- W empik go
Wróg w moim państwie. Tom 2 - ebook
Wróg w moim państwie. Tom 2 - ebook
Kim była osoba, która wzięła tron i władzę Oskarowi Bryła? Jakie były czasy, zanim Srebrny Wilk doprowadził do śmierci pierwszej wiedźmy? Jak wyglądał świat, kiedy magia była dostępna i kto z tego skorzystał? Oskar Bryła jest porwany. Elyse ma przed sobą dwa niemożliwe zadania. Musi poprowadzić imperium Oskara i odnaleźć zdrajcę. Thomas Bryła wraz z Kejmilszem szukają członków Dekady Caina. Nad każdym z nich jest Okrutna Królowa, której zło przeraża wszystkich z bohaterów.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-208-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tomasz, bo takie było jego imię, zawsze pragnął dobra innych. Samemu nie mógł zajść tak daleko. Ktoś musiał mu pomóc budować jego imperium. Stać się pomocnikiem tego, który pokona wielkiego Oskara Bryłę. Być jego spowiednikiem i dzielić z nim jego grzechy. Być świadkiem wszystkiego co zrobi i co zrobił. W jego przypadku, był to Jeremy Dig. Ale po kolei. Nie urodził się w dobrych warunkach. Trudno to w ogóle nazwać warunkami. Kochający dom i rodzina przyszła później. W przypadku ludzi takich jak Tom, czy choćby Oskar Bryła lub Card Killer, każdy z nich musiał o takie czy nie inne rzeczy zawalczyć. Tak jak inne dzieci musiał słuchać się rozkazów w zapomnianym przez Boga miejscu. Sam nie znał swojej daty urodzenia, ani tej która przyprowadziła go na świat. Pamiętał jedynie igły, migające światła oraz ludzi zamaskowanych w czarne stroje, którzy za zadanie mieli pilnować innych. Jako mały chłopczyk musiał odczuwać wielki ból. Ale nie był sam. Na miejscu był też ktoś inny, kogo poznał. Ktoś, kto zaważy nad jego całym życiem. Ktoś, kogo nazwie bratem i poprzysięgną sobie, że nigdy siebie nie porzucą. Tomasz nie miał szczególnych umiejętności, lecz nie powstrzymywało to tych cholernych lekarzy przed eksperymentowaniem nad nim.
….
W państwie Oskara zimy były chłodne. Tomasz wyszedł po drewno na zimę. Chciał, aby jego rodzice byli z niego dumni. Z czasem ich odnalazł. Dowiedział się, że oni go kochali, ale mały Tomasz został porwany. Nie chcieli go oddawać złej organizacji… Kiedy wracał z drewnem spostrzegł, że kilku dziwnie wyglądających i zamaskowanych ludzi prowadzi jakąś wymianę. Początkowo się tym nie przejął. Chciał tylko czynić swoja powinność. Nie zrobił nic złego. _Jeszcze._ W głębi duszy przeczuwał, że może stać się coś złego. Nagle zza pleców usłyszał trzask gałązki. Ktoś za nim miał broń.
— Tylko powoli — próbował cicho i spokojnie uspokoić sytuację.
— Idziesz ze mną — _Zamaskowany mężczyzna prowadził go przez część lasu z bronią przy jego plecach_. — Kręcił się tutaj. Patrzył się na nas. Pewnie to jakiś szpieg lub policjant!
— Nie jestem szpiegiem. Byłem wziąć drewno na opał, abym nie pomarł z zimna. Nie musicie się mną przejmować. Nic nie widziałem.
— Teraz wiesz za dużo. Wybacz. Widziałeś te walizkę. Nie możemy ryzykować.
_Nagle do gry wszedł Srebrny Wilk_
— Macie dwa wyjścia z tej sytuacji.
Tomasz zapamiętał i skalkulował, co każdy z nich zrobi w razie jego ruchu. Jeden z nich trzymał metalowy termos. Miał nim rzucić w drugiego, który zapewne jest kierowcą i myśli o drodze. Trzeci z nim rozmawiał. Zaplanował użyć na nim szoku. Dwa uderzenia w policzki. Następne w jelito i szczękę. Wtedy wziąłby walizkę i odszedł. Jak pomyślał tak zrobił. Nie było to dla niego trudne. W Silvermans musiał umieć walczyć. Szybko wziął termos. Reakcja reszty była powolna, jak przewidział. Nikt się nie spodziewał, że _zwykły wieśniak_, tak ich zaskoczy. Kiedy kierowca zwijał się z bólu, Tomasz wziął kluczyki do samochodu, jakim był SUV terenowy, który jest idealny na takie tereny. Sam pojechał do rodziny z walizką, która była na jego siedzeniu. Wiedział, że teraz przekroczył granicę, dzięki której jego życie kompletnie się odmieni. Gdyby wtedy nie zbierał tego drewna. Popełnił błąd. Zostawił ich tam. Dał im szanse. Mogą odejść z pragnienia lub zostać zaatakowani przez zwierzęta. Tomasz starał się o tym nie myśleć. Chciał wrócić do żony, który była w ciąży i do jego rodziców. Tych, którzy dbali o niego i wspierali go. W końcu zajechał do swojego domu swoim nowym samochodem.
Spojrzał w lusterko, aby sprawdzić, czy walizka wciąż jest na miejscu. Przez cały czas nie ruszyła się ani przez chwilę. Wszedł z walizką do swojego domu rodzinnego. Nie był on wielki. Mieściły się w nim trzy pokoje. Mało, ale byli szczęśliwi. To im wystarczało. Nie chciał niepokoić żony. Jego życie musiało się odmienić. Nie miał powrotu. Zaniepokojona żona Tomasza, wyglądała przez okno i zobaczyła nowy SUV, który stoi przed domem.
— Kochanie, co to za samochód? Wszystko w porządku? — Pobiegła do męża sprawdzić.
— Odpoczywaj kochanie — Odpowiedział czulę Tomasz z uśmiechem. Żona posłusznie poszła się położyć.
Tomasz długo myślał, przed otwarciem walizki. Zobaczył samego siebie w garniturze. _Naprzeciwko niego był Srebrny Wilk_. Jego własne odbicie. Obaj patrzyli na siebie przez krótki czas, kiedy Srebrny Wilk się odezwał.
— _Kiedy przyjąłeś tę walizkę i pojechałeś do swojego domu, wszystko musiało się odmienić. Wiesz o tym_. — Zaczął Srebrny Wilk. — _Przed tobą długa podróż. Pewnie o tym wiesz. Jesteś świadom co musisz zrobić, aby ochronić swoich bliskich. Jest tylko jeden sposób na to._
Tomasz wciąż się wpatrywał w siebie. W końcu zrobił to, co zrobił _Srebrny Wilk_. Otworzył walizkę. To co było w środku, przeraziło go. Sam __ nie mógł się bać. Rzeczy dla których wielu ludzi było gotowych zabić. W środku był plik na którym były najbardziej strzeżone informacje wywiadowcze. Haki, brudy i grzechy wielu urzędników i ważnych osobistości. Tomasz od zawsze wiedział, że któregoś dnia jego przeszłość się odezwie z powrotem. Ale czuł się zobligowany do działania dla dobra swojej rodziny. Dla ich bezpieczeństwa i przez swoją głupotę wkroczył w ten świat, który go zaskoczy nieraz. Dla ochrony swoich bliskich musiał zbudować jeszcze większą organizację przestępczą. Tak, żeby byli nietykalni. Żeby żaden rząd nie ważył się powiedzieć ich imienia.
Szybko wsiadł do nowego samochodu i ruszył przed siebie. Musiał zostawić żonę w ciąży i rodziców. Nie spocznie, póki jego rodzina nie będzie bezpieczna. Chciał zacząć od ludzi, którzy byli obecni przy wymianie. Na pliku figurował jeden profil, który go zaciekawił. Nazywał się Jeremy Dig. Świadczył usługi sprzątające oraz zaopatrywał w broń. Działał na stronie _POMOC DORYWCZA DLA EMERYTOWANYCH OSÓB._ Była to strona i serwis zajmująca się trenowaniem wyśmienitych _sprzątaczy_, którzy mieli wspierać swoich panów i szefów. Posłuszeństwo mimo wszystko i słuchanie każdego rozkazu to cechy wymagane na stronie. Tomasz od razu zamówił usługi ich człowieka. Do niego był przydzielony Jeremy Dig. Mieli się spotkać przy moście na Bouldaware street 34. Kiedy Tomasz jechał na spotkanie to padał deszcz. Wtedy kiedy czekał z daleka zobaczył, że z czarnego i wyjątkowego Rolls-Royca wysiadł mężczyzna wysokiej postury. Miał siwe włosy i około metra osiemdziesiąt. Tomasz wsiadł do jego limuzyny. Od razu rzuciło mu się w oczy opancerzenie samochodu.
— Jeremy. Oto twój nowy szef. Teraz czas na zapłatę. 100 bitcoinów na mój ukryty portfel w DarkWebie. — Wtedy się uśmiechnął.
— Może załatwimy to inaczej? Wiesz co? Nienawidzę przemocy wobec dzieci. Wiem, co wasza strona internetowa robi i do jakich rzeczy się przyczyniła. Wasze serwery zostają właśnie namierzane i Interpol właśnie ją wyłącza.
— Kim ty jesteś? Za kogo się masz?! — Krzyczał gniewnie w jego stronę sprzedawca.
— Nazywam się Tomasz. I tak nie zapamiętasz mojego imienia.
Jeremy patrzył na niego błagalnym wzrokiem. W głębi duszy był mu wdzięczny za wszystko, co teraz zrobił. Nie chciał, żeby inne dzieci cierpiały jak on. Jeremy w szybkim tempie podał mu broń. Tomasz bez wahania zastrzelił człowieka przed nim. Nie był ot pierwszy raz, kiedy zabił człowieka. W Silvermans musiał zabijać jako dziecko. Jak każdy z ich _podopiecznych._ Ciało pozostawili na ulicy. Kierowca, który widział wszystko wysiadł i zaczął biec. Jego informacje zostały przydzielone później policji. Nie ucieknie daleko. Teraz Tomasz zyskał opancerzoną limuzynę i zaufanego przyjaciela. Jeremy siadł za kierownicę. Tomasz pokazał mu gdzie jechać. Ta trójka musiała na początek odejść za to, co zrobili. Tomasz zastrzelił przed chwilą człowieka…
Nie czuł wyrzutów sumienia. To nie było niewiniątko. Był to grzeszny człowiek, który krzywdził dzieci.
— Jeremy. Wiedz, że jesteś wolny. Możesz odejść, jeśli chcesz. Nie mam prawa ciebie przetrzymywać.
— Zostanę z panem Sir. Do końca. To mój obowiązek. Uratował mnie pan. Zawdzięczam ci wszystko.
Nastał ciemny wieczór. Tomasz zaczął myśleć o rodzinie i o własnym państwie. Musiał je kiedyś naprawić. Najbardziej bolało go to, że musiał opuścić rodzinę. Samochód, którym wcześniej się poruszał został spalony. Żaden trop go nie łączył z przestępstwem. Pozostawało mu teraz stworzenie imperium. Żaden człowiek z jego pliku nie może spać spokojnie, gdy wie, że Tomasz jest i czyha gdzieś na niego. Teraz zostawało o jedna osobę mniej na pliku. Któregoś dnia może będzie pusty, ale jeszcze nie teraz. Dziwnie czuł się w Rolls- Roycie, a do tego tak ulepszonym. Jeremy zajął się śladami zabójstwa, więc auto było oficjalnie czyste. Strona internetowa Jeremiego przestała istnieć. Świat stał się bezpieczniejszy. Całe serwery były zablokowane i usunięte.
— Jaki mamy cel Panie Tomasz? — spytał Jeremy, zaciekawionym tonem.
— Zbudować imperium, jakiego jeszcze nie było. Wszystko dla mojej rodziny, abym któregoś dnia mógł do nich wrócić.
— Wróci pan. Jestem tego pewien. — Jeremy uśmiechnął się do lusterka wstecznego i do Tomasza.
— Jeszcze do tego długa droga Jeremy. Długa droga…
Tomasz skupił się na drodze. Nie chciał porzucać rodziny. Teraz to Jeremy nią był. Nie będzie samotny, ale z dala od domu. W swoim pliku wiedział, gdzie znajdzie swoich niedoszłych morderców, którzy go zlekceważyli. Jeremy, jak i Tomasz mieli broń. Bandyci, którzy ich zaatakowali byli z CIA, ale na obcej ziemi. Nikt się do nich nie przyzna. Nie było to dziwne, że chcieli tę teczkę. Ten, kto ją miał był u władzy. A to było celem Tomasza. Obaj weszli po cichu do magazynu, gdzie powinni się znajdować agenci. Nikt się tam ich nie spodziewał. Tomasz doskonale wiedział, gdzie była ich kryjówka.
— Przychodzę w pokoju. — Zaczął Tomasz, mając ręce w górze.
Jeden z nich puścił chmurę z papierosa, którego palił. Nie przejęli się Tomaszem i Jeremim za bardzo. Tak jak wcześniej.
— Teczka. Gdzie ona jest?! — Powiedział gniewnie jeden z osiłków.
— We właściwych rękach. Wypuszczę was, jak powiecie mi, kto was nasłał i dla kogo pracujecie?
— Grasz w grę, której reguł nie rozumiesz chłopcze.
— Skąd pomysł, że nie oszukuje? Moje oferta jest jednorazowa. Wskazujecie mi szefa na waszym spotkaniu z nim. Powiecie, że macie teczkę. Powinien wam uwierzyć. Zamiast was na spotkaniu pojawię się ja. Co do was możecie iść w pokoju, chyba, że szukacie we mnie wroga.
Reszta zaczęła od razu działać. Byli podekscytowani ofertą. W ciągu piętnastu minut zdołali umówić spotkanie. Teraz wszystko zależało od Tomasza. Znowu.
— A przy okazji, możecie wziąć mój wóz. Uznajcie to za dar.
Perspektywa uwolnienia się od swojego szefa oraz nowy luksusowy samochód przyświecił im zdrowy rozsądek. Nie myśleli trzeźwo. Tomasz to chciał wykorzystać. Po kilkunastu minutach wszyscy jechali jego autem, które miało w sobie dowody zbrodni. Jeremy je ukrył, zanim Tomasz wyjechał na spotkanie. Policja aresztowała wszystkich kilka minut później, dzięki jego cynkowi. Dowód morderstwa w aucie agentów na ziemi Złego Dyktatora… Tomasz nie mógł ryzykować. Jego wrogowie nie mogli spać spokojnie. Żaden z nich. Nawet Jeff Mous. Człowiek, który nasłał ludzi po walizkę.
_JEFF MOUS_
Kim był Jeff Mous? Skąd wiedział o walizce? Czy miał świadomość, co jest w środku? Informacja o nim była w pliku. Miał w planach pewnie swoje ewentualne usunięcie. Każdy by tak zrobił na jego miejscu. Jeff Mous to szef agencji wywiadu. Nie dziwne, że ta walizka go interesowała. Nie był uczciwy. Nieraz, żeby wydobyć informacje robił straszne rzeczy. Nie dziwne, że znajdował się tam. Tomasz był w drodze na umówione spotkanie z Jeffem. Mieli się spotkać w małej restauracji z widokiem na rzekę. Subtelne miejsce. Wiele dróg ucieczki. Tomasz z informacji z pliku wiedział, jak wygląda Jeff, a także, co lubi robić i jaki rodzaj kawy uwielbia. Sam nie wyglądał na groźnego. Jego działania już tak. Tomasz zauważył go z oddali, kiedy przybył na miejsce. Jeremy był w pogotowiu. Tomasz położył marynarkę na krześle naprzeciwko Jeffa. Ten był z początku zdziwiony. Popatrzył szybkim wzrokiem, czy Tomasz ma broń. Miał ją. Tomasz zajął już miejsce.
— Jeff Mous. Szef agencji wywiadu. Brutalne środki dojścia do zeznań. Zastanawia cię pewnie, gdzie są twoje sługusy?
— Z kim rozmawiam? — Zaczął niewzruszony, czytając gazetę Jeff.
— Nazywam się Tomasz. Uprzedzając twoje pytanie, tak, mam dostęp do walizki. Nie szukam wrogów, lecz przyjaciół. Ludzie z tej listy są zbyt niebezpieczni, by żyć. Za dużo zła czynią.
— Pańskie podwójne mrożone latte.
Przerwała mu kelnerka, której Tomasz wręczył duży napiwek. Odeszła z uśmiechem. Jeff starał się nie pokazywać emocji. Musiał zachować pozory. Był ciekawy.
— Wypij. Moja ulubiona. Twoja też.
— Czego chcesz?
— Tak jak powiedziałem, szukam przyjaciół, a nie wrogów. Chce, abyś dzięki moim informacjom pchał się na szczyt. Ale kiedy będzie potrzeba masz mi dawać znak i uprzedzać. Mam być zawsze o krok dalej. Zgadzasz się?
— Tak. Z przyjemnością.
Jeffowi nie zależało na pracy na całkowitym legalnym działaniu. Wiedział i zdawał sobie sprawę, że czasem trzeba złamać i nagiąć zasady. Współpraca z Tomaszem, mogła być dla niego bardzo korzystna.
— Proszę dzwonić w razie czego pod ten numer. Nie dziękuj.
Tomasz z uśmiechem odszedł w kierunku Jeremiego, podając mu kartkę. Ten zaś czekał w nowej Audi, która była opancerzona i w wersji limuzyna. Tomasz uwielbiał Audi ponad inne marki. Jeff Mous teraz zyskał nowego sojusznika. Jeremy prowadził już limuzynę, kiedy Tomasz patrzył znowu w okno. Zobaczył on znowu Srebrnego Wilka.
— _Jestem dumny z ciebie. To tylko kwestia czasu. Pamiętaj. Nie ufaj nikomu. Zbudujesz imperium. Wiem to. Staniesz się Srebrnym Wilkiem_.
— Sir. Coś za panem chodzi cały czas. Proszę pamiętać, że martwienie się nie zabierze panu jutrzejszych problemów. Odbierze tylko dzisiejszy spokój. — powiedział w jego stronę Jeremy.
— Dziękuję Jeremy. To całkiem mądra rada. Niestety w moim przypadku nie jest ona zbyt przydatna.
Tymczasem Jeff Mous stworzył zespół do złapania Tomasza. Nie chciał, aby ktoś miał na niego haki, ale przede wszystkim chciał odzyskać walizkę. Wolał mieć jakieś zabezpieczenie. Nie dbał o ludzi. Wcześniej chciał wykorzystać wiedzę nowego znajomego. Z takim zapleczem, jakie posiadał Tomasz nie musiał się bać o szybki rozwój i tak imponującej kariery. Szef Agencji Wywiadu nie mógł być pod władzą jakiegoś zwykłego mężczyzny w garniturze. Zadecydował się umieścić Tomasza na liście poszukiwanych i niebezpiecznych osób.
Tomasz nie bał się. Miał dostęp do najróżniejszych informacji. Ale skoro już nie miał, aż tak dużej szansy na powrót, postanowił, że po raz ostatni odwiedzi rodzinę. Jeremy ruszył i pędził do domu Tomasza. Kiedy ten wszedł w drzwi i zobaczył, że ma syna uronił łzę.
— Kochanie. Masz syna. — Powiedziała jego żona i podała mu go na ręce.
— Jest przepiękny kochanie. Nie mam za dużo czasu. Wplątałem się coś dla dobra i bezpieczeństwa państwa i świata. Nie wierz w nic, co powiedzą. Jak ma na imię?
— Nazwałam go Hugo.
— A więc tak będzie. Może i jesteśmy biedni, ale zagwarantuję wam bezpieczeństwo. Nie bójcie się. Kocham cię. Będę za wami tęsknił. Jeszcze się spotkamy. Obiecuję.
Ze smutkiem odszedł szybko. Nie chciał odchodzić od syna i rodziny. Kochał ich mocno, ale nie chciał ich narażać. Kiedyś zagwarantuję im bezpieczeństwo. Bezpieczny i ciepły dom do którego będą chcieli wrócić. Ale wcześniej Srebrny Wilk musiał zająć się wszystkim. Jeremy prowadził samochód.
— Sir. Czemu akurat ja? Dlaczego mnie pan uratował? — spytał go Jeremy.
— Ta organizacja zrobiła wiele złego. Wiele lat przed tobą krzywdziła masę innych dzieci. Nie mogę na to pozwolić. Również potrzebowałem lojalnego człowieka i przyjaciela Jer. Pamiętaj, że w każdej chwili możesz odejść. Jesteś wolny.
— Tak jak powiedziałem, nie zostawię cię sir. Pana syn na pewno wyrośnie na prawdziwego mężczyznę. Tak jakim jest jego ojciec.
— Dziękuję Jeremy. Brak ojca nie jest dobrym wzorcem, ale czasem rodzic musi podjąć trudną decyzję.
— Mam pytanie. Kogo damy Jeffowi?
— ,, _Fundacja Grzech_”
— Co to sir?
— To organizacja, która pod przykrywką fundacji pomagającej dzieciom, więzi je i nimi handluję. Umówiłem nas na spotkanie tam. Jeff wie o wszystkim. Świętują swoją dwudziestą rocznicę w restauracji. Podam ci adres.
Jeremy natychmiast ruszył na umówione miejsce. Czekała ich około godzina jazdy. Sam Tomasz nie powinien tam się pokazywać, ale Jeremy miał tam wyruszyć zamiast niego. W restauracji czekał catering i kelnerzy. Jeremy poszedł zobaczyć się z Jeffem. Ten był zły, kiedy go zobaczył.
— Spokojnie. Tomasz się nie pokaże. — Zaświadczył Jeremy.
— Mam taka nadzieję. Oby, bo nie chce plotek. To ma być moje wielkie aresztowanie i kolejny sukces. Nie jego!
— Wiesz co masz robić? — spytał Jeremy.
— Po przemowie, aresztujemy wszystkich. Nie musisz mi przypominać.
Zaiste goście musieli czekać i się niecierpliwić na przemówienie, którego nie było. Cały zespół Jeffa zarządził ewakuację do punktu zbornego, kiedy spostrzegł, że coś jest nie tak. Prezesa fundacji nie było.
— Przejrzeć nagrania z monitoringu. Nie mogli wiedzieć o nas. Ruszać się! Jeszcze dziś, chcę widzieć prezesa fundacji aresztowanego!
Nagranie z monitoringu wykazało, że prezes fundacji wchodzi do swojego pokoju i z niego nie wychodzi. Nie było nic dalej. Jeff poczuł wielką złość, gdyż obawiał się najgorszego. Zarządził nowy rozkaz.
— Aresztować całą resztę! Teraz!
Mimo, że nie upolował szefa to ze złości wolał, aby jego cała działalność straciła fundamenty. Nie mógł opuścić tego spotkania i akcji z pustymi rękami. Aresztowanie pracowników fundacji również gwarantowało teffowi sukces, gdyż Tomasz mógł przekazać mu dowody.
_WCZEŚNIEJ_
Prezes Fundacji Grzech nie odczuwał żadnego strachu. Ból, który sprawiał innym dawał mu przyjemność i satysfakcję. Dziś jego organizacja świętowała rocznicę swojego działania. Peter, bo takie było imię głównego prezesa, szykował swoje przemówienie, które miało być szczególne, a na pewno niezapomniane. Tylko on wiedział, że chciał odejść na emeryturę. Jego organizacja bez przywódcy szybko, by straciła część wpływów. Jego jasna kamizelka oraz fioletowy krawat wraz z niebieską koszulą wyglądała nie lada zjawiskowo. Niebieski to kolor szczerości, co jeszcze bardziej wpływało na odbiór Petera na tle innych przywódców. Kiedy jeszcze trzymał w swojej lekko spoconej dłoni kartki z przemówieniami, usłyszał pukanie do drzwi. Nie miały one żadnego okienka lub małej szybki, aby niczego nieświadomy Peter zauważyłby, cokolwiek podejrzanego. Równie dobrze mogłaby być to jego ochrona lub któryś z współpracowników. Nie obawiał się zamachu na swoje życie ani tym bardziej, że otworzy drzwi ostatni raz, a człowiek, którego zaprosi zakończy jego żywot. Peter nieśmiało i powoli otworzył drzwi. Jego lewa ręka przekręciła klamkę w dół, a w prawej trzymał swoje kartki z których próbował zapamiętać najważniejsze rzeczy. Nie miałby wtedy jak się obronić, bo ręce miał zajęte oraz nie spodziewał się żadnego ataku. Spojrzenia Petera i Tomasza spotkały się. Tomasz lekko i z powolną gracją zapytał, czy mógłby wejść. Na to Peter odpowiedział:
— Kim pan jest?! Jak pan tu wszedł?! Wzywam ochronę.
— A może ogłoszę wszystkim, co tak naprawdę robi twoja fundacja?
— Czego chcesz?
— Zapewnić pokój na świecie. Wyplewić świat z takich gnid jak ty Peter.
Tomasz wtedy się uśmiechnął i bez cienia żalu zastrzelił prezesa. Nie żałował takich jak on. Kartki z przemówieniami były teraz we krwi Petera. Nie miał wystarczająco siły, aby kogokolwiek wezwać lub samemu sobie w jakikolwiek sposób pomóc.
Jeff po udanej akcji był w swoim domu. Tak czy siak świętował. Był zdenerwowany, że akcja się nie udała w pełni. Jego ludzie nie znaleźli ciała Petera, gdyż Jeremy szybko zajął się ciałem i monitoringiem. Kiedy Jeff oglądał zapis, godzina nagrania była zmieniona, więc nie mógł nic zrobić. W jego domu czekał na niego już sam Tomasz.
— Co to było?! Czemu prezes uciekł!? — zaczął Jeff w kierunku Thomasa.
— Nie taki miałeś plan od początku? Myślałeś, że się nie zorientuję? Grałeś na dwa fronty od dłuższego czasu. Jedno nazwisko mi nie pasowało. Czemu szef agencji wywiadu nic nie zrobił z tą fundacją? Może dlatego, że sam skrycie nią zarządzał. Połączyłem parę faktów i zdjęć oraz dokumentów. Jestem tobą bardzo rozczarowany.
Westchnął z pogardą Tomasz. Za Jeffem, który zaczął się pocić na swojej twarzy, gdyż nie znał pojęcia, że ktoś jest wyżej nad nim, stał Jeremy. Jeff sporadycznie spoglądał to na Jeremiego i samego Tomasza, który nie spuszczał go z oczu. Powoli zrzucił swoją marynarkę oraz wyjął szklankę z barku.
— To nie tak Tomasz. Źle rozumujesz. Nie zrobiłbym tego, co myślisz. Musiałem wiedzieć, jak najwięcej, aby mieć haki na prezesa! Nie okłamałbym ciebie.
Zaczął mówić nerwowo Jeff w stronę Jeremiego i Tomasza. Szklanka, która wcześniej była pusta, była teraz wypełniona Martini. Jeff wziął łyka i zaczął się jąkać.
— Dodatkowo wiem, że to ty umieściłeś mnie na liście najbardziej poszukiwanych osób. Nie zaprzeczaj, bo wiem, że kłamiesz.
Dodał w jego kierunku Tomasz. Jeff czuł, że jest w bardzo złej sytuacji. Po raz kolejny upił łyk ze swojej szklanki.
— Nie możesz mnie zastrzelić dupku! Nie po to ciężko pracowałem przez całe swoje życie, żeby takie skurwysyny, jak ty przychodziły jak po swoje. Tacy jak ty tylko oceniają człowieka.
Po usłyszeniu tych słów Tomasz strzelił kilka razy do Jeffa. Nie chciał tego już tak długo kontynuować. Ciało Jeffa upadło z hukiem na podłogę. Jego Martini, które sączył, leżało teraz na podłodze. Huk wystrzałów był głośny, ale Jeff nie miał sąsiadów, więc jego zlikwidowanie było dzięki temu bardziej proste.
— Jerr, zaopiekuj się nim. Wiesz co robić.
Powiedział po krótkim czasie siedzący Tomasz. Poprawił swój garnitur i zostawił resztę pracy Jeremiemu.
— Tak jest panie. — usłyszał w odpowiedzi.
Tomasz zaczął wychodzić, kiedy Jeremy wykonywał swoja robotę. Nie mógł takim jak on przepuszczać. Tak jak przewidział, po jego śmierci, zespół do ścigania Tomasza został rozwiązany. Teraz wystarczyło obserwować, kto zostanie nowym szefem wywiadu i wciągnąć go do kółeczka. Jeff wypadł z gry.
_CARD KILLER_
Wyspa Merieji to legendarna wyspa, na której można było znaleźć wiele skarbów. Nikt nie znał nigdy jej położenia. Aż do teraz.
Kilku nieświadomych rybaków wypłynęło w poszukiwaniu Wyspy Merieji. Pogłoski o niej, zaczęły się w XV wieku. Wielu marynarzy pożądało wręcz zawartości, albo chociaż dowodu istnienia tej wyspy. Kiedy znaleźli, ów wyspę nad ich głowami spadł deszcz ognia. Wiele ton bomb nadesłanych przez USA. Rybacy nie mieli zupełnie żadnych szans. Nie powinni się byli tam znaleźć, lecz, któż by się spodziewał, zwłaszcza jeżeli rząd Ameryki Północnej posiada wiele satelit. Nie zważyli na niewinne istnienia. Ich śmierć nie pójdzie na marne. Rząd i osoby u władzy nie będą bezkarni. Tomasz to poprzysiągł, a mógł wykonać Srebrny Wilk.
Tomasz był w drodze swoim samochodem. Czarne wnętrze Audi S8 było bardziej komfortowe dla osób takich jak Tomasz. Jako fan motoryzacji uwielbiał czarne wnętrza. Jego następnym celem była Wyspa Merieji. Słońce odbijało się w okularach przeciwsłonecznych Jeremiego, który prowadził samochód. Jeremy lekko przeklął pod nosem, kiedy nieuważny rowerzysta, prawie doprowadził do kolizji zmuszając Jeremiego, aby agresywnie wjechał na drugi pas. W końcu się odezwał do Tomasza:
— Tomasz. Jaki jest nasz następny cel?
— Co gdybyś miał własną wyspę o którą toczy się bój między rządami?
Zapytał Tomasz Jeremiego. Jego wyraz pozostawał bardziej smutny i przejęty. Cały czas myślał o śmierci niewinnych ludzi.
— Wykorzystałbym ją w dobrym celu.
Odparł szczęśliwie Jeremy, który rzucił okiem na lusterko wewnętrzne w którym widział Tomasza, który myślał o następnym posunięciu.
— Nie każdy ma dobre intencję, jak ty Jeremy. Na pewno nie rząd. Szykuj się w długą podróż. Najpierw musimy dostać samolot. Umiesz pilotować?
— Tak, sir. Pewnie czas na rozmowę z pewnym handlarzem, który ma samolot.
Powiedział Jeremy. Wiedział on, że Tomasz nie cofnie się przed niczym, aby coraz bardziej rozszerzać wpływy. Tomasz był już w drodze na umówione spotkanie. Znowu nie mógł pozwolić na błędy. Celem były dwa rządy i uwolnienie Card Killera. Ale po kolei. Marius był afrykańskim handlarzem broni. Tomasz zgodził się, że kupi od niego rzadko dostępne egzemplarze. Mariusz nie mógł się oprzeć takiemu interesowi. Spotkali się w jego samolocie. Oboje podróżowali sami. Zapach wypalonych papierosów przez Mariusa, bardzo dawał się we znaki. Na ubraniach Mariusa był widoczny pozostały tytoń, który nie poleciał gdzieś na jezdnię czy ziemię. Oboje weszli do środka i z uśmiechem zaczęli rozmowę.
— Jak to uczcimy przyjacielu? — Zaczął radośnie Mariusz, który już myślał o swoich interesach.
— Na pewno szczęśliwie. — _Oboje zaczęli pić szampana_. — Przynajmniej ja.
Mariusz w tym momencie zaczął się trochę bać. Zaczął się czuć słabo. Nie spodziewał się, że jego szampan będzie lekko podrasowany.
— Jak widzisz… Potrzebuje samolotu, aby zbudować imperium. Prawda Jeremy?
Powiedział Tom w kierunku Mariusa z szyderczym uśmiechem. Dla Tomasza liczyło się szybkie zdobycie pozycji i w tym przypadku środka szybkiego transportu.
_Za sterami był cały czas Jeremy, który był w drodze do Meksyku._
— Meksykowi nie spodoba się, że grałeś na dwa fronty.
Zaczął mówić Tomasz w kierunku Mariusa, który prawie był nieprzytomny, lecz te zdania bardzo go poruszyły, a przynajmniej tak się mogło wydawać.
— Tylko nie Meksyk błagam. Zrobię wszystko!!!
Ostatkami ostatnich sił, zaczął błagać Marius. Tracił bardzo dużo sił i był w tym momencie wręcz bezbronny. Tomasz wiedział, dzięki swojemu plikowi, że Marius grał na dwa fronty. Wystarczyło tylko wykorzystać te informację.
— Domyślam się.
Odpowiedział Tomasz na zakończenie. Na jego twarzy była jedynie pogarda. Nie miał wyrzutów sumienia. Odczuwał nawet radość. Po chwili rozsiadł się bardziej wygodnie i wyjął normalnego szampana.
Droga była długa, ale końcu udało im się dolecieć do Meksyku. Tutejszy szef, któremu Tomasz miał załatwić wielomiliardowy interes i dodatkowo przywieźć mu zdrajcę, bardzo ucieszył się na widok Tomasza. Na lotnisku czekał na niego z okularami przeciwsłonecznymi i specjalnym pakietem broni. Obok pasa na którym lądował Jeremy, stało mnóstwo furgonetek wypełnionych po brzegi ludźmi z bronią. Byli gotowi zrobić wszystko na rozkaz swojego szefa.
— Witaj Tomasz, mój serdeczny przyjacielu! Nie uwierzysz, jak bardzo dobrze cię widzieć.
Zaczął jego meksykański nowy przyjaciel. Jego widoczna opalenizna była bardzo widoczna w słońcu.
— Witaj — Odpowiedział krótko i z gracją Tomasz.
— Na pewno spodoba ci się prezent ode mnie. Całą złota broń z wyrytą ksywą: _Srebrny Wilk_. Mam nadzieje, że ci się spodoba. To i tak mała część tego z czym mi pomogłeś. A teraz oddaj mi tego parszywego szczura. Jak chcesz, pokażemy ci jak witamy w Meksyku zdrajców.
Zaczął z uśmiechem nowy przyjaciel i sojusznik Tomasza. W Meksyku zdrada była bardzo surowo karana. Jeżeli się wykorzystało okazję i wskazało zdrajcę, to mogło się liczyć na przyjaźń z tutejszym kartelem lub ludźmi bardziej wpływowymi.
— Innym razem. — _Westchnął z szybkim uśmiechem_ — Czy z zawartością nie było problemu? — _Zapytał uważnie Tomasz._
— Wszystko było, tak jak powiedziałeś. Oraz w miejscu o którym mówiłeś.- _Odpowiedział z radością Meksykanin._
Co zrobił Srebrny Wilk? Wykorzystał kłótnie dwóch rządów. Wyspa Merieji była bardzo bogata w ropę. Kilka miliardów dolarów można było wycisnąć z niej. Leżała ona między Meksykiem, a Stanami Zjednoczonymi. Oboje chcieli mieć do niej prawa, ale kiedy Tomasz wszedł do gry i przekazał wszystko lokalnemu bossowi zyskał coraz więcej wrogów. Stany, które nie mogły znieść swojej porażki zbombardowały wyspę, aby zatrzeć dowody zabijając przy tym przypadkowych rybaków. Tomasz nie poprzestał na tym. Nagrał całe zdarzenie, kiedy ów wyspa była bombardowana. Nagranie miało być wysłane do wszystkich stacji i prasy, chyba, że spełnią jego warunki. Ze Stanami Zjednoczonymi nie miał negocjować Tomasz. _Miał_ _być to Srebrny Wilk._ Chciał on tylko jednego w zamian. UWOLNIENIA CARD KILLERA. SWOJEGO BRATA.
— Jakbyś czegoś potrzebował Tomasz, to daj nam znać. A może raczej Srebrny Wilku. Meksyk zawsze będzie twoim domem. Z Bogiem przyjacielu.
Powiedział na zakończenie meksykański przyjaciel Tomasza. Jego ludzie zabierali już Markusa, który zaczął krzyczeć, lecz nikt na to nie zwracał uwagi.
Srebrny Wilk był już w drodze do Stanów Zjednoczonych. Card Killer wkrótce będzie wolny. Obiecał sobie to. Mieli się spotkać na terenie neutralnym. Nie codziennie Srebrny Wilk odwiedza Amerykę Północną. Na pasie na którym wylądował swoim nowo zdobytym samolotem, czekał już oddział FBI z którym Srebrny Wilk miał rozmawiać.
— Witajcie Panowie. — Zaczął z dumą Srebrny Wilk.
— Na wstępie powiem, że rząd Stanów Zjednoczonych nie negocjuje z terrorystami. Ma pan mocny argument i dowody. Czego pan chce?
— Uwolnienia Card Killera. Dodatkowo rząd ma mi dać spokój. Usunięcie z listy poszukiwanych.
— Damy radę to załatwić. Żądamy natychmiastowego usunięcia dowodów. Card Killer będzie jutro tutaj o tej porze. Do zobaczenia. Radzimy się wywiązać z umowy.
Tomasz, kiedy pośrednio sfinansował Meksyk zbudował sobie tam swojego dłużnika i przyjaciela. Do tego zagarnął broń i samolot. Teraz zostawało tylko uwolnić jego brata. Card Killer wkrótce będzie wolny. Minęło 24 godziny. Na lotnisku w umówionym miejscu, czekał opancerzony SUV. Tomasz i Jeremy, którzy stali przed samolotem niecierpliwili się. Po kilku minutach drzwi się otworzyły. W cieniu nocy z gracją i klasą wysiadł Card Killer. Żołnierze ściągnęli mu maskę na twarzy i odkuli ręce. Skąd przydomek Card Killer? Wziął się od tego, że potrafił on rzucić kartą lub kartami na bardzo dalekie odległości i zawsze miał przy sobie pas, który był z talii kart, które można powiedzieć, że były jego bronią i amunicją. Jedna z jego głośniejszych spraw to zabójstwo 14 ludzi w barze w San Francisco. Wystarczyło, że rzucił kartą, która zakręciła i zrobiła jeden duży obrót. Była to wyjątkowa postać. A Tomasz do budowania swojego imperium potrzebował kogoś takiego i do tego brata. Oboje tęsknili za sobą. Tomasz obiecał, że go wyciągnie. Że nie odpuści. Kochał swojego brata.
— Bracie… minęło tyle czasu. Obiecałem, że ciebie nie porzucę. Nigdy…
— Tomasz… Zmieniłeś się… Postarzałeś — Obaj się szybko i sarkastycznie zaśmiali.
— Wiesz, że zostałeś wujem? To chłopczyk. Jest piękny i przystojny. Nie powiem, że jest jak ojciec, ale i tak jestem z niego już bardzo dumny.
— Cholernie tęskniłem za tobą. Czas bez ciebie było najgorszym, co mnie spotkało.
— Ja za tobą też. Chcesz zobaczyć mój prywatny samolot?
— Oczywiście, że tak. Dziękuję ci za uratowanie mnie. Wiszę ci przysługę.
Cała trójka wsiadła do samolotu. Jeremy był przy sterze, kiedy Tomasz rozmawiał z bratem o planach stworzeniu imperium i o pliku, którego jest posiadaczem.
— Taka okazja nie nadarza się codziennie. I jeszcze do tego zostałeś ojcem. Jestem z ciebie taki dumny.
— To taki dzielny mężczyzna. Nazwałem go Hugo. Pamiętam, kiedy ostatnio trzymałem go w moich ramionach. Niecałe 4 kilo. Urósł od czasu narodzin. Obiecałem sobie coś. Kiedy ci bandyci przyszli do mojej okolicy wiedziałem, że muszę wykorzystać okazję. Wiedz, że największym priorytetem dla mnie było uwolnienie ciebie bracie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Ale obiecałem sobie, że wrócę do syna i żony.
— Dziękuje Tom. Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Dla ciebie również zrobiłbym wszystko.
— Jeszcze jedno. Każda moja informacja z pliku jest również twoja.
— Gdzie planujesz się udać jako wolny człowiek?
— Najbardziej chciałbym do synka, ale wpierw bezpieczeństwo. Obaj zbudujemy tak silne imperium, że same nasze imiona będą budziły strach w naszych wrogach. Będą o nas opowiadali legendy.
— Oby bracie. Zdrowie!!! — Obaj stuknęli się szklankami.
— Wiesz, co mam w planie? — Zaczął po krótkiej chwili dojścia do siebie po kolejnym kieliszku Card Killer.
— Nie mam pojęcia.
— Wróć do Europy. Zacznij tworzyć na swoim terenie, który znasz. Ja zaś polecę do San Francisco. Muszę odzyskać moją władzę tam oraz szacunek. Kiedy zbudujesz silną organizację w Europie, ja w Stanach ci pomogę.
— Chcesz wrócić do Stanów? Do San Francisco po tym wszystkim? Wiedz, że masz moje pełne wsparcie w razie potrzeby.
— Obiecuję ci. Jeszcze wrócisz do żony i synka. Zdrowie Bracie!!!
— Jeremy. Leć w stronę San Francisco!
— Tak jest senior — Odpowiedział zdziwiony Jeremy.
— Bracie. Wciąż możemy zawrócić. Możesz polecieć ze mną. Stany powinny ci się źle kojarzyć.
— I kojarzą Tom. I kojarzą. Ale nie zostawię tego miasta na pastwę jakiś szuj, którzy nic się nie znają na zarządzaniu i szacunku.
— Pamiętaj. Zawsze masz moje wsparcie bracie. Do zobaczenia. Już tęsknię.
— Ja również. Ja również…