Wojna kochanków - ebook
Wojna kochanków - ebook
Grecki milioner Angel Valtinos uwiódł swoją asystentkę Merry Armstrong, lecz gdy dowiedział się, że jest w ciąży, zerwał z nią i wyrzucił ją z pracy. Po półtora roku odnajduje ją w Szkocji. Merry jest w szoku. Nie wie, dlaczego Angel nagle zapragnął poznać swoją córkę i być dla niej ojcem. W jeszcze większe zdumienie wprawiają ją jego oświadczyny…
Druga część miniserii ukaże się we wrześniu.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4412-1 |
Rozmiar pliku: | 937 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy tylko grecki milioner Angel Valtinos przekroczył próg biura ojca, stanął jak wryty. Bracia zdawali się już na niego czekać.
– Co to ma być? Jakieś rodzinne spotkanko?
– A może ojciec wezwał nas wszystkich na dywanik? – rzucił z rozbawieniem jego przyrodni brat, włoski książę Vitale Castiglione. Przecież już dawno wyrośli z okresu życia, w którym niezadowolenie rodzica mogło być poważnym źródłem zmartwienia.
– Często was tak wzywa do siebie? – zapytał Zac Da Rocha, marszcząc czoło.
Angel wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Vitalem, ale obaj powtrzymali się od komentarza. Zac, ich brazylijski brat z nieślubnego łoża, wydawał im się nieprzenikniony i nieprzewidywalny. Został oficjalnie przyjęty do grona rodziny dopiero jakiś czas temu, więc bracia potrzebowali czasu, żeby się z nim oswoić. Co gorsza, obaj byli z natury nieufni.
– Jesteś najstarszy – powiedział Vitale, uśmiechając się szeroko do Angela – więc to ty powinieneś wieść prym podczas tego starcia!
– Chyba nie tym razem – niechętnie przyznał Angel, próbując wyzbyć się nieznanego mu dotychczas uczucia zakłopotania, które nadwyrężało jego niezachwianą pewność siebie.
Należało przyznać Charlesowi Russellowi, że nigdy nie zachowywał się wobec nich jak ojciec-tyran. Za to zawsze należycie wywiązywał się ze swojej roli. Mimo że rozwiódł się dość szybko zarówno z matką Vitala, jak i Angela, zawsze dbał o swoich synów i utrzymywał z nimi bliską relację. Angel niejeden raz był wdzięczny ojcu za zdroworozsądkowe podejście do życia i podziwiał jego zmysł do ubijania interesów, który zresztą najwyraźniej po nim odziedziczył. Co do matki, grecka dziedziczka wielkiego majątku była kobietą niestałą i frywolną. Gdyby tata jasno nie określił zasad wychowania Angela, lekkomyślna mama zapewne pozwoliłaby mu dorastać samopas.
Nagle w pomieszczeniu pojawił się Charles:
– Jesteś spóźniony – przywitał sucho Angela.
– Przedłużyło mi się spotkanie zarządu – bez zająknięcia wytłumaczył Angel. – O co właściwie chodzi? Kiedy ujrzałem Zaca i Vitalego, zacząłem się zastanawiać, czy nie stało się coś poważnego.
– Zależy, co uważasz za poważne – odparł Charles, badawczo przyglądając się swojemu najstarszemu synowi, który niedawno świętował trzydzieste trzecie urodziny. Rosły mężczyzna przewyższał go o kilkanaście centymetrów.
Charles uważał do niedawna, że Angel jest dla niego powodem do dumy, jednak ojcowski spokój zmąciło odkrycie pewnej informacji. To prawda, że w żyłach syna płynęła krew niesamowicie zamożnej i utytułowanej greckiej familii, która jeszcze bardziej niż z osiągnięć słynęła ze skłonności do działania sobie na szkodę. Mimo to Charles mógł się dotychczas szczycić nieskazitelną reputacją syna w świecie biznesu. Ponadto postrzegał go jako lojalnego i kochającego syna, z którego strony nie spodziewał się rozczarowania. Niestety, w Angelu ujawniły się najgorsze cechy rodziny Valtinosów – egoizm i całkowity brak odpowiedzialności.
– Przejdź do sedna – rzekł Angel charakterystycznym dla siebie spokojnym tonem.
Od dobrze zbudowanej postaci Charlesa biło napięcie.
– Kiedy masz zamiar dorosnąć? – mruknął drwiąco.
Angel osłupiał.
– Czy to jakiś żart? – wyszeptał.
– Przykro mi, ale niestety nie żartuję. Tydzień temu dowiedziałem się od zaufanego źródła, że zostałem dziadkiem. Nie kim innym, ale dziadkiem!
Angel cały zastygł. Naraz jego nadzwyczaj atrakcyjna twarz wyglądała na pozbawioną jakiegokolwiek życia. Ciemne oczy patrzyły na ojca, jakby go nie widziały. Po krótkiej chwili ponuro skinął głową, przyznając się do zarzutu. Miał nadzieję ukrywać tę sprawę, a teraz prawda wyszła na jaw w tak nieoczekiwany sposób. W dodatku ryzykował utratę szacunku jedynego człowieka, na którego opinii mu zależało.
– Co gorsze, jeżeli to zależałoby tylko od ciebie, zapewne nigdy nie poznałbym wnuczki – dodał Charles tonem pełnym wyrzutu.
Angel spektakularnie machnął lekceważąco rękoma, jak to robią wszyscy Grecy, kiedy się z kimś nie zgadzają.
– Chciałem cię chronić przed prawdą.
– Nieprawda, chciałeś chronić jedynie samego siebie, unikając odpowiedzialności za dziecko.
– To była wpadka. Mam pozwolić na to, żeby niefortunny przypadek wywrócił moje życie do góry nogami? – Angel bronił się bez skrupułów.
Odpowiedź ojca zbiła go z tropu:
– Dla mnie nie byłeś, jak to ująłeś, wpadką.
– Twoja relacja z mamą była zupełnie innej kategorii niż moja z tą kobietą – zadeklarował Angel, nie kryjąc dumy ze szlacheckiego pochodzenia.
Zasmucony ojciec zmarszczył brwi.
– Angelu… Nigdy nie powiedziałem ci całej prawdy o naszym związku, bo bałem się, że stracisz szacunek dla matki – zaczął niepewnie. – Wyczuwała, że chcę z nią zerwać, więc złapała mnie na dziecko. Wziąłem ją za żonę, bo była w ciąży, a nie dlatego, że ją kochałem.
To wyznanie zaskoczyło Angela, ale nim nie wstrząsnęło. Od zawsze zdawał sobie sprawę z tego, że samolubna i zepsuta matka uciekłaby się do wszystkich środków, żeby uniknąć odtrącenia przez mężczyzn. Podniósł oczy w kolorze bursztynu na ojca i rzucił mu cyniczne spojrzenie.
– Ale zdaje się, że to małżeństwo nie wyszło ci na dobre. Tym samym nie sądzę, żebyś miał prawo namawiać mnie do ślubu z tą kobietą.
– To prawda, nie wyszło mi to na dobre – przyznał mu rację – ale za to ta decyzja była zbawienna dla ciebie. Mogłeś zawsze na mnie liczyć.
Ta replika była boleśnie prawdziwa. Angel aż zgrzytnął zębami z bezsilności.
– No tak, powinienem ci podziękować za to wspaniałomyślne poświęcenie – powiedział oschle.
– To, że z uroczego szkraba wyrosłeś na mężczyznę, którego darzę szacunkiem, wynagradza mi wszystko.
– A więc wygląda na to, że cieszyłem się twoim szacunkiem do czasu – przerwał mu Angel.
– Źle się do tego zabrałeś. Wezwałeś na pomoc prawników rodziny Valtinosów, a to najgorsze sępy, którym zależy wyłącznie na oczyszczeniu cię z winy i ochronie dobrego imienia rodu.
– Otóż to – wciął się Angel – zapewnią mi ochronę.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz całkowicie wyprzeć się własnego dziecka? – zapytał Charles z narastającą frustracją w głosie.
Angel przygryzł mięsiste wargi. Wypisane na twarzy napięcie tylko uwydatniało męskość jego rysów. Ogarnęły go jednocześnie wściekłość i wstyd.
– Skądże znowu. Ale muszę się jakoś uporać z jego matką.
– A więc tak się na to zapatrujesz? Więc to ona jest wszystkiemu winna? – zaoponował ojciec. – Twoi prawnicy nakłonili ją do podpisania umowy z klauzulą poufności, a ty nawet nie kiwnąłeś palcem, by się upewnić, że będziesz miał prawo widywać się z dzieckiem.
Angel walczył sam ze sobą, by nie poddać się całkowicie wściekłości, która przejmowała nad nim kontrolę. Nie mógł sobie pozwolić na to, by ta cała afera z ciążą poróżniła go z ojcem.
– Dziecka nie było jeszcze wtedy na świecie. Nie miałem pojęcia, jak przyjmę jego narodziny.
– Nie można wypominać twoim prawnikom, że skupili się na ochronie twojej prywatności i majątku. Ale już twoją rolą było pamiętanie o dobru dziecka – podkreślił Charles – a zamiast tego uczyniłeś z jego matki swojego osobistego wroga.
– Przyświecał mi inny cel. Zaangażowałem w to prawników Valtinosów, ponieważ obawiałem się, że w rozmowach z matką dziecka emocje wezmą górę. Wolałem obiektywizm.
– I jak zadziałała tak bezduszna interwencja prawników? – zapytał oschle Charles.
Angel ledwo powstrzymał pomruk niezadowolenia. To prawda, że kierował się wyłącznie własnym dobrem i zorientował się po fakcie, że rozegrał to fatalnie.
– Matka nie chce mnie widzieć na oczy.
– I czyja to wina?
– Wyłącznie moja – przyznał gniewnie Angel – ale to ona nie zapewnia dziecku odpowiednich warunków do życia!
– No tak, trudno godnie wychowywać dziedzica majątku Valtinosów, dysponując skromną pensją pracownika schroniska dla psów. Wiesz co, powinieneś się cieszyć, że ta kobieta najwyraźniej ani trochę nie łasi się na pieniądze. W przeciwnym wypadku zostałaby w Londynie i wiodła wygodne życie z alimentów, a nie walczyła o byt w Suffolk.
– Ona nie jest przy zdrowych zmysłach! – wyrzucił z siebie Angel. – Zależy jej na tym, żeby dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
Charles zmarszczył czoło z powątpiewaniem.
– Tak myślisz? A więc wypruwa sobie żyły tylko po to, żebyś to ty wyglądał na tego złego?
– Była na tyle bezczelna, żeby powiedzieć prawnikom, że nawet jednorazowe widzenie się ze mną byłoby złamaniem umowy!
– Być może się nie myli – powiedział z namysłem Charles. – Paparazzi nie opuszczają cię na krok, więc twoja wizyta naraziłaby dziecko na wścibstwo mediów.
– Byłbym ostrożny.
– Trochę za późno na refleksję. Trzeba było o tym myśleć przy podpisywaniu umowy. Z punktu widzenia brytyjskiego prawa ojciec, który nie wziął matki dziecka za żonę, jest na straconej pozycji.
– Chcesz powiedzieć, że mam się z nią ożenić? – zapytał z nieufnością.
– Nie. – Charles potrząsnął energicznie głową, by wzmocnić przeczenie. – Takie decyzje powinny wypływać z serca.
– Albo z rozsądku. Mógłbym się z nią ożenić, zabrać ją do Grecji i tam, na gruncie, na którym mam przewagę, zawalczyć o prawa opiekuńcze do dziecka.
Angel był gotów rozprawić się z matką dziecka bezwzględnie. Charles przyglądał się synowi z trwogą. Nie zamierzał przecież tą rozmową dolewać oliwy do ognia.
– Miałem nadzieję, że nie zniżysz się do takiego poziomu. Nie ma szans na bardziej cywilizowany sposób rozwiązania konfliktu?
Angel zapewnił ojca, że nie ucieknie się do nieuczciwych sztuczek, ale bez przekonania. Merry Amstrong była uparta. Zdołała pokrzyżować wszystkie jego plany, na każdym kroku negocjacji wdając się z prawnikami w przeraźliwe kłótnie. Angel nie przywykł do tak lekceważącego traktowania. Zawsze dopinał swojego, szczególnie w relacjach z kobietami. Te traktowały go jak bożka. Ich najwyższym celem było schlebianie mu, zaspokajanie jego zachcianek, przypodobywanie mu się – Angel nie dopuszczał do myśli innego scenariusza. Dopóki złośliwy los nie postawił na jego drodze Merry.
Od razu zwróciła jego uwagę. Miała długie błyszczące włosy w kolorze mahoniu, sięgające prawie do pasa. Jasnoniebieskie oczy i ponętne usta przemawiały do jego wyobraźni, wywołując w nim grzeszne myśli. Do tego jej długie smukłe nogi. Było do przewidzenia, że dojdzie między nimi do zbliżenia, mimo że nigdy nie pozwalał sobie na sypianie z pracownicami.
Palce Merry zacisnęły się nerwowo na kopercie wręczonej przez listonosza. Zaniedbany piesek rasy york plątał się koło jej stóp, zaalarmowany dźwiękiem dzwonka i obcym głosem na posesji. Wabił się przewrotnie – Lew.
– Już cicho – wymamrotała stanowczo do psa, zdając sobie sprawę z tego, że bez dobrej tresury nie znajdzie nowego właściciela. Zresztą, i tak już go rozpuściła wbrew przykazaniom ciotki. Przywiązała się do niego i pozwalała mu nawet wdrapywać się na kanapę i oddawać się głaskaniu na jej kolanach. Przemknęło jej nawet przez myśl, że być może piesek był tak samo skrzywdzony przez właściciela, jak ona przez Angela. A może oszalała, przyrównując poczucie upokorzenia, które spotkało ją przez szefa, do nadużycia siły wobec zwierzęcia? Robiła z igły widły, jak do bólu szczerze określiła to ciocia.
Niestety, nie potrafiła się opanować i teraz. Obracając kopertę z londyńskim znaczkiem w dłoniach, czuła, jak skręca ją w żołądku z nerwów. Na pewno wysłał jej kolejny list naszprycowany prawniczymi wybiegami. Aż przeszły ją dreszcze i pełna strachu wrzuciła list do szufladki zniszczonego stołu. Postanowiła odłożyć czytanie pisma aż do czasu, kiedy wystarczająco się uspokoi.
Zachowanie spokoju nie przychodziło jej łatwo, od kiedy zainteresowali się nią prawnicy. Musiała radzić sobie z ciągłym stresem, wezwaniami, zażaleniami. Miała wrażenie, że próbuje się wydostać z ruchomych piasków, ale każdy ruch okazuje się fałszywy i staje się pretekstem do dalszego zastraszania. Narastała w niej furia na samą myśl o kolejnym, dla przykrywki uprzejmym liście, który miał na celu ją złamać. Czasami bała się samej siebie, gdyż z natury nie była zaciekła, dopóki nie spotkała Angela Valtinosa. To przez niego stała rozgoryczona i nienawistna.
Z niechęcią musiała też przyznać, że to właśnie za jego sprawą w jej życiu pojawiło się coś wspaniałego, a raczej ktoś. Obróciła wzrok w stronę Elyssy, która siedziała na dywanie w pokoju dziennym i wesoło przebierała w rączkach zabawki. Jej cherubinową twarzyczkę o oliwkowej karnacji otaczała bujna czupryna czarnych loków. Ciemniejszy ton skóry i włosów wydobywał mroźną jasność oczu. Po tacie odziedziczyła kręcone włosy, a po mamie oczy i kształtne usta, co czyniło z niej przepiękną dziewczynkę.
Jej przyjście na świat przywróciło Merry do życia po pełnej nerwów ciąży. Nigdy się nie spodziewała, że bezwarunkowa miłość, jaką obdarzy dziecko, nada sens wszystkim zmaganiom. Teraz już mogła uczciwie przyznać sama przed sobą, że dla Elyssy zrobiłaby wszystko.
Usłyszała, jak Sybil, jej ciocia, wchodzi do domku od strony tylnej werandy, jak to miała w zwyczaju.
– Nastawię czajnik. Czas na herbatę! – zakrzyknęła radośnie.
Ciocia była smukłą wysoką blondynką pod sześćdziesiątkę, ale jak przystało na dawną supermodelkę z lat osiemdziesiątych, jej twarz zaprzeczała upływowi czasu. Od zawsze była dla niej autorytetem. Kiedy Merry miała szesnaście lat, jej matka ponownie wyszła za mąż i wyemigrowała z mężem do Australii, zostawiając ją pod opieką swojej siostry. Relacja Merry z ciocią była bliższa niż ta z mamą.
Sybil zgromadziła taką fortunę dzięki karierze modelki, że w pewnym momencie postanowiła ją przerwać i poświęcić resztę swoich dni na opiekę nad porzuconymi zwierzętami. W tym celu kupiła ogromną farmę. Merry zatrzymała się u cioci i pracowała w jej schronisku, jednocześnie zastanawiając się, jak teraz ułożyć sobie życie. Chciała być niezależna. Jako że była wykwalifikowaną księgową, szybko zabrała się do działania, pracując zdalnie dla kilku okolicznych przedsiębiorców. Dzięki temu rozporządzała skromnymi środkami, które pozwalały jej nie czuć się jak darmozjad. Podnajmowała od cioci mały wiejski domek na terenie farmy. Chatka była starodawna, ale za to miała mały własny ogródek. Niczego więcej jej i Elyssie nie było potrzeba do szczęścia.
Od zawsze to właśnie Sybil była dla Merry ostoją. Jej mama, Natalie, zaszła w ciążę jako dziewiętnastolatka w wyniku romansu z żonatym szefem. Nie sprostała roli samotnej matki. Od zawsze Sybil zabierała Merry do siebie na weekendy, by ulżyć siostrze, która wykorzystywała ten czas na chodzenie po klubach.
Przez sypialnię Natalie przetoczyło się wielu nieodpowiednich mężczyzn. Niektórzy byli agresywni, inni zaglądali do butelki, jeszcze inni podkradli jej pieniądze, sami tkwiąc na bezrobociu. Jako pięciolatka Merry wierzyła, że wszystkie mamy na świecie zmieniają tatę co tydzień. Nic dziwnego, że do domu, gdzie dochodziło do bijatyk i gdzie nadużywano substancji odurzających, w końcu zapukała opieka społeczna. Kiedy chciano odebrać Merry matce, na szczęście Sybil zdecydowała się przygarnąć ją do siebie.
Przez dziewięć pięknych lat Merry mieszkała z ciocią. Nadrabiała zaległości w szkole, na nowo odkrywała, jak to jest być dzieckiem. Nie musiała już być bardziej dojrzała niż własna matka, wiecznie gotując i sprzątając, nie musiała chować się po kątach w strachu przed rozwojem kłótni między dorosłymi. Poczucie bezpieczeństwa legło w gruzach, kiedy Natalie na nowo zaczęła rościć sobie prawa do córki.
To nie mogło mieć szczęśliwego końca. Natalie w międzyczasie przywykła do nieograniczonej wolności i liczyła na to, że córka stanie się miłym kompanem jej zabaw. Sytuację pogarszał związek matki z o wiele młodszym od siebie mężczyzną. Ten nie widział siebie ani trochę w roli ojca. Zaproponował Natalie wyjazd do Australii i postawił sprawę jasno – albo on, albo jej córka. Wtedy Merry wróciła do cioci. Od tego czasu nie miała kontaktu z matką.
– Czy coś mi się przywidziało, czy widziałam listonosza? – zapytała niewinnie Sybil.
Mary zaczerwieniła się, przypominając sobie o wciśniętej do szuflady kopercie.
– Zamówiłam coś dla Elyssy w internecie – skłamała ze wstydem, ale wiedziała, że nie może się przyznać przed tą waleczną kobietą, do jakiej histerii mógł ją doprowadzić zwykły list.
– Ten, którego imienia nie można wypowiadać na głos, już się nie odzywa? – Sybil zdawała się znać odpowiedź na to pytanie, co tylko jeszcze bardziej wytrąciło Merry z równowagi. Ostatnio w ogóle o nim nie rozmawiały.
– Najwyraźniej możemy się cieszyć z tymczasowej ciszy. Pewnie przed burzą – wymamrotała Merry, odwracając się od cioci i udając, że tak absorbuje ją robienie herbaty. W tym czasie Sybil podniosła Elyssę z dywanu i wzięła ją na kolana.
– Nie zaprzątaj sobie nim myśli.
– Nie zaprzątam – znów skłamała Merry, czując do siebie całkowitą odrazę, bo trzeba być skończoną idiotką, żeby rozmyślać wciąż o mężczyźnie, który tak ją skrzywdził. Ale co by z tego zrozumiała Sybil? Jako zabójczo piękna i sławna kobieta, musiała odganiać się od mężczyzn i nie poślubiła żadnego z własnego wyboru. Merry nie potrafiła wyobrazić sobie kogoś, kto ważyłby się nie darzyć cioci poważaniem.
– Kiedyś los się na nim zemści. Kto sieje wiatr, zbiera burzę.
– Ale czuję się podle z tym, że potrafię tak go nienawidzić – wyrzuciła z siebie Merry. – Nigdy taka nie byłam.
– Rana jest wciąż świeża. Coś czuję, że pewien nowy mężczyzna w twoim życiu pomoże ci zapomnieć o złych wspomnieniach.
Naraz twarz Merry rozpromieniła się na wizję jutrzejszego dnia. Fergus Wickham był weterynarzem chirurgiem i często pojawiał się w schronisku. Przy ich pierwszym spotkaniu Merry była w zaawansowanej ciąży. Wcale nie wyglądał na zrażonego, ale jakby namyślnie i cierpliwie czekał, aż Merry wróci do formy po porodzie i będzie bardziej skłonna zaakceptować propozycję wspólnego wyjścia.
Uparcie powtarzała sobie, że towarzystwo Fergusa sprawia jej przyjemność. Co prawda nie czuła ekscytacji na jego widok, nie pragnęła jego pocałunków, ale czy fizyczne przyciąganie było niezbędne w budowaniu relacji? W przypadku jej przelotnego romansu z Angelem okazało się zgubne. Wciągnął ją w swoje sidła i ukąsił niczym wąż. Czuła, że kipi w niej złość, kiedy wbrew sobie wracała myślami do tego, co wydarzyło się szesnaście miesięcy temu.