- W empik go
Wstrzymując oddech - ebook
Wstrzymując oddech - ebook
Oliwia i Jakub żyją jak w bajce, ciesząc się z każdego wypełnionego szczęściem i miłością dnia. Jedna sekunda decyduje o tym, że dziewczyna traci wszystko, co było dla niej ważne, a jej życie staje się pasmem niewyobrażalnego cierpienia. Po tragicznej śmierci Jakuba nie potrafi już z ufnością spoglądać w przyszłość, jak to robiła do tej pory, a rozpacz zaczyna jej przesłaniać cały świat. I wtedy ponownie spotyka swojego ukochanego, który składa jej niezwykłą obietnicę…
„Wstrzymując oddech” to pełna emocji opowieść o kruchości ludzkiego życia i marzeń oraz o niełatwych relacjach rodzinnych i próbie poradzenia sobie ze stratą najbliższej osoby.
Oliwia nie tylko walczyła, pokonywała lęki i starała się zachować cząstkę siebie, ale przede wszystkim odczuwała. Odczuwała emocje, myśli i słowa. Odczuwała potrzebę zachowania każdej sekundy, każdego wspomnienia, jakby były one tlenem niezbędnym do życia. I gdy z nieopisanym trudem udało się jej osiągnąć upragniony spokój, wydarzyło się coś nieprawdopodobnego.
Ileż emocji wywołuje ta historia, będąca mieszanką nadziei i rozpaczy, trwogi i zadowolenia, okraszona kawowym aromatem. Małgorzata Mikos oddaje w ręce czytelników pełnokrwiste studium ludzkiej psychiki. Jestem pewna, że historia miłości Oliwii i Jakuba poruszy nawet najtwardsze serca.
Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl
Historia, która łamie serce. Małgorzata Mikos po raz kolejny stworzyła życiową powieść naładowaną emocjami. Nie sposób się od niej oderwać. Gwarancja maksymalnego wzruszenia.
Aneta Robak, czytamitu.blogspot.com
Ta opowieść przybiera postać plastra na ranę, daje ulgę i leczy. Będziecie kręcić się na karuzeli emocji – śmiać się, płakać i narzekać na niesprawiedliwość życia. Moja melancholijna dusza została oczarowana!
Dagmara Łagan, @BooksCatTea
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-043-4 |
Rozmiar pliku: | 968 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pokoju panował półmrok. Niewielkie smugi światła wpadały do pomieszczenia spomiędzy ciemnych zasłon. Zegarek wskazywał piątą pięćdziesiąt trzy. Kolejny raz Oliwia przebudziła się przed czasem, choć tym razem były to minuty, nie godziny.
Od dłuższego czasu nie sypiała dobrze. Przebudzała się w nocy, czując niewytłumaczalny niepokój. W jej głowie pojawiały się i znikały dziwne myśli, których nie była w stanie wyjaśnić. Czasami dreszcz przeszywał jej ciało, potęgując niekontrolowaną panikę. Powtarzała sobie, że to minie, że to tylko stres. Wierzyła, że wszystko wróci do normy, kiedy tylko w ich życiu nastanie spokój.
Przetarła powieki i ponownie spojrzała na zegar – piąta pięćdziesiąt cztery. Wiedziała, że nie ma sensu dłużej tkwić w łóżku i walczyć z mijającymi sekundami. Wstała i na palcach wyszła z pokoju. Schodząc, zatrzymała się i spojrzała na zawieszone na ścianie zdjęcia. Obrazki bez ramek i ozdobników. Wspaniałe chwile zatrzymane na zawsze.
Zdarzało się, że goście dociekali, po co zaśmiecają wolną przestrzeń fotografiami, których widok prędzej czy później przestanie cieszyć, a zacznie drażnić. Według większości wystarczy jedno, dwa zdjęcia zamiast mozaiki ujęć. Nie wierzyła w zapewnienia, że jedno zdjęcie jest w stanie zachować w pamięci tysiące sekund. Nie wierzyła również w to, że wspomnienia mogą się po pewnym czasie znudzić.
Dawno temu ktoś, już nie pamiętała dokładnie kto, wypowiedział piękne słowa: „Trzeba utrwalać wspomnienia na każdy możliwy sposób. Życie jest ulotne i nieprzewidywalne, a człowiek ma tylko jedną szansę, aby doświadczyć miliona rzeczy. Rzeczy, które nie przytrafiają się dwa razy. To, co piękne, nie trwa wiecznie, a każda sekunda mija bezpowrotnie”.
Celebrowali każdy dzień i czerpali z życia możliwie jak najwięcej. Starali się żyć każdą ofiarowaną od losu minutą, jakby miała być ona tą ostatnią. Na równi przyjmowali dobre i złe rzeczy, uważając je za cenne doświadczenia. Oboje wyznawali zasadę, że trzeba żyć każdą chwilą, jakby była ona tą najpiękniejszą i najszczęśliwszą ze wszystkich. Bo to właśnie chwile tworzą człowieka, jego życie oraz to, co po nim pozostaje.
Uroczystości rodzinne, mniejsze i większe podróże, zwykła codzienność. Widoki, twarze, wspomnienia warte zapamiętania. Przeciągnęła palcem po jednej z fotografii. Opustoszała plaża, słońce wyłaniające się zza chmur, fale uderzające ze spokojem o brzeg. Byli jedynymi śmiałkami, którzy tamtego dnia zdecydowali się na spacer wzdłuż linii brzegowej. Momentalnie obudziło się w niej wspomnienie piasku dotykającego skóry, kojącego szumu, chłodu wody. Tego, jak siedząc na piasku, wpatrywali się w lustro wody.
Przemknęła pospiesznie obok lodówki, powstrzymując się przed spojrzeniem na wiszący kalendarz. Każda strona terminarza zawierała zaznaczenia, odręczne notatki, zadania do wykonania w danym tygodniu. Siódmy maja. Ten jeden dzień nie był oznaczony w żaden sposób. Nie musiał być. Każdy wiedział, co kryło się pod tą datą.
Od kilku lat miała jedno życzenie – zasnąć szóstego i obudzić się dopiero ósmego.
Jak wspaniale byłoby przeskoczyć ten dzień, wyszeptała w myślach, sięgając po dwa kubki.
Wstawiła wodę na kawę, po czym wyjrzała przez okno. Okolica była wciąż pogrążona w ciszy i spokoju. Wkrótce ulice tego miasta miały pozbyć się sennej aury i wypełnić się codzienną gonitwą.
Westchnęła ciężko na samą myśl o bezskutecznych poszukiwaniach pracy. Przed miesiącem z dnia na dzień straciła posadę, której oddała kilka ostatnich lat życia. Niewielka cukiernia, słynąca z wyjątkowych wypieków, które wyglądem i smakiem przypominały te domowe, przez ponad czterdzieści lat była jedną z wizytówek tego miasta. Nadszedł dzień, gdy właściciel musiał podjąć decyzję, co dalej z miejscem, które stworzył. Jego dzieci obrały inne ścieżki kariery i nie mając innego wyboru, zdecydował, że nadszedł czas, aby zamknąć interes. Pracownicy cukierni mieli cichą nadzieję, że po głosach sprzeciwu ze strony stałych klientów właściciel zmieni zdanie lub przekaże to miejsce w ręce kogoś innego. Ich prośby nie zostały wysłuchane. Pierwszego marca na drzwiach cukierni zawisła informacja o zamknięciu lokalu. Były łzy wzruszenia, nuta złości, ale przede wszystkim smutek, że pewna część historii tego miasta dobiegła końca. A każda osoba związana z tą cukiernią udała się w inną stronę, szukając własnego szczęścia.
Promienie słońca leniwie przybierały złocisty odcień. Zapowiedź kolejnego pogodnego dnia po tygodniach zimna, szarości i obojętności w ludzkich umysłach. Oliwia uśmiechnęła się na samą myśl o lecie, które nadchodziło pospiesznie, o promieniach słońca muskających skórę i o delikatnym wietrze rozwiewającym włosy.
Uwielbiała dni skąpane w słońcu i noce z milionem gwiazd na ciemnym niebie. Teraz, po tak wielu mroźnych dniach ze zmienną aurą, dziewczyna czekała z otwartymi ramionami na nadejście tygodni z pozytywną energią.
– Wszystkiego najlepszego – wyszeptał Jakub do jej ucha, jednocześnie obejmując ją w pasie. – Miałem nadzieję, że dzisiaj zdążę wstać przed tobą. Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale jak zwykle mnie ubiegłaś.
– To nie trzeba było tak długo spać – rzuciła zadziornie.
Będąc wciąż w jego objęciach, odwróciła się i zarzuciła ręce na jego szyję. Przez kilka sekund trwali w milczeniu, wpatrzeni w siebie. Zawsze pragnęła jednej rzeczy – aby wyjątkowe chwile pojawiały się znacznie częściej w ich codzienności i trwały jak najdłużej. Chwile zatracenia, kiedy to czas i wszystko wokół zatrzymywało się w ułamku sekundy. Chwile, które zmuszały człowieka do wstrzymania oddechu i napawania się doświadczaną wyjątkowością.
– Może w przyszłym roku ci się to uda – dodała z uśmiechem, który po chwili zniknął. – A ty jeszcze nieubrany? Spóźnisz się do pracy.
– Dzisiaj mam wolne.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Czy pracownik, który każdego dnia sumiennie wykonuje wyznaczone mu zadania i w dodatku prawie nie opuszcza miejsca pracy, co niemal każdego dnia wypomina mu jego narzeczona, nie może wziąć jednego wolnego dnia?
– A czy coś takiego jak dzień wolny od pracy w ogóle istnieje w twojej rzeczywistości? – zaśmiała się, nalewając kawy do kubków.
Znała go zbyt dobrze, aby wiedzieć, jak naprawdę wyglądają jego dni wolne od pracy. Zazwyczaj dwie, trzy godziny odpoczynku, a później stukanie w klawiaturę komputera, siedzenie godzinami nad jakimś projektem, tworzenie szkiców przy biurku w gabinecie, niekończące się rozmowy telefoniczne z innymi pracownikami albo klientami. Nieobecność lub tylko częściowa obecność w normalnym świecie.
– Dzisiaj będzie inaczej, obiecuję. Zaskoczę cię i ani razu nie pomyślę o pracy. Nie pomyślę nawet o projekcie, który mam jutro zaprezentować. – Objął ją czule, zamykając ją w swoich ramionach. – Ten dzień należy tylko do ciebie. Przyrzekam.
– Zobaczymy – odparła sceptycznie, wyswobadzając się z uścisku.
Zapach kawy rozniósł się po kuchni, oznajmiając, że nowy dzień zdecydowanie się rozpoczął. Sen, który jeszcze nie tak dawno trwał w ich umysłach, odszedł na dobre.
Trzymając kubek w dłoni, zapytała zadziornie:
– W takim razie gdzie to obiecane śniadanie?
Wzruszył ramionami, jakby nie dbał o to, co wydarzy się za parę chwil.
Dzień jak co dzień, pomyślała, sięgając po talerze.
– Żartowałem. Śniadanie będzie, ale nieco później. Może nie ja je przygotuję, ale z całą pewnością nie pozwolę, żebyś to ty zajmowała się tym w tak wyjątkowym dniu. W pierwszej kolejności zabieram cię do naszego ulubionego baru. Trzeba przecież w odpowiedni sposób rozpocząć taki dzień, prawda? – dodał z leniwym uśmiechem.
Uniosła brew, słysząc jego słowa. Zazwyczaj spędzał większość czasu w pracy, w swoim gabinecie lub na wyjazdach służbowych. Gdy tylko miał okazję, aby zostać w domu i cieszyć się upragnionym spokojem, robił to bez słowa sprzeciwu.
Zwykle w dniu jej urodzin nie działo się nic nadzwyczajnego. Życzenia od rodziny i najbliższych przyjaciół, których wprawdzie wielu nie było, ale na których zawsze mogła polegać, były stałym punktem. Czasami wspólny wypad do jakiejś knajpy lub spotkanie na szampana w mieszkaniu. Nic więcej. Tym razem działo się coś nietypowego. Najpierw dzień wolny od pracy, śniadanie poza domem… Szykował coś, była tego pewna. Miała nadzieję, że prędzej czy później uda się jej odkryć jego tajemnicę, zanim on zaskoczy ją kolejnym szalonym pomysłem.
Czekała na dalsze wyjaśnienia, ale nie odezwał się ani słowem. Spoglądał na nią z niewinnym wyrazem twarzy, za którym skrzętnie skrywał myśli. Znała go i wiedziała, że w jego głowie powstał pomysł, który cierpliwie czekał na urzeczywistnienie. Nie była pewna jednego – czy powinna się obawiać, czy raczej oczekiwać z ekscytacją tego, co miało się wydarzyć.
W milczeniu dopili kawę. Ciszę dwukrotnie zakłócił telefon Oliwii. Za pierwszym razem pozwoliła, aby połączenie samoczynnie zostało odrzucone. Wiedziała, że rodzice tak szybko się nie poddadzą i za kilka minut ponownie zadzwonią. Rok w rok budzili ją, dzwoniąc o tej samej porze. Szósta dwadzieścia dziewięć – godzina jej narodzin. Składali jej życzenia, ze szczegółami wspominali sam moment jej narodzin i z nostalgią opowiadali historyjki z przeszłości. Znała na pamięć każde słowo powtarzane przez nich od niepamiętnych czasów. Mimo to zawsze udawała zaskoczenie, aby nie sprawić im przykrości.
Spoglądając ukradkiem na Jakuba, zastanawiała się, czy właśnie tak będzie wyglądać ich przyszłość. Co nastanie, jeśli to, co istniało obecnie między nimi, wypali się lub przejdzie w całkiem inny stan? Milczenie, tajemnice, pewnego rodzaju samotność? Czy pewnego dnia staną się dla siebie obcy, a łączyć ich będzie jedynie wspólna przeszłość? W ich związku bywało różnie, przeżywali lepsze i gorsze chwile, a jednak wciąż byli razem.
Pośród tysięcy niewiadomych starała się odnaleźć odpowiedź lub wskazówkę, jaki los ich czeka. Nie odnalazła. Miała nadzieję, że za trzydzieści lub pięćdziesiąt lat wciąż będą tacy sami. Nie miała pewności, czy uczucie z czasem nabierze głębi, przynosząc całkiem inne doświadczenia od tych, których mieli przyjemność do tej pory zaznać, czy też pojawi się oziębłość, a więzi zostaną zerwane. Nikt nie wiedział, co przyniesie jutro. Nawet oni. Ale chciała wierzyć, że cokolwiek się stanie, będą szczęśliwi.
Spędzić życie wśród najbliższych, kochać całym sercem i być szczęśliwą – tak brzmiało jej jedyne życzenie urodzinowe, powtarzane każdego roku od niepamiętnych czasów. Jedyne marzenie, jakie miało dla niej znaczenie. Wczoraj i dziś. Zawsze.
Ponownie wyszeptała je w myślach, muskając palcem brzeg kubka.2
– Do baru jedzie się w przeciwnym kierunku…
Nie odpowiedział. Uśmiechał się tajemniczo, nie odrywając wzroku od ciągnącej się przed nimi drogi.
– Wiem, ale najpierw muszę jeszcze coś załatwić. To coś bardzo ważnego. A później…
– Wiedziałam! – krzyknęła, celując palcem w jego kierunku. – Wiedziałam, że nie wytrzymasz bez pracy całego dnia, ale nie sądziłam, że złamiesz się tak szybko. Wiesz, że jesteś o krok od przekroczenia bezpiecznej granicy pracoholizmu? Sądzę, że powinieneś poszukać pomocy u lekarza albo w jakiejś specjalistycznej klinice. Może jest jeszcze dla ciebie mała szansa na bycie normalnym człowiekiem… Zaznaczam, może.
Nie skomentował jej słów. Przez resztę drogi na jego ustach błąkał się delikatny, ledwie zauważalny uśmiech.
Ich miasto nie należało do grona tych ogromnych, ale nie było również mieściną. Po prostu było przeciętne. Przeciętnej wielkości, z przeciętnymi zabudowaniami i przeciętnymi mieszkańcami, którzy prowadzili przeciętne życie. Sąsiedzi znali się lepiej lub gorzej, wieści rozchodziły się na wszystkie strony świata, niemal każdego dnia coś się działo.
Trafili na teren podniszczonej dzielnicy przemysłowej. Znajdowały się tu biura, dwa oddziały bankowe, drukarnia, kilka sklepów. Ruiny dawnych zakładów przemysłowych i rodzinnych spółek były przerażającymi drogowskazami dla zagubionych. Jeszcze do niedawna cały ten kwartał straszył pustką i zniszczonymi budynkami przez działalność czasu i wandali. Od kilku lat pomału to miejsce przywracano do życia. Kolejne obiekty burzono lub odnawiano. Do świetności była jeszcze daleka droga.
Zaparkowali przed ciągiem podobnych do siebie budynków.
– Jesteśmy prawie na miejscu. Musimy przejść jeszcze kilka kroków – oznajmił, wysiadając z auta.
Oliwia ruszyła za nim, nie wiedząc, czego się spodziewać. W jego umyśle zawsze pojawiały się najmniej oczywiste pomysły, których nie sposób było przewidzieć. Tym razem strach przed jego wyobraźnią był większy niż zazwyczaj. Urodziny należały do grupy wydarzeń specjalnych, a to oznaczało, że nie było rzeczy niemożliwych. Z całych sił próbowała zapanować nad natarczywymi myślami, uspokajając samą siebie, że ta nagła zmiana planów miała związek z jego pracą. Nie z jej urodzinami, nie z nią, ale z jego pracą.
Jakub był zatrudniony w pracowni architektonicznej założonej przez jego rodziców przed ponad dwudziestoma laty. Podobnie jak oni był architektem, który wiele lat poświęcił na doskonalenie się w fachu. Sześć ostatnich miesięcy przyniosło im kilka dużych projektów rozsianych po całym kraju, a każdy z nich oznaczał nie tylko pieniądze i uznanie wszystkich, ale przede wszystkim satysfakcję z dobrze wykonanej pracy.
Zatrzymali się przed budynkiem o brudnobiałej elewacji, na której w kilku miejscach łuszczyła się farba. Wielkie okna, zajmujące całą przednią ścianę po obu stronach drzwi wejściowych, oklejone były jasnym papierem uniemożliwiającym zajrzenie do wnętrza lokalu. Nic nie mówiąc, przystanęła krok za nim i przypatrywała się jego ruchom.
– Jesteśmy na miejscu. – Wziął ją za rękę i zmusił, aby stanęła tuż obok. – Co o tym sądzisz?
Ponownie przypatrzyła się budowli. Nie było w niej nic szczególnego, a tym bardziej pięknego. Nic, co przyciągnęłoby uwagę lub wyróżniło na tle innych, równie posępnych budynków. Wzruszyła ramionami.
– Wygląda przyzwoicie. – Rzuciła wymijająco, nie wiedząc, jak dokładnie powinna brzmieć poprawna odpowiedź na jego pytanie. – Z pewnością należałoby ten budynek odnowić, tchnąć w niego nowe życie. Nie wygląda tragicznie, ale nie wygląda też za dobrze. Jest nieco… ponury.
Jakub sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął pęk kluczy zawieszonych na breloku.
– A chcesz sprawdzić, jak wygląda wewnątrz? Może podsuniesz mi pomysły potencjalnych zmian lub ulepszeń.
Nie czekając na jej odpowiedź, ruszył do drzwi. Patrząc na jego walkę z kolejnymi kluczami i zamkami, zaczęła zastanawiać się, w czym mogłaby mu pomóc. Nie znała się na planowaniu przestrzeni, a wystrój wnętrz był dla niej czystym przypadkiem.
Korzystając z możliwości, rozejrzała się po okolicy. Mimo że mieszkała w tym mieście od kilku lat, nigdy nie odwiedziła tej dzielnicy, nie poczuła panującego w tym miejscu klimatu osamotnienia i porzucenia. Wiele razy tędy przejeżdżała, ale były to sekundy, nic więcej.
W zasięgu wzroku znajdowała się zaledwie garstka odnowionych i nowo otwartych lokali, które robiły wszystko, aby przyciągnąć klientów. Większość tego obszaru, nadal pogrążona w mroku i zapomnieniu, czekała cierpliwie na swój lepszy czas.
– Wkrótce ta dzielnica będzie sercem miasta – zwrócił się do niej z przejęciem. – Istny raj z restauracjami, sklepami, lokalami mieszkalnymi i użytkowymi. Taka strefa skupiająca wszystko, co najlepsze, co najpotrzebniejsze. Wiem, co mówię. Są plany, wielkie plany! Zresztą wkrótce przekonasz się o tym sama. Chodź, zobaczysz ten lokal od środka.
Jego słowa sprawiły, że jej tętno, nie wiedzieć czemu, przyspieszyło. Wiedziała, że za jego niecodziennym spokojem i tym niewinnym uśmiechem zawsze kryło się coś więcej. Nie była tylko pewna, czy chodziło o tę chwilę, czy może o coś, co miało nastąpić później.
Wziął ją za rękę i przepuścił w drzwiach. Ostrożnie weszli do pogrążonego w ciemnościach lokalu. Dźwięk ich kroków, stawianych na zniszczonej posadzce z drewna, roznosił się echem po pustej przestrzeni. Pod ścianą naprzeciw wejścia ustawione były liczne stoły i krzesła, a na prawo znajdował się drewniany kontuar. Kilkanaście lamp z odbarwionymi kloszami zwisało smętnie z sufitu na czarnych kablach. Wszędzie było pełno kurzu i pajęczyn wraz z wysuszonymi owadami i pająkami, a na podłodze znajdowały się rozrzucone strzępy papierów. Przez szparę między arkuszami zasłaniającymi okna wpadała pojedyncza smuga światła. W tym jednym promieniu słońca wszechobecne drobiny kurzu mieniły się i przykuwały uwagę obserwującego, tworząc wrażenie rozgwieżdżonego nieba wewnątrz lokalu.
– Jeszcze przed osiemnastoma miesiącami znajdowała się tu niewielka restauracja w starym, dobrym stylu, która po wielu latach bycia w czołówce najlepszych lokalnych knajp w końcu musiała zmierzyć się z rzeczywistością i ogłosić koniec działalności. Szkoda. Co sądzisz o tym miejscu? Nie sugeruj się panującym tu nieładem. Popatrz na wszystko z innej perspektywy i oceń.
Spojrzała na niego z zakłopotaniem. Odruchowo wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. Każdy, kto zobaczyłby to wnętrze, wiedziałby, ile pracy wymagałoby stworzenie w tym miejscu czegoś nowego. Czegoś, co byłoby godne uwagi dla potencjalnego klienta. Stwierdzenie, że lokal był odrobinę zaniedbany, znacznie mijało się z prawdą. Będąc wewnątrz tego budynku, miało się wrażenie, że jest on przygotowany do wyburzenia, a nie dalszego użytkowania.
– Prawda jest taka, że jeśli planujecie odnowić to miejsce i stworzyć tu coś nowego, to czeka was sporo pracy, ale…
– Czyli wiesz już, co cię czeka w najbliższych tygodniach – wszedł jej w słowo, jednocześnie zamykając w jej dłoni klucze, którym zdążyła się wcześniej dobrze przyjrzeć.
Zmarszczyła brwi.
– Ale…
– Wszystkiego najlepszego. – Objął ją mocno i złożył pocałunek najpierw na jej skroni, a następnie na ustach. – Ten lokal należy do ciebie.
Spotkała się z nim wzrokiem, co kosztowało ją nieco wysiłku. Był wyższy od niej o ponad piętnaście centymetrów, w związku z czym zawsze musiała odchylić głowę albo stanąć na palcach, aby spojrzeć mu w oczy lub pocałować. Śmiała się, że z tego powodu w niedługim czasie nabawi się problemów z kręgami szyjnymi lub z palcami u stóp.
– O czym ty mówisz? To żart, prawda? – Zmrużyła powieki, a głos zdradzał narastającą w niej panikę. – Proszę, powiedz, że się przesłyszałam, że to jedynie twój kolejny żart, który miał spowodować szybsze bicie mojego serca. Żartowałeś, prawda? Proszę, powiedz, że to tylko żart…
– Niestety, to nie żart.
– Rozmawialiśmy o tym. Miało nie być takich wybryków prezentowych. Nic poza zdrowy rozsądek. A to…
– Jesteś rozczarowana, tak?
– Co? Ja? Nie, nie. Jestem zszokowana.
Uśmiechnął się jeszcze radośniej. Kciukiem roztarł poprzeczną zmarszczkę między jej brwiami, która pojawiała się, gdy Oliwia złościła się lub usilnie nad czymś rozmyślała.
– Przecież to twoje marzenie. Chciałaś stworzyć przytulne miejsce dla każdego, miejsce z dobrą kawą i smakołykami. Tak wiele razy opowiadałaś mi o tym, że postanowiłem zrobić ten krok za ciebie i spełnić to marzenie. W tym miejscu powstanie kawiarnia z kawą, herbatą, wspaniałymi deserami i z czym tam jeszcze będziesz chciała.
– Dlaczego?…
– Dlaczego to zrobiłem? Bo wiedziałem, że sama nigdy nie zdecydujesz się na taki krok. Nie zawalczysz o swoje marzenie, przynajmniej nie o to.
Pierwsza łza bez ostrzeżenia spłynęła po jej policzku, a niedługo po niej pojawiły się kolejne. Nie były to łzy smutku, ale szczęścia i wdzięczności.
– Dlaczego płaczesz? Nie płacz, proszę.
Otarł dłońmi jej policzki. Przymknęła powieki, gdy jego palce delikatnie muskały jej skórę. Wspięła się na palcach i go pocałowała.
– Dziękuję, mimo że to zbyt wiele – wyszeptała tuż przy jego ustach. – Kocham cię.
– Ja ciebie też. – Jego uścisk zacieśnił się wokół jej talii. – Wiem, że ta dzielnica jeszcze straszy swoim wyglądem, ale…
Przerwała jego tłumaczenia kolejnym pocałunkiem.
– Czyli podoba ci się to miejsce?
– Jesteś szalony – rzuciła przez ramię, odchodząc.
Usiadła na wysokim kontuarze. Blat posiadał mnóstwo wgnieceń, a w wielu miejscach widniały widoczne zadrapania oraz inne ślady długoletniego, intensywnego użytkowania. Przeciągnęła palcem po jednej z bruzd.
– Nie jestem szalony – stwierdził Jakub, ruszając śladem dziewczyny.
Oparł się rękoma o blat stołu, tym samym odbierając jej możliwość ucieczki.
– To ty doprowadzasz mnie do szaleństwa – powiedział, nie odrywając wzroku od Oliwii.
Już miał ją pocałować, ale w tej samej sekundzie rozdzwonił się jej telefon.
– Nie ma to jak wyczucie odpowiedniego momentu – odparł z zawodem.
Dziewczyna spojrzała na napis na ekranie telefonu i momentalnie jej radosny nastrój się ulotnił.
– To twój ojciec… – wyszeptała, jakby dzwoniący był w stanie usłyszeć jej słowa. – Twój ojciec do mnie dzwoni.
– Pewnie chce ci złożyć życzenia.
– Życzenia urodzinowe? Oni nie pożyczyli mi radosnych świąt, ale mnóstwa radości z poświątecznej podróży, przez którą nie spędzą z tobą czasu. To samo było z życzeniami noworocznymi, nie pamiętasz? I to z twojej winy. Wciąż czują się urażeni tym, co zrobiliśmy przed samymi świętami. Oboje to wiemy.
– Przejdzie im – uznał ze spokojem. – Odbierz, a dowiesz się, czego chce i będziemy mogli powrócić do poprzedniego, dość interesującego punktu naszej rozmowy.
Ociągała się, mając cichą nadzieję, że połączenie zostanie przerwane. Zamiast upragnionej ciszy dźwięk ten narastał wraz z każdą sekundą.
– Dzień…
– Jest z tobą Jakub? – Oschły głos po drugiej stronie od razu przeszedł do sedna sprawy, nie tracąc ani chwili.
Wyciągnęła dłoń z telefonem w kierunku Kuby, mówiąc:
– Do ciebie.
Zamiast udawać, że nie ma jej w pomieszczeniu i nie przysłuchuje się ich rozmowie, ruszyła na obchód przyszłej kawiarni. Z jednej strony ten plan był wspaniały, z drugiej – zbyt nierealny, aby mógł być prawdą. Wiedziała, że będzie potrzebować czasu, aby uwierzyć, że cuda jednak się zdarzają.
W ułamku sekundy powróciła myślami do przeszłości. Do okresu, gdy była jeszcze nastolatką i przez przypadek odkryła miejsce, w którym zakochała się od pierwszej chwili. Kuchnia. Wszyscy żartowali, że skoro tworzenie nowych dań i słodkości tak ją fascynuje, powinna zostać szefem kuchni. Z czasem, widząc, że ta miłość nie słabnie, zaczęli doradzać jej, co powinna zrobić, aby zapewnić sobie godną pracę, dobre zarobki i dalszy rozwój w cukiernictwie. Zrobiła zatem na przekór zdrowemu rozsądkowi i ruszyła za marzeniami. Za tym, co tak mocno kochała – za tworzeniem słodkości. Za możliwością zatracenia się w chwili i w smaku. Za sprawianiem przyjemności i wywoływaniem miłych wspomnień.
Miała szesnaście lat, gdy zapisała się na jeden z kursów cukierniczych oferowanych w okolicy miejsca jej zamieszkania. Liczyła się z tym, że na kursie nie będzie mowy o specjalnym traktowaniu ze względu na młody wiek. Była amatorką, której zdawało się, że coś potrafi, ale to, że nadaje się do tego, musiała udowodnić ciężką pracą i niekończącymi się próbami tworzenia idealnych słodkości. Podczas kursu była jedną z trzech osób poniżej trzydziestego roku życia. Pozostałe dwie miały dwadzieścia dwa i dwadzieścia osiem lat. To właśnie podczas tych zajęć upewniła się, że cukiernictwo jest tym, co chce robić w przyszłości.
Pamiętała dobrze dzień, kiedy wyznaczyła sobie jeden z ważniejszych celów na przyszłość, do którego sukcesywnie dążyła. Jednak to marzenie oddalało się coraz bardziej wraz z każdym miesiącem czy rokiem. Z każdym kolejnym zderzeniem z rzeczywistością stawało się niemożliwe do zrealizowania.
Potrzebowała cudu i ten cud właśnie się wydarzył, sprawiając, że jej marzenie znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Musiała wykonać jeszcze kilka ważnych kroków, aby dotrzeć do punktu wyznaczonego na mapie życiowych celów.
Spokojnym krokiem przeszła się po zapleczu i starej kuchni. Zajrzała do spiżarni wypełnionej pojemnikami i puszkami z dawno przekroczoną datą przydatności do spożycia. Na większości opakowań złuszczyły się etykiety. Reszta nalepek wyblakła na tyle, że z trudem można było odczytać znajdującą się na nich treść. Tuż obok spiżarni znajdował się dodatkowy pokój wypełniony po brzegi pudłami, dziesiątkami starych puszek bez etykiet, a także licznymi opakowaniami z mniej lub bardziej przydatnymi w punkcie gastronomicznym rzeczami. Założyła ręce na piersi i przez dłuższą chwilę szacowała wartość pozostałości po poprzednim właścicielu. Pudła należało przejrzeć, puszki i inne pojemniki, w których mogłoby znajdować się pożywienie – wyrzucić. Serwetki, słomki i inne rzeczy będące w nienaruszonym stanie i przydatne – zostawić.
W przejściu między kolejnymi pomieszczeniami stał kilkunastoletni ekspres barowy, a kilka kroków dalej maszyna do przyrządzania lodów. Jak za dawnych lat, pomyślała. Przechodząc obok maszyn, przesunęła po nich dłonią, pozostawiając ślad na nagromadzonym na nich kurzu. Miała nadzieję, że te maszyny są sprawne i będzie można wykorzystać je w kawiarni.
Przeszłość odnajdzie się na nowo w przyszłości.
W drodze powrotnej do sali głównej obraz w jej głowie zaczynał przybierać konkretne kształty. Pozbywszy się wcześniejszego zachwytu, rozpoczęła prawdziwą ocenę tego miejsca, biorąc pod uwagę wszystkie jego wady i zalety. Tworzyła niewidzialną listę koniecznych prac remontowych, niezbędnego wyposażenia, późniejszej reklamy, zatrudnienia niezbędnych pracowników. Lista rozrastała się w zaskakującym tempie, przybierając wygląd góry lodowej, której wierzchołek ledwo unosił się ponad powierzchnię wody. Efekt, jaki otrzymała po wstępnym podsumowaniu wszystkich wyznaczonych punktów, przytłoczył ją, a jej wcześniejsze podekscytowanie znikło. Ta inwestycja wymagała mnóstwa pracy, ale przede wszystkim ogromnych pieniędzy i czasu do stworzenia przyzwoitego miejsca, do którego ktoś chciałby przyjść. Stworzenie miejsca z jej marzeń w ogóle nie wchodziło w grę.
– Nie mogę tego zrobić. Nie mogę przyjąć twojego prezentu.
Spojrzał na nią, ściskając w dłoni jej telefon. Momentalnie kąciki jego ust opadły, a na twarzy pojawił się cień zmartwienia.
– Dlaczego? Jeśli nie podoba ci się to miejsce, znajdziemy inne. To przecież żaden problem.
Pokręciła głową, nie wiedząc, jak mu wyznać, że marzenia to tylko marzenia i niewiele mają wspólnego z szarą rzeczywistością. Westchnęła ciężko, sądząc, że słowa same ułożą się w jej głowie.
– Nie to miałam na myśli. Kuba, zrozum, nie mam środków ani możliwości, żeby przemienić tę ruinę w przyzwoitą norę. Nie jestem w stanie sprawić cudu, a taki cud jest tu niezbędny.
Wyciągnął w jej kierunku dłoń, prosząc, aby podeszła do niego, po czym objął ją i wyszeptał:
– Ale ja mam.
Zaprotestowała, czując jak serce przyspiesza w jej piersi.
– Czy choć raz w życiu możesz cieszyć się chwilą i nie myśleć o tym, co będzie w przyszłości? Na takie zmartwienia zawsze przyjdzie czas. Oboje to wiemy. Teraz trzeba się cieszyć i korzystać z uroków życia.
Chciała coś powiedzieć, ale nie pozwolił na to, przykładając palec do jej ust.
– I nie mów „nie”, ponieważ czas minął i obecnie nie przyjmuję już zwrotów i zażaleń. Kto wie, może gdy zobaczę wygląd końcowy tego miejsca, złożę podanie o pracę w tej kawiarni. W twojej kawiarni! Byłaby to niezła odmiana od tego, co znam i co robię na co dzień.
– Jesteś niemożliwy! – Poczuła, jak rumieniec ponownie atakuje jej skórę. – Nadal uważam cię za szaleńca, ale co począć, skoro jesteś szaleńcem, którego kocham. – Pocałowała go przelotnie w policzek. – A pieniądze zacznę zwracać w miarę wzrostu zysków. Obiecuję. Nie chcę być dłużna za coś, na co powinnam sama zapracować i co powinnam sama osiągnąć. Zgadzasz się na taką umowę?
– A mam jakieś inne wyjście?
W jej spojrzeniu kryła się subtelna stanowczość, której musiał ulec. Powoli pokręciła głową, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego.
– W takim razie tak, zgadzam się.
– Jak ja ci się odwdzięczę za to wszystko… To przecież tak wiele. Zbyt wiele.
Objął jej twarz swoimi dłońmi i patrząc w oczy, wyznał:
– Tym, że będziesz.
Zamrugała powiekami, z całych sił powstrzymując atakujące ją na nowo łzy wzruszenia.
– Wystarczy, że będziesz obecna w moim życiu. Będąc ze mną, dajesz mi coś znacznie piękniejszego i bardziej wartościowego niż wszystkie pieniądze świata. A to – obiegł wzrokiem pomieszczenie – to jedynie podziękowanie. Podziękowanie za uczucie, jakim mnie obdarowałaś.
Oparła głowę o jego klatkę piersiową, nie przestając szeptać na przemian „Kocham cię” i „Dziękuję”.
– Chodź. Czas na dalsze świętowanie.
– Zaplanowałeś coś jeszcze?
– Oczywiście! Następny przystanek: późne śniadanie!
Idąc w stronę zaparkowanego kilka metrów dalej samochodu, co chwila oglądała się przez ramię, mocno ściskając w dłoni klucze i nie mogąc uwierzyć, że to nie sen, wspaniały sen.
Teraz pozostało przekazać wspaniałą wiadomość najbliższym i sprawdzić, czy tamte marzenia, powtarzane przez długie lata, wciąż żyją również w ich umysłach.
Zrobię to później, pomyślała, spoglądając na mężczyznę swego życia.
***
Siedząc obok Jakuba, nie potrafiła wyjść ze zdumienia, że jej życie, mimo wielu wcześniejszych przeszkód i zakrętów, było tak wyjątkowe.
Czym zasłużyłam na to wszystko? – zastanawiała się tak wiele razy. Wiedziała, że jej życie było zbyt piękne, a wszystko układało się dotychczas zbyt dobrze, żeby to wszystko mogło pozostać takim na zawsze. By każda wspaniała chwila, jaka się wydarzyła lub jaka miała dopiero się wydarzyć, nie okazała się w końcu snem. Mimo wszystko nie chciała nawet dopuścić do głosu tych myśli twierdzących, że pewnego dnia wszystko to mogłoby ulec zmianie w ułamku sekundy. Otrzymała przecież od losu wszystko, czego mogłaby kiedykolwiek pragnąć. A nawet znacznie więcej. Kuba był mężczyzną, którego kochała całym sercem i wiedziała, że jest on jedyną osobą, z którą chciała tworzyć przyszłość i pewnego dnia się zestarzeć.
Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Poczuła wdzięczność za wszystko, co otrzymała przez całe swoje życie.
***
– Dlaczego twój ojciec nie zadzwonił do ciebie, ale do mnie? – zapytała, gdy kelnerka odeszła z ich zamówieniem.
Bar o krótkiej nazwie 1 mieścił się kilka przecznic od centrum miasta i był jednym z niewielu miejsc, gdzie można było dobrze zjeść za niewielkie pieniądze i spędzić miło czas. Drzwi knajpy otwierano równo o piątej rano, a zamykano często po dwudziestej drugiej. Zazwyczaj stoliki zajęte były przez mieszkańców miasteczka, ale od czasu do czasu można było natknąć się na przejezdnego, któremu polecono to miejsce. Menu serwowane w barze nie było wyszukane i nie zmieniło się od lat, ale było smaczne.
O tej porze dnia w lokalu zazwyczaj panował spokój. Dwa, może trzy stoliki były zajęte przez osoby chcące coś zjeść, napić się kawy i w spokoju przejrzeć poranną gazetę. Z drugiego końca sali dobiegały ściszone głosy dwóch mężczyzn.
– Prawdopodobnie dlatego, że nie zabrałem telefonu. Jest tam, gdzie go zostawiłem. W domu – oświadczył z dumą Jakub.
Oliwia otworzyła szerzej oczy, zaskoczona jego słowami. Jakub bardzo rzadko rozstawał się ze swoim dobrym kompanem, który zapewniał mu kontakt ze światem. Zwłaszcza w typowy dzień pracy.
– Nie patrz tak na mnie. Przecież obiecałem, że przez cały dzień nie zrobię niczego, co miałoby jakikolwiek związek z pracą. Wywiązuję się z danego słowa.
Kelnerka, młoda kobieta mniej więcej w ich wieku, ustawiła ostrożnie kubki z zamówioną wcześniej kawą. Napój nie był może najlepszej jakości, ale smakował zaskakująco dobrze.
– Sądziłam, że żartujesz, kiedy o tym mówiłeś – odparła znad trzymanego w ręku kubka. – Oboje wiemy, jak bardzo kochasz swoją pracę i swój telefon.
Czule ścisnął jej dłoń.
– Ale ciebie kocham bardziej od wszystkiego na tym świecie. I to nigdy się nie zmieni. Wiesz o tym.
Jakaś nieznana siła zacisnęła swą pięść na jej gardle. Oliwia nie była w stanie odnaleźć odpowiednich słów, a w głowie zapanowała pustka. Z jego ust padły tak ważne słowa.
Dawniej, zanim związała się z Kubą, uważała, że podobne obietnice często używane są jako wypełnienie panującej ciszy lub jako zapewnienie bez pokrycia. Będąc z Jakubem, wiedziała, że ich słowa i uczucia były prawdziwe, bez ukrytych kłamstw i podtekstów. Ufali sobie i nie mieli przed sobą żadnych, nawet najmniejszych tajemnic.
Jej telefon ponownie się rozdzwonił w tej samej chwili, w której ich zamówienie znalazło się na stole. Ona dostała zwyczajny omlet z pieczarkami i szynką, on – z warzywami, tartym serem i sosem. Spojrzała na ekran telefonu.
– Powinieneś mianować mnie swoją osobistą centralą połączeń telefonicznych – stwierdziła, podając mu telefon.
Zmarszczył brwi, widząc, kto dzwoni.
– A nie jesteś?
Zmrużyła oczy, pozostawiając jego słowa bez zbędnej riposty. Przez chwilę wahał się, czy odebrać.
– Tak? Przecież mówiłem, że nie zabrałem ze sobą telefonu. Nie, to nie jest żaden problem. Nie, przecież w tej chwili rozmawiamy ze sobą, prawda? Wczoraj wieczorem przesłałem wstępny projekt tego przedsięwzięcia. Przed niecałą godziną omówiłem z tobą najważniejsze punkty, a jutro przedyskutujemy wszystko z drugą stroną i uzgodnimy resztę szczegółów, ale już na tym etapie nie przewiduję żadnych dodatkowych problemów związanych z tym projektem. Wszystko będzie dobrze, nie martw się. Nie, zrobię to dopiero jutro. Nie, dzisiaj jestem zajęty – wypowiadając ostatnie zdanie, zerknął ukradkiem na Oliwię, po czym ponownie wbił wzrok w blat stołu. – Tak, wiem. Jutro rano przygotuję pełną listę i zaznaczę najważniejsze kwestie do omówienia. Do południa będzie gotowy wstępny kosztorys. Spotkanie jest o trzynastej, prawda? Świetnie. Wszystko będzie gotowe na długo przed czasem. Do jutra.
Ostrożnie odłożył telefon po jej stronie stołu.
– Przepraszam, że nie postarałem się bardziej. Chyba nigdy nie uda mi się tak do końca uciec przed pracą.
Uśmiechnął się, ale dostrzegła na jego twarzy smutek. Chciał, żeby wierzyła, że wszystko jest w porządku. Wiedziała, jak było naprawdę. Ostatnie tygodnie były zdominowane przez stres w pracy i ciągłą walkę z uciekającym czasem. Projekt, nad którym obecnie pracował, nie należał do łatwych. Zleceniodawca był bezwzględny i wymagał wykonania powierzonego zadania perfekcyjnie. Strata tego projektu oznaczałaby pożegnanie się z ogromnymi pieniędzmi i przede wszystkim nadszarpnięcie wizerunku firmy. A oni od wielu lat byli profesjonalistami, oferującymi usługi na najwyższym poziomie.
Zdarzały się okresy, gdy Jakub spędzał w pracowni całe dnie i noce, przez co widywali się w przelocie. To, co sprawiało mu przyjemność i spełnienie zawodowe, równocześnie oznaczało nielimitowane pokłady stresu, nieprzespanych nocy, niezliczoną ilość godzin przy biurku i kilometrów przemierzanych między miejscem, gdzie mieszkał a kolejnymi zleceniami bądź szkoleniami. Martwiła się o niego, ale równocześnie rozumiała to i wspierała go na każdym kroku. Doskonale wiedziała, jak to jest kochać swoją pracę.
– Jakie jeszcze mamy na dzisiaj plany? – Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. – Tylko nie mów, że nie wiesz albo że nie masz żadnych. W to akurat nie uwierzę.
Uśmiechnęła się, nadziewając kawałek omletu na widelec.
– Bo nie mam.
– Skąd u ciebie taka obojętność? Przecież dzisiaj…
– Są moje urodziny – dokończyła za niego. – Wiem, ale dla mnie to tylko kolejny dzień.
– A dla mnie ten dzień jest wyjątkowy. Tak samo jak ty. I dlatego mam zamiar zrobić jeszcze coś specjalnego. I zrobimy to, czy będziesz tego chciała, czy nie.
– Jak z prezentem, na który nie zasługuję i na który zwyczajnie mnie nie stać? Kuba, wiesz przecież, że dla mnie to za dużo. Cała ta uwaga skierowana na moją osobę i to specjalne traktowanie… Pieniądze nie mają dla mnie znaczenia, podobnie jak drogie prezenty. Nie jestem z tobą ze względu na…
Urwała w pół zdania. Oboje wiedzieli, co zamierzała powiedzieć. Jakub wziął głęboki oddech, opierając widelec o brzeg talerza.
– To miłe, dziękuję, ale proszę, nie rób już takich niespodzianek. Nie potrzebuję tego wszystkiego, wystarczy, że jesteś tuż obok. I przestań zabijać mnie wzrokiem. Przecież sam tak powiedziałeś.
– I zrób tu przyjemność kobiecie…
– To niemożliwe, chłopie, niemożliwe! – wtrącił się do ich rozmowy mężczyzna, który przedtem siedział po drugiej stronie lokalu, a teraz stał przy kontuarze, czekając na dolewkę kawy. – Pogódź się z tym i uciekaj, póki czas.
– Lepiej posłuchaj rady starszego i bardziej doświadczonego w tych kwestiach – powiedziała Oliwia, z trudem tłumiąc śmiech.
– Dziękuję za radę, ale problem w tym, że kocham siedzącą tu kobietę i jestem gotów zrobić dla niej wszystko. Dosłownie wszystko.
– Przykro mi, młody człowieku, ale nie ma już dla ciebie ratunku – stwierdził nieznajomy z powagą i machnął ręką, odchodząc do swojego stolika.
Mimo tylu lat razem Oliwia poczuła zakłopotanie wywołane słowami Jakuba. Z piekącym rumieńcem na policzkach opuściła wzrok.
– Może wrócimy do domu i przeżyjemy ten dzień jak każdy inny? Co ty na to? – zapytała nieśmiało.
– Nie ma mowy! – Wziął łyk kawy. – Może ty nie masz żadnych planów, ale ja mam.
Westchnęła, wiedząc, że nic nie odwiedzie go od tego, co już postanowił. Musiała zgodzić się na każdy jego pomysł. Taki już był jego urok.
– Zaufaj mi. Będzie fajnie.
***
Przecięli jezdnię i wolnym krokiem ruszyli dróżką w głąb wielkiego parku miejskiego. Wysokie drzewa, kwitnące krzewy, kwiaty. Dziesiątki barw i dźwięków. Od wiosny do połowy jesieni w parku zawsze unosiła się mieszanka dziesiątek różnorodnych zapachów, a niezliczone barwy były ucztą dla zmysłów. W jednej chwili człowiek przestawał myśleć o codziennym zgiełku, pozwalając, aby ogarnął go wewnętrzny spokój.
Już od wczesnych godzin teren parku tętnił życiem. Osoby z dziećmi lub z czworonogami, osoby uprawiające sporty, spacerowicze. O każdej porze roku można było spotkać tu biegaczy, rowerzystów, ćwiczących jogę i inne sporty, również te zespołowe. Park był idealnym miejscem do spędzania czasu na świeżym powietrzu.
Zeszli ścieżką nad sam brzeg rzeki przecinającej miasto niemal na dwie równe części. Przysiedli na jednej z ławek. W milczeniu przyglądali się nurtowi rzeki i ledwie dostrzegalnym wirom powstającym na jej powierzchni. Otaczał ich szum wody i szmer wiatru między liśćmi. Mieli wrażenie, że znajdują się daleko od normalnego życia.
– Tak mógłby wyglądać każdy dzień – wyszeptał tuż przy jej uchu.
Oparła głowę na jego ramieniu, palce ich dłoni wciąż pozostawały splecione.
– Tak, jeśli miałbyś ze sobą telefon, komputer i cały swój gabinet.
Objął ją mocniej, składając pocałunek na jej skroni.
– Naprawdę nie wierzysz, że nasza codzienność mogłaby kiedyś tak wyglądać?
– Może kiedyś.
– Tak, może kiedyś. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby nasze życie było piękne. I obiecuję, że pewnego dnia tak będzie wyglądać nasza codzienność. Niczym się nie przejmując, będziemy cieszyć się każdą sekundą i pięknem otaczającego nas świata.
– Starzejesz się, mój drogi.
Roześmiali się głośno. Tuż przy linii brzegowej przepłynęła grupa kilku kaczek, a tuż za nimi cztery łabędzie.
– Myślisz, że za rok też tu przyjdziemy, usiądziemy i będziemy planować kolejne miesiące?
– Oczywiście, że tak! Za rok, za dziesięć lat, za pięćdziesiąt. – Przesunął palcem po wnętrzu jej dłoni. – Zawsze będę cię kochać. A za rok zjawimy się tu z twoją czarującą niechęcią i będziemy celebrować ten wyjątkowy dzień.
– Istnieje jeszcze możliwość, że będziemy narzekać na twój pomysł z otwarciem kawiarni…
– Nie ma mowy! Kawiarnia odniesie sukces. Sama zobaczysz!
– Jesteś niemożliwy!
Wtuliła się mocniej w obejmujące ją ramię. Minuty mijały, a oni planowali i marzyli, jak mogłaby wyglądać ich przyszłość.
Ich idealne życie.
***
Wraz z upływem dnia narastało w Oliwii zmęczenie. Siedem połączeń z niemalże identycznymi życzeniami, pozdrowieniami i pytaniami o ten dzień i jej życie.
Jeszcze jedna rozmowa i będzie po wszystkim aż do przyszłego roku, pomyślała, spoglądając na ekran telefonu.
Jej starszy brat zazwyczaj przypominał sobie o wszystkim w ostatniej chwili i wiedziała, że tym razem będzie tak samo.
– Czemu się smucisz? Wszystko w porządku?
Przytaknęła, przysiadając się obok Jakuba. Na ekranie laptopa wyświetlały się kolejne obrazy i schematy.
– Pracowałem nad tym przez ostatnie tygodnie. Stworzyłem podstawową listę rzeczy do wykonania i załatwienia, spis niezbędnych inspekcji…
Spojrzała na niego zdumiona.
– No co?
– Planowałeś to taki kawał czasu, a ja niczego się nie domyśliłam…
– I bardzo dobrze! – Objął ją ramieniem. – Jeszcze by tego brakowało, aby wszystko wydało się przed czasem! Wracając do tematu naszej rozmowy. Teraz wszystko zależy już tylko od ciebie. Wystrój, kolory ścian, podłóg. Co tylko będziesz chciała i potrzebowała.
– Sama nie wiem…
Powróciła wspomnieniami do czasów, gdy marzyła o stworzeniu takiego miejsca. Wówczas nie zastanawiała się nad wystrojem, ale nad atmosferą panującą w lokalu. Teraz musiała zmierzyć się z licznymi wyzwaniami i problemami, aby urzeczywistnić tamte plany.
– Możemy wykorzystać stoły i krzesła, które zostały po poprzedniej restauracji. Spróbujemy pokryć je świeżą farbą w jasnym odcieniu. Drewniany kontuar ma w sobie pewien urok i chciałabym zostawić go w obecnym stanie.
– Sprawdzić meble i w razie potrzeby je odnowić. – Dopisał kolejny punkt do listy. – Co jeszcze?
– Wiesz, że wciąż nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłeś? To szaleństwo, wiesz o tym, prawda?
Złożył pocałunek we wnętrzu jej dłoni.
– Zaufaj mi, to nic wielkiego, a chęć spełnienia choć jednego marzenia ukochanej osoby jest wręcz obowiązkiem. To coś tak naturalnego, że w ogóle nie powinno się o tym wspominać. A tym bardziej dziękować.
– Ale zainwestowałeś w ten lokal wszystkie oszczędności! I to bez pokrycia, że odzyskasz choć część z nich.
– Gdybym musiał ponownie podjąć taką decyzję, zrobiłbym to bez wahania. Oliwia, zrozum, twoje marzenia są moimi marzeniami, twoje szczęście jest moim szczęściem. Jestem stuprocentowo pewien tego, że stworzenie tej kawiarni jest warte każdej sumy pieniędzy. Zresztą to, co trzeba najpierw wydać na wykreowanie czegoś wyjątkowego, zwróci się w mgnieniu oka.
– Ale…
– Nie ma żadnego „ale”. To mój obowiązek. A ja postaram się zrobić wszystko, aby to się udało, a ty żebyś uwierzyła we własne możliwości i była szczęśliwa.
– Jestem szczęśliwa! Naprawdę. Mam wszystko, czego mi potrzeba do szczęścia. – Zmrużyła oczy i przez chwilę przypatrywała się Jakubowi. – Skoro spełnianie marzeń jednej osoby jest obowiązkiem drugiej, w takim razie zdradź, o czym ty marzysz?
Uśmiechnął się niewinnie, ale za tym uśmiechem skrywały się tysiące myśli i słów. I zarazem żadnej konkretnej odpowiedzi.
– Na razie to tajemnica. Dowiesz się we właściwym czasie. Może…
– To niesprawiedliwe! – szturchnęła lekko jego ramię, udając urażenie.
– Prawdę mówiąc, jedno z moich marzeń już dawno się spełniło. – Ujął jej dłoń i musnął pierścionek na jej palcu. – Nie potrzebuję niczego więcej.
Nie zdążyła skomentować jego słów. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a dźwięk i rozświetlony ekran telefonu informowały o połączeniu. Ostatnie w tym roku życzenia. Ostatnia tego dnia rozmowa, której nie mogła zignorować.
– Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko! – Usłyszała radosny głos Filipa. – Inni zdążyli życzyć ci wszystkiego, co cudowne i radosne, i przepiękne, więc pominę tę część. Opowiadaj, jak ci minął dzień…