Wolna i niezależna? - ebook
Wolna i niezależna? - ebook
Doktor Mim McCarthy postanowiła się usamodzielnić. Rzuciła narzeczonego, opuściła Auckland i kupiła starą przychodnię na prowincji. Aby ją zmodernizować, wystąpiła o dofinansowanie do fundacji Matrix i czekała na wizytę jej przedstawiciela. Okazał się nim Connor Wiseman, jej dawny narzeczony! Connor obiecuje bezstronność w ocenie sytuacji, Mim jednak nie jest pewna, czy może mu ufać. I czy może ufać sobie, skoro sam widok Connora wywołuje w niej dawną burzę uczuć?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9561-9 |
Rozmiar pliku: | 595 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie! Wcale nie próbuję zrobić na nim wrażenia. Ja nie uciekam się do takich tanich chwytów. Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – Mim McCarthy stała na najwyższym stopniu drabinki rozstawionej na biurku i próbowała zamalować zaciek na suficie kształtem przypominający Tasmanię. – Po prostu uznałam, że najwyższy czas jakoś ogarnąć ten pokój.
– Czyli to zbieg okoliczności, że chwyciłaś za pędzel akurat w dniu, kiedy przyjeżdża do nas ekspert z Matrix Fund, tak? – zapytała Skye, pielęgniarka i administratorka przychodni, która trzymała drabinkę.
– Przejrzałaś mnie. – Mim w geście poddania się rozłożyła ręce. – Zrobię wszystko, aby dostać od nich fundusze. Potrzebujemy pieniędzy na rozbudowę, bo inaczej…
– Rozumiem. – Skye przeciągnęła palcem po szyi. – Możemy pożegnać się z przychodnią, tak? Nigdy, Mim. Twoi pacjenci do tego nie dopuszczą. Jesteś im potrzebna.
– Aż tak źle nie będzie. Sprzedam duszę bankom. Znowu. – Mim westchnęła. – Obawiam się jednak, że mało już mi tej duszy zostało.
Zamknięcie przychodni oznaczałoby koniec marzeń i, co gorsza, niewywiązanie się z obietnicy złożonej matce. A pacjenci musieliby kilka godzin jechać samochodem do najbliższego lekarza. Mim jednak nie należała do osób, które łatwo się poddają. Pracy się nie bała, a życie nauczyło ją liczyć tylko na siebie.
– Wystarczy kilka maźnięć farbą i pokój będzie odmieniony – stwierdziła. – Módlmy się, aby przez następny tydzień nie padało i żeby znowu nie zrobił się zaciek.
– Prognoza jest dobra. Błękitne niebo i słońce. – Skye pociągnęła nosem ozdobionym kolczykiem. – Sprytnie – pochwaliła. – Wybrałaś farbę, która prawie nie pachnie. Facet niczego nie wywęszy.
– Cóż, jeśli nie możesz wygrać, oszukuj.
– Jeszcze jedna złota myśl Dany?
– Obawiam się, że tak.
Matka Mim, Dana, w rzadkich chwilach trzeźwości tryskała dowcipem i była autorką wielu celnych powiedzeń nie tylko o oszukiwaniu. Również o miłości i o tym, że z rodziną trzeba trzymać się blisko. A z dilerami jeszcze bliżej.
Mim puściła do Skye oko.
– Doktora Singha znam ze stażu. Poczciwota. Nasze niekonwencjonalne pomysły na medycynę środowiskową podbiją jego serce i pozytywna opinia gwarantowana.
– Jeśli ktokolwiek podbije jego serce, to tylko ty – odparła Skye. – Już odmieniłaś to miejsce nie do poznania. Miejmy nadzieję, że zła passa minie.
– Uhm. Podczas wczorajszego dyżuru dla matek z dziećmi zgłosiło się więcej kobiet, niż mogłyśmy przyjąć. Wieść o nas zaczyna się rozchodzić po okolicy. Poza tym dla ludzi jest niezwykle ważne, że pracujemy całą dobę. – Mim wierzchem dłoni otarła czoło, zeszła z drabinki i zadarła głowę, by podziwiać efekt swojej pracy. – Szkoda, że nie wszystko w życiu da się tak łatwo zaklajstrować – stwierdziła. – Teraz cały sufit wymaga odmalowania.
– I nie tylko sufit – odparła Skye, rozglądając się. – Niestety nie zdążymy. Doktor Singh zjawi się tu za pół godziny. Zresztą malowanie to najmniejszy problem.
Nie musisz mi tego mówić, pomyślała Mim. Nie chciała jednak wtajemniczać przyjaciółki we wszystkie kłopoty finansowe.
– Najważniejsze to przeciągnąć go na naszą stronę.
– Lubię wyzwania – odparła Skye i zatarła ręce. – To jak się do niego zabierzemy? Ja postaram się go zmiękczyć, a ty wręczysz mu łapówkę?
– Nie! To grozi pozbawieniem prawa wykonywania zawodu! Chociaż z drugiej strony… – Mim zachichotała, uniosła spódnicę i poruszyła biodrami, jakby tańczyła salsę. – Jeśli chcemy go urobić, to dlaczego nie posłużyć się starymi sprawdzonymi metodami?
– Hm…
Na dźwięk chrząknięcia Mim znieruchomiała. Szybko jednak się opanowała i odwróciła w stronę drzwi.
– Connor!? Co ty tu…?
Tutaj? Dlaczego? Dlaczego dzisiaj, kiedy czekam na rzeczoznawcę? Dlaczego w ogóle?
Connor Wiseman, wyglądający jak uosobienie sukcesu, z ironicznym uśmiechem na ustach wszedł do małego pomieszczenia.
– Cóż, widzę, że mogę już odwołać pościg za moją zbiegłą narzeczoną – zauważył.
– Sherlockowi Holmesowi wystarczyłyby dwie minuty, żeby mnie znaleźć – odcięła się. Sądząc po milczeniu Connora, zaciętej minie i stalowym spojrzeniu, strzał był celny. Mim wyprostowała się i zeszła z biurka. – Dzwoniłam, ale nie chciałeś ze mną rozmawiać. W liście pożegnalnym poinformowałam cię, że odtąd moim domem jest Atanga Bay. Na zawsze.
– I teraz mam nareszcie okazję zobaczyć, na czym polega przewaga Atanga Bay nad Auckland. – Krytycznym okiem spojrzał na wielkie kolorowe poduchy i stosy starych czasopism, które w zamierzeniu Mim miały tworzyć przyjazną atmosferę. – To już zabytek czy jeszcze nie?
– Może przychodnia nie odpowiada twoim standardom elegancji, ale za to jest moja. Stopniowo ją remontuję.
– Aha. – Wzrok Connora zatrzymał się na jaśniejszej plamie na suficie. Mim postanowiła nie dać się wyprowadzić z równowagi.
– I kocham to miejsce.
– Przepraszam, robota czeka – wtrąciła Skye, zabrała drabinkę oraz puszkę farby i wyszła.
Mim żałowała, że nie może ruszyć za nią.
Ile razy w bezsenne noce wyobrażała sobie to spotkanie? Planowała, co powie, jak się zachowa. Nigdy jednak nie przewidziała, że bliskość Connora wywoła w niej taki ból. Co powiedzieć mężczyźnie, od którego trzy lata temu uciekła w przeddzień przyjęcia zaręczynowego?
– Jesteś prze… – zająknęła się – przejazdem? Odwiedzasz kogoś?
– Nie. Służbowo.
– No tak. Służbowo. Naturalnie. – Mim poczuła ucisk w żołądku. Czyli nie przyjechał do niej. Ale dlaczego miałby to zrobić? I czy to ważne? Trzy lata powinny jej wystarczyć, by zapomnieć o pierwszej i ostatniej miłości życia, prawda? – W Two Rivers powstaje nowe osiedle. Jednak o ile wiem, nie ma tam przychodni…
– Rzeczywiście nie ma, chociaż warto by się nad tym zastanowić. – Spojrzał w okno. Bezkresny ocean i nieskazitelna plaża zapierały dech w piersiach. – Ta okolica zdecydowanie ma potencjał.
Łagodnie powiedziane.
– Nie bez powodu nosisz nazwisko Wiseman. Piękno przeliczasz na pieniądze. Ojciec byłby z ciebie dumny.
– Wątpię.
Mim spostrzegła, że na wzmiankę o ojcu Connor tak mocno zacisnął dłonie na rączce teczki, że aż mu kostki palców zbielały. Zmusiła się do uśmiechu.
– Miałam na myśli dostrzeganie potencjału. Zawsze byłeś w tym dobry.
– Niemniej w stosunku do ciebie się pomyliłem.
Trzy lata temu, zanim wylała morze łez, oboje wierzyli, że ich związek ma potencjał, że pokonają wrogie nastawienie Maxa Wisemana do niej. Bogaty chłopak i zwariowana dziewczyna ruszali na podbój świata. Okazało się jednak, że mają różne wizje przyszłości.
Mim nigdy jednak nie zapomniała Connora. Żałowała, że nie dała mu więcej z siebie, że matka, a raczej jej choroba, uczyniła ją tak nieufną wobec ludzi. Cóż, kobieta ciężko uzależniona od innych urodziła córkę ceniącą niezależność, na dodatek mającą się na baczności przed mężczyznami, którzy chcieliby ją do czegokolwiek zmusić, mówili, co ma robić, składali puste obietnice.
Mim wskazała osiedle za oknem.
– Pięćdziesiąt domów. Dla mnie oznacza to więcej pacjentów. Przydadzą się.
– Kłopoty?
– Nie takie, z którymi bym sobie nie poradziła.
– Och, na pewno sobie poradzisz. Zawsze sobie radziłaś. Ze mną i beze mnie. Nie bałaś się chwytać byka za rogi. Z wyjątkiem naprawdę ważnych spraw.
– Mówisz tak, jakbyś kiedykolwiek słuchał tego, co mam do powiedzenia.
– Gdybyś dała mi szansę…
Connor odwrócił się na moment w jej stronę. Zobaczyła twarz z granitu. Jego niezłomność z początku ją do niego przyciągała, potem stała się jedną z przyczyn rozstania. Niezłomność i nieugiętość są bardzo pociągające, dopóki nie niweczą marzeń.
Zignorowała aluzję do przeszłości i zerknęła na zegarek. Gdzie jest doktor Singh? Jego spóźnienie nie zapowiadało nic dobrego. Wyciągnęła rękę do Connora.
– Nie wiem, dlaczego przyjechałeś, ale jak widzisz, jestem zajęta. Zaraz mam spotkanie, więc może porozmawiamy innym razem?
Za kilkadziesiąt lat? W innym tysiącleciu?
– Tak się składa, że ja też mam spotkanie. Tutaj. Reprezentuję Matrix Fund. – Z błyskiem rozbawienia w oczach wyjął wizytówkę. – Wygląda na to, że zatoczyliśmy koło, tylko tym razem role się odwróciły. Teraz ja jestem na twoim terenie i czy ci się to podoba, czy nie, wiele ode mnie zależy.
– Matrix Fund? Jak ojciec rzuciłeś medycynę?
– Powiedzmy, że wybrałem boczną ścieżkę. – Potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić natrętną muchę. – Nieważne. Przyjechałem i mam zadanie do wykonania.
Mim poczuła mrowienie na plecach. Już prawie zdołała wygnać Connora z pamięci, a teraz znowu będzie go mieć blisko siebie? Wykluczone!
– Serio? To ty dokonasz oceny mojej działalności?
I nagle dotarło do niej, że to nie żart. Zrobiło jej się gorąco. Co za ironia losu! Porzucony narzeczony, na dodatek mający zupełnie odmienne od niej poglądy na medycynę środowiskową, będzie kontrolować jej przychodnię. Ona wierzy w elastyczność i wolność wyboru, on w reguły i ścisłe przestrzeganie procedur.
Mim rzuciła wizytówkę na biurko.
– Wiem, kim jesteś. Nie musisz mi przypominać.
– Pomyślałem, że nie zaszkodzi.
Jakby mogła kiedykolwiek zapomnieć!
– Co z doktorem Singhiem? I twoją praktyką lekarską?
– Singh zachorował. Udziały w przychodni sprzedałem.
– Więc teraz pracujesz z tatusiem, tak? Masz nadzieję objąć po nim stanowisko, kiedy przejdzie na emeryturę? Wolisz liczby od ludzi?
– Moja przyszłość nie powinna cię obchodzić. Sekretarka wysłała ci wczoraj mejla, w którym wszystko wyjaśniła. A tak między nami, nie wiedziałem, że chodzi o ciebie. Nie ja wybrałem sobie to zlecenie. Przydzielono mi je.
– W porządku. A tak między nami, spodziewam się, że wydasz sprawiedliwą opinię, nie kierując się tym, co wydarzyło się w przeszłości. Mejla nie czytałam. Byłam zbyt zajęta.
Mim postanowiła nie informować Connora, że uruchomienie przedpotopowego komputera trwa dwadzieścia minut, że w tej zapadłej dziurze internet ma ograniczony zasięg, a mejle w ogóle rzadko dostaje.
Connor ponownie spojrzał na białą plamę pośrodku pożółkłego sufitu.
– Zajęta? Oczywiście. Przecież obmyślałaś, jak zamydlić mi oczy. Przekupić mnie? Skorumpować? Nie wspominając o… zaraz, zaraz, jak to było… starych sprawdzonych metodach. Pamiętam, że byłaś w tym całkiem dobra.
Boże! Słyszał każde słowo! A teraz z satysfakcją patrzy, jak palę się ze wstydu! Mim poczuła ucisk w żołądku.
– To był żart.
Uśmiechnął się ironicznie.
– Nie stać by cię było na łapówkę dla mnie.
To prawda. Finansowo Connor należał do całkiem innej ligi. Mim najchętniej udusiłaby go gołymi rękami.
– Nie mogłabym poczekać, aż doktor Singh wyzdrowieje? – spytała.
– Obawiam się, że musiałabyś długo czekać. Przeszedł operację serca. Nie martw się. Potrafię być bezstronny.
– Wiem, że potrafisz.
– Jeśli uznam, że nie spełniasz warunków, powiem ci o tym. I pamiętaj, badam i oceniam stan finansów, wyposażenia, procedury. Nie ciebie.
– Czyli nie ma żadnego wyjścia?
– Mogłabyś wycofać wniosek. – Z pogardą powiódł wzrokiem po pokoju. – Nie wydaje mi się jednak, abyś zechciała to zrobić.
Istotnie, role się odwróciły. Trzy lata temu Mim była panią sytuacji, natomiast teraz wszystko zależy od Connora. To on rozdawał karty. Jej pozostawało robić dobrą minę do złej gry i ufać, że zdobędzie się na bezstronność.
Poczuła na sobie taksujące spojrzenie i oblała ją fala gorąca. Czy to tylko nerwy, czy coś bardziej niebezpiecznego? Absurd! Dawno temu zdusiła w sobie miłość, jaką go darzyła, i sprowadziła namiętny romans do rangi przygody. Długo leczyła złamane serce, lecz doszła do siebie. Znacznie trudniej było jej odzyskać spokój i równowagę po śmierci matki. I nie miała ochoty znowu doświadczać przeżyć wywołujących równie intensywne wstrząsy. Wzruszyła ramionami.
– Wygląda na to, że nie mam wyjścia.
– Owszem. Szczęściara z ciebie. – Connor zakołysał się na piętach. – Szczęściarz ze mnie.
Mim zacisnęła usta, aby nie krzyknąć z bezsilnej złości.
– Jak długo to potrwa?
– Trzy miesiące.
– Ależ to absurd. W broszurze informacyjnej nie ma ani słowa o trzech miesiącach.
Wystarczyły trzy minuty, aby wszystkie skomplikowane uczucia zepchnięte w najgłębsze zakamarki świadomości wybuchły z nową siłą. Chociaż z drugiej strony, jeśli kontrola wypadnie pozytywnie…
Trzy miesiące to ratunek i wyrok jednocześnie.
– Zakładam, że w nagrodę za dobre zachowanie weekendy będziemy mieli wolne?
– Spędzanie weekendu w tej zapadłej dziurze w towarzystwie eksnarzeczonej to już byłby masochizm – odparł, usiadł za biurkiem, otworzył teczkę i wyciągnął z niej gruby kwestionariusz. – Miejmy nadzieję, że uporamy się z tym gładko i bezboleśnie – ciągnął. – Nie będę cały czas siedział ci na karku. Ocenię określone aspekty świadczenia usług zdrowotnych przez przychodnię, potem dam ci czas na zapoznanie się z uwagami i wprowadzenie ewentualnych zmian. Poza tym zleceniem mam inne zajęcia.
– Jakie?
Dlaczego mnie to interesuje?
– Ocenianie innych przychodni. Doradzanie rządowi. – Ani słowa o rodzinie, o żonie, o tym, co robi po pracy. Chociaż dlaczego miałby jej opowiadać o swoim prywatnym życiu? Sama zrezygnowała z wszelkich praw do tej wiedzy, kiedy w środku nocy wyszła z jego rodzinnego domu. Tymczasem Connor wyjął smartfona i stwierdził: – Zabierzmy się do roboty. Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej zniknę. Odnoszę wrażenie, że nam na tym zależy. A więc pierwsza sprawa: skąd się wzięła nazwa przychodni? „Wpadnij do Dany” brzmi niekonwencjonalnie.
Mim wzięła głęboki oddech.
– Moja mama miała na imię Dana.
– Tak, tak.
Connor zaczął wypełniać rubryki kwestionariusza.
– Musisz to wszystko notować?
– Nie, ale zakładam, że zechcesz obszerniej wyjaśnić swoje motywy. To może pomóc.
– Daj spokój. Znasz jej historię. Długo chorowała. Choroba uniemożliwiała jej pracę. Była uzależniona.
– Przykro mi. Wiem, że to bolesny temat.
– Cóż, to już przeszłość. Trzeba ruszyć do przodu.
W oczach Connora, zanim znowu przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy, Mim dostrzegła błysk współczucia. Wiedziała, że siostra Connora zmarła w dzieciństwie. Widziała zdjęcie jasnowłosej dziewczynki. Kiedy jednak usiłowała się czegoś o niej dowiedzieć, napotkała mur milczenia.
– Narkotyki zniszczyły nie tylko ją, ale i jej bliskich. Mama nie szła do lekarza, bo bała się, że zacznie ją oceniać. Smutne, gdy całe miasteczko pokłada w tobie wielkie nadzieje, a ty nie możesz ich spełnić. – Mim wzdrygnęła się. – Dana nienawidziła sterylności i zapachu gabinetu lekarskiego. Pomyślałam, że jeśli uda mi się stworzyć tutaj przyjazną atmosferę, zachęcę ludzi takich jak ona do szukania porady i pomocy.
Connor odłożył długopis i spojrzał na Mim takim wzrokiem, jakby dopiero teraz ją zobaczył.
– Nigdy nie mówiłaś o niej w taki sposób. Nie zdawałem sobie sprawy… Podziwiam cię, że wyszłaś z tego cało.
Nie wiesz nawet połowy tego, co przeżyłam…
– Kto powiedział, że cało?
– Z tego, co pamiętam, jesteś bardziej zrównoważoną osobą niż większość ludzi.
Trochę się uspokoiła. Widać, że Connor mile wspomina wspólnie spędzone chwile, pomyślała. Może będzie wyrozumiały i potraktuje ją łagodnie?
– Dramat Dany rozegrał się dawno temu. Na szczęście miałam oparcie w babci. Teraz koncentruję się na medycynie rodzinnej. Rodzina zdrowa i bezpieczna. Poza tym… – Starała się przybrać lżejszy ton. Po co rozpamiętywać przeszłość? Lepiej patrzeć w przyszłość. Uda się. Trzy miesiące… – „Wpadnij do Dany” dobrze brzmi. „U Dany” kojarzyłoby się z klubem, gdzie można obejrzeć taniec na rurze, nie?
Roześmiał się. Jego twarz złagodniała. Mim pamiętała jego głęboki zaraźliwy śmiech. Tęskniła za nim.
– Centrum Medyczne byłoby równie dobre.
– Ale nudne. Chcę przypomnieć ludziom, jaka Dana była przed chorobą. Kochana Dana, a nie naćpana Dana, która kradła, kłamała i budziła powszechne zażenowanie. – Mim wzięła głęboki oddech. – Przyznasz, że nazwa jest oryginalna. To miejsce otwarte dla wszystkich. Można tu wpaść, posiedzieć i pogadać. Częstujemy gości kawą i herbatą. Mamy małą bibliotekę i nie pobieramy opłat za wypożyczenie książek. To wszystko świetnie się sprawdza. Przedtem w Atanga Bay nie było żadnej pomocy medycznej. Spójrz, lista stałych pacjentów systematycznie się wydłuża.
– Widzę. Zaskakujące miejsce na przychodnię. Na kompletnym pustkowiu, chociaż bardzo pięknym. Masz niekonwencjonalne podejście do sprawy. Chociaż ty zawsze byłaś… nieprzewidywalna.
Connor wyciągnął rękę i lekko dotknął ramienia Mim. Pięć minut temu nie podejrzewała, że byłby zdolny do takiego gestu. Okazało się jednak, że pod maską chłodu kryje się ten sam mężczyzna, w którym się beznadziejnie zakochała. Zanim zdążyła odpowiedzieć, cofnął rękę. Czar prysł.
– Przejdźmy do pytania numer dwa…
– Jak idzie?
Dwie godziny później Mim zajrzała do pokoju oddanego Connorowi do dyspozycji. Stanęła w drzwiach, przygryzając wargę. Pamiętał tę jej reakcję nerwową.
Przypomniało mu się teraz wiele szczegółów sprzed trzech lat. Unoszący się w powietrzu zapach balsamu do ciała z nutą mango, którego używała. Niepewny uśmiech, który powoli rozświetlał twarz.
Widok Mim, kobiety, która trzy lata temu zniknęła bez śladu, tańczącej na biurku, podziałał na Connora niczym silny cios. Miłość bolała. Strata ukochanej bolała jeszcze bardziej. Ostatnia przyjaciółka zarzuciła mu, że jest zimny i zamknięty w sobie. To był jego sposób na życie.
Wystarczyła jednak chwila spędzona w towarzystwie Mim, a twarda skorupa, jaką się otoczył, zaczęła pękać. Skup się na pracy, mawiał ojciec. Dobra rada. Praca jest przewidywalna, podlega ścisłym regułom. Związki z kobietami nie.
Mim czekała na odpowiedź. Czy ona nie widzi, jak bardzo mnie rozprasza?
– Dopiero zacząłem. Jestem zajęty.
– Przepraszam. Gdybyś czegoś…
– Zawołam. – Wciąż stała w drzwiach. W jej czekoladowych oczach czaiła się niepewność. – Jak bardzo zależy ci na pozytywnej opinii? Rozpaczliwie? – spytał.
– Nie, nie rozpaczliwie. – Wyprostowała się jak struna. Dumna i niezależna jak zawsze. – Pozytywna opinia oczywiście ogromnie mi pomoże. Chcę rozszerzyć działalność, potrzebuję więcej pomieszczeń, planuję dyżury fizjoterapeuty, dietetyka, psychologa.
– Zaczniemy od sprawozdań finansowych. Zaraz je przeczytam. Potem porozmawiamy o budżecie i audycie.
– Już nie mogę się doczekać. Wiesz, jak zrobić wrażenie na kobiecie. – Roześmiała się nerwowo, jakby spostrzegła, że posunęła się za daleko. – Przepraszam. To nerwy.
– Obcięłaś włosy.
Dlaczego musiał to zauważyć? I skomentować?
– Tak. Już jakiś czas temu.
– Do twarzy ci w takiej fryzurze.
Uwielbiał gładzić jej długie loki. Może dobrze, że się ich pozbyła? Nie będą go kusiły. W krótkim uczesaniu Mim wyglądała dojrzalej. Connor zauważył też, że schudła.
– Ty również świetnie wyglądasz. Prawdziwy biznesmen. Nie to, co dawniej…
Policzki zaczęły ją palić, zresztą nie po raz pierwszy dzisiaj. Umknęła wzrokiem w bok, dotknęła szyi, palcem przesunęła po obojczyku. Connor śledził jej ruchy. Pamiętał, jak pieścił wargami to zagłębienie szyi.
Zacisnął zęby, odpędził wspomnienia. Zbyt bolą, zbyt go rozpraszają, a on ma zadanie do wykonania.
– W porządku. Zmykaj, muszę się skupić. Muszę przejrzeć stosy papierów. Zawołam, jak będę cię potrzebował.
– Jedno krótkie pytanie.
– Jesteś niemożliwa. – Zawsze była niemożliwa, nie wiedział o tym? – Daję ci dwie sekundy.
– Pierwsze wrażenia?
Piekielnie seksy.
– Och, dwie sekundy nie wystarczą. – Usilnie starał się wymyślić coś dla osłodzenia brutalnej prawdy. – Przejrzałem pobieżnie rejestr szczepień dzieci do lat siedmiu i jestem zaskoczony.
Min spojrzała na niego z nadzieją w oczach.
– Pozytywnie?
– Wolnego, Mim. Nie miałem czasu wgryźć się w temat. Czeka mnie mnóstwo pracy, niemniej liczba wykonanych szczepień jest imponująca. Należy ci się za to duży plus.
– Każdemu pacjentowi przypominam o szczepieniach – odparła z dumą. – To ogromnie ważne.
– Chwała ci za to. Niemniej struktura i organizacja przychodni pozostawiają wiele do życzenia. Masz dobre intencje, ale pozostaje faktem, że to rudera. Mam nadzieję, że w biznesplanie i strategii na przyszłość znajdę coś bardziej optymistycznego.
– Oczywiście. Strategia. Twój konik. Niestety strategia nie jest moją mocną stroną. Ale…
– Wiem. Przychodnia jest jeszcze w stadium organizacyjnym, ale to może nie wystarczyć. Może powinniśmy przyjrzeć się wszystkiemu za mniej więcej rok, kiedy już wprowadzisz zmiany zasugerowane w raporcie? – Słysząc to, aż się wzdrygnęła, a Connor żałował, że nie może cofnąć tych słów. Nie przyjechał tutaj jednak, by ją ochraniać. Przyjechał jako przedstawiciel lokalnych władz dokonać oceny stanu zastanego. – Obiecałem, że będę bezstronny.
– „Wpadnij do Dany” może nie jest typową placówką medyczną i nie przypomina standardowych przychodni w Auckland, w których króluje szkło i chrom. Przyznaję, wymaga remontu, ale będzie dobrze służyła tutejszej społeczności. Pamiętasz, jak mówiłeś, że ma potencjał?
– Mówiłem ogólnie o Atanga Bay, nie o przychodni. – Prowadząc pojedynek na argumenty, Connor się odprężył. Tu nie było miejsca na wspomnienia. – Wyburzenie jej i rozpoczęcie wszystkiego od początku załatwiłoby sprawę. Ale ty byłaś zawsze… jak to określił ojciec, trochę dziwna.
– Dla niego może jestem dziwna, lecz tutaj to nikomu nie przeszkadza. Lubisz wyzwania. Podrąż głębiej, a zdziwisz się, co odkryjesz.
– Przepraszam, że przeszkadzam… – Skye zajrzała do pokoju. Pewnie na tym odludziu Mim nie mogła znaleźć nikogo innego tylko tę punkówę z kolczykiem w nosie, pomyślał Connor. – W Two Rivers był wypadek. Doniesienia są skąpe. Jakaś eksplozja, potem pożar. Tony zaraz przyprowadzi poszkodowanych, którzy mogą poruszać się o własnych siłach. Cztery albo pięć osób.
Mim skinęła głową. Stała się rzeczowa i opanowana.
– Dziękuję, Skye. Zaraz przyjdę.
Connor zerwał się z krzesła.
– Pomogę. Chyba będziecie miały pełne ręce roboty.
– Miło z twojej strony. – Mim uśmiechnęła się i obrzuciła go taksującym spojrzeniem, od którego zrobiło mu się gorąco. – Ale damy sobie radę. Proponuję, żebyś wrócił do papierów. Przecież nie chcesz pobrudzić sobie tego wytwornego garnituru, prawda?