- promocja
Współlokatorzy - ebook
Współlokatorzy - ebook
Przewrotna historia miłosna bezbłędnie oddająca ducha naszych czasów!
Tiffy i Leon dzielą mieszkanie.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie spotkali…
Tiffy Moore pilnie potrzebuje taniego lokum. Leon Twomey bierze nocne zmiany, bo rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Choć ich przyjaciele sądzą, że to szaleństwo, oni znajdują idealne rozwiązanie: w ciągu dnia Leon będzie w ciasnej kawalerce odsypiał noce zmiany, dzięki czemu Tiffy będzie miała to samo mieszkanie wyłącznie dla siebie przez resztę doby.
Ona właśnie zerwała ze swoim zazdrosnym chłopakiem i ledwo wiąże koniec z końcem, pracując w niszowym wydawnictwie, on bardziej dba o innych niż o siebie – nocami zajmuje się pensjonariuszami domu opieki, a każdy grosz odkłada na prawników, którzy wyciągną jego niesłusznie skazanego brata z więzienia.
Na przekór wszystkim i wszystkiemu, dwoje niezwykłych współlokatorów odkrywa, że jeśli wyrzuci się wszystkie zasady przez okno, można stworzyć całkiem przyjemne i ciepłe domowe ognisko.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8215-072-8 |
Rozmiar pliku: | 574 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TRWAJĄ ROZMOWY O JEJ EKRANIZACJI.
Po bolesnym rozstaniu z chłopakiem Tiffy potrzebuje mieszkania. Taniego. I szybko.
Leon potrzebuje gotówki, bo praca na nocne zmiany niespecjalnie przekłada się na grubość jego portfela. Postanawia podnająć pokój. Ale jest jeden problem…
Ich znajomi sądzą, że to zwariowany pomysł, żeby zamieszkać razem i dzielić jedno łóżko… Ale układ jest prosty. Kiedy Tiffy będzie w pracy, mieszkanie będzie należeć do Leona. Nocami i w weekendy będzie je miała dla siebie. Nigdy więc nawet się nie spotkają.
Kiedy jednak zaczynają pisać do siebie karteczki, gotować dla siebie jedzenie, doradzać w kwestiach sercowych i poznawać swoje tajem- nice, stają się sobie coraz bliżsi…
Tyle tylko, że nigdy się nie widzieli.
To niekonwencjonalna komedia romantyczna o tym, że czasem warto wyrzucić przez okno wszystkie zasady, a miłość można znaleźć w najbardziej nieoczekiwanym momencie!2 Leon
Telefon dzwoni, gdy doktor Patel przepisuje lekarstwa dla Holly (dziewczynki z białaczką). Kiepski moment. Bardzo kiepski. Doktor Patel nie jest zadowolona, że jej przeszkadzam, i wcale tego nie ukrywa. Chyba zapomniała, że jako pielęgniarz też powinienem pójść do domu o ósmej, a jednak wciąż tu jestem i muszę znosić chorych oraz marudnych specjalistów, takich jak doktor Patel.
Oczywiście odrzucam połączenie. Zapamiętuję, żeby odsłuchać pocztę głosową i zmienić dzwonek na mniej żenujący (ten nazywa się Jive i jest zdecydowanie zbyt wesoły jak na hospicjum. Nie chodzi o to, że chorzy nie potrzebują rozrywki, ale nie zawsze jest ona na miejscu).
Holly: Dlaczego nie odebrałeś? Czy to nie jest niegrzeczne? A jeśli to była ta twoja dziewczyna z krótkimi włosami?
Dr Patel: Niegrzecznie jest nie wyciszać telefonu podczas obchodu. Chociaż dziwię się, że ten ktoś w ogóle próbował dzwonić do niego o tej porze.
Zerka na mnie, na wpół zirytowana, na wpół rozbawiona.
Dr Patel: Być może zauważyłaś, Holly, że Leon nie jest zbyt rozmowny.
Nachyla się i dopowiada konspiracyjnym szeptem.
Dr Patel: Jeden z lekarzy ma teorię. Twierdzi, że Leon na każdym dyżurze może użyć ograniczonej liczby słów, a o tej porze zazwyczaj jego limit jest już wyczerpany.
Nie zaszczycam tego komentarzem.
Skoro już jesteśmy przy dziewczynie z krótkimi włosami: jeszcze nie powiedziałem Kay o pokoju. Nie miałem czasu. Poza tym unikam nieuchronnego konfliktu. Ale rano w końcu będę musiał do niej zadzwonić.
Dzisiaj była dobra noc. Ból u pana Priora zelżał na tyle, że staruszek mógł mi zacząć opowiadać o mężczyźnie, w którym zakochał się w okopach: ciemnowłosym i czarującym Johnnym Whicie o kształtnej szczęce hollywoodzkiego gwiazdora i błyszczących oczach. Przeżyli razem jedno niebezpieczne, romantyczne, targane wojną lato, a potem zostali rozdzieleni. Johnny White trafił do szpitala z nerwicą frontową. Nigdy więcej się nie widzieli. Pan Prior mógł mieć przez to mnóstwo kłopotów (w wojsku nie tolerowano homoseksualizmu).
Byłem zmęczony, kawa przestawała działać, ale zostałem z panem Priorem po dyżurze. Nigdy nikt go nie odwiedza, a on uwielbia opowiadać, gdy ma taką okazję. Nie udało mi się uniknąć rozmowy o szaliku (moim czternastym od pana Priora). Nie mogę za każdym razem odmawiać, a pan Prior robi na drutach w takim tempie, że nie wiem, po co ktokolwiek zawracał sobie głowę rewolucją przemysłową. Jestem pewien, że pracuje szybciej od maszyny.
*
Zjadam wielokrotnie odgrzewanego smażonego kurczaka przed telewizorem, w którym leci powtórka zeszłotygodniowego MasterChefa, i odsłuchuję wiadomość z poczty głosowej.
Poczta głosowa: „Cześć, czy to L. Twomey? O cholera, nie możesz odebrać… zawsze muszę to załatwiać przez pocztę głosową. No dobrze, zakładam, że to L. Twomey. Nazywam się Tiffy Moore i dzwonię w sprawie ogłoszenia z Gumtree dotyczącego pokoju do wynajęcia. Według moich znajomych to dziwne, że mamy spać w tym samym łóżku, chociaż niejednocześnie, ale jeśli tobie to nie przeszkadza, to mnie również, a prawdę mówiąc, zrobiłabym wszystko za mieszkanie w środkowym Londynie, do którego mogłabym się od razu wprowadzić za taką cenę. Mój Boże, nie wszystko. Mnóstwa rzeczy bym nie zrobiła. Nie jestem taka jak… Nie, Martinie, nie teraz, nie widzisz, że rozmawiam przez telefon?”.
Kim jest Martin? Dzieckiem? Czy ta bełkocząca kobieta z akcentem z Essex chce sprowadzić dziecko do mojego mieszkania?
Dalszy ciąg poczty głosowej: „Przepraszam, to kolega z pracy, chce, żebym popłynęła w rejs z pewną kobietą w średnim wieku, żeby opowiadać emerytom o szydełkowaniu”.
Nie takiego wyjaśnienia się spodziewałem. Tak jest dużo lepiej, ale wciąż mam wiele pytań.
Dalszy ciąg poczty głosowej: „Posłuchaj, po prostu oddzwoń albo napisz esemesa, czy pokój nadal jest dostępny. Jestem bardzo porządna, nie będę ci wchodziła w drogę i wciąż mam w zwyczaju gotować dla dwóch osób, więc jeśli lubisz domowe jedzenie, mogę ci coś zostawiać”.
Podaje swój numer. Ledwie zdążam go zapisać.
Irytująca babka, bez dwóch zdań. No i kobieta, co może się nie spodobać Kay. Ale dzwoniły jeszcze tylko dwie osoby: pierwsza pytała, czy mam coś przeciwko oswojonym jeżom (odpowiedź: nie, dopóki u mnie nie mieszkają), a druga to na sto procent handlarz narkotykami (nie, nie jestem przewrażliwiony – gość chciał mi sprzedać prochy podczas naszej rozmowy). Potrzebuję tych trzystu pięćdziesięciu funtów miesięcznie, jeśli mam dalej opłacać Sala bez pomocy Kay. To jedyna możliwość. Poza tym przecież nie będę się widywał z tą irytującą babką. Będę w mieszkaniu pod jej nieobecność.
Piszę do niej esemesa.
Cześć, Tiffy. Dzięki za wiadomość. Chętnie Cię poznam i porozmawiam o wynajmie mieszkania. Może być sobota rano? Pozdrawiam, Leon Twomey
Miła, normalna wiadomość. Nie pytam o propozycję Martina dotyczącą rejsu, chociaż dręczy mnie ciekawość.
Odpisuje niemal natychmiast.
Cześć! Świetnie. Może być o 10.00 w mieszkaniu? x
Niech będzie 9.00, w przeciwnym razie zasnę! Do zobaczenia. Adres jest w ogłoszeniu. Pozdrawiam, Leon
No. Gotowe. Prosta sprawa: trzysta pięćdziesiąt funtów miesięcznie mam już niemal w kieszeni. Teraz muszę tylko powiedzieć Kay.