Wojownicy dawnej Japonii i inne opowiadania - ebook
Wojownicy dawnej Japonii i inne opowiadania - ebook
To pierwszy na polskim rynku zbiór legend dotyczących najsłynniejszych japońskich wojowników – łuczników Tametomo i Yorimasy, generałów Raikō i Yoshitsune, wiernego i walecznego mnicha Benkeia, ale także i mniej znanych podań sławiących odwagę wojowników, mądrość i elokwencję arystokratów oraz oddanie i cnotę kobiet z obu tych warstw społecznych. Ich bohaterowie staczają walki zarówno z wrogimi klanami, jak i różnej maści demonami. Pamięć o tych postaciach przetrwała do dziś nie tylko w postaci przytoczonych opowiadań, lecz także w tradycjach, które mają zapewnić pokoleniom Japończyków przymioty dawnych bohaterów.
Spis treści
1. Hachirō Tametomo
2. Gen Sanmi Yorimasa
3. Yoshitsune
4. Musashi Bō Benkei
5. Minamoto Raikō i demon z góry Oe
6. Złodziej Kidōmaru, wojownik Raikō i pająk-demon
7. Śliwa, wiśnia i sosna
8. Shiragiku
9. Księżniczka Miseczka
10. Monogusa Tarō
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62945-52-8 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dawno, dawno temu żył w Japonii człowiek imieniem Hachirō Tametomo , który zasłynął jako najlepszy łucznik w całym cesarstwie. Hachirō znaczy po japońsku „ósmy” i tak właśnie zwano młodzieńca, jako że był ósmym synem generała Tameyoshiego z rodu Minamoto. Yoshitomo, który również jest znaną postacią w japońskiej historii, był jego starszym bratem. Tametomo był zatem wujem późniejszego szoguna Yoritomo oraz słynnego wojownika Yoshitsune, o których będzie mowa w dalszych rozdziałach. Historia jego rodu była więc barwna.
Już jako dziecko Hachirō zapowiadał się na siłacza, a gdy dorósł, w pełni spełnił pokładane w nim nadzieje – przynajmniej w zakresie sprawności fizycznej. Przejawiał zamiłowanie do łucznictwa, a że jego lewe ramię było o dziesięć centymetrów dłuższe niż prawe, nikt nie był w stanie napiąć łuku lepiej i posłać strzały dalej niż on. Hachirō był jednak z natury impulsywny; chłopak nie znał strachu ani zahamowań i wciąż chciał wyzywać swoich starszych braci na pojedynki. Z wiekiem dzikość jego serca się pogłębiała, aż w końcu stał się tak grubiański i nieposłuszny, że nawet jego własny ojciec nie był w stanie nad nim zapanować.
Gdy Hachirō skończył trzynaście lat, miało miejsce pewno wydarzenie. Do cesarskiego pałacu przybył uczony imieniem Fujiwara no Shinsei, aby przedstawić mieszkańcom dworu pewną książkę. Gdy o niej mówił, wtrącił w pewnym momencie, że w całej Japonii próżno szukać łuczników lepszych od Kiyomoriego, głowy rodu Taira, oraz Yorimasy z rodu Minamoto. Uczony postawił więc w jednym rzędzie członków wrogich klanów. Usłyszawszy te słowa Hachirō zaśmiał się ile sił w płucach i oznajmił tak głośno, że nie szło go nie usłyszeć, iż może Shinsei ma rację co do Yorimasy, lecz nazywanie jego wroga, tchórzliwego Kiyomoriego, zręcznym łucznikiem dowodzi jedynie głupoty przybysza.
Te grubiańskie słowa, jakże godzące w japoński zwyczaj okazywania grzeczności każdemu, nakazujący młodym milczeć pokornie i z szacunkiem w obecności starszych, rozgniewały Fujiwarę. Gdy skończył swoją mowę, posłał po Tametomo i zrugał go za jego zachowanie, lecz ten, zamiast okazać skruchę za swoje zachowanie i paść na kolana, przepraszając uczonego, nie chciał nawet go słuchać i tak uparcie trzymał się swojego zdania, że mężczyzna w końcu porzucił nadzieję na przywołanie młodzieńca do porządku.
Tymczasem ojciec Tametomo, Tameyoshi, usłyszawszy co się stało, rozzłościł się na syna, że śmiał dyskutować ze starszymi i godniejszymi, zwłaszcza na terenie cesarskiego pałacu. Jego gniew był tak wielki, że oznajmił, iż nie chce nigdy więcej go na oczy oglądać ani trzymać dłużej pod swoim dachem; wygnał go więc na odległą wyspę Kiusiu.
Jeśli jednak myślał, że wymierzy w ten sposób niepokornemu młodzieńcowi karę, to się pomylił. Tametomo, będąc osobą krnąbrną i swawolną, nie przejął się zbytnio owym wygnaniem, wręcz przeciwnie – poczuł się niczym ogar spuszczony ze smyczy i począł cieszyć się wolnością, nawet jeśli zyskał ją kosztem sprawienia ojcu zawodu.
Dotarłszy na Kiusiu, udał się do prowincji Higo i osiedlił się na równinie Kumamoto. Tam mógł być wolny jak nigdy dotąd i nic już nie powstrzymywało jego żądzy walki. Szybko zgromadził wokół siebie bandę podobnych sobie zawadiaków i począł wyzywać na pojedynki ludzi z sąsiednich prowincji. W dwudziestu potyczkach, jakie stoczył, nikt nie był w stanie go pokonać, tak był silny i tak sprytnie kierował swymi ludźmi. W pewnym sensie przypominał larwę jedwabnika żerującą na morwie: tak, jak ona zjada liść po liściu, wolno, lecz nieubłaganie, tak i Tametomo stopniowo podbijał okoliczne prowincje, aż w końcu stał się panem całej wyspy. Miał wówczas osiemnaście lat, a pod sobą wielką bandę opryszków, jak on odznaczających się szaleńczą odwagą. Jako że z ich pomocą zawładnął Kiusiu, które leży na zachodniej części archipelagu japońskiego, poczęto przezywać go „Chinsei”, bowiem chin oznacza „podbijać”, a sei – Zachód.
W owych czasach wieści rozchodziły się powoli. Nie było jeszcze poczty ani środków komunikacji i jedynym sposobem przekazywania informacji było korzystanie z usług pieszych posłańców. Nic więc dziwnego, że upłynęło sporo czasu, nim władze dowiedziały się, co Tametomo wyprawia na Kiusiu. Natychmiast wysłały zastęp wojowników, by położyć kres jego swawoli, lecz Chinsei posiadał nie tylko własną silną i nieustraszoną armię, lecz również niebywały talent, by nią mądrze kierować, więc ze wszystkich potyczek – a było ich niemało – wyszedł zwycięsko. Wreszcie cesarscy wojownicy poddali się i porzucili nadzieję, że kiedykolwiek go pojmą – wyglądało bowiem na to, że nikt i nic nie jest w stanie go pokonać i zmusić do złożenia broni. Generał dowodzący armią cesarza wrócił jak niepyszny do stolicy i przyznał się do porażki. Zdecydowano wówczas zatrzymać i ukarać ojca banity, Tameyoshiego, aby w ten sposób zwabić przestępcę.
Nawet tak niepokorny osobnik, jakim był Tametomo, nie mógł pozostać obojętnym wobec wieści, co z jego powodu spotkało jego ojca. Choć z natury sprzeciwiał się wszystkiemu i wszystkim, w głębi serca żywił poczucie obowiązku wobec swojej rodziny i właśnie na to liczyli jego przeciwnicy. Wiedział, że jeśli pozwoli, by jego ojca ukarano za jego przewinienia, będzie to czyn niewybaczalny. Bez wahania porzucił więc ziemie Kiusiu, które z takim trudem podbijał wiele lat i zabrawszy ze sobą tylko dziesięciu ludzi, udał się spiesznie do stolicy. Dotarłszy na miejsce, zaraz napisał list, prosząc władze o wybaczenie i błagając o wolność dla ojca. Pismo to podpisał własną krwią i odtąd czekał tylko spokojnie na wyrok.
Gdy przedstawiciele władz ujrzeli ten wyraz synowskiego oddania, a także usłyszeli o jego stosownym zachowaniu w tak tragicznej sytuacji, nie mieli serca karać go srogo.
- Człowiek, który zdawał się demonem, potrafi żywić takie uczucia do swego ojca! – dziwili się i ograniczywszy się do udzielenia mu surowej nagany, wypuścili jego ojca na wolność.
Niedługo potem w kraju wybuchła wojna domowa, bowiem dwaj bracia, synowie nieżyjącego już byłego cesarza Toby, pokłócili się ze sobą o to, kto następny powinien zasiąść na tronie . Starszy z braci, cesarz Sutoku, został zmuszony do abdykacji na rzecz faworyta ojca – młodszego brata, Go-Shirakawy. Na łożu śmierci były cesarz Toba (zwany też Cesarzem-Mnichem) przewidział, że między braćmi może powstać konflikt, więc na wypadek takiego zdarzenia pozostawił zapieczętowany dokument z instrukcjami. Gdy go otwarto, okazało się, że zawiera on rozkaz dla wszystkich generałów, by popierali Go-Shirakawę. W związku z tym głowa rodu Taira, Kiyomori, oraz najstarszy brat Tametomo – Yoshitomo, jak również wszyscy ważniejsi wojownicy w cesarstwie, poparli Go-Shirakawę. Tymczasem arystokraci, tacy jak Yorinaga czy Fujiwara no Shinsei, którzy nie mieli pojęcia o wojaczce, stanęli po stronie byłego cesarza Sutoku. O Yorinadze krążyły pogłoski, że nie potrafi nawet dosiąść konia. Jedynymi zdolnymi wojownikami wśród stronników Sutoku byli Tameyoshi i jego siedmiu młodszych synów, w tym buntownik Tametomo. Sutoku słyszał o sile tego ostatniego, a także o jego łuczniczych zdolnościach, więc nie minęło wiele czasu, a młodzieniec został wezwany, by stawić się przed obliczem samego byłego władcy.
Tametomo miał wówczas dwadzieścia lat; mierzył ponad dwa metry, a jego oczy patrzyły na świat bystro i przenikliwie, niczym źrenice jastrzębia. Po sposobie, w jaki się poruszał, można było poznać, że należy do wysoko postawionego rodu i że jest człowiekiem wielkiej dumy. Gdy tylko wszedł do cesarskiej sali audiencyjnej, Sutoku, widząc jak silnego i dzielnego wojownika ma przed sobą, zaraz poczuł do niego zaufanie i bez wahania powierzył mu sekrety nadchodzącego konfliktu.
Na to Tametomo opowiedział cesarzowi, jak po wygnaniu na Zachód przez ojca wiódł przez wiele lat życie banity i jak przez ten czas rzadko wypuszczał z dłoni broń, aż na całej wyspie nie pozostał nikt, kto by już nie próbował się z nim zmierzyć. Walka z tymi, którzy sprzeciwiali się jego władzy nad Kiusiu, była wówczas jego ulubioną rozrywką i sposobem spędzania wolnego czasu. Wyjawił też cesarzowi sekret zwycięstw jego bandy: zawsze bowiem atakowali w nocy. Teraz też, jak sądził, dobrym pomysłem byłoby zaatakowanie pałacu Go-Shirakawy po zmroku, podłożenie ognia z trzech stron i zaczajenie się z czwartej, by tam pojmać cesarza i jego ludzi, gdy będą uciekali z płomieni. Tametomo był pewien zwycięstwa.
Gdy jednak pomysł młodzieńca padł na zebraniu Rady zwołanej przez Sutoku, Yorinaga tylko potrząsnął głową z niedowierzaniem i skwitował plan Tametomo jako podły, dodając przy tym, że tylko tchórze atakują nocą, zaś prawdziwi wojownicy winni walczyć za dnia, jak to zwykło się robić.
Kiedy Tametomo dowiedział się, że jego plan został odrzucony przez Radę, opuścił pałac. Wrócił do domu i opowiedział swoim ludziom, co zaszło, dodając przy tym, że Yorinaga to zarozumialec, który nie ma pojęcia o walce, a mimo to śmie kwestionować strategię jego, Tametomo, który w ciągu całego swojego życia ani razu nie przegrał żadnej bitwy. Dawszy w ten sposób ujście swojemu rozczarowaniu, usiadł na macie, a gdy jego gniew zelżał, rzucił z westchnieniem:
- Obawiam się tylko, że Sutoku szybko zazna klęski!
Gdyby wówczas postąpiono zgodnie z radą Tametomo...
W historii figuruje jako Minamoto no Tametomo. Hachirō prawdopodobnie było jego pierwszym (młodzieńczym) imieniem (przyp. tłum.).
Takie „numerowanie” dzieci do dziś nie jest w Japonii niczym niezwykłym. Pierwszy syn często nosi imię Ichirō, drugi – Jirō, trzeci – Saburō itd. W wysoce zhierarchizowanym społeczeństwie, jakim jest społeczeństwo japońskie, podkreśla to pozycję zajmowaną w rodzinie (a w konsekwencji określa potencjalne perspektywy młodej osoby), a więc takie imię pełni jednocześnie rolę tytułu rodowego (podobnie jak w dawnej Anglii „sir” czy „lady”) (przyp. tłum.).
Primogenitura w dziedziczeniu cesarskiego tronu jest w Japonii stosunkowo młodym wynalazkiem. Przez całe stulecia kolejnym cesarzem zostawał przedstawiciel rodu wyznaczony przez poprzedniego władcę lub jego doradców; nie musiał być nawet synem cesarza. Imiona cesarzy podane w tekście to imiona pośmiertne, lecz pod tymi głównie są oni nam znani (przyp. tłum.).