Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Wojna - ebook

Wydawnictwo:
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
4699 pkt
punktów Virtualo

Wojna - ebook

Zakulisowe informacje o amerykańskiej polityce w obliczu najbardziej dramatycznych wydarzeń

Bob Woodward - dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera - odsłania kulisy trzech kluczowych wojen – w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie oraz o amerykańską demokrację.

Dowiadujemy się szczegółów o pełnych napięcia rozmowach Joe Bidena i jego najbliższych doradców z Władimirem Putinem, Benjaminem Netanjahu oraz Wołodymyrem Zełenskim. Doświadczamy złożoność dyplomacji wojennej i konieczność podjęcia dramatycznych decyzji mających zapobiec użyciu broni nuklearnej oraz wybuchowi III wojny światowej.

Z drugiej strony obserwujemy Donalda Trumpa, który stara się odzyskać swoją rolę w amerykańskiej polityce. A wreszcie – pełną zwrotów kampanię wyborczą i rywalizację Bidena z Trumpem zakończoną nominacją wiceprezydent Kamali Harris jako kandydatki Partii Demokratycznej na prezydenta.

To z jednej strony kronika najbardziej dramatycznych wydarzeń na świecie od II wojny światowej, a z drugiej – książka o byciu przywódcą postawionym w fatalnej sytuacji. O trudzie podejmowania dramatycznych decyzji, kiedy trzeba wybierać między złym, a gorszym. Bob Woodward ponownie wyznacza standard najbardziej rzetelnego i przełomowego dziennikarstwa.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68380-18-7

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od au­tora

„Nie prze­stanę”, po­wta­rza Cla­ire McMul­len, moja nie­zwy­kła asy­stentka. „Nie prze­stanę” to jej motto.

Ta po­cho­dząca z Au­stra­lii trzy­dzie­sto­latka to uta­len­to­wana pi­sarka i praw­niczka, bez któ­rej ta książka ni­gdy by nie po­wstała. Bez niej tej książki by nie było, ko­niec, kropka. Jest ge­nialna, życz­liwa i po­godna, ale rów­nież twarda. Wy­maga ode mnie, bym szu­kał trud­nych hi­sto­rii, ar­gu­men­tów i do­wo­dów. Na­ci­ska w miły spo­sób, ale nie­prze­rwa­nie. Re­gu­lar­nie przy­po­mina mi o no­wych tro­pach, które na­leży zba­dać. Nie­wy­klu­czone, że le­piej zna się na woj­nach w Ukra­inie i na Bli­skim Wscho­dzie niż ja. Zna za­równo na­sze ma­te­riały, jak i ofi­cjalne do­ku­menty – i za­wsze umie je ze sobą po­łą­czyć. Kiedy bra­kuje mi ener­gii, przy­cho­dzi wcze­śnie i zo­staje do późna. Zja­wia się rów­nież w week­endy. Jest by­stra i roz­wią­zuje wszel­kie pro­blemy. Za­rzą­dza set­kami pli­ków i trans­kryp­cji wy­wia­dów, pra­cuje szybko i do­kład­nie.

Wiele razy za­sta­na­wia­łem się, dla­czego nie je­stem taki jak ona. Od­po­wiedź brzmi: dla­tego że ist­nieje tylko jedna Cla­ire McMul­len. Nie­długo bę­dzie pi­sać wła­sne książki. Jej wkładu w tę nie spo­sób prze­ce­nić.

Z wy­ra­zami mi­ło­ści, przy­jaźni i wiel­kiego po­dziwu.Pro­log

Pew­nego wie­czoru w lu­tym 1989 roku, pod­czas uro­czy­stej ko­la­cji w No­wym Jorku, mój przy­ja­ciel i współ­au­tor re­por­tażu o afe­rze Wa­ter­gate Carl Bern­stein wpadł na Do­nalda Trumpa.

– Może byś przy­je­chał? – za­pro­po­no­wał, te­le­fo­nu­jąc do mnie z przy­ję­cia, które w swo­jej ka­mie­nicy w Up­per East Side wy­da­wał Ah­met Er­te­gun, Ame­ry­ka­nin tu­rec­kiego po­cho­dze­nia, spo­łecz­nik i dy­rek­tor wy­twórni pły­to­wej. – Wszy­scy się świet­nie ba­wią. Jest też Trump. To na­prawdę cie­kawe. Ga­da­łem z nim.

Bern­stein był za­fa­scy­no­wany książką Trumpa The Art of the Deal. Nie­chęt­nie zgo­dzi­łem się do­łą­czyć (jak wy­po­mina mi Carl, głów­nie dla­tego, że po­trze­bo­wa­łem klu­cza do jego miesz­ka­nia, w któ­rym się wtedy za­trzy­ma­łem).

– Nie­długo będę – obie­ca­łem.

Mi­nęło sie­dem­na­ście lat, od­kąd Carl i ja za­czę­li­śmy wspól­nie pi­sać o wła­ma­niu do kom­pleksu Wa­ter­gate 17 czerwca 1972 roku.

Trump spoj­rzał na nas, dwóch czter­dzie­sto­pię­cio­lat­ków sto­ją­cych obok sie­bie, po czym do nas pod­szedł.

– Czy nie by­łoby fan­ta­stycz­nie, gdyby Wo­odward i Bern­stein prze­pro­wa­dzili wy­wiad z Do­nal­dem Trum­pem? – za­py­tał.

Carl i ja spoj­rze­li­śmy po so­bie.

– Ja­sne – od­parł mój przy­ja­ciel. – Może ju­tro?

– Do­brze – zgo­dził się Trump. – Przyjdź­cie do mo­jego biura w Trump To­wer.

– Ten fa­cet jest na­prawdę fa­scy­nu­jący – za­pew­nił mnie Carl po tym, jak nasz roz­mówca od­szedł.

– Ale nie w po­li­tyce – od­rze­kłem.

Nie ukry­wam jed­nak, że in­try­go­wał mnie ten szem­rany przed­się­biorca i cie­ka­wił jego wy­jąt­kowy, sta­ran­nie pie­lę­gno­wany i kul­ty­wo­wany image, dzięki któ­remu już wtedy ma­ni­pu­lo­wał in­nymi z pre­cy­zją i odro­biną bez­względ­no­ści.

Wy­wiad z Trum­pem, na­grany na mi­kro­ka­setę i prze­pi­sany na ma­szy­nie do pi­sa­nia, tra­fił do sza­rej ko­perty wraz z eg­zem­pla­rzem jego książki i osta­tecz­nie za­gi­nął w sto­sach na­grań, no­ta­tek z wy­wia­dów i wy­cin­ków ar­ty­ku­łów. Cóż, mam skłon­ność do cho­mi­ko­wa­nia. Szu­ka­li­śmy go z Car­lem przez po­nad trzy­dzie­ści lat.

Kiedy w grud­niu 2019 roku w Ga­bi­ne­cie Owal­nym prze­pro­wa­dza­łem z pre­zy­den­tem Trum­pem wy­wiad na po­trzeby dru­giej z mo­ich trzech ksią­żek o jego pre­zy­den­tu­rze, Rage, za­żar­to­wa­łem o tym „za­gi­nio­nym wy­wia­dzie”.

– Sie­dzie­li­śmy przy stole i roz­ma­wia­li­śmy – wspo­mi­nał Trump. – Do­brze to pa­mię­tam.

Do­dał, że po­wi­nie­nem spró­bo­wać od­na­leźć ten wy­wiad, po­nie­waż uważa, że świet­nie nam po­szło.

W ze­szłym roku, 2023, uda­łem się do pla­cówki, w któ­rej prze­cho­wy­wane są moje do­ku­menty, i prze­szu­ka­łem setki pu­deł ze sta­rymi ak­tami. W kar­to­nie z róż­nymi wy­cin­kami z lat osiem­dzie­sią­tych zna­la­złem lekko sfa­ty­go­waną ko­pertę – a w niej wy­wiad.

To por­tret mło­dego Trumpa w wieku czter­dzie­stu dwóch lat, sku­pio­nego wy­łącz­nie na trans­ak­cjach na rynku nie­ru­cho­mo­ści, za­ra­bia­niu pie­nię­dzy i sta­tu­sie ce­le­bryty. A za­ra­zem czło­wieka, który nie był pe­wien swo­jej przy­szło­ści.

– Chcę, żeby po­wstał naj­lep­szy ho­tel na świe­cie – mó­wił nam w 1989 roku. – To dla­tego bu­duję apar­ta­menty na naj­wyż­szych pię­trach. Wspa­niałe apar­ta­menty. Py­ta­cie mnie, do­kąd zmie­rzam, ale nie umiem od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie. Gdyby wszystko po­zo­stało tak, jak te­raz idzie, praw­do­po­dob­nie był­bym w sta­nie cał­kiem do­brze okre­ślić, gdzie się znajdę za kilka lat.

Pod­kre­ślał jed­nak, że „świat się cią­gle zmie­nia”. Uwa­żał to za je­dyny pew­nik.

Mó­wił też o tym, że za­cho­wuje się ina­czej w za­leż­no­ści od to­wa­rzy­stwa, w ja­kim się ob­raca.

– Je­śli je­stem z ko­le­gami, to zna­czy mo­imi współ­pra­cow­ni­kami i ta­kimi tam, re­aguję ina­czej – po­wie­dział, po czym po­ka­zał na Carla i mnie. – Je­śli na­to­miast wiem, że mam przed sobą dwóch naj­lep­szych dzien­ni­ka­rzy wszech cza­sów, z włą­czo­nymi ma­gne­to­fo­nami, to oczy­wi­ście za­cho­wuję się jesz­cze ina­czej.

Po chwili do­dał:

– O wiele cie­kaw­sze od uda­wa­nia jest praw­dziwe dzia­ła­nie.

Dało mi to do my­śle­nia.

– To o wiele cie­kaw­sze – kon­ty­nu­ował nasz roz­mówca. – Coś, czego nie da się za­pla­no­wać.

Nie­ustan­nie grał. Tego dnia ja i Carl by­li­śmy wi­dow­nią, którą pró­bo­wał za­cza­ro­wać.

– Kiedy ktoś sie­dzi na­prze­ciwko cie­bie i robi no­tatki, nie je­steś do końca sobą. Wiesz, że mu­sisz się do­brze za­cho­wy­wać. Szcze­rze mó­wiąc, nie jest to tak cie­kawe jak praw­dziwe wrza­ski i krzyki.

Trum­powi za­le­żało na wi­ze­runku praw­dzi­wego twar­dziela.

– Naj­gor­sze w wy­stę­pach te­le­wi­zyj­nych jest to, że na­kła­dają ci ma­ki­jaż na twarz – po­wie­dział. – Dziś rano mia­łem wy­stęp i zro­bili mi ma­ki­jaż. Co ro­bić po czymś ta­kim? Iść pod prysz­nic, żeby go zmyć, czy zo­sta­wić? W branży bu­dow­la­nej nie nosi się ma­ki­jażu. Czło­wiek może mieć pro­blemy, je­śli po­każe się uma­lo­wany.

Po­pro­si­li­śmy go, by wta­jem­ni­czył nas w ko­lejne etapy jed­nej ze swo­ich trans­ak­cji na rynku nie­ru­cho­mo­ści. Jak się je prze­pro­wa­dza?

– In­stynk­tow­nie – od­parł na­tych­miast. – Trudno mi po­wie­dzieć jak. Naj­waż­niej­szy jest in­stynkt. Trzeba mieć nosa. Naj­gor­sze trans­ak­cje, ja­kie za­war­łem, to te, w któ­rych nie kie­ro­wa­łem się in­stynk­tem. Naj­lep­sze – te, w któ­rych po­dą­ża­łem za nim i nie słu­cha­łem lu­dzi, co mó­wili: „Nie ma mowy, żeby to się udało”.

– Bar­dzo nie­wielu lu­dzi ob­da­rzo­nych jest in­stynk­tem – pod­jął po chwili. – Ale wi­dzia­łem ta­kich, co go mieli i ro­bili rze­czy, któ­rych inni po pro­stu nie po­tra­fią.

Czy jego zda­niem ist­nieje ja­kiś ogólny plan?

– Nie są­dzę, że­bym go wi­dział – od­parł, od­no­sząc się do swo­jego ży­cia. – Ale wszystko ja­koś in­stynk­tow­nie się do sie­bie do­pa­so­wuje. Po­wiem tak: je­śli go po­zna­cie, daj­cie mi znać. Był­bym za­in­te­re­so­wany. Może na­wet bar­dzo.

Za­py­ta­łem o jego wraż­li­wość spo­łeczną. Czy mo­głaby go „za­pro­wa­dzić do po­li­tyki lub od­gry­wa­nia ja­kiejś pu­blicz­nej roli”?

– Dla mnie to wszystko jest bar­dzo cie­kawe – od­po­wie­dział. – W ze­szłym ty­go­dniu oglą­da­łem walkę bok­ser­ską w Atlan­tic City. Bok­se­rzy to praw­dziwi twar­dziele, fi­zycz­nie twar­dzi fa­ceci. W pew­nym sen­sie rów­nież twar­dzi psy­chicz­nie. Cho­dzi mi o to, że może nie będą pi­sać ksią­żek, ale w pew­nym sen­sie są twar­dzi psy­chicz­nie.

Mistrz prze­grał. Za­wod­nik, który go po­ko­nał, to bar­dzo do­bry bok­ser, ale nikt się nie spo­dzie­wał, że to on wy­gra. W wy­wia­dzie po po­je­dynku pa­dło py­ta­nie: „Jak to zro­bi­łeś? Jak wy­gra­łeś?”. A on od­po­wie­dział: „Po pro­stu po­sze­dłem za cio­sem. Po pro­stu po­sze­dłem za cio­sem”. Po­my­śla­łem, że to świetny zwrot, który do­ty­czy w ta­kim sa­mym stop­niu boksu jak ży­cia czy cze­go­kol­wiek in­nego. Trzeba iść za cio­sem.

Gdy pa­trzę te­raz na ży­cie Trumpa – jego trans­ak­cje na rynku nie­ru­cho­mo­ści, pre­zy­den­turę, im­pe­ach­ment, śledz­twa prze­ciwko niemu, pro­cesy cy­wilne i karne, wy­rok ska­zu­jący, próbę za­bój­stwa, kam­pa­nię na rzecz re­elek­cji – do­cho­dzę do wnio­sku, że wła­śnie to cały czas ro­bił. Szedł za cio­sem.

– Każdy, kto mówi, gdzie bę­dzie się znaj­do­wał za dzie­sięć lat, jest głup­cem – do­dał po chwili. – Świat się zmie­nia. Będą kry­zysy. Re­ce­sje. Wzloty. Spadki. Wojny. Rze­czy, które są poza na­szą kon­trolą, w ogóle w więk­szo­ści przy­pad­ków poza kon­trolą lu­dzi. Więc na­prawdę trzeba iść za cio­sem. Nie ma co gdy­bać, gdzie się bę­dzie.

W tam­tym cza­sie miał ob­se­sję na punk­cie kry­tycz­nych ar­ty­ku­łów do­ty­czą­cych jego nie­uda­nych in­te­re­sów.

– Czło­wiek za­ra­bia wię­cej pie­nię­dzy, jak sprze­daje, niż jak ku­puje – wy­ja­śnił. – Od­kry­łem, że by­cie sprze­da­ją­cym w dzi­siej­szych cza­sach ozna­cza by­cie prze­gra­nym. Z psy­cho­lo­gicz­nego punktu wi­dze­nia. I to jest złe. Po­wiem wam coś. Zło­iłem skórę nie­ja­kiemu Me­rvowi Grif­fi­nowi . Po pro­stu go po­ko­na­łem. Skoro mowa o ma­ki­jażu... Wy­szedł z te­le­wi­zji uma­lo­wany i przy­szedł taki do mo­jego biura. Ku­pił wszystko to, czego nie chcia­łem w Re­sorts In­ter­na­tio­nal. Po­wta­rza­łem mu, że mu tego nie sprze­dam, a on cią­gle pod­no­sił cenę i na­gle się oka­zało, że to dla mnie nie­sa­mo­wity in­te­res. Pod­pi­sa­łem fan­ta­styczną umowę.

– Do tego – za­raz do­dał – zdo­by­łem Taj Ma­hal, ab­so­lutny klej­not w ko­ro­nie . Cho­dzi mi o to, że lu­dzie my­śleli, że prze­gra­łem. Przez ostat­nie pięć lat na świe­cie pa­no­wało prze­ko­na­nie, że je­śli coś sprze­da­łeś, to mu­sia­łeś wto­pić, na­wet je­śli sprze­da­łeś to z ogrom­nym zy­skiem.

Za­py­ta­łem Trumpa o to, co czyta, gdy rano wsta­nie, z kim roz­ma­wia i ja­kim źró­dłom in­for­ma­cji ufa.

– Wiele z tych rze­czy to pod­stawa – od­po­wie­dział. – Czy­tam „The Wall Street Jo­ur­nal” i „The New York Ti­mes”. A oprócz tego „The Post” i „The News”, nie tyle z po­wo­dów biz­ne­so­wych, ile po pro­stu dla­tego, że miesz­kam w tym mie­ście, a te ga­zety do­star­czają o nim wia­do­mo­ści.

„New York Post” był ta­blo­idem, który za­pa­mię­tale re­la­cjo­no­wał wszel­kie po­czy­na­nia Trumpa.

– W mniej­szym stop­niu po­le­gam na lu­dziach niż na ogól­nym prze­pły­wie in­for­ma­cji – stwier­dził. – Ale roz­ma­wiam na przy­kład z tak­sów­ka­rzami. Jeż­dżę po mie­ście i py­tam ich o opi­nie. W ten spo­sób ku­pi­łem Mar-a-Lago. Za­py­ta­łem tak­sów­ka­rza: „Co warto zo­ba­czyć na Flo­ry­dzie? Jaki jest naj­lep­szy dom w Palm Be­ach?”. „Naj­wspa­nial­szy jest Mar-a-Lago”, od­parł. A ja na to: „Gdzie to jest? Za­wieź mnie tam”. By­łem w Palm Be­ach i w Bre­akers, ale wszystko, co tam wi­dzia­łem, po­twor­nie mnie nu­dziło.

Osta­tecz­nie ku­pił Mar-a-Lago za sie­dem mi­lio­nów do­la­rów.

– Roz­ma­wiam ze wszyst­kimi – do­dał. – Na­zy­wam to moją sondą. Lu­dzie żar­tują, że Trump do­gada się z każ­dym. To prawda, roz­ma­wiam z bu­dow­lań­cami i tak­sów­ka­rzami, i to są lu­dzie, z któ­rymi pod wie­loma wzglę­dami do­ga­duję się naj­le­piej. Roz­ma­wiam ze wszyst­kimi.

Trump stwier­dził, że ku­pił 9,9 pro­cent udzia­łów w fir­mie Bally Ma­nu­fac­tu­ring i w krót­kim cza­sie za­ro­bił trzy­dzie­ści dwa mi­liony do­la­rów.

Po­tem po­wie­dział, że wy­dał „pra­wie sto mi­lio­nów na za­kup ak­cji” Bally, co do­pro­wa­dziło do po­zwu prze­ciwko niemu. Praw­nicy dru­giej strony chcieli uzy­skać do­stęp do jego do­ku­men­tów.

– Pró­bo­wali udo­wod­nić, że do­głęb­nie prze­świe­tli­łem tę firmę, ca­łymi mie­sią­cami ją ana­li­zo­wa­łem. Do­szli do wnio­sku, że zgro­ma­dzi­łem stosy do­ku­men­tów, się­ga­jące su­fitu. Za­żą­dali ich wszyst­kich, ale osta­tecz­nie nie da­łem im ni­czego. Prak­tycz­nie ni­czego. Skoń­czyło się na tym, że prze­słu­chał mnie je­den z ich wy­soko opła­ca­nych praw­ni­ków. „Od jak dawna pan o tym wie­dział, pa­nie Trump?” . Tak wła­śnie za­py­tał. In­nymi słowy, pró­bo­wali prze­ko­nać wszyst­kich, że to ja­kiś wielki spi­sek. Od­par­łem, że nie wiem, po pro­stu za­czą­łem o tym my­śleć w dniu, w któ­rym ku­pi­łem tę firmę.

Praw­nik mu nie uwie­rzył.

– Ile ra­por­tów pan prze­czy­tał? – za­py­tał.

– Cóż, na­prawdę żad­nego, po pro­stu mia­łem prze­czu­cie – od­po­wie­dział Trump.

– Nie mo­gli uwie­rzyć, że ktoś wło­żył sto mi­lio­nów do­la­rów w firmę bez prze­pro­wa­dze­nia szcze­gó­ło­wych ba­dań. Oczy­wi­ście mia­łem te ba­da­nia w gło­wie, ale poza tym, wie­cie, oni po pro­stu nie wy­obra­żali so­bie, że ktoś może coś ta­kiego ro­bić. Kor­po­ra­cyjny umysł i kor­po­ra­cyjna men­tal­ność nie są w sta­nie tego po­jąć. Tym­cza­sem wła­śnie tak prze­pro­wa­dzam swoje naj­lep­sze trans­ak­cje.

Carl za­py­tał Trumpa, czy kie­dy­kol­wiek bę­dzie peł­nił ja­ką­kol­wiek funk­cję pu­bliczną.

– Nie są­dzę, ale nie mam stu­pro­cen­to­wej pew­no­ści, że nie – od­parł. – Je­stem jesz­cze młody. Teo­re­tycz­nie, sta­ty­stycz­nie zo­stało mi jesz­cze dużo czasu. Wi­dzia­łem lu­dzi, któ­rzy roz­da­wali tak dużo, że zo­stali z ni­czym, gdy na­de­szły złe czasy.

Do­dał, że za­kłada fun­da­cję Do­nalda J. Trumpa.

– Kiedy, jak to się mówi, kopnę w ka­len­darz, zo­sta­wię tej fun­da­cji ogromne pie­nią­dze. Część mo­jej ro­dzi­nie, a część fun­da­cji. Czło­wiek ma obo­wiązki wo­bec swo­jej ro­dziny.

Trump mó­wił o „złych cza­sach” z ta­kim prze­ko­na­niem, jakby były nie­unik­nione.

– Lu­bię przy­go­to­wy­wać się na naj­gor­sze. I nie brzmi to jak szcze­gól­nie miłe stwier­dze­nie. Wiem, że na­dejdą złe czasy. Py­ta­nie tylko kiedy.

Wspo­mniał o jach­cie dłu­go­ści osiem­dzie­się­ciu sze­ściu me­trów, który ku­pił od bo­ga­tego sau­dyj­skiego biz­nes­mena i han­dla­rza bro­nią Ad­nana Cha­szuk­dżiego. Prze­mia­no­wał go na „Trump Prin­cess”.

– Zbu­do­wa­nie no­wego jachtu kosz­to­wa­łoby dziś od stu pięć­dzie­się­ciu do dwu­stu mi­lio­nów do­la­rów. Je­śli chce­cie, mo­żemy na nim do­kądś po­pły­nąć... Jest fan­ta­styczny. Kiedy się czyta ma­ga­zyn „Time”, można od­nieść wra­że­nie, że nie ro­bię nic poza pły­wa­niem tą łajbą przez cały dzień. To nie tak.

Za­py­ta­łem o jego naj­lep­szych przy­ja­ciół. Wy­mie­nił kilka na­zwisk biz­nes­me­nów i in­we­sto­rów, współ­pra­cow­ni­ków, któ­rych ani Carl, ani ja nie zna­li­śmy, a poza tym swo­jego brata Ro­berta.

– My­ślę, że wszyst­kie moje przy­jaź­nie wiążą się z biz­ne­sem – po­wie­dział. – To dla­tego, że wła­śnie z ludźmi biz­nesu mam na co dzień do czy­nie­nia. Przy­jaźń to dziwna rzecz. Przej­muję się nią. Bywa, że te­stuję lu­dzi. Każdy chce być moim przy­ja­cie­lem. Z oczy­wi­stych po­wo­dów. Cza­sami mam ochotę uda­wać, na przy­kład przez ty­dzień, że wszystko spie­przy­łem, a po­tem za­dzwo­nić do nich, za­pro­sić na ko­la­cję i spraw­dzić, czy przyjdą. Czę­sto mam taką ochotę. Przez ty­dzień albo mie­siąc po­zwo­lić światu my­śleć, że wszystko spie­przy­łem, tylko po to, żeby spraw­dzić, czy moi przy­ja­ciele są praw­dzi­wymi przy­ja­ciółmi.

Ja je­stem wier­nym przy­ja­cie­lem. Wie­rzę w lo­jal­ność. Wie­rzę w to, że czło­wiek ma wiel­kich przy­ja­ciół i wiel­kich wro­gów. Wi­dzia­łem lu­dzi, któ­rzy byli na szczy­cie, ale nie utrzy­mali się na nim i na­gle... ci sami lu­dzie, któ­rzy przed­tem wcho­dzili im w dupę, ode­szli. Po pro­stu ode­szli.

Jed­nym z przy­kła­dów jest pe­wien ban­kier. Na­prawdę świetny ban­kier pra­cu­jący w jed­nej z du­żych in­sty­tu­cji – Ci­ti­banku. Od­po­wia­dał za ogromne po­życzki dla gru­bych ryb. Wzbo­ga­cił wielu lu­dzi, po­ży­cza­jąc im forsę. Za­dzwo­nił do mnie ja­kieś dwa lata po­tem. Po­wie­dział, że to nie­sa­mo­wite, że lu­dzie, któ­rzy byli jego naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi, bez prze­rwy do niego dzwo­nili i wcho­dzili mu w dupę, na­gle prze­stali się od­zy­wać. Prze­stali od­bie­rać te­le­fony... Po jego odej­ściu z banku nie od­bie­rali już te­le­fo­nów od niego. Ja bym od­bie­rał.

Trump opi­sał swoją stra­te­gię po­le­ga­jącą na nie­pła­ce­niu man­da­tów, które otrzy­my­wał od in­spek­to­rów nad­zoru za na­ru­sza­nie prawa bu­dow­la­nego.

– Od pierw­szego dnia mó­wi­łem, że mam ich w du­pie – po­wie­dział. – Kiedy by­łem na Bro­okly­nie, przy­cho­dzili i wle­piali mi man­daty w bu­dyn­kach, które były po pro­stu ide­alne. Po­wie­dzia­łem: „Pier­dolę was”. A oni da­wali mi jesz­cze wię­cej man­da­tów. I jesz­cze wię­cej. Trwało to przez mie­siąc, ża­ło­sne. Mia­łem co­raz wię­cej man­da­tów – wszyst­kie do­sta­wa­łem bez­pod­staw­nie. Da­wali mi je, bo cho­dziło o to, że­bym je za­pła­cił, a wtedy oni wró­ci­liby po wię­cej. Ale ja nie pła­ci­łem, więc po mie­siącu po pro­stu stwier­dzili: „Pie­przyć tego go­ścia, to ka­wał gnoja”. I po­szli łu­pić ko­goś in­nego. Cho­dzi o to, że je­śli się pod­dasz, wpad­niesz tylko w więk­sze kło­poty.

To samo można po­wie­dzieć o ma­fio­zach. Je­śli zgo­dzisz się ro­bić z nimi in­te­resy, za­wsze wrócą. Je­śli po­wiesz im, żeby się od­pier­do­lili – no, może w tym przy­padku tro­chę grzecz­niej... Je­śli po­wiesz im: „Za­po­mnij­cie o tym, to nie jest tego warte”, na po­czątku mogą pró­bo­wać wy­wie­rać pre­sję, ale w końcu znajdą ła­twiej­szy cel, bo dojdą do wnio­sku, że je­steś dla nich za twardy. In­spek­to­rzy. Ma­fia. Związki za­wo­dowe. Je­den pies.

Tak wła­śnie wy­glą­dała ży­ciowa fi­lo­zo­fia Trumpa.

Carl za­py­tał, kim są jego naj­więksi wro­go­wie.

– Cóż, nie chciał­bym o tym mó­wić, bo ist­nieje ry­zyko, że pój­dzie­cie do nich i prze­pro­wa­dzi­cie z nimi wy­wiad. Nie cier­pię kry­ty­ko­wać.

W rze­czy­wi­sto­ści to uwiel­biał.

– Oczy­wi­stym wy­bo­rem jest Ed Koch – pod­jął po chwili. – Był naj­gor­szym bur­mi­strzem w hi­sto­rii No­wego Jorku.

Trzy­dzie­ści pięć lat póź­niej Trump na­dal kry­ty­kuje prze­ciw­ni­ków z taką samą prze­sadą.

– Joe Bi­den jest naj­gor­szym pre­zy­den­tem w hi­sto­rii Sta­nów Zjed­no­czo­nych – oznaj­mił po tym, jak pre­zy­dent Bi­den ogło­sił w lipcu 2024 roku, że nie bę­dzie ubie­gał się o re­elek­cję.

Już w 1989 roku Trump sku­piał się na wy­gry­wa­niu, walce i prze­trwa­niu.

– Je­dy­nym spo­so­bem na prze­trwa­nie – po­wie­dział nam wtedy – jest in­stynkt. Je­śli lu­dzie mają cię za cie­płe klu­chy, je­śli wie­dzą, że je­steś słaby, będą cię prze­śla­do­wać.

Jego zda­niem cho­dziło o wła­ściwe za­pre­zen­to­wa­nie sie­bie.

– Mu­sisz znać swoją pu­blicz­ność, a przy oka­zji dla jed­nych być za­bójcą, dla in­nych cu­kie­recz­kiem, dla jesz­cze in­nych zu­peł­nie kimś in­nym. A dla nie­któ­rych jed­nym i dru­gim.

Za­bójca albo cu­kie­re­czek, ewen­tu­al­nie jedno i dru­gie. Oto Do­nald Trump.

Cóż za nie­zwy­kła kap­suła czasu z 1989 roku, pełne stu­dium psy­cho­lo­giczne czło­wieka, wów­czas czter­dzie­sto­dwu­let­niego króla nie­ru­cho­mo­ści na Man­hat­ta­nie. Nie spo­dzie­wa­łem się, że Do­nald Trump zo­sta­nie pre­zy­den­tem ani w ogóle ja­ką­kol­wiek ważną po­sta­cią w po­li­tyce na­szych cza­sów. Ce­chy, o któ­rych pi­sa­łem pod­czas jego pierw­szej pre­zy­den­tury, już wtedy, w 1989 roku, były jego zna­kiem roz­po­znaw­czym. W tym wy­wia­dzie sprzed trzy­dzie­stu pię­ciu lat, w sło­wach sa­mego Trumpa, wi­dać wy­raź­nie ge­nezę trum­pi­zmu.1

Trzy­dzie­ści pięć lat póź­niej

Gdy szó­stego stycz­nia 2021 roku od­by­wał się atak na Ka­pi­tol, pre­zy­dent Do­nald Trump oglą­dał go w te­le­wi­zji, sie­dząc w swo­jej ja­dalni obok Ga­bi­netu Owal­nego. Jego zwo­len­nicy wspi­nali się po ścia­nach za­byt­ko­wego bu­dynku, roz­bi­jali okna i pró­bo­wali wy­wa­żyć drzwi wej­ściowe ta­ra­nem.

Na ze­wnątrz usta­wiono szu­bie­nice.

– Po­wie­sić Mike’a Pence’a. Po­wie­sić Mike’a Pence’a. Po­wie­sić Mike’a Pence’a.

Zwo­len­nicy Trumpa do­ma­gali się śmierci wi­ce­pre­zy­denta, który od­mó­wił za­ne­go­wa­nia po­twier­dze­nia wy­boru Bi­dena w wy­bo­rach z 2020 roku.

– Gdzie jest pre­zy­dent? – py­tał li­der mniej­szo­ści re­pu­bli­kań­skiej w Izbie Re­pre­zen­tan­tów Ke­vin McCar­thy. Za­dzwo­nił do Bia­łego Domu, pro­sząc o po­łą­cze­nie go z Trum­pem. Biuro McCar­thy’ego zo­stało zde­wa­sto­wane. Po­dobny los spo­tkał biuro prze­wod­ni­czą­cej Izby Re­pre­zen­tan­tów Nancy Pe­losi. Zwo­len­nicy Trumpa ro­bili so­bie zdję­cia z no­gami na jej biurku. Zo­sta­wili na kla­wia­tu­rze jej kom­pu­tera no­tatkę: „NIE WY­CO­FAMY SIĘ”.

Li­de­rzy Kon­gresu, w tym McCar­thy i Pe­losi, zo­stali wy­pro­wa­dzeni przez ochronę Ka­pi­tolu i prze­wie­zieni w bez­pieczne miej­sce, do Fortu McNair, po­ste­runku ar­mii ame­ry­kań­skiej le­żą­cego kilka prze­cznic od sta­dionu ba­se­bal­lo­wego Wa­shing­ton Na­tio­nals. Ich pra­cow­nicy po­zo­stali na miej­scu – po­ga­sili świa­tła w ga­bi­ne­tach i za­ba­ry­ka­do­wali biur­kami drzwi.

Pre­zy­dent Trump w końcu ode­brał.

– Mu­sisz wyjść i po­wie­dzieć tym lu­dziom, żeby PRZE­STALI! Zo­sta­li­śmy zmiaż­dżeni – po­wie­dział McCar­thy. Był bar­dzo wzbu­rzony. – Ko­goś wła­śnie po­strze­lono.

O go­dzi­nie czter­na­stej czter­dzie­ści cztery we­te­ranka sił po­wietrz­nych Ashli Bab­bitt zo­stała za­strze­lona przez funk­cjo­na­riu­sza po­li­cji w Ka­pi­tolu, gdy wraz z in­nymi pró­bo­wała sfor­so­wać wej­ście do Izby Re­pre­zen­tan­tów. Wśród uczest­ni­ków za­mie­szek byli przy­wódcy pro­trum­pow­skich, skraj­nie pra­wi­co­wych mi­li­cji Oath Ke­epers i Proud Boys, a także zwo­len­nicy teo­rii spi­sko­wych z grup ta­kich jak QA­non. To, co za­częło się jako wiec trum­pi­stow­ski, prze­ro­dziło się w bru­talny atak na po­rzą­dek kon­sty­tu­cyjny Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

– Za­miesz­czę twe­eta albo coś – obie­cał Trump.

– Prze­jęli Ka­pi­tol! – krzyk­nął do niego McCar­thy. – Mu­sisz im po­wie­dzieć, żeby prze­stali. Mu­sisz ich stąd za­brać. Za­bierz ich stąd. Na­tych­miast.

Pre­zy­dent zda­wał się nie ro­zu­mieć po­wagi sy­tu­acji.

– Cóż, Ke­vin, my­ślę, że ci lu­dzie są bar­dziej zde­ner­wo­wani wy­bo­rami niż ty – stwier­dził.

FBI osza­co­wało póź­niej, że szó­stego stycz­nia 2021 roku na Ka­pi­tol wtar­gnęło po­nad dwa ty­siące lu­dzi. Pięć osób zgi­nęło, a stu sie­dem­dzie­się­ciu dwóch funk­cjo­na­riu­szy po­li­cji zo­stało ran­nych. Aresz­to­wano po­nad pięć­set osób. Koszty znisz­cze­nia hi­sto­rycz­nego bu­dynku Ka­pi­tolu prze­kro­czyły 2,7 mi­liona do­la­rów.

Pre­zy­dent Trump po­trze­bo­wał stu osiem­dzie­się­ciu sied­miu mi­nut, by opu­bli­ko­wać tweet, w któ­rym za­ape­lo­wał do swo­ich zwo­len­ni­ków, żeby „wra­cali do do­mów”.

Dwa mie­siące wcze­śniej Do­nald Trump prze­grał wy­bory z Joe Bi­de­nem. Nie przy­jął tego jed­nak do wia­do­mo­ści. Oświad­czył, że wy­bory zo­stały „sfał­szo­wane”, „skra­dzione” i były „oszu­stwem wo­bec ame­ry­kań­skiej opi­nii pu­blicz­nej”.

Na­wet te­raz, trzy­dzie­ści pięć lat po na­szym wy­wia­dzie, Trump był prze­ko­nany, że każdą po­rażkę – na­wet prze­graną w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich – może uznać za nie­byłą, je­śli tylko się nie podda.

Na wiecu Save Ame­rica szó­stego stycz­nia we­zwał swo­ich zwo­len­ni­ków, by „wal­czyli jak dia­bli”.

– Wy­gra­li­śmy te wy­bory, i to z miaż­dżącą prze­wagą.

– Ni­gdy się nie pod­damy. Ni­gdy się nie pod­damy.

– Idziemy na Ka­pi­tol.

Ko­mi­sja Izby Re­pre­zen­tan­tów ba­da­jąca atak z szó­stego stycz­nia stwier­dziła póź­niej, że Trump „pod­jął udaną, choć oszu­kań­czą, próbę prze­ko­na­nia dzie­sią­tek mi­lio­nów Ame­ry­ka­nów, że wy­bory zo­stały mu skra­dzione”.

Gar­ret Mil­ler, zwo­len­nik Trumpa, który szó­stego stycz­nia wtar­gnął na Ka­pi­tol z bro­nią, po­wie­dział:

– Wie­rzy­łem, że po­stę­puję zgod­nie z in­struk­cjami by­łego pre­zy­denta Trumpa.

Inny jego sym­pa­tyk Le­wis Can­twell ze­znał, że wi­dział w te­le­wi­zji, jak Trump „mówi światu”, że wy­bory zo­stały skra­dzione.

– W co in­nego miał­bym wie­rzyć jako ame­ry­kań­ski pa­triota, który na niego gło­so­wał?

Ste­phen Ay­res, rów­nież sztur­mu­jący Ka­pi­tol tego dnia, po­wie­dział, że „wy­peł­niał każde słowo ”. Na­pi­sał w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, że „doj­dzie do wojny do­mo­wej”, je­śli jego idol nie po­zo­sta­nie u wła­dzy na drugą ka­den­cję.

– Mu­sisz za­dzwo­nić do Joe Bi­dena, i to jesz­cze dzi­siaj – po­wie­dział Trum­powi wkrótce po ataku li­der mniej­szo­ści w Izbie Re­pre­zen­tan­tów Ke­vin McCar­thy.

– Nie – od­parł Trump.

Stwier­dził, że Bi­den wy­grał dzięki oszu­stwu.

– Prze­stań tak mó­wić – ob­ru­szył się McCar­thy. – Po pro­stu prze­stań. Mu­sisz zo­sta­wić Joe Bi­de­nowi list w szu­fla­dzie biurka.

Taka była tra­dy­cja.

– Jesz­cze nie zde­cy­do­wa­łem – od­parł Trump.

McCar­thy był emo­cjo­nal­nie wy­czer­pany. Akty prze­mocy z szó­stego stycz­nia miały wstrzą­sa­jącą, trau­ma­ty­zu­jącą moc.

– Ten dzień zmieni to, jak bę­dzie po­strze­gane twoje dzie­dzic­two – ostrzegł. – Za­dzwoń do Joe Bi­dena.

– Nie – upie­rał się Trump.

McCar­thy po­wie­dział mu, że dla kraju ważne jest, by od­była się roz­mowa mię­dzy od­cho­dzą­cym a nad­cho­dzą­cym przy­wódcą. Pre­zy­dent po­wi­nien uznać swo­jego na­stępcę.

– Do­brze, już do­brze – ska­pi­tu­lo­wał w końcu Trump. Chciał za­koń­czyć roz­mowę z McCar­thym, ten mu jed­nak na to nie po­zwo­lił.

– Co we­dług cie­bie po­my­ślą o to­bie twoje wnuki, je­śli tego nie zro­bisz? – za­py­tał.

– Do­brze, już do­brze – po­wtó­rzył Trump.

Roz­mowa te­le­fo­niczna z Bi­de­nem ni­gdy się nie od­była.

Swo­jej ostat­niej nocy w Ga­bi­ne­cie Owal­nym dzie­więt­na­stego stycz­nia 2021 roku Trump jed­nak na­pi­sał od­ręcz­nie dwu­stro­ni­cowy list do Joe Bi­dena. Skoń­czył go o dwu­dzie­stej dru­giej, pod­pi­sał „Do­nald J. Trump” i po­ło­żył na biurku. Bi­den po­wie­dział póź­niej se­kre­tarz pra­so­wej Bia­łego Domu Jen Psaki, że było to „za­ska­ku­jąco uprzejme”.

Ustę­pu­jący pre­zy­dent, wraz z pierw­szą damą Me­la­nią, opu­ścili Biały Dom ran­kiem dwu­dzie­stego stycz­nia 2021 roku, aby udać się do swo­jego klubu i po­sia­dło­ści w Palm Be­ach, Mar-a-Lago. Na po­kła­dzie Air Force One Trump ode­brał te­le­fon od prze­wod­ni­czą­cej Ko­mi­tetu Kra­jo­wego Par­tii Re­pu­bli­kań­skiej Ronny McDa­niel. Po­że­gnała się z nim w imie­niu ko­mi­tetu.

– Mam do­syć – prze­rwał jej Trump. – Za­kła­dam wła­sną par­tię.

McDa­niel za­pro­te­sto­wała.

– Nie mo­żesz tego zro­bić. Je­śli to zro­bisz, prze­gramy z kre­te­sem.

– To już nie jest ich Par­tia Re­pu­bli­kań­ska. To jest Par­tia Re­pu­bli­kań­ska Do­nalda Trumpa – oświad­czył naj­star­szy syn Trumpa, Don Jr, sto­jąc na sce­nie pod­czas wiecu Save Ame­rica szó­stego stycz­nia.

– No wła­śnie. Beze mnie prze­gra­cie z kre­te­sem – po­wie­dział Trump Ron­nie McDa­niel. – Re­pu­bli­ka­nie za­słu­gują na to, bo się mnie nie trzy­mają.

Naj­wy­raź­niej chciał znisz­czyć Par­tię Re­pu­bli­kań­ską.

Kie­row­nic­two Ko­mi­tetu Kra­jo­wego dało póź­niej do zro­zu­mie­nia do­rad­com Trumpa, że żą­dza ze­msty by­łego pre­zy­denta za­szko­dzi nie tylko jego dzie­dzic­twu, ale także jego fi­nan­som. Par­tia Re­pu­bli­kań­ska za­gro­ziła, że prze­sta­nie pła­cić jego ra­chunki i za­bie­rze mu kam­pa­nijną li­stę ma­ilin­gową, która za­wie­rała ad­resy czter­dzie­stu mi­lio­nów jego wy­bor­ców. Trump sprze­da­wał tę li­stę in­nym re­pu­bli­kań­skim kan­dy­da­tom. Gdyby spró­bo­wał jej użyć, od­dano by ją za darmo.

Trump wy­co­fał się z tego po­my­słu. Ja­kiś czas póź­niej oświad­czył dzien­ni­ka­rzowi ABC News Jo­na­tha­nowi Kar­lowi, że ni­gdy nie my­ślał o za­ło­że­niu wła­snej par­tii.

– To bzdura. Nic ta­kiego nie miało miej­sca – po­wie­dział. Karl opu­bli­ko­wał na­gra­nie swo­jego wy­wiadu z McDa­niel, w któ­rym opo­wia­dała o groź­bie Trumpa.

W Air Force One ro­dzina Trumpa sie­działa z przodu sa­mo­lotu, a jego naj­bliżsi współ­pra­cow­nicy z tyłu.

– Ni­gdy się po tym nie po­zbie­rali – stwier­dził do­radca Trumpa. Ani pre­zy­dent, ani nikt z jego ro­dziny. Na­wet jego naj­bliżsi współ­pra­cow­nicy nie mo­gli wyjść z szoku. Wielu z nich nie miało po­my­słu, co ro­bić da­lej. Nie­któ­rzy nie wie­dzieli, gdzie będą miesz­kać. Za­zwy­czaj pra­cow­nicy mieli około dwóch i pół mie­siąca, od wy­bo­rów do dwu­dzie­stego stycz­nia, na przy­go­to­wa­nie się do ży­cia po Bia­łym Domu.

– Dla wielu osób ten okres skur­czył się do trzy­na­stu dni – po­wie­dział je­den ze współ­pra­cow­ni­ków. Atak z szó­stego stycz­nia spra­wił, że nie wie­dzieli, czy ich prze­ło­żony na pewno opu­ści Biały Dom.

Dwu­dzie­stego stycz­nia o go­dzi­nie je­de­na­stej pięć­dzie­siąt dzie­więć Trump był już w swoim ogrom­nym apar­ta­men­cie w Mar-a-Lago. Żad­nych twe­etów. Żad­nych prze­mó­wień. O go­dzi­nie dwu­na­stej je­den, gdy Bi­den zo­stał za­przy­się­żony na czter­dzie­stego szó­stego pre­zy­denta Sta­nów Zjed­no­czo­nych, agenci Se­cret Se­rvice za­częli zmniej­szać ochronę usta­wioną wo­kół po­sia­dło­ści by­łego pre­zy­denta.

Nie spodo­bało mu się to. Po­zo­stał w swo­jej kwa­te­rze przez resztę dnia.

– Hej, tu twój ulu­biony pre­zy­dent wszech cza­sów – po­wie­dział przez te­le­fon do li­dera re­pu­bli­ka­nów w Izbie Re­pre­zen­tan­tów Ke­vina McCar­thy’ego kilka dni póź­niej. – Słu­chaj, chcę po­ga­dać. Je­stem na Flo­ry­dzie.

Trzy­na­stego stycz­nia McCar­thy stwier­dził w Izbie Re­pre­zen­tan­tów, że Trump „po­nosi winę” za za­mieszki na Ka­pi­tolu, i we­zwał go do „uzna­nia swo­jej czę­ści od­po­wie­dzial­no­ści”. Oglą­da­jąc po­wtórkę tego wy­stą­pie­nia w te­le­wi­zji, Trump wpadł we wście­kłość, ale wy­da­wało się, że już mu prze­szło.

– Przy­jadę do cie­bie – od­parł McCar­thy. Nie po­wie­dział o tym ni­komu, na­wet swoim współ­pra­cow­ni­kom. Wie­dział, że Trump pra­wie nie spo­ty­kał się z re­pu­bli­ka­nami. Był przy­gnę­biony, po­nie­waż me­dia stra­ciły za­in­te­re­so­wa­nie Mar-a-Lago.

Re­pu­bli­kań­ski stra­teg Ed Rol­lins za­uwa­żył kie­dyś:

– Jest tylko jedna rzecz, którą mu­si­cie wie­dzieć . Przez cały dzień ogląda te­le­wi­zję, a wie­czo­rem idzie do te­le­wi­zji.

Trump wal­czył te­raz o uwagę. Nie miał już ka­na­łów na Twit­te­rze ani Fa­ce­bo­oku, po­nie­waż utra­cił je po po­toku kłamstw wy­bor­czych. Za­czął nie­spo­dzie­wa­nie po­ja­wiać się na we­se­lach or­ga­ni­zo­wa­nych w Mar-a-Lago.

W ciem­nym gar­ni­tu­rze i żół­tym kra­wa­cie uśmie­chał się, gdy dwu­dzie­stego ósmego stycz­nia w Mar-a-Lago po­ja­wił się McCar­thy.

– Me­la­nia twier­dzi, że przy­cią­gam te­raz wię­cej uwagi me­diów niż pod­czas spo­tka­nia z Pu­ti­nem – po­wie­dział. – Na ze­wnątrz są cztery te­le­wi­zyjne he­li­kop­tery!

Rze­czy­wi­ście, wi­zytę McCar­thy’ego u by­łego pre­zy­denta sze­roko ko­men­to­wano w me­diach.

Po­ja­wie­nie się czo­ło­wego re­pu­bli­ka­nina Izby Re­pre­zen­tan­tów na lun­chu su­ge­ro­wało, że Trump na­dal kon­tro­luje Par­tię Re­pu­bli­kań­ską.

– Wiesz, że to ko­rzystne dla nas obu, prawda? – za­py­tał.

– Do­bra – od­parł McCar­thy – to i tak nie­ważne.

McCar­thy przy­był z na­dzieją na utrzy­ma­nie kon­taktu Trumpa z Par­tią Re­pu­bli­kań­ską w Izbie Re­pre­zen­tan­tów, tak by re­pu­bli­ka­nie mo­gli od­zy­skać więk­szość w 2022 roku. Miał od­cią­gnąć go od wy­wo­ły­wa­nia nie­po­trzeb­nych walk w pra­wy­bo­rach i spra­wić, by uży­czył swo­jego na­zwi­ska do wspie­ra­nia kan­dy­da­tów, któ­rzy mo­gli wy­grać. Usie­dli do lun­chu.

– Wiesz, by­cie poza Twit­te­rem tro­chę mi po­mo­gło – stwier­dził Trump.

– Na­prawdę?

– Tak, wiele osób mó­wiło, że po­do­bała im się moja po­li­tyka, ale nie po­do­bały im się moje twe­ety.

– Tak jak wszyst­kim.

– Moje no­to­wa­nia po­szły w górę.

Trump za­py­tał o swój zbli­ża­jący się im­pe­ach­ment w Se­na­cie. Zo­stał oskar­żony o pod­że­ga­nie do po­wsta­nia.

– Nie są­dzę, żeby coś z tego wy­szło – od­po­wie­dział McCar­thy.

I rze­czy­wi­ście. Trzy­na­stego lu­tego 2021 roku Trump zo­stał unie­win­niony. Cho­ciaż więk­szość se­na­to­rów, w tym sied­miu re­pu­bli­ka­nów, gło­so­wało za ska­za­niem by­łego pre­zy­denta, nie udało im się osią­gnąć wy­ma­ga­nych dwóch trze­cich gło­sów. Było to zresztą czy­sto sym­bo­liczne po­su­nię­cie, po­nie­waż Trump nie był już pre­zy­den­tem.

Szef sztabu pre­zy­denta Bi­dena, pięć­dzie­się­cio­dzie­wię­cio­letni Ron Klain, czło­wiek o ciem­no­brą­zo­wych wło­sach i przy­ja­znym, ener­gicz­nym spo­so­bie by­cia, do­ra­dzał mu przez po­nad dwa­dzie­ścia lat. Kiedy Bi­den zde­cy­do­wał się kan­dy­do­wać na pre­zy­denta, na po­czątku marca 2019 roku we­zwał Kla­ina do swo­jego domu w Wil­ming­ton.

– Po pro­stu czuję, że mu­szę to zro­bić – wy­ja­śnił. – Trump re­pre­zen­tuje coś za­sad­ni­czo złego w po­li­tyce.

Ko­lej­nych słów Bi­dena Klain nie za­po­mni do końca ży­cia:

– Ten fa­cet po pro­stu nie jest praw­dzi­wym ame­ry­kań­skim pre­zy­den­tem.

Pod­czas kam­pa­nii wy­bor­czej Bi­den bez prze­rwy ata­ko­wał za­równo cha­rak­ter Trumpa, jak i jego po­li­tykę. Od pierw­szego dnia w Bia­łym Domu pra­wie nie wy­po­wia­dał jego na­zwi­ska, na­zy­wa­jąc go pu­blicz­nie swoim „po­przed­ni­kiem”, a pry­wat­nie „tym pie­przo­nym dup­kiem”.

Bi­den za­po­wie­dział swoim do­rad­com, że to bę­dzie jego wła­sna pre­zy­den­tura. Cztery lata Trumpa, jego dzia­ła­nia zwią­zane z pan­de­mią ko­ro­na­wi­rusa oraz atak z szó­stego stycz­nia strau­ma­ty­zo­wały wszyst­kich.

Klain miał te­raz na­pra­wić to, co ze­psuł Trump, i skie­ro­wać kraj na wła­ściwe tory.

– Jako na­ród mu­simy wszy­scy prze­pra­co­wać sprawę Trumpa – stwier­dził Klain. – Po­przez spo­sób, w jaki to zro­bimy, po­ka­żemy Ame­ry­ka­nom, że pre­zy­den­tura może znów dzia­łać. Że w Bia­łym Domu może za­sia­dać przy­zwo­ity czło­wiek.

Osta­tecz­nie Do­nald Trump prze­grał, po­nie­waż nie kon­tro­lo­wał pan­de­mii i go­spo­darki. Nie­za­leż­nie od no­to­wań gieł­do­wych re­alna go­spo­darka (a więc ta, która do­ty­czy zwy­kłych lu­dzi) za jego rzą­dów się po­gor­szyła.

– Oczy­wi­ście jest kilku za­go­rza­łych zwo­len­ni­ków Trumpa, któ­rzy są tacy, jacy są, i nie za­mie­rzają odejść. Sta­no­wią część na­szego kraju – po­wie­dział Klain. Jego zda­niem Bi­den jed­nak „zo­stał wy­brany, żeby po­pchnąć ten kraj do przodu, i to wła­śnie robi. To jest jego mi­sja”.

– Do­nald Trump może sta­nąć na tylu are­nach, na ilu chce, i krzy­czeć na cały głos – do­dał. Uwa­żał jed­nak, że pre­zy­denc­kie aspi­ra­cje Trumpa wy­ga­sną je­sie­nią 2021 roku. – Wresz­cie sta­nie się mar­gi­nal­nym zja­wi­skiem – za­koń­czył z prze­ko­na­niem.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: