Wojna zuluska 1879 - ebook
Wojna zuluska 1879 - ebook
W 1879 roku na południowej półkuli rozgorzała wojna kolonialna, która głęboko wstrząsnęła społeczeństwem wiktoriańskiej Anglii. Wojna ta została rozpętana praktycznie bez powodu, w pogoni za polityczną sławą i karierą, ale wpłynęła na losy całych państw. Państwo Zulusów zostało zniszczone, tysiące ludzi straciło życie, nieodwracalnie zmieniła się sytuacja polityczna w południowej Afryce. W czasie tej wojny pod nieznanym wzgórzem Isandlwana zawodowa armia brytyjska doznała klęski z rąk tubylczej armii.
| Kategoria: | Historia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-11-18198-4 |
| Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
W 1879 r. na południowej półkuli rozgorzała wojna kolonialna, która wstrząsnęła społeczeństwem wiktoriańskiej Anglii. Wojna ta została rozpętana niemal bez powodów, w pogoni za polityczną sławą i karierą. Wpłynęła ona na losy całych państw. Państwo Zulusów zostało zniszczone, nieodwracalnie zmieniła się sytuacja polityczna w Afryce Południowej, a tysiące ludzi straciło życie.
W czasie tej wojny pod nieznanym wzgórzem Isandlwana zawodowa armia brytyjska doznała klęski z rąk tubylczej armii Zulusów. Była to klęska, która zachwiała wizerunkiem niezwyciężonej jak dotychczas armii kolonialnej i była tym bardziej bolesna, gdyż została zadana przez wojowników powoływanych do służby okresowo i do tego bardzo słabo uzbrojonych. Natychmiast po bitwie nastąpiła obrona stacji misyjnej Rorke’s Drift. Zwycięska obrona w pewnym stopniu podbudowała brytyjskiego ducha, ale jednocześnie została użyta w politycznych machinacjach generała Chelmsforda¹, dowodzącego siłami brytyjskimi w Afryce Południowej. Te dwa starcia do dziś są źródłem zarówno dumy, jak i wstydu obu nacji. Powstało na ten temat wiele legend i opowieści. Mimo że z czasem wydarzeniom wojny nadano romantyczny wizerunek, to nie należy zapominać, iż był to okres brutalnej i bezwzględnej wojny.
W ciągu sześciu miesięcy walk odbyło się osiem krwawych, zaciętych i istotnych bitew bądź potyczek. Obie strony walczyły z uporem i poświęceniem. Żołnierze i wojownicy darzyli się pewnego rodzaju szacunkiem, co jednak nie zapobiegło np. dobijaniu jeńców, paleniu osad czy grabieży bydła. Szacunek zrodził się najprawdopodobniej z faktu, że walczono otwarcie i z wielką chęcią dążono do bezpośrednich starć. Po stronie brytyjskiej było zaangażowanych ponad 20 tys. ludzi w oddziałach regularnych, tubylczych i pomocniczych, z czego około 2 tys. zginęło. Po stronie zuluskiej brało udział około 40 tys. wojowników, z czego przyjmuje się, że życie straciło 10 tys. Dokładne straty Zulusów nie są znane.
Wydarzenia opisane w tej publikacji wpłynęły nie tylko na losy państwa zuluskiego. Można śmiało powiedzieć, że miały one swoje odbicie w powstaniu Republiki Transwalu w 1881 r., a później nawet w wojnach burskich w latach 1899–1902. Echa wojny zuluskiej są wciąż obecne.
Opis przebiegu wojny może się różnić w zależności od źródeł. Ze strony brytyjskiej charakterystyka działań wojennych pochodziła z notatek i listów, głównie oficerów. Były to opisy subiektywne, wiele razy pełne samousprawiedliwień. Po klęsce pod Isandlwana odpowiedzialni za nią usiłowali zatuszować i zniekształcić prawdę. Do tego dochodziły relacje korespondentów wojennych. Byli oni łącznikiem pomiędzy wydarzeniami w odległym zakątku świata a społeczeństwem angielskim.
Przekazywanie informacji z Afryki pod koniec XIX w. nie było zadaniem łatwym ani szybkim. Po napisaniu wiadomości korespondent musiał znaleźć najbliższą stację telegrafu, by przekazać informację do Kapsztadu. W Kapsztadzie wiadomość musiała czekać na statek, który kursował raz w tygodniu na Maderę. Podróż zajmowała około 16 dni. Dopiero z wyspy można było telegraficznie przekazać wiadomość dalej. Wszystkie szkice i obrazy sytuacyjne musiały być transportowane drogą morską bezpośrednio do Anglii, a to zajmowało co najmniej miesiąc. W czasie przekazywania informacji tak długą drogą wiele razy ulegały one zniekształceniu.
Pod koniec wojny zuluskiej korespondent wojenny był już stałym członkiem oddziałów inwazyjnych. Jego zadaniem było nie tylko przekazywanie faktów. Ponieważ interesujące wiadomości były czynnikiem wpływającym na sprzedaż gazet, korespondenci wielokrotnie ubarwiali i rozdmuchiwali w zasadzie małe wydarzenia. Jednocześnie, budując w oczach społeczeństwa wizerunek niezwyciężonej armii, wyciągali oni na światło dzienne wszystkie braki w planowaniu lub dowodzeniu oficerów. Po bitwie pod Isandlwana reporterzy bez litości nagabywali głównych uczestników do tego stopnia, że głównodowodzący generał Chelmsford całkowicie odmówił kooperowania z nimi. Efekt jego decyzji był odmienny od tego, jaki zakładał, ponieważ cała dyskusja na temat klęski przeniosła się na łamy gazet z uwzględnieniem wielu fałszywych lub skandalicznych, ale za to interesujących informacji. Po zakończeniu wojny właściwie zignorowano możliwość uzyskania informacji od Zulusów. Nikt nie był nimi zainteresowany i bardzo rzadko spisywano jakiekolwiek relacje zuluskich wojowników biorących udział w walkach. Nawet nie przesłuchano głównych dowódców zuluskich. Historie były wprawdzie przekazywane ustnie, ale siłą rzeczy z czasem traciły swoją wiarygodność.
Z powodu braku obiektywnych zapisów przebiegu walki, ubarwiania wydarzeń przez reporterów, subiektywnych relacji strony brytyjskiej i braku punktu widzenia ze strony Zulusów trudno jest odtworzyć dokładny przebieg wszystkich wydarzeń wojny zuluskiej. Utrudnieniem w ustaleniu przebiegu bitwy pod Isandlwana była śmierć większości żołnierzy brytyjskich biorących w niej udział. Wśród tych, którzy przeżyli, było tylko pięciu oficerów. W tamtych czasach oficerowie jako ludzie wykształceni byli głównym źródłem informacji, ale w tym przypadku ich relacje były zniekształcone próbami zatuszowania powodów klęski. Rozbieżności dotyczą nie tylko przebiegu wydarzeń, ale także nazw miejscowości, stopni wojskowych, nazwisk mniej znanych bohaterów, dat i czasu, w jakim następowały mniejsze epizody wojny. Różnice występują też, gdy spojrzy się na zuluską pisownię nazw miejscowości, pułków lub imion. Przykładem może być zapis zuluskiego pułku _uMcijo_ (_umCijo_, _Umcijo_, _Mcijo_). Wiele nazw zostało z czasem zangielszczonych lub całkowicie zmienionych.
Do dziś wiele spraw dotyczących wojny zuluskiej jest spowitych tajemnicą. Historycy i specjaliści nie mogą zgodzić się co do jednoznacznego przebiegu wydarzeń. Jest to temat, który z pewnością jeszcze przez długie lata będzie gorliwie badany. W tym czasie dawne pola bitwy są odwiedzane corocznie przez setki turystów, zafascynowanych kulturą, stylem życia i tragiczną historią Zulusów.POCZĄTKI OSADNICTWA W AFRYCE POŁUDNIOWEJ
------------------------------------------------------------------------
Początki ludzkości w Afryce spowite są tajemnicą. Uważa się, że pierwsze ślady najstarszych mieszkańców południowej części Afryki należą do ludzi plemienia San i liczą sobie prawie 70 tys. lat. Byli to tubylcy, którym prosty styl życia pomógł przetrwać przez wiele lat na pustynnych terenach Afryki Południowej. Ich potomków można doszukiwać się we współczesnych Buszmenach. Żyli w małych grupach, a ich głównym zajęciem było polowanie na dzikie zwierzęta. Do tego celu używali małych łuków z zatrutymi strzałami. Ich dodatkowym źródłem pożywienia były także wszelkiego rodzaju jadalne korzenie, owoce, larwy i owady. Drugą najstarszą grupą, która prawdopodobnie przybyła z terytoriów dzisiejszej Botswany około 300 r. n.e., byli Khoikoi (Hotentoci). Z powodu pewnego pokrewieństwa pomiędzy tymi dwoma plemionami dla ich wspólnego określenia używa się dziś potocznej nazwy Khoisan.
Zamieszkujące współczesną Afrykę Południową plemiona murzyńskie pojawiły się pod koniec pierwszego tysiąclecia n.e. Były to tubylcze plemiona, określane wspólną nazwą Bantu, które w przeciwieństwie do Khoikoi i San zajmowały się bardziej osadniczym trybem życia. Ich głównym zajęciem była hodowla bydła. Jednym z powodów ich rozprzestrzenienia się na południe było poszukiwanie nowych terenów osadniczych i lepszych pastwisk. Pochodzili z terenów równikowych Afryki Zachodniej (Kamerun, Nigeria, Wybrzeże Kości Słoniowej). Po opuszczeniu swoich terenów wyruszyli w kierunku wschodnim, a następnie południowym, obchodząc szerokim łukiem pustynię Kalahari. Około XV w. jedno z plemion Bantu, Nguni, osiedliło się na terytorium dzisiejszego Natalu. Drugie plemię, Xhosa (Khosa), kontynuowało wędrówkę, podążając w kierunku terenów przylądkowych dzisiejszego Kapsztadu.
Pierwszym przedstawicielem Europejczyków na południowym krańcu Afryki był Bartolomeu Diaz. W 1488 r. wylądował on w rejonach dzisiejszego Przylądka Dobrej Nadziei. Zatrzymał się tylko, by uzupełnić zapasy wody i żywności, podążając w poszukiwaniu nowych szlaków do Indii. Dziesięć lat później do tych samych terenów przypłynął Vasco da Gama. On także tylko uzupełnił swoje zapasy i pożeglował dalej na zachód.
Zdradliwe prądy morskie i niebezpieczne wybrzeża nie sprzyjały eksploracji nowych terenów. Pierwsze osady portugalskie na terenach dzisiejszego Mozambiku były zakładane przez rozbitków, którym udało się przeżyć pierwsze spotkanie z Czarnym Lądem. Byli oni pierwszymi białymi osadnikami, którzy zetknęli się z plemionami Bantu.
Do 1651 r. tereny Kolonii Przylądkowej, dzisiejszego Kapsztadu, były używane głównie jako miejsce zaopatrzenia w świeżą wodę dla statków podróżujących pomiędzy Europą a Indiami. W tym jednak roku Holenderska Kompania Wschodnioindyjska, zajmująca się handlem z Indiami, zdecydowała się założyć tam stałą osadę. Zadanie to powierzono Janowi van Riebeeckowi. Jego pierwszym i głównym celem było zaopatrzenie przepływających statków w świeżą wodę i żywność. Z czasem osada, która na początku miała jeden drewniany budynek, została rozbudowana i zorganizowana. Pod przewodnictwem Jana van Riebeecka osada zaczęła nawiązywać stosunki handlowe z okolicznymi plemionami. W 1655 r. Holenderska Kompania Wschodnioindyjska zmieniła swoje plany co do przylądka, wydając pozwolenie na zasiedlanie rejonu ochotnikom niebędącym na usługach firmy. Zaraz po wydaniu zezwolenia zaczęli przybywać pierwsi osadnicy holenderscy. Najpierw byli to głównie kontraktowi pracownicy zatrudnieni przez kompanię. Wielu z nich po zakończeniu kontraktu postanowiło nie wracać do Holandii, wybierając życie farmera w Afryce. Był to początek nowej grupy osadniczej, która później przyjęła nazwę _Boers_, czyli Burów. Z czasem Burowie zaczęli rozglądać się za lepszymi terenami uprawnymi. Wielu opuściło tereny przylądkowe, wyruszając w głąb lądu. Odkryli tam nowe tereny uprawne i pastwiska, które otrzymywali na własność za znikome sumy. W tamtych czasach wystarczyło opisać wybrany teren i dane potencjalnego właściciela, wysłać dokumenty do biura geodezyjnego na przylądku wraz z małą opłatą i oczekiwać urzędowych dokumentów nadania ziemi.
Ekspansja Burów napotykała znikomy opór ze strony plemion San i Khoikoi. Plemiona San, które nie dawały się „ucywilizować”, były coraz bardziej wypierane w kierunku pustyni Kalahari. Jeśli stawiali jakikolwiek opór, był on szybko łamany przez Burów posiadających przewagę w broni palnej. Khoikoi zaś było plemieniem, które łatwiej zaadaptowało się do nowej sytuacji polityczno-gospodarczej. Z czasem zaczęli hodować bydło i zajmować się rybołówstwem, a w późniejszym okresie zaczęli wynajmować się jako najemni robotnicy lub żołnierze. Byli oni także bardziej akceptowani przez Burów, jako że w porównaniu z San mówili łatwiejszym do zrozumienia językiem, nie chodzili nago i nie stronili od higieny osobistej.
Ciągła ekspansja Burów na wschód i południe doprowadziła w końcu do pierwszych kontaktów z tubylczymi plemionami Bantu. Burowie wstrzymali swój pochód nad rzeką Great Fish, napotykając tubylcze plemię migrujące w przeciwnym kierunku. Burowie szybko odkryli, że nowo napotkane plemię nie daje się tak łatwo podporządkować jak plemiona San lub Khoikoi. Pierwszym napotkanym ludem, który aktywnie sprzeciwił się naporowi białych kolonistów, był amaXhosa.
W 1780 r. Burowie postanowili wyprzeć go z zachodnich brzegów rzeki Great Fish. Napotkali jednak zdecydowany opór, który był początkiem tzw. I przylądkowej wojny granicznej (_Cape Frontier War_). W latach 1780–1878 stoczono 9 takich wojen, każda z nich skończyła się porażką tubylców. Od roku 1818, czyli od V wojny granicznej, w starciach tych obok Burów byli zaangażowani Brytyjczycy, którzy po przejęciu panowania nad Kolonią Przylądkową usiłowali zaprowadzić porządek i pokój na wschodnich terenach granicznych. Wojny zakończyły się przyłączeniem terenów plemienia Xhosa do brytyjskiej Kolonii Przylądkowej. W ostatniej wojnie dowódcą wojsk brytyjskich był generał Frederic Thesiger baron Chelmsford, przyszły głównodowodzący w wojnie zuluskiej 1879 r.
W roku 1806 Wielka Brytania ostatecznie przejęła władzę w Kolonii Przylądkowej i uznała ją za terytorium samofinansujące się. Wkrótce zaczęła ona wprowadzać nowe prawa i przepisy, które zostały przyjęte przez Burów z dużym niezadowoleniem. Na podstawie jednej z pierwszych ustaw wprowadzono podatki, co było czymś zupełnie nowym i niespotykanym pod rządami holenderskimi. Burowie byli niezadowoleni nie tylko z podatków. Dodatkową kością niezgody była kwestia niewolnictwa. Dotychczas Burowie korzystali z pracy tubylczych niewolników jako bezpłatnej siły roboczej. Wprawdzie w Wielkiej Brytanii prawo znoszące niewolnictwo zostało ustanowione w 1807 r., to jednak nie było skrupulatnie egzekwowane w Afryce. Jedynie odosobnieni przedstawiciele rządowi i misjonarze próbowali zwalczać niewolnictwo, jednak z powodu dużych odległości i braku środków finansowych mogli się pochwalić tylko bardzo małymi sukcesami.
Sytuacja zmieniła się w 1834 r., gdy rząd brytyjski wprowadził w życie ustawę o całkowitym zniesieniu niewolnictwa w swych koloniach. Strata niewolników, a tym samym bezpłatnej siły roboczej, groziła całkowitym bankructwem burskich farm i biznesów. Wielka Brytania oferowała wprawdzie wypłatę odszkodowań, ale pod warunkiem ich bezpośredniego odbioru w Londynie. Oczywiście, możliwość tak długiej i niebezpiecznej podróży nie była brana pod uwagę przez Burów. Próbowali oni jeszcze przez parę lat omijać nowe prawa, np. nazywając swoich niewolników uczniami-praktykantami, była to jednak wyłącznie gra taktyczna. Burowie postanowili opuścić obszary przylądkowe i rozpocząć wielką wędrówkę (_groote trek_) w poszukiwaniu niepodległości i nowych terenów².
Burowie wyruszyli w kilku karawanach w kierunkach północnym i wschodnim. Niektóre karawany zostały zdziesiątkowane przez północne plemiona Matabele. Inne były atakowane przez wschodnie plemiona Bantu. Dwie kolumny próbowały przekroczyć pustynię Kalahari, ale zaginął po nich wszelki ślad. W 1837 r. trzem karawanom udało się dotrzeć do nowych ziem, do państwa Zulusów (Zululand). Przewodzili im Gerrit (Gert) Maritz, Piet Retief i Piet Uys. Nikt nie przypuszczał, że w ciągu roku ci odważni przywódcy stracą życie, nie docierając do „ziemi obiecanej”.