Wspomnienia letnich nocy - ebook
Wspomnienia letnich nocy - ebook
Mack Holloway przyjeżdża na dwa miesiące do kurortu Moonlight Ridge, aby pomóc ojcu w interesach. Hotelem kieruje obecnie Molly Haskell, która nie jest zadowolona z jego powrotu. Piętnaście lat temu byli w sobie szaleńczo zakochani, razem poznawali abecadło seksu, nagle jednak Mack wyjechał, nie wyjaśniając przyczyn. Nie wybaczyła mu tego, ale teraz znów pożądała go tak samo jak podczas tamtych pięknych dni...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9519-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do diabła, a jednak wrócił.
Mack Holloway przeczesał palcami lśniące czarne włosy i potarł brodę, po czym zjechał na starą leśną drogę o milę od Moonlight Ridge, kurortu należącego do jego przybranego ojca, Jamesona Hollowaya. Tym razem nie wpadł tu przejazdem w drodze do innego miasta. Zamierzał zostać przez dwa miesiące.
Zgasił silnik, otworzył drzwi nisko zawieszonego sportowego auta, absurdalnie drogiego i nieodpowiedniego na tutejsze drogi. Spojrzał na gęsty las sosnowy i ogarnęła go panika. Wystarczyłby krótki spacer, a znalazłby się w miejscu, w którym jego życie przybrało inny obrót. Tamtej nocy stracił wszystko, na czym mu zależało: rodzinę, bezpieczeństwo, Molly.
Wepchnął ręce do kieszeni i przyspieszył kroku, gdy poczuł na twarzy muśnięcia zimnej mgły. Wcale nie chciał oglądać miejsca wypadku, ale skoro spędzi w okolicy wiele tygodni, nie może ukrywać się przed przeszłością.
Wiosenny wiatr potargał mu włosy, przykleił koszulę do ciała. Po paru minutach znalazł się w tym miejscu, gdzie auto wypadło z drogi i stoczyło się z nasypu. Z trudem przełknął ślinę. Przypomniał sobie krzyki, wysoki jęk silnika, zgrzyt blach.
Stracił panowanie nad kierownicą i kontrolę nad sobą. Przez niego poszkodowani byli bracia, Grey i Travis. A przecież to on był najstarszy.
Ta jedna noc piętnaście lat temu miała ogromne konsekwencje. Jako nastolatek uważał, że jest niezniszczalny, los dowiódł mu, jak się mylił. Od tej pory rzadko pozwalał sobie na okazywanie emocji i nigdy nie podejmował decyzji pod ich wpływem. Wszystko było racjonalne, wykalkulowane, wyliczone. Rozsądek stał się jego gwiazdą przewodnią.
Nie mógł zmienić przeszłości, ale potrafił kontrolować teraźniejszość i robić plany. Powinien się skupić na dniu dzisiejszym.
Wrócił do Asheville i obiecał się zająć hotelem Moonlight Ridge, gdyż Jameson – człowiek, który zastąpił mu ojca i wyrwał go z systemu opieki społecznej krótko po ósmych urodzinach – spędził tydzień na oddziale intensywnej opieki medycznej miejscowego szpitala po niespodziewanym wylewie krwi do mózgu.
Było już lepiej, Jameson został wypisany do domu, ale czekała go długa rehabilitacja. Warunkiem powrotu do zdrowia było ograniczenie stresu do możliwie minimalnego poziomu. Tymczasem Moonlight Ridge stanowiło powód nieustannych zmartwień.
W drodze powrotnej spojrzał w prawo, w kierunku granic terenu należącego do Jamesona, mniejszej i bardziej luksusowej wersji sławnej posiadłości Biltmore. Obydwa hotele stanowiły w Karolinie Północnej rodzaj instytucji i atrakcji turystycznej. Przez siedemdziesiąt pięć lat do Moonlight Ridge przyjeżdżali arystokraci i politycy, członkowie rodzin panujących, gwiazdy Hollywoodu i miliarderzy z całego świata.
Jameson, właściciel i zarządzający tego ekskluzywnego hotelu, był od dziesięcioleci twarzą uzdrowiska. Żył swoją pracą, ludzie dodawali mu energii i potrafił wymienić z imienia i nazwiska wszystkich wczasowiczów.
To właśnie stało się niemożliwe – przez najbliższe pół roku Jameson będzie pozbawiony kontaktu z gośćmi.
Po wielu wirtualnych sporach z braćmi i przybranym ojcem udało im się wreszcie dojść do kompromisu. Każdy z nich spędzi parę miesięcy w Moonlight Ridge, opiekując się Jamesonem i biznesem. Mack jako najstarszy miał objąć pierwszą zmianę, choć obawiał się ponownego spotkania z Molly. Może jednak uda mu się choć trochę naprawić szkody.
Wiedział, że całkowite odkupienie jest niemożliwe, ale musi się wysilić. Byłoby łatwiej, gdyby Molly nie pracowała jako menedżer hotelu.
Oparł się o błotnik i wyciągnął przed siebie nogi. Odchylił głowę do tyłu, aby złagodzić napięcie w karku.
Poznał Molly jeszcze zanim pojawili się przybrani bracia. Miał wtedy osiem lat, ona, córka głównego księgowego, siedem. Był oczarowany jej blond lokami, oliwkową cerą i fascynującymi zielonkawymi oczami.
Nie okazywała ani cienia lęku przed Jamesonem – dużym, szorstkim mężczyzną o ciemnej karnacji, w niczym nie przypominającym jej niewielkiego, układnego, ale piekielnie dwulicowego koreańskiego ojca – i to pomogło Mackowi przyzwyczaić się do nowego domu z jego licznymi zasadami i obowiązkami. Z pomocą Molly szybko zrozumiał, że Jameson tylko sprawia wrażenie groźnego, ale jest dobrym człowiekiem. Po paru miesiącach z najeżonego małego sieroty stał się pewnym siebie dzieciakiem.
Miał Jamesona, miał Molly i wreszcie czuł się bezpieczny i kochany.
Sześć miesięcy później do ich małej grupy dołączył Grey, a dwa miesiące po nim – Travis. Nawet jeśli różnią się wyglądem, tłumaczył im Jameson – on i Travis mają ciemną skórę, Grey jest biały, a ojciec Macka pochodzi z Korei – to wszyscy teraz noszą nazwisko Holloway i tworzą rodzinę. Ich siłą jest różnorodność, powtarzał przybrany ojciec, różnice należy celebrować, a kolor skóry jest nieistotny.
Jameson, jak się później okazało, zawsze chciał mieć dzieci, ale nie znalazł właściwej kobiety. Zdecydował się na adopcję, kiedy trafił na Macka – dzieciaka, którego matka umarła przy porodzie, a ojciec porzucił, kiedy mały miał siedem lat.
Mack rozumiał, że wygrał los na loterii, miał też nadzieję, że okazał się dobrym synem, skoro tato zaraz po nim adoptował dwóch chłopców w zbliżonym wieku.
Ten pierwszy rok, gdy wszyscy próbowali odnaleźć się w nowej sytuacji, był niewiarygodnie trudny. Nikt z nich nie potrafił zaufać dorosłemu, bali się rozczarowania, byli najeżeni. Jednak Jameson rządził nimi twardo, acz z miłością, i nieustannie im przypominał, że są rodziną i lepiej, aby się przyzwyczaili do tej myśli.
I chociaż nie łączyło ich DNA i wspólna krew, stali się braćmi w pełnym tego słowa znaczeniu. Przez kolejnych dziesięć lat Mack miał ojca i dwóch braci, gotowych oddać za niego życie.
I miał Molly, swoją gwiazdę północną.
W nieunikniony sposób przyjaźń między chłopakiem i dziewczyną przerodziła się w romantyczną miłość. Ostatnie cztery miesiące, spędzone razem, stanowiły najlepszy okres jego życia. Śmiali się, kochali, odkrywali własną seksualność, przekonani, że nigdy się nie rozstaną.
Wypadek zniszczył tę rodzinę. Stracił też najdroższą przyjaciółkę i zarazem ukochaną.
Sam wymierzył sobie karę: przekonany, że nie zasługuje na miłość, opuścił Asheville i bliskich. Przeciął więzy z chirurgiczną precyzją. Skazał się na życie w emocjonalnej pustce. Przez lata cierpiał w milczeniu.
Niechętnie potarł ręką twarz. Rozumiał, że mógł się odezwać do Molly nie raz i nie dwa, i przynajmniej wyciągnąć rękę na zgodę. Upór i obawa przed jej reakcją zwyciężyły, a teraz była mu równie obca jak bracia. Nieuchronne spotkanie go przerażało.
Moonlight Ridge było domem Molly w jeszcze większym stopniu niż jego. Mieszkała tu jako dziecko, pracowała dla Jamesona jako nastolatka i była przez niego traktowana jak córka.
Teraz zarządzała hotelem, a skoro Mack będzie zastępował ojca, jest skazany na ścisłą współpracę z byłą ukochaną. Kiedyś miał nadzieję, że się z nią ożeni, będą żyli długo i szczęśliwie, otoczeni gromadką dzieci.
Wsiadł do auta, ale wciąż nie ruszał. Był spięty i w niczym nie przypominał opanowanego biznesmena, którym był w Nashville.
Zaprojektował swoje życie z żelazną konsekwencją i nie był gotów na zmiany, jednak miał dług wobec Jamesona. Zrobiłby wszystko dla ojca, który dał mu dom i miłość, bezpieczeństwo i rodzinę, kiedy najbardziej ich potrzebował.
Jego przeszłość i teraźniejszość muszą się zderzyć…
Nie wolno stracić zimnej krwi.
Molly Haskell stała przy oknie swego biura na drugim piętrze. Patrzyła na pusty podjazd. Mack zostawił jej krótką wiadomość, że przyjedzie dziś rano. Była zła na siebie, że po piętnastu latach serce nadal bije jej szybciej.
Szmat czasu, dawno powinna o nim zapomnieć. Zmarszczyła brwi, najchętniej by sobą potrząsnęła. Mack nic dla niej nie znaczy.
Jego przyjazd do Moonlight Ridge skomplikuje jej życie zawodowe – bo przecież z uczuciowym nie ma nic wspólnego! – i może utrudnić renowację hotelu.
Umawiała się z Jamesonem tuż przed jego wylewem, że przedstawi mu projekt przywrócenia kurortu do dawnej świetności, jednak choroba go powaliła i karetka odwiozła go do szpitala. Przeraziła się, teraz liczyło się tylko to, żeby znów postawić go na nogi. Biznes może poczekać.
Jameson był jej mentorem, drugim ojcem, człowiekiem, którego podziwiała i kochała, zrobiłaby dla niego wszystko, więc wkładała całe siły w przywrócenie blasku podupadającemu hotelowi, który był oczkiem w głowie starego właściciela.
Jako menedżerka nie miała uprawnień do podejmowania decyzji o radykalnych zmianach. Teraz, co gorsza, będzie musiała je przedyskutować z Mackiem Hollowayem, który według magazynu „Forbes” należał do najwybitniejszych młodych biznesmenów w kraju.
Mack jest wizjonerem, nie nawykł do realizowania cudzych pomysłów. Z pewnością wytknie jej wiele błędów. Westchnęła. Już była na niego zła, a przecież jeszcze nie zdążył przyjechać do Moonlight Ridge.
– Nie dam sobie niczego narzucać – mruknęła.
– Rozmawiasz sama z sobą, Mol?
W drzwiach stanęła Autumn, jej najlepsza przyjaciółka. Poznały się, gdy miały po dziesięć, jedenaście lat. Bogata rodzina Autumn przyjeżdżała tu na wakacje przez dwa lata z rzędu. Kiedy nie pojawili się po raz trzeci, dziewczynki zaczęły korespondować, aż z biegiem czasu przyjaźń stała się wyblakłym wspomnieniem z dzieciństwa. Dwa lata temu w Los Angeles wybuchł skandal związany z ojcem Autumn, znanym hollywoodzkim producentem. Dziewczyna uciekła z Kalifornii i wylądowała w Moonlight Ridge. Współpracowała z hotelem przy organizacji wystawnych wesel i przyjęć.
Przyjaźń odżyła. Autumn była świetną organizatorką imprez i przyniosła hotelowi spore zyski. Teraz stanęła przy Molly i położyła jej rękę na ramieniu.
– Wszystko w porządku?
Dobre pytanie. Oczywiście. Chyba tak.
Molly popatrzyła na reprint obrazu Degasa wiszący na ścianie. Baletnica miała na sobie szeroką spódniczkę, stała na pointach i pochylała się w tanecznym pas. To było jej dziewczęce marzenie – zostać primabaleriną. Miała talent i zapowiadała się na młodą gwiazdę. Niestety, przyszło pamiętne lato i marzenie prysło jak wiele innych mrzonek.
– Nie bardzo – przyznała, przysiadając na szerokim parapecie. – Pracuję tu przez całe życie, poza okresem studiów, a jednak kiedy przyszło co do czego, Jameson sprowadza tu swoich synów, żeby mnie pilnowali.
– Może Mack będzie zbyt zajęty własnymi sprawami, żeby się angażować? – powiedziała przyjaciółka.
– Masz rację – odparła z nadzieją w głosie. – Może bracia zapewnili Jamesona, że mu pomogą, aby go uspokoić. Wiesz, jaki bywa uparty.
Podniosła wzrok na ozdobne stiuki na suficie. Martwiła się o Jamesona, była wyprowadzona z równowagi nieuchronnym spotkaniem dawnej miłości i zirytowana koniecznością dostosowania się do nowego nadzorcy, który zacznie się szarogęsić na jej podwórku.
– Mam chyba prawo być wściekła, że Mack mnie rzucił?
– Molly, minęło dużo czasu. Byliście dzieciakami. Takie związki rozpadają się, dziewięćdziesiąt na sto.
Mack był dla niej kimś ważniejszym niż nastoletni flirt. Zanim został jej chłopakiem i kochankiem, był jej przyjacielem. Ufała mu jak nikomu, poza Jamesonem.
Odszedł bez słowa wyjaśnienia i złamał jej serce. Do dziś źle wspominała te miesiące po jego wyjeździe, wpadła wtedy w ciemną studnię i czuła się najbardziej samotną osobą na świecie. Podjęła wówczas najgłupszą decyzję w życiu, a jej skutki prześladowały ją do dziś.
– Powiedz coś – poprosiła Autumn.
O czym tu mówić? Przyjaciółka wiedziała, że ojciec Molly był dyrektorem finansowym, na którym Jameson się zawiódł. Znała historię jej relacji z Mackiem. Wiedziała, że rodzina Molly zmuszona była opuścić Moonlight Ridge w niesławie, kiedy dziewczynka miała trzynaście lat, ale wciąż było tu wszystko i wszyscy, na których jej zależało, dlatego przy pierwszej okazji wróciła.
Autumn nie wiedziała tylko, że i Molly miała grzeszki na sumieniu.
– Praca z Mackiem będzie kłopotliwa. Wcześniej wiele razy odwiedzał ojca, ale nie próbował się ze mną zobaczyć, choć przecież wiedział, że tu mieszkam. Nie przeprosił mnie za wyjazd, za brak odpowiedzi na moje mejle i esemesy, na nagrania, które zostawiałam mu na komórce.
Molly nie była gotowa darować mu takiego traktowania. Nie jest zabawką, którą się wyrzuca, bo przestała być potrzebna. Od toksycznych relacji ma rodzinę.
Na szczęście z czasem stała się pewna siebie, asertywna i ambitna. Nikt nie będzie nią pomiatał.
– Poradzę sobie z Mackiem Hollowayem.
– Świetnie. A jak? – spytała Autumn.
Molly uświadomiła sobie, że Mack spodziewa się awantury. Jako dziecko i nastolatka nosiła serce w rękawie, łatwo wyrażała emocje. Teraz zamierzała być opanowana i nieprzewidywalna.
– Potraktuję go jak każdego innego pracownika, każdego innego szefa. Będę uprzejma, ale zachowam dystans. Liczy się tylko profesjonalizm.
– Dasz radę?
– Bułka z masłem – zapewniła Molly nieszczerze.
– To dobrze, kochanie, bo właśnie zajechał samochód.
Molly uścisnęła przyjaciółkę i ruszyła w kierunku służbowych schodów, wąskich i krętych. Hotel mieścił się w ogromnym starym budynku z dwoma skrzydłami i miał reprezentacyjne schody dla gości, ale personel musiał być dyskretny, a to oznaczało przemieszczanie się klatkami schodowymi na tyłach domu.
Wykorzystała jeden z wielu sekretnych korytarzy. W czasach prohibicji pierwszy właściciel prowadził bar dla swoich bogatych przyjaciół i znajdowały się tu tajne przejścia i tunele, w których przechowywano alkohol. Przez zamaskowane drzwi wśliznęła się do imponującego holu, pomachała do Harry’ego, który obsługiwał recepcję, i poprawiła kwiaty w pięknie zaaranżowanym bukiecie.
Moonlight Ridge należało do Jamesona, ale ona też je kochała. Zaraz po studiach wróciła tu do pracy, bo wciąż czuła się winna. Teraz już nie potrafiłaby stąd odejść, było to jedyne miejsce, w którym czuła się jak w domu.
Otaczały ją antyki i dzieła sztuki. Kochała przestronne pokoje, grube mury porośnięte bluszczem, rozległy teren z imponującym parkiem i jeziorem znajdującym się na środku posiadłości. Prowadziła wzrokiem samochód parkujący na podjeździe. Poznała sylwetkę kierowcy. Mack wrócił.
W gardle ją dławiło, a przecież dawno zamknęła za sobą drzwi do przeszłości. Nie spędziła piętnastu lat na jej rozpamiętywaniu. Życie toczyło się dalej. Byli inni mężczyźni, może nie tak wielu, ale miała swoją porcję przygód. Nikt na dłużej nie zyskał jej serca. Była singielką z wyboru. Mężczyźni wprowadzają zamęt w uporządkowane życie – nie miała na to ochoty.
Przybrała przyjemny wyraz twarzy, z jakim witała gości. A przecież wciąż miała ochotę nadziać go na zardzewiałe widły. Wyluzuj, Molly, to było dawno i nieprawda.
Na jego widok straciła animusz. Jako osiemnastolatek był długonogi, chudy, niezdarny jak młody źrebak. Teraz nabrał koordynacji i pewności siebie.
Przyjrzała mu się uważnie. Zniknął chłopak, którego kiedyś znała, pojawił się barczysty i wysportowany mężczyzna. Potargana czupryna została starannie ostrzyżona przez fryzjera, czarne włosy i oczy odziedziczył po ojcu, twarz nadal miał pociągłą, ale kilkudniowy zarost był czymś nowym.
Najbardziej zmieniło się jego ciało. Już jako nastolatek wystrzelił w górę i osiągnął blisko metr dziewięćdziesiąt, jednak wtedy był chudy jak szczapa. Teraz miał szerokie ramiona i pierś, a niżej rysował się płaski brzuch. Najwyraźniej był stałym bywalcem siłowni.
Przełknęła ślinę. Niezłe ciacho, pomyślała mimo woli. Poczuła nagłe pożądanie. Wciąż na nią działał tak jak przed piętnastoma laty. Jednak nie była tamtą naiwną ufną nastolatką. Wiedziała, że między seksem a miłością jest wielka różnica i nie zawsze idą w parze. Potrafiła docenić przystojnego mężczyznę, ale to tylko biologia i popęd seksualny. Każda kobieta podświadomie szuka najlepszego dawcy genów dla swoich dzieci.
Na szczęście jest dorosła i trzeba dużo więcej niż atrakcyjne ciało, aby jej zaimponować.
Mack zdawał się jej nie dostrzegać, a kiedy w końcu do niej podszedł, jego twarz była pozbawiona wyrazu.
– Witaj, Molly.
Nawet jego głos był mocniejszy, bardziej seksowny. Starzał się jak dobre czerwone wino.
Kiwnęła mu głową, ale nie poruszyła się, bo jej kolana się uginały.
– Mack – powiedziała tylko.
– Idę się przywitać z tatą. Powinienem coś wiedzieć, zanim się z nim spotkam? – Spojrzał na nią niepewnie.
Molly rozumiała, o co pyta. Wszyscy wiedzieli, że Jameson nie ma przed nią tajemnic.
– Ostatnio jest rozdrażniony i wymagający. Rano zwolnił kolejną pielęgniarkę.
– Ile ich było? – Z trudem ukrył irytację.
– Jedna w tym tygodniu, dwie w poprzednim.
– Przecież on potrzebuje stałej opieki. Ktoś musi z nim być. – Molly usłyszała oskarżenie w jego głosie i się nastroszyła.
– Staram się prowadzić hotel, a jednocześnie mam go na oku. Doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny. Na szczęście udało mi się przekonać obecną pielęgniarkę, żeby została do twojego przyjazdu. Jameson musi się nauczyć przyjmować pomoc albo znajdź mu kogoś, kto nie ucieknie, kiedy twój tata na niego nakrzyczy.
– Nie ma złych intencji. Jest tylko sfrustrowany własną bezsilnością.
Molly skrzywiła się. Mack nie ma prawa pouczać jej na temat człowieka, którego uwielbiała całe życie, choć miała wobec niego przemilczany grzech. Znała Jamesona lepiej niż jego synowie.
– Jak ci minęła podróż? – spytała i wzdrygnęła się, tak fałszywie brzmiało to pytanie.
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
Ani trochę, pomyślała, ale nie przestała uśmiechać się uprzejmie. Odwrócił głowę i patrzył na kamienny mur pokryty bluszczem. Oboje rośli w cieniu tego kamienno-drewnianego pałacu: Mack w domu Jamesona, ona w przylegającym do posiadłości domku menedżera, za sadem.
Przypomniała sobie małego chłopca, ośmio- lub dziewięcioletniego, tak samo patrzącego na to domostwo, z wyrazem zachwytu i niedowierzania, że może tu mieszkać.
– Zostaniesz z tatą?
– Nie mam wyboru, skoro na razie nie ma pielęgniarki. – Skrzywił się. – Przynajmniej tymczasowo.
Spojrzała na niego spode łba. Kiedy byli dziećmi, Mack chodził za Jamesonem krok w krok i każde słowo przybranego ojca było wyrocznią. Jameson był twardy, ale sprawiedliwy, a synom potrafił okazać miłość słowem i czynem. Pracowała tu na tyle długo – przelotnie jako czternastolatka, nieustannie od momentu, gdy skończyła dwadzieścia dwa lata – że potrafiła ocenić, jaki wpływ miała na Jamesona kłótnia między braćmi.
W pracy pokrywał wszystko uśmiechem, nadal był czarującym gospodarzem, ale Molly widziała go w momentach, gdy maska spadała, a za nią krył się smutek.
Może przypisywała temu zbyt duże znaczenie, ale była przekonana, że stało się to przyczyną przynajmniej części kłopotów, z jakimi borykał się hotel. Gdy Jameson był w dobrym nastroju, jego optymizm i energia zdawały się ożywiać piękną rezydencję – okna błyszczały, a bluszcz zdawał się tańczyć na wietrze. Kiedy był przygnębiony lub zły, kamienne mury wydawały się wilgotne i zimne, a drewniane ramy okienne i drzwi sprawiały wrażenie zamkniętych na głucho.
Moonlight Ridge miało osobowość – było taką bogatą, zwariowaną i uwielbianą starą ciotką, wokół której wszyscy krążyli na paluszkach. Przynajmniej ona i Jameson, bo jego trzej synowie opuścili posiadłość dawno temu. Tymczasem Molly nie chciała mieszkać nigdzie indziej. Może kiedyś Jameson dowie się, co zrobiła, a wtedy będzie musiała stąd wyjechać. Na szczęście jeszcze nie dzisiaj.
– Nie nadaję się na pielęgniarza – westchnął Mack – ale dobrze nam zrobi bliski kontakt.
– Muszę wracać do pracy. – Molly wskazała drzwi za plecami. – Nie chcę cię zatrzymywać. Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli spróbujesz znaleźć kolejną pielęgniarkę. Przy odrobinie szczęścia zostanie z Jamesonem na dłużej.
Po Macku trudno się tego spodziewać.