byłem lojalny, owszem, ale nie wobec niej, tylko wobec klienta.

– Kurwa… – zakląłem pod nosem. W bardziej patowej sytuacji nie znalazłem się chyba jeszcze nigdy.

Marcel przyglądał mi się zdziwiony. Skąd miał wiedzieć, że tak naprawdę nie martwiłem się teraz o naszą współpracę przy sprawie Jurczyńskiego. Nie miałem wątpliwości, że będzie profesjonalna do końca… i do bólu. W głowie miałem głównie to, co powiedziała tuż przed wyjściem. Po naszym ostatnim wyjeździe do Gdańska przestałem traktować ją wyłącznie jako partnerkę w pracy. Stała się dla mnie kimś znacznie ważniejszym. Byłem tego pewny i chciałem tego. A przez tę cholerną sprawę z Jurczyńskim znów wróciliśmy do czysto służbowych relacji i byłem już dla niej tylko współpracownikiem.Rozdział 2

Judyta

Michał nie chciał jechać do Krystyny i w sumie nawet mu się nie dziwiłam. Nie byłam tylko pewna, czy zabieranie go do siebie było dobrym pomysłem. Co prawda zaznaczyłam, że może się zatrzymać na jedną, góra dwie noce, żeby trochę się ogarnąć, a później powinien wrócić do matki, ale po nim wszystkiego mogłam się już spodziewać. Choć nie wiem, czy coś zaskoczyłoby mnie bardziej niż ten wczorajszy telefon od niego i to, co działo się potem. Przez myśl przeszło mi wtedy, co mog­łoby się stać, gdyby tym razem odwiedzili go w domu… Ale do tej sytuacji nawet ja nie chciałam dopuścić. Tylko jeszcze nie bardzo miałam pomysł, co zrobić, żeby ci dilerzy odczepili się od młodego.

Rano miałam rozprawę w Śródmieściu, a ponieważ wczoraj nie zdążyłam się do niej przygotować, bo po tych wszystkich rewelacjach rozbolała mnie głowa i nie wracałam już do kancelarii, musiałam dzisiaj wstać skoro świt, by pojechać do biura i jeszcze raz przeczytać akta. Kiedy zadzwonił mój budzik, za oknem było jeszcze ciemno. W pierwszej chwili, gdy usłyszałam podejrzane odgłosy dobiegające z kuchni, serce na chwilę mi stanęło, a potem przypomniałam sobie, że przecież od wczoraj miałam lokatora. Przeciągnęłam się jeszcze raz w pościeli, a później wstałam i wciąż trochę zaspana poczłapałam do kuchni. Na wpół otwartymi oczami popatrzyłam na Michała, który stał przy blacie i nalewał sobie wody.

– A co ty, siostra, spania nie masz? Czy to ja cię obudziłem? Starałem się być cicho, ale jeśli to ja, to sorry. Jakoś nie mog­łem spać – powiedział i odstawił butelkę, a potem sięgnął po szklankę.

– Wiesz, o tej porze ludzie wstają do pracy. Gdybyś ją miał, tobyś się głupio nie pytał – odparłam i wyciągnęłam szklankę z szafki, a potem podstawiłam Michałowi, by i mi nalał wody.

– O piątej? – zdziwił się.

– Przez twoje wczorajsze ekscesy nie zdążyłam się przygotować na rozprawę, więc tak, musiałam wstać o piątej, żeby to nadrobić.

Michał uniósł dłonie w poddańczym geście, po czym usiadł przy stole.

– Zrobiłbym ci śniadanie, ale nie chcę się panoszyć po twojej kuchni. – Wyszczerzył się.

Chyba nie myślał, że ja zrobię coś do jedzenia jemu. Dobre sobie. Prychnęłam tylko pod nosem.

– Zwykle nie jadam śniadań w domu. Mogę ci co najwyżej zaproponować kawę, a po coś do jedzenia radzę się wybrać do żabki na dole. Nie robiłam ostatnio zakupów.

Przypomniałam sobie wtedy, że miałam je zrobić wczoraj, bo od wyjazdu do Gdańska skupiłam się zupełnie na czymś innym niż zawartość mojej lodówki. Na samą myśl ten ostatni łyk wody stanął mi w gardle. Skrzywiłam się z nadzieją, że Michał tego nie wychwycił.

– Swoją drogą, fajne sobie to gniazdko uwiłaś – powiedział nagle, rozejrzał się, a potem popatrzył na mnie znacząco, choć nie byłam pewna, o co mu chodziło. Ale przynajmniej nie zauważył mojej reakcji na wspomnienie o Piotrze.

– Się pracuje, się ma – wytknęłam mu znowu, a wtedy on uśmiechnął się ironicznie i ledwo zauważalnie pokręcił głową, więc zapytałam. – O co ci chodzi?

– O nic – odpowiedział. – Tylko dość szybko się dorobiłaś takich luksusów.

– Coś sugerujesz?

– A powinienem? Po prostu wiele się słyszy o prawnikach, którzy potrafią obchodzić przepisy, bo się na tym znają.

Jak on mnie wkurzał!

– Posłuchaj, gnojku – rzuciłam zirytowana. – Nie mierz wszystkich swoją miarą, nie każdy utrzymuje się w taki sposób jak ty, polegając na ojcu albo plącząc się w szemrane interesy. Co więcej: śmiem twierdzić, że jesteś w znacznej mniejszości. Ja, w przeciwieństwie do ciebie, zarabiam uczciwie, może dlatego nie mam kłopotów ani gangsterów na karku. I może dzięki temu wciąż masz dwie całe stopy i kawałek łóżka do spania. Więc daruj sobie te głupkowate komentarze, dobrze? – Odstawiłam z impetem szklankę. – A mieszkanie mam w kredycie, dla twojej wiadomości, na pieprzonych trzydzieści lat – dodałam i wyszłam do łazienki.

Wkurzał mnie tym swoim zachowaniem. Wczoraj wydawał się przestraszony i bardziej pokorny, już myślałam, że coś do niego dotarło. Ale dzisiaj wrócił ten głupi, zrelaksowany smarkacz, który nigdy niczego się nie nauczy, bo siostra Judyta znów uratowała mu tyłek. I nie, nie chodziło o to, że żałowałam udzielonej mu pomocy. Irytowało mnie, że żył w tej złudnej świadomości, że zawsze spadnie na cztery łapy. No ale w końcu za każdym razem sama zapewniłam mu miękkie lądowanie.

Stałam pod prysznicem, a ciepła woda spływała po moim ciele strugami. I choć zwykle to mnie odprężało, teraz wcale nie czułam się lepiej. Oparłam dłonie o ścianę i spuściłam głowę. Rzadko miewałam chwile słabości, ale wczorajszy dzień skumulował w sobie tyle negatywnych emocji, że poczułam, jak opuszcza mnie energia. W najgorszym możliwym momencie. Wczoraj nie miałam siły się zastanawiać, padłam zmęczona, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki. Ale dziś, od kiedy tylko otworzyłam oczy, miałam przed nimi wszystkie wczorajsze wydarzenia. Wszystkie. Począwszy od spotkania z Jakubem w sądzie, przez kłopoty mojego niewydarzonego brata, po Piotra, który tak bardzo mnie zawiódł. A ja tak bardzo chciałam w końcu móc komuś zaufać. To uwierało mnie najbardziej, to rozczarowanie, na które nie miałam wpływu. Bo całą resztę jakoś dało się ogarnąć.

Nie mogłam sobie jednak pozwolić na chwilę słabości, bo wiedziałam, że jeśli uronię choć jedną łzę, nie powstrzymam potoku, który wzbierał się w moich oczach. Mimo że byłam sama, że nikt mnie tu nie widział, nie chciałam się złamać. Nie miałam na to czasu. Musiałam skupić się na pracy. Tak, to zawsze mi pomagało stanąć na nogi i tym razem też pomoże. To nic, że będę musiała pracować z Kosteckim przy sprawie Mariusza, dam radę, powtarzałam sobie, choć musiałam przyznać że przeszło mi przez myśl wypowiedzenie mu obrony. Nie zamierzałam jednak tego robić. Chciałam dokończyć sprawę, a później podziękować Piotrowi za współpracę… w każdym zakresie.

Kiedy zbierałam się do pracy, Michał siedział w salonie i oglądał telewizję. Przeskakiwał bezmyślnie z kanału na kanał, nie wiadomo czego szukając.

– Jaki masz plan na dzisiaj? – zapytałam i zebrałam z biurka dokumenty.

– Nie mam planu. – Wzruszył ramionami.

– Co ty właściwie robisz całymi dniami? – Skrzywiłam się i popatrzyłam na niego, biorąc się pod boki.

– Różnie – odpowiedział, nie odrywając wzroku od tele­wizora.

– To znaczy? Nie studiujesz, nie pracujesz, nawet nie szukasz pracy. Tak marnujesz czas całymi dniami? Bo twoje „różnie” brzmi dość niepokojąco, zwłaszcza w świetle wczorajszych wydarzeń.

– Nagle zaczął cię obchodzić mój plan dnia? – zapytał ironicznie.

– Od kiedy zalegasz na mojej kanapie, to tak.

– Zalegam na niej od wczoraj.

– To wystarczająco długo, żeby twoje nieróbstwo zaczęło mnie irytować.

– Zrobiłaś się, siostra, strasznie drażliwa – rzucił, a potem wyłączył telewizor i podniósł się z kanapy, po czym zaczął grzebać w swojej torbie z rzeczami.

Spojrzałam na niego lekceważąco, a potem przewróciłam oczami i włożyłam do aktówki ostatnie teczki oraz laptopa. W sumie co mi było do tego, w jaki sposób marnował sobie życie. Choć akurat teraz powinno mnie to obchodzić, bo założyłam za niego sporą sumę pieniędzy. Nie łudziłam się, że mi ją zwróci. Ale nie zastanawiałam się ani chwili, gdy do mnie zadzwonił i poprosił o pomoc. Poza tym wiadomo, że skoro nie miał ich teraz, to raczej już mieć nie będzie. Prędzej… Nie, od ojca tym bardziej bym ich nie przyjęła.

Nim podniosłam wzrok, Michał podał mi jakiś złożony świstek papieru. Zmarszczyłam brwi, popatrzyłam na brata, a potem rozłożyłam kartkę.

– Decyzja o przyjęciu na studia zaoczne? Fizjoterapia? – Zrobiłam wielkie oczy.

– Nie taki ze mnie ostatni gnojek i nierób. Może i mam swobodne podejście do życia, ale nie jestem takim zerem, za jakie mnie uważasz – rzucił, a potem znów rozłożył się na kanapie i wlepił wzrok, tym razem w telefon.

Nie powiem, mile mnie tym zaskoczył, ale wolałam nie cieszyć się na zapas. Już z jednych studiów go wyrzucili, nie miałam pewności, jakie teraz miał plany i czy starczy mu zapału, bo ostatnio, jak się okazało, chodziło mu głównie o zniżki studenckie. Ale znałam go i wiedziałam, że był inteligentnym chłopakiem, inna sprawa, że zwykle wykorzystywał swój potencjał zupełnie nie tam, gdzie trzeba. Może tym razem pójdzie w końcu po rozum do głowy.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: