- W empik go
Wrzuć 5 centów - ebook
Wrzuć 5 centów - ebook
Bliżej nieokreślona przyszłość. Ziemię zamieszkują byty połrealne i quasipsychiczne. Nikt nie pamięta i nie wie, co istniało wcześniej. Rzeczywistość psychiczna wchłonęła wszystkie inne byty Strefy. Istoty materialne mają bardzo ograniczone zdolności rozumienia pewnych rzeczy. Formuje się grupa osób, pragnących dowieść, że są ludźmi. Droga do odnalezienia własnej tożsamości prowadzi ich do Disneylandu...
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-9973-2 |
Rozmiar pliku: | 226 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jechali powoli, rozglądając się, chociaż im się spieszyło, ale wiedzieli, że jest to najlepszy sposób dotarcia do celu. Ziemia znajdowała się wszędzie, a nie mogli jej odnaleźć, choć o to właśnie im chodziło. Rosła metalowa trawa i uginała się, skrzypiąc pod kopytami ich koni, tak je przynajmniej nazywali.
- Co to jest? - zapytał pierwszy z mędrców.
Mech porastał jego policzki. Stwardniał miejscami i się wykruszał, więc uważali go za starego.
Drugi wytężył wzrok. W każdym jego oku widniały po dwie, zielone tęczówki i dwie źrenice, dlatego uważali go za wszechwidzącego.
- Nazwę to miastem - wtrącił trzeci.
Odznaczał się wysokim wzrostem i jasną skórą, która wydawała się na wpół przejrzysta. Jego wewnętrzne ciało oplatała sieć niebieskich żył. Wykrzywił blade usta, spoglądając z pogardą ponad głowami towarzyszy.
- Jacyś barwni ludzie w widmie tęczy - dodał.
Wszechwidzący wytężył swoje podwójne źrenice, aż wypłynęła z nich poświata.
- To nie są żywe istoty.
- To fantazmaty - powiedział człowiek.
- Słyszałem o tym- pochwalił się mędrzec. - Kiedy Ziemia była całkowita i ograniczona, ludzie je wytwarzali.
- W jaki sposób? - rzekł zaczepnie człowiek.
Mędrzec się zamyślił.
- Przestań! - krzyknął na niego człowiek. - Broda ci rośnie od myślenia. Atakujemy! - I ruszył pierwszy, wystawiając swoje dwa wyostrzone palce.
Wszechwidzący i mędrzec popatrzyli na siebie, kiwając głowami. Odwaga człowieka zawsze ich oszałamiała. A on pędził jak szalony. Wiatr rozwiewał mu długie włosy. Podążyli za nim przyjacielskim truchtem, ale nim go dognali, zniknął. Kiedy znaleźli się blisko barwnych postaci, najpierw zbadali je ostrożnie, włożywszy w nie palce wskazujące. Potem zanurzyli ręce aż po łokcie i jeszcze raz na siebie spojrzawszy, ponaglili konie, wjeżdżając w gęstwinę kolorowych fantomów.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.