- W empik go
Woda, która niesie ciszę - ebook
Woda, która niesie ciszę - ebook
Trzeci tom niesamowitej serii „Elements. Żywioły”!
Życie jest kolekcją chwil. Momentów, które nas kształtują i zmieniają. A wszystkie najważniejsze chwile z życia Maggie były związane z Brooksem Griffinem.
Kiedy Maggie miała dziesięć lat, przestała mówić. Jej przyjaźń z Brooksem nie zaczęła się przyjemnie: Maggie w liścikach wyznawała mu miłość, natomiast Brooks mówił, jak bardzo jej nie lubi. Jednak to właśnie on stał się jedyną osobą, która mogła ją usłyszeć. To właśnie on był światłem w jej ciemności. Nadzieją, której tak żarliwie się chwytała.
Ale wszystko ma swój koniec.
Tragedia, która się wydarzyła, odebrała Maggie Brooksa, a przynajmniej osobę, którą dla niej był. Teraz mężczyzna tonie w morzu wspomnień i być może nigdy nie dotrze na ląd.
Ląd, na którym czeka ona. Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-220-4 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W ludzkiej pamięci pozostają jedynie chwile.
Pamiętamy kroki prowadzące nas do miejsca, w którym mieliśmy się znaleźć. Inspirujące lub zniechęcające słowa. Przerażające i pochłaniające nas zdarzenia. Miałam w życiu wiele ważnych, znamiennych, stawiających przede mną wyzwania chwil, które siały obawy i wzburzenie. Jednak najważniejsze z nich – najbardziej wzruszające i chwytające za serce – dotyczyły jego.
Wszystko zaczęło się od lampki nocnej w kształcie rakiety i nieznajomego chłopaka.PROLOG
Maggie
8.07.2004
Sześć lat
– Tym razem będzie inaczej, Maggie. Przysięgam. Tym razem to na zawsze – przyrzekł tata, parkując samochód przed domem z żółtej cegły, stojącym na rogu Jacobson Street. Przyszła żona taty, Katie, stała na werandzie, obserwując, jak nasz stary Ford Station Wagon zatrzymał się na jej podjeździe.
Magia.
Czułam, jakby z tego domu biła magia. Przenosiłam się z małej norki do pałacu. Przez całe życie zajmowaliśmy z tatą maleńkie dwupokojowe mieszkanie, a teraz przeprowadzaliśmy się do dwukondygnacyjnego domu z pięcioma sypialniami, salonem, kuchnią wielkości Florydy, dwoma łazienkami, toaletą i jadalnią – nie salonem, w którym tata codziennie o piątej stawiał przed telewizorem tacę z obiadem. Powiedział, że mają nawet basen w ogródku. Prawdziwy, nie dmuchany! Wkopany w ziemię!
Miałam przestać mieszkać tylko z jedną osobą, stać się za to częścią rodziny.
Chociaż nie było to dla mnie nowością. Odkąd sięgałam pamięcią, byliśmy z tatą częścią wielu rodzin. Pierwszej tak naprawdę nie znałam, ponieważ mama nas zostawiła, zanim jeszcze wypowiedziałam pierwsze słowo. Znalazła sobie kogoś innego, przy kim czuła się bardziej kochana niż przy tacie, w co ciężko mi było uwierzyć. Tata kochał całym sercem, bez względu na to, ile go to kosztowało. Po jej odejściu dał mi pudełko zdjęć, bym o niej nie zapomniała, ale uznałam, że to dziwne. Jak mogłabym pamiętać kogoś, kogo przy mnie nie było? Następnie tata zakochiwał się w wielu kobietach, niekiedy one również się w nim zakochiwały. Wkraczały do naszego maleńkiego świata, przynosiły rzeczy, a tata wciąż mówił, że to na zawsze, trwało to jednak krócej, niż miał nadzieję.
Tym razem miało być inaczej.
Tym razem miłość swojego życia poznał na jednym z czatów. Po odejściu mamy, tata zaliczył wiele nieudanych związków, więc myślał, że spotykanie się z kimś poznanym w sieci będzie lepszym pomysłem i wszystko się uda. Katie straciła męża wiele lat wcześniej i od tamtego czasu z nikim się nie umawiała, aż weszła do Internetu, gdzie poznała tatę.
I, w przeciwieństwie do poprzednich, tym razem to tata się przeprowadzał, nie na odwrót.
– Tym razem na zawsze – powtórzyłam szeptem.
Katie była tak piękna jak kobiety z telewizji. Codziennie podczas obiadu oglądaliśmy różne programy i zauważałam, że pokazywani w nich ludzie zawsze byli piękni. Katie wyglądała zupełnie jak oni. Miała długie jasne włosy i kryształowo niebieskie oczy, trochę podobne do moich. Paznokcie pomalowała na jaskrawy czerwony kolor, który pasował odcieniem do jej szminki, a jej rzęsy były gęste, długie i ciemne. Kiedy zaparkowaliśmy na jej – naszym – podjeździe, czekała na nas, ubrana w ładną białą sukienkę i żółte szpilki.
– Maggie! – zawołała, podbiegając i otwierając drzwi auta, by mnie objąć. – Miło mi cię w końcu poznać.
Uniosłam brew, niepewna, czy odpowiedzieć uściskiem, nawet jeśli kobieta pachniała jak kokos i truskawki. Póki nie poznałam Katie, nie sądziłam, że te dwie rzeczy można było mieszać.
Spojrzałam na tatę, który się do mnie uśmiechnął i skinął głową, wyrażając zgodę na przytulenie kobiety.
Katie wycisnęła mi powietrze z płuc, gdy wyjmowała mnie z samochodu, ale się nie skarżyłam. Minęło wiele czasu, odkąd ktoś obejmował mnie tak mocno. Ostatnim razem był to zapewne dziadek, który nas odwiedził i na powitanie porwał mnie w ramiona.
– Chodź, przedstawię cię moim dzieciom. Najpierw pójdziemy do pokoju Calvina. Jesteście w tym samym wieku, więc będziecie chodzić razem do szkoły. Bawi się teraz z kolegą.
Katie nie postawiła mnie na ziemi, zamiast tego wciąż trzymała w objęciach, wchodząc w górę po schodach, podczas gdy tata zajął się bagażem. Wytrzeszczyłam oczy, gdy znalazłam się w domu. Wow. Jaki piękny. Byłam pewna, że wyglądał zupełnie jak pałac Kopciuszka. Kobieta zabrała mnie do ostatniego pokoju po lewej. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyłam dwóch chłopców grających na konsoli Nintendo i wrzeszczących na siebie nawzajem. Katie w końcu postawiła mnie na podłodze.
– Chłopcy, przerwa – powiedziała.
Nie posłuchali.
Nadal się kłócili.
– Chłopcy – powtórzyła ostrzej. – Przerwa.
Nic.
Obróciła się i położyła dłonie na biodrach.
Ja również się przesunęłam i skopiowałam jej pozę.
– Chłopcy! – krzyknęła, odłączając grę od telewizora.
– Mamo!
– Pani Franks!
Zachichotałam. Chłopcy w końcu spojrzeli na nas oburzeni, a Katie się uśmiechnęła.
– A teraz, kiedy nas zauważyliście, chciałabym, żebyście przywitali się z Maggie. Zamieszka z nami razem ze swoim tatą. Calvin, pamiętasz, jak mówiłam, że będziesz miał siostrę?
Chłopcy wpatrywali się we mnie bez wyrazu. Calvin był blondynem podobnym do Katie. Chłopiec siedzący obok miał ciemne, zmierzwione włosy, brązowe oczy, dziurawą żółtą koszulkę i chipsy rozsypane na jeansach.
– Nie wiedziałem, że masz drugą siostrę, Cal – powiedział chłopak, patrząc na mnie. Im dłużej się we mnie wpatrywał, tym bardziej bolał mnie brzuch. Rumieniąc się, schowałam się za Katie.
– Ja też nie – odparł Calvin.
– Maggie, to Brooks. Mieszka po drugiej stronie ulicy, ale dzisiaj zostaje u nas na noc.
Zerknęłam zza nogi Katie na Brooksa, który posłał mi słaby uśmiech, po czym podniósł chipsa ze swoich spodni i go zjadł.
– Możemy już grać? – zapytał, ponownie biorąc pada i wpatrując się w czarny ekran telewizora.
Katie parsknęła pod nosem, kręcąc przy tym głową.
– Chłopcy – szepnęła do mnie, gdy ponownie podłączyła ich grę.
Ja również pokręciłam głową i zachichotałam, podobnie jak ona.
– Tak, chłopcy.
Przeszłyśmy do innego pokoju. Było to najbardziej różowe pomieszczenie, jakie w życiu widziałam. Na podłodze siedziała dziewczynka i rysowała. Na głowie miała uszy królika, ubrana była w sukienkę księżniczki, jadła nachosy wprost z różowej plastikowej miseczki.
– Cheryl – powiedziała Katie, wchodząc do pokoju. Znów schowałam się za jej nogą. – To Maggie. Zostanie z nami razem ze swoim tatą. Pamiętasz, jak ci o tym mówiłam?
Cheryl uniosła głowę, uśmiechnęła się i włożyła kilka nachosów do ust.
– Dobrze, mamo. – Wróciła do rysowania, jej rude loki podskakiwały, gdy nuciła pod nosem piosenkę. Zamilkła i ponownie na mnie spojrzała. – Cześć, ile masz lat?
– Sześć – odparłam.
Uśmiechnęła się szerzej.
– Ja mam pięć! Lubisz bawić się lalkami?
Przytaknęłam.
Znów się uśmiechnęła i wróciła do rysowania.
– To dobrze. Pa.
Katie roześmiała się i, wyprowadzając mnie z pokoju, szepnęła:
– Mam wrażenie, że szybko się zaprzyjaźnicie.
Pokazała mi kolejne pomieszczenie, gdzie tata układał moje rzeczy. Wytrzeszczyłam oczy na widok ogromnej przestrzeni, która była cała moja.
– Wow… – Wzięłam głęboki wdech. – To mój pokój?
– Twój.
Wow.
– Podejrzewam, że oboje jesteście zmęczeni po długiej podróży, więc zostawię was, byś mógł położyć Maggie spać. – Katie uśmiechnęła się do taty i pocałowała go w policzek.
Kiedy tata wyciągnął moją piżamę, zapytałam:
– Czy Katie może utulić mnie do snu?
Kobieta nie oponowała.
Uśmiechnęła się do mnie, na co odpowiedziałam uśmiechem. Zaczęłyśmy też rozmawiać.
– Wiesz, zawsze chciałam mieć drugą córeczkę – powiedziała, czesząc mi włosy.
Nie odpowiedziałam, ale prawda była taka, że ja zawsze chciałam mieć mamę.
– Będziemy się razem świetnie bawić, Maggie. Ty, Cheryl i ja możemy malować sobie paznokcie, siedzieć przy basenie, pić lemoniadę i czytać gazety. Możemy robić wszystko, czego nie lubią chłopcy.
Uściskała mnie na dobranoc i wyszła, gasząc światło.
Nie zasnęłam.
Obracałam się, kręciłam i rzucałam na łóżku przez długi czas, ale tata mnie nie słyszał, ponieważ był piętro niżej, w sypialni Katie. Nawet jeśli chciałabym do niego pójść, nie mogłabym go znaleźć, bo korytarz był ciemny, a ja nienawidziłam ciemnych miejsc. Pociągałam trochę nosem, próbując liczyć w myślach owce, ale nie podziałało.
– Co się z tobą dzieje? – zapytała postać stojąca w drzwiach.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i usiadłam, ściskając poduszkę.
Cień się przysunął i westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że to Brooks. Miał rozczochrane, stojące na boki włosy, a na policzku zagniecenia od spania.
– Musisz przestać płakać. Ciągle mnie budzisz.
Znów pociągnęłam nosem.
– Przepraszam.
– Co się w ogóle stało? Jesteś chora czy coś?
– Nie.
– To o co chodzi?
Zawstydzona, spuściłam głowę.
– Boję się ciemności.
– O. – Zmrużył oczy i natychmiast wyszedł.
Wciąż ściskałam poduszkę i zdziwiłam się, kiedy Brooks wrócił. Przyniósł coś i podszedł do mojego łóżka, by podłączyć to do prądu.
– Calvin nie potrzebuje lampki, ale mama i tak mu ją dała. – Uniósł brwi. – Lepiej?
Przytaknęłam. Lepiej.
Ziewnął.
– Dobra, to dobranoc, ee… jak masz na imię?
– Maggie.
– Dobranoc, Maggie. Nie musisz się też martwić naszym miastem. Tu zawsze jest bezpiecznie. Będzie ci tu dobrze. A jeśli chcesz, możesz spać na podłodze u Calvina. Nie będzie mu to przeszkadzać. – Wyszedł, drapiąc się po rozczochranej głowie i wciąż ziewając.
Popatrzyłam na lampkę w kształcie rakiety, a powieki zaczęły mi ciążyć. Byłam zmęczona. Czułam się bezpieczna. Strzegła mnie rakieta podarowana przez chłopaka, którego dopiero poznałam.
Wcześniej nie byłam pewna, ale teraz już wiedziałam.
Tata miał rację.
– Na zawsze – wyszeptałam pod nosem i zaczęłam zasypiać. – Tym razem na zawsze.ROZDZIAŁ 1
Maggie
25.07.2008
Dziesięć lat
List do chłopaka, który mnie kocha – od Maggie May Riley
Drogi Brooksie Tylerze,
wczoraj długo się na Ciebie złościłam, po tym, jak zacząłeś mnie przezywać i wepchnąłeś do kałuży. Zniszczyłeś moją ulubioną sukienkę i różowo-żółte sandały. Byłam na Ciebie wyciekła wściekła.
Twój brat Jamie powiedział, że jesteś dla mnie niedobry, bo mnie kochasz. Przezywasz mnie, bo tak właśnie postępują chłopcy, którzy są zakochani. Wepchnąłeś mnie do wody tylko dlatego, że chciałeś być blisko mnie. Myślę, że to gupota głupota, ale mama mówi, że wszyscy mężczyźni są głupi, więc to nie Twoja wina. Masz to po prostu we krwi.
Przyjmuję więc Twoją miłość, Brooksie. Pozwalam Ci się kochać na zawsze i na wieki wieków.
Zaczęłam planować nasz ślub.
Odbędzie się za kilka dni, w lesie, gdzie chłopaki chodzą na ryby. Zawsze chciałam wyjść za mąż przy wodzie, jak mama i tata.
Lepiej załóż krawat, tylko nie ten brzydki beżowy, który miałeś w niedzielę w kościele. I popryskaj się wodą kolońską ojca. Wiem, że jesteś chłopakiem, ale nie musisz śmierdzieć.
Kocham Cię, Brooksie Tylerze Griffinie.
Na zawsze i na wieki wieków.
Twoja przyszła żona
Maggie May
PS Przyjmuję przeprosiny, których nawet od Ciebie nie usłyszałam. Jamie powiedział, że było Ci przykro, więc nie musisz się martwić, bo już nie jestem zła.
***
List do dziewczyny, która jest stuknięta – od Brooksa Tylera Griffina
Maggie May,
nie lubię Cię! Odwal się ode mnie na zawsze i na wieki wieków.
Twój NIEprzyszły mąż
Brooks Tyler
***
List do chłopaka, który jest śmieszny – od Maggie May Riley
Mój Brooksie Tylerze,
rozśmieszyłeś mnie. Jamie mówił, że możesz tak zareagować.
Co myślisz o różu i fiolecie na ceremonię? Zapewne powinniśmy razem zamieszkać, ale jestem za młoda na kredyt hipoteczny. Może moglibyśmy zostać u Twoich rodziców, aż znajdziesz jakąś dobrom dobrą pracę, żeby utrzymać mnie i nasze zwierzęta.
Będziemy mieć psa imieniem Skippy, a kota nazwiemy Jam.
Twoja
Maggie May
***
List do dziewczyny, która dalej jest stuknięta – od Brooksa Tylera Griffina
Maggie,
nie bierzemy ślubu. Nie będziemy mieć zwierząt. Nawet się nie lubimy. NIENAWIDZĘ CIĘ, MAGGIE MAY! Gdyby Twój brat nie był moim przyjacielem, nigdy bym się do Ciebie nie odezwał. PRZENIGDY! Myślę, że jesteś wariatką.
Skippy jak to masło orzechowe i Jam jak marmolada? To głupie. To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem. Poza tym wszyscy wiedzą, że Jif jest lepsze w smaku.
Nie Twój
Brooks
***
List do chłopaka, który ma kiepski gust – od Maggie May Riley
Brooksie Tylerze,
mama mówi, że dobry związek opiera się na dwóch rzeczach: posiadaniu podabieniestw podobaniestw podobianiestw cech wspólnych, ale też na szanowaniu tych rzeczy, które nas dzielą.
Podoba mi się to, że oboje lubimy masło orzechowe i szanuję Twoje zdanie na temat marki Jif.
Nawet jeśli się mylisz.
Na zawsze
Maggie May
PS Znalazłeś krawat?
***
List do dziewczyny, która ciągle, CIĄGLE jest stuknięta – od Brooksa Tylera Griffina
Maggie May,
nie potrzebuję krawata, bo się nie pobieramy.
I pisze się „podobieństw”, idiotko.
Brooks
***
List do chłopaka, przez którego płakałam – od Maggie May
Brooksie,
to było podłe.
Maggie
***
List do dziewczyny, która ciągle, CIĄGLE jest stuknięta, ale nigdy nie powinna płakać – od Brooksa Tylera Griffina
Maggie May,
przepraszam. Zachowałem się po chamsku.
Brooks
***
List do chłopaka, przez którego się uśmiecham – od Maggie May Riley
Brooksie Tylerze Griffinie,
wybaczam Ci.
Załóż beżowy krawat, jeśli chcesz. Bez względu na to, jak kiepsko się ubierzesz, wciąż z chęcią zostanę Twoją żoną.
Do zobaczenia w przyszły weekend o piątej, pomiędzy dwoma poskręcanymi drzewami.
Na zawsze i na wieki wieków
Maggie May RileyROZDZIAŁ 2
Brooks
Nienawidziłem Maggie May.
Żałowałem, że nie znałem lepszego słowa na określenie tego, co czułem do denerwującej, gadatliwej dziewczyny, która ostatnio za mną łaziła, ale nienawiść wydawała się jedyną rzeczą, jaka przychodziła mi do głowy, kiedykolwiek ta mała była w pobliżu. Nie powinienem był dawać jej tamtej lampki. Powinienem udawać, że Maggie nie istniała.
– Dlaczego ona też idzie? – jęknąłem, pakując żyłkę, spławiki, siatki i haczyki do torby. Od dwóch lat chodziłem na ryby ze starszym bratem Jamiem, tatą, Calvinem i jego nowym tatą, Erikiem – albo panem Rileyem, jak go nazywałem. Chodziliśmy nad jezioro Harper, znajdujące się o jakieś piętnaście minut drogi pieszo od domu, gdzie pływaliśmy łodzią pana Rileya, śmiejąc się i żartując. Jezioro było dość spore, jeśli popatrzeć na drugą stronę, ledwie było widać brzeg, gdzie mieściły się lokalne sklepy. Razem z Calvinem często próbowaliśmy rozpoznać niektóre budynki: bibliotekę, sklep spożywczy czy centrum handlowe. Staraliśmy się też złapać jakąś rybę. Był to męski dzień, w którym spożywaliśmy dużo śmieciowego jedzenia, nie martwiąc się o to, czy popękają nam od tego brzuchy. To była nasza tradycja, która dziś miała zostać zniszczona przez głupią, nieustannie śpiewającą i tańczącą dziesięciolatkę.
Maggie May była z definicji wkurzająca. To prawda. Raz szukałem w słowniku jej imienia, a opis mówił: „Wkurzająca przybrana siostra Calvina”.
Być może sam dopisałem tę definicję i dostałem burę od mamy za bazgranie po książce, ale taka była prawda.
– Rodzice powiedzieli, że musi – wyjaśnił Calvin, biorąc wędkę. – Mama jedzie z Cheryl do lekarza, więc nie będzie miał jej kto pilnować.
– A nie można zamknąć jej w domu? Rodzice mogliby zostawić jej kanapki z dżemem i masłem orzechowym i sok, czy coś w tym stylu.
Calvin wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Chciałbym. Ale to głupie.
– To ona jest głupia! – krzyknąłem. – Wymyśliła sobie, że weźmiemy ślub w lesie. Jest stuknięta.
Jamie zaczął się śmiać.
– Mówisz tak, bo potajemnie się w niej podkochujesz.
– Wcale nie! – krzyczałem. – To obrzydliwe. Maggie May sprawia, że chce mi się rzygać. Na samą myśl o niej mam koszmary.
– Mówisz tak, bo ją kochasz – drwił dalej Jamie.
– Lepiej się przymknij, zanim sam zamknę ci gębę, palancie. Powiedziała, że to ty rozpuszczasz plotki o tym, że ją lubię! To przez ciebie uważa, że się pobierzemy.
Śmiał się głośno.
– Tak, wiem.
– Dlaczego to robisz?
Jamie szturchnął mnie w ramię.
– Bo jestem twoim starszym bratem, moją rolą jest uprzykrzanie ci życia. Na tym polega umowa pomiędzy rodzeństwem.
– Nigdy nie podpisywałem żadnej umowy.
– Byłeś nieletni, mama podpisała za ciebie.
Przewróciłem oczami.
– Nieważne. Wiem tylko, że Maggie zniszczy nam dzień. Zawsze wszystko psuje. Poza tym, nawet nie umie wędkować!
– A właśnie, że umiem! – krzyknęła Maggie, wybiegając z domu w sukience, żółtych sandałach i z wędką dla Barbie.
Ugh! Ma zamiar wędkować w sukience i z kijem dla lalek?
Przeczesała palcami długie blond włosy, oddychając ostro przez wielki nos.
– Założę się, że złapię więcej ryb niż wy z Calvinem kiedykolwiek byście zdołali! Ale nie ty, Jamie. Założę się, że ty umiesz to robić. – Uśmiechnęła się do niego, przez co zrobiło mi się niedobrze. Miała paskudny uśmiech.
Jamie odpowiedział wesoło:
– Założę się, że też jesteś dobra, Maggie.
Znowu przewróciłem oczami. Jamie zawsze to robił – był dla Maggie supermiły, ponieważ wiedział, że mnie to wkurzało. Jednak ja miałem świadomość, że nigdy jej nie polubię, bo jej po prostu nie dało się lubić.
– Zamierzacie siedzieć tu przez cały dzień czy pójdziemy nad jezioro? – zapytał pan Riley, wychodząc z domu z torbą i wędką. – Ruszajmy.
Wszyscy szliśmy drogą – cóż, przynajmniej męska część ekipy szła. Maggie skakała, kręciła się i śpiewała jakieś popularne piosenki, których nikt nie chciał słuchać.
Przysięgam, zwariuję, jeśli jeszcze raz zobaczę Macarenę w jej wydaniu.
Kiedy weszliśmy do lasu, wyobrażałem sobie, że w jakiś sposób uda nam się wsiąść do łodzi pana Rileya, zostawiając Maggie na brzegu.
Byłoby to idealne rozwiązanie.
– Będziemy potrzebować przynęty – stwierdził pan Riley, wyciągając saperkę i małe metalowe wiaderko. – Kogo kolej?
– Brooksa – odparł Calvin, wskazując na mnie. Za każdym razem, gdy szliśmy wędkować, jedna osoba musiała kopać w ziemi, by zebrać dżdżownice. Bez marudzenia wziąłem łopatkę i wiaderko. Szczerze mówiąc, kopanie robaków było moją ulubioną częścią wyprawy na ryby.
– Myślę, że Maggie powinna pójść z nim – powiedział wesoło Jamie, puszczając oko do dziewczyny. Jej twarz rozpromieniła się nadzieją i naprawdę niewiele brakowało, bym zdzielił brata po głowie.
– Nie. Nie trzeba. Poradzę sobie.
– Mogę iść. – Maggie uśmiechała się od ucha do ucha.
Co za paskudna mina!
– Tatusiu, mogę iść z Brooksem?
Spojrzałem na pana Rileya i wiedziałem, że miałem przechlapane, ponieważ cierpiał na SC – syndrom córki. Nie widziałem, by chociaż raz jej odmówił i wątpiłem, by planował zrobić to właśnie teraz.
– Pewnie, kochanie. Bawcie się dobrze. – Uśmiechnął się. – Przygotujemy łódź, a kiedy wrócicie, wypłyniemy razem na jezioro.
Zanim odwróciłem się i poszedłem do lasu, mocno szturchnąłem Jamiego w ramię. Oddał mi jeszcze mocniej, przez co Maggie parsknęła śmiechem. Wszedłem z nią między drzewa, włożyłem do uszu słuchawki odtwarzacza mp3 i przyspieszyłem kroku z nadzieją, że ją zgubię. Nic z tego. Mimo swoich skoków i wygibasów cały czas za mną nadążała.
– Znalazłeś już krawat? – zapytała.
Przewróciłem oczami. Pomimo słuchawek wciąż słyszałem jej donośny głos.
– Nie ożenię się z tobą.
Zachichotała.
– Pobierzemy się za dwa dni. Nie wygłupiaj się, Brooks. Zgaduję, że Calvin będzie twoim drużbą, a może Jamie? Cheryl zostanie moją druhną. Hej, dałbyś mi posłuchać swojej muzyki? Calvin mówił, że masz najlepszą na świecie, więc pomyślałam, że powinnam wiedzieć, jakiego gatunku słuchasz, jeśli mamy się pobrać.
– Nie pobierzemy się i nigdy nie dotkniesz mojego odtwarzacza.
Zachichotała, jakbym powiedział coś zabawnego.
Zacząłem kopać w ziemi, a Maggie huśtała się na gałęzi.
– Pomożesz mi kopać?
– Nie dotknę robaka.
– To po co w ogóle ze mną poszłaś?
– Żebyśmy mogli dokończyć planowanie. Poza tym miałam nadzieję, że pójdziemy obejrzeć domek stojący niedaleko stąd. Moglibyśmy w nim zamieszkać, gdybyś chciał. Wyremontowalibyśmy go dla nas, Skippy’ego i Jama. I tak nikt go nie zajmuje. Jest wystarczająco duży dla naszej rodziny.
Ta dziewczyna jest szalona.
Kopałem, a ona nawijała. Im szybciej machałem łopatką, tym szybciej mówiła o dziewczyńskich bzdurach, które mnie zupełnie nie obchodziły – butach, makijażu, pierwszym tańcu, torcie, dekoracjach. Przedstawiła mi nawet, jak to opuszczona chata mogłaby zostać wykorzystana w roli domu weselnego. Lista nie miała końca. Zastanawiałem się, czy nie rzucić łopatki i wiaderka, żeby uciec, gdzie pieprz rośnie – bo było jasne, że Maggie mnie wykończy. Kiedy wspomniała o imieniu pierwszego dziecka, wiedziałem, że sprawy zabrnęły za daleko.
– Słuchaj! – krzyknąłem, przewracając wiaderko z kilkoma robakami, które do tej pory znalazłem.
Dżdżownice zaczęły się rozłazić i wiercić, próbując wrócić pod ziemię, ale przestałem zwracać na nie uwagę. Wypiąłem pierś i podszedłem do Maggie. Uniosłem zaciśnięte w pięści dłonie i wrzasnąłem jej prosto w twarz:
– Nie pobierzemy się! Nie dzisiaj, nie jutro, nigdy! Obrzydzasz mnie, a w ostatnim liście byłem po prostu miły, bo Jamie powiedział, że jeśli napiszę więcej chamskich wiadomości, powie rodzicom i będę miał kłopoty. Rozumiesz? Zamknij się już i przestań gadać o ślubie.
Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Maggie założyła ręce za plecy, widziałem, jak zaczęła jej drżeć dolna warga. Dziewczyna zmrużyła oczy, wpatrując się we mnie, jakby próbowała odnaleźć sens w prostych słowach, które właśnie wykrzyczałem. Przez chwilę marszczyła czoło, jednak odnalazła drogę do tego wstrętnego uśmiechu. Zanim zdążyłem przewrócić oczami, przysunęła się, obiema rękami objęła moją twarz i przyciągnęła mnie do siebie.
– Co robisz? – zapytałem ze ściśniętymi policzkami.
– Zamierzam cię pocałować, Brooksie, ponieważ musimy popracować nad naszym pocałunkiem, nim wykonamy go na oczach rodziny i przyjaciół.
– Na pewno nie poca… – urwałem, a serce mi zakołatało. Maggie przywarła do mnie ustami i jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnęła. Bez wahania się jej wyrwałem. Chciałem coś powiedzieć, ale słowa nie mogły opuścić mojego gardła, więc wpatrywałem się w nią zawstydzony i zdezorientowany.
– Powinniśmy spróbować jeszcze raz – stwierdziła, kiwając głową.
– Nie! Żadnych poca… – Ponownie mnie pocałowała. Poczułem, jak po całym ciele rozeszło mi się ciepło z powodu… złości? A może dezorientacji? Nie, złości. Zdecydowanie złości. A może…
– Przestaniesz?! – wykrzyknąłem, odrywając od niej usta i odsuwając się w tył. – Nie możesz całować ludzi, którzy tego nie chcą!
Przymknęła powieki i się zaczerwieniła.
– Nie chcesz mnie całować?
– Nie! Nie chcę. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, Maggie May Riley! Nie chcę być już twoim sąsiadem. Nie chcę być twoim kolegą. Nie chcę się z tobą ożenić i, co najważniejsze, nie chcę się z tobą całować… – umilkłem, tym razem z własnej woli. W jakiś sposób podczas tego monologu zbliżyłem się do niej, aż moje wargi skradły jej następny oddech. Położyłem dłonie na jej policzkach i pogłaskałem je, całując ją przy tym mocno przez całe dziesięć sekund. Liczyłem. Kiedy się odsunąłem, oboje staliśmy nieruchomo.
– Pocałowałeś mnie – szepnęła.
– To był błąd – odpowiedziałem.
– Dobry błąd?
– Okropny.
– Oj.
– Tak.
– Brooks?
– Maggie?
– Możemy popełnić jeszcze jeden taki okropny błąd?
Kopnąłem parę razy czubkiem buta w ziemię, a następnie podrapałem się po karku.
– Nie będzie to oznaczać, że się z tobą ożenię.
– Okej.
Uniosłem brew.
– Poważnie. Będzie to tylko dziesięć sekund i koniec. Nigdy więcej się nie pocałujemy. Przenigdy.
– Dobrze – odpowiedziała, kiwając głową.
Zbliżyłem się, oboje położyliśmy sobie dłonie na policzkach. Kiedy się całowaliśmy, zamknąłem oczy i policzyłem do dziesięciu.
Jeden…
Jeden i pół…
Jeden i trzy czwarte…
Dwa…
– Brooks? – mruknęła w moje usta, więc otworzyłem oczy, by zobaczyć, że się we mnie wpatruje.
– Tak? – zapytałem, nasze dłonie wciąż spoczywały na naszych twarzach.
– Możemy już przestać się całować. Policzyłam do dziesięciu jakieś pięć razy.
Odsunąłem się, zażenowany.
– Jak chcesz. I tak musimy iść do łodzi. – Pospieszyłem, by połapać robaki, co niezbyt mi wychodziło. Kątem oka zobaczyłem, jak Maggie ponownie zaczęła kołysać się na gałęzi, nucąc przy tym pod nosem.
– Hej, Brooks, wiem, że powiedziałam, że możesz przyjść na ślub w beżowym krawacie, ale myślę, iż lepiej będziesz wyglądał w zielonym. Przynieś go jutro na próbę. Spotkamy się tu o siódmej. – Uśmiechnęła się, przez co mimowolnie zastanowiłem się, jaka zaszła w niej zmiana.
Ponieważ jej uśmiech nie wyglądał już tak okropnie jak zazwyczaj.
Kiedy ruszyła przed siebie, wstałem pospiesznie, ponownie wywracając wiaderko z robakami.
– Hej, Maggie?
Odwróciła się na pięcie.
– Tak?
– Możemy jeszcze raz przećwiczyć ten pocałunek?
Zarumieniła się i uśmiechnęła, co było piękne.
– Przez jak długo?
– Nie wiem… – Włożyłem ręce do kieszeni i wzruszyłem ramionami, wpatrując się w trawę, podczas gdy dżdżownice pełzały wokół mojego buta. – Może jeszcze przez dziesięć sekund.ROZDZIAŁ 3
Maggie
Kochałam Brooksa Tylera.
Żałowałam, że nie znałam lepszego słowa, by wyrazić swoje uczucia do tego przystojnego, nieokrzesanego chłopaka, który ostatnio mnie całował, ale „kocham” wydawało się jedyną rzeczą, jaka przychodziła mi do głowy, kiedykolwiek Brooks znajdował się w pobliżu.
Kiedy leżałam w łóżku, rozmyślając o naszym ostatnim pocałunku, usłyszałam głośny głos Cheryl:
– Chyba sobie żartujesz!
Nie byłam pewna, kto mocniej zawodził – wiatr na zewnątrz, czy moja przybrana siostra.
– Nie wiem, jak być druhną! – jęknęła, opadając obok mnie na materac, jej rude loczki zakołysały się lekko. Cheryl, prócz tego, że została moją przybraną siostrą, była też moją przyjaciółką, odkąd zamieszkałam z jej rodziną. Musiała więc zostać moją druhną.
– Nie musisz nic robić, poza rzeczami, którymi ja nie będę się chciała zajmować, a kiedy puszczą mi nerwy podczas planowania ślubu, będziesz dziewczyną, na którą nawrzeszczę. Och, i będziesz musiała trzymać tył mojej sukienki w drodze do ołtarza.
– Dlaczego mam ci trzymać sukienkę?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem, ale druhna trzymała suknię mojej ciotki, więc to chyba część ceremonii. – Na środku pokoju ułożyłam wizualizację całego ślubu z lalek Barbie, pluszaków i kucyków Pony. Ken został panem młodym, którym miał być Brooks, a Barbie stojąca obok symbolizowała mnie.
– A tak w ogóle, jak zdobyłaś sobie chłopaka? – zapytała Cheryl, wciąż kołysząc się na materacu.
– Narzeczonego – poprawiłam. – I nie było to takie trudne. Jestem pewna, że ty też sobie jakiegoś zdobędziesz. Musisz tylko kręcić włosy na palcu i napisać list, informując go, że ma się z tobą ożenić.
– Poważnie? – Cheryl podniosła głos. – Tylko tyle?
Przytaknęłam.
– Tak.
– Wow. – Westchnęła ze zdziwieniem, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Łatwo było zdobyć chłopaka. Mama mówiła, że problem pojawiał się, kiedy trzeba było się go pozbyć. – Skąd to wszystko wiesz?
– Mama mi powiedziała.
Cheryl zacisnęła usta.
– A mnie dlaczego nie powiedziała? Też jestem jej córką. Poza tym, najpierw była moją mamą.
– Pewnie jesteś jeszcze za mała. Może powie ci za rok albo coś takiego.
– Nie chcę czekać aż tak długo. – Przestała się kołysać i zaczęła kręcić włosy na palcu. – Potrzebuję kartkę i długopis. Albo… może Brooks mógłby się ożenić też ze mną?
Położyłam ręce na biodrach i uniosłam brew.
– Co to miało znaczyć?
Wciąż kręciła włosy.
– Tak tylko mówię. Często się do mnie uśmiecha.
O Boziu.
Siostra była zdzirą. Mama nie pozwalała nam tak mówić, ale pewnego razu słyszałam, jak nazwała tak swoją siostrę za to, że ta uganiała się za żonatym mężczyzną, a ciocia Mary nie była zadowolona, gdy to usłyszała. Cheryl najwyraźniej próbowała zrobić to samo.
– Jest po prostu miły. Uśmiecha się do wszystkich. Raz widziałam, jak uśmiechał się do wiewiórki.
– Porównujesz mnie do wiewiórki?! – zapytała, podnosząc głos. Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. Cheryl miała kilka wspólnych cech z wiewiórkami. Małe zwierzątka były szalone, skacząc po gałęziach, a ona obłąkana, myśląc, że Brooks będzie ją lubił bardziej niż mnie.
Cheryl wstała oburzona, nadal kręcąc włosy na palcu.
– Za długo nie odpowiadasz! Poczekaj, aż powiem mamie, co powiedziałaś! Zdobędę chłopaka, jakiego tylko będę chciała, Maggie May, a ty nie będziesz mi zabraniać!
– Rób co chcesz, ale mojego narzeczonego nie zdobędziesz.
– Zdobędę!
– Nie zdobędziesz!
– Zdobędę!
– Zamknij się i przestań kręcić tym głupim palcem we włosach! – krzyknęłam.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, wzdrygnęła się i zaczęła piszczeć:
– Nie przyjdę na twój ślub!
– Nie jesteś nawet zaproszona! – odpowiedziałam podobnym tonem.
Chwilę później do pokoju weszła mama i spojrzała na nas, mrużąc oczy.
– Znowu się kłócicie, co?
Wzruszyłam ramionami.
– Znowu przesadza.
– Jak na przyjaciółki, często się na siebie złościcie.
– Tak, chyba tak właśnie mają dziewczyny.
Uśmiechnęła się, całkowicie się ze mną zgadzając.
– Tylko pamiętaj, że Cheryl jest młodsza i nie jest jej tak łatwo jak tobie. Jest nieco nieśmiała i nie wszędzie potrafi się odnaleźć. Jesteś jej jedyną przyjaciółką i siostrą. Jesteście rodziną, a co robimy w rodzinie?
– Troszczymy się o siebie?
Mama przytaknęła i pocałowała mnie w czoło.
– Dokładnie. Troszczymy się o siebie nawzajem, nawet kiedy nie jest różowo. – Mama powtarzała to, ilekroć kłóciłam się z Cheryl. Członkowie rodziny troszczą się o siebie. Zwłaszcza w trudnym okresie, gdy nie mogą na siebie patrzeć.
Przypomniałam sobie, jak usłyszałam to od niej po raz pierwszy. Rodzice posadzili nas wszystkich przy stole i powiedzieli, że możemy nazywać ich „mamą” i „tatą”, jeśli tylko chcemy. Było to w dzień ich ślubu, kiedy oficjalnie staliśmy się rodziną. Gdy tak siedzieliśmy, rodzice nakazali, byśmy wzięli się za ręce i obiecali, że zawsze będziemy się o siebie troszczyć. Ponieważ tak właśnie zachowują się członkowie rodziny.
– Przeproszę – wymamrotałam pod nosem, mając na myśli Cheryl. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką.
Przez resztę popołudnia planowałam ślub. Marzyłam o tej chwili, odkąd skończyłam siedem lat, a to było bardzo dawno temu. Zastanawiałam się, jaką muzykę lubił Brooks. Nie dał mi posłuchać, więc musiałam zgadywać. Czasami z Calvinem bawili się gitarami taty, twierdząc, że pewnego dnia zostaną sławnymi muzykami. Na początku w ogóle im nie wierzyłam, ale im częściej ćwiczyli, tym lepsi się stawali. Może mogliby zagrać na weselu. Mogłabym też wybrać ulubioną piosenkę Brooksa, aby towarzyszyła nam w drodze do ołtarza. Chociaż przez ostatni tydzień Brooks i mój brat nieustannie śpiewali Sexy Back Justina Timberlake’a, a nie wydawało mi się, by była to dobra piosenka na ślub.
Może raczej na nasz pierwszy taniec?
***
Każdej nocy, gdy rodzice kładli nas spać, z salonu dobiegała muzyka. Ciągle ten sam utwór: You Send Me Sama Cooke’a – pierwsza piosenka, do której tańczyli rodzice. Wyszłam z pokoju, na paluszkach podeszłam do szczytu schodów i spojrzałam w dół. Światło był przygaszone, tata wziął mamę za rękę i zapytał:
– Zatańczysz ze mną?
Robił tak co wieczór, po czym zaczynali tańczyć. Tata obracał mamą, oboje chichotali przy tym jak dzieci. Mama trzymała kieliszek wina, gdy kołysała się z tatą, więc nieco czerwonego płynu wylewało się na dywan. Śmiali się jeszcze głośniej i mocniej się do siebie przytulali. Mama kładła głowę na piersi taty, gdy szeptał jej coś do ucha, nie przerywając powolnego tańca.
Właśnie na tym polegała prawdziwa miłość.
Na śmianiu się z pomyłek.
Na szeptaniu sobie nawzajem tajemnic.
Na tańczeniu w parze, nigdy w samotności.
***
Obudziłam się gotowa na czekający mnie dzień.
– Dzisiaj będzie próba generalna mojego ślubu! – wykrzyknęłam, przeciągając się i siadając na łóżku. – To moja próba! Dzień mojej próby!
Do mojego pokoju, przecierając zaspane oczy, wpadł Calvin.
– Rany, Maggie, możesz się zamknąć? Jest trzecia w nocy – jęknął, ziewając.
Uśmiechnęłam się.
– Nieważne, ponieważ dzisiaj jest dzień mojej próby, Calvin!
Chłopak pomarudził jeszcze trochę, nawet brzydko mnie nazwał, ale mi to nie przeszkadzało.
Tata wpadł do mojego pokoju niemal tak samo jak brat – pocierając oczy i ziewając. Podszedł do łóżka, więc złapałam go za szyję, zmuszając, by wziął mnie na ręce.
– Wiesz, co, tato? Wiesz, co? – piszczałam z ekscytacją.
– Niech zgadnę, masz dzisiaj próbę ślubu?
Pokiwałam pospiesznie głową, gdy obrócił się ze mną na rękach.
– Skąd wiesz?
Uśmiechnął się.
– Zgadywałem.
– Możesz jej powiedzieć, żeby przestała wrzeszczeć, bo chcemy spać? – jęknął Calvin. – To nie jest nawet prawdziwy ślub!
Sapnęłam z wrażenia i już miałam nakrzyczeć na niego za to kłamstwo, ale tata mnie powstrzymał, szepcząc:
– Ktoś tu nie jest rannym ptaszkiem. Może wrócimy do łóżek jeszcze na kilka godzin, po czym przygotuję ci przedślubne śniadanie?
– Gofry z truskawkami i bitą śmietaną?
– I kolorową posypką! – dodał z uśmiechem.