- W empik go
Wojny podwórkowe - ebook
Wojny podwórkowe - ebook
Betonowa dżungla, bandy chuliganów i demoniczny Marcus Kurtz. Życie nie jest tu łatwe.
Marie, drobna dwunastolatka, gwiazda Hollywood, wraca do rodzinnego miasta na wakacje i dowiaduje się, że Podwórka zostały sterroryzowane przez szajkę łobuzów. Ambitna dziewczyna nie chce pozostać bierna. Wraz z innymi dziećmi próbują przywrócić porządek w mieście i wyruszają w górę rzeczki, by zdemaskować i pokonać gang z Poprawczaka oraz jego demonicznego Wodza. Zanim tam dotrą, muszą zmierzyć się z przerażającymi bandami z innych Podwórek. Pomogą im w tym m.in.: rycerze-Transformersi, koń trojański, a nawet Hobbit i Gwiezdne Wojny.
Czy ta misja może się w ogóle udać?
Zgoda, spokój i porządek nie są dane na zawsze. O wolność trzeba umieć walczyć.
Jądro ciemności Josepha Conrada, film Francisa Forda Coppoli Czas Apokalipsy i arcydzieła literatury światowej przeniesione na polskie podwórka.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-277-2192-1 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cała ta historia zaczyna się na małym, dość biednym podwórku w mieście, które przypomina wielką, betonową dżunglę. Życie nie jest tu łatwe, a na ulicach bywa niebezpiecznie.
Marie, dwunastoletnia dziewczynka, sławna gwiazda kina i teatru, po przyjeździe na wakacje do Taty dowiaduje się, że w mieście jest siedem podwórek terroryzowanych przez bandy chuliganów, kontrolowanych przez siedemnastoletniego zwyrodnialca Marcusa i jego szajkę z Poprawczaka.
Mieszkają oni na Siódmym Podwórku, przy rzeczce płynącej później przez wszystkie dzielnice (każde podwórko to jedna dzielnica).
Marie ma wybór: zignorować tę sytuację i dobrze się bawić na wakacjach z ojcem albo…Podwórko pierwsze
Przybycie Marie • Przygotowania do bitwy • Najazd bandy Marcusa • Wielka wojna obronna
U ujścia płynącej przez całe miasto rzeczki Kongo wiele lat temu zbudowano Dzielnicę Pierwszą. Było to osiedle, w którym zamieszkali głównie pracownicy pobliskiego portu wraz z rodzinami. Ludzie żyli tu skromnie, w dużych blokach, w których mieściło się mnóstwo małych mieszkań. Pośrodku osiedla, niczym kolorowe serce dzielnicy, znajdował się wielki plac zabaw ze sterczącą dumnie czerwono--zieloną twierdzą z czterema basztami-drabinkami. Była tam też niebiesko-żółta rakieta kosmiczna z najdłuższą w mieście zjeżdżalnią, huśtawki i piaskownice, a wokół zieleniły się żywopłoty i trawniki.
Do placu zabaw prowadziło kilka wąskich uliczek, z wszystkich stron ocienionych przez wysokie bloki. Gdyby ktoś po drodze na plac spojrzał w górę, zobaczyłby nieskończenie dużo balkonów i balkoników, na których suszyło się pranie i rosły dorodne, doniczkowe peonie. Ponad peoniami zaś wychylały się mamy, ciotki, dziadkowie, a czasami kilku tatusiów, żeby poplotkować przyjaźnie z sąsiadami. Jednak tego słonecznego dnia właśnie zaczęły się wakacje i żadne dziecko biegnące z radosnym wrzaskiem na plac zabaw nie zawracało sobie głowy patrzeniem w górę. Tyle się działo! I było tak głośno i wesoło!
Nagle na podwórku zrobiło się cicho: z mostku nad rzeczką wjechała pod jeden z bloków długa, czarna limuzyna. Takich samochodów nie widywano w mieście zbyt często. Tylne drzwi wielkiego samochodu otworzyły się powoli i wysiadła z niego dwunastoletnia dziewczynka o ciemnych, wesołych oczach i włosach splecionych w długi warkocz.
To Marie! Ta, co mieszka w Ameryce i gra w prawdziwych filmach, i ma Tatę marynarza, i co roku przyjeżdża do niego na wakacje!
Dzieci przybiegły, żeby się z nią przywitać i zaprosić ją do zabawy, ale Marie chciała przede wszystkim zobaczyć się z Tatą. Pomachała limuzynie, która odjechała cicho i dostojnie z placu zabaw, i pobiegła do domu.
Kiedyś Marie chodziła do miejscowego przedszkola, ale po rozwodzie rodziców wyjechała z Mamą za granicę, do sławnego Miasta Aniołów, stolicy światowego kina. Tam, w wieku sześciu lat, wygrała swój pierwszy casting i od tego czasu jej sława rosła z każdym filmem. Bardzo chętnie obsadzano ją w rolach rezolutnych dzieci, najczęściej sympatycznych łobuzek i hultajek.
– Tato! – zawołała Marie, skacząc ojcu na szyję i ściskając go mocno. – Jak dobrze! Nareszcie cisza, spokój! Tak już miałam dość zgiełku ogromnego miasta!
– Wszędzie dobrze, ale w starym domu najlepiej – odpowiedział Tata, który sam właśnie wrócił z długiego rejsu i cieszył się na samą myśl o wakacjach z wytęsknioną córką.
Kiedy już Marie opowiedziała Tacie przygody, jakie miała podczas podróży z Ameryki, udała się z powrotem na plac zabaw… który okazał się całkowicie pusty. Zdziwiona Marie pobiegła szukać dzieci – i w końcu znalazła je nad rzeczką. Byli tam wszyscy jej dawni przyjaciele, jeszcze z czasów przedszkola: Zuza, Martyna, Piotrek, Filip, Kaja, Tymon, Konstancja i Zosia.PRZYJACIÓŁKI I PRZYJACIELE,
NAJLEPSI ZNAJOMI MARIE Z MIASTA NAD RZECZKĄ:
ZUZA – najlepsza przyjaciółka Marie (BFF, czyli best friend forever), wyjątkowo urocza, sympatyczna i empatyczna, czyli wrażliwa na potrzeby innych.
MARTYNA – przez wielu nazywana bez złośliwości „Miss Turnusu” – mądra, inteligentna, ładna i wszechstronnie utalentowana, będąca obiektem westchnień większości chłopców w szkole.
PIOTREK – hultaj, awanturnik, łowca przygód i złośliwiec. Niezbyt ogarnięty (tzw. nieogar), zawsze skłonny do pakowania się w kłopoty. Silny, szybki, wysportowany, odważny i nierozważny.
FILIP – amator słodyczy, zawsze skłonny do wygłupów, naczelny dowcipniś całej ekipy. Pomysłowy i sprytny. Bardzo dobry z chemii, lubiący ryzykowne eksperymenty.
KAJA – drobna i zwinna, rezolutna, szybka i śmiała, bardzo zuchwała. Zawsze pełna kreatywnych inicjatyw. Przebojowa.
TYMON – przystojny i nieco tajemniczy.
Skryty introwertyk, wybitny znawca komputerów oraz wschodnich sztuk walki.
Poliglota.
KONSTANCJA – przeuroczo nieogarnięta, miła i bardzo naturalna w zachowaniu miłośniczka metalu (w sensie – muzyki metalowej), obeznana ze światem przestępczym córka Pani Dyrektor miejscowego więzienia.
ZOSIA – wysportowana, wysoka, rezolutna, feministka i aktywistka miejska.
– Chodź, Marie! Zobacz! – zawołała Kaja i pociągnęła Marie za rękę nad brzeg rzeczki. Tam dziewczynka mogła wreszcie zobaczyć powód tego całego zgromadzenia: była to tajemnicza, zalakowana butelka, która, zaczepiona szyjką o gałąź drzewa pochylonego nad nurtem, unosiła się pośrodku rzeczki, poza zasięgiem dzieci.
Od dłuższego czasu trwały nieudane próby jej wyłowienia, czego dowodem był między innymi szczękający zębami, mokry do pasa Filip.
– W czym problem? – zapytała Marie.
– Nie możemy jej wyciągnąć, a to już trzecia butelka w tym tygodniu. Dwie poprzednie popłynęły z prądem – powiedziała Zuza.
– Tu nie można pływać, bo jest za głęboko i jest zbyt mocny nurt – dodała Martyna rozsądnie.
– A butelki są strasznie ważne – powiedział z powagą Tymon.