Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Worowka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 grudnia 2022
Ebook
39,99 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Worowka - ebook

Tajemnice, które skrywała Aisza, wyszły na jaw. Przeszłość, przed którą uciekała, w końcu ją dopadła. Postawiona pod ścianą i zdana tylko na siebie worowka będzie musiała zgodzić się na warunki swego oprawcy. Żeby ocalić kogoś, kogo kocha,

jest zmuszona położyć na szali życie równie ważnej dla niej osoby.

Czy dokona właściwego wyboru?

PAULINA JURGA – pisarka, nauczycielka, mama dwójki urwisów. Kocha muzykę, jest uzależniona od wymyślania historii i od czekolady. W wolnym czasie gra na pianinie albo gitarze lub pisze teksty piosenek. Zadebiutowała serią Matrioszka, w której połączyła wątki mafijne i romansowe.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-740-1
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO CZYTELNIKÓW

Drogi Czytelniku,

witaj w świecie rosyjskiej, gruzińskiej i czeczeńskiej mafii. Na początku książki znajduje się słowniczek slangu mafijnego, dzięki któremu znacznie łatwiej odnajdziesz się w mafijnym świecie.

Nazwy rozdziałów są zapisywane zarówno po polsku, jak i po gruzińsku.

Wszystkie przypowieści, bajki, toasty i przysłowia gruzińskie pochodzą z serwisu: http://obliczagruzji.monomit.pl.

Psst… Koniecznie przeczytaj podziękowania. Znajdziesz tam pewną wskazówkę.SŁOWNICZEK SLANGU MAFIJNEGO

awtoritiet (ros.) – dosł. autorytet, boss mafijny zarządzający danym terenem, nadzorujący podporządkowaną mu grupę przestępczą

bojewik (ros.) – żołnierz w mafii rosyjskiej

bratskij krug lub siemiorka (ros.) – siedmiu najwyżej postawionych ludzi w szeregach worów w zakonie

brigadir (ros.) – lokalny kapitan szefa gangu

byk (ros.) – ochroniarz

cechownik (ros.) – czarnorynkowy sprzedawca

czir (czecz.) – krwawa zemsta honorowa

domasznik (ros.) – w slangu mafijnym pogardliwie o kimś, kto przywiązuje dużą wagę do rodziny

fienia (ros.) – żargon przestępczy

frajer (ros.) – w slangu mafijnym osoba niebędąca przestępcą

gruppirowka (ros.) – grupa przestępcza

kanonieri qurdi (l.mn. kanonieri qurdebi) (gruz.) – dosł. złodziej w prawie, określenie członka mafii gruzińskiej

kassir, kaznaciej (ros.) – mafijny księgowy

klejmo, riegalka, raspis­ka, rieklama (ros.) – slangowe określenia tatuażu

kliczka (ros.) – dosł. ksywka, imię nadawane podczas uroczystej „koronacji” na wora w zakonie

koronacja – uroczysty „chrzest” na wora w zakonie

krownik (czecz.) – wróg krwi

krysza (ros.) – dosł. dach, oddziały mafii zajmujące się ochroną przedsiębiorców w zamian za pieniądze

licrwi (gruz.) – krwawa zemsta

ławrusznik (ros.) – pogardliwe określenie Gruzina

ment (ros.) – policjant

Nochczi konach (czecz.) – Czeczen żyjący zgodnie z kodeksem honorowym i poświęcający się dla narodu

Nochczuo (czecz.) – Czeczen

pacan (ros.) – kandydat na wora, potencjalny członek gangu

pachan (ros.) – dosł. stary, określenie szefa w mafii rosyjskiej

poniatia (ros.) – kodeks zachowania

razborka (ros.) – wyrównanie rachunków przy użyciu przemocy

rekiet (ros.) – wymuszanie haraczy

schodka (ros.) – zebranie

sowietnik (ros.) – doradca, pełni podobną funkcję jak consigliere we włoskiej mafii

suka (ros.) – zdrajca

szestiorka (ros.) – najniższy poziom w rosyjskiej hierarchii mafijnej

tołkowiszcze (ros.) – zebranie, w którym mogą brać udział tylko wory w zakonie

torpieda (ros.) – płatny zabójca

uziemienie – rodzaj kary polegający na wykluczeniu z bractwa, co wiązało się z upokorzeniem i przejęciem dobytku skazanego

wor w zakonie, wor (ros.) – dosł. złodziej w prawie, określenie członka mafii rosyjskiej

worowka (ros.) – towarzyszka wora

worowskoj mir (ros.) – dosł. złodziejski świat, świat mafii

zek (ros.) – od: zakluczonnyj, czyli więzień; żeński odpowiednik to zeczkaCAUCASIAN POWER

Kaukaz, płynie w nas gorąca krew.

Kaukaz, jesteśmy razem. Kaukaz nadchodzi!

Wiedzcie, my zawsze będziemy silni duchem,

Jesteś ze mną? Tak, jestem, dżan, bratucha.

Kaukaz to nasz wspólny dom, wszyscy to wiedzą.

Nie zadzieraj z nami, to niebezpieczne.

Zawsze dumni, zawsze niepokorni.

Gdy wrogowie nas widzą, rozbiegają się na strony.

Nie boimy się nikogo oprócz Boga.

Jeśli jesteś po naszej stronie, mamy wspólną drogę.

Jeśli nie, to czekaj swojego czasu.

Tu jest Kaukaz, to znaczy można pohulać.

Tańczymy dumnie, nazistów bijemy po mordach.

Oni nie znają nas, tak samo jak nie znają naszych gór.

Strzeżemy tradycji i za to zabierają nas na milicję.

Ale my nie skrywamy się, nie chowamy swoich twarzy.

Będziemy się bić, będziemy trzymać się zasad.

Zawsze będziemy ponad wami, niczym górski orzeł.

Bracie, pogłośnij w imię Kaukazu,

Nie zapominaj, kim jesteśmy, powiedz: Kaukaz.

Zabijacie dzieci, napastujecie kobiety,

Wrzucacie chłopaków pod pociągi,

Nie ujdzie wam to jednak na sucho, będzie zmyte krwią.

Niech wasze matki odczuwają ten sam ból.

(I. Kaliszewska, M. Falkowski, Matrioszka w hidżabie. Reportaże z Dagestanu i Czeczenii, Warszawa 2021, s. 162)PROLOG

პროლოგი

Aisza

Dziewięć lat wcześniej

Z balkonu naszego mieszkania na Proletarskiej obserwowałam sięgające nieba minarety meczetu Achmada Kadyrowa i modliłam się do Allaha, by dał mi dość sił, abym godnie zaprezentowała się przed naszym gościem. Po drugiej stronie alei Kadyrowa trwały ostatnie przygotowania do otwarcia kompleksu Grozny City. Stolica w końcu podniosła się z kolan po drugiej wojnie czeczeń­skiej i coraz bardziej przypominała europejskie metropolie, które miałam okazję podziwiać na zdjęciach w kolorowych czasopismach, czasem przynoszonych mi przez moją nauczycielkę. Nana¹ mówiła, że ojciec zabierze mnie kiedyś na wycieczkę do Europy.

Miałam dziś na sobie odświętną sukienkę. Była ładna. Granatowa, za kolana i z pięknym koronkowym wykończeniem przy kołnierzyku i mankietach. Nana wyjęła nawet skórzane pantofelki na niewysokim obcasie i pozwoliła mi włożyć cieliste rajstopy. Podobałam się sobie, kiedy pospiesznie przejrzałam się w łazienkowym lustrze. Nie wypada przecież zbyt długo wpatrywać się w swoje odbicie, bo to oznaczałoby próżność. A ja nie mogłam być próżna, tylko skromna. Na głowie – tak jak nana – miałam dziś szajlę², której szczerze nienawidziłam.

Co chwila wymykałam się na balkon i niecierpliwie wypatrywałam czarnej limuzyny, którą miał przyjechać ojciec. Bilal od rana suszył mi głowę, powtarzając w kółko, jak powinnam się zachowywać, i był bardzo podekscytowany przyjazdem gości. Entuzjazm nany był znacznie mniejszy. Kiedy zaplatała mi warkocz i pomagała zapiąć suwak granatowej sukienki, miałam wrażenie, że się rozpłacze. Objęła dłońmi moje policzki i pocałowała mnie w czoło.

– Moja piękna córeczka – wyszeptała, a potem wyszła szykować obiad.

Od wczoraj właściwie nie opuszczała kuchni. Pomagałam jej lepić galuszki³, podczas gdy w garnku na wolnym ogniu gotował się żiżig⁴. Właśnie z powodu żiżig galnasz domyśliłam się, że dzisiejszy dzień jest bardzo uroczysty. To tradycyjne czeczeń­skie danie było popisową potrawą nany. Zwykle moja pomoc ograniczała się do lepienia kluseczek, ale tym razem kazała mi obserwować cały proces, instruując krok po kroku, jak powinno się przygotować ten posiłek. Zawsze gotowała dwa garnki bulionu: w pierwszym mięso wrzucała do zimnej wody, by uzys­kać wyjątkowy smak rosołu, a w drugim dawała je do wrzątku, żeby z kolei było pyszne i soczyste. Dopiero gdy bulion był gotowy, mogłyśmy przystąpić do żmudnego wyrabiania galuszek, by potem również ugotować je w mięsnym wywarze. No i sos czosnkowy, nieodzowny dodatek, którego unikałam jak ognia.

W końcu dostrzegłam czarne auto powoli skręcające w naszą ulicę. Nerwowe podniecenie spowodowało mrowienie pod skórą. Pojazd leniwie sunął i zatrzymał się dokładnie naprzeciwko wejścia do naszego bloku. Od strony kierowcy wysiadł ojciec, a od strony pasażera młody mężczyzna, który rozejrzał się czujnie, po czym obaj weszli do budynku.

– Już są! Już są! – Wbiegłam do salonu, nie mogąc opanować entuzjazmu.

– Aiszo! Etykieta! – syknął Bilal, unosząc dłoń, jakby chciał mnie spoliczkować.

Skuliłam się, czekając na cios, ale nie nadszedł. Zamiast tego jego dłonie zacisnęły się na moim ramieniu tak mocno, że miałam wrażenie, iż zmiażdży mi kości. Potrząsnął mną kilkakrotnie, po czym warknął:

– Przysięgam na Allaha, że jeśli to zepsujesz, tak złoję ci skórę, że własna matka cię nie pozna! Zrozumiałaś?!

– Tak, wuju – wyszeptałam przerażona.

– Masz być nieśmiała, skromna i nie okazywać emocji!

– Dobrze, wuju – przytaknęłam.

– Jeśli…

Przerwało mu głośne pukanie do drzwi wejściowych. Gwałtownie obrócił głowę w tamtym kierunku, po czym mnie puścił, popychając dość mocno. Ledwie utrzymałam równo­wagę. Kiedy wyszedł, wyciągnęłam w jego stronę język. Obojętnie, jak bardzo bym się starała, dla niego zawsze byłam „zbyt”: zbyt rozgadana, zbyt odważna, zbyt próżna, zbyt bezczelna… W ostatnim roku lista zaczęła się coraz bardziej wydłużać. A ja z każdym kolejnym wyzwis­kiem, z każdym kolejnym kuksańcem czułam wzbierający gniew i bunt. Starałam się je okiełznać. Teraz te uczucia przypominały lekkie bulgotanie mleka w garnku na chwilę przed tym, jak zaczyna wrzeć. Obawiałam się, że pewnego dnia po prostu wykipi. Wtedy z pewnością kara będzie dotkliwa.

Pierwszy rok w Groznym wspominam niczym bajkę. Zachłysnęłam się możliwościami wielkiego miasta, tym, że w mieszkaniu były cztery pokoje i łazienka. Miałam prywatną nauczycielkę, pozwolono mi też uczyć się gry na instrumencie. Bardzo podobała mi się gitara. Wtedy po raz pierwszy spotkałam się z ostrym sprzeciwem Bilala, który stwierdził, że instrumenty strunowe to dzieło dżinów, a grający na nich są skazani na wieczne potępienie. Zgodził się na pianino. Już jako dwunastolatka widziałam, jak bardzo ograniczone są jego wiedza i pojmowanie świata. Dlatego nie zwróciłam mu uwagi, że pianino to także instrument strunowy.

Naprawdę starałam się zachowywać zgodnie z tym, co głosiła czeczeń­ska etykieta, ale się dusiłam. Potwornie. Jakby każdy dzień pod jednym dachem z Bilalem powolutku odcinał mi dopływ powietrza. A ja nie mogłam, nie chciałam dać się zadusić. Jednak z każdym rokiem było coraz gorzej. Bardzo szybko zrozumiałam, że jedynym słusznym prawem jest prawo szariatu, a nasze życie regulują Koran i hadisy. Ewentualnie wizje Ramzana Kadyrowa, którego wuj Bilal czcił bardziej niż proroka Mahometa. W Czeczenii nie ma swobody myśli, wolności słowa czy równo­ści społecznej. My, kobiety, z zasady jesteśmy stawiane niżej od mężczyzn, a „mężczyźni mogą swobodnie nakładać na kobiety nakazy, ponieważ są one ich niewolnicami i nie mogą stanowić o sobie”⁵. A już o zasadzie: „Traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być traktowany”, mogłam tylko pomarzyć. Byłam jeszcze dziewczynką, a już musiałam postrzegać świat jak dorosła. W zasadzie zaczęło się to wraz z pierwszą miesiączką, „oczyszczaniem się” – jak to nazywał Bilal. Czułam się wtedy, jakbym była brudna, na ciele i duszy.

W przedpokoju usłyszałam męs­kie głosy. Jeden należał do ojca. Widywałam go rzadko, ale zawsze przywoził mi aljonkę – rosyjską laleczkę wypełnioną cukierkami, a ja uwielbiałam słodycze. Ruszyłam w kierunku korytarza. Byłam już potwornie głodna, ale wiedziałam, że będę musiała cierpliwie czekać, aż swój głód zaspokoją mężczyźni. Czasem bardzo się powstrzymywałam, by nie wywracać oczami za każdym razem, kiedy Bilal mi to wszystko przypominał. W brzuchu mi zaburczało. Objęłam dłońmi okolice żołądka i wychynęłam zza futryny. Czułam, jak warkocz prześlizguje się po moim prawym ramieniu, zawisa z boku i dynda swobodnie jak wahadło zegara w salonie. Wtem napotkałam jego wzrok, chłodne oczy koloru stali. Nie, jego oczy miały kolor sierści wilka. Były szare, ładne i czujne. I smutne. A potem błysnęło w nich zaciekawienie i się odezwał:

– Cześć.

Spojrzenia ojca i Bilala natychmiast spoczęły na mnie. Poczułam, że czerwienię się ze wstydu. Podglądanie nie przystoi skromnej dziewczynie.

– Podejdź tu, młoda damo.

Surowy głos ojca sprawił, że uda zaczęły mnie mrowić.

Uderzy mnie?

Bilal by tak zrobił. Robił to tak umiejętnie, że nie zostawiał ś­ladów. Wszak Prorok podczas swej ostatniej pielgrzymki powiedział, że nieposłuszeństwo kobiet winno być karane nieszkodliwym biciem. Spytałam wtedy nanę, jak bicie może być nieszkodliwe. Nie umiała odpowiedzieć. Na wiele moich pytań nie miała odpowiedzi. W takich chwilach mówiła tylko: „Allah tak chciał”. Jakby te słowa stanowiły rozwiązanie wszystkich problemów.

Ten młody chłopak był najwyższy z nich i przypatrywał mi się z niesłabnącym zainteresowaniem. Kiedy stanęłam przed ojcem, ten pochylił się tak, żeby mieć twarz na wysokości mojej. Zadrżałam pod naporem jego spojrzenia.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Aiszo. Nikt cię tego nie nauczył?

– Wybacz, ojcze. – Spuściłam skromnie wzrok. Kątem oka widziałam, jak unosi rękę. Przymknęłam powieki, czekając na uderzenie. Zamiast tego poczułam, jak głas­ka mnie po głowie.

– Niepokorna istota z niej. – Ojciec się zaśmiał.

– Pracuję nad tym – zapewnił Bilal.

Nie podnosząc wzroku, wzięłam głęboki wdech. Dobrze wiedziałam, jak „pracuje” i jak zapłacę za dzisiejszy wyskok.

– A teraz przywitaj się z bratem. – Dłoń ojca zsunęła się z mojej głowy, którą gwałtownie uniosłam.

– Bratem?

– To twój starszy brat Ali. – W końcu ojciec przedstawił chłopaka o szarych oczach.

Ten skrzywił się, jakby coś go bardzo zabolało, i w okamgnieniu uściślił:

– Nikołaj. Nie Ali. – Wyciągnął w moją stronę rękę na powitanie.

– No dalej, możesz podejść i się przywitać – powiedział ojciec.

Nie mogłam uwierzyć, że mam brata.

– Nie pamiętam go – wyrwało mi się.

– Kiedy wyjechał, byłaś zbyt mała, by go pamiętać – stwierdził ojciec.

Z wahaniem podałam Alemu rękę. Zamknął ją w swojej wielkiej dłoni, ale się nie uśmiechnął. Uścisk miał pewny i mocny. Przyjrzałam mu się uważnie. W ogóle nie przypominał ojca. Dlaczego nana nigdy o nim nie wspominała? Nie pojawiła się także, by go przywitać. Nic nie rozumiałam. Może byłam za młoda, żeby to pojąć? Może właśnie tak powinna się zachować czeczeń­ska matka – przecież my, kobiety, musimy powściągać emocje.

– A teraz idź pomóc matce, żeby wszystko było gotowe na czas – nakazał ojciec.

Posłusznie wykonałam polecenie. Wślizgnęłam się do kuchni i zastałam nanę stojącą tyłem do drzwi. Ramiona jej drżały, a twarz ukryła w dłoniach. Płakała.

– Nano… – Podbiegłam do niej. – Co się stało? Nano…

– Och, dziec­ko. – Przytuliła mnie, mocno ścis­kając. – Nigdy mi nie wybaczy…

– Ale co się stało, nano? – Nie rozumiałam, o co jej chodzi. I ledwie mogłam oddychać, tak mocno przytulała mnie do siebie.

Po dłuższej chwili uspokoiła się na tyle, że była w stanie wrócić do szykowania obiadu. Wypuszczając mnie z objęć, ­wyszeptała jeszcze:

– Allah ukarze mnie karą bolesną.

Nie drążyłam tematu. Bolała mnie jej rozpacz. Ostatnio często widziałam ją zasmuconą i zamyśloną, ale nigdy w takiej rozsypce. Bez słowa podała mi zastawę. Rozłożyłam ją na stole w salonie, a potem zaczęłam zanosić te potrawy, które nie musiały być podawane na ciepło.

Mężczyźni żywo o czymś dys­kutowali. Mój brat zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła. Kiedy pojawiłam się w zasięgu jego wzroku, zdawało mi się, że lekko się uśmiechnął. Później w pomieszczeniu zjawiła się nana i zapadło kłopotliwe milczenie. Nikołaj wstał, a po jej policzkach na nowo potoczyły się łzy.

– Synku… – wyszeptała, po czym podeszła do niego szybkim krokiem i go przytuliła.

A w zasadzie to on zamknął ją w swoich ramionach. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że na rękach miał liczne tatuaże. Tkwili tak dobrą chwilę, aż w końcu nana odsunęła się i z uśmiechem na ustach objęła dłońmi jego twarz. Musiała zadzierać głowę, by móc patrzeć mu w oczy.

– Ale wyrosłeś, kleza⁶. – Pogłas­kała go czule.

– Nie jestem już dziec­kiem, nano. – Skrzywił się.

– Dla mnie zawsze nim będziesz.

Posłał jej krzywy uśmiech i pocałował ją w czoło, a następnie wyswobodził się z objęć. Kiedy nana wyszła, zniknął na balkonie. Nikt nie zawracał sobie mną głowy, więc podążyłam za nim. Bezgłośnie wysunęłam się na balkon i obserwowałam go w ciszy. Stał oparty łokciami o balustradę i obserwując budynki Grozny City, palił papierosa.

– Wolno ci palić? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– A tobie wolno odzywać się bez pytania? – Zerknął na mnie przez ramię, a ja poczułam, że czerwienię się ze wstydu.

Znów byłam ciekawska.

– Przepraszam. Nie mów wujowi, proszę – dodałam pospiesznie i wzdrygnęłam się na myśl o tym, że znów miałabym za karę znaleźć się w ciemnej, zatęchłej piwnicy.

Mimo że w budynku mieszkało kilka rodzin, nikogo nie dziwiły metody wychowawcze wuja.

Brat obrócił się w moją stronę, oparł łokieć o barierkę i ostentacyjnie wypuścił z ust obłok dymu tak szary jak jego oczy.

– Wuj ciągle mi powtarza, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale czasem nie umiem się powstrzymać.

– Ciekawość jest siostrą odwagi – odparł ku mojemu zdumieniu, przyglądając mi się z łobuzerskim błys­kiem w oku. – Tylko tchórze nie potrafią sięgnąć po to, co wydaje się poza naszym zasięgiem. Tak przynajmniej twierdził mój… – zamyślił się na moment, po czym znów odwrócił się do mnie plecami i dodał: – przyjaciel.

– Fajnych musisz mieć przyjaciół. – Stanęłam obok i oparłam ręce na barierce dokładnie tak jak on.

– Szluga? – spytał, wyciągając w moją stronę tlącego się papierosa.

– Przecież to haram⁷! – zapiszczałam przerażona.

– Może dla ciebie, siostro. O! – Wyraźnie się ożywił, po czym kiwnął głową w kierunku skręcającego w naszą ulicę czarnego hummera. – W końcu jest.

– Kto?

– Twoja przyszłość. – Pstryknął petem przed siebie i zniknął we wnętrzu mieszkania.

Objęłam dłońmi balustradę i wychyliłam się, żeby spojrzeć na przybyszów. Z czarnego auta wysiadło trzech mężczyzn. Ten, który opuścił pojazd jako ostatni, wyglądał na jakąś ważną osobistość. Widziałam, jak zapina guzik marynarki i rozgląda się dokoła. Kiedy weszli do budynku, wróciłam do mieszkania.

– Matka cię szuka – rzucił chłodno Bilal.

Ruszyłam do kuchni pomóc jej w ostatnich przygotowaniach. Zaczęło mnie zastanawiać, dlaczego zarówno jej, jak i wujowi tak bardzo zależało na mojej pomocy. Kiedy stawiałam na stole bulion do żiżig galnasz, w salonie pojawił się mężczyzna, którego widziałam z balkonu. Jego dwaj towarzysze stanęli z boku, starając się nie rzucać w oczy. Moja wrodzona ciekawość znów wzięła górę i przyjrzałam mu się uważniej. Wyglądał na trochę młodszego niż ojciec, jego włosy były tak samo brązowe, podobnie jak oczy, a także zadbana krótko przystrzyżona broda. Na mój widok jego usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu. Wyciągnął przed siebie rękę, którą dotychczas chował za plecami, i moim oczom ukazało się bordowe pudełko przepasane złotą wstążką.

– Witaj – odezwał się lekko zachrypniętym głosem. – Ty musisz być Aisza. Proszę, to dla ciebie. Podobno lubisz czekoladki.

Uwielbiam!, chciałam wykrzyknąć, ale się powstrzymałam.

Spojrzałam na ojca, który kiwnął głową, więc wzięłam pudełko od nieznajomego.

– Dziękuję – odparłam, starając się brzmieć obojętnie, ale nie chłodno.

– Nazywam się Ramzan Gazujew i chciałbym cię bliżej poznać.

Już otwierałam usta, żeby spytać po co, kiedy ubiegł mnie Nikołaj.

– Panie Gazujew. – Lekko skinął głową, przyjmując wyćwiczoną pozę. Wyglądał, jakby czekał na rozkazy.

Gapiłam się na niego, rozmyś­lając, dlaczego tak się zachowuje.

– Ty musisz być Ali. – Ramzan wyciągnął dłoń na powitanie.

Na twarzy mojego brata ponownie wykwitł ten dziwny grymas.

– Nikołaj – poprawił go.

– Zapraszam do stołu. – W salonie pojawiła się nana.

– Jest i twoja piękna żona. – Przybysz zwrócił się do ojca. – Dziękuję za zaproszenie, pani Kutajewa.

– To dla nas prawdziwy zaszczyt – odpowiedziała, skromnie spuszczając wzrok.

Chyba powinnam była zrobić to samo, bo do moich uszu co chwila docierały ciche, pełne niezadowolenia cmoknięcia Bilala. Ale miałam go w nosie. Ponownie popatrzyłam na Ramzana i w tym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. W jego oczach dostrzegłam coś, na widok czego po kręgosłupie przebiegł mi zimny dreszcz. Nie spodobał mi się ten wzrok. Przyglądał mi się tak intensywnie. Zbyt intensywnie. Jakby gdzieś w jego wnętrzu czaiło się szaleństwo. Pewnie właśnie z tego powodu zaczęłam odczuwać niepokój. Po raz pierwszy miałam sobie za złe, że się gapiłam. A może to dobrze, może dostrzegłam coś, dzięki czemu będę się trzymać od tego mężczyzny z daleka. Popatrzyłam na pudełko z czekoladkami, które kurczowo ścis­kałam w dłoniach. Nagle straciłam na nie apetyt. Podeszłam do komody i położyłam na niej prezent. Czekałam grzecznie, aż mężczyźni zajmą miejsca, ale wtedy wydarzyło się coś, co całkowicie zbiło mnie z pantałyku.

– Sprawisz mi przyjemność i usiądziesz koło mnie, Aiszo? – zapytał Ramzan.

– Ja… – Nie wiedziałam, jak się zachować.

– Oczywiście, że usiądzie – mruknął ojciec, wyraźnie niezadowolony z moich manier. A w zasadzie z ich braku.

Posłusznie zrobiłam to, co mi kazano. Ramzan siedział na tyle blisko, że czułam ostry zapach jego wody po goleniu. Nie podobał mi się. Ośmieliłam się zerknąć w kierunku nany, czekając na jakiś ratunek, ale dwoiła się i troiła, nakładając jedzenie ojcu, Nikołajowi i Bilalowi.

– Doradzisz mi, od czego powinienem zacząć? – Głos Ramzana wyrwał mnie z zamyślenia. – Twoja matka przygotowała tyle wspaniałości i wszystko tak pięknie pachnie, że nie potrafię się zdecydować.

– Zacznij od galuszek – wtrącił ojciec. – Aisza samodzielnie przyrządziła żiżig galnasz.

Już otwierałam usta, by sprostować, że w zasadzie tylko lepiłam galuszki, ale karcący wzrok Bilala w porę mnie powstrzymał.

– Zatem grzechem byłoby nie skosztować, prawda, Aiszo? – Ramzan spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.

Dotarło do mnie, że powinnam go obsłużyć. Nałożyłam zatem na jego talerz galuszek, obok mięso, a potem nalałam odrobiny bulionu do miseczki i podałam sos czosnkowy. Następnie usiadłam i czekałam na pozwolenie, bym również mogła zacząć jeść.

– Pyszne – pochwalił Ramzan. – Jestem pod wrażeniem. Najlepsze żiżig galnasz, jakie jadłem. Już nie mogę się doczekać, aż będziesz je gotować tylko dla mnie.

Dobrze, że jeszcze nie miałam niczego w ustach, bo z pewnością bym to wypluła.

– Co? – wyrwało mi się, zanim zdołałam się powstrzymać.

– Aiszo! – syknął Bilal ostrzegawczo.

Ale zignorowałam go i zdumiona, a jedno­cześnie śmiertelnie przerażona, wpatrywałam się prosto w oczy Ramzana. I nie obchodziło mnie, że zachowuję się zuchwale i że to nie przystoi dziewczynie z dobrego domu.

– Przyjechałem na zmówiny. Twój ojciec ofiarował mi twoją rękę, kiedy się urodziłaś. A teraz, gdy w końcu mogłem cię poznać, widzę, że to była słuszna decyzja.

Mówił coś jeszcze, ale go nie słuchałam. W głowie – niczym zdarta płyta w starym gramofonie – kotłowały się słowa: „zmówiny”, „ofiarował mi twoją rękę”, „słuszna decyzja”. Zaczęło brakować mi tchu. Odszukałam wzrokiem nanę. Nie patrzyła w moją stronę. Nie mogłam liczyć na nikogo.

Przecież mam dopiero dwanaście lat.

Czułam wzbierające w oczach łzy i jeszcze większą niechęć do tego mężczyzny. Tego dnia nic nie zjadłam. Niczym robot obsługiwałam swojego „narzeczonego”. Odgrywałam rolę, tak jak sobie tego życzyli. Popisałam się swoim talentem muzycznym, ale na twarzy Ramzana nie dostrzegłam zadowolenia. Skomentował, że to zbędne fanaberie. Podczas podwieczorku słyszałam tylko, jak dogadują szczegóły naszego małżeństwa i ustalają wysokość mahru⁸. Warunkiem ojca było to, żebym ukończyła studia. Zależało mu, bym zdobyła wykształcenie. Ramzanowi widocznie było to obojętne, bo przystał na ów wymóg bez wahania. Kiedy odjeżdżał, stałam na balkonie i przez łzy obserwowałam samochód oddalający się aleją Kadyrowa.

1 Nana (czecz.) – matka.

2 Chusta przypominająca szalik, której jeden koniec przykrywa dekolt, a drugi swobodnie spływa po plecach.

3 Małe ręcznie lepione czeczeń­skie kluseczki.

4 Narodowe danie czeczeń­skie, czyli mięso baranie lub wołowe z klus­kami.

5 B. Warner, Szariat dla niemuzułmanów, Brno 2016, s. 17.

6 Kleza (czecz.) – szczeniaczek.

7 Haram (arab.) – zabronione.

8 Mahr (arab.) – okup, wiano, które pan młody musi ofiarować pannie młodej w dniu ślubu; to jeden z trzech warunków zawarcia małżeństwa w obrządku muzułmań­skim.2

ორი

Aisza

Miałam wrażenie, że lecę. Nie… określiłabym to raczej jako dryfowanie na powierzchni wody, która unosiła mnie na swoich falach gdzieś, gdzie nic mi już nie groziło. Gdzie nie ma bólu. Gdzie w końcu zaznam spokoju. Potem zorientowałam się, że to nie woda mnie unosi, a czyjeś ręce. Uchyliłam powieki i dostrzegłam twarz mężczyzny. Znałam go, ale nie mogłam sobie przypomnieć imienia, jednak instynkt podpowiadał, że nic mi nie grozi. Zanim z powrotem zasnęłam, dostrzegłam bezchmurne nocne niebo usiane gwiazdami. Skupiłam na nich oczy. Gdzieś w oddali usłyszałam męs­ki głos.

– Pomóż mi włożyć ją na tylną kanapę. Usiądę tam z nią.

Rozpoznawałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo należy. Znów zamknęłam oczy. Położono mnie w samochodzie i nakryto czymś ciepłym. Poczułam, jak ktoś ostrożnie unosi moją głowę, a potem kładzie na swoich kolanach. Zapach tej osoby kojarzył mi się z bezpieczeństwem. Zmusiłam się do otwarcia oczu.

Igor.

Mój Igor.

Uśmiechnął się smutno. Nie chciałam, żeby się smucił. Świat wirował, więc zamknęłam oczy, żeby to powstrzymać. Czułam się jak na karuzeli.

Przysnęłam, a kiedy się obudziłam, byliśmy na miejscu. Igor nie mógł samodzielnie opuścić samochodu. Cały czas asekurował go Otar. Nie mogłam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Pamiętałam tylko nasz pocałunek na patio za restauracją, a potem nic. Mój umysł znów chciał mnie chronić?

Tylko przed czym?

Próbowałam iść sama, jednak nogi miałam jak z waty, a w pozycji pionowej strasznie kręciło mi się w głowie. Chcąc nie chcąc, zgodziłam się, by Tariel mnie zaniósł. Lekarz w dość sędziwym wieku zajął się moimi obrażeniami. Kiedy zszywał ranę na głowie, leżałam na boku i obserwowałam Igora. Dłonie trzymaliśmy splecione na środku łóżka, a on jak zwykle był w stosunku do mnie czuły i opiekuńczy, jednak coś w jego zachowaniu wzbudziło mój niepokój. Był za spokojny. Po wymianie zdań z Kaliną po gruziń­sku domyśliłam się, że próbują coś przede mną ukryć. I z pewnością było to związane z moją utratą pamięci. Podświadomie wyczuwałam, że stało się coś strasznego.

Lekarz musiał się zająć także Igorem, który wyglądał na tak wyczerpanego jak wtedy, kiedy zawołał mnie do siebie pierwszego dnia naszej znajomości. Dostrzegłam sińce pod oczami, a na zwykle pogodnej twarzy widniał grymas. Bez wątpienia intensywnie nad czymś rozmyś­lał.

Co tam się wydarzyło?

Ktoś mnie pobił?

Czy Igor stanął w mojej obronie i przez to ucierpiało także jego kolano?

Po prawdzie wyglądało okropnie – pionowa blizna biegnąca przez sam środek, z boku ś­lad po postrzale i ten potworny obrzęk. Gdy wbito mu igłę w kolano, pomimo znieczulenia wyraźnie zbladł i zaczął oddychać przez usta. Ścisnęłam jego dłoń, chcąc dodać mu otuchy. Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. A potem obserwował lekarza, ściągającego płyn z jego kolana. Kiedy wyszedł, Igor położył się na boku twarzą do mnie. Skrzywił się, kiedy nieopatrznie trącił kontuzjowane kolano lewą nogą.

– To przeze mnie? – spytałam.

W odpowiedzi dotknął mojego policzka. Wypuściłam powoli powietrze, przymykając powieki. Nie sądziłam, że kiedykolwiek polubię czyjś dotyk. Słyszałam, jak Igor przesuwa się na posłaniu. Znajdował się teraz bardzo blisko, czułam ciepło bijące od jego ciała i zapragnęłam, by mnie objął. Ta potrzeba była tak nagła i niespodziewana, że zaskoczyła mnie samą.

– Obejmij mnie – poprosiłam niepewnie.

Nic nie odpowiedział. Za to na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ułożywszy się na wznak, wsunął ramię pod moją głowę i ostrożnie ułożył ją na swoim torsie. Słyszałam rytmiczną melodię, którą wygrywało jego serce tuż pod moim prawym uchem, i czułam jego zapach. Nigdy nie sądziłam, że zapach drugiego człowieka może wywoływać takie odczucia. Kiedy tylko do mojego nosa dotarła woń Igora, mimo ran, mimo że mnie mdliło, zapragnęłam, by znów dotykał mnie tak jak dzień wcześniej. Może dlatego wsunęłam dłoń pod jego koszulę. Mięśnie na jego brzuchu w kontakcie z moimi palcami napięły się, a on wciągnął powietrze z głośnym sykiem. Powędrowałam dłonią wyżej. Działałam po omac­ku, kierując się instynktem i reakcjami Igora na mój dotyk.

– Lepiej nie drażnij lwa – mruknął wyraźnie rozbawiony.

– Lwy nie zawsze muszą być wrogami. Czasem stają się przyjaciółmi.

– Co ty nie powiesz? – Zaśmiał się.

– Nana opowiadała mi kiedyś bajkę o niewolniku, którego skazano na śmierć. Wpuszczono go na arenę razem z lwem, a ten zamiast go pożreć, polizał mu dłonie. Okazało się, że kiedyś w lesie ów niewolnik wyjął cierń z łapy lwa.

– Brzmi jak ocenzurowana i podrasowana na czeczeń­ską modłę wersja Pięknej i Bestii – sarknął, po czym dodał poważniej: – Zapamiętaj, Pajączku. Bestia zawsze będzie bestią. Potwór zawsze będzie budził strach.

– Ale powiedziałeś mi także, że każdy strach można oswoić.

– Zaczynasz łapać mnie za słowa – skwitował ze śmiechem.

– Po prostu jestem uważnym słuchaczem. – Wzruszyłam ra­mionami.

– Opowiedz mi coś jeszcze – zachęcił. – Gruzini mają mnóstwo przypowieści. A Czeczeni? Jest jakaś baśń, do której lubisz wracać myś­lami?

– Był sobie człowiek polujący na ptaki. Pewnego dnia rozpostarł swoją sieć na brzegu rzeki i rozrzucił pokarm, by je zwabić. W końcu wpadło w nią stadko ptaków, lecz gdy łowca podszedł, by je pochwycić, z szumem skrzydeł wzleciały w górę, ciągnąc za sobą sieć. Zdziwił się, bo wyglądało to tak, jak gdyby ptaki się zmówiły i wzbiwszy w powietrze, poleciały w jednym kierunku. Czym prędzej ruszył w ś­lad za nimi. Po drodze spotkał człowieka, który zapytał go, dlaczego jest taki wzburzony i dokąd idzie. Ptasznik wskazał na odlatujące ptaki i powiedział, że spieszy, aby je schwytać. Człowiek wybuchnął śmiechem. „Niech cię Bóg oświeci. Czyżbyś naprawdę sądził, że zdołasz złapać ptaki lecące po niebie?” Łowca odrzekł: „Oczywiście jeśli w sieć wpadłby jeden ptak, to nie byłbym w stanie go dogonić. Jednak ja je złapię, zobaczysz”. Jak powiedział, tak też się stało. Wraz z nastaniem zmierzchu, każdy z ptaków zaczął ciągnąć sieć w stronę swego gniazda. Jeden chciał lecieć do lasu, drugi w kierunku jeziora, trzeci ciągnął w góry, niektóre zaś w zaroś­la. Żaden z ptaków nie osiągnął swego celu, bo w końcu wszystkie, razem z siecią, spadły wyczerpane na ziemię. Wtedy dopadł je ptasznik i pochwycił¹⁵.

– Dzala ertobaszia – skomentował Igor.

– Słucham?

– W jedno­ści siła, gruziń­skie motto. Jeśli trzymamy się razem, nic nie jest w stanie nas pokonać, a jeśli każdy pójdzie w swoją stronę, przegramy z kretesem.

*

Nie wiem, które z nas zasnęło pierwsze. Kiedy się obudziłam, znajdowałam się sama w pokoju. Przez otwarte drzwi balkonowe wlewało się ostre słoneczne światło. W powietrzu roznosił się zapach wody i lasu. Kalina z Igorem stali oparci o barierkę. Nawet z tej odległości widziałam zacięty grymas na twarzy Rzeźnika. Usiadłam na łóżku i poczułam zawroty głowy. Odruchowo dotknęłam dłońmi skroni. Na prawej wyczułam opatrunek. A potem stwierdziłam, że nie mogę oddychać przez nos. Dotknęłam go. Był opuchnięty i obolały. Nie potrafiłam sobie niczego przypomnieć, a w środku czułam pustkę.

Nie…

Dokładnie tak samo czułam się dwa lata temu, w szpitalu. W gard­le zaczęła mi rosnąć gula, która utrudniała oddychanie. I wtedy pojawiło się pierwsze wspomnienie.

Fioletowe tęczówki.

Moje ciało zaczęło drżeć. W głowie miałam coraz więcej strzępków wspomnień, mozolnie składających się w całość. Obraz łazienkowej podłogi i zlepki jakichś wyrazów… wyzwisk kompletnie pozbawionych sensu. Załkałam z dłonią przyciśniętą do ust.

Blady.

Blady mnie zaatakował!

– Wszystko w porządku?

Spojrzałam w stronę, skąd dobiegł głos Igora. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Kaliny, ale chyba wyszedł.

– Byłam w łazience… – odezwałam się cicho. – Czy… – Gardło miałam wysuszone i mówienie sprawiało mi wielką trudność.

Igor zbliżył się do łóżka, kulejąc – mimo wspierania się na lasce. Ostrożnie na nim usiadł, po czym odezwał się spokojnie, choć i tak dało się słyszeć gniewną nutę w jego głosie:

– Chciał cię zabić. Kalina go powstrzymał.

Zaczęłam się trząść. Mój koszmar znów powrócił. Nie był wytworem mojej wyobraźni. Był namacalny. I znów próbował mnie skrzywdzić.

– Dlaczego?

– To nasz kaznaciej. Był na zaprzysiężeniu, a potem zobaczył nas razem. Podejrzewam, że wystraszył się, że go rozpoznasz i powiesz mi, co ci zrobił, a wtedy ja zakończę jego marny żywot. Ale to tylko moje domysły. Prawdziwy powód będę znał, gdy go przesłucham.

– On tu jest? – Mój głos się podniósł, a ciało znów zaczęło dygotać. Objęłam się ramionami, by nad tym zapanować. Na próżno.

„Czarnulko…”

„Nie pozwolę, żeby jakaś kaukas­ka szmata zjebała mi tyle lat przygotowań!”

„Rosja jest wszystkim, reszta niczym”.

– Nie – wyjęczałam, zamknąwszy oczy, bo niechciane wspomnienia siłą wdzierały się do mojego umysłu, zacierając poczucie rzeczywistości. Wsunęłam palce we włosy i ścisnęłam je mocno u nasady, tak żeby bolało. Chciałam się pozbyć tych wspomnień. Wymazać. Zapomnieć…

– Pajączku. – Dłoń Igora ostrożnie rozcapierzyła moje palce, a potem przytulił mnie do siebie. – On jest w takim stanie, że już nigdy cię nie skrzywdzi. Ba, nawet na ciebie nie spojrzy.

Nie rozumiałam, dlaczego wydawał się rozbawiony. Po chwili jednak spoważniał.

– Muszę wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Dowiem się, kto jeszcze tam był tamtej nocy. A potem ich znajdę. Każdego po kolei. I zabiję. Powoli. Będę wykonawcą licrwi.

– Dlaczego? Dlaczego to robisz? Co oni cię obchodzą…? To mój koszmar i moje problemy…

– Pamiętasz historię, którą opowiedziałaś mi wczoraj, tę o lwie? Nikołaj wrzucił cię na arenę, lwu na pożarcie. Ale lew był ci wdzięczny i dał się oswoić.

– Jesteś mi wdzięczny? Za co?

– Sprawiłaś, że uwierzyłem, że kiedyś „w końcu wszystko będzie dobrze”¹⁶.

– Cytujesz Piękną i Bestię? – Odsunęłam się i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

To była baśń, której kwestie znałam na pamięć, odkąd pierwszy raz zobaczyłam ją w rosyjskiej telewizji, tuż po przeprowadzce do Sankt Petersburga. Mimo że nie byłam już dziec­kiem, marzyłam, żeby zamieszkać w zamku potwora, którego w końcu pokocham.

– Cytuję to, co mi się podoba. – Wzruszył ramionami. – A tak się składa, że te disnejowskie infantylne teksty mają drugie dno. Taki podprogowy coaching. – Mrugnął do mnie, a potem ostrożnie przejechał dłonią po moim policzku. To było przyjemne. – Skutki wstrząśnienia mózgu możesz odczuwać nawet przez kilka tygodni – powiedział. – Możesz mieć kłopoty z pamięcią i koncentracją, a także dokuczliwe zawroty czy bóle głowy. To minie.

– Pamiętam… strach. Obezwładniający – odezwałam się cicho. – Chciałam się bronić, ale… spanikowałam. Jakbym nagle straciła władzę w rękach i nogach. – Objęłam głowę dłońmi i pokiwałam nią z niedowierzaniem, wcis­kając palce we włosy. Nadal miałam na sobie wczorajszą sukienkę. Podsunęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam na nich podbródek. – Nie potrafiłam zapanować nad lękiem. Nigdy mi się to nie uda…

Igor wyciągnął rękę w moją stronę. Na jego otwartej dłoni spoczywał nóż sprężynowy, który mi podarował. Pamiątka po jego siostrze.

– Pamiętasz, co tu jest napisane?

Spojrzałam na gruziń­ski grawer.

– „Podziwiać należy wielkie czyny, a nie słowa”¹⁷ – odparłam.

– Właśnie. – Położył sycylijkę koło moich stóp i wstał. Nic z tego nie zrozumiałam. – Pomóc ci się przebrać?

– Poradzę sobie – odparłam pospiesznie.

– Jak wolisz. Zjemy razem śniadanie, a potem mam kilka spraw do załatwienia. Tamuna dotrzyma ci towarzystwa. Poczekam na dole. – Chwycił swoją laskę, którą jak zwykle oparł o nocny stolik, i ruszył do drzwi.

W tym momencie uświadomiłam sobie, że nie zdołam rozsunąć suwaka sukienki.

– Igor… mógłbyś? – Wskazałam dłonią na swoje plecy. – Nie odepnę zamka. – Wstałam z łóżka i odwróciłam się do niego plecami. Poczułam, jak rozpina suwak, i zarejestrowałam lekkie szarpnięcie, kiedy napotkał opór. – Dziękuję. – Odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć.

Tęczówki miał niemalże czarne, a wzrok ciężki i mętny. Kącik jego ust uniosły się nieznacznie, nadając mu łobuzerski wygląd. A potem poczułam palce na odsłoniętej części pleców. Dreszcz przyjemności był tak niespodziewany i nagły, że westchnęłam głośno. Przymknęłam powieki, kiedy poczułam na plecach drugą dłoń. Obie wędrowały teraz w dół, lekko masując skórę. Kiedy dotarły do dolnej części zamka, delikatnie wsunęły się pod materiał i znów zaczęły wędrówkę, tym razem ku górze. Palcami zahaczał o kontury talii, czułam jego oddech tuż przy uchu. Był przyspieszony i ciężki. A potem poczułam, jak przejeżdża ćwiekiem w języku po krawędzi mojego ucha, a jego dłonie docierają do moich ramion i zsuwają ze mnie sukienkę. Nie oponowałam. Nie byłam w stanie. Było mi tak przyjemnie, kiedy jego usta zaczęły całować moją szyję, nagie ramiona, a dłonie objęły piersi. Ścisnął je lekko, a ja jęknęłam.

– W zasadzie… – wymruczał. – Już nie jestem głodny.

Zjechał dłońmi w kierunku mojego brzucha. Zesztywniałam i złapałam je, nim dotarł do szpecącej go blizny. Zastygł z ustami na moim karku. Czułam tylko ciepły oddech łaskoczący miejsce, które przed chwilą wielbiły jego usta. I wtedy olśniło mnie, że stoję przed nim prawie naga. W samych majtkach. Zamknęłam oczy i mocniej zacisnęłam palce na jego dłoniach.

– Igor… – wyszeptałam błagalnie.

Nie umiałam wydusić z siebie prośby, żeby przestał. Żeby mnie nie dotykał. Nie tam. Nie w miejscu, gdzie byłam oszpecona przez ciążę i cesarskie cięcie. Nigdy nie przywiązywałam wagi do tego, jak wygląda mój brzuch, nie przejmowałam się dietą ani wagą, ale właśnie w tym momencie przypomniałam sobie rozstępy, pozbawioną sprężystości skórę i tę odpychającą szramę. Nie chciałam, żeby Igor to oglądał, bo zdałam sobie sprawę, że panicznie boję się odrzucenia z jego strony.

– Co się stało? – Wycofał ręce na moje ramiona, które zaczął lekko masować. – Pajączku? – Ponaglił mnie, kiedy milczałam.

– Jestem oszpecona. Zbrukana… Nie rozumiem, jak możesz chcieć mnie dotykać…

Zanim zrozumiałam, co chce zrobić, stanął przede mną. Próbowałam jakoś zasłonić brzuch i uda, ale nie byłam w stanie. Złapał moje dłonie, a potem przyłożył je do swoich ust. Całował każdą opuszkę po kolei, a potem wierzch najpierw lewej, potem prawej dłoni.

– A ja nie rozumiem, dlaczego miałbym tego nie robić – wy­szeptał.

– Są obrzydliwe… – odparłam cicho, czując łzy w kącikach oczu.

– Są częścią ciebie – stwierdził, puszczając moje dłonie. Jedną ręką objął mój kark, masując go lekko. – Nie zapominaj o tym. Może i są niechcianą pamiątką, przywołują bolesne wspomnienia, ale to część twojego życia. To im zawdzięczasz, że tu jesteś. I jaka jesteś. To wydarzenia z nimi związane cię ukształtowały. „Żelazo hartuje się w ogniu, człowieka w trudnościach”¹⁸. Powinnaś o tym pamiętać. Zawsze. Twoje ciało to tylko opakowanie. A w życiu istotne jest to, jaka jesteś w środku.

A potem znienac­ka przylgnął wargami do moich ust. Jęknęłam cicho, kiedy kolczykiem pieścił mój język. Dłonią objął mój policzek, a drugą rękę położył w dole pleców i przysunął mnie do siebie tak blisko, że nie było między nami wolnej przestrzeni. Przez opatrunki w nosie miałam problem z oddychaniem, więc co chwila pozwalał mi zaczerpnąć powietrza. Splotłam palce na jego karku, a on zacisnął lewą dłoń na moim poś­ladku, mrucząc przy tym z zadowoleniem.

– Koniec tego dobrego. – Odsunął się z uśmiechem i otaksował mnie wygłodniałym wzrokiem. – Na wszystko przyjdzie czas.

Zadrżałam, bo zdałam sobie sprawę, że w końcu do tego dojdzie. A ja mogę nie być w stanie się przełamać.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

15 Za: M. Jaşar Kandemir, Ptaki, w: tegoż, Czterdzieści hadisów w opowiadaniach, tłum. Musa Çaxarxan Czachorowski, Białystok 2018, s. 7.

16 Cytat z adaptacji baśni Piękna i Bestia produkcji Walt Disney Pictures.

17 Cytat z Demokryta.

18 Przysłowie gruziń­skie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: