- W empik go
Wojna peloponeska - ebook
Wojna peloponeska - ebook
Wojna peloponeska to klasyczne dzieło starożytnej historiografii greckiej, pisane prawie „na gorąco” – jeszcze w trakcie trwania konfliktu i (zapewne) tuż po jego zakończeniu. Opowiada o przyczynach i dziejach wojny toczącej się w latach 431–404 p.n.e. między Atenami a Spartą o hegemonię w świecie greckim. Obie strony zaangażowały w tę walkę większość greckich miast-państw i ich kolonii od Bizancjum po Sycylię; wciągnęły też sąsiadów: Macedonię i Persję jako sojuszników na różnych etapach konfliktu.
Tukidydes skoncentrował się na wiernym przedstawieniu przebiegu wojny. W układzie chronologicznym – rok po roku – opisał z dużą dokładnością działania militarne i dyplomatyczne. Opis ten uzupełnił o prezentacje stanowisk stron biorących udział w wojnie, ukazując ich motywacje, plany polityków i wodzów oraz opinie panujące wśród ludności polis. Czytelnicy uzyskują w ten sposób pełen, naświetlony z różnych punktów widzenia obraz konfliktu.
Obecną edycję dzieła uzupełniają: przedmowa profesora Kazimierza Kumanieckiego, ilustracje, mapa całego teatru działań wojennych oraz indeks.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-07-03583-3 |
Rozmiar pliku: | 11 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
O życiu Tukidydesa, którego _Wojna peloponeska_ jest szczytowym osiągnięciem historiografii starożytnej, niewiele pewnego da się powiedzieć. Starożytni nie przekazali nam ustalonych dat jego urodzenia i śmierci. Rok 471 przed naszą erą¹, podany przez Gelliusza jako data przyjścia na świat wielkiego historyka, słusznie budzi zastrzeżenia filologów. Odrzucając ją, przyjmują oni przeważnie jako właściwą datę rok 460. Jeszcze gorzej przedstawia się sprawa z datą i miejscem śmierci Tukidydesa. Niewykończony stan dzieła, które urywa się w środku opowiadania o wypadkach z roku 411, zrodził w starożytności legendę o gwałtownej i niespodziewanej śmierci autora, a dokładna znajomość Sycylii, jaką wykazuje Tukidydes, skłoniła historyka sycylijskiego Tymajosa do stworzenia drugiej legendy, że śmierć Tukidydesa nastąpiła na Sycylii. Inni powołali do istnienia równie nieprawdopodobną wersję o pobycie Tukidydesa na dworze króla macedońskiego Archelaosa i o śmierci historyka w Macedonii. Już te wersje – a jest ich znacznie więcej – ilustrują w dostatecznej mierze fakt, że w starożytności nic pewnego nie wiedziano o śmierci Tukidydesa. Nie znano też jej daty. Na podstawie tekstu dzieła można tylko tyle ustalić, że nastąpiła ona po roku 404, a przed rokiem 393. Tukidydes mówi bowiem o zburzeniu murów ateńskich przez Lizandra w roku 404, a nie wspomina o ich odbudowaniu przez Konona w roku 393.
Jedyne pewne, ale za to skąpe wiadomości o sobie przekazał nam sam Tukidydes w swym dziele, gdzie nazywa się „Tukidydesem z Aten” lub „Tukidydesem, synem Olorosa”. Mówi również o tym, że posiadał prawo użytkowania kopalni złota w Tracji. Ponieważ Hegezypila, matka znanego wodza ateńskiego Kimona, była córką króla trackiego Olorosa, a nazwisko ojca Tukidydesa brzmiało również Oloros, słusznie, jak się wydaje, wnioskowali starożytni o pokrewieństwie Tukidydesa z rodziną Kimona. Już sam fakt posiadania prawa użytkowania kopalni złota w Tracji i pokrewieństwa z Kimonem wskazuje na to, że Tukidydes należał do najbogatszej warstwy arystokracji ateńskiej. Dzięki znaczeniu, jakie miał w Tracji, powierzono mu podczas wojny w roku 424 stanowisko stratega na wyspie Tazos. Fakt, że wezwany na pomoc przez stratega ateńskiego w Amfipolis, Euklesa, spóźnił się z odsieczą (ks. IV, rozdz. 104–105) zadecydował o jego dalszych losach. Mówi o tym w ten sposób w księdze V, rozdział 26: „Tak się złożyło, że po mej strategii pod Amfipolis musiałem dwadzieścia lat spędzić z dala od ojczyzny. Miałem wtedy sposobność dokładniej śledzić wypadki zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie, a na skutek wygnania – szczególnie po stronie peloponeskiej”. Tak więc przez dwadzieścia lat Tukidydes przebywał na obczyźnie, częściowo w Tracji, częściowo prawdopodobnie na Peloponezie. Do Aten wrócił dopiero po wojnie; o tym, że był w Atenach w roku 404, można wnioskować na podstawie tego, że oglądał resztki murów łączących Ateny z Pireusem, zburzonych przez Lizandra w roku 404.
2
Nad dziełem swoim pracował Tukidydes przez całe życie. Przystąpił do niego, jak mówi sam we wstępie: „zaraz z początkiem wojny, spodziewając się, że będzie ona wielka i ze wszystkich dotychczasowych wojen najbardziej godna pamięci”. Już to pierwsze zdanie _Wojny peloponeskiej_ świadczy o wielkości jej autora. Tukidydesa nie interesują, tak jak poprzedników, czasy odległe czy mityczne, o których nic pewnego wiedzieć nie można: pragnie on poznać czasy sobie współczesne i zrozumieć sens wielkich wypadków historycznych, wśród których przyszło mu żyć. Odgraniczając się wyraźnie od dawnych logografów, w ten sposób ujmuje swe stanowisko (ks. I, rozdz. 22): „Jeśli chodzi o słuchaczy, to dzieło moje, pozbawione baśni, wyda im się może mniej interesujące, lecz wystarczy mi, jeśli uznają je za pożyteczne ci, którzy będą chcieli poznać dokładnie przeszłość i wyrobić sobie sąd o takich samych lub podobnych wydarzeniach, jakie zgodnie ze zwykłą koleją spraw ludzkich mogą zajść w przyszłości. Dzieło moje jest bowiem dorobkiem o nieprzemijającej wartości, a nie utworem dla chwilowego popisu”. Istotnie też, chociaż między największym poprzednikiem Tukidydesa, Herodotem, a Tukidydesem jest różnica najwyżej dwudziestu pięciu lat, odnosi się wrażenie, jakby to byli pisarze z dwóch zupełnie odmiennych epok. Jeśli Herodot widział w historii wielki łańcuch win i kar i ustawiczne spełnianie się sprawiedliwości bożej, nagradzającej za dobro i karzącej za zło, to Tukidydes jest pierwszym historykiem ujmującym historię z czysto racjonalistycznego punktu widzenia, pisarzem dociekającym niestrudzenie ukrytych przyczyn wypadków. Światopogląd religijny Herodota był dla niego przeszkodą w zrozumieniu istotnych pobudek działania ludzkiego i w stworzeniu prawdziwej historii. Odrzucenie ingerencji bogów w sprawy ludzkie, wiary w wyrocznie, sny i przepowiednie było warunkiem nieodzownym dla powstania naukowej historiografii. Tego kroku dokonał Tukidydes i na tym polega jego historyczna zasługa.
Nie bogowie kierują historią, lecz ludzie. Ludzie zaś działają według Tukidydesa zgodnie ze swoją „naturą”, to znaczy zgodnie ze swymi interesami. W poglądzie tym nie jest zresztą Tukidydes w ówczesnej epoce odosobniony. Podobne myśli spotykamy we fragmentach _Prawdy_ sofisty Antyfonta, podobne zdania padały ze sceny ateńskiej z ust aktorów grających tragedie Eurypidesa. Owa „natura” ludzka – nakazująca zarówno jednostkom, jak i partiom politycznym oraz państwom kierować się własną korzyścią – jest według Tukidydesa niezmienna. Wprawdzie urządzenia państwowe i prawa ustanowione przez ludzi trzymają ową „naturę” do pewnego stopnia w karbach, jednakże wojna wyzwala ją w pełni. „W czasach pokojowych i w dobrobycie zarówno państwa, jak i jednostki kierują się słuszniejszymi zasadami, gdyż nie znajdują się pod jarzmem konieczności; wojna zaś, niszcząc normalne, codzienne życie, jest brutalnym nauczycielem, kształtującym namiętności tłumu według chwilowej sytuacji” (ks. III, rozdz. 82). Wierząc w niezmienność natury ludzkiej, wierzy Tukidydes również w powtarzalność zjawisk historycznych i jest przekonany, że walki partyjne „zawsze zdarzać będą, jak długo natura ludzka pozostanie niezmienna, choć może w mniejszym nasileniu i w innych formach, stosownie do zmieniających się okoliczności” (tamże). Ze względu na niezmienność natury ludzkiej można według niego przewidywać przyszłość, a nauka historii ma znaczenie praktyczne dla tych, „którzy będą chcieli poznać dokładnie przeszłość i wyrobić sobie sąd o takich samych lub podobnych wydarzeniach, jakie zgodnie ze zwykłą koleją spraw ludzkich mogą zajść w przyszłości” (ks. I, rozdz. 22). Trafne przewidywanie przyszłości na podstawie znajomości historii i niezmienności natury ludzkiej jest według Tukidydesa cechą wielkich polityków: nic dziwnego, że właśnie te zdolności sławi on u Temistoklesa i Peryklesa, których uważa za najwybitniejszych ateńskich mężów stanu.
O ile do poznania istotnych motywów działania jednostek i państw wystarczy zdaniem Tukidydesa znajomość niezmiennej natury ludzkiej i praw nią stale rządzących, o tyle trudniej przedstawia się sprawa ze zbadaniem odległej przeszłości. Tukidydes zdaje sobie sprawę, że najstarsza historia grecka została upiększona i wyolbrzymiona przez poetów (ks. I, rozdz. 21). Sposób, w jaki Tukidydes na podstawie szczupłych danych stara się odtworzyć najdawniejsze dzieje greckie (ks. I, rozdz. 1–19), odrzucając legendy poetyckie i opowiadania logografów, stanowi o jego wielkości i wystarcza w zupełności do nadania mu miana ojca krytyki historycznej. Wprawdzie już Hekatajos i Herodot uprawiali pewien rodzaj racjonalistycznej krytyki mitów, nie polegała ona jednak na odrzucaniu mitu w całości, lecz na usuwaniu z niego tych momentów, które wydawały się nieprawdopodobne. Jeśli w micie o Heraklesie opowiadano, że Herakles sprowadził woły Gerionesa z Hiszpanii, Hekatajos zadowalał się odrzuceniem tej nieprawdopodobnej dla niego wersji, ale nie odrzucał bynajmniej całego mitu. Sprowadzenie wołów Gerionesa było dla niego nadal faktem historycznym, z tą różnicą, że rzecz działa się nie w dalekiej Hiszpanii, lecz w pobliskim Epirze. Tukidydes zrywa z tą racjonalistyczną interpretacją mitologii, odrzuca mity w zupełności, poza wojną trojańską, którą uważa za fakt historyczny. Jeżeli tu i ówdzie pojawia się jeszcze jakiś przeżytek, jak np. wiara w istnienie mitycznego Hellena, protoplasty Hellenów, to jest to tylko dowodem, że nawet najbystrzejszy i największy człowiek nie jest w stanie bez reszty wyzwolić się od współcześnie panujących poglądów.
Nie tylko jednak krytyka poematów Homera i logografów stanowi o wielkości Tukidydesa jako twórcy krytyki historycznej. Jeszcze więcej podziwu wzbudza w nas fakt, że Tukidydes w V wieku dawnej ery odkrył metodę wnioskowania o przeszłości na podstawie reliktów we współczesnym mu świecie, a więc metodę, która znalazła zastosowanie na szerszą skalę dopiero w czasach najnowszych. Jako przykład jej zastosowania przytoczyć można początek rozdziału 6 księgi I: „Wszyscy mieszkańcy Hellady chodzili pod bronią w owych dawnych czasach ze względu na nieobwarowane siedziby i brak bezpieczeństwa na drogach; całe w ogóle życie spędzali z bronią, tak jak barbarzyńcy. Te okolice Hellady, które jeszcze obecnie żyją w ten sposób, świadczą, że kiedyś podobny zwyczaj panował powszechnie”. Żeby przenikać najdawniejszą historię czy prehistorię grecką, postępuje Tukidydes w ten sam sposób, co badacz nowożytny: z faktu, że najstarsza świątynia ateńska znajduje się na akropoli, wnioskuje, że jest to najstarsza część miasta; ze znalezienia broni karyjskiej w grobowcach na Delos i ze sposobu grzebania zmarłych wyciąga słuszny wniosek, potwierdzony później przez naukę nowożytną, że pierwotna ludność wyspy była pochodzenia karyjskiego. Różne badania topograficzne, przeprowadzone w Pilos i na Sfakterii czy na Sycylii, wykazały zgodność z rzeczywistością szczegółów topograficznych podanych przez Tukidydesa.
Jako źródło do poznania dziejów wojny peloponeskiej i okresu, w którym się toczyła, jest dzieło Tukidydesa niezastąpione. Nie tylko dlatego, że wyszło spod pióra niezwykle bystrego i głębokiego obserwatora wypadków współczesnych, lecz również dlatego, że mimo sympatii i antypatii politycznych autora, który brał przez pewien czas czynny udział w życiu politycznym swego kraju, odznacza się wyjątkową obiektywnością. Nowoczesna nauka nie znalazła w jego dziele ani jednego faktu przedstawionego niezgodnie z prawdą; odkrycie _Konstytucji Aten_ Arystotelesa, w której inaczej niż u Tukidydesa przedstawione są wypadki z roku 411, i dyskusja na temat obu wersji nie tylko nie obaliły naszego przekonania o wiarygodności Tukidydesa, lecz zakończyły się pełnym zwycięstwem autora _Wojny peloponeskiej._
W przedstawianiu faktów historycznych Tukidydes odznacza się niezwykłą skrupulatnością i ostrożnością. Na każdej niemal stronie dzieła znajdujemy potwierdzenie tego, co napisał w rozdziale 22 księgi I: „Jeśli zaś idzie o wypadki wojenne, nie uważałem za słuszne spisywać tego, czego się dowiedziałem od pierwszego lepszego świadka, lub tego, co mi się zdawało, ale tylko to, czego sam byłem świadkiem, albo to, co słysząc od innych, z największą możliwie ścisłością i w każdym szczególe zbadałem; trudno zaś było dojść prawdy, ponieważ nie zawsze świadkowie byli zgodni w przedstawianiu tych samych wypadków, lecz podawali je zależnie od sympatii dla jednej lub drugiej strony walczącej i zależnie od swej pamięci”. Tukidydes postępuje zupełnie w ten sam sposób, w jaki postępują historycy nowożytni: w razie sprzecznych wersji porównuje je ze sobą, stara się usunąć sprzeczności i wyrobić sobie sąd o tym, jak się rzecz naprawdę przedstawiała. W wypadkach wyjątkowo trudnych woli się wstrzymać z wypowiedzeniem sądu. Tak jest w opowiadaniu o bitwie z Amprakiotami (ks. III, rozdz. 113): „Liczby poległych nie podaję, gdyż ta, o której mówią, wydaje mi się niewiarygodnie wielka w stosunku do wielkości miasta”. Bardzo znamienny dla jego ostrożności jest także ustęp 68 księgi V, w którym ustala liczbę wojska lacedemońskiego w bitwie pod Mantyneją.
3
W dziele Tukidydesa spotykamy niejednokrotnie opisy walk partii w rozmaitych państwach greckich, znajdujemy uwagi o stanowisku niewolników wobec rozgrywającej się wojny, wiadomości o potencjale gospodarczym i wojskowym Aten i Sparty, o nastrojach poszczególnych warstw ludności – wszystko jednak o tyle tylko, o ile wiąże się bezpośrednio z samymi wypadkami wojennymi i o ile Tukidydes może je objaśnić. Nie można też mu robić zarzutu, że przy takim założeniu nie dał nam obrazu kultury swego czasu. Jest on przede wszystkim historykiem wojny peloponeskiej.
Krytycyzm i metoda historyczna, jaką stosował, pozwoliły Tukidydesowi nie tylko wiernie przedstawić przebieg politycznych wydarzeń, ale również ukazać ich ukryte społeczne przyczyny. Jeśli ludzie czy państwa podają motywy swego postępowania, nie należy im, według Tukidydesa, od razu wierzyć: badając je dokładnie, dojdzie się zawsze w końcu do istotnego motywu, którym jest własny interes i korzyść, strach przed przeciwnikiem lub ambicja. Opisując walki polityczne na Korkirze, Tukidydes powiada (ks. III, rozdz. 82): „Źródłem tego wszystkiego była żądza panowania, dążąca do zdobycia bogactw i zaspokojenia ambicji, a stąd wybuchały rywalizacje, wkraczały w grę namiętności”. Odróżniając właściwe przyczyny od pozornych, mógł też Tukidydes trafnie zrozumieć ekonomiczne i polityczne powody wybuchu wojny peloponeskiej (ks. I, rozdz. 23): „Otóż za najistotniejszy powód, chociaż przemilczany, uważam wzrost potęgi ateńskiej i strach, jaki to wzbudziło u Lacedemończyków”.
Istotnie, po wojnach perskich ekspansja handlowa Aten i chęć zawładnięcia rynkami sycylijskimi i italskimi stały się poważną groźbą dla handlu korynckiego i megaryjskiego; nic też dziwnego, że przede wszystkim zagrożony i sprzymierzony ze Spartą Korynt najusilniej nakłaniał Spartę do rozpętania wojny. Obok tych przyczyn ekonomicznych działały z nie mniejszą siłą przyczyny czysto polityczne. Wojna toczyła się między arystokratyczną Spartą, popierającą wszędzie ustroje oligarchiczne, a postępową wówczas demokracją ateńską. Mimo tego bowiem, że demokracja ateńska była demokracją właścicieli niewolników, na ówczesnym etapie była zjawiskiem postępowym w stosunku do arystokratycznego ustroju spartańskiego. Wojnie, toczonej z niezwykłą zaciętością przez lat dwadzieścia siedem, towarzyszyły walki wewnętrzne w rozmaitych państwach greckich; czynniki demokratyczne znajdowały poparcie w Atenach i życzyły zwycięstwa Atenom, czynniki arystokratyczne szukały oparcia w Sparcie, której ustrój wychwalały jako tak zwaną eunomię (ustrój sprawiedliwy): „w każdym państwie były dwie partie i przywódcy ludu wzywali na pomoc Ateńczyków, a oligarchowie Lacedemończyków. W czasach pokojowych nie byłoby pretekstu ani ochoty do sprowadzania pomocy. Skoro jednak wojna wybuchła, ci, którzy w różnych miastach dążyli do przewrotu, łatwo mogli sprowadzić obcą pomoc w celu pognębienia przeciwników politycznych i wzmocnienia swego własnego stanowiska” (ks. III, rozdz. 82).
Zrozumiałe jest, że Tukidydes miał zupełnie określone poglądy polityczne, które wywarły wpływ na ocenę wypadków i ludzi. Pochodząc z najzamożniejszej warstwy ateńskiej, za życia Peryklesa popierał tego wybitnego przywódcę demokracji i jego politykę. Zdawał sobie sprawę z tego, że wielkość państwa ateńskiego leży we flocie, a flota opiera się na masach ludowych i ustroju demokratycznym. Kiedy jednak Perykles zmarł i na czoło demosu wysunęli się: najpierw syn bogatego właściciela garbarni Kleon, a potem inni „demagogowie”, czyli przywódcy ludu (wyraz ten w języku greckim nie miał tego zabarwienia ujemnego, co w językach nowożytnych), uprawiający ostry kurs wobec sprzymierzeńców i opowiadający się za energiczną wojną ze Spartą – wówczas w Tukidydesie odezwały się poglądy jego klasy. Zarówno pochodzenie społeczne, jak i wykształcenie oraz majątek łączyły go z Nikiasem, największym bogaczem ateńskim, zatrudniającym w kopalniach w Laurion tysiąc niewolników. Grupa „umiarkowanych demokratów”, mająca swe oparcie w wielkich właścicielach ziemskich i średniozamożnych chłopach, na której czele stał Nikias, była zwolenniczką pokoju ze Spartą. Ofiarą wojny padały przecież przede wszystkim niszczone przez Peloponezyjczyków gospodarstwa rolne; biedota miejska mniej była narażona na straty, a raczej czerpała z wojny zyski. Poświadcza to wyraźnie anonimowy autor broszury _O ustroju politycznym Aten_: „Na ataki nieprzyjacielskie narażeni są rolnicy i bogacze ateńscy, natomiast lud, wiedząc, że nieprzyjaciel nic z jego dobytku nie spali ani nie zniszczy, nie czuje się narażony i żyje bez lęku”. W walce między skrzydłem Kleona, reprezentującym rzemieślników i biedotę miejską i domagającym się nieustępliwej walki z oligarchiczną Spartą, a grupą Nikiasa, opowiadającą się za pokojem, Tukidydes zdecydowanie stanął po stronie Nikiasa, o którym wspomina z wyraźną sympatią (ks. VII, rozdz. 86): „To było przyczyną śmierci Nikiasa, który ze wszystkich współczesnych mi Hellenów najmniej na taki los zasłużył ze względu na swe prawe postępowanie w ciągu całego życia”. Z drugiej strony, mimo dążenia do bezstronności Tukidydes nie ukrywał swej niechęci do Kleona ani do późniejszego przywódcy demosu, Hiperbolosa. W przywódcach demokracji, ściągających bezwzględnie daninę ze sprzymierzeńców i snujących plany podboju Sycylii, a nawet Kartaginy, widział Tukidydes podobnie jak Arystofanes jedynie ucieleśnienie buty i zarozumialstwa. Podobnie jak Arystofanes, który twierdził, że Kleon ukradł strategowi Demostenesowi „ciasto lakońskie”, to znaczy Sfakterię, również Tukidydes nie potrafił odnieść się obiektywnie do wielkiego sukcesu militarnego Kleona, jakim było zdobycie tej wysepki. Jeżeli się porówna charakterystyki przywódców demosu z charakterystyką umiarkowanego oligarchy Teramenesa, nietrudno będzie stwierdzić, po czyjej stronie są sympatie autora _Wojny peloponeskiej._ Tukidydes bowiem, przynajmniej pod koniec swego życia, nie był zwolennikiem ustroju demokratycznego, lecz ustroju „mieszanego”, jako rozumnego połączenia demokracji i oligarchii, i opartego na rządach warstwy średniej, liczącej pięć tysięcy obywateli; byli to obywatele, którzy mogli z własnych pieniędzy zaopatrzyć się w ciężkie uzbrojenie. Ustrój taki – „najlepszy za jego życia”, jak mówi Tukidydes – wprowadzony został przez Teramenesa w roku 411 i nie przetrwał nawet roku. „Najlepszy” ten ustrój nie był oczywiście w praktyce niczym innym, jak ograniczeniem praw obywatelskich do niewielkiej warstwy bogaczy i dość licznej warstwy średniorolnych chłopów, z wykluczeniem udziału w Radzie i sądach (urzędy miały być odtąd bezpłatne) warstw nieposiadających. Było to więc przekreślenie wszystkich zdobyczy demokracji ateńskiej osiągniętych za Peryklesa i powrót do stanu rzeczy co najmniej sprzed lat pięćdziesięciu. Opowiadając się przeciw „czystej” demokracji, zwalczał Tukidydes także „czystą oligarchię”. Omawiając spisek oligarchiczny i zdradzieckie knowania Rady Czterystu, podkreślił klasowy charakter polityki oligarchicznej, niewahającej się przed zdradą własnej ojczyzny i nawiązaniem kontaktu z nieprzyjacielem w imię interesów klasowych.
Jest rzeczą oczywistą, że tak wnikliwy i krytyczny historyk nie mógł nie zauważyć zasadniczego zagadnienia społecznego swojej epoki: konfliktu między masami niewolników a wolną ludnością Grecji. Niewolnicy, których praca odgrywała główną rolę w gospodarstwie, rzadko jedynie mieli sposobność do wystąpień aktywnych; ilekroć się ona jednak nadarzała, korzystali z niej skwapliwie. Tukidydes, zawsze staranny w doborze i opisie faktów, które uważa za istotne dla przebiegu wojny peloponeskiej, wielokrotnie wspomina o buntach czy wystąpieniach niewolników, a nade wszystko helotów. O helotach, którzy w Sparcie stanowili klasę na poły niewolników, na poły pańszczyźnianych chłopów, pisze m.in. (ks. IV, rozdz. 80): „Równocześnie szukali Lacedemończycy pozoru dla wysłania z kraju helotów, którzy korzystając ze złej sytuacji Sparty, kiedy Pilos znajdowało się w rękach nieprzyjaciela, mogliby wywołać rozruchy. Lękając się ich natury buntowniczej i ich wielkiej liczby, albowiem przy wszystkich prawie decyzjach liczą się Lacedemończycy z zagadnieniem helotów – uciekli się nawet raz do podstępu. Tych helotów, którzy według własnego mniemania odznaczyli się na wojnie, wezwali do zgłoszenia się. Zapowiedzieli, że dadzą im wolność. W rzeczywistości miała to być próba: sądzili bowiem, że ci heloci, którzy najbardziej pragną wolności, pierwsi także ośmielą się zbuntować przeciw Lacedemończykom. Wybrano z nich około dwóch tysięcy; z wieńcami na głowie obchodzili oni świątynie jako ci, którzy mają być wyzwoleni; niedługo potem zniknęli i nikt nie wiedział, co się z nimi stało”.
Charakterystyczny jest też opis walk na Korkirze, gdzie zarówno partia arystokratyczna, jak i demokratyczna pragnęły pozyskać dla siebie niewolników; użyczenie przez niewolników pomocy demokratom rozstrzygnęło długotrwałą walkę na korzyść partii demokratycznej. Podobnie w czasie późniejszych walk na Chios niewolnicy chioccy, którym się „wydało, że Ateńczycy dość mocno się ufortyfikowali, zaczęli masowo do nich uciekać” (ks. VIII, rozdz. 40). Rzadziej mówi Tukidydes o niewolnikach ateńskich, wspomina jednak, że po opanowaniu Dekelei (w 413 roku), wykorzystując najazd peloponeski na Attykę, niewolnicy ateńscy, przeważnie rzemieślnicy, opuścili w liczbie dwudziestu tysięcy warsztaty swych właścicieli.
Ze wszystkich tych wzmianek wyraźnie widać, że Tukidydes bystrzej niż ktokolwiek ze starożytnych dostrzega i umie docenić wagę konfliktu, który stale nurtując pod powierzchnią wydarzeń, nieraz nagle się ujawniał, a wtedy siłą swoją decydował o militarnych klęskach i sukcesach obu walczących stron.
4
Celem, który sobie Tukidydes postawił, było opisanie wojny peloponeskiej, jej przyczyn oraz przebiegu. W związku z tym zasadniczym celem skomponowana jest całość dzieła. Na próżno szukałoby się w niej owej epickiej rozlewności, tak bardzo znamiennej dla logografów jońskich i Herodota. Akcja toczy się dramatycznie: ekskursy są rzadkie i pojawiają się jedynie jako uzasadnienie i ilustracja pewnej tezy. Mimo że Tukidydes stoi na stanowisku, iż wybitne jednostki, jak Temistokles czy Perykles, odgrywają rolę w historii, życie prywatne mężów stanu nie interesuje go wcale. Jedyna relacja biograficzna o życiu Temistoklesa i Pauzaniasa jest owym przysłowiowym wyjątkiem potwierdzającym regułę. O śmierci Peryklesa słyszymy tylko mimochodem, chociaż nie był to bynajmniej fakt dla historii wojny obojętny, o Hiperbolosie czytamy tylko jedno zdanie, o wielu innych przywódcach radykalnej demokracji ani słowa. Nie ulega wątpliwości, że poszczególni działacze polityczni tracili jakby w oczach Tukidydesa znaczenie wobec tego wielkiego wydarzenia dziejowego, za jakie uważał wojnę peloponeską.
Na szczególną uwagę zasługują w dziele Tukidydesa mowy rozmaitych mężów stanu, polityków i wodzów, które stanowią mniej więcej piątą część _Wojny peloponeskiej_. Nie są to oczywiście mowy oryginalne, lecz ułożone przez samego autora. Mówi on o tym wyraźnie w rozdziale 22 księgi I: „Wierne odtworzenie przemówień, wygłoszonych przez poszczególnych mówców bądź przed wojną, bądź w czasie jej trwania, było rzeczą trudną zarówno dla mnie, który ich sam słuchałem, jak i dla tych, którzy mi je przekazywali; toteż ułożyłem je tak, jak by – według mnie – najodpowiedniej do okoliczności mógł przemówić dany mówca, trzymałem się jednak jak najbliżej zasadniczej myśli mów rzeczywiście wypowiedzianych”. Tukidydes, komponując mowy, idzie za tradycją Herodota, u którego także spotykamy długie mowy wypowiadane przez Kserksesa, Mardoniosa czy Artabanosa. Nowy w stosunku do Herodota jest cel, jaki przyświeca Tukidydesowi przy układaniu mów. Jest nim objaśnienie wypadków historycznych i wyłuszczenie motywów kierujących poszczególnymi państwami i jednostkami. Mowy Tukidydesa nie są więc jedynie artystycznymi upiększeniami opowiadania, lecz spełniają rolę komentarza do wypadków dziejowych. Długie mowy Koryntyjczyków i Korkirejczyków w księdze I, oddające niewątpliwie treść mów „rzeczywiście wypowiedzianych”, dają dokładną motywację postępowania Korkiry i Koryntu; mowa Brazydasa (ks. IV, rozdz. 126) zawiera charakterystykę helleńskiego sposobu walki w przeciwieństwie do taktyki barbarzyńców; mowa pod Amfipolis (ks. V, rozdz. 9) ma na celu przedstawić jego plany taktyczne. Jest rzeczą charakterystyczną, że mowy niekoniecznie umieszczone są przy opisie istotnie ważnych wypadków, lecz takich, które Tukidydes z jakiegoś powodu uważa za typowe. Zdobycie przez Ateńczyków wyspy Melos nie było wypadkiem szczególnie ważnym z punktu widzenia militarnego, Tukidydes jednak pragnie na tym drobnym stosunkowo fakcie przedstawić w mowach Ateńczyków brutalność i bezwzględność ateńską i prawo silniejszego, jakim się oni posługują; podobnie walki wewnętrzne na Korkirze stanowiły dobrą sposobność do rozważań ogólnych na temat zwyrodnienia życia politycznego – rozważań ujętych w tym wypadku nie w formę fikcyjnej mowy, lecz bezpośredniej wypowiedzi autora. Także zburzenie Platej przez Spartan miało stosunkowo małe znaczenie dla losów wojny, było jednak typowe dla metod polityki spartańskiej – i dlatego skomentowane zostało przez Tukidydesa kilku dłuższymi przemówieniami.
Mimo że mowy w _Wojnie peloponeskiej_ są skomponowane przez samego autora, to jednak wiele z nich niewątpliwie oddaje treść mów „rzeczywiście wypowiedzianych”. Przebywając w Atenach w pierwszych latach wojny, od roku 431 do 424, musiał Tukidydes niewątpliwie słyszeć mowy Peryklesa: być może, że w mowach włożonych w usta Peryklesa starał się nawet naśladować polot poetycki przemówień wielkiego przywódcy demokracji. Chociaż bowiem mowy Tukidydesa pisane są wszystkie jednakowym stylem, to przecież mowa efora Stenelaidasa (ks. I, rozdz. 86) dobrze charakteryzuje krótki i zdecydowany sposób mówienia Spartan, a przemówienie Alkibiadesa (ks. VI, rozdz. 16) – gwałtowny jego charakter.
Dzieło Tukidydesa powstawało przez wiele lat i nie zostało doprowadzone do końca. Niektóre jego partie, jak np. księga I czy księgi VI i VII, opisujące wyprawę sycylijską, są jednak tak wspaniale i dramatycznie skomponowane, że niewątpliwie stanowią ostatecznie opracowaną redakcję. O ile samo opowiadanie, utrzymane w stylu zbliżonym do Herodotowego, czyta się stosunkowo łatwo, o tyle mowy – pisane stylem zwięzłym, dramatycznym, pełnym antytez, z użyciem umyślnej dysharmonii członów i wielkiej ilości abstraktów – należą do najtrudniejszych ustępów prozy greckiej. Styl ten jest tworzony świadomie. W przeciwieństwie do opartego na parataksie stylu Herodotowego jest wyrazem nowej problematyki. Posługuje się on przede wszystkim antytezą, której celem ma być jasne sprecyzowanie i przeciwstawienie sobie pojęć. Cel ten nie zawsze jednak zostaje osiągnięty przez Tukidydesa. Nadużycie antytezy przeradza się nieraz w manierę, a styl staje się sztuczny i trudny.
Styl Tukidydesa jest stylem pokolenia, które około połowy wieku V, pod wpływem sofisty Protagorasa i innych, nauczyło się rozróżniać pojęcia i przeciwstawiać je sobie; które nauczyło się myśleć bardziej precyzyjnie i bardziej logicznie. Styl ten, oparty na antytezie, wprowadził, zdaje się, na teren Aten po raz pierwszy sofista Protagoras z Abdery w swych _Antylogiach_: wpływ jego widać już w _Ajaksie_ i _Antygonie_ Sofoklesowej. Jeśli będziemy szukać najbliższych analogii do stylu mów Tukidydesowych, to znajdziemy je u pisarzy lat trzydziestych V wieku, przede wszystkim w _Tetralogiach_ Antyfonta.
Wielka liczba abstraktów, tak znamienna dla stylu Tukidydesowego, nie była wówczas również zjawiskiem odosobnionym: spotykamy je nie tylko u Antyfonta, lecz także we fragmentach współczesnych filozofów, Anaksagorasa z Kladzomenaj i Diogenesa z Apollonii. Cecha ta pozostaje w ścisłym związku z logicznym precyzowaniem się prozy. Również rozróżnianie pojęć, tak ulubione przez Tukidydesa, jest owocem tej samej epoki, która pobudziła sofistę Prodykosa do zajęcia się synonimiką.
Chociaż nie można uważać za prawdziwą wiadomości starożytnych o tym, jakoby Tukidydes był uczniem Antyfonta, Gorgiasa i Prodykosa, to jednak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zarówno myśl, jak i styl historyka są wyrazem epoki oświecenia attyckiego, którego najwybitniejszymi przedstawicielami byli sofiści i Sokrates, a w dziedzinie tragedii Eurypides. Jak wielki i potężny był ten ruch myśli postępowej, widać choćby z tego, że pozostawił on ślady w twórczości nawet tak tradycyjnych i hołdujących dawnemu światopoglądowi pisarzy, jak Herodot czy Sofokles. Druga połowa V wieku to czas powstawania na terenie Aten myśli krytycznej i racjonalistycznej. Wyjaśnianie przez Tukidydesa w sposób naturalny takich zjawisk, jak zaćmienie Słońca czy trzęsienie ziemi, znajduje swój odpowiednik w działalności sofistów i Anaksagorasa; sposób dowodzenia i obalania tezy łączy go z Antyfontem; niechęć do objaśniania wypadków historycznych przez wpływ sił nadprzyrodzonych ma swą analogię w wyzwalającej się z pęt religii ówczesnej medycynie. Dobrze jest również pamiętać, że w tym samym mniej więcej czasie Demokryt z Abdery tworzy swój materializm antyczny, odrzucając działanie sił nadprzyrodzonych we wszechświecie.
Tukidydes był jednym z najbardziej postępowych ludzi swej epoki; znaczenie jego dla historii jest tak samo wielkie jak Demokryta dla filozofii. Mimo że miał swoje sympatie i antypatie polityczne i wyrażał poglądy warstwy społecznej, z której pochodził, potrafił wznieść się na wysoki poziom obiektywizmu i stworzył podstawy krytyki historycznej. Metodami swymi wyprzedził daleko epokę sobie współczesną; nic dziwnego, że nie znalazł następców. Historiografia grecka nie poszła drogą wskazaną przez niego, lecz drogą o wiele łatwiejszą, wskazaną przez jego poprzednika – Herodota. Mimo to rację miał Tukidydes, nazywając swe dzieło „dorobkiem o nieprzemijającej wartości” – czasy nowożytne uznały w nim słusznie największego historyka świata antycznego.
_Kazimierz Kumaniecki_(1) Tukidydes z Aten opisał wojnę, którą prowadzili między sobą Peloponezyjczycy i Ateńczycy. Zabrał się do dzieła zaraz z początkiem wojny, spodziewając się, że będzie ona wielka i ze wszystkich dotychczasowych wojen najbardziej godna pamięci. Wniosek swój zaś opierał na tym, że obie strony ruszały na nią, znajdując się u szczytu swej potęgi wojennej, a reszta Hellady bądź od razu, bądź z pewnym wahaniem przyłączała się do jednej albo drugiej strony. Był to bowiem największy ruch, jaki wstrząsnął Hellenami i pewną częścią ludów barbarzyńskich, a można powiedzieć nawet, że i przeważającą częścią ludzkości. Dokładne zbadanie wypadków poprzedzających tę wojnę i jeszcze dawniejszych nie było możliwe ze względu na zbyt długi okres czasu, jaki od nich upłynął; jednakże cofając się w najodleglejszą przeszłość, na podstawie świadectw, które rozpatruję i którym muszę wierzyć, sądzę, że nie było wówczas ani wielkich wojen, ani innych wielkich wydarzeń.
(2) Okazuje się bowiem, że ten kraj, który obecnie nazywa się Helladą, nie od razu miał ludność osiadłą, lecz że w dawniejszych czasach odbywały się tu wędrówki, a plemiona łatwo opuszczały swą ziemię, ulegając stale czyjejś przewadze liczebnej. Nie było wówczas handlu ani bezpiecznej komunikacji lądowej i morskiej; każdy szczep wykorzystywał swą ziemię tylko celem zaspokojenia niezbędnych potrzeb; nie gromadzono majątków ani nie uprawiano ziemi, gdyż nigdy nie było wiadomo, czy ktoś obcy się nie pojawi i nie odbierze plonów. Murów obronnych nie było; ludzie, przekonani, że wszędzie potrafią sobie zdobyć dzienne utrzymanie, bez przykrości opuszczali swoje siedziby. Nie byli silni i nie mieli ani wielkich miast, ani innych czynników potęgi. Największe zaś przesunięcia odbywały się zawsze na najurodzajniejszych obszarach: dzisiejszej Tessalii, Beocji, większej części Peloponezu (prócz Arkadii), a w pozostałej Helladzie również na terenach, które były najżyźniejsze. Albowiem wzrastające dzięki urodzajnej ziemi bogactwo poszczególnych jednostek wywoływało walki wewnętrzne, które z kolei rujnowały mieszkańców kraju, jednocześnie zaś obce plemiona bardziej zagrażały takiemu krajowi. Dlatego też w Attyce, gdzie od najdawniejszych czasów z powodu nieurodzajnej gleby nie było walk wewnętrznych, stale mieszkała ta sama ludność. Nie najsłabszym dowodem mego rozumowania, że właśnie wskutek zmian ludnościowych pozostała część Hellady nie doszła do takiego wzrostu jak Attyka, jest fakt, że przecież ci, którzy musieli uciekać z innych krajów greckich z powodu wojny albo sporów wewnętrznych – i to najmożniejsi – przybywali właśnie do Aten jako do kraju spokojnego; oni to, przyjmując obywatelstwo ateńskie, już w najdawniejszych czasach przyczyniali się do wzrostu liczby mieszkańców tak dalece, że później, wobec przeludnienia Attyki, wysyłano osadników nawet do Jonii.
(3) O słabości dawnej Grecji w nie najmniejszej mierze świadczy również fakt, że przed wyprawą trojańską Hellada nie zdobyła się na żaden wspólny czyn: wydaje mi się, że jako całość nie nosiła jeszcze nawet nazwy „Hellady” i że przed Hellenem, synem Deukaliona², w ogóle nawet nie istniała ta nazwa, ale każdy szczep, a w największym zasięgu szczep pelasgijski, nadawał od siebie nazwę krajowi, jaki zamieszkiwał; dopiero kiedy Hellen i jego synowie doszli do potęgi we Ftiotydzie i kiedy rozmaite miasta zaczęły ich wzywać na pomoc, ze względu na wzajemne stosunki zaczęto coraz powszechniej przybierać nazwę Hellenów. Jednakże i tak długi czas nazwa ta nie mogła odnieść zupełnego zwycięstwa i objąć wszystkich Greków. Najlepszym zaś dowodem jest Homer: chociaż bowiem żył w czasach znacznie późniejszych od walk pod Troją, nigdy nie użył tej nazwy na określenie _wszystkich_ Greków, lecz jedynie na określenie tych, którzy przybyli z Achillesem z Ftiotydy i którzy w istocie byli pierwszymi Hellenami; innych zaś Greków nazywa w swoich epopejach Danaami, Argiwczykami i Achajami. Ale także nie mówi nic o „barbarzyńcach”³, jak mi się zdaje, dlatego że i „Hellenowie” nie byli jeszcze wtedy odróżnieni i objęci wspólną nazwą w przeciwieństwie do innych narodów. Ci więc, którzy kolejno przyjmowali nazwę Hellenów – początkowo te miasta, które się nawzajem rozumiały, a w końcu wszyscy – z powodu słabości i małej łączności wzajemnej wspólnie nie dokonali niczego przed wojną trojańską. A i na tę wyprawę wyruszyli dopiero po dłuższym oswajaniu się z morzem.
(4) Pierwszy bowiem, jak słyszymy, miał flotę Minos. Panował on nad przeważającą częścią morza zwanego dziś Helleńskim, sprawował też władzę nad Cykladami; większą ich część pierwszy skolonizował, wypędziwszy Karów i synów swych ustanowiwszy panami. Oczywiście, w miarę swych możliwości, tępił również piratów na morzu, aby dochody tym pewniej do niego płynęły.
(5) Dawni bowiem Hellenowie i ci spośród barbarzyńców, którzy mieszkali nad morzem i na wyspach, skoro zaczęli częściej na okrętach do siebie docierać, zajęli się korsarstwem. Wodzami tych wypraw były jednostki możne, które podejmowały je dla zysku osobistego i w celu zapewnienia biednym środków utrzymania. Napadając na miasta otwarte i założone na sposób wsi – grabili je i stąd czerpali główne środki do życia. Zajęcie to nie przynosiło żadnej ujmy, a raczej nawet trochę sławy. Świadczyć o tym mogą i dzisiaj jeszcze ci mieszkańcy lądu stałego, dla których chlubą jest zręczne wykonywanie tego rzemiosła, jak również i dawni poeci, u których ludzie stale w jednakowy sposób zapytują przyjeżdżających, czy nie są korsarzami; dowodzi to, że ani zapytywani nie uważają tego zajęcia za haniebne, ani pytający nie chcą tamtych obrazić. Napadali na siebie również i na lądzie. I po dziś dzień tym dawnym trybem żyje wielka część Hellady, jak Lokrowie Odzolijscy, Etolowie, Akarnańczycy i inni mieszkańcy tamtejszego lądu stałego. Także zwyczaj noszenia broni pozostał tym mieszkańcom z czasów dawnego życia zbójeckiego.
(6) Wszyscy mieszkańcy Hellady chodzili pod bronią w owych dawnych czasach ze względu na nieobwarowane siedziby i brak bezpieczeństwa na drogach; całe w ogóle życie spędzali z bronią, tak jak barbarzyńcy. Te okolice Hellady, które jeszcze obecnie żyją w ten sposób, świadczą, że kiedyś podobny zwyczaj panował powszechnie. Spośród Hellenów pierwsi odłożyli broń Ateńczycy i zarzuciwszy twardy tryb życia, przyjęli wytworniejsze obyczaje. I nie tak dawne to czasy, kiedy u Ateńczyków starsi ludzie ze sfer zamożniejszych przestali nosić wykwintne lniane chitony⁴ i upinać włosy w warkocz za pomocą złotych spinek w kształcie świerszczy; także i u Jończyków, z powodu ich pokrewieństwa szczepowego z Ateńczykami, długo się ten zwyczaj wśród starszych ludzi utrzymał. Krótkiego natomiast stroju i takiego, jaki się dzisiaj nosi, pierwsi zaczęli używać Lacedemończycy; zresztą i pod innymi względami ludzie zamożniejsi najbardziej zbliżyli się tam w sposobie życia do ludu. Lacedemończycy też pierwsi obnażyli ciało i rozebrawszy się do naga, zaczęli przy ćwiczeniach gimnastycznych nacierać je oliwą; w dawnych zaś czasach nawet na igrzyskach olimpijskich zawodnicy walczyli z opaskami na biodrach; ten zwyczaj ustał dopiero niedawno. Jeszcze i teraz niektórzy barbarzyńcy, a przede wszystkim Azjaci, stają do zawodów pięściarskich i atletycznych w przepaskach na biodrach. Wiele jeszcze innych dowodów można by przytoczyć na to, że w dawnej Helladzie panowały obyczaje podobne tym, jakie dziś istnieją wśród barbarzyńców.
(7) Założone w nowszych czasach miasta, które wraz z rozwojem żeglugi doszły do większej zamożności, budowano na samym wybrzeżu morskim i opasywano murami. Miasta te zajmowały międzymorza zarówno ze względów handlowych, jak i dlatego, żeby mieć większą siłę wobec sąsiadów. Dawne zaś miasta, z uwagi na panujące długo korsarstwo, zakładano raczej dalej od morza, i to zarówno miasta wyspiarskie, jak i lądowe. Grabiono się bowiem wzajemnie, nie oszczędzając nawet i tych, którzy, choć mieszkali nad morzem, nie trudnili się jednak żeglugą. Stąd i teraz jeszcze miasta te leżą z dala od morza.
(8) Korsarzami byli przeważnie wyspiarze: Karowie i Fenicjanie; ci bowiem zamieszkiwali dawniej większą część wysp. Świadczy o tym fakt następujący: kiedy podczas obecnej wojny Ateńczycy oczyszczali uroczyście Delos⁵ i otworzyli groby znajdujące się na tej wyspie, okazało się, że przeważnie były to groby Karyjczyków; można to było poznać po broni zakopanej razem z ludźmi i po sposobie grzebania, jakim dzisiaj jeszcze posługują się Karyjczycy. Kiedy zaś Minos stworzył flotę, powstały dogodniejsze warunki dla żeglugi, wypędził on bowiem wyspiarskich korsarzy w okresie, gdy wiele wysp kolonizował. Mieszkańcy miast nadmorskich zaczęli się bogacić i żyć w sposób bardziej ustalony, a niektórzy, szczególnie wzbogaceni, otaczali swe miasta murami. W dążeniu bowiem do zysku słabi oddawali się nawet w niewolę silniejszym, a potężniejsi finansowo uzależniali od siebie mniejsze państwa. Takie to stosunki panowały w Grecji w okresie poprzedzającym wyprawę przeciw Troi.
(9) Agamemnon⁶, jak mi się zdaje, przedsięwziął ową wyprawę nie tyle jako wódz, prowadzący ze sobą byłych zalotników Heleny, związanych przysięgą złożoną Tyndareusowi⁷, ile raczej jako najpotężniejszy człowiek swego czasu. Opowiadają zaś także ci, którzy drogą tradycji przejęli od przodków najbardziej wiarygodną historię Peloponezyjczyków, że początkowo Pelops⁸, dzięki wielkiemu bogactwu, jakie przywiózł ze sobą z Azji do ubogiego kraju, zdobył tam władzę i – chociaż obcy – nadał krajowi nazwę od swego imienia. Potomkom jego jeszcze lepiej poszczęściło się później, kiedy Eurysteus⁹ zginął w Attyce z rąk Heraklidów. Kiedy bowiem Eurysteus wyruszał, powierzył Mikeny i władzę krewnemu swemu Atreusowi¹⁰, który był bratem jego matki. Atreus bawił tam właśnie na wygnaniu, wypędzony przez ojca z powodu zabójstwa dokonanego na Chryzypie. Skoro Eurysteus nie wrócił, Atreus przejął władzę nad Mikeńczykami i nad całym obszarem, nad którym panował Eurysteus; życzyli sobie tego również Mikeńczycy z obawy przed Heraklidami i dlatego, że Atreus wydawał się człowiekiem możnym i lud sobie pozyskał. W ten sposób Pelopidzi stali się potężniejsi od potomków Perseusa¹¹. Agamemnon, przejąwszy to dziedzictwo i równocześnie zdobywszy potęgę morską o wiele większą od innych, zorganizował wyprawę, a wojsko zebrał nie tyle – jak mi się zdaje – dzięki wpływom osobistym, ile postrachem. Okazuje się bowiem, że i sam przybył na wyprawę z największą liczbą okrętów, i Arkadyjczykom ich jeszcze dostarczył, jak o tym świadczy Homer, jeśli go można uważać za wiarygodnego. Także w innym miejscu, wspominając o przekazywaniu berła, powiedział on o Agamemnonie: „Nad wielu wyspami włada i nad całym Argos”. Będąc władcą kontynentalnym, nie byłby mógł panować nad wyspami – z wyjątkiem okolicznych, a tych nie mogło być wiele – gdyby nie miał jakiejś floty. Na podstawie wyprawy trojańskiej można wywnioskować, jak wyglądały stosunki przed nią.
(10) Jeżeliby ktoś na tej podstawie, że Mikeny były małe albo że jakieś z miast ówczesnych obecnie wydaje się czymś małoznacznym, powątpiewał o tym, że wyprawa ta była tak wielka, jak ją przedstawili poeci i tradycja, to rozumowałby nieściśle. Jeśliby bowiem miasto Lacedemończyków opustoszało, a pozostały tylko świątynie i fundamenty budowli, to – jak sądzę – po upływie dłuższego czasu nikt z potomnych nie chciałby uwierzyć, że potęga Lacedemończyków była tak wielka, za jaką uchodzi; a przecież mają oni w swym posiadaniu dwie piąte Peloponezu oraz hegemonię¹² nad całym półwyspem i nad licznymi sprzymierzeńcami; jednak przez to, że miasto nie jest zwarcie zabudowane, że nie posiada okazałych świątyń i budowli, lecz według dawnego helleńskiego zwyczaju jest założone na sposób wsi, może komuś wydawać się słabsze. Jeśliby zaś to samo spotkało Ateny – to z ich zewnętrznego wyglądu można by było wnioskować, że potęga Ateńczyków była dwukrotnie większa niż w rzeczywistości. Nie ma więc podstaw do powątpiewania, że więcej uwagi trzeba zwracać na istotną siłę miast niż na ich wygląd zewnętrzny. Należy zatem przypuszczać, że owa wyprawa trojańska była największą ze wszystkich, które ją poprzedzały, nie dorównywała jednak wojnom współczesnym. Jeśli zaś wolno także i pod tym względem wierzyć Homerowi, który zresztą jako poeta musiał prawdopodobnie upiększyć swe opowiadanie, to i u niego wydaje się to wszystko dość niepokaźne. Homer bowiem pisze, że spośród tysiąca dwustu okrętów beockie miały po stu dwudziestu ludzi, a Filokteta¹³ po pięćdziesięciu ludzi, mając na myśli – jak mi się zdaje – największe i najmniejsze okręty; wielkości innych okrętów nie podał w „katalogu okrętów”. Mówiąc o okrętach Filokteta, stwierdził, że wszyscy wioślarze byli równocześnie wojownikami; wszystkich bowiem przedstawił jako łuczników. Jest zaś nieprawdopodobne, żeby wielu niewiosłujących brało udział w wyprawie, z wyjątkiem królów i najwybitniejszych osobistości; wyprawiali się przecież na pełne morze ze sprzętem wojennym, a nie mieli okrętów z pokładami, lecz statki zbudowane na starą modłę, na sposób raczej korsarski. Jeśli więc weźmiemy największe i najmniejsze okręty i obliczymy przeciętną liczbę wioślarzy, to okaże się, że było ich niewielu, jak na wspólną wyprawę całej Hellady.
(11) Przyczyną tego było nie tyle słabe zaludnienie, ile brak pieniędzy. Z powodu bowiem trudności żywnościowych wodzowie zabrali ze sobą niewiele wojska, tyle tylko, ile według przypuszczeń mogło się wyżywić w warunkach wojennych na miejscu; skoro zaś po przybyciu odnieśli zwycięstwo w bitwie – oczywiście w przeciwnym wypadku nie byliby w stanie umocnić obozu – to i wtedy także nie wszyscy, jak się zdaje, walczyli, lecz z powodu braku żywności część zajęła się uprawą roli na Chersonezie i łupiestwem. Przy takim rozproszeniu Greków łatwo mogli Trojanie stawiać im opór przez dziesięć lat, dorównując sile przeciwnika pozostającego pod murami miasta. Gdyby zaś Grecy przybyli z dostateczną ilością żywności i wspólnymi siłami, nie zajmując się rolnictwem ani łupiestwem, bez przerwy prowadzili wojnę, byliby łatwo zwyciężyli Trojan. Przecież, mimo że nie wszyscy walczyli, lecz tylko ta część, która była każdorazowo pod murami miasta, stawiali jednak Trojanom opór; gdyby zaś byli prowadzili regularne oblężenie, byliby szybciej i z mniejszym trudem zdobyli Troję. Ale jak z braku pieniędzy wydarzenia poprzedzające wojnę trojańską były niepozorne, tak też i owa najgłośniejsza ze wszystkich wypraw okazała się w rzeczywistości mniejsza od sławy, jaka jej towarzyszyła, i od opinii, jaka się o niej ustaliła dzięki poetom.
(12) Jeszcze i po wojnie trojańskiej odbywały się wędrówki ludności i zakładano nowe osady, tak że wskutek braku spokoju Grecja nie mogła wzróść w siłę. Przewlekający się bowiem powrót Hellenów spod Troi doprowadził do wielu zamieszek; w miastach powstawały często walki wewnętrzne, a ludność emigrująca wskutek tych walk zakładała nowe miasta. Dzisiejsi Beoci, w sześćdziesiąt lat po zdobyciu Ilionu wypędzeni z Arny przez Tessalów, osiedlili się w dzisiejszej Beocji, zwanej poprzednio Kadmeidą – część ich mieszkała już i dawniej na tej ziemi i stąd wyruszyła pod Troję – a Dorowie, w osiemdziesiąt lat po zdobyciu Ilionu, pod wodzą Heraklidów opanowali Peloponez. Z trudem i dopiero po długim czasie doszła Hellada do spokoju i ustalonego trybu życia i nie przeżywając już wędrówek ludnościowych, zaczęła wysyłać kolonistów; Ateńczycy skolonizowali Jonię i większą część wysp, a Peloponezyjczycy większą część Sycylii, Italii i niektóre inne obszary Hellady. Wszystko to skolonizowano dopiero po wojnie trojańskiej.
(13) A kiedy tak krzepła Hellada i więcej jeszcze niż poprzednio zdobywała zasobów pieniężnych, wraz ze zwiększaniem się dochodów zaczęły pojawiać się tyranie¹⁴ (przedtem były dziedziczne królestwa, oparte na ustalonych przywilejach) – Hellada zaczęła budować flotę i bardziej interesować się morzem. Koryntyjczycy pierwsi mieli zajmować się żeglarstwem w sposób najbardziej zbliżony do dzisiejszego i pierwsze trójrzędowce w Grecji miano zbudować w Koryncie; okazuje się, że również dla Samijczyków cztery okręty zbudował koryncki budowniczy okrętów, Amejnokles. Od tej daty, kiedy Amejnokles przybył na Samos, do końca obecnej wojny minęło mniej więcej trzysta lat. Najstarszą bitwę morską, o której wiemy, stoczyli Koryntyjczycy i Korkirejczycy; od tej bitwy do końca obecnej wojny upłynęło około dwustu sześćdziesięciu lat. Koryntyjczycy, mieszkając w mieście położonym na międzymorzu, zawsze zajmowali się żywo handlem, gdyż Hellenowie w dawnych czasach raczej komunikowali się ze sobą drogą lądową niż morską. Ponieważ mieszkańcy Peloponezu i pozostałego obszaru Hellady przeciągali przez kraj koryncki, Koryntyjczycy wzbogacili się bardzo, jak na to wskazują także dawni poeci, którzy dali temu krajowi nazwę „bogatego”. A kiedy Hellenowie zaczęli więcej zajmować się żeglugą, Koryntyjczycy, zaopatrzywszy się we flotę, tępili korsarstwo i stworzyli w swoim mieście ośrodek handlu morskiego i lądowego. Miasto ich, czerpiąc stąd dochody, wzrosło w potęgę. Również Jończycy, ale już znacznie później, za panowania pierwszego króla perskiego, Cyrusa¹⁵, i za syna jego, Kambizesa¹⁶, doszli do posiadania floty; walcząc z Cyrusem, opanowali na pewien czas tamtejsze morze. Także Polikrates, tyran wyspy Samos za czasów Kambizesa, miał silną flotę i uzależnił od siebie szereg wysp, a zdobywszy Reneję, poświęcił ją Apollinowi Delfickiemu¹⁷. Również Fokajczycy, kiedy zakładali kolonię w Massalii, pokonali Kartagińczyków w bitwie morskiej.