Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wstęp do filozofii - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wstęp do filozofii - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 221 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZA­MIAST PRZED­MO­WY

Sta­no­wi to nie­jed­no­krot­nie przed­miot spo­ru, czy „wstęp do fi­lo­zo­fii” jako od­ręb­na dys­cy­pli­na jest w ogó­le po­trzeb­ny? A na­stęp­nie, je­że­li tak, to zno­wu po­wsta­je py­ta­nie, na czym po­le­ga­ją wła­ści­wie jego za­da­nia i za po­mo­cą ja­kich środ­ków i me­tod dą­żyć on ma do ich roz­wią­za­nia. Wy­da­je mi się, że nie po­błą­dzę mó­wiąc, iż ci na­wet, któ­rzy uzna­ją po­trze­bę wstę­pu, opie­ra­ją się ra­czej na męt­nym od­czu­ciu niż ści­słym i do dna prze­my­śla­nym uświa­do­mie­niu. Czu­ją oni, że ist­nie­je pe­wien prze­dział lub przy­najm­niej dy­stans po­mię­dzy my­śle­niem, ja­kim po­słu­gu­je­my się w ży­ciu i na­ukach po­szcze­gól­nych, a my­ślą w praw­dzi­wym tego sło­wa zna­cze­niu fi­lo­zo­ficz­ną, ale nie umie­ją so­bie osta­tecz­nie zdać spra­wy, w jaki spo­sób prze­dział ten da się wy­peł­nić lub też most nie­zbęd­ny prze­rzu­cić. Stąd wstę­py do fi­lo­zo­fii są naj­czę­ściej skró­ta­mi sys­te­ma­tów fi­lo­zo­ficz­nych, ro­zu­mo­wa­ny­mi hi­sto­ria­mi fi­lo­zo­fii itp. Pra­ce ta­kie, o ile wy­cho­dzą spod pió­ra zdol­ne­go do ory­gi­nal­ne­go i głęb­sze­go my­śle­nia au­to­ra, mogą po­sia­dać pew­ną, nie­kie­dy na­wet znacz­ną war­tość. Za­sad­ni­cze­go celu swe­go jed­nak, zda­niem moim, chy­bia­ją. Błąd po­le­ga tu na tym, że czy­tel­ni­ko­wi po­da­wa­ne są po­ję­cia i po­glą­dy fi­lo­zo­ficz­ne bez uprzed­nie­go upew­nie­nia się, czy po­sia­da on or­gan do ich uję­cia, tj. czy zdo­ła zro­zu­mieć praw­dzi­wą, re­al­ną treść, któ­rą po­ję­cia te czy­nić zro­zu­mia­łą mają, czy ist­nie­je dla nie­go ten punkt wi­dze­nia, przez za­ję­cie któ­re­go od­sła­nia się przed nami wła­ści­we zna­cze­nie i sens za­gad­nień i po­jęć fi­lo­zo­ficz­nych.

W prze­ciw­nym ra­zie po­ję­cia i teo­rie będą od­po­wie­dzia­mi na py­ta­nia, któ­rych czy­tel­nik do­tych­czas so­bie nie za­da­wał I któ­rych zna­cze­nia nie ro­zu­mie. Dla­te­go też nie po­sia­da on żad­ne­go środ­ka kon­tro­li i tak po­ję­ty wstęp do fi­lo­zo­fii na­ra­ża go na utra­ce­nie raz na za­wsze zmy­słu dla ży­cio­we­go, po­waż­ne­go zna­cze­nia fi­lo­zo­fii. Współ­cze­sne wstę­py do fi­lo­zo­fii, ule­ga­jąc w tym jed­nej z naj­strasz­liw­szych plag na­szej kul­tu­ry, trak­tu­ją swe za­da­nie z czy­sto książ­ko­we­go punk­tu wi­dze­nia. Wstęp do fi­lo­zo­fii jest to książ­ka, prze­czy­ta­nie któ­rej uła­twić ma czy­ta­nie in­nych ksią­żek. Otóż twier­dzę, że fi­lo­zo­fia ma od­po­wia­dać ży­cio­wym po­trze­bom czło­wie­ka, być dla nie­go spra­wą oso­bi­stą, lub też po­zo­sta­nie dla nie­go na za­wsze obcą, cho­ciaż­by prze­czy­tał pół tu­zi­na wstę­pów do fi­lo­zo­fii i tu­zin sys­te­ma­tów. Twier­dzę da­lej, że za­po­zna­wa­nie się z pró­ba­mi roz­wią­za­nia za­gad­nień fi­lo­zo­ficz­nych przed prze­ży­ciem i uświa­do­mie­niem so­bie tych za­gad­nień jako oso­bi­stych, tj. ta­kich, bez roz­wią­za­nia któ­rych nie­po­dob­na żyć w spo­sób ro­zum­ny, sa­mo­wied­ny – jest ra­czej szko­dli­we niż uży­tecz­ne. Przy­zwy­cza­ja bo­wiem do czy­sto wer­bal­ne­go trak­to­wa­nia tych za­gad­nień, więc od­bie­ra pra­wość my­ślo­wą. Spra­wa jest nie­zmier­nie pro­sta. Albo fi­lo­zo­fia od­po­wia­da ja­kimś ży­cio­wym po­trze­bom, albo też nie ma żad­nej ra­cji bytu.

W ten spo­sób okre­ślo­ne zo­sta­je pierw­sze i za­sad­ni­cze za­da­nie wstę­pu do fi­lo­zo­fii: po­le­ga ono na uświa­do­mie­niu so­bie tych po­trzeb ży­cio­wych, z któ­rych fi­lo­zo­fia wy­ra­sta, i na prze­obra­że­niu ich przez to uświa­do­mie­nie w okre­ślo­ne lub przy­najm­niej okre­ślić się da­ją­ce za­gad­nie­nia.

Do­pie­ro do­brze zro­zu­mia­na na­tu­ra tych za­gad­nień po­zwo­lić nam może zdać so­bie spra­wę z wła­ści­wych me­tod my­śle­nia, któ­re mają nas do­pro­wa­dzić do ich roz­wią­za­nia, a więc uka­zać nam wła­ści­wy przed­miot fi­lo­zo­fii. Przed­miot ba­da­nia jest za­wsze od­po­wied­ni­kiem zro­dzo­ne­go przez ży­cio­wą po­trze­bę punk­tu wi­dze­nia.

Zda­je mi się, że przez uwa­gi po­wyż­sze do­sta­tecz­nie wy­ja­śnio­na zo­sta­ła dro­ga my­ślo­wa, któ­rej trzy­mać się bę­dzie­my jako je­dy­nie wła­ści­wej w swym wy­kła­dzie. Pra­gnął­bym, aby wy­kład ten od­zna­czał się cha­rak­te­rem czy­stej rze­czo­wo­ści.

Dzieł­ko moje nie ma być przy­go­to­wa­niem do stu­dio­wa­nia i względ­ne­go, słow­ne­go przy­najm­niej, ro­zu­mie­nia tych lub owych dzieł fi­lo­zo­ficz­nych – i w za­ło­że­niu swo­im nie li­czy się z fak­tem ist­nie­nia żad­ne­go z nich. Pra­gnie ono punk­tem wyj­ścia swym uczy­nić ży­cio­we źró­dła fi­lo­zo­fii, w za­gad­nie­niach przez ży­cie samo sta­wia­nych le­żą­ce, i raz uchwy­ciw­szy ten wą­tek, snuć go i roz­wi­jać. To, co w do­tych­cza­so­wej fi­lo­zo­fii leży na tak po­ję­tej ży­cio­wej, rze­czo­wej jej li­nii, zo­sta­nie przez nas i tak na­po­tka­ne. Zresz­tą, snu­jąc po­ję­cia z tre­ści ży­cia, a nie ka­żąc czy­tel­ni­ko­wi do na­rzu­co­nych mu po­jęć treść tę przy­sto­so­wy­wać, daję mu w rękę oręż prze­ciw­ko so­bie. W każ­dej chwi­li może on do­ko­ny­wać kon­fron­ta­cji po­jęć i for­muł z du­szą wła­sną i jej istot­ny­mi po­trze­ba­mi.

Nie po­trze­bu­ję mó­wić, że fi­lo­zo­fia w ten spo­sób po­ję­ta na­bie­ra wiel­kiej, pierw­szo­rzęd­nej po­wa­gi. Pra­gnął­bym, aby dzieł­ko to przy­czy­ni­ło się do ugrun­to­wa­nia jej u nas w tej smut­nej dla fi­lo­zo­fii epo­ce, smut­nej na­wet w tych kra­jach, gdzie nie­daw­no mia­ła ona inne za­cho­wa­nie. Fakt utra­ty tego za­cho­wa­nia in­ter­pre­to­wa­ny bywa czę­sto jako ban­kruc­two fi­lo­zo­fii: Na­zbyt skłon­ni je­ste­śmy uzna­wać od­wró­ce­nie się od uciąż­li­wych za­gad­nień i za­nie­dba­nie ich za ich prze­zwy­cię­że­nie.

Ale za­nie­dba­ne za­gad­nie­nia msz­czą się co­raz do­tkli­wiej, stwier­dza­jąc w ten spo­sób swą wyż­szą po­nad do­wol­ność i w sa­mej przed­mio­to­wej iściź­nie ży­cia ugrun­to­wa­ną za­sad­ność.

Je­stem prze­ko­na­ny, że z dniem każ­dym pra­cow­ni­cy, w róż­nych dzie­dzi­nach współ­cze­snej kul­tu­ry zu­żyt­ko­wu­ją­cy swe siły, co­raz bar­dziej zda­wać so­bie będą spra­wę z krzyw­dy, jaką wy­rzą­dza epo­ce brak fi­lo­zo­ficz­nych pod­staw.

Jed­na na­uka tyl­ko sta­no­wić się zda­je wy­ją­tek, ale prze­cież ta część fi­lo­zo­fii, któ­ra spe­cjal­nie po­trze­bom na­uki czy­nić ma za­dość – teo­ria po­zna­nia, teo­ria na­uki jest sto­sun­ko­wo upra­wia­na naj­gor­li­wiej i nie­mal wy­łącz­nie. Prze­ko­na­my się jed­nak, że i tu mści się co­raz wy­raź­niej i prze­moż­niej ode­rwa­nie tej cząst­ki fi­lo­zo­fii od ca­ło­ści, któ­ra je­dy­nie jest w sta­nie dać ba­da­niom teo­rio­po­znaw­czym nie­zbęd­ną dla nich pod­sta­wę.

Na­uka jed­nak w oso­bie swych przed­sta­wi­cie­li, a ra­czej, co jest cie­kaw­sze, w oso­bie lu­dzi ty­tu­łu­ją­cych się fi­lo­zo­fa­mi po to tyl­ko, aby w imie­niu fi­lo­zo­fii ab­dy­ko­wać na rzecz na­uki, ro­ści so­bie pre­ten­sje do ob­ję­cia po fi­lo­zo­fii jej za­dań i sta­nia się sa­mo­wie­dzą ży­cia i kul­tu­ry. Prze­ko­na­my się, że nie jest w sta­nie ona stać się sa­mo­wie­dzą wła­sną, nie zmie­nia­jąc na­tu­ry swej, tj. nie sta­jąc się fi­lo­zo­fią.

Dzieł­ko ni­niej­sze li­czy po­mię­dzy za­da­nia­mi swy­mi uza­sad­nie­nie nie­prze­mi­ja­ją­ce­go, gdyż w sa­mej na­tu­rze ży­cia ugrun­to­wa­ne­go zna­cze­nia fi­lo­zo­fii; a więc co za tym lub ra­czej rów­no­le­gle z tym idzie, wy­ja­śnie­nie Jej pra­wo­daw­cze­go sto­sun­ku do ca­ło­kształ­tu kul­tu­ry i jej po­szcze­gól­nych ga­łę­zi: na­uki, sztu­ki, wy­cho­wa­nia, ustro­ju spo­łecz­ne­go, za­gad­nień po­li­tycz­nych, wia­ry re­li­gij­nej.

Ma więc książ­ka ni­niej­sza uza­sad­nić, a ra­czej do­pro­wa­dzić do świa­do­mo­ści po­trze­bę fi­lo­zo­fii i w ten spo­sób sfor­mu­ło­wać za­gad­nie­nia, pra­ca nad roz­wią­za­niem któ­rych sta­no­wi jej za­da­nie. Roz­człon­ko­wa­nie tych za­gad­nień, wy­ja­śnie­nie wa­run­ków i środ­ków ich roz­wią­zal­no­ści oraz zna­cze­nie, ja­kie mia­ło­by ich roz­wią­za­nie – oto naj­waż­niej­sze, dal­sze punk­ty wy­tycz­ne, do któ­rych wy­kład nasz ma do­pro­wa­dzić. Za wska­za­ną też uwa­żam for­mę dia­lo­gu, jaką po­słu­gu­ję się w znacz­nej czę­ści wy­kła­du. O nic in­ne­go prze­cież nie idzie, jak o wy­wo­ła­nie za­gad­nień – a więc dia­lo­gu we­wnętrz­ne­go w umy­śle czy­tel­ni­ka. Nie po­trze­bu­ję za­zna­czać, że nie jest to dia­log ar­ty­stycz­ny, ja­kim po­słu­gi­wał się w swych ar­cy­dzie­łach Pla­to. Wszel­kie urosz­cze­nia w kie­run­ku na­śla­do­wa­nia go są dziś śmiesz­ne. Dia­log Pla­to­na zro­dzi­ła kul­tu­ra cza­sów, gdy o fi­lo­zo­fii roz­ma­wia­no na ryn­kach, gdy była ona spra­wą spo­łecz­ną, a na­wet to­wa­rzy­ską, gdy była na­mięt­no­ścią ca­łe­go oświe­co­ne­go na­ro­du. Nasz dia­log może być tyl­ko me­to­dą pi­sar­ską lub też od­zwier­cie­dle­niem dia­lek­tycz­ne­go bie­gu my­śli. O to ostat­nie cho­dzi mi tu wy­łącz­nie.I

Na po­cząt­ku fi­lo­zo­ficz­ne­go my­śle­nia kładł Pla­to zdu­mie­nie; Scho­pen­hau­er za­rzu­cał Spi­no­zie, że w jego fi­lo­zo­fii nie ma miej­sca na δασμάξειυ μάλα φιλοδόφιχογ πάδοζ, a za­tem, że nie jest w sta­nie wy­tłu­ma­czyć wła­sne­go swe­go po­wsta­nia.

Współ­cze­śni pi­sa­rze skłon­ni by­li­by przy­pusz­czać, że pod wzglę­dem sta­nu uczu­cio­we­go, cha­rak­te­ry­zu­ją­ce­go ich punkt wyj­ścia – do­cie­ka­nia fi­lo­zo­ficz­ne nie róż­nią się w ni­czym od ba­dań na­uko­wych. To, co przed­mio­tem ba­dań tych się sta­je, musi wy­dać się nie­zgod­ne z usta­lo­ny­mi, na­ło­go­wy­mi, że tak po­wiem, wy­obra­że­nia­mi o da­nej czą­st­ce rze­czy­wi­sto­ści, musi uka­zać się nam jako coś no­we­go, cze­go­śmy prze­wi­dzieć nie byli w sta­nie, in­a­czej bo­wiem za­gad­nie­nie w ogó­le po­wstać by nie mo­gło. Do­pó­ki ruch rze­czy­wi­sto­ści od­po­wia­da po­ru­sze­niom i prze­kształ­ce­niom na­szej my­śli, do­pó­ki mo­że­my bez żad­nych prze­szkód sta­wiać wy­two­ry my­śli na­szej na miej­sce rze­czy­wi­stych przed­mio­tów i w re­zul­ta­tach prak­tycz­nych nie spo­strze­gać żad­nej róż­ni­cy – do­pó­ty świat jest dla nas zro­zu­mia­ły, zna­ny, do­pó­ty czu­je­my się w nim bez­piecz­nie, spo­koj­nie i a la lon­gue nud­no. Nie spo­strze­ga­my wprost, że coś nie­za­leż­ne­go od nas ist­nie­je. Do­pie­ro gdy roz­bież­ność po­mię­dzy re­zul­ta­ta­mi prze­wi­dy­wa­ny­mi przez nas na pod­sta­wie ope­ra­cji my­ślo­wych, do­ko­ny­wa­nych nad re­pre­zen­tu­ją­cy­mi w na­szych oczach dany za­kres rze­czy­wi­sto­ści po­ję­cia­mi, a re­zul­ta­ta­mi fak­tycz­ny­mi, prze­ko­na nas, że ist­nie­je w świe­cie coś przez po­ję­cia na­sze nie ogar­nię­te­go, coś z punk­tu wi­dze­nia tych po­jęć prze­wi­dzieć ani wy­tłu­ma­czyć się nie da­ją­ce­go, a więc coś „dziw­ne­go”, myśl na­sza za­czy­na na nowo pra­co­wać, świat na nowo za­czy­na być „in­te­re­su­ją­cy” dla ba­da­cza. W ten spo­sób mniej Wię­cej moż­na by do­wo­dzić toż­sa­mo­ści pla­to­now­skie­go „zdu­mie­nia” ze sta­nem du­szy uczo­ne­go spe­cja­li­sty, któ­ry cie­szy się, wenn er Re­gen­wur­mer fin­det. Z punk­tu wi­dze­nia bie­żą­cych, roz­po­wszech­nio­nych po­jęć o fi­lo­zo­fii, któ­re wy­pły­wa­ją z prze­ko­na­nia o jej bez­względ­nej jed­no­ga­tun­ko­wo­ści z na­uką, po­jęć, na za­sa­dzie któ­rych przed­mio­tem spo­rów i roz­trzą­sań może być naj­wy­żej py­ta­nie, czy tego ro­dza­ju „na­uka” jest w ogó­le po­trzeb­na i ja­kie zaj­mo­wać ma miej­sce w sze­re­gu in­nych – o in­nym spo­so­bie poj­mo­wa­nia pla­to­now­skie­go zdu­mie­nia nie może być mowy. Nie ist­nie­je z tego punk­tu wi­dze­nia ża­den prze­dział po­mię­dzy my­śle­niem fi­lo­zo­ficz­nym, a co­dzien­ny­mi, zwy­kły­mi i skon­so­li­do­wa­ny­mi w na­ukę sta­no­wi­ska­mi i dro­ga­mi my­śli. Jest rze­czą ła­twą do do­strze­że­nia, że myśl na­uko­wa jest tyl­ko udo­sko­na­le­niem w kie­run­ku więk­szej sys­te­ma­tycz­no­ści i ści­sło­ści na­sze­go na­tu­ral­ne­go, przed­nau­ko­we­gó my­śle­nia.

Myśl fi­lo­zo­ficz­na mia­ła­by być tyl­ko po­szcze­gól­ną i to nie­do­sta­tecz­nie jesz­cze wy­kwa­li­fi­ko­wa­ną i wy­le­gi­ty­mo­wa­ną od­mia­ną my­śli na­uko­wej. Wszyst­ko jest więc w po­rząd­ku w tym naj­prost­szym ze świa­tów. Rze­czy­wi­stość jest czymś w ro­dza­ju ol­brzy­mie­go lüne­burg skie­go sera, w któ­rym gnieź­dzi się po­śród in­nych prze­myśl­ne ży­jąt­ko – czło­wiek. Idzie tyl­ko o stwo­rze­nie my­ślo­we­go wzo­ru, któ­ry by od­po­wia­dał rze­czy­wi­sto­ści, o wy­two­rze­nie w my­śli cze­goś w ro­dza­ju siat­ki geo­gra­ficz­nej, za po­mo­cą któ­rej da­ło­by się okre­ślić po­ło­że­nie wszyst­kich rze­czy obec­nych, prze­szłych i przy­szłych. Za­gad­nie­nia po­wsta­ją w punk­tach, gdzie oczka siat­ki są jesz­cze zbyt sze­ro­kie i gdzie wsku­tek tego „fe­no­me­ny”, „fak­ty” itd. mają zbyt wiel­ką swo­bo­dę ru­chu. Nie moż­na prze­czyć, że ist­nie­ją całe dzie­dzi­ny rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rych na­sze środ­ki na­uko­we­go „jed­no­znacz­ne­go” okre­śla­nia zja­wisk nie się­ga­ją da­lej niż wie­dza geo­gra­ficz­na wie­ków śred­nich co do kra­jów ozna­czo­nych na ów­cze­snych ma­pach na­pi­sem: ubi le­ones. Nie­wąt­pli­wie i dziś naj­bar­dziej za­cie­trze­wie­ni wa­gne­rzy współ­cze­sne­go „na­uko­we­go” świa­to­po­glą­du przy­znać mu­szą, że w rze­czy­wi­sto­ści ist­nie­ją nie tyl­ko mniej lub wię­cej ła­two uło­wić się da­ją­ce w sia­tecz­kę me­tod i eks­pe­ry­men­tów chrzą­sze­zy­ki ma­jo­we, lecz i „lwy” sił i zja­wisk groź­nych i nie­zna­nych, ale nie wąt­pią oni, że i te opor­ne oka­zy da­dzą się z bie­giem cza­su oswo­ić, a na­wet wy­pchać lub za­su­szyć i świat cały sta­nie się ol­brzy­mią, do­kład­nie ska­ta­lo­go­wa­ną kunst­ka­me­rą, któ­rą każ­dej chwi­li od­wie­dzać bę­dzie moż­na z żo­na­mi i dzieć­mi. Jest to ide­ał, być może, w ca­łej bez­względ­no­ści nie urze­czy­wist­nio­ny, nie­mniej jed­nak krze­pią­cy nie­stru­dzo­nych en­to­mo­lo­gów „bytu”. Nowa Je­ro­zo­li­ma ko­smicz­nych ko­lek­cjo­ne­rów. A po­dziw, zdu­mie­nie υαυμάξειλ, czym się sta­nie wte­dy? Oto za­ga­pie­niem się po­czciw­ca, że ka­ta­log ma tyle nu­me­rów, że tyle tu mu­szek, bu­ka­szek, ta­ra­ka­szek itd., sło­wem, emo­cją uczu­cio­wą i na­iw­ną, mo­men­tem sła­bo­ści du­cha, któ­ry uwie­rzyć nie chce, iż on sam wszyst­ko to ze­brał, po­pie­czę­to­wał, za szkłem po­sta­wił i w bez­pie­czeń­stwie po­sia­da. I dziś już nie­wąt­pli­wie to, co ze świa­do­mo­ści fi­lo­zo­ficz­nej współ­cze­sne­go ogó­łu na­szej elek­trycz­nie i ga­zo­wo oświe­co­nej Eu­ro­py nie sta­ło się tre­ścią jed­nej z nauk, jest już w opi­nii te­goż ogó­łu tyl­ko sen­ty­men­tem szcząt­ko­wym, nie wie­rzą­cym we wła­sną swą pra­wo­moc­ność, na­iw­nym roz­two­rze­niem ust wo­bec nie­zmie­rzo­no­ści wszech­świa­ta, nie­ustra­szo­no­ści i prze­ni­kli­wo­ści my­śli ludz­kiej etc.

Je­że­li kunst­ka­me­ry nie ma jesz­cze, to są przy­najm­niej jej w nie­zmie­rzo­no­ści wszech­świa­to­wej, wśród któ­rej myśl współ­cze­sna czu­je się rów­nie bez­piecz­nie i swoj­sko, jak we wła­snych czte­rech ścia­nach, za­ło­żo­ne fun­da­men­ty.

Tyl­ko py­ta­nie, na czym opie­ra­ją się one?

Od­po­wie­dzi nie zbrak­nie zra­zu: wiry ete­ru, wła­ści­wo­ści prze­strze­ni, wa­run­ki utrzy­ma­nia się ga­tun­ku itd. Tyl­ko, że myśl poza każ­dym ostat­nim szu­ka jesz­cze ostat­niej­sze­go. I na to od­po­wiedź. Jest to prze­ży­tek. Myśl ma po­zna­wać sto­sun­ki w ob­rę­bie wszech­świa­ta i nie­kon­se­kwen­cją jest, gdy roz­sze­rza ona to swo­je po­stę­po­wa­nie na sam wszech­świat, któ­ry jako taki z ni­czym usto­sun­ko­wy­wa­ny być nie może. Zresz­tą nam wszech­świat wy­star­cza, mówi re­pre­zen­tant no­wo­cze­sne­go świa­to­po­glą­du – mniej­sza o to, do­da­je z iro­nią, co jest poza nim, sko­ro w nim się czu­je­my bez­piecz­nie. Da­ruj­my więc me­ta­fi­zy­kom ich za­świa­ty, gdy na­sze ko­smicz­ne do­mo­stwo jest bez­piecz­ne i za­cisz­ne.

A jed­nak.II

RY­SZARD

Fi­lo­zo­fo­wie po­win­ni by pa­mię­tać za­wsze o mi­cie grec­kim, o owym ty­ta­nie, któ­ry od­zy­ski­wał siły, ile razy ze­tknął się z mat­ką swo­ją, zie­mią, po­win­ni by wy­żej, niż dzie­je się to za­zwy­czaj, ce­nić świa­to­po­gląd, któ­ry jest wspól­ną gle­bą dla wszyst­kich ich sys­te­ma­tów.

EMA­NU­EL

Co masz na my­śli?

RY­SZARD

Świa­to­po­gląd ten nie jest zwią­za­ny z żad­nym po­je­dyn­czym imie­niem, nie po­sia­da w ogó­le żad­nej na­zwy, jest wspól­ną wła­sno­ścią, do­rob­kiem i dzie­łem ga­tun­ku. Tą oso­bli­wo­ścią wresz­cie się od­zna­cza, iż ja­śniej i peł­niej prze­ma­wia do oka niż do my­śli. Myśl jest już za­wsze wy­sił­kiem in­dy­wi­du­al­nym. By zaś go zro­zu­mieć, dość jest spoj­rzeć. Nie­za­prze­czal­ną jest rze­czą, iż po­prze­dzał on wszyst­kie fi­lo­zo­fie. Wszyst­kie one z nie­go po­wsta­ły i roz­wi­nę­ły się. Czy nie jest to wska­zów­ka, ja­ki­mi za­sa­da­mi po­słu­gi­wać się na­le­ży w ich oce­nie? Czy nie mamy naj­pew­niej­sze­go i naj­na­tu­ral­niej­sze­go spraw­dzia­nu dla wszyst­kich my­śli, sys­te­ma­tów, po­jęć w tym, z cze­go my­śli te i po­ję­cia po­wsta­ły?

EMA­NU­EL

O ja­kim jed­nak świa­to­po­glą­dzie mó­wisz? Do­my­ślam się wpraw­dzie tego, ale spór, jaki pro­wa­dzi­my, wy­ma­ga wiel­kiej ści­sło­ści. Nie za­po­mi­naj, jak waż­ny jest jego przed­miot, O isto­tę czło­wie­ka w nim idzie, o spra­wę tak waż­ną, jak swo­bo­da. Mu­si­my więc prze­strze­gać wiel­kiej do­kład­no­ści.

RY­SZARD

Do­brze więc. Rysy naj­ogól­niej­sze i naj­bar­dziej za­sad­ni­cze mo­je­go świa­to­po­glą­du – ja na­zy­wam go ludz­kim po­ję­ciem o świe­cie – da­dzą się sfor­mu­ło­wać mniej wię­cej w ten spo­sób. Oto na po­cząt­ku fi­lo­zo­ficz­ne­go my­śle­nia – o tym, co było na po­cząt­ku mo­je­go my­śle­nia, w ogó­le nie mó­wię tu, na­le­ży to do psy­cho­lo­gów, któ­rzy czy­nią też w tym wzglę­dzie róż­ne hi­po­te­zy – a więc na po­cząt­ku mo­je­go fi­lo­zo­ficz­ne­go my­śle­nia znaj­du­ję sie­bie po­śród pew­ne­go oto­cze­nia; czę­ści skła­do­we tego oto­cze­nia są zmien­ne, po­mię­dzy zmia­na­mi za­cho­dzą­cy­mi w nich spo­strze­gam pew­ne sto­sun­ki i związ­ki tego ro­dza­ju, że zmia­nom za­cho­dzą­cym w pew­nej czę­ści oto­cze­nia od­po­wia­da­ją pew­ne inne. Po­śród czę­ści oto­cze­nia spo­strze­gam i mo­ich „współ­lu­dzi”; gdy w oto­cze­niu za­cho­dzi ja­kaś zmia­na – lub nie­za­leż­nie od tego – współ lu­dzie czy­nią ru­chy, w twa­rzy ich i po­sta­wie za­cho­dzą zmia­ny, wy­da­ją oni pew­ne dźwię­ki; ja sam czy­nię to samo. Spo­strze­gam da­lej, że ru­chom ta­kim i dźwię­kom u mnie od­po­wia­da­ją pew­ne uczu­cia, my­śli itp.; przy­pusz­czam, że to samo ma miej­sce u mo­ich współ­lu­dzi; przy­zna­ję, że jest to hi­po­te­za tyl­ko z mo­jej stro­ny. Je­stem naj­zu­peł­niej w sta­nie wy­obra­zić so­bie me­cha­ni­zmy, któ­re by da­wa­ły w swym dzia­ła­niu te same skut­ki. Je­że­li uwa­żać na­pi­sa­nie Kry­ty­ki czy­ste­go ro­zu­mu Kan­ta za pe­wien sys­te­mat bar­dzo zło­żo­nych co praw­da ru­chów, a prze­cież wła­ści­wie to tyl­ko jest nam o jej po­wsta­niu na pew­no wia­do­me, to daje się po­my­śleć, że pra­ca ta wy­ko­na­na zo­sta­ła zu­peł­nie au­to­ma­tycz­nie i że by­ła­by wy­ko­na­na zu­peł­nie tak samo, gdy­by nie to­wa­rzy­szy­ły, nie od­po­wia­da­ły jej u Kan­ta żad­ne my­śli. Co wię­cej, w myśl pra­wa o za­cho­wa­niu ener­gii mu­si­my twier­dzić, że cała ta pra­ca była uwa­run­ko­wa­na czy­sto me­cha­nicz­nie, to jest, że au­to­mat pi­szą­cy Kry­ty­ką czy­ste­go ro­zu­mu jest nie zmy­śle­niem, lecz fak­tem, gdyż in­a­czej kry­ty­ka ta po­wstać by nie była w sta­nie.

Każ­de uze­wnętrz­nie­nie na­szych współ lu­dzi, nie wy­łą­cza­jąc na­wet ta­kich jak Faust Go­ethe­go, Za­ra­thu­stra Nie­tz­sche­go lub Dzia­dy Mic­kie­wi­cza, re­du­ku­je się w grun­cie rze­czy do pew­ne­go qu­an­tum pra­cy wy­ko­na­nej, a jako ta­kie musi być naj­zu­peł­niej uwa­run­ko­wa­ne w myśl za­cho­wa­nia ener­gii, w spo­sób nie­wąt­pli­wie bar­dzo skom­pli­ko­wa­ny, lecz nie wy­kra­cza­ją­cy prze­cież z gra­nic po­jęć me­cha­nicz­nych. Przy­zna­ję więc, że gdy przy­pi­su­ję współ lu­dziom moim my­śli i uczu­cia, wpro­wa­dzam do mo­je­go świa­to­po­glą­du pier­wia­stek hi­po­te­tycz­ny. Hi­po­te­zy jed­nak, któ­re uzna­je­my za ta­kie, nie mogą w żad­nym ra­zie wy­rzą­dzać nam szko­dy. Szko­dli­wą sta­je się hi­po­te­za wte­dy tyl­ko, gdy wsku­tek nie­do­sta­tecz­ne­go uświa­do­mie­nia i bra­ku kry­ty­cy­zmu utoż­sa­mia się ją z ta­ki­mi pier­wiast­ka­mi na­szej wie­dzy, któ­re nam są dane.

EMA­NU­EL

Nie czy­nię ci też żad­nej trud­no­ści w tym wzglę­dzie. Po­zwól tyl­ko, że za­zna­czę, iż do uzna­nia ży­cia du­cho­we­go we współ lu­dziach do­cho­dzić mu­sisz na tej dro­dze i że w grun­cie rze­czy zro­zu­mial­szy był­by dla cie­bie świat, w któ­rym dzia­ła­ły­by same au­to­ma­ty. RY­SZARD

Do­my­ślam się zło­śli­wej in­ten­cji za­war­tej w twych sło­wach. Są­dzę jed­nak, że na­le­ży­te roz­wi­nię­cie tego, co naj­nie­słusz­niej na­zy­wasz moim świa­to­po­glą­dem, bę­dzie naj­lep­szą od­po­wie­dzią, na jaką mogę się zdo­być. Naj­nie­słusz­niej zaś, mó­wię, przy­pi­su­jesz mi ten świa­to­po­gląd jako moje dzie­ło, gdyż wła­śnie za jego ce­chę nie­zmier­nie cha­rak­te­ry­stycz­ną uwa­żam to wła­śnie, że nie jest on ni­czy­im dzie­łem, lecz na­tu­ral­nym świa­to­po­glą­dem ludz­ko­ści.

EMA­NU­EL

Co do tego, po­zwo­lisz, że będę in­ne­go zda­nia i nie zgo­dzę się, aby na­tu­ral­nym sta­nem ludz­ko­ści było do­cho­dze­nie do uzna­wa­nia pew­nej róż­ni­cy po­mię­dzy au­to­ma­tem a Kan­tem w dro­dze hi­po­te­zy je­dy­nie.

RY­SZARD

Nie ro­zu­miesz mnie, ja uwa­żam za na­tu­ral­ne, że hi­po­te­zę tę ludz­kość czy­ni, hi­po­te­za ta wcho­dzi w skład tego na­tu­ral­ne­go po­ję­cia o świe­cie.

EMA­NU­EL

Tak wła­śnie cię zro­zu­mia­łem i nie zmie­niam po­mi­mo to swe­go zda­nia – do tego jed­nak wró­ci­my póź­niej – te­raz słu­cham cię. RY­SZARD

Na za­sa­dzie więc uczy­nio­nej hi­po­te­zy uzna­je­my ru­chy, dźwię­ki, wy­ko­ny­wa­ne i wy­da­wa­ne przez na­szych współ­lu­dzi, za wy­po­wie­dzi, to jest uzna­je­my, że za ich po­mo­cą współ­lu­dzie nasi wy­po­wia­da­ją my­śli, uczu­cia, ja­kie znaj­du­ją w so­bie; wła­ści­wie źle się wy­ra­zi­łem, to „w so­bie” jest zby­tecz­ne i spo­wo­do­wać by mo­gło nie­po­ro­zu­mie­nia. My­śli i uczu­cia znaj­du­je­my, za­sta­je­my, po­strze­ga­my tak samo, jak to, co na­zy­wa­my rze­cza­mi. Gała róż­ni­ca na tym się za­sa­dza, że to są rze­czy, tam­to uczu­cia lub my­śli. To są ogól­ne za­ło­że­nia i ramy na­sze­go na­tu­ral­ne­go świa­to­po­glą­du. W ob­rę­bie jego po­wsta­ją wszel­kie za­gad­nie­nia na­uko­we.

W na­uce nie idzie o nic in­ne­go, jak tyl­ko o opis za­sta­ne­go. Oczy­wi­sta rzecz tyl­ko, że opis ten musi uni­kać wszel­kie­go ro­dza­ju po­wtó­rzeń, tj. musi jed­no­czyć to, co się da zjed­no­czyć, czy­li musi być łącz­ny. Na­uka ma za za­da­nie dać nam sys­te­mat for­muł moż­li­wie naj­prost­szych, któ­re by za­wie­ra­ły w so­bie opis wszyst­kie­go, co za­wie­ra za­sta­ne, to jest to, co w ja­kim­kol­wiek bądź do­świad­cze­niu na­po­tka­ne być może. Na­uka jest wy­two­rem ga­tun­ko­wym, spo­łecz­nym, ma­ją­cym za za­da­nie za­stą­pić wszyst­kim jed­nost­kom do­świad­cze­nie, tj. upo­sa­żyć je w ta­kie for­mu­ły, aby za ich po­mo­cą wszyst­ko prze­wi­dzieć były w sta­nie, co w do­świad­cze­niu na­po­tkać mogą. Nie po­trze­bu­ję mó­wić, że na­ukę po­prze­dzi­ła po­trze­ba, że po­wsta­ła ona jako je­den z wy­ni­ków wal­ki czło­wie­ka z przy­ro­dą i jako je­den z orę­ży, jed­no z na­rzę­dzi w tej wal­ce.

EMA­NU­EL

Zga­dzam się z tobą naj­zu­peł­niej, że to, co w czło­wie­ku na­zwać by moż­na jego stro­ną teo­re­tycz­ną lub teo­re­ty­zu­ją­cą, jest wy­ni­kiem i dzie­łem jego stro­ny prak­tycz­nej, czyn­nej. Pro­sił­bym cię na­wet, byś to za­pa­mię­tał. Na ra­zie jed­nak nie to mnie ob­cho­dzi. Pra­gnął­bym, abyś roz­wi­nął przede mną nie­któ­re czę­ści ob­ra­zu, któ­ryś na­szki­co­wał. Do­my­ślam się wpraw­dzie ca­ło­ści, lecz rad bym z ust two­ich usły­szeć po­twier­dze­nie mo­ich do­my­słów. Wy­da­je mi się, że ce­chą za­sad­ni­czą two­je­go bie­gu my­śli jest pew­na, że tak po­wiem, re­in­sta­la­cja czło­wie­ka na łono przy­ro­dy.

Przy­po­mi­nam to­bie na­wet, że u jed­ne­go z pi­sa­rzy ce­nio­nych przez cie­bie, u Jó­ze­fa Pet­zol­da, je­że­li się nie mylę, w jego Wstę­pie do fi­lo­zo­fii czy­ste­go do­świad­cze­nia, czy­ta­łem: „trze­ba wró­cić czło­wie­ka przy­ro­dzie”. Ten sam pi­sarz, o ile mię pa­mięć nie za­wo­dzi, w każ­dym zaś ra­zie zga­dza się to z ogól­nym kie­run­kiem jego my­śli, uwa­żał za jed­ną z naj­wyż­szych za­sług na­szej wspól­nej fi­lo­zo­fii to, że za­kła­da ona pod­sta­wy „pod czy­sto przy­rod­ni­czą, bio­lo­gicz­ną teo­rię kul­tu­ry”, tj. zro­zu­mieć usi­łu­je spo­łe­czeń­stwo z jego urzą­dze­nia­mi, na­ukę, sztu­kę, re­li­gię itp. jako pew­ne mo­men­ty, że tak po­wiem, w ewo­lu­cji ga­tun­ku „czło­wiek”.

RY­SZARD

Nie in­a­czej, są­dzę istot­nie, że jest to jed­na z naj­więk­szych za­sług na­szej fi­lo­zo­fii. Sztu­ka, na­uka, kul­tu­ra cała prze­sta­je być po­wierz­chow­ną na­le­cia­ło­ścią, sztucz­nym wy­two­rem, wpro­wa­dzo­na zo­sta­je w wiel­ki rytm ży­cia przy­ro­dy. Uwa­żam to za naj­więk­szą zdo­bycz XIX wie­ku. Zło­ży­ły się na nią pra­ce wie­lu my­śli­cie­li. Marks po­da­je tu rękę Dar­wi­no­wi, Spen­ce­ro­wi i Ha­ec­klo­wi. Dzi­siaj prąd ten doj­rzał zu­peł­nie i w pra­cach Ave­na­riu­sa oraz in­nych pi­sa­rzy fi­lo­zo­ficz­nych tzw. em­pi­rio­kry­tycz­ne­go kie­run­ku zy­skał peł­ną świa­do­mość pod­staw swo­ich i ce­lów. Ten sam sys­tem po­jęć, za po­mo­cą któ­re­go okre­śla­my przy­ro­dę, oka­zał się wy­star­cza­ją­cy do na­uko­we­go uję­cia ży­cia ludz­kie­go i ca­łej kul­tu­ral­nej twór­czo­ści, nie wy­łą­cza­jąc na­uki, któ­rej jest dzie­łem. Myśl ludz­ka prze­sta­ła być przy­by­szem ob­cym przy­ro­dzie i z nią nie spo­krew­nio­nym; wro­sła ona moc­ny­mi ko­rze­nia­mi w świat; za­ni­kła prze­paść po­mię­dzy na­tu­rą a du­chem. Przy­ro­da oka­za­ła się do­sta­tecz­nie roz­le­głą dla ob­ję­cia ludz­ko­ści z całą jej kul­tu­rą. Po­stęp prze­stał być urosz­cze­niem zu­chwa­łym i na ni­czym prócz śmia­łej woli nie opar­tym, rzu­co­ne­go w nie ob­ję­tość wszech­świa­ta ludz­kie­go mro­wia, prze­stał być czymś na­rzu­co­nym przy­ro­dzie. Te­raz do­pie­ro uf­ność w przy­szłość ludz­ko­ści zy­ska­ła trwa­łe pod­sta­wy. Jest ona czymś rów­nie nie­wzru­szo­nym jak przy­ro­da sama, gdyż jest wy­ni­kiem tych sa­mych sił i praw, któ­re w przy­ro­dzie dzia­ła­ją. Przy­ro­da prze­sta­ła być po­ku­są za­sta­wio­ną przez księ­cia ciem­no­ści, jest nam czymś naj­bliż­szym, praw­dzi­wą oj­czy­zną, a na­wet wię­cej niż oj­czy­zną, gdyż nami sa­my­mi. Jest w nas za­rów­no, jak poza nami. Nie po­trze­bu­je­my wy­cho­dzić poza sie­bie, aże­by ją od­na­leźć.

Er­nest Mach ra­dzi prze­ciw­ni­kom dar­wi­ni­zmu aby zwró­ci­li bacz­niej­szą uwa­gę na roz­wój na­uki, na prze­bieg my­śli w nich sa­mych, a od­naj­dą w bez­po­śred­nim, naj­bar­dziej bez­po­śred­nim do­świad­cze­niu, na go­rą­cym, uczyn­ku uchwy­cą nie­ja­ko dzia­ła­nie tych sił i czyn­ni­ków, któ­re wy­da­ją im się hi­po­te­zą tyl­ko, zmy­śle­niem uczo­nych. Ave­na­rius zdu­mie­wa się, że moż­na przy­pusz­czać, iż naj­bar­dziej ode­rwa­na choć­by pra­ca my­śli jest czymś ob­cym ży­ciu. My­śli na­sze na­le­żą do przy­ro­dy, są jej ży­ciem rów­nie do­brze, jak two­rze­nie się mgieł, chmur tam nad gó­ra­mi, jak roz­kwit róż i ich aro­mat, jak wi­ro­wa­nie w po­wie­trzu mu­szek pi­ja­nych słoń­cem. Nie ma za­sad­ni­cze­go prze­dzia­łu po­mię­dzy tymi po­twor­ny­mi w swym ogro­mie si­ła­mi, któ­re prze­szły tu i wy­rzu­ci­ły ten łań­cuch gór, u pod­nó­ża któ­rych sie­dzę z tobą dziś i roz­ma­wiam, a roz­mo­wą na­szą, a tymi nie­uchyl­ny­mi, uczu­cio­wy­mi drga­nia­mi, któ­re to­wa­rzy­szą w to­bie i we mnie po­wsta­wa­niu i ro­dze­niu się my­śli. I tu, i tam jed­no. Ludz­kość cała ode­tchnie swo­bo­dą tej my­śli. Wszyst­ko, wszyst­ko w niej na­bie­rze swo­bo­dy i peł­ni. Świę­ci­my dziś po­wrót zbłą­ka­nych mar­no­traw­nych dzie­ci na łono wiecz­nej ro­dzi­ciel­ki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: