Wspaniałe trzy tygodnie - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Wspaniałe trzy tygodnie - ebook
Gdy nadchodził grudzień, Adie wpadała w przygnębienie. Święta nigdy jej się nie kojarzyły z czymś radosnym i przyjemnym. Rzucała się wtedy w ramiona jakiegoś mężczyzny, by uciec od wspomnień. Podobnie było tego roku. Hunter chciał seksu i fajnego towarzystwa do czasu sylwestra. W mieście, które nigdy nie śpi...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7936-9 |
Rozmiar pliku: | 655 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Stojąc w stylowo urządzonej sali bankietowej w słynnym hotelu Grantham-Forrester na Piątej Alei w sercu Manhattanu, Adie Ashby-Tate pożegnała ostatniego gościa i uśmiech na jej twarzy zgasł.
Zacisnęła ręce na wyłożonej czerwonym aksamitem gablocie. Po wyjściu wszystkich, którzy przybyli na „Świąteczny Jarmark”, cisza aż dzwoniła w uszach. Adie uwielbiała prowadzić rozmowy z klientami, pokazywać im starannie wybrane przedmioty, ale po ponad czterech godzinach była wyczerpana.
Ponieważ bolały ją nogi, zdjęła buty, po czym rozejrzała się dokoła; w niedużej sali udało jej się stworzyć cudowny świąteczny nastrój. Na ścianie lśniły lampki choinkowe, w jednym rogu stała trzymetrowa choinka ozdobiona sztucznym śniegiem, w drugim narty i deska snowboardowa oparte o bryczkę wykonaną z papier-mâché.
W powietrzu unosił się zapach luksusu. Przygotowanie wszystkiego kosztowało majątek, jednak nie żałowała ani wydanych pieniędzy, ani czasu i energii, jakie włożyła w zaaranżowanie przestrzeni.
Wciąż zaciskając ręce na gablocie, skierowała wzrok na krwistoczerwone paznokcie u nóg, a następnie poruszyła ramionami, by pozbyć się napięcia w szyi.
Za chwilę podejdzie do barku i naleje sobie drinka. Zasłużyła na nagrodę.
Wieczór zakończył się sukcesem; miała kalendarz pełen zamówień. Jej artystycznie uzdolnieni dostawcy będą zachwyceni. Zawsze wybierała rzeczy piękne i niepowtarzalne, a to odpowiadało jej bogatym klientom, którzy cenili sobie oryginalność.
Zamierzała spędzić w Nowym Jorku trzy tygodnie, zbadać grunt, sprawdzić, czy warto otwierać na Manhattanie filię Treasures & Tasks, i zobaczyć, jak jej się będzie pracowało z Kate. Musi mieć pewność, zanim zainwestuje pieniądze w rozwinięcie działalności w jednym z najdroższych miast na świecie.
Czyli do świąt będzie badała tutejszy rynek, a jednocześnie realizowała zamówienia klientów mieszkających na wszystkich kontynentach.
Prowadziła firmę oferującą usługi concierge. W okresie świątecznym ruch w interesie był największy. Dosłownie nie miała chwili wolnej. Ale to jej odpowiadało. Właśnie o tej porze roku nawiedzały ją duchy przeszłości; zamiast zajmować się nimi, wolała harować od rana do nocy.
Powiodła wzrokiem po świątecznie przystrojonych stołach. Leżały na nich przedmioty warte ponad pół miliona funtów, od wysadzanych szlachetnymi kamieniami korków do butelek po pozłacane pendrive’y. Zważywszy jednak na lepkie ręce niektórych bogaczy, wiedziała, że musi wszystko dokładnie policzyć, a potem spakować. Potrwa to ze dwie godziny.
Nazajutrz była umówiona z kilkoma potencjalnymi klientami, ale ten, o którym Kate bez przerwy mówiła, jej stary znajomy, „najbardziej oporny influencer” w świecie, nie zjawił się na dzisiejszej prezentacji. Na szczęście poradziła sobie bez niego.
Nagle usłyszała pukanie i aż podskoczyła. Wprawdzie znajdowała się na terenie drogiego hotelu dysponującego porządną ochroną, ale kradzieże wszędzie się zdarzały.
Na widok mężczyzny w drzwiach serce zabiło jej mocniej. Przycisnęła rękę do piersi. Uspokój się, idiotko. To tylko facet.
Ale co za facet!
Wysoki – musiał schylić się, gdy przekraczał próg - szeroki w ramionach, mający długie nogi i pewnie kaloryfer na brzuchu. Ubrany w zieloną koszulę oraz czarne spodnie, w ręku trzymał poprzecieraną skórzaną kurtkę. Był piekielnie seksowny, ale to jego twarz przykuwała uwagę.
Wyglądał jak młody Cary Grant. Chociaż nie; Grant, dystyngowany elegant, miał bardziej klasyczne rysy. Nieznajomy z lekko garbatym nosem i silnym zarostem raczej pasował do filmów akcji. Tak, był w typie jej ulubieńców: Gerarda Butlera i Toma Hardy’ego.
- Pana nazwisko figuruje na liście gości, dlatego go wpuściłem. Mam nadzieję, że słusznie?
Adie przeniosła spojrzenie z mężczyzny na ochroniarza, który z rozbawieniem obserwował jej reakcję, i skarciła się w duchu. Miała wśród klientów bogaczy, książęta i znane gwiazdy filmowe. I zwykle nie wytrzeszczała tak oczu.
Wziąwszy się w garść, uśmiechnęła się uprzejmie.
- Spóźnił się pan kilka godzin, ale jeśli ma pan ochotę rozejrzeć się, to proszę.
- Chciałam przyjść wcześniej, ale coś mi wypadło – odrzekł mężczyzna.
Głos miał niski, głęboki - kojarzył się jej z musem czekoladowym, jaki rok temu jadła w maleńkiej knajpce w Dzielnicy Francuskiej Nowego Orleanu - ale… Tak, słyszała w nim nutę zmęczenia.
- Napije się pan? – Wskazała na barek w rogu.
- Z przyjemnością! Whisky, jeśli można.
Przeszła boso do barku. Uznała, że nie ma się czym przejmować. Szpilki miała piękne, lecz piekielnie niewygodne, a facet spóźnił się cztery godziny…
Powiódł wzrokiem po wystających spod czerwonej sukienki nogach. Widok wyraźnie mu się podobał.
Adie zaniepokoiła się. Dawno nie spotkała mężczyzny, który by wywoływał w niej tak silne emocje. Z jednej strony to było miłe, podniecające, z drugiej niebezpieczne. Powinna uważać.
- Szkocka czy bourbon? – spytała.
- Szkocka, chętnie z lodem.
Nalała bursztynowego płynu do dwóch szklanek i uniósłszy pokrywkę z kubełka na lód, srebrnymi szczypczykami wrzuciła do każdej po dwie kostki. Podeszła do mężczyzny. Bez butów sięgała mu zaledwie do brody.
Wysunęła w jego kierunku szklankę z trunkiem. Ich palce otarły się o siebie. Ponownie poczuła dreszczyk podniecenia. Wyobraziła sobie, jak nieznajomy zaciska dłoń na jej piersi, przesuwa ją niżej…
O Chryste!
Cofnęła się krok. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego nie zauważył. Nie lubiła tracić nad sobą kontroli. I prawie nigdy się jej to nie zdarzało.
Zbliżył się do złotego manekina ubranego w króciutką halkę i figi. Przechylając głowę, ujął w palce delikatny materiał.
- To dzieło jednej z najdroższych i najzdolniejszych projektantek bielizny na świecie. Jedwab z Lyonu i koronka chantilly. Komplet bywa w różnych kolorach – trajkotała. – Ale jeśli woli pan inny fason…
- Nie, to mi się bardzo podoba – oznajmił, nie odrywając oczu od jej twarzy. – Podejrzewam, że w sypialni wygląda jeszcze piękniej…
Och, mogłaby mu zademonstrować. Na sobie. Oczami wyobraźni ujrzała ogromne łóżko, satynową pościel, butelkę szampana chłodzącą się w srebrnym kubełku. W tle słychać dźwięki fado, przez okno wpadają promienie popołudniowego słońca…
Dopiła whisky i odstawiwszy szklankę, odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna ruszył dalej. Szedł wolno wzdłuż gablot, oglądając eksponaty, których nie zdążyła spakować. W pewnym momencie uniósł do światła ozdobę choinkową przedstawiającą pawia.
- To jest ustnie dmuchana, ręcznie zdobiona bombka. Lśniące punkciki na upierzeniu to najprawdziwsze brylanty.
Mężczyzna wskazał na pudełko zawierające tradycyjne świąteczne firecrackers, czyli „strzelające” tubki z niespodzianką w środku.
- A to?
- Tubki. Ręcznie wykonane w Anglii z ekologicznego papieru. W środku każdej jest niespodzianka. Może nią być dowolna rzecz. Miałam klienta, który każdemu ze swoich dzieci kupił na gwiazdkę samochód. Prosił, żeby kluczyki umieścić w takiej tubce.
Mężczyzna rozciągnął usta w uśmiechu. Hm, ciekawe, co potrafi nimi robić? Psiakość, powinna częściej uprawiać seks! Tyle że przygodne związki nie były w jej stylu. Chociaż… dziś niemal gotowa byłaby zrobić wyjątek.
- Domyślam się, że nie były to pospolite auta?
- No nie. – Pospolite? Jej klienci nie znali takiego słowa. – To były porsche i lamborghini.
Mężczyzna zagwizdał.
- Szuka pan czegoś konkretnego? – spytała, usiłując ocenić jego stan zamożności.
Spodnie miał świetne gatunkowo, buty drogie, nie potrafiła jednak odgadnąć, czy facet jest miliarderem, milionerem czy zwyczajnie bogatym człowiekiem. Jeśli jest zwyczajnie bogaty, to niestety u niej nic nie znajdzie. Jej oferta była skierowana do miliarderów.
- Tylko patrzę.
„Tylko patrzę” na ogół oznaczało: podoba mi się, ale nie stać mnie. Zerknęła dyskretnie na zegarek: było po jedenastej, a ją czekało jeszcze trochę pracy.
- Nie wierzę!
Słysząc okrzyk zdumienia, skierowała spojrzenie na przedmiot, który mężczyzna trzymał w ręku. Była to obroża z krokodylej skóry nakrapiana małymi brylancikami, której główną ozdobę stanowił trzyipółkaratowy brylant w kształcie serca.
- Obroża dla psa? Za trzysta tysięcy?
- Piękna, prawda? – Adie wzięła od gościa przedmiot i zbliżyła go do oczu.
- Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby tyle wydawać na psa. Kocham zwierzęta, ale trzysta tysięcy?
- No cóż… - Odłożyła obrożę, przesunęła na bok pudełka ekskluzywnych czekoladek i usiadła na stole.
Dać nogom odpocząć… co za rozkosz! Po chwili podniosła talerzyk z czekoladowymi pysznościami.
Mężczyzna potrzasnął głową.
- Nie kuszą mnie słodycze.
- Jadł pan kiedykolwiek czekoladę o smaku bekonu i ostrego chili?
- Nie.
- To rzadka, wyrafinowana i…
- Droga rzecz – dokończył z uśmiechem nieznajomy.
- Szybko się pan uczy. – Patrzyła, jak mężczyzna wkłada czekoladkę do ust. Westchnęła cicho. Chcąc zająć czymś ręce, również sięgnęła po truflę. Przegryzła ją na pół…
Co za smak! Jaki ostry…
- Wasabi. Nie spodziewałam się.
- Chce pani skosztować mojej? – Mężczyzna trzymał w palcach nadgryzioną czekoladkę.
Adie zawahała się. I nagle zapragnęła dotyku, kontaktu fizycznego. Skinęła głową.
Teraz on się zawahał. Zmrużył oczy, jakby zastanawiał się, czy dobrze odczytuje sygnały.
Dobrze.
Nie odrywając od niej spojrzenia, włożył czekoladkę do ust i oparłszy dłonie o kolana Adie, rozchylił jej uda. Prąd przebiegł Adie po krzyżu. Dzieliły ich milimetry. Nie mogąc wytrzymać napięcia, przycisnęła ręce do piersi mężczyzny i przywarła ustami do jego warg. Czubkiem języka zachęcił ją, aby je otworzyła. Po chwili poczuła na wargach i podniebieniu słodko-gorzki smak czekolady, chili i bekonu. Jęknęła przeciągle.
Pragnąc więcej, więcej wszystkiego, objęła go za szyję. Rozkoszowała się dotykiem palców na biodrach, ręki na swojej brodzie oraz ruchami lepkiego od czekolady języka. Mężczyzna zamruczał, po czym przyciągnął ją mocniej do siebie. Zacisnęła nogi wokół jego ud. Przymknęła powieki. Miała wrażenie, jakby skoczyła ze skały do ciepłego jeziora. Przejechała dłońmi po silnych barkach, po plecach mężczyzny i pośladkach. Pragnęła go, pragnęła zobaczyć go nagiego, poczuć go na sobie i w sobie…
Tak dawno z nikim nie była.
Zaczął całować ją po brodzie, policzkach, skroni. Oddychał ciężko. Pragnął jej tak jak ona jego. Ponownie przytknął usta do jej warg.
Podniecona, przycisnęła jego rękę do swojej piersi i zamruczała, kiedy potarł kciukiem sutek. Milcząco, językiem i wargami, domagał się coraz więcej. Wyciągnęła mu koszulę ze spodni. Błądziła dłońmi po gołych plecach, żebrach i brzuchu; przesuwała ręce w dół, gdy nagle ją powstrzymał.
Oddychając głośno, długo wpatrywał się w jej oczy.
- Jesteś piękna.
- Jeszcze, nie przerywaj…
Potrząsnął głową.
- Nie, bo nie będę mógł przestać.
Wiedziała, że popełnia błąd, ale się tym nie przejmowała.
- Nikt ci nie każe przestać – szepnęła.
Co nią kierowało? Czy zachowywała się w ten sposób z powodu pory roku? Zawsze przed świętami popadała w nastrój zwątpienia i zadumy. Normalni ludzie cieszyli się, snuli plany na przyszłość, a ona zadręczała się, zasypywała siebie pytaniami.
Czy dokonuje właściwych wyborów? Czy naprawdę jest szczęśliwa? Co jeśli to lub tamto…?
Po raz pierwszy jednak tak szybko poczuła tak wiele i tak mocno. Dawno się nie kochała, z nikim po paru minutach znajomości nie poszła do łóżka i nikt nigdy nie wywołał w niej tak silnych emocji. Chciała spędzić szaloną noc, dziką, pełną namiętności. Sądząc po pocałunkach, czekały ją niesamowite doznania.
Jest dorosła, ma prawo wieść życie erotyczne, więc dzisiaj nie będzie się zastanawiać, czy powtarza dawne destrukcyjne schematy. Zostawi to na rano.
Jutro może przeanalizować swoje zachowanie, pozłościć się na siebie.
Dziś spędzi noc z nieznajomym.
- Mam pokój na górze – szepnęła z bijącym sercem.
Wpatrując się w nią intensywnie, mężczyzna potarł kciukiem jej wargę. Otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon.
Adie zignorowała ten dźwięk; czekała na słowa mężczyzny. Dlaczego się wahał?
- Czy…
Telefon ponownie zabrzęczał. Mimo chwilowego odurzenia Adie rozpoznała po dźwięku, że dzwoni Kate. Jeżeli nie odbierze, przyjaciółka nie da jej spokoju.
- Przepraszam. – Odsunęła mężczyznę. – Jak nie odbiorę, będzie dzwonić do skutku.
Zsunąwszy się ze stołu, podeszła do krzesła, na którym zawiesiła torebkę, i z bocznej kieszeni wydobyła komórkę.
- Co? – warknęła.
- Wracam, żeby ci pomóc z pakowaniem.
O Chryste! Nieeee!
- Nie powinnaś być sama z tyloma cennymi eksponatami. Niby mają tu świetną ochronę, ale zawsze się może trafić jakiś szubrawiec, który…
Adie instynktownie zerknęła na mężczyznę, który stał z rękami w kieszeniach. Kim jest i co tu robi?
Słowa Kate powoli zaczęły do niej docierać. Zmrużyła oczy. Dlaczego ją pocałował? Czy chciał odwrócić jej uwagę i niespostrzeżenie schować jakiś drobiazg do kieszeni? Psia obroża była za duża, ale zdobione brylantami stopery albo złote pendrive’y z łatwością by się zmieściły.
A ona… Psiakość! Naprawdę zaprosiła go do pokoju? Wyszłaby, zostawiając niezabezpieczone przedmioty na stole? Co się z nią dzieje? Gotowa była zaryzykować zdrowie, życie, pracę dla obcego faceta. Zachowała się jak przed laty, impulsywnie i bezmyślnie.
Żaden mężczyzna, choćby najbardziej przystojny czy czarujący, nie był wart tego, aby złamała swoje zasady i wróciła do dawnych nawyków.
Odłożyła telefon i krzyżując ręce na piersi, zmusiła się, by napotkać spojrzenie mężczyzny.
Płomień w jego oczach już zgasł.
- Zgaduję, że twoja propozycja jest nieaktualna?
Adie przygryzła wargę.
- Trochę się zagalopowałam. – Wskazała głową na drzwi. – Przepraszam, mam sporo pracy.
Mężczyzna ruszył w jej stronę; zatrzymał się, gdy dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Adie nie drgnęła, nie cofnęła się; duma jej na to nie pozwalała.
- Nie denerwuj się, niczego nie ukradłem. – Schyliwszy się, pocałował ją w policzek. – Dziękuję za czekoladkę. I za whisky.
Ugryzła się w język, by nie przywołać go z powrotem, nie błagać, aby poszedł z nią na górę i pokazał, co potrafi.
Nie wątpiła, że jest fantastyczny w łóżku.
Utrapienie z tymi świętami, stwierdził Hunter Sheridan, opierając nogi na brzegu biurka.
Po Dniu Dziękczynienia wydajność pracy spadała, poziom lenistwa wzrastał. Wszyscy myśleli wyłącznie o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia.
Gdyby to od niego zależało, skasowałby je. Ale większość ludzi miała na ich punkcie bzika. Gotowi byli wydać fortunę na prezenty.
Obroża za trzysta tysięcy? Chryste!
Przetarł ręką oczy. Tak naprawdę jego uwagi nie pochłaniały żadne obroże, stopery czy czekoladki. Pochłaniała ją Adie Ashby-Tate.
Od pierwszej chwili wiedział, kim ona jest. Kate bez przerwy zamieszczała ich wspólne zdjęcia w mediach społecznościowych. Ciemne loki, delikatne rysy, alabastrowa skóra i te oczy… Adie przypominała młodą Audrey Hepburn.
Westchnął. Tak, oczy miała przecudne.
Była szczupła, a jednocześnie ponętnie zaokrąglona. Kiedy ją objął, idealnie do siebie przylegali, jakby była brakującym elementem, którego zawsze podświadomie szukał. Brakujący element, alabastrowa skóra, rosnące podniecenie… Ile ty masz, chłopie, lat? Piętnaście?
Podrapał się po brodzie. Adie pociągała go fizycznie, ale ważniejsze było to, że wydawała się inna od kobiet, które na co dzień spotykał. Żył w świecie bogactwa i luksusu, w świecie brylantowych błyskotek i przesadnego dostatku, w świecie, w którym dumni, aroganccy przedstawiciele na nic nie musieli czekać i zawsze dostawali to, czego pragnęli.
Z informacji w sieci wynikało, że ojciec Adie jest brytyjskim lordem, matka dziedziczką magnata tytoniowego, a ona sama jedynaczką.
Matka kiedyś była znaną modelką, ojciec zaś – nim odziedziczył fortunę po rodzicach – zawodowym graczem polo. Obecnie ojciec chyba niczym się nie trudnił; czas spędzał na jachtach oraz w różnych posiadłościach w towarzystwie młodych, hojnie obdarzonych przez naturę kobiet.
Adie również należała do arystokracji. Miała na sobie krótką zwiewną sukienkę od znanego projektanta, a w uszach brylantowe kolczyki. Pachniała drogimi perfumami i mówiła z brytyjskim akcentem charakterystycznym dla wykształconych ludzi z wyższych sfer.
Oczywiście powinien był się od razu przedstawić, ale wtedy nie dane byłoby mu jej objąć, przytulić, pocałować. Zaskoczyła go propozycją pójścia na górę; naturalnie zamierzał się zgodzić, bo ich pocałunek… po prostu był niesamowity.
Uznając jednak, że Adie ma prawo wiedzieć, kim on jest – potencjalnym klientem i, zdaniem Kate, jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów – otworzył usta i w tym momencie zadzwonił telefon.
Uważnie obserwował jej twarz. Gdy zobaczył, jak podniecenie w oczach ustępuje miejsca lękowi i niepewności, zrozumiał, że z pójścia na górę nic nie będzie. Pocałował ją na pożegnanie, wiedząc, że spotkają się ponownie za niecałe osiemnaście godzin.
I że kiedyś dokończą to, co wczoraj im przerwano.
Usiłował rozmasować mięsień nad prawą łopatką. Nie potrafił się na niczym skupić; cały czas myślał o pocałunku, tak zmysłowym i namiętnym…
Nie pamiętał, kiedy czuł tak przemożną ochotę na seks. Ostatnio był bardzo zajęty, na romanse nie miał czasu. Od prawie dwóch lat sypiał tylko z jedną kobietą – Griseldą. Nie dlatego, że ją kochał; dlatego, że był zbyt zmęczony, aby cokolwiek zmieniać.
Teraz gotów był zrezygnować ze wszystkiego, żeby tylko pójść z Adie Ashby-Tate do łóżka. Wciąż miał ją przed oczami.
Do diabła, co się z nim dzieje? Nie zdarzyło się dotąd, by jakaś kobieta odrywała jego myśli od pracy. Praca była najważniejsza w jego życiu.
Prowadził kilka firm, miał do osiągnięcia mnóstwo celów. Ludzie – kobiety, przyjaciele, znajomi – zajmowali czas, który wolał przeznaczyć na pracę.
Adie zaś…
Boże, zlituj się nade mną!
Słysząc, jak ktoś otwiera drzwi, podniósł wzrok. Do gabinetu wszedł Duncan, jego asystent, z tabletem w ręku.
- Czyli dla Griseldy nie szukać prezentu?
- Nie szukać – potwierdził Hunt.
Dostrzegł zaciekawienie w oczach Duncana, ale nie uznał za stosowne tłumaczyć mu, że zakończył ich romans, gdy Griselda spytała, czy nie chciałby razem z nią wychowywać dziecka. Jego wybuch (Co? Zwariowałaś?) nie pozostawiał złudzeń, co sądzi na ten temat.
Czasem tracił cierpliwość do ludzi.
Z Griseldą wygrał los na loterii, przynajmniej tak mu się zdawało. Po dzieciństwie spędzonym w rodzinach zastępczych, po krótkim burzliwym małżeństwie oraz śmierci przyjaciela, a zarazem wspólnika, znalazł kobietę, która nie miała wobec niego żadnych oczekiwań, ani finansowych, ani emocjonalnych. Tak było do dnia, kiedy poprosiła go, by zrobił z nią dziecko.
Duncan zmarszczył czoło.
- Sporo zaoszczędzisz, nie kupując jej kolejnej drogiej błyskotki.
Hunt starał się niczego po sobie nie okazać. Chociaż pracował u niego od wielu lat, Duncan wciąż zachowywał się tak, jakby on, Hunt, był na skraju bankructwa. Jego próby redukowania kosztów nieustannie Hunta bawiły.
Odchylając się w fotelu, zauważył, że coś Duncana trapi. Zazwyczaj asystent nie zdradzał emocji, ale dziś…
- Wszystko w porządku? – spytał go.
Duncan zacisnął ręce na oparciu fotela i pokręcił głową.
- Właśnie dostałem mejla… Mój pierwszy partner, ten, którego miałem poślubić, jest w szpitalu. Ma guza mózgu. Choć rozstaliśmy się ponad piętnaście lat temu, upoważnił mnie, abym podejmował decyzje dotyczące jego zdrowia, gdyby on sam nie był w stanie. No i nie jest w stanie… - W głosie Duncana pobrzmiewały zdumienie i strach.
- Przykro mi – rzekł współczująco Hunter.
- Wiem, że to nie jest najlepszy czas, żeby prosić o urlop. Wkrótce ma się odbyć akcja charytatywna organizowana przez twoją fundację, a jest jeszcze tyle do zrobienia…
Prawdę mówiąc, świąteczna impreza całkiem wyleciała Huntowi z głowy. W tym roku planowali coś nowego: połączenie wyścigu miejskiego z poszukiwaniem „skarbów”. Zebrane pieniądze miały wesprzeć działalność fundacji Williamsa-Sheridana, której nazwa nawiązywała do przyjaźni łączącej Hunta ze Steve’em.
Duncan nad wszystkim sprawował pieczę; do Hunta należało pojawienie się na przyjęciu i wręczenie nagród zwycięzcom. Poza tym załatwiał dla Hunta świąteczne sprawunki: kupował prezenty dla jego najważniejszych klientów, ulubionych dostawców oraz sportowców, którzy pełnili rolę ambasadorów marki. Nie tylko znakomicie ogarniał kwestie biurowe, ale również rezerwował bilety do teatru i stoliki w restauracjach, rozmawiał z gosposią, z dekoratorką wnętrz, podsuwał pomysły urlopowe, zamawiał pokoje w hotelach.
A najważniejsze, chronił Hunta przed świątecznym zgiełkiem. Lecz w tym roku sam musiał wziąć urlop. W porządku, uznał Hunter.
- Zadzwoń do Jeffa, niech przygotuje samolot.
- Mogę lecieć komercyjną linią – zaprotestował Duncan. – Będzie taniej.
- Polecisz moim odrzutowcem – odparł Hunt stanowczo. – Stoi bezczynnie, pilot nudzi się jak mops.
- W szpitalu będę miał przy sobie laptop i komórkę, więc mogę pracować.
Hunt wstał i położył dłoń na ramieniu asystenta.
- Nie musisz. Po prostu bądź ze swoim przyjacielem – powiedział.
Bo on by wiele dał, żeby móc jeszcze kilka dni, ba, kilka godzin, pobyć ze Steve’em.
- Dzięki, szefie. – Przełknąwszy łzy, Duncan wyrównał stos folderów, podniósł kilka długopisów i położył je na miejsce, zgarnął z blatu parę zszywek. – Za pięć minut, o czwartej trzydzieści, będą tu Kate i Adie Ashby-Tate.
Hunter uśmiechnął się. Dawno nie widział siostry bliźniaczki Steve’a. Tydzień temu zadzwoniła, prosząc, żeby wpadł na jedyny w swoim rodzaju „Świąteczny Jarmark” w hotelu Grantham-Forrester.
- Dokończę kilka najpilniejszych spraw – kontynuował Duncan. – Potem odezwę się. Może uda mi się wszystko zorganizować na odległość.
Byłoby fantastycznie, pomyślał Hunt. Bez asystenta czuł się całkiem zagubiony.
Spojrzawszy na zegarek, wygładził krawat i zapiął marynarkę. Podszedł do wielkiego okna z widokiem na Central Park i skrzywił się, widząc ciemne chmury zasnuwające niebo. Nie, zapowiadane na wieczór lekkie opady śniegu nie przeszkodzą mu w przebieżce.
Potrzebował ruchu na świeżym powietrzu. Bez tego miał wrażenie, jakby się dusił, jakby napierały na niego ściany, a wtedy wracały wspomnienia z pobytów w domu dziecka i rodzinach zastępczych.
Po spotkaniu z Kate i Adie ruszy do parku, choćby na chwilę. Z zadumy wyrwało go pukanie do drzwi. Duncan otworzył je szeroko.
Oczom Huntera ukazała się piękna szczupła kobieta o lekko zmierzwionych ciemnych włosach i pociągniętych czerwoną szminką zmysłowych ustach. Kobieta, za którą tęsknił od wczoraj, choć przecież jej nie znał.
Było to dość przerażające.
Stojąc w stylowo urządzonej sali bankietowej w słynnym hotelu Grantham-Forrester na Piątej Alei w sercu Manhattanu, Adie Ashby-Tate pożegnała ostatniego gościa i uśmiech na jej twarzy zgasł.
Zacisnęła ręce na wyłożonej czerwonym aksamitem gablocie. Po wyjściu wszystkich, którzy przybyli na „Świąteczny Jarmark”, cisza aż dzwoniła w uszach. Adie uwielbiała prowadzić rozmowy z klientami, pokazywać im starannie wybrane przedmioty, ale po ponad czterech godzinach była wyczerpana.
Ponieważ bolały ją nogi, zdjęła buty, po czym rozejrzała się dokoła; w niedużej sali udało jej się stworzyć cudowny świąteczny nastrój. Na ścianie lśniły lampki choinkowe, w jednym rogu stała trzymetrowa choinka ozdobiona sztucznym śniegiem, w drugim narty i deska snowboardowa oparte o bryczkę wykonaną z papier-mâché.
W powietrzu unosił się zapach luksusu. Przygotowanie wszystkiego kosztowało majątek, jednak nie żałowała ani wydanych pieniędzy, ani czasu i energii, jakie włożyła w zaaranżowanie przestrzeni.
Wciąż zaciskając ręce na gablocie, skierowała wzrok na krwistoczerwone paznokcie u nóg, a następnie poruszyła ramionami, by pozbyć się napięcia w szyi.
Za chwilę podejdzie do barku i naleje sobie drinka. Zasłużyła na nagrodę.
Wieczór zakończył się sukcesem; miała kalendarz pełen zamówień. Jej artystycznie uzdolnieni dostawcy będą zachwyceni. Zawsze wybierała rzeczy piękne i niepowtarzalne, a to odpowiadało jej bogatym klientom, którzy cenili sobie oryginalność.
Zamierzała spędzić w Nowym Jorku trzy tygodnie, zbadać grunt, sprawdzić, czy warto otwierać na Manhattanie filię Treasures & Tasks, i zobaczyć, jak jej się będzie pracowało z Kate. Musi mieć pewność, zanim zainwestuje pieniądze w rozwinięcie działalności w jednym z najdroższych miast na świecie.
Czyli do świąt będzie badała tutejszy rynek, a jednocześnie realizowała zamówienia klientów mieszkających na wszystkich kontynentach.
Prowadziła firmę oferującą usługi concierge. W okresie świątecznym ruch w interesie był największy. Dosłownie nie miała chwili wolnej. Ale to jej odpowiadało. Właśnie o tej porze roku nawiedzały ją duchy przeszłości; zamiast zajmować się nimi, wolała harować od rana do nocy.
Powiodła wzrokiem po świątecznie przystrojonych stołach. Leżały na nich przedmioty warte ponad pół miliona funtów, od wysadzanych szlachetnymi kamieniami korków do butelek po pozłacane pendrive’y. Zważywszy jednak na lepkie ręce niektórych bogaczy, wiedziała, że musi wszystko dokładnie policzyć, a potem spakować. Potrwa to ze dwie godziny.
Nazajutrz była umówiona z kilkoma potencjalnymi klientami, ale ten, o którym Kate bez przerwy mówiła, jej stary znajomy, „najbardziej oporny influencer” w świecie, nie zjawił się na dzisiejszej prezentacji. Na szczęście poradziła sobie bez niego.
Nagle usłyszała pukanie i aż podskoczyła. Wprawdzie znajdowała się na terenie drogiego hotelu dysponującego porządną ochroną, ale kradzieże wszędzie się zdarzały.
Na widok mężczyzny w drzwiach serce zabiło jej mocniej. Przycisnęła rękę do piersi. Uspokój się, idiotko. To tylko facet.
Ale co za facet!
Wysoki – musiał schylić się, gdy przekraczał próg - szeroki w ramionach, mający długie nogi i pewnie kaloryfer na brzuchu. Ubrany w zieloną koszulę oraz czarne spodnie, w ręku trzymał poprzecieraną skórzaną kurtkę. Był piekielnie seksowny, ale to jego twarz przykuwała uwagę.
Wyglądał jak młody Cary Grant. Chociaż nie; Grant, dystyngowany elegant, miał bardziej klasyczne rysy. Nieznajomy z lekko garbatym nosem i silnym zarostem raczej pasował do filmów akcji. Tak, był w typie jej ulubieńców: Gerarda Butlera i Toma Hardy’ego.
- Pana nazwisko figuruje na liście gości, dlatego go wpuściłem. Mam nadzieję, że słusznie?
Adie przeniosła spojrzenie z mężczyzny na ochroniarza, który z rozbawieniem obserwował jej reakcję, i skarciła się w duchu. Miała wśród klientów bogaczy, książęta i znane gwiazdy filmowe. I zwykle nie wytrzeszczała tak oczu.
Wziąwszy się w garść, uśmiechnęła się uprzejmie.
- Spóźnił się pan kilka godzin, ale jeśli ma pan ochotę rozejrzeć się, to proszę.
- Chciałam przyjść wcześniej, ale coś mi wypadło – odrzekł mężczyzna.
Głos miał niski, głęboki - kojarzył się jej z musem czekoladowym, jaki rok temu jadła w maleńkiej knajpce w Dzielnicy Francuskiej Nowego Orleanu - ale… Tak, słyszała w nim nutę zmęczenia.
- Napije się pan? – Wskazała na barek w rogu.
- Z przyjemnością! Whisky, jeśli można.
Przeszła boso do barku. Uznała, że nie ma się czym przejmować. Szpilki miała piękne, lecz piekielnie niewygodne, a facet spóźnił się cztery godziny…
Powiódł wzrokiem po wystających spod czerwonej sukienki nogach. Widok wyraźnie mu się podobał.
Adie zaniepokoiła się. Dawno nie spotkała mężczyzny, który by wywoływał w niej tak silne emocje. Z jednej strony to było miłe, podniecające, z drugiej niebezpieczne. Powinna uważać.
- Szkocka czy bourbon? – spytała.
- Szkocka, chętnie z lodem.
Nalała bursztynowego płynu do dwóch szklanek i uniósłszy pokrywkę z kubełka na lód, srebrnymi szczypczykami wrzuciła do każdej po dwie kostki. Podeszła do mężczyzny. Bez butów sięgała mu zaledwie do brody.
Wysunęła w jego kierunku szklankę z trunkiem. Ich palce otarły się o siebie. Ponownie poczuła dreszczyk podniecenia. Wyobraziła sobie, jak nieznajomy zaciska dłoń na jej piersi, przesuwa ją niżej…
O Chryste!
Cofnęła się krok. Miała nadzieję, że mężczyzna niczego nie zauważył. Nie lubiła tracić nad sobą kontroli. I prawie nigdy się jej to nie zdarzało.
Zbliżył się do złotego manekina ubranego w króciutką halkę i figi. Przechylając głowę, ujął w palce delikatny materiał.
- To dzieło jednej z najdroższych i najzdolniejszych projektantek bielizny na świecie. Jedwab z Lyonu i koronka chantilly. Komplet bywa w różnych kolorach – trajkotała. – Ale jeśli woli pan inny fason…
- Nie, to mi się bardzo podoba – oznajmił, nie odrywając oczu od jej twarzy. – Podejrzewam, że w sypialni wygląda jeszcze piękniej…
Och, mogłaby mu zademonstrować. Na sobie. Oczami wyobraźni ujrzała ogromne łóżko, satynową pościel, butelkę szampana chłodzącą się w srebrnym kubełku. W tle słychać dźwięki fado, przez okno wpadają promienie popołudniowego słońca…
Dopiła whisky i odstawiwszy szklankę, odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna ruszył dalej. Szedł wolno wzdłuż gablot, oglądając eksponaty, których nie zdążyła spakować. W pewnym momencie uniósł do światła ozdobę choinkową przedstawiającą pawia.
- To jest ustnie dmuchana, ręcznie zdobiona bombka. Lśniące punkciki na upierzeniu to najprawdziwsze brylanty.
Mężczyzna wskazał na pudełko zawierające tradycyjne świąteczne firecrackers, czyli „strzelające” tubki z niespodzianką w środku.
- A to?
- Tubki. Ręcznie wykonane w Anglii z ekologicznego papieru. W środku każdej jest niespodzianka. Może nią być dowolna rzecz. Miałam klienta, który każdemu ze swoich dzieci kupił na gwiazdkę samochód. Prosił, żeby kluczyki umieścić w takiej tubce.
Mężczyzna rozciągnął usta w uśmiechu. Hm, ciekawe, co potrafi nimi robić? Psiakość, powinna częściej uprawiać seks! Tyle że przygodne związki nie były w jej stylu. Chociaż… dziś niemal gotowa byłaby zrobić wyjątek.
- Domyślam się, że nie były to pospolite auta?
- No nie. – Pospolite? Jej klienci nie znali takiego słowa. – To były porsche i lamborghini.
Mężczyzna zagwizdał.
- Szuka pan czegoś konkretnego? – spytała, usiłując ocenić jego stan zamożności.
Spodnie miał świetne gatunkowo, buty drogie, nie potrafiła jednak odgadnąć, czy facet jest miliarderem, milionerem czy zwyczajnie bogatym człowiekiem. Jeśli jest zwyczajnie bogaty, to niestety u niej nic nie znajdzie. Jej oferta była skierowana do miliarderów.
- Tylko patrzę.
„Tylko patrzę” na ogół oznaczało: podoba mi się, ale nie stać mnie. Zerknęła dyskretnie na zegarek: było po jedenastej, a ją czekało jeszcze trochę pracy.
- Nie wierzę!
Słysząc okrzyk zdumienia, skierowała spojrzenie na przedmiot, który mężczyzna trzymał w ręku. Była to obroża z krokodylej skóry nakrapiana małymi brylancikami, której główną ozdobę stanowił trzyipółkaratowy brylant w kształcie serca.
- Obroża dla psa? Za trzysta tysięcy?
- Piękna, prawda? – Adie wzięła od gościa przedmiot i zbliżyła go do oczu.
- Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby tyle wydawać na psa. Kocham zwierzęta, ale trzysta tysięcy?
- No cóż… - Odłożyła obrożę, przesunęła na bok pudełka ekskluzywnych czekoladek i usiadła na stole.
Dać nogom odpocząć… co za rozkosz! Po chwili podniosła talerzyk z czekoladowymi pysznościami.
Mężczyzna potrzasnął głową.
- Nie kuszą mnie słodycze.
- Jadł pan kiedykolwiek czekoladę o smaku bekonu i ostrego chili?
- Nie.
- To rzadka, wyrafinowana i…
- Droga rzecz – dokończył z uśmiechem nieznajomy.
- Szybko się pan uczy. – Patrzyła, jak mężczyzna wkłada czekoladkę do ust. Westchnęła cicho. Chcąc zająć czymś ręce, również sięgnęła po truflę. Przegryzła ją na pół…
Co za smak! Jaki ostry…
- Wasabi. Nie spodziewałam się.
- Chce pani skosztować mojej? – Mężczyzna trzymał w palcach nadgryzioną czekoladkę.
Adie zawahała się. I nagle zapragnęła dotyku, kontaktu fizycznego. Skinęła głową.
Teraz on się zawahał. Zmrużył oczy, jakby zastanawiał się, czy dobrze odczytuje sygnały.
Dobrze.
Nie odrywając od niej spojrzenia, włożył czekoladkę do ust i oparłszy dłonie o kolana Adie, rozchylił jej uda. Prąd przebiegł Adie po krzyżu. Dzieliły ich milimetry. Nie mogąc wytrzymać napięcia, przycisnęła ręce do piersi mężczyzny i przywarła ustami do jego warg. Czubkiem języka zachęcił ją, aby je otworzyła. Po chwili poczuła na wargach i podniebieniu słodko-gorzki smak czekolady, chili i bekonu. Jęknęła przeciągle.
Pragnąc więcej, więcej wszystkiego, objęła go za szyję. Rozkoszowała się dotykiem palców na biodrach, ręki na swojej brodzie oraz ruchami lepkiego od czekolady języka. Mężczyzna zamruczał, po czym przyciągnął ją mocniej do siebie. Zacisnęła nogi wokół jego ud. Przymknęła powieki. Miała wrażenie, jakby skoczyła ze skały do ciepłego jeziora. Przejechała dłońmi po silnych barkach, po plecach mężczyzny i pośladkach. Pragnęła go, pragnęła zobaczyć go nagiego, poczuć go na sobie i w sobie…
Tak dawno z nikim nie była.
Zaczął całować ją po brodzie, policzkach, skroni. Oddychał ciężko. Pragnął jej tak jak ona jego. Ponownie przytknął usta do jej warg.
Podniecona, przycisnęła jego rękę do swojej piersi i zamruczała, kiedy potarł kciukiem sutek. Milcząco, językiem i wargami, domagał się coraz więcej. Wyciągnęła mu koszulę ze spodni. Błądziła dłońmi po gołych plecach, żebrach i brzuchu; przesuwała ręce w dół, gdy nagle ją powstrzymał.
Oddychając głośno, długo wpatrywał się w jej oczy.
- Jesteś piękna.
- Jeszcze, nie przerywaj…
Potrząsnął głową.
- Nie, bo nie będę mógł przestać.
Wiedziała, że popełnia błąd, ale się tym nie przejmowała.
- Nikt ci nie każe przestać – szepnęła.
Co nią kierowało? Czy zachowywała się w ten sposób z powodu pory roku? Zawsze przed świętami popadała w nastrój zwątpienia i zadumy. Normalni ludzie cieszyli się, snuli plany na przyszłość, a ona zadręczała się, zasypywała siebie pytaniami.
Czy dokonuje właściwych wyborów? Czy naprawdę jest szczęśliwa? Co jeśli to lub tamto…?
Po raz pierwszy jednak tak szybko poczuła tak wiele i tak mocno. Dawno się nie kochała, z nikim po paru minutach znajomości nie poszła do łóżka i nikt nigdy nie wywołał w niej tak silnych emocji. Chciała spędzić szaloną noc, dziką, pełną namiętności. Sądząc po pocałunkach, czekały ją niesamowite doznania.
Jest dorosła, ma prawo wieść życie erotyczne, więc dzisiaj nie będzie się zastanawiać, czy powtarza dawne destrukcyjne schematy. Zostawi to na rano.
Jutro może przeanalizować swoje zachowanie, pozłościć się na siebie.
Dziś spędzi noc z nieznajomym.
- Mam pokój na górze – szepnęła z bijącym sercem.
Wpatrując się w nią intensywnie, mężczyzna potarł kciukiem jej wargę. Otworzył usta, zamierzając coś powiedzieć, gdy nagle zadzwonił telefon.
Adie zignorowała ten dźwięk; czekała na słowa mężczyzny. Dlaczego się wahał?
- Czy…
Telefon ponownie zabrzęczał. Mimo chwilowego odurzenia Adie rozpoznała po dźwięku, że dzwoni Kate. Jeżeli nie odbierze, przyjaciółka nie da jej spokoju.
- Przepraszam. – Odsunęła mężczyznę. – Jak nie odbiorę, będzie dzwonić do skutku.
Zsunąwszy się ze stołu, podeszła do krzesła, na którym zawiesiła torebkę, i z bocznej kieszeni wydobyła komórkę.
- Co? – warknęła.
- Wracam, żeby ci pomóc z pakowaniem.
O Chryste! Nieeee!
- Nie powinnaś być sama z tyloma cennymi eksponatami. Niby mają tu świetną ochronę, ale zawsze się może trafić jakiś szubrawiec, który…
Adie instynktownie zerknęła na mężczyznę, który stał z rękami w kieszeniach. Kim jest i co tu robi?
Słowa Kate powoli zaczęły do niej docierać. Zmrużyła oczy. Dlaczego ją pocałował? Czy chciał odwrócić jej uwagę i niespostrzeżenie schować jakiś drobiazg do kieszeni? Psia obroża była za duża, ale zdobione brylantami stopery albo złote pendrive’y z łatwością by się zmieściły.
A ona… Psiakość! Naprawdę zaprosiła go do pokoju? Wyszłaby, zostawiając niezabezpieczone przedmioty na stole? Co się z nią dzieje? Gotowa była zaryzykować zdrowie, życie, pracę dla obcego faceta. Zachowała się jak przed laty, impulsywnie i bezmyślnie.
Żaden mężczyzna, choćby najbardziej przystojny czy czarujący, nie był wart tego, aby złamała swoje zasady i wróciła do dawnych nawyków.
Odłożyła telefon i krzyżując ręce na piersi, zmusiła się, by napotkać spojrzenie mężczyzny.
Płomień w jego oczach już zgasł.
- Zgaduję, że twoja propozycja jest nieaktualna?
Adie przygryzła wargę.
- Trochę się zagalopowałam. – Wskazała głową na drzwi. – Przepraszam, mam sporo pracy.
Mężczyzna ruszył w jej stronę; zatrzymał się, gdy dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Adie nie drgnęła, nie cofnęła się; duma jej na to nie pozwalała.
- Nie denerwuj się, niczego nie ukradłem. – Schyliwszy się, pocałował ją w policzek. – Dziękuję za czekoladkę. I za whisky.
Ugryzła się w język, by nie przywołać go z powrotem, nie błagać, aby poszedł z nią na górę i pokazał, co potrafi.
Nie wątpiła, że jest fantastyczny w łóżku.
Utrapienie z tymi świętami, stwierdził Hunter Sheridan, opierając nogi na brzegu biurka.
Po Dniu Dziękczynienia wydajność pracy spadała, poziom lenistwa wzrastał. Wszyscy myśleli wyłącznie o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia.
Gdyby to od niego zależało, skasowałby je. Ale większość ludzi miała na ich punkcie bzika. Gotowi byli wydać fortunę na prezenty.
Obroża za trzysta tysięcy? Chryste!
Przetarł ręką oczy. Tak naprawdę jego uwagi nie pochłaniały żadne obroże, stopery czy czekoladki. Pochłaniała ją Adie Ashby-Tate.
Od pierwszej chwili wiedział, kim ona jest. Kate bez przerwy zamieszczała ich wspólne zdjęcia w mediach społecznościowych. Ciemne loki, delikatne rysy, alabastrowa skóra i te oczy… Adie przypominała młodą Audrey Hepburn.
Westchnął. Tak, oczy miała przecudne.
Była szczupła, a jednocześnie ponętnie zaokrąglona. Kiedy ją objął, idealnie do siebie przylegali, jakby była brakującym elementem, którego zawsze podświadomie szukał. Brakujący element, alabastrowa skóra, rosnące podniecenie… Ile ty masz, chłopie, lat? Piętnaście?
Podrapał się po brodzie. Adie pociągała go fizycznie, ale ważniejsze było to, że wydawała się inna od kobiet, które na co dzień spotykał. Żył w świecie bogactwa i luksusu, w świecie brylantowych błyskotek i przesadnego dostatku, w świecie, w którym dumni, aroganccy przedstawiciele na nic nie musieli czekać i zawsze dostawali to, czego pragnęli.
Z informacji w sieci wynikało, że ojciec Adie jest brytyjskim lordem, matka dziedziczką magnata tytoniowego, a ona sama jedynaczką.
Matka kiedyś była znaną modelką, ojciec zaś – nim odziedziczył fortunę po rodzicach – zawodowym graczem polo. Obecnie ojciec chyba niczym się nie trudnił; czas spędzał na jachtach oraz w różnych posiadłościach w towarzystwie młodych, hojnie obdarzonych przez naturę kobiet.
Adie również należała do arystokracji. Miała na sobie krótką zwiewną sukienkę od znanego projektanta, a w uszach brylantowe kolczyki. Pachniała drogimi perfumami i mówiła z brytyjskim akcentem charakterystycznym dla wykształconych ludzi z wyższych sfer.
Oczywiście powinien był się od razu przedstawić, ale wtedy nie dane byłoby mu jej objąć, przytulić, pocałować. Zaskoczyła go propozycją pójścia na górę; naturalnie zamierzał się zgodzić, bo ich pocałunek… po prostu był niesamowity.
Uznając jednak, że Adie ma prawo wiedzieć, kim on jest – potencjalnym klientem i, zdaniem Kate, jednym z najbardziej wpływowych biznesmenów – otworzył usta i w tym momencie zadzwonił telefon.
Uważnie obserwował jej twarz. Gdy zobaczył, jak podniecenie w oczach ustępuje miejsca lękowi i niepewności, zrozumiał, że z pójścia na górę nic nie będzie. Pocałował ją na pożegnanie, wiedząc, że spotkają się ponownie za niecałe osiemnaście godzin.
I że kiedyś dokończą to, co wczoraj im przerwano.
Usiłował rozmasować mięsień nad prawą łopatką. Nie potrafił się na niczym skupić; cały czas myślał o pocałunku, tak zmysłowym i namiętnym…
Nie pamiętał, kiedy czuł tak przemożną ochotę na seks. Ostatnio był bardzo zajęty, na romanse nie miał czasu. Od prawie dwóch lat sypiał tylko z jedną kobietą – Griseldą. Nie dlatego, że ją kochał; dlatego, że był zbyt zmęczony, aby cokolwiek zmieniać.
Teraz gotów był zrezygnować ze wszystkiego, żeby tylko pójść z Adie Ashby-Tate do łóżka. Wciąż miał ją przed oczami.
Do diabła, co się z nim dzieje? Nie zdarzyło się dotąd, by jakaś kobieta odrywała jego myśli od pracy. Praca była najważniejsza w jego życiu.
Prowadził kilka firm, miał do osiągnięcia mnóstwo celów. Ludzie – kobiety, przyjaciele, znajomi – zajmowali czas, który wolał przeznaczyć na pracę.
Adie zaś…
Boże, zlituj się nade mną!
Słysząc, jak ktoś otwiera drzwi, podniósł wzrok. Do gabinetu wszedł Duncan, jego asystent, z tabletem w ręku.
- Czyli dla Griseldy nie szukać prezentu?
- Nie szukać – potwierdził Hunt.
Dostrzegł zaciekawienie w oczach Duncana, ale nie uznał za stosowne tłumaczyć mu, że zakończył ich romans, gdy Griselda spytała, czy nie chciałby razem z nią wychowywać dziecka. Jego wybuch (Co? Zwariowałaś?) nie pozostawiał złudzeń, co sądzi na ten temat.
Czasem tracił cierpliwość do ludzi.
Z Griseldą wygrał los na loterii, przynajmniej tak mu się zdawało. Po dzieciństwie spędzonym w rodzinach zastępczych, po krótkim burzliwym małżeństwie oraz śmierci przyjaciela, a zarazem wspólnika, znalazł kobietę, która nie miała wobec niego żadnych oczekiwań, ani finansowych, ani emocjonalnych. Tak było do dnia, kiedy poprosiła go, by zrobił z nią dziecko.
Duncan zmarszczył czoło.
- Sporo zaoszczędzisz, nie kupując jej kolejnej drogiej błyskotki.
Hunt starał się niczego po sobie nie okazać. Chociaż pracował u niego od wielu lat, Duncan wciąż zachowywał się tak, jakby on, Hunt, był na skraju bankructwa. Jego próby redukowania kosztów nieustannie Hunta bawiły.
Odchylając się w fotelu, zauważył, że coś Duncana trapi. Zazwyczaj asystent nie zdradzał emocji, ale dziś…
- Wszystko w porządku? – spytał go.
Duncan zacisnął ręce na oparciu fotela i pokręcił głową.
- Właśnie dostałem mejla… Mój pierwszy partner, ten, którego miałem poślubić, jest w szpitalu. Ma guza mózgu. Choć rozstaliśmy się ponad piętnaście lat temu, upoważnił mnie, abym podejmował decyzje dotyczące jego zdrowia, gdyby on sam nie był w stanie. No i nie jest w stanie… - W głosie Duncana pobrzmiewały zdumienie i strach.
- Przykro mi – rzekł współczująco Hunter.
- Wiem, że to nie jest najlepszy czas, żeby prosić o urlop. Wkrótce ma się odbyć akcja charytatywna organizowana przez twoją fundację, a jest jeszcze tyle do zrobienia…
Prawdę mówiąc, świąteczna impreza całkiem wyleciała Huntowi z głowy. W tym roku planowali coś nowego: połączenie wyścigu miejskiego z poszukiwaniem „skarbów”. Zebrane pieniądze miały wesprzeć działalność fundacji Williamsa-Sheridana, której nazwa nawiązywała do przyjaźni łączącej Hunta ze Steve’em.
Duncan nad wszystkim sprawował pieczę; do Hunta należało pojawienie się na przyjęciu i wręczenie nagród zwycięzcom. Poza tym załatwiał dla Hunta świąteczne sprawunki: kupował prezenty dla jego najważniejszych klientów, ulubionych dostawców oraz sportowców, którzy pełnili rolę ambasadorów marki. Nie tylko znakomicie ogarniał kwestie biurowe, ale również rezerwował bilety do teatru i stoliki w restauracjach, rozmawiał z gosposią, z dekoratorką wnętrz, podsuwał pomysły urlopowe, zamawiał pokoje w hotelach.
A najważniejsze, chronił Hunta przed świątecznym zgiełkiem. Lecz w tym roku sam musiał wziąć urlop. W porządku, uznał Hunter.
- Zadzwoń do Jeffa, niech przygotuje samolot.
- Mogę lecieć komercyjną linią – zaprotestował Duncan. – Będzie taniej.
- Polecisz moim odrzutowcem – odparł Hunt stanowczo. – Stoi bezczynnie, pilot nudzi się jak mops.
- W szpitalu będę miał przy sobie laptop i komórkę, więc mogę pracować.
Hunt wstał i położył dłoń na ramieniu asystenta.
- Nie musisz. Po prostu bądź ze swoim przyjacielem – powiedział.
Bo on by wiele dał, żeby móc jeszcze kilka dni, ba, kilka godzin, pobyć ze Steve’em.
- Dzięki, szefie. – Przełknąwszy łzy, Duncan wyrównał stos folderów, podniósł kilka długopisów i położył je na miejsce, zgarnął z blatu parę zszywek. – Za pięć minut, o czwartej trzydzieści, będą tu Kate i Adie Ashby-Tate.
Hunter uśmiechnął się. Dawno nie widział siostry bliźniaczki Steve’a. Tydzień temu zadzwoniła, prosząc, żeby wpadł na jedyny w swoim rodzaju „Świąteczny Jarmark” w hotelu Grantham-Forrester.
- Dokończę kilka najpilniejszych spraw – kontynuował Duncan. – Potem odezwę się. Może uda mi się wszystko zorganizować na odległość.
Byłoby fantastycznie, pomyślał Hunt. Bez asystenta czuł się całkiem zagubiony.
Spojrzawszy na zegarek, wygładził krawat i zapiął marynarkę. Podszedł do wielkiego okna z widokiem na Central Park i skrzywił się, widząc ciemne chmury zasnuwające niebo. Nie, zapowiadane na wieczór lekkie opady śniegu nie przeszkodzą mu w przebieżce.
Potrzebował ruchu na świeżym powietrzu. Bez tego miał wrażenie, jakby się dusił, jakby napierały na niego ściany, a wtedy wracały wspomnienia z pobytów w domu dziecka i rodzinach zastępczych.
Po spotkaniu z Kate i Adie ruszy do parku, choćby na chwilę. Z zadumy wyrwało go pukanie do drzwi. Duncan otworzył je szeroko.
Oczom Huntera ukazała się piękna szczupła kobieta o lekko zmierzwionych ciemnych włosach i pociągniętych czerwoną szminką zmysłowych ustach. Kobieta, za którą tęsknił od wczoraj, choć przecież jej nie znał.
Było to dość przerażające.
więcej..