- W empik go
Wrecked - ebook
Wrecked - ebook
W życiu odgrywamy wiele ról, ale czy można udawać miłość?
Liliana to początkująca projektantka mody, studiująca w Londynie. Nie może otrząsnąć się po toksycznym związku, w którym tkwiła od lat. Z dala od rodziny i przyjaciół, z trudem radzi sobie z własnymi emocjami. Sposobem na zapomnienie ma być ślub przyjaciółki. Dziewczyna nie chce jednak pojawić się na nim sama i robi wszystko, aby spóźnić się na samolot do Polski…
Przypadkowe spotkanie z Nathanielem zapoczątkuje ciąg zdarzeń, których konsekwencji żadne z nich nie będzie w stanie przewidzieć. Zawierają układ, w ramach którego Nathaniel towarzyszy Lili na ślubie przyjaciółki. Sytuacja jednak wymyka się spod kontroli i oboje będą musieli podjąć decyzje, które wpłyną na ich przyszłość.
Czy udawana relacja ma szansę przerodzić się w prawdziwe uczucie?
Czy Nathaniel pokona dręczące go demony i odnajdzie drogę do serca Lili?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-67915-33-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
— Dotarliśmy na miejsce. — Usłyszałam przez głośnik zniecierpliwiony głos kierowcy.
Wyjrzałam pośpiesznie przez okno i dostrzegłam jasny budynek terminala odlotów. Chwyciłam mocniej rączkę dużej walizki podróżnej i wyciągnęłam ją z autobusu jednym szarpnięciem. Ciężar bagażu spowodował, że zachwiałam się i cofnęłam o krok. Udało mi się odzyskać równowagę i stanąć pewnie na płycie chodnikowej. Odetchnęłam z ulgą. Ściskając w palcach pasek torebki, wmieszałam się w tłum podróżujących osób.
Wszyscy się śpieszyli i pędzili w kierunku lotniska. Wszyscy poza mną. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Moje stopy zastygły na ciemnych płytach, gdy całe ciało ogarnął stres, docierający aż do koniuszków palców. Czułam się rozdarta. Nie potrafiłam znaleźć właściwego rozwiązania. Pragnęłam zawrócić i się poddać. Jeszcze nie było za późno. Miałam drugie, zapasowe, wyjście. Kusiło mnie, by z niego skorzystać.
Spojrzałam z niechęcią na zegarek i w jednej chwili zamarłam. Byłam już spóźniona i nie miałam pojęcia, czy uda mi się dotrzeć na czas przed odlotem samolotu.
Chciałam traktować to jak znak z nieba. Robiłam wszystko, by ktoś za mnie zdecydował i pozbawił mnie możliwości podjęcia decyzji. Wiedziałam, że ten dylemat kiedyś się pojawi i zawładnie wszystkimi moimi myślami. Niestety, zdanie się na los w niczym mi nie pomogło.
Nie chciałam zawieść jednej z najbliższych mi osób. Moja obecność dużo dla niej znaczyła. Pragnęłam być dla niej wsparciem w tak ważnym dniu. Z drugiej strony miejsce docelowe było ostatnim, w którym pragnęłam się znaleźć. Nie wiedziałam, czy byłam na to gotowa. Zaczęłam panikować, gdy spadł na mnie ciężar odpowiedzialności.
Nie udało mi się zmrużyć oka przez ostatnią noc. Przewracałam się z boku na bok, nie umiejąc dostrzec wyjścia z tej sytuacji. Biłam się z myślami i analizowałam wszystkie dostępne możliwości. Starałam się podjąć właściwą decyzję, nawet kosztem własnego szczęścia.
Mogłam o to winić wyłącznie siebie. Nie wyjawiłam prawdy, przez co nie miałam okazji, by pogodzić się z konsekwencjami. Nikt nie wiedział o tym, co się wydarzyło. Bałam się przyznać, że nie wszystko ułożyło się po mojej myśli. Straciłam kontrolę i nie miałam pojęcia, jak ją odzyskać.
Pragnęłam, by zwykła codzienność wróciła do normy, ale nie było to możliwe. Szkody wyrządziły w moim sercu zbyt duże spustoszenie.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i pod wpływem chwili zaczęłam biec. Musiałam dotrzeć na odprawę tuż przed zamknięciem bramek. Zostało mi kilka ostatnich minut, by mój bagaż został nadany bezpośrednio do luku samolotu.
Skierowałam się w stronę tablicy odlotów. Zręcznie manewrowałam między spacerującymi pasażerami, starając się ich ominąć. Z trudem panowałam nad oddechem i nerwowym drżeniem dłoni. Przez moje roztargnienie i ogromny obszar lotniska znalezienie właściwego miejsca nie było takie proste. To zdecydowanie nie był mój dzień.
Już z daleka dostrzegłam wiszącą podświetlaną tablicę. Podbiegłam do niej i zerknęłam na wszystkie godziny dzisiejszych odlotów. Odłożyłam na bok walizkę i powoli rozprostowałam palce. Poszukałam mojego lotu do Gdańska, ale nie potrafiłam go znaleźć.
Wyciągnęłam z torebki bilet wraz z paszportem i zerknęłam na godzinę, o której powinnam wznieść się w powietrze. Upewniłam się, czy nie pomyliłam dni. Sprawdziłam datę i ponownie skierowałam wzrok na docelowe miasta znajdujące się w różnych zakątkach świata. Dopiero za drugim razem udało mi się odnaleźć to właściwe. Wypuściłam powoli powietrze przez usta, by uspokoić przyśpieszone tętno.
Nie miałam czasu, by ponownie schować dokumenty. Chwyciłam je pośpiesznie palcami i wznowiłam bieg do odpowiedniego okienka odprawy. W moich żyłach buzowała adrenalina, która dodawała mi sił. Może to właśnie przez nią uderzyłam z impetem w niczego nieświadomego chłopaka, którego dostrzegłam o kilka sekund zbyt późno, tuż przed naszym zderzeniem.
W pierwszej chwili nie zorientowałam się, co się wydarzyło. Nagle znalazłam się na chłodnej podłodze w pozycji leżącej, a tuż na linii mojego wzroku dostrzegłam zaniepokojony wyraz twarzy młodego mężczyzny. Siła upadku mnie zamroczyła i potrzebowałam chwili, by ocknąć się z pierwszej fali szoku.
— Czy wszystko w porządku? — zapytał silnym i lekko zaskoczonym tonem głosu, tak jakby i on nie miał pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło.
Dostrzegłam, że przygniotłam go do podłoża. Tworzyliśmy plątaninę ciał, połączonych ze sobą przypadkiem. Przesunęłam się, by mógł uwolnić rękę spod moich pleców. Dzięki temu odsunął się i podniósł z tej mało komfortowej pozycji. Odgarnął z czoła kilka dłuższych kosmyków ciemnobrązowych włosów i zarzucił je do tyłu.
— Bardzo przepraszam — odparłam z niepokojem. — To moja wina. Nie uważałam, gdy biegłam. Przepraszam… — kontynuowałam, by wyjaśnić swoje niecodzienne zachowanie.
— Spokojnie. Nic się przecież nie stało — odparł szybko, by przerwać moją wypowiedź. — Czy nic ci nie jest? — zadał ponownie to samo pytanie, tylko tym razem bardziej miękko.
Uniosłam wyżej brwi w geście zdziwienia. Przez chwilę nie potrafiłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Jego troska spowodowała, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś, w tej sytuacji ktoś zupełnie obcy, przejmie się moim samopoczuciem. To ja byłam sprawcą całego zamieszania, jednak chłopak się o mnie martwił.
— Jestem cała — dodałam i uniosłam wyżej wzrok.
Ujrzałam wpatrzone w siebie ciemnobrązowe oczy. W tym spojrzeniu było coś tak intensywnego, że nie chciałam przerywać tej chwili. Spoglądałam na niego bez cienia onieśmielenia, aż uśmiechnął się i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
— Chodź, pomogę ci wstać — odparł bardziej swobodnie. — Bałem się, że zrobiłem ci krzywdę.
— Zamortyzowałeś mój widowiskowy upadek. — Roześmiałam się, gdy jego silne ręce podniosły mnie z podłogi.
Zrobił to tak szybko, jakbym nic nie ważyła. Bez większego trudu znalazłam się w pozycji pionowej, ucinając tym pasmo zaciekawionych spojrzeń kierowanych w naszą stronę.
Gdy stanęliśmy koło siebie, dostrzegłam, że był ode mnie znacznie wyższy. Mierzyłam oficjalnie metr i sześćdziesiąt centymetrów lub metr i sześćdziesiąt trzy centymetry, gdy miewałam gorszy humor i próbowałam zawyżyć ten wynik. Sięgałam chłopakowi zaledwie do ramion i musiałabym stanąć wysoko na palcach, by móc znaleźć się bliżej jego twarzy.
Otrząsnęłam się szybko z tej myśli, nie wiedząc, dlaczego o tym pomyślałam. Ta informacja nie była mi do niczego potrzebna. Nie miałam nawet okazji, by mu się dokładnie przyjrzeć.
— Dokąd lecisz? — zapytał, widząc moje rozkojarzenie.
— Samolot! — krzyknęłam z paniką w głosie. — Zapomniałam o odprawie!
Rozejrzałam się w pośpiechu za moim bagażem. Dostrzegłam niedaleko nas moją przewróconą walizkę i rozrzucone po podłodze dokumenty. Miałam nadzieję, że nic im się nie stało.
Klęknęłam na jedno kolano i sięgnęłam po wszystkie rozsypane kartki.
— Mam nadzieję, że zdążysz.
— Będzie ciężko — westchnęłam i próbowałam wziąć się w garść. Niestety zupełnie mi to nie wychodziło. — Dziękuję za pomoc i jeszcze raz przepraszam. Muszę biec. — Sięgnęłam po rączkę bagażu i spojrzałam na chłopaka po raz ostatni.
Wiedziałam, że nie zdołam tak szybko zapomnieć o jego oczach, w których dostrzegłam podobne zagubienie i ciekawość. Zapadły mi w pamięci ich barwa i intrygujący błysk, gdy na mnie patrzył. Żałowałam, że nigdy więcej się nie spotkamy.
— Powodzenia! — krzyknął za mną na pożegnanie.
Nie miałam okazji, by odwrócić się po raz kolejny i mu odpowiedzieć. Pobiegłam przed siebie tak szybko, jak zdołałam. Podejrzewałam, że pobiłam mój rekord na pokonanie odległości w jak najkrótszym czasie. Byłam z siebie dumna.
Znajdowałam się blisko właściwego okienka. Nigdy nie wierzyłam w swoje szczęście, ale tym razem mi się udało. Odprawa nie została zakończona. Jeszcze jedna osoba oddawała swój bagaż i pokazywała dokumenty pracownikowi linii lotniczej. Zostały mi ostatnie minuty, bym mogła polecieć do Gdańska. Tak niewiele brakowało.
Uśmiechnęłam się słabo i rozprostowałam obolałe po upadku plecy. Moje mięśnie potrzebowały masażu po mało zgrabnym zderzeniu z lotniskową podłogą.
Odetchnęłam z ulgą i oparłam obie dłonie o uda. Potrzebowałam chwili odpoczynku po tak długim biegu. Gdy nadeszła moja kolej, podeszłam do wyznaczonej linii i spojrzałam na osobę siedzącą po drugiej stronie stanowiska. Dotarłam w ostatniej chwili.
— Poproszę dokumenty. — Mężczyzna oderwał wzrok od monitora komputera i wyciągnął w moim kierunku dłoń.
— Tak, jasne — odparłam szybko i podałam mu bilet wraz z paszportem.
Mój uśmiech przygasł, gdy dostrzegłam przeszywające spojrzenie pracownika lotniska. Nie wiedziałam, o co mogło chodzić. Nie odzywał się, tylko analizował poszczególne informacje zawarte w moim dokumencie.
— Czy to na pewno pani paszport? — powiedział powoli bez charakterystycznego angielskiego akcentu, jakby chciał się upewnić, czy dobrze go rozumiałam.
— Oczywiście — dodałam z mniejszym entuzjazmem. Zaczęłam się obawiać jego reakcji i tego, co ona mogła oznaczać. — Czy jest jakiś problem?
— Obawiam się, że tak. Czy nazywa się pani Nathaniel Brooks?
Spojrzałam na niego z osłupieniem, nie potrafiąc wydusić z siebie ani jednego słowa. Po raz kolejny w ciągu niecałej godziny.
Poczułam, że mam kłopoty.ROZDZIAŁ II
W myślach kilkukrotnie odtwarzałam tę scenę i widziałam, jak jestem odprowadzana przez straż graniczną do pokoju przesłuchań. Bałam się, że mogło do tego dojść przez mojego ogromnego pecha. W tamtej chwili nie zdawałam sobie sprawy z wszystkich grożących mi konsekwencji. Całe szczęście najgorszy scenariusz się nie spełnił. Nie tym razem.
Próbowałam wyjaśnić mężczyźnie, że było to nieporozumienie i wcale nie ukradłam paszportu innemu podróżnemu i nie chciałam na tym dokumencie polecieć do Tajlandii. Nie wiedziałam, czy przekonał go mój rozpaczliwy ton głosu, czy sugestia, że może sprawdzić lotniskowy monitoring, który potwierdzi moją wersję zdarzeń.
Po długiej dyskusji uwierzył w przypadkową zamianę paszportów, bo nie wezwał policji, tylko cierpliwie wysłuchał moich wyjaśnień.
Była to najbardziej wykańczająca psychicznie rozmowa, jaką przeprowadziłam w ostatnich miesiącach. Z trudem panowałam nad stresem. Pogodziłam się z myślą, że tym razem nigdzie nie polecę. Czułam się bezsilna i nie wiedziałam, czy cieszyłam się z takiego obrotu sprawy, czy żałowałam, że nie udało mi się wejść na pokład samolotu.
Nie miałam swojego paszportu, bo zostawiłam go przy rzeczach Nathaniela. Przypadkiem wzięłam jego dokument i zorientowałam się w tej pomyłce zbyt późno. Wychodziło na to, że nie tylko ja nie trzymałam ważnych rzeczy schowanych głęboko w torbie.
Potrafiłam znaleźć wyłącznie jeden pozytywny aspekt tej niecodziennej sytuacji — przypadkiem poznałam imię tajemniczego mężczyzny, które wskazywało na jego zagraniczne pochodzenie. Może brytyjskie lub amerykańskie? Tego nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić.
Pracownik linii lotniczej zgodził się mnie puścić pod jednym warunkiem — miałam odnaleźć właściciela paszportu. Podejrzewałam, że chciał się mnie pozbyć, bym nie blokowała zakończenia odprawy, bo w innym przypadku skorzystałby z nagłośnienia i wezwał Nathaniela przez głośnik. Wiedziałam, że odnalezienie chłopaka na tak dużym lotnisku nie będzie proste, ale nie protestowałam. Nie chciałam, by przeze mnie Nathaniel stracił możliwość odbycia lotu na odległy kontynent. Byłam mu to winna. Z moją podróżą nie dało się już nic zrobić. On miał jeszcze szansę.
Postanowiłam zacząć od najprostszego rozwiązania. Wróciłam na miejsce, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy. Rozejrzałam się uważnie, ale niestety ślad po Nathanielu zaginął. Nie znalazłam na podłodze mojego paszportu. Chłopak musiał go zabrać wraz ze swoimi rzeczami. Nie miał pojęcia, że przypadkiem przejął mój dokument.
Spojrzałam bez większego przekonania na wiszącą tablicę z rozkładem lotów. Pracownik linii lotniczej wspomniał o Tajlandii. Być może właśnie tam chciał się udać Nathaniel. Zdziwiła mnie jedynie godzina odlotu.
Zerknęłam na zegarek w telefonie i dostrzegłam, że dochodziła jedenasta przed południem. Jedyny samolot lecący w tym kierunku wylatywał dopiero wieczorem. Nie potrafiłam tego rozszyfrować. Zastanawiałam się, dlaczego mężczyzna przyjechał na lotnisko o tak wczesnej porze i czy przypadkiem się nie pomylił. Miał jeszcze kilka godzin, zanim otworzą punkt nadawania bagaży. Postanowiłam udać się w kierunku stanowisk odpraw. Nie miałam nic do stracenia.
Wiedziałam, że Nathaniel nie mógł opuścić lotniska. Był gdzieś tutaj. Sam pośród kilku tysięcy pasażerów. Oszukiwałam siebie, że znalezienie go nie będzie wcale takie trudne, ale graniczyło to z cudem. Nie wiedział, że próbowałam go odnaleźć, ponieważ zabrałam jego paszport. Mógł już o mnie zapomnieć.
Czasami takie przypadkowe spotkania zdarzały się wyłącznie raz. Może straciliśmy jedyną daną nam szansę. Gdy ja chodziłam po lotnisku, on mógł zaszyć się w kawiarni i pić ulubioną kawę w wygodnym fotelu lub czekać na znajomych przed głównym wejściem. To mnie nie pocieszało. Było nieskończenie wiele możliwości.
Postanowiłam chwilę odpocząć i ustalić plan działania. Dalsze chodzenie mijało się z celem. Znalazłam rząd wolnych ławek i skierowałam się w ich stronę. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, odłożyłam bagaż na bok i rozprostowałam powoli palce. Odchyliłam się do tyłu na oparcie krzesła i spojrzałam na wysoki sufit, jakbym chciała dostrzec przez dach mój odlatujący samolot. Metalowe oparcie wgniatało się w mój kark, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Chłodziło odsłonięty fragment skóry i pozwalało mi zebrać myśli. Niestety nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Miałam w głowie jeszcze większy mętlik niż przed przyjazdem na lotnisko. Musiałam znaleźć rozwiązanie, i to jak najszybciej.
Przymknęłam powieki. Chciałam pobyć przez chwilę w samotności i zapanować nad przyśpieszonym tętnem. Nie zdążyłam się uspokoić po niefortunnym wypadku i czekających mnie poszukiwaniach. W takich momentach dawałam się ponieść emocjom, które przejmowały kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Musiałam szukać źródła zaczepienia na ziemi, stabilnego i bezpiecznego, bym zbyt daleko nie odpłynęła w chmurach, pośród wszystkich niewiadomych. Niestety tym razem było inaczej. Nie uspokoiłam się. Czułam dziwne mrowienie na ciele. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
— Jedno spotkanie to kwestia przypadku, ale drugie w ciągu jednego dnia? To musi coś oznaczać. — Usłyszałam znajomy męski głos, który sprawił, że od razu wyprostowałam się i spojrzałam w jego kierunku.
— Próbowałam pomóc przypadkowi i cię znaleźć — odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć o tym, co powiedziałam. Nie wiedziałam, jak odbierze tak bezpośrednie wyznanie.
— Tak? — Uśmiechnął się szerzej z pewną nonszalancją. — Myślałem, że twój samolot już odleciał.
— To prawda. Odleciał — przyznałam mu rację. — Beze mnie.
Potrzebowałam dłuższej chwili, by coś sobie uświadomić. Nathaniel nie odezwał się do mnie po angielsku, jak wcześniej, tylko płynnie przeszedł na język polski. Posługiwał się nim pewnie, bez mocnego brytyjskiego akcentu. Widziałam, że próbował rozszyfrować moje słowa. Zastanawiał się, co się wydarzyło. Jego gęste brwi uniosły się nieznacznie do góry, tworząc delikatną zmarszczkę na czole.
— Nie wpuścili mnie na pokład — wyjaśniłam. — Przypadkiem zabrałam twój paszport, Nathanielu Brooksie — dopowiedziałam i wskazałam na trzymany dokument. — Należy do ciebie. Nie spodziewałam się, że mówisz po polsku.
Tym razem nie musiałam się śpieszyć. Mogłam uważnie mu się przyjrzeć, dając sobie chwilę na prześledzenie wszystkich krzywizn jego twarzy. Dostrzegłam, jak przetarł dłonią delikatny trzydniowy zarost, dodający mu bardziej męskiego charakteru. Tak bardzo różnił się od osoby, która przez ostatnie miesiące wiele dla mnie znaczyła.
Nathaniel nie musiał zwracać na siebie uwagi, by został zauważony. Miał w sobie coś, co wyróżniało go na tle innych mężczyzn. Coś magnetycznego, jakby nie przejmował się tym, jak jego wygląd zostanie odebrany. Prezentował się naprawdę dobrze, chociaż nie zaliczał się do mężczyzn, którzy do tej pory zwracali moją uwagę. Traktowałam to jak wielki plus.
— Nate — poprawił mnie z uśmiechem na ustach. — Nathaniel to bardziej oficjalna forma. Dziękuję, że zajęłaś się moim paszportem. Tak, znam polski — wyjaśnił.
Potwierdził moje przypuszczenie, ale nie wiedziałam, jak pociągnąć temat, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Postawiłam zostawić ten wątek. Miałam nadzieję, że sam do niego wróci.
— Nie ma sprawy. Nie miałam nic ciekawszego do zrobienia — odpowiedziałam wesoło i musiałam się powstrzymać, by nie podążyć wzrokiem w kierunku jego ust.
— Naprawdę mi przykro, że nie zdążyłaś na swój samolot. Czuję się za to odpowiedzialny.
— To wyłącznie moja wina. Myślę, że za bardzo kusiłam los. Nie wierzę w tak dużą liczbę przypadków. Wydarzyło się to, o czym podświadomie myślałam — dodałam po chwili wahania.
Nate przyglądał mi się przez chwilę, nie wypowiadając ani jednego słowa. Czułam na skórze intensywność jego spojrzenia. Nie krył się z tym, że nie potrafił oderwać ode mnie wzroku. Bardzo mi się podobało to nienachalne zainteresowanie i sposób, w jaki to robił. Potrafił zachować wyważony umiar.
Wiedziałam, że chwile spędzone z nim na lotnisku to jednorazowe spotkanie, więc czułam się przy nim swobodnie. Mogłam sobie pozwolić na większą szczerość niż w przypadku bliskich mi osób. Im nie potrafiłam wyjawić prawdy przez wiele ostatnich tygodni.
— Mam wrażenie, że potrzebujesz filiżanki mocnej kawy. Zgadłem? — zapytał, celowo nie nawiązując do mojej wypowiedzi. Może chciał do niej wrócić później, gdy opadną moje emocje.
— Marzę o dużej porcji kofeiny. Liczę, że postawi mnie na nogi.
— W takim razie zapraszam. Tak mogę ci się zrewanżować za zaopiekowanie się moim paszportem.
— Powiedz mi, proszę, że ty za to masz mój paszport.
— Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie — dodał zagadkowym tonem głosu, gdy dostrzegł moje zaciekawione spojrzenie. — Nie psuj zabawy.
Bardzo się starałam, ale nie potrafiłam powstrzymać szczerego uśmiechu. Przy nim wydawało się to proste jak oddychanie tym samym powietrzem. Brakowało mi tego przez ostatnie długie tygodnie. Myślałam, że utraciłam prostą radość cieszenia się z małych rzeczy, ale ona gdzieś była i czekała na odkrycie we właściwym momencie. Wiedziałam, że Nate miał mój paszport, ale z ciekawości pozwoliłam mu się wciągnąć w grę słowną. Zdradziły go oczy i łobuzerki błysk, którego nie dało się pomylić z niczym innym.
Jeszcze przed chwilą nie wiedziałam, co powinnam zrobić i jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji. Czekała mnie ważna rozmowa i wyjaśnienie nieobecności na jutrzejszej uroczystości, ale teraz postanowiłam zrobić sobie kilkugodzinną przerwę. Nie miałam nic do stracenia.
Nieoczekiwanie zyskałam towarzysza, z którym pasmo nieszczęśliwych zdarzeń wydawało się łatwiejsze do zniesienia. Mężczyzna niwelował stres, jaki nagromadziłam wokół siebie. Jeśli to oznaczało czekanie z nim do odlotu jego samolotu, to byłam skłonna to zrobić, byle tylko czuć się tak, jak teraz. Lżej, jakbym mogła na nowo oddychać bez ucisku na sercu.
Nate czekał na sygnał, byśmy mogli ruszyć w kierunku kawiarni. Pokiwałam głową na znak potwierdzenia. Chwycił swoją walizkę o dużym nieregularnym kształcie, a następnie sięgnął po mój bagaż. Zrobił to zupełnie nieświadomie, niemal automatycznie, jakby było to dla niego coś oczywistego. Zyskał tym gestem moją sympatię.O AUTORCE
ŻANETA ZGLICZYŃSKA
Autorka książek z gatunku New Adult, przede wszystkim fantastyki i romansów. Absolwentka dziennikarstwa i zarządzania na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika.
Kreatywna dusza i niepoprawna romantyczka, uwielbiająca historie miłosne ze szczęśliwym zakończeniem.
Kiedy pisze, zawsze ma przy sobie filiżankę kawy z dodatkiem dużej ilości mleka, a w tle przygrywa jej ulubiona ścieżka dźwiękowa. Największa fanka Eda Sheerana i Imagine Dragons. To nie przypadek, że tytuł książki jest taki sam, jak jeden z tytułów utworów granych przez ten zespół.
Uwielbia podróżować i czerpać inspirację z nowo odkrytych miejsc. W jej powieściach pojawia się wiele uroczych miejsc, które istnieją naprawdę.
Zadebiutowała powieścią „Brama”.