- W empik go
Wnuczka wariatki. Alina - ebook
Wnuczka wariatki. Alina - ebook
Każdy człowiek rodzi się z szansą na szczęście. Musi mu tylko nie przeszkadzać. Alina jest kobietą po pięćdziesiątce. Usilnie stara się wyprzeć z pamięci smutne dzieciństwo i nieudaną przeszłość. Impulsem do wyprowadzenia się od matki-wariatki są narodziny Poli - to dla niej od tej pory będzie budowała lepsze życie. Jednak to "lepsze" nie zawsze okazuje się być na tyle uniwersalne, by każdego nim uszczęśliwić. Przełom w życiu wszystkich trzech kobiet następuje po powrocie Poli od babci, która wbrew opinii Aliny okazuje się nie taka straszna. Carmen jest co prawda nieco szalona, ale między babcią i wnuczką pojawia się silna więź. Pola zabiera się za naprawienie stosunków miedzy obiema kobietami, lecz u źródeł konfliktu leży mroczna, rodowa tajemnica sprzed dwóch pokoleń. Jej stopniowe odkrywanie sprawia, że nic już nie jest tak oczywiste i że warto zastanowić się nad powodami czyichś życiowych wyborów, zanim się go osądzi. Bo zrozumienie to już krok do pojednania. Czy tak się stanie? Czy Carmen, Alina i Pola zdołają porzucić wzajemne żale i stać się po prostu zwyczajną babcią, matką i wnuczką?
Danuta Noszczyńska - plastyczka, reżyserka, twórczyni amatorskich teatrów Azet i Amarant, absolwentka krakowskiego liceum plastycznego oraz Wydziału Filozoficznego UJ. Opublikowała książki: "Historia nie Magdaleny", "Blondynka moralnego niepokoju", "Hormon nieszczęścia", "Mogło być gorzej", "Kufer babki Alicji", "Luizę pilnie sprzedam", "Pod dwiema kosami, czyli przedśmiertne zapiski Żywotnego Mariana", "Wszystkie życia Heleny P.", "Harpia" (trzy ostatnie nagrodzone na Festiwalu Literatury Kobiet "Pióro i Pazur"), "Farbowana blondynka", "Zła miłość", "Futra, perły i łzy jak piołun gorzkie", "Wszystkiemu winni są faceci", "Domek na końcu świata", "Dopóki śmierć nas nie połączy", "Nieświęta rodzina", "Zobaczyć gdzie indziej", "Nigdy nie jest za daleko", "Ten jeden jedyny" i "Wnuczka wariatki. Pola".
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-796-9 |
Rozmiar pliku: | 411 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Droga czytelniczko. Ta i wszystkie inne moje powieści mają służyć tylko (lub aż) Twojej przyjemności, relaksowi i dobrej zabawie. Dlatego nie ma co doszukiwać się w nich realizmu ani zastanawiać się, czy to albo inne zdarzenie mogło mieć miejsce w „prawdziwym” życiu. Być może, jeśli jesteś osobą racjonalną, poukładaną, poważną – w Twoim nie, ale zapewniam Cię, że w moim szalonym artystycznym świecie nie raz działy się historie o wiele mniej prawdopodobne od tych, które dla Ciebie wymyślam . A zatem – życzę Ci przyjemnej, bezstresowej lektury.
Danuta NoszczyńskaROZDZIAŁ I
Walka z wiatrakami
Alina Sowiłow, lat… pięćdziesiąt plus, wysoka, blondynka, oczy niebieskie… Nie, tak mogłaby brzmieć notka policyjna, gdybym na przykład zaginęła… – pomyślała z niechęcią Alina.
Kobieta od przyjścia do pracy, czyli od jakiejś godziny, siedziała bezproduktywnie przed otwartym komputerem i zamiast zajmować się obowiązkami zawodowymi, oddawała się zupełnie innym myślom. Irytowało ją to i niepokoiło, była osobą niezwykle obowiązkową, zdyscyplinowaną oraz odpowiedzialną, a to, co od kilku dni działo się w jej głowie, po prostu przeszkadzało. We wszystkim. I tu, i w domu. Na jawie i we śnie…
Z wielką niechęcią wyszukała w internecie stronę hurtowni mającej w ofercie produkty, których zamówienie zlecił jej szef, i zamiast – jak powinna była zrobić – poszukać jeszcze innych, by znaleźć najkorzystniejsze ceny, złożyła po prostu zamówienie.
Alina Sowiłow, lat pięćdziesiąt plus, wysoka, blondynka, oczy niebieskie. Spokojna, bez nałogów, pedantyczna. Samotna matka… – wróciła do swoich rozważań Alina.
Gdyby ktoś mógł wniknąć w jej myśli, pomyślałby pewnie, że układa ogłoszenie matrymonialne. Ale musiałby przede wszystkim jej nie znać, bo ci, którzy ją znali, wiedzieli, że ostatnią osobą, jaką chciałaby widzieć w swoim życiu, był facet. Jej myśli zaś miały na celu określenie siebie samej, charakterystykę rzeczową i obiektywną. Kobieta do tej pory niewiele zastanawiała się nad sobą. Nad swoim losem, minionym i obecnym – owszem, ale nie nad sobą. Wiedziała, że jest solidna oraz odpowiedzialna i konsekwentna. Te cechy określały ją wystarczająco – były najważniejsze, tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym stanowiły najlepszą gwarancję stabilizacji i bezpieczeństwa.
– Pani Alino, prosiłbym jeszcze tu… o… A co pani pisze?
Marek, szef działu, położył przed kobietą na biurku ręcznie zapisaną kartkę i najwyraźniej zdążył rzucić okiem na ekran monitora, zanim zamknęła plik.
– Może ja bym… mógł?
– Co?
– Wie pani co.
– Nie, nie wiem. – Alina odwróciła się w jego stroną wraz z krzesłem.
– Nic. Po prostu ponawiam moje zaproszenie na kolację. Dziś wieczorem.
– To co pan zobaczył, to początek mojego CV. Napiszę na wszelki wypadek i będę trzymała w komputerze.
– Na jaki wypadek?
– Seksistowskich zaczepek ze strony przełożonego – odparła, dając upust wszystkim targającym nią ostatnio emocjom.
– Ależ… Tak pani to rozumie? Przecież moje intencje są jak najlepsze.
– Nieważne, jak ja rozumiem. Problem w tym, że pan nie rozumie. Jeśli kobieta mówi „nie”, to znaczy „nie”. Koniec, kropka. Temat zamknięty.
Szef odwrócił się bez słowa i odszedł, zatrzymał się jednak na moment przy sąsiednim biurku.
– Coś ze mną jest nie tak? – rzucił w stronę siedzącej przy nim Bogny.
– Ale skąd, wręcz przeciwnie – odpowiedziała zaskoczona, już w pustą przestrzeń, bo Marek odszedł, a pytanie było chyba retoryczne.
– No przecież wszystko z nim okej – kobieta kontynuowała wątek już sama do siebie. – I bardzo się dziwię. Taki fajny facet, ułożony, wykształcony, przystojny, wolny… Czego chcieć więcej?
Alina milczała.
– On tak pięknie cię adoruje, kulturalnie, romantycznie nawet, a ty…
– …a ja sobie tego nie życzę – Alina nie wytrzymała. – Podoba ci się? To się z nim umów. Też jesteś wolna. I… romantyczna.
– Jestem za gruba – westchnęła Bogna.
– A co to ma do rzeczy?
– Nie jestem w jego typie, czuję to. On woli szczupłe, jak ty.
– No to schudnij.
– Łatwo ci mówić – mruknęła koleżanka, wgryzając się z apetytem w ogromną drożdżówkę z jagodami. – Mam problem z metabolizmem, to się zaczyna dziać po czterdziestce. Nie u wszystkich, ale u większości, zwłaszcza kobiet – dodała, taksując zgrabną sylwetkę koleżanki. – Po prostu: żołądek wolniej trawi, organizm nie nadąża spalać kalorii i odkłada się tłuszcz.
– Na pewno nie nadąża – rzuciła Alina. – Nie ma szans.
– Więc sama widzisz. – Bogna pogrzebała w przepastnej torebce i wyjęła z niej litrowy karton owocowej maślanki. – Walka z wiatrakami.
– A wiesz? Czasem się zastanawiałam nad tym powiedzeniem. – I za każdym razem powalał mnie w nim brak logiki.
– To znaczy?
– Każdy wiatrak można zwalczyć, szybko i łatwo. Wystarczy go odłączyć od źródła energii, czymkolwiek by ono było.
– No racja, racja – przyznała Bogna z pełnymi ustami. – Tylko że ten Don Kichot był po prostu głupi i zabierał się do sprawy, że tak powiem, od dupy strony.
* * *
Alina wróciła po pracy do pustego mieszkania, co zdecydowanie nie poprawiło jej nastroju, bo mieszkająca z nią córka Pola wyjechała z chłopakiem na Mazury.
Taaak… Pola miała chłopaka. Można by powiedzieć nareszcie, bo dziewczynie za rok z okładem miała stuknąć trzydziestka i do tej pory nie znalazł się jeszcze nikt, kogo dałoby się określić tym mianem. Owszem, bywały jakieś przelotne, najczęściej chybione znajomości, o których Alinie udało się dowiedzieć, bo Pola niechętnie spowiadała się matce ze swojego życia. Zdaniem Aliny dziewczyna była nie tylko skryta, ale wręcz wrogo nastawiona do prób jakiejkolwiek rozmowy na temat jej życia osobistego. I nie tylko, nigdy słowem nie mówiła, co tam na studiach, co w pracy, nawet na zwykłe pytanie o samopoczucie, gdy matka dostrzegała jakieś niepokojące symptomy, odpowiadała opryskliwie, wręcz wrogo.
Tym razem było jednak odrobinę inaczej: Szymona przyprowadziła do domu i oficjalnie przedstawiła. Zrobił na kobiecie dobre wrażenie: przystojny, ułożony, z dobrym wykształceniem i godną pracą. Wyglądał na bardzo zakochanego, ale wszystko to nie pozbawiło jej obaw o córkę; było zbyt piękne, by mogło trwać. Alina doskonale wiedziała, że życie to nie jest bajka, a nawet jeśli czasem tak wygląda, los zaraz wystawi słony rachunek za chwile szczęścia. Co jednak mogła zrobić? Jak ją ochronić? Ostrzec? Pola była uparta i nie słuchała matki, bo miała jakieś tam koleżanki, które pewnie były dla niej większymi życiowymi autorytetami. Nieodpowiednie koleżanki, bo najlepsza przyjaciółka córki, Aurelia, była osobą mało godną zaufania, a już na pewno nie materiałem na powiernicę i doradczynię. Zdaniem Aliny dziewucha była zwyczajnie stuknięta, jej zachowania mocno odstawały od społecznie akceptowalnych; sposób mówienia, ubierania się, a nawet poruszania znamionował, że jest z nią coś nie tak.
Kobieta była mocno przewrażliwiona na tym punkcie, wręcz obawiała się podobnych osób, bo… jej własna matka nigdy nie była w pełni zdrowa na umyśle. Carmen Sowiłow, dziś prawie osiemdziesięcioletnia staruszka, nie zmieniła się ani na jotę. Alina zerwała z nią kontakt wiele lat temu, ale dzięki Poli, a właściwie przez nią, został właśnie odnowiony i przywiał z powrotem wszystkie demony przeszłości…
I to właśnie sprawiło, że Alina poczuła się nagle znów małą, bezbronną, samotną dziewczynką, niemającą oparcia w nikim, a już szczególnie w matce, która zawsze żyła własnym życiem, zawsze pod prąd, inaczej i… bardzo głupio.
Mając dwadzieścia pięć lat i małe dziecko, Alina zaczynała wszystko od nowa, w obcym mieście, wśród obcych ludzi. Dzięki sile charakteru i żelaznej konsekwencji, odziedziczonych pewnie po ojcu, którego nie znała, udało się jej osiągnąć wszystko to, co miała dziś i co jej do życia w zupełności wystarczało: stabilną, bezpieczną i nieźle płatną pracę, niewielkie, ale własnościowe mieszkanie, a co najważniejsze, poważanie i szacunek u ludzi. Bo to było od zawsze jej największą bolączką, kompleksem nie do zniesienia. Ironiczne spojrzenia, szepty za plecami, kpiny – a wszystko dzięki rodzicielce wariatce. Doprowadzało ją to do rozpaczy, a nierzadko i do łez. Jej matka była dziwolągiem, Alina nie chciała być taka, ale nikt we wsi się nad tym nie zastanawiał, nie widział w niej innej, oddzielnej osoby, była dla nich taka sama jak ona, bo przecież nie mogła nie być taka sama…
Dziewczyna rosła w samotności, bez koleżanek, przyjaciół. Bo nikt się nie kwapił do przyjaźni z nią, ona zresztą też nie szukała bliższych kontaktów z tą beznadziejną wsiową hołotą. Tak. Czuła się od nich lepsza, lepsza od swojej matki, od tych wszystkich brudnych i zasmarkanych wsiowych bachorów i wszystkich dorosłych, ciemnych i prymitywnych, nawet od nauczycieli w szkole, tylko odrobinę mniej prymitywnych niż reszta gawiedzi…
Miała we krwi jakąś dumę i godność. Zawsze myślała, że to może po ojcu, ale okazało się, że zawdzięcza te cechy genom ze strony… matki. Kiedy to odkryła, doznała szoku. Żalu, poczucia krzywdy i jeszcze większej niechęci do osoby, która tak lekkomyślnie i beztrosko zgotowała jej los wsiowego popychadła, podczas gdy życie ich obu mogło wyglądać zupełnie inaczej…
Alina wyjęła z torby zakupy i zupełnie mechanicznie zaczęła układać w lodówce. Wszystko dokładnie na swoim miejscu, jej dłonie zupełnie bez udziału umysłu wiedziały, co i jak mają robić. Zawsze. Cokolwiek robiła, oddając się czasem myślom zupełnie niezwiązanym z danymi czynnościami, były one wykonane perfekcyjnie, jakby jej ciało zostało idealnie zaprogramowane i nie potrzebowało żadnych dyrektyw ani poleceń. Ot, wystarczyło po prostu każdego ranka wstać z łóżka, a mechanizm już zaczynał działać. I tak było dotąd, a problemy, jeśli już wkradały się w jej ułożone i usystematyzowane życie, Alina nauczyła się racjonalizować. Wystarczało, że znalazła ich przyczynę, zawsze leżącą poza nią samą. Uzyskiwała w ten sposób poczucie, że ona zrobiła w danej kwestii, co była w stanie, i wszystko mogło się toczyć dalej swoim torem.
Tak. Miała już pięćdziesiąt lat z niewielkim okładem i jeszcze całkiem niedawno była przekonana, że to, co przed nią, jest w stanie przewidzieć z niemal całkowitą dokładnością. Poza drobnymi zdarzeniami losowymi, które i tak nie miały prawa mieć większego wpływu na całokształt jej życia. Bo to, co mogło sprawić jej największy dyskomfort, czyli nieprzewidywalność, niepewność i poczucie braku kontroli nad własnym życiem – zostawiła w przeszłości. Ale przeszłość teraz nagle zaczęła się o nią upominać, intensywnie, jak nigdy przedtem. Za sprawą jej własnej córki, która była całym jej światem, dla której od dnia narodzin robiła wszystko, by jej życie mogło wyglądać inaczej… Przede wszystkim w dużym mieście, gdzie możliwości były o niebo większe niż w tej podłej wsi, z której sama pochodziła. Dla niej podjęła pierwszą pracę w fabryce, ciężką, fizyczną, bo dzięki systemowi zmianowemu była w stanie wygospodarować więcej czasu dla dziecka. Dla niej harowała potem na dwóch etatach, żeby dziewczynka miała wszystko, co potrzeba, i nigdy od nikogo nie czuła się gorsza. Opłacała korepetycje, chroniła przed nieodpowiednimi ludźmi, by tego, o co tak bardzo się starała, nie zniweczyło jakieś przypadkowe, nieodpowiednie towarzystwo.
Przekonała córkę do studiów, bo ta zamierzała zakończyć edukację po szkole średniej i dalszą ścieżkę rozwoju oprzeć na kursach i szkoleniach w celu zdobyciu jakiegoś zawodu. Poszła na kompromis, gdy Pola uparła się przy systemie zaocznym, bo chciała mieć własne pieniądze. Przełknęła jakoś, gdy zaczęła odkładać obronę licencjatu, a potem znów musiała przekonywać ją do zrobienia magisterki.
Alinę mierziło, że córkę coraz bardziej zaczynała pochłaniać praca, która miała być tylko środkiem, a zaczynała robić się celem. Podobało się jej stanie za ladą i płytkie rozmowy z płytkimi klientkami, a jej przyjaźń ze zwariowaną, kompletnie bez żadnych ambicji Aurelią sprawiła, że kobieta nabawiła się wrzodów żołądka.
Pola była jej jedynym problemem, o ile można tak powiedzieć o jedynym oczku w głowie. Ze wszystkim innym radziła sobie doskonale, bo na wszystko inne miała po prostu wpływ. Na Polę nie, ale też nigdy nie straciła nadziei, że uda się jej wykierować córkę „na ludzi”.
Tego lata jednak coś się stało, coś w niej pękło i gdy Pola oznajmiła, że nie przystąpi do obrony pracy magisterskiej w terminie, Alina po raz pierwszy poczuła się bezsilna, a w bezsilności i desperacji robi się różne głupoty. Nie mogła sobie darować, że zabroniła córce wyjazdu na wakacje do słonecznej Hiszpanii i zamiast tego zesłała ją na wieś do swojej stukniętej matki. Wydawało się jej to jedynym słusznym pomysłem, liczyła na to, że gdy Pola zobaczy, przed czym i przed kim matka chciała ją ochronić, że kiedy na własnej skórze odczuje, z czym ona sama musiała się kiedyś zmagać, również zwieje stamtąd czym prędzej i doceni jej starania…
Nie przewidziała jednego. Pola od razu poczuła się w tamtejszym środowisku jak ryba w wodzie, a w starej, zwariowanej Carmen znalazła sobie przyjaciółkę i powiernicę. Mało tego, zupełnie nie kwapiła się do powrotu, przedłużając wakacje o całe dwa tygodnie, a ona omal nie oszalała ze zmartwienia, niepokoju, z tęsknoty…
Zdaniem Aliny Pola nigdy nie dostrzegała uczucia matki, jej zabiegów o jak najlepszą przyszłość jedynaczki. Taki stan rzeczy wytłumaczalny był jedynie zmową genów. Czymś niezależnym od warunków zewnętrznych, zupełnie niekompatybilnym ze zdrowym rozsądkiem, całkowicie niezależnym od czegokolwiek, co mogłoby rzucić światło na związek przyczyny ze skutkiem.
Kobieta już kilka razy była bliska zadzwonienia do swojej nieszczęsnej rodzicielki, by rzucić jej w twarz swoje żale, uświadomić odpowiedzialność za wszystko, co najgorsze, za całe swoje życie, które wcale nie musiało tak wyglądać, a na koniec zażądać, by trzymała się od Poli jak najdalej. Nie zrobiła tego jednak, dobrze wiedziała, że jeśli taka rozmowa odniosłaby jakikolwiek skutek, to wyłącznie odwrotny…
Usiadła do stołu nad szklanką zimnej porannej herbaty i podparła skronie zwiniętymi w pięści dłońmi. Kiedy uświadomiła sobie, że jej rodzinny dom nie jest taki, jak powinien być? Że jej matka również nie jest taka, jak powinna? Bo przecież dziecko na początku swojego życia przyjmuje wszystko, z czym ma do czynienia, za normę i trwa w takim przekonaniu, dopóki nie ma punktu odniesienia do szerszej rzeczywistości. Ale gdy już zaczyna się orientować w swoim położeniu, beztroskie dzieciństwo się kończy… Czasem nagle, bez uprzedzenia i stanów przejściowych. Takim momentem krytycznym jest z pewnością pójście do szkoły i konfrontacja z szerszym środowiskiem, rówieśnikami, ale też ich rodzinami. To nieuchronna okazja do wglądu w życie innych ludzi i porównania go do swojego własnego.
Do tego czasu mała Alinka mieszkała z samą tylko matką na uboczu wsi, właściwie już poza nią, bo kawał drogi od centrum, czyli szkoły, kościoła i sklepu, gdzie długo nie było nic poza połaciami pól i łąk, a dopiero na końcu, tuż przed lasem, było ich „ranczo”. To nie sprzyjało kontaktom z innymi dziećmi ani z nikim właściwie, bo jeśli już ktoś u nich bywał, to wyłącznie w jakiejś konkretnej sprawie, na krótko, czasem nawet nie siadając do stołu.
Dziewczynka zajmowała się więc głównie sama sobą, za całe towarzystwo mając jedynie zwierzęta i dwie zabawki: lalkę i misia. Dużo czasu spędzała w ogrodzie, bawiąc się tak, jak pozwalały pory roku. Wiosną zrywała kwiatki i wyplatała wianki, latem zbierała owoce i bawiła się w targ, jesienią robiła z kasztanów i żołędzi ludziki, zimą spędzała czas na śniegu, lepiąc bałwany albo ślizgając się za stodołą. Było tam niewielkie bajorko, zamieniające się na ten czas w lodowisko zupełnie wystarczające dla małej dziewczynki.
Dużo czasu spędzała sama, bo matka musiała chodzić do pracy, ale nie takiej zwyczajnej. Była milicjantką, a to dość często wymagało od niej wyjścia z domu nagle, o różnych dziwnych porach. Córka zostawała wtedy sama również w nocy, ale była bezpieczna. Pani Carmen spuszczała wówczas z łańcuchów psy, dwa ogromne wilczury, z którymi nikt nie odważyłby się wejść w polemikę… Dziewczynka była przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy i zupełnie się nie bała, zwłaszcza że potrafiła sama o sobie zadbać, w razie potrzeby umiała zrobić sobie kanapkę czy herbatę, bez obaw skorzystać ze stojącego na dworze wychodka, nawet gdy było ciemno.
Alina, chcąc nie chcąc, już zupełnie poddała się wspomnieniom, a że bardzo nie lubiła, by coś się działo bez jej kontroli, postanowiła je przynajmniej usystematyzować. Jakoś tak… sensownie, z podziałem na tematy. Zaczęła więc przywoływać w pamięci najbardziej znamienne wydarzenia w swoim życiu. Nawet te, które mimo pozornie małej wagi wywołały w niej brzemienny w skutki dysonans poznawczy, i inne, które na różnych etapach życia spowodowały pewnego rodzaju emocjonalne rewolucje.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Instrukcja obsługi czytania
ROZDZIAŁ I. Walka z wiatrakami
ROZDZIAŁ II. Dzieci i ryby
ROZDZIAŁ III. Beata
ROZDZIAŁ IV. Rachunek za święty spokój
ROZDZIAŁ V. Zalety braku zdrowego rozsądku
ROZDZIAŁ VI. Książę na ranczu
OZDZIAŁ VII. Bo wujek Ernest lubił puszyste…
ROZDZIAŁ VIII. Klecha z pociągu
ROZDZIAŁ IX. Carmen czy… Katarzyna?
ROZDZIAŁ X. Śladami zamierzchłej przeszłości
ROZDZIAŁ XI. I ślubuję ci, że będę kroczyła obok ciebie
ROZDZIAŁ XII. Życie zaczyna układać się w pary
ROZDZIAŁ XIII. Panienka hrabianka i parobek od koni
ROZDZIAŁ XIV. Grzeszna miłość?
ROZDZIAŁ XV. Malibu z Barbados
ROZDZIAŁ XVI. Kobieta bez przeszłości
ROZDZIAŁ XVII. Pituś
ROZDZIAŁ XVIII. Kacperek i ślub Poli
ROZDZIAŁ XIX. Teodor Sowiłow i pożar w Nieborku