Wojownicy Maryi - ebook
Wojownicy Maryi - ebook
Ta książka jest próbą opowiedzenia
O duchowym fenomenie, a zarazem wielkim dziele
Matki bożej, jakim są wojownicy Maryi.
W 2016 roku niewielka grupa mężczyzn pod przewodnictwem salezjanina ks. Dominika Chmielewskiego rozpoczęła w Lądzie nad Wartą duchową drogę zawierzenia swojego życia Matce Bożej. To był początek ruchu, który w niespełna 8 lat zgromadzi ponad 10 tysięcy mężczyzn i ich rodziny, ogarnie całą Polskę i sięgnie daleko poza jej granice.
Joanna Bątkiewicz-Brożek, autorka bestsellerowej biografii o o. Dolindo pt. Jezu, Ty się tym zajmij!, z reporterską i dziennikarską pasją odkrywa, kim są Wojownicy. Dzięki niej poznajemy nie tylko historię ruchu, jego początki i duchowe fundamenty, ale też jego duchową misję w Polsce i w świecie.
Przemierzając tysiące kilometrów od Medziugorje po Sztokholm, autorka przeprowadziła dziesiątki wywiadów. Są tu rozmowy z ks. Dominikiem Chmielewskim SDB, założycielem ruchu, z obecnym moderatorem ks. Piotrem Pączkowskim SDB oraz z ks. bp. Krzysztofem Włodarczykiem – pierwszym biskupem, który został pasowany na Wojownika Maryi.
Nie mogło zabraknąć rozmów z mężczyznami różnych stanów i zawodów, których historie i świadectwa nawrócenia pokazują, że bycie Wojownikiem Maryi pomaga na nowo odkryć i pogłębić powołanie chrześcijańskie, piękno małżeństwa, ojcostwa czy kapłaństwa.
To w końcu próba odpowiedzi na pytania, w jaki sposób Matka Boża, poprzez objawienia w Fatimie, w Medziugorje oraz przez życie i słowa św. Jana Pawła II, wpływa na duchową misję Wojowników Maryi, jak ich przygotowuje na czasy ostateczne i czy wypełnia się niemal mistyczna wizja, którą niegdyś otrzymał ks. Dominik Chmielewski.
Joanna Bątkiewicz-Brożek
Urodzona w 1976 roku, żona i mama. Ukończyła filologię romańską na Uniwersytecie Jagiellońskim, studia podyplomowe z teologii na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego oraz Studium Postulatorskie przy Kongregacji ds. Świętych w Rzymie. Wicepostulatorka w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym o. Dolindo. Autorka pierwszej biografii o. Dolindo, Jezu, Ty się tym zajmij! O. Dolindo Ruotolo. Życie i cuda nagrodzonej Feniksem w 2018 roku. Od kilku lat bada życie sługi Bożego z Neapolu.
Założony przez ks. Chmielewskiego ruch ma swoją konkretną historię. Tę współczesną, ale i tę ukrytą w… proroctwach. W przynajmniej czterech. Po dwóch latach pracy i przenikania właściwie do ruchu Wojowników Maryi poważnie myślę o tym, że największe, które ich dotyczy, padło z ust samego Jezusa: „Z [Polski] wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje”.
Joanna Bątkiewicz - Brożek
Oni noszą znamiona świętych, którzy przeciwstawiają się dziś złu i zmieniają pędy tego świata. Bóg sam ich pozbierał. Ruch Wojowników Maryi to ewidentna interwencja Nieba.
Ks. Henryk Bolczyk, pierwszy następca ks. Franciszka Blachnickiego, wicepostulator jego procesu beatyfikacyjnego
To nie jest moje dzieło. Wojownicy Maryi to jest dzieło Matki Bożej. Ona to zaczęła i Ona może zakończyć. W każdej chwili. To Ona decyduje o tym.
Ks. Dominik Chmielewski SDB
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68144-88-8 |
Rozmiar pliku: | 6,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WJ 15, 3
Oni noszą znamiona świętych,
którzy przeciwstawiają się dziś złu
i zmieniają pędy tego świata.
Bóg sam ich pozbierał.
Ruch Wojowników Maryi
to ewidentna interwencja Nieba.
KS. HENRYK BOLCZYK, pierwszy następca ks. Franciszka Blachnickiego, wicepostulator jego procesu beatyfikacyjnego
nie potraficie ich zniszczyć
i może się okazać,
że walczycie z Bogiem.
DZ 5, 39
Z wyjdzie iskra,
która przygotuje świat
na ostateczne przyjście Moje.
Jezus do Św. Faustyny, dzienniczek, nr 1732PROLOG
6 sierpnia 2022 roku, Sztokholm
Przy szerokiej Lidingövägen w północnej części miasta kilku mężczyzn ustawia się na środku ulicy na wysokości numeru 38–22 nieopodal kliniki chirurgii plastycznej. Mateusz, Damian, Patryk, Zbyszek i Daniel. Średnia wieku trzydzieści pięć, przystojni, uśmiechnięci, postawni; mają na sobie białe bluzy z napisem „Totus Tuus”.
Ulica jest obstawiona wozami policyjnymi, bezszelestnie migoczą koguty karetek, na wietrze powiewają tęczowe flagi. Za chwilę przejdzie tędy blisko pięćdziesiąt tysięcy osób¹, by „uczcić lokalne środowiska LGBTQ”². Sztockholm Pride to od 1998 roku największy event gejowski w Skandynawii. Wydarzeniu towarzyszą koncerty, festyny, wybór najlepszego hotelu LGBT roku. Mężczyźni w białych bluzach tymczasem stoją pewnie. Jeden z nich trzyma wysoki na kilkanaście metrów kij, na nim powiewa potężny wizerunek młodej, subtelnie uśmiechniętej kobiety – Matki Bożej, Pani z Tihaljiny.
– Panowie co tu robią? – Dwóch policjantów podchodzi do mężczyzn.
– Stoimy. A nie można? – odpowiada Daniel Kubiak. – Jest nas pięciu, to zezwolenia nie trzeba.
– Panowie, tutaj jest parada miłości – tłumaczy jeden z policjantów, spoglądając na bluzy swoich rozmówców.
– Wiemy! – odpowiada pewnym tonem Daniel. – Dlatego my przyszliśmy ze swoją miłością. – Daniel wskazuje na powiewający na wietrze kilkumetrowy sztandar z Kecharitomene.
– A broń jakaś jest, panowie? – dopytuje policjantka, która dołącza do kolegów.
– Oczywiście, że tak! – odpowiada ze śmiertelną powagą Daniel. – Proszę bardzo, już pokazuję. – Zdejmuje z szyi pancerny różaniec i wręcza policjantce.
Kobieta zupełnie zmienia wyraz twarzy.
– Ooo, panowie – mówi poważnym tonem – to wy macie broń silniejszą niż atom!
„Zdębieliśmy” – relacjonuje mi tamtą scenę Daniel, kiedy jedziemy z lotniska Arlanda pustymi ulicami Sztokholmu w środku nocy 30 czerwca 2023 roku. Niebo nad nami jest jasne, jak wczesnym popołudniem w Polsce. Mimo to latarnie nad drogami świecą pełnym blaskiem. W przedniej szybie samochodu odbija się twarz uśmiechniętej Pani z Tihaljiny.
– Ty tak jeździsz z Maryją po Sztokholmie? – pytam.
Daniel obraca się.
– A wiesz, ilu chłopa się obejrzało i pytało, kto to? – Śmieje się.
– Nooo – potwierdza siedząca obok Patrycja, żona Daniela.
Ma długie, gęste, czarne włosy. Kiedy Daniel zobaczył ją po raz pierwszy w jednej ze szwedzkich dyskotek, natychmiast pomyślał: „Ale Pocahontas! Wchodzę w to od razu!”. Miał już wtedy córkę w wolnym związku. Patrycja syna ze związku sprzed lat. „Stał za nią” – opowie mi potem Daniel. „A ja w rękach niosłem czerwone jabłko ze straganu sprzed dyskoteki. Prosto na nią. Facet mnie nie obchodził”.
Daniel gestykuluje.
– Czasem, jak stanę na światłach albo na parkingu i ktoś mnie zaczepi o ten obraz, to od razu opowiadam o Matce Bożej i o Różańcu! I żeby się zawierzyli Niepokalanemu Sercu Maryi.
– Cały Daniel! – mówi z uśmiechem siedzący obok ks. Krystian Zacheja, który przyleciał tym samym samolotem z Warszawy. Od czerwca 2023 roku pasowany Wojownik Maryi, młody, szczupły, trochę w typie intelektualisty, uduchowiony, z bródką i gęstą czupryną. Salezjanin, kończył seminarium w Lądzie, urodził się w Szwecji. Mama i tata są Polakami. Ksiądz Krystian wychowywał się jednak w Sztokholmie, dziś jest proboszczem parafii na Jakobsbergu i doskonale zna tamtejsze realia. Jego opowieści będą spędzać mi sen z powiek…
– Ale zaraz, Asia, dokończę z tą paradą. – Daniel odwraca się z powrotem przodem do kierownicy i ciągnie dalej: – Policjantka obróciła się na pięcie i odeszła. Po chwili w naszą stronę ruszyło kilku uzbrojonych policjantów. Szli z tarczami i pałkami. Myślę: „Już po nas”.
Daniel do złudzenia przypomina Jeana Reno z filmu _Leon zawodowiec_. Nie wiadomo, kiedy wyciągnie z kieszeni spluwę. Wrażenie potęgują tatuaże wystające spod czarnej bluzy z napisem „Wojownicy Maryi”. Opowiada całym sobą. Co jakiś czas gestykuluje, puszczając kierownicę.
– Zbliżają się policjanci, a ja: „Panowie, po co tak od razu z bronią, przecież my stoimy pokojowo”.
Uzbrojeni funkcjonariusze otaczają Wojów kręgiem. Jeden z nich zwraca się do Daniela:
– My tu przyszliśmy nie po was, ale żeby was ochronić!
Tymczasem z dala nadciąga kolorowy tłum półnagich mężczyzn. Wielu jest wymalowanych, czerwone lub różowe szminki na twarzach, wysokie buty, stringi. Tęczowe flagi, balony. Niektórzy pląsają w rytmie muzyki. Inni się całują.
– Chwyciliśmy różańce i zaczęliśmy się głośno modlić – opowiada Daniel. – I nagle młody chłopak, który obok nas się zatrzymał (był ubrany w obcisłe czarne spodnie, miał czarną szminkę na twarzy), zaczął strasznie wyć. Barytonem. Jakaś siła zaczęła wywijać jego ciałem. Chwyciliśmy go. „Bracie”, mówię, „przeżegnaj się”. On był lekko naćpany. Wiem coś o tym. Darł się. „Bracie, zrób znak krzyża”, mówię. Chłopaki cały czas się modlą. „Bracie, pomogę ci, zrób znak krzyża”. Spojrzał na mnie trochę zamglonym wzrokiem. „Niech Boża miłość się na ciebie wyleje”, powiedziałem. I powoli drżącą dłonią się przeżegnał. Chwilę jeszcze walczył i padł na ziemię. Wszystko się uspokoiło. A my staliśmy dalej z różańcami. Cały ten tłum zaczął w tym momencie obracać się na Kecharitomene.
26 października 2020 roku, Warszawa
Plac przed kościołem św. Aleksandra w Warszawie jest wypełniony po brzegi i tonie w czerni. Tysiące ubranych w czarne koszulki kobiet skanduje: „Nie ma wolności bez prawa do aborcji!” (przetłumaczę: „Nie ma wolności bez prawa do zabijania nienarodzonych dzieci!”).
Trwa pandemia. Obowiązuje zakaz publicznych zgromadzeń. Mimo to w całym kraju od 22 października odbywają się protesty z powodu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej. Trybunał orzekł, że zabijanie dzieci, u których stwierdzono ciężką wadę, jest niezgodne z konstytucją. Protesty mają wyjątkowo agresywny charakter, mimo że na ulicach są kobiety. „W stronę policjantów rzucano jajka, farbę oraz środki pirotechniczne – petardy hukowe. Policjanci w indywidualnych przypadkach używali środków przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej”³.
– Te kobiety bez przerwy rzucały przekleństwa. Na ludzi, którzy tam byli, na nas – mówi Paweł Urbanek. Jest Wojownikiem Maryi od 2016 roku. – W życiu czegoś takiego nie doświadczyłem. Nie wiem… jakbym w filmie jakimś był.
„Przed kościołem pw. św. Aleksandra, na placu Trzech Krzyży, trwa walka między uczestnikami Strajku Kobiet a powołaną do obrony kościołów Strażą Narodową. Z internetowych relacji wynika, że w tłum rzucane są butelki i ostre przedmioty. Na miejscu jest policja”⁴.
– Każdy wierzący zdaje sobie sprawę, jak ważne jest słowo. Tak jak błogosławieństwo jest ważne, tak przekleństwo może być bardzo niebezpieczne. I odczuwałem to w sobie. Złorzeczenia tych kobiet. To kosztowało mnie sporo silnych emocji, także na poziomie duchowym – dodaje Paweł.
Kiedy się pojawiły czarne marsze, nie zastanawiał się ani przez chwilę.
– Miałem pragnienie, żeby tam iść. Nie widziałem, co mnie spotka – mówi.
Najpierw modlił się pod kościołem Świętego Krzyża, gdzie była część protestujących, potem pobiegł do kościoła św. Aleksandra. Miał ze sobą tylko różaniec.
– Zaczęliśmy śpiewać _Jezus Królem_. Śpiewaliśmy przez długi czas. Potem uklękliśmy i zaczęliśmy odmawiać Różaniec. I wtedy w ruch poszły butelki. Szkło rozbijało się nam pod nogami. Ale modliliśmy się dalej. Za te kobiety i za życie.
5 stycznia 2023 roku, Rzym
Do bramek wejściowych na plac św. Piotra na kilka godzin przed rozpoczęciem ceremonii pogrzebowych Benedykta XVI ustawia się szeroka kolejka. Miejsca na placu powoli zajmują delegacje z całego świata: przywódcy państw, królowie, politycy i duchowni, przedstawiciele różnych wyznań. W kolejce do wejścia stoi też kilka gęstych rzędów mężczyzn w czarnych bluzach z napisem „Wojownicy Maryi”.
– Przyjechaliśmy większą grupą braci, staliśmy z banerem WM i emblematem Matki Bożej – wspomina Andrzej Grabowski, pierwszy krajowy koordynator Wojowników Maryi. – Przed samym wejściem na plac św. Piotra zatrzymali nas nagle karabinierzy, obstawili i kazali czekać. „Co się dzieje?”, myślę.
Po chwili do Wojowników podchodzi kobieta, postawna komendant karabinierów: „Panowie, nie wejdziecie”. „Ale jak to?”
Andrzej wspomina:
– Zacząłem jej tłumaczyć, że my z różańcami, że z Polski.
Komendantka mierzy Wojów z góry na dół. „Może ktoś za was poręczyć?”, pyta.
– Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to telefon do kardynała Krajewskiego – relacjonuje mi Andrzej. – Bogu dzięki, bo nas uratował! Okazało się, że we Włoszech czarne bluzy noszą tylko ekstremiści. Bali się nas. Zapamiętaliśmy sobie tych „ekstremistów”. – Andrzej się śmieje. – Zwłaszcza że krótko potem w Polsce niektórzy tak nas okrzyknęli…
– Po co jechaliście na pogrzeb papieża emeryta? – zaczepiam trochę Woja.
– No jak to, Joasia, to był wielki przyjaciel Polski. Chcieliśmy się modlić za Kościół!