-
nowość
-
promocja
Wpół do starości. Refleksje o drugiej połowie życia - ebook
Wpół do starości. Refleksje o drugiej połowie życia - ebook
Życie na każdym swoim etapie jest pełne, ponieważ trwa. I staje się tym pełniejsze, im trwa dłużej, choć współczesny świat postrzega temat starości jako mało atrakcyjny.
Marzena Rudnicka, jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich ekspertek w obszarze starzenia się społeczeństwa, oddaje w nasze ręce książkę, która łączy wieloletnią praktykę z osobistym doświadczeniem. To krótkie, nasycone i angażujące emocjonalnie teksty, które zachęcają do odważnego spojrzenia na kolejne etapy życia ze zrozumieniem i uważnością.
Autentyzm tego przekazu z czułością oswaja wiek, a także zmiany i nowe role, które niesie upływający czas. Może stanowić punkt wyjścia do przemyśleń i międzypokoleniowych rozmów o starzeniu się oraz świadomości budowania dobrego życia bez barier wieku.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8343-683-8 |
| Rozmiar pliku: | 13 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdy z nas spotyka wpół do starości w innym miejscu. U ciebie to może być moment, kiedy poczujesz, że tak samo dużo masz za sobą, jak i przed sobą. To nie musi być mierzone latami. Życie nie jest jak telewizja. Nie biegnie linearnie. Jest raczej jak Netflix, który nie ma ściśle zaplanowanego programu, więc dramaty mieszają się w nim z komediami.
Wpół do starości to czas przejścia, który jest jak greckie słowo _kairos_, oznaczające przełomowy i subiektywny moment. Kairos był też greckim bożkiem szczęśliwego trafu i okazji, przedstawianym jako mężczyzna z bujną czupryną z przodu, ale łysy z tyłu. Można go było złapać tylko za grzywkę, a więc jedynie wtedy, gdy nadchodził, ponieważ chwilę potem stawał się nieuchwytny. W przeciwieństwie zatem do chronosu, który jest liniowym, mierzalnym czasem, _kairos_ to najbardziej znacząca chwila w wymiarze indywidualnym.
Wpół do starości nie jest połową życia, bo wtedy byłoby jasne, kiedy nastąpi jego koniec.
Może to w takim razie moment, w którym nie powinno się odkładać decyzji na potem, bo „potem” staje się krótsze i mniej pojemne, niż było do tej pory?
Twoje i moje wpół do starości jest też naszym wspólnym czasem.
Jesteśmy w nim razem właśnie teraz: ja – kiedy to piszę, i ty – kiedy to czytasz.
Nie wiem, jaką dziś masz datę w kalendarzu, ale to nie ma znaczenia, ponieważ czasu, podobnie jak wieku, nie mierzy się tylko w liczbach.
A może wpół do starości to moment przebudzenia, żeby w końcu zacząć żyć?Jesteś cudem
„Przede wszystkim, abyś był tu teraz, biliony błądzących atomów musiały w niezwykle wyszukany i wymagający niewiarygodnej koordynacji sposób połączyć się i stworzyć ciebie. Jest to tak szczególny i wyszukany układ, że nigdy wcześniej nie był jeszcze testowany i będzie istniał tylko ten jeden raz”¹ – pisze Bill Bryson w swojej książce _Krótka historia prawie wszystkiego_.
To nie musiało się wydarzyć. Wręcz przeciwnie. Prawdopodobieństwo, że pojawisz się na tym świecie i będziesz takim, jakim jesteś, człowiekiem, w tym, a nie innym miejscu w kosmosie, jest nie do policzenia. Twoje pojawienie się było cudem.
Przyszedłeś na świat z historią swoich przodków, a także z ich emocjami, zapisanymi na niewidzialnych taśmach DNA. Nie ma drugiej istoty na świecie, która byłaby taka jak ty. Różnimy się od siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Dzięki temu świat się rozwija i jest ciekawy, a życie stanowi wielką i niepowtarzalną przygodę. W związku z tym ignorowanie różnic między nami, porównywanie się, etykiety i stereotypy nie mają sensu.
Różnimy się też wiekiem. Jedni są starsi, a inni młodsi. Wiek ma to do siebie, że jest w ciągłym ruchu i wciąż biegnie. Lata lecą każdemu z nas, a to oznacza, że jutro będziesz starszy od samego siebie z tej chwili, kiedy to czytasz. Różnorodność wieku jest w takim razie podwójnie ciekawa. Dzisiejsi seniorzy to my w przyszłości, a dzisiejsi młodzi to my z kiedyś.
Licznik każdego z nas bije i nie da się go cofnąć. Nie ma też dwóch takich samych momentów w życiu. Nigdy nie jesteś tak samo młody ani tak samo stary jak wczoraj. Żadna sekunda, która minęła, nigdy się nie powtórzy.
Nikt nie przeżył twojego życia przed tobą i nie zrobi tego po tobie. To twój czas i twoja przestrzeń. Nie pozwól się oceniać, krytykować, że jesteś na coś za stary albo że jest za późno. Korzystaj z życia, jak tylko potrafisz, i niech ci nie powszednieje fakt twojego istnienia. Przecież jesteś cudem. Nadal.
I każda chwila twojego życia zostawia ślad dla kolejnych pokoleń.A niech się śmieją
Halina usiadła na wąskiej ławce, żeby wystawić się do słońca. Jeszcze jest takie ostre. To dopiero marzec, a w górach, to wiadomo. Zima jeszcze i śnieg leży pod płotem.
Nie ma okularów przeciwsłonecznych, bo tu, na wsi, jak była młoda, nikt takich nie nosił, a później też jakoś tak wyszło, że nigdy nie miała. A poza tym – jak by wyglądała, gdyby tak w nich do owiec na halę szła! Chusta na głowie i te okulary! Ludzie by się śmiali.
Tak jak się śmiali, kiedy zaczęła chodzić tu, do tego domu seniora. To nie jest jej dom, bo Halina przychodzi tylko w dzień, bez nocowania. Ma tu rówieśników. Ma opiekunki, piękne aniołki, co organizują takim jak ona wolny czas, podają pyszne posiłki i pytają o zdanie. Taki szacunek do człowieka.
Niby to nie dom, ale o niej, jej koleżankach i kolegach mówi się „mieszkańcy”.
Tu, na wsi, każdy, co taki bez grosza i samotny, to wstydzi się tej biedy. Bo ludzie się śmieją, że taka gospodyni była, a teraz co? Jak wytłumaczyć, że wnuki nie zajrzą, ani dzieci. Ona wie, że jakby mieli czas, to by przyjechali. W tygodniu każdy pracuje i się uczy, i swoje życie ma. Ona ma nudne życie, to nawet nie ma o czym opowiadać. Ale w tym domu, dla takich jak ona, tego wstydu już nie ma. Nikt nie ocenia, a rozmawia się o życiu, o drobnych sprawach i o tym, że dziś znowu taki ładny dzień.
Halina wstała z ławki, bo zawołali na obiad.
_Takiego życia, jak tu, to ja nigdy nie miałam_ – pomyślała.Poczekalnia wieku
W pewnej przypowieści uczeń pyta swojego mistrza: „Mistrzu, jak długo trzeba czekać na zmiany?”. Na co ten odpowiada: „Jeśli chcesz czekać, to długo”.
Czy wiek może być hamulcem działania?
Czy hasło „poczekaj, dorośnij” jest pułapką, czy raczej bezpiecznym przystankiem? Albo czy sformułowanie „w tym wieku to już nie” faktycznie jest przejawem troski?
– Ty, dziecko, jesteś jeszcze za młoda, żeby zakładać swoją firmę. Naucz się najpierw u kogoś, a potem próbuj – usłyszałam podczas rodzinnego obiadu, kiedy miałam trzydzieści parę lat. Tego samego roku wystartowałam z biznesem, bo czułam, że to mój moment.
Jestem po pięćdziesiątce, mam za sobą dwa lata walki o pełną sprawność po operacji kolana. Przez cały ten czas marzyłam, żeby wrócić do jazdy na łyżworolkach. To moja pasja od ponad trzydziestu lat. Kolega, któremu już nic się nie chce, bo „swoje w życiu zrobił”, tak skomentował moją radość, że znowu robię trasy: „Ale że ty jeszcze w tym wieku jeździsz na łyżworolkach, to się dziwię. Sama sobie kłopotów narobisz, zobaczysz!”.
Któregoś dnia jechałam na tych moich rolkach – na które nie jestem za stara – i przypomniał mi się ten kolega i inne rozmowy w kategorii „w tym wieku to już nie…”. Nazwałam to „poczekalnią wieku”. To takie miejsce dla za młodych i za starych. Taka zamrażarka życia.
Uwielbiam podróżować po Afryce. Za kierownicą terenowych aut, z namiotem na dachu, przejechałam wiele tysięcy kilometrów. Od jednego oceanu do drugiego, przez wszystkie kraje poniżej równika.
Możliwość i przywilej spotykania plemion, które żyją zgodnie z rytmem natury i bez cywilizacyjnych naleciałości, wiele mnie nauczyły. Zdarzało się, że zatrzymywaliśmy się u misjonarzy, co było świetną okazją do porozmawiania o lokalnych zwyczajach, wierzeniach i kulturze.
Pamiętam jedną z takich rozmów. Polski misjonarz tłumaczył, że mieszkańcy jego wioski używają dwóch różnych słów dla określenia czasu. Pierwszym z nich jest _sasha_, które oznacza czas teraźniejszy i najbliższą przyszłość, tak do około roku. Drugie słowo to _zamani_, oznaczające czas przeszły, a także dalszą przyszłość, czyli „to, czego już nie ma” albo „to, czego jeszcze nie ma”.
W tym miejscu wracam pamięcią do innej wyprawy, nad jezioro Turkana na północy Kenii. To ponoć kolebka ludzkości. Według badań antropologów stamtąd pochodzimy. Turkana jest słonym jeziorem tektonicznym położonym w miejscu, które raczej wypadałoby nazwać końcem niż początkiem świata. Otoczone kamienną pustynią, na której panują ekstremalnie trudne warunki do życia, wydaje się miejscem bezludnym, ale spotkałam tam pojedynczych mieszkańców. Podróżowałam wtedy z rdzennym Tanzańczykiem i dzięki jego znajomości suahili i kilku dialektów mogłam dowiedzieć się o tym miejscu więcej. Pamiętam rozmowę z pewnym mężczyzną, który był czarownikiem i strażnikiem jednej z tamtejszych wiosek. Zapytałam, czy długo czekają tam na deszcz. Odpowiedział, że nie czekają, bo tak rzadko pada, że nie warto. „Tu nie ma pór roku, słońce wschodzi i zachodzi zawsze o tej samej porze, tu się na nic nie czeka. Tutaj się nie czeka na życie, tu się je przeżywa”.
Afryka nauczyła mnie pokory, braku oczekiwań wobec świata i szacunku do tego, co mam tu i teraz. Bez żalu za tym, co utraciłam, bez tęsknoty i pogoni za tym, czego nie mam.
Tamten świat, w którym kobiety w moim wieku statystycznie już nie żyją, w którym rodzi się dużo dzieci, ale również wiele umiera, docenianie momentu między „było” a „będzie” ma wagę, ma znaczenie, pozwala tym ludziom żyć.
To odejście od tradycyjnego, liniowego rozumienia czasu pozwala na zupełnie inną perspektywę, na przeżywanie życia wtedy, kiedy ono trwa, czyli teraz.
W kulturze zachodniej tworzymy z czasu, a więc także z wieku, takie właśnie „poczekalnie”. Nadajemy sobie i innym etykiety, a na nich zapisujemy terminy przydatności. Jesteśmy za młodzi albo za starzy. Na coś jest za wcześnie albo za późno.
Niejednokrotnie słyszymy, że ktoś jest za młody na zakładanie rodziny, choć bardzo już tego pragnie. Że za młody, żeby tak się poświęcać pracy, bo trzeba się wyszaleć. A w pracy? Za młoda na szefową. Za młody, żeby samodzielnie prowadzić projekt. Za młoda, żeby odzywać się na zebraniu przy prezesie. „Poczekaj, młody człowieku, a zobaczysz, że kiedyś (tutaj bliżej nieokreślony czas) nadejdzie właściwa chwila”. A jeśli ta chwila nie nadejdzie?
Jest też drugi biegun życia. Poczekalnia dla za starych. Słyszeliście o niej na pewno.
„W twoim wieku już się nie zmienia zawodu. Dotrwaj do emerytury w tym, co umiesz”.
„Tatuaż? Przecież ty masz wnuki!”
„Nie pchaj się do tej pracy, daj miejsce młodym”.
„W twoim wieku już tak się człowiek nie nosi”.
„Podróże i podróże. Już się najeździłaś, teraz posiedź w domu i wnukami się zajmij”.
Ta blokada wieku jest czasami tak silna, że czekając – właściwie nie wiadomo na co – tak naprawdę się cofamy. A przecież życie nie zatrzymuje się razem z nami. Ono wciąż biegnie.
Pamiętam rozmowę ze świetną kobietą. Miała wtedy jakieś sześćdziesiąt pięć lat. Zapytałam ją, na ile lat się czuje. Odpowiedziała, że na co najmniej piętnaście mniej. Spytałam dlaczego.
– Bo ja całe życie musiałam być perfekcyjna i żyć dla kogoś. Najpierw musiałam być idealną córką i uczennicą, później – nienaganną żoną, panią domu i matką. A teraz w końcu jestem dla siebie! Właśnie ten wiek, który teraz mam, mi pasuje. Dopiero teraz czuję, że żyję!
Czy ten moment między „wczoraj” a „jutro”, między „było” a „będzie”, między „przed chwilą” a „za chwilę” nie jest najważniejszy?
Wyjdź z poczekalni i idź tam, gdzie chcesz.
Im dłużej będziesz czekać na życie, tym krócej będziesz żyć.
A _sasha_ jest także słowem, które oznacza „życie”.Ósmy dzień tygodnia
Dawno temu ludzie ustalili, że tydzień ma siedem dni. Niektóre z nich lubimy bardziej, inne mniej. Na temat poniedziałków powstał nawet film, ale już o wtorku nie. Natomiast kochamy weekendy! To w sumie jeden długi dzień, który zaczyna się w piątek po południu i kończy w poniedziałek rano.
Pamiętam czasy, kiedy w soboty chodziło się do szkoły, a w niedziele na poranną mszę. Tym sposobem system edukacji, tradycja i rodzice odebrali mi w dzieciństwie leniwe weekendowe poranki. Wtedy narodziło się we mnie marzenie o ósmym dniu tygodnia.
Wyobrażałam sobie, że ósmego dnia przede wszystkim się wyśpię i odpocznę. Poza tym przeczytam zaległe książki i spotkam się z koleżankami, z którymi nie miałam czasu się zobaczyć w tygodniu. Że coś namaluję i że generalnie pojawi się dzień, w którym będę robić wszystko to, co jest najfajniejsze i najciekawsze.
W kalendarzu faktycznie tego dnia nie ma, ale gdy obserwuję niektórych ludzi, mam wrażenie, że oni wierzą w jego istnienie. Nazywają go „kiedyś”. To taki ulubiony termin, który pojawia się w sformułowaniach typu: „Kiedyś i ja polecę do Grecji”. Kolejna nazwa nieistniejącego ósmego dnia tygodnia zaczyna się od czegoś, co brzmi „ajak”. Mowa tu o: „A jak skończę ten projekt, to…” albo: „A jak schudnę, to…”. Najczęstszym „ajakiem” jest: „A jak znajdę czas”. To taki popularny zwrot, oznaczający termin, na który się umawiamy z kimś, z kim wiemy, że się nie spotkamy, bo zwyczajnie nie chcemy. Bardzo często jednak na ten sam nieokreślony termin „a jak znajdę czas” umawiamy się wewnętrznie ze sobą – na coś miłego i dobrego dla siebie.
Jest też „na zaś”, które również mogłoby spokojnie znaleźć się w kalendarzu, bo w sumie oznacza to samo, co „na potem”. Tyle tylko, że dość często „na potem” zmienia się w „za późno”, bo na przykład odłożone „na zaś” ciasto się popsuło. Tak też bywa z marzeniami. Jeśli odłożymy je za bardzo „na zaś”, to okaże się, że uległy przeterminowaniu.
Jak widać, jest mnóstwo dowodów tego, że ósmy dzień tygodnia niby istnieje. To strych, na który odkładamy różne rzeczy. Ósmy dzień tygodnia jest naszą ulubioną czasoprzestrzenią, która nie ma końca, ale też nigdy naprawdę się nie zaczyna. Jest miejscem, do którego wrzucamy nasze marzenia, plany i rozwój. To sejf, w którym trzymamy żelazną rezerwę wolnego czasu.
Pamiętam taką historię. To były początki mojej pracy na swoim. Miałam klienta. Starszy pan, prawnik. Przygotowywałam dla niego dokumentację w związku z pewną transakcją i zdarzało mi się wysyłać e-maile z informacjami o postępach prac o drugiej w nocy albo nad ranem. To trwało kilka dni. Kiedy się spotkaliśmy, powiedział: „Nie może pani tak ciężko pracować, to panią wykończy”. Ja mu na to, że mam taki plan, że jeszcze pięć lat, a potem to już będę robić tylko to, na co będę miała ochotę. On aż usiadł. Zupełnie jak ojciec, z powagą mędrca powiedział: „Nie wolno odkładać życia na za pięć lat, bo nikt nie dał pani gwarancji, że ten czas w ogóle będzie”.
Te słowa zostały ze mną do dziś. Późniejsze podróże do Afryki oraz stoickie podejście do życia zrobiły swoje. Dziś wiem, że odkładanie życia na później nie ma żadnego sensu.
Nie musiałam żyć pół wieku, żeby odkryć, że ósmy dzień tygodnia nigdy nie nadejdzie.Architekci dobrego życia
„Panie doktorze, gdybym wiedziała, że będę tak długo żyła, to bym się lepiej do tej starości przygotowała” – powiedziała pewna starsza pani w gabinecie lekarskim.
Długie życie może zdarzyć się każdemu, a zwłaszcza tym, którzy je dobrze zaplanują. W każde kolejne urodziny życzymy sobie stu lat, ale czy zastanawiamy się nad tym, jak będzie wyglądało nasze życie, gdy dystans do tych stu lat wprzód będzie mniejszy niż do czterdziestu wstecz?
Posługując się pewnym uproszczeniem, ale jednocześnie dotykając sedna sprawy – na emeryturę wnosimy trzy rodzaje zasobów: relacje, zdrowie i pieniądze. Nieprzypadkowo wymieniłam je w takiej właśnie kolejności. Jak pokazują analizy tak zwanych niebieskich stref – czyli tych miejsc na świecie, w których ludzie żyją najdłużej – najważniejszą zmienną długiego życia są relacje społeczne. Silne i dobre więzi międzyludzkie, aktywność zawodowa i społeczna, świadomość bycia potrzebnym. To wszystko wpływa na zdrowie, siłę i poczucie szczęścia.
Zacznę od relacji i aktywności społecznej, skoro są tak istotne. Powszechnie wiadomo, że z wiekiem coraz trudniej o nowe przyjaźnie, natomiast te sprzed lat bywają trudne do pielęgnowania. Wraz z przybywaniem kolejnych lat, ubywa nam jednocześnie elastyczności. Radykalizują się poglądy, dzieli polityka lub różnica zdań w kwestii codzienności. Myślimy o sobie, że na starość jesteśmy mniej atrakcyjni towarzysko, bo czujemy zmęczenie i brak motywacji, a to z kolei najczęściej powoduje, że stopniowo coraz bardziej stronimy od ludzi. Dochodzi do wycofania, które w konsekwencji może doprowadzić do poczucia osamotnienia. Świadome budowanie relacji, na przykład poprzez przynależność do klubów seniora lub uczestnictwo w uniwersytetach trzeciego wieku, praca na emeryturze czy utrzymywanie i nawiązywanie znajomości wymagają ciągłego wysiłku i wychodzenia życiu naprzeciw – to prawda. Są jednak najlepszą inwestycją w dobrą starość.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w pensylwańskim miasteczku Roseto w Stanach Zjednoczonych kardiolog Stewart George Wolf Junior przeprowadził eksperyment dotyczący powiązań między stylem życia i więziami społecznymi a ich wpływem na zdrowie.
Mieszkańcy Roseto nie prowadzili się specjalnie zdrowo. Jedli tłuste i smażone potrawy, pili wino, palili papierosy, a mimo to mieli znacznie niższą zachorowalność na choroby serca w porównaniu do reszty kraju. Prawie nikt nie umierał tam na zawał czy choroby układu krążenia, które w latach sześćdziesiątych były jedną z głównych przyczyn śmierci w Stanach Zjednoczonych.
Co zatem odkrył doktor Wolf? Przyczyną dobrego zdrowia mieszkańców były silne więzi rodzinne i społeczne. Ludzie z Roseto żyli blisko siebie. Często się spotykali, pomagali sobie nawzajem, wspierali w codziennych sprawach. Osoby starsze mieszkały ze swoimi bliskimi w wielopokoleniowych domach, co wpływało na ich zdrowie psychiczne i fizyczne. Z czasem, gdy młodsze pokolenia zaczęły odchodzić od tradycyjnego stylu życia i przejmować bardziej amerykański, wskaźniki występowania w Roseto chorób układu krążenia wzrosły i dorównały do średniej krajowej. Eksperyment doktora Wolfa stał się jednak fundamentem dla dalszych badań nad wpływem relacji społecznych na zdrowie i długowieczność.
Kolejnym z wymienionych powyżej zasobów wieku dojrzałego jest zdrowie. Trzeba pamiętać o tym, że nie da się zbudować dobrej kondycji zdrowotnej z dnia na dzień. Dlatego na każdym etapie życia tak ważne jest dobre odżywianie i ruch, ale też profilaktyka i badania kontrolne, zwłaszcza pod kątem chorób wynikających z obciążeń genetycznych. Postawa przejawiająca się hasłem: „Nie chodzę do lekarzy, bo jeszcze coś mi tam znajdą” – jest bardzo szkodliwa, ponieważ zdrowie wymaga ciągłej troski. Nałogi, nadwaga, stres i niedobór snu skracają życie, ale – co chyba jeszcze bardziej istotne – zwiększają ryzyko poważnych chorób, które mogą doprowadzić do utraty samodzielności w starszym wieku. Opiekowanie się swoim zdrowiem to również dbanie o higienę psychiczną. Zmiany nastrojów, kłopoty ze snem, drażliwość i apatia są często objawem poważniejszych chorób, takich jak depresja lub demencja, i warto posiadać wiedzę, jak im zapobiegać lub leczyć na wczesnym etapie. Obok zajęć fizycznych ważne są też ćwiczenia pamięci, by zadbać o dobrą kondycję mózgu. To wszytko składa się na dbałość o zdrowie i powinno być traktowane jak inwestycja, która zaprocentuje w przyszłości.
Trzecią ważną kwestią komfortu na emeryturze są pieniądze. Jesteśmy w takiej sytuacji demograficznej, że coraz mniej osób aktywnych zawodowo pracuje na coraz większą liczbę osób pobierających emerytury i renty. Przy takim obciążeniu emerytury będą za niskie, aby zaspokoić potrzeby bytowe na odpowiednim poziomie, pozwalającym tym samym na aktywną starość. Aby zbudować zasoby finansowe na emeryturę – na dwadzieścia lat, a być może i więcej – warto zacząć wcześnie, czyli jeszcze w młodości. Dla dzisiejszych trzydziestolatków inwestowanie w emeryturę może brzmieć jak abstrakcja, ale dane demograficzne mówią jednoznacznie, że to już naprawdę jest moment, aby myśleć o zabezpieczeniu swojej przyszłości.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki