Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Wszyscy jesteśmy martwi. Część 3 - ebook

Data wydania:
11 grudnia 2024
Ebook
25,90 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszyscy jesteśmy martwi. Część 3 - ebook

W Ostrobotni panuje zima, a z nieba sypie gęsty śnieg. Mimo niesprzyjającej aury policjanci Gisela Forsell i Linus Mikkola kontynuują polowanie na zabójcę, który wciąż pozostaje nieuchwytny. Pomagają im w tym funkcjonariusze Freddy Lärka i Tuula Niemi. Nowe morderstwo jeszcze bardziej komplikuje dochodzenie, a Gisela obawia się, że kolejne osoby mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.

To trzecia część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8076-271-7
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wto­rek, 13 grud­nia 2022 roku

GI­SELA

Kiedy w dzień Świę­tej Łu­cji Gi­sela we­szła do ko­mi­sa­riatu po­li­cji o ósmej rano, po­wi­tały ją słod­kie za­pa­chy grza­nego wina i pier­ni­ków. Po­dą­ża­jąc za aro­ma­tem, po­ja­wiła się w po­koju so­cjal­nym, gdzie w te­le­wi­zji po­ka­zy­wano kro­czący przez Hel­sinki po­chód Świę­tej Łu­cji. Kilku po­li­cjan­tów sie­działo już przed te­le­wi­zo­rem z pi­ciem i sło­dy­czami. In­spek­torka na­lała so­bie grza­nego wina do mi­nia­tu­ro­wej szkla­neczki i się­gnęła po garść pier­ni­ko­wych cia­ste­czek. Po chwili za­uwa­żyła Li­nusa sto­ją­cego w ką­cie i obie­ra­ją­cego man­da­rynkę.

– Cześć – po­wie­działa. – Zu­peł­nie za­po­mnia­łam, że dziś Świę­tej Łu­cji. Wie­czo­rem mo­żemy spo­dzie­wać się burd na uli­cach. Lu­dzie mają zwy­czaj się upi­jać w tę naj­dłuż­szą noc w roku.

– Naj­dłuż­sza noc tak na­prawdę nie przy­pada trzy­na­stego grud­nia, ale dwu­dzie­stego pierw­szego – wtrą­cił Freddy, który w mię­dzy­cza­sie wszedł do po­miesz­cze­nia. – Świę­tu­jemy jed­nak trzy­na­stego grud­nia, po­nie­waż w śre­dnio­wie­czu, kiedy lu­dzie po­słu­gi­wali się ka­len­da­rzem ju­liań­skim, prze­si­le­nie zi­mowe przy­pa­dało mniej wię­cej w tym cza­sie.

– Dzięki, że wy­ja­śni­łeś nam to błędne prze­ko­na­nie, Freddy – skwi­to­wała sar­ka­stycz­nie Gi­sela, wpy­cha­jąc do ust cały pier­nik.

– Cie­szę się, że cho­ciaż raz nie będę mu­siał w ten wie­czór pa­tro­lo­wać mia­sta – oznaj­mił Li­nus.

– My też – stwier­dziła in­spek­torka z peł­nymi ustami. – Do­brze, że zo­sta­jesz z nami na dłu­żej. A skoro już o tym mowa, czas za­brać się za pracę. Je­śli chcemy przed świę­tami roz­wią­zać sprawę mor­derstw, nie mo­żemy tu stać i pić grzańca przez cały ra­nek.

Opróż­niła ma­leńką szklankę jed­nym hau­stem i wy­szła z po­miesz­cze­nia, a tuż za nią po­dą­żyli Li­nus i Freddy. Na ile znała Tu­ulę, ta sie­działa już przy kom­pu­te­rze i czy­tała o wszyst­kich fak­tach, które udało im się usta­lić w obu przy­pad­kach.

GA­BRIEL

Wspa­niale było znów obu­dzić się obok Riiny. Po­mię­dzy nimi le­żała Nelli, po­dob­nie jak za daw­nych cza­sów, kiedy byli jesz­cze ro­dziną. Za­nim Ga­briel wszystko ze­psuł swoim sko­kiem w bok. Le­żał jesz­cze chwilę, cie­sząc się cie­płem. Ostat­nia randka z Riiną oka­zała się ide­alna, mimo że Ni­cole po­ja­wiła się nie­za­po­wie­dziana w jego pracy i pra­wie wszystko ze­psuła. Męż­czy­zna na­prawdę miał już dość jej zrzę­dze­nia. Je­śli nie prze­sta­nie, bę­dzie mu­siał coś z nią zro­bić. Na szczę­ście udało mu się ją zbyć, miał na­dzieję, że na do­bre. Po nie­zręcz­nej roz­mo­wie z Ni­cole w ba­rze klubu mo­to­cy­klo­wego spo­tkał się z Riiną we fran­cu­skim bi­strze. Od tam­tej chwili wie­czór ro­bił się co­raz przy­jem­niej­szy. Po raz pierw­szy od roz­sta­nia ko­bieta była skłonna roz­ma­wiać o ewen­tu­al­nym po­wro­cie. Przy lampce szam­pana i tu­zi­nie ostryg Ga­briel de­li­kat­nie po­ru­szył ten te­mat. Ku jego wiel­kiej ra­do­ści Riina zgo­dziła się, że dla Nelli by­łoby le­piej, gdyby do sie­bie wró­cili. Przy­znała na­wet, że cza­sami tę­skni za mę­żem. Tak nie­wiele bra­ko­wało, by Ga­briel od­zy­skał ro­dzinę. Tego wie­czora Evert chęt­nie zgo­dził się przy­pil­no­wać Nelli, szczę­śliwy, że jego córka i zięć znów ze sobą roz­ma­wiają. Po ko­la­cji, pod ko­niec któ­rej na­pili się szam­pana i zje­dli pyszny mus cze­ko­la­dowy, po­je­chali ra­zem do Everta, aby ode­brać dziew­czynkę. Po­tem cała trójka wró­ciła do miesz­ka­nia, które obec­nie zaj­mo­wał Ga­briel. Chciał, aby ta chwila trwała wiecz­nie. Nie­stety bu­dzik za­dzwo­nił już ja­kiś czas temu, a Nelli ni­gdy by im nie wy­ba­czyła, gdyby spóź­nili się na przed­szkolne ob­chody Świę­tej Łu­cji.

Wy­swo­bo­dził się z ra­mion Riiny i nóg Nelli, a po­tem prze­kradł do kuchni. Na­sta­wił kawę oraz przy­go­to­wał płatki śnia­da­niowe. Za­pa­lił świecę. Zna­lazł kli­ma­tyczną mu­zykę w te­le­fo­nie i pod­łą­czył go do gło­śni­ków przez Blu­eto­oth. Kiedy skoń­czył, na ko­ry­ta­rzu roz­le­gły się dzie­cięce kroki. Po chwili w kuchni po­ja­wiła się Nelli. Jej włosy były w nie­ła­dzie, a po­liczki czer­wone od spa­nia tak bli­sko niego.

– Cześć, ko­cha­nie – przy­wi­tał się, przy­tu­la­jąc córkę. – Go­towa na dzi­siej­szą uro­czy­stość?

Co roku na przed­szkol­nym placu za­baw or­ga­ni­zo­wano po­chód Świę­tej Łu­cji. Aby ro­dzice mo­gli po­ja­wić się na miej­scu przed pracą, za­pra­szano ich wy­jąt­kowo wcze­śnie. Dziew­czynka zmarsz­czyła czoło. Wy­glą­dała na zmar­twioną.

– Nie mam tu mo­jej su­kienki. Jest w domu mamy.

– Nie martw się. Mamy tu białą su­kienkę, którą mia­łaś na so­bie w ze­szłym roku. Po­winna na cie­bie pa­so­wać. Usiądź i zjedz śnia­da­nie, a ja spraw­dzę – po­wie­dział Ga­briel.

Kiedy kilka mi­nut póź­niej wró­cił do kuchni, Riina rów­nież sie­działa przy stole i po­pi­jała kawę ze swo­jego sta­rego kubka.

– Cześć – rzu­ciła. – Do­brze spa­łeś?

– Dawno nie spa­łem tak do­brze – przy­znał Ga­briel. – A ty?

Riina ziew­nęła i się prze­cią­gnęła.

– Jak księż­niczka – oznaj­miła.

Kiedy zje­dli i po­sprzą­tali po śnia­da­niu, po­mo­gli Nelli wło­żyć cie­płe ubra­nia, a na wierzch wci­snęli su­kienkę. Dziew­czynka wy­glą­dała te­raz jak pę­kata kieł­ba­ska, ale na ze­wnątrz było mi­nus dzie­sięć stopni i do­piero za kilka go­dzin miało wzejść słońce. Ga­briel mu­siał po­więk­szyć ko­ronę Łu­cji, aby zmie­ściła się pod nią czapka.

Po przy­jeź­dzie do przed­szkola prze­ka­zali Nelli jed­nej z pań, która za­brała ją do gro­madki pię­cio­lat­ków sto­ją­cych już w ko­lejce na krę­tej ścieżce, cze­ka­jąc, aż ro­dzice staną w kręgu i prze­staną roz­ma­wiać.

Kiedy szmer ucichł, jedna z opie­ku­nek za­częła śpie­wać, a dzieci wy­szły na plac za­baw. Przo­dem kro­czył chło­piec z krótko ob­cię­tymi wło­sami, ubrany w białą ko­szulę i ko­ronę Łu­cji. Za nim po­dą­żała mała dziew­czynka, po­ty­ka­jąc się o ma­te­riał zde­cy­do­wa­nie za dłu­giej su­kienki. Nelli była w środku, obok bał­wana. Dwóch pier­ni­ko­wych lu­dzi­ków wdało się w bójkę. Poza tym wy­stęp prze­bie­gał bez więk­szych in­cy­den­tów. Dzieci prze­brnęły przez cały re­per­tuar, na który skła­dały się ty­powe ko­lędy. Cała uro­czy­stość za­koń­czyła się tań­cem przy żyw­szym utwo­rze. Ma­lu­chy z ra­do­ścią przy­jęły brawa i okrzyki ro­dzi­ców.

– Wi­dzie­li­ście, jak tań­czy­łam? – za­py­tała ra­do­śnie Nelli.

– Świet­nie ci po­szło – wy­ra­ził swoje uzna­nie Ga­briel. – Szcze­gól­nie po­do­bał mi się ta­niec do Mru­gaj, mru­gaj, gwiazdko ma.

– Na­uczy­łam się tego na Tik­Toku – od­po­wie­działa z dumą.

Ga­briel i Riina jesz­cze raz po­chwa­lili córkę. Na­stęp­nie na­pili się bez­al­ko­ho­lo­wego grzańca i skosz­to­wali fan­ta­zyj­nych pier­ni­ków upie­czo­nych przez dzieci.

Na ze­wnątrz było jesz­cze ciemno i prze­ni­kli­wie zimno. Ga­briel za­ci­snął zęby, na­słu­chu­jąc dys­ku­sji na te­mat tego, czy przed­szkole po­winno usu­nąć wszyst­kie sa­mo­chody i lalki z po­koju za­baw, aby za­chę­cić do za­baw neu­tral­nych pod wzglę­dem płci. Za­nim grupa osią­gnęła kon­sen­sus, dy­rek­tor przed­szkola kla­snął w dło­nie. Na ko­niec ro­dzice przy­tu­lili swoje dzieci i udali się do pracy.

– Pod­wiozę cię – za­pro­po­no­wał Ga­briel Ri­nie.

– Nie trzeba. Bę­dziesz mu­siał nad­ro­bić drogi, a ja mam tu przy­sta­nek au­to­bu­sowy.

– To ża­den pro­blem. Chęt­nie cię pod­rzucę.

Kiedy wsie­dli do sa­mo­chodu, pod­krę­cił ogrze­wa­nie do mak­si­mum i za­cze­kał, aż po­zo­stali ro­dzice opusz­czą par­king, po czym wy­co­fał auto i ru­szył w stronę cen­trum mia­sta. Uwa­żał na swo­jego ja­gu­ara. We­dług sta­ty­styk do więk­szo­ści stłu­czek do­cho­dzi na par­kin­gach, gdy ze­stre­so­wani kie­rowcy pró­bują za­par­ko­wać lub wy­je­chać z zaj­mo­wa­nego miej­sca. Ga­briel nie chciał ry­zy­ko­wać, że jego cenny sa­mo­chód zo­sta­nie choćby za­dra­pany.

Je­chali w przy­jem­nej ci­szy, zna­jomą trasą pro­wa­dzącą z przed­szkola do firmy Riiny. Za sta­rych, do­brych cza­sów, gdy miesz­kali ra­zem, Ga­briel w ty­go­dniu czę­sto wo­ził żonę rano do pracy, tylko po to, by mo­gli po­być ra­zem kilka cen­nych mi­nut dłu­żej.

– Wiesz co? – ode­zwała się po chwili ko­bieta. – Pew­nie jesz­cze za wcze­śnie, żeby o to py­tać, ale Nelli ucie­szy­łaby się, gdy­byś spę­dził z nami Boże Na­ro­dze­nie. Bę­dziemy u taty.

Ga­briel po­czuł przy­jemne cie­pło roz­cho­dzące się po ca­łym ciele. Nie są­dził, że ten dzień może być jesz­cze lep­szy, i le­dwo mógł opa­no­wać silne emo­cje wy­wo­łane sło­wami żony.

– A ty byś się ucie­szyła? – za­py­tał ostroż­nie.

Riina uśmiech­nęła się swoim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem i po­ca­ło­wała go w po­li­czek.

– Bar­dzo – za­pew­niła.

Męż­czy­zna od­wró­cił twarz, żeby Riina nie za­uwa­żyła, że ma łzy w oczach. Może na Boże Na­ro­dze­nie od­zy­ska ro­dzinę. Tylko na tym mu za­le­żało. Wtedy to, co wy­da­rzyło się w ze­szłym roku, sta­łoby się tylko okrop­nym wspo­mnie­niem.

O ile Ni­cole nie po­sta­nowi po­roz­ma­wiać z po­li­cją.

GI­SELA

Na ko­ry­ta­rzu Gi­sela spo­tkała jedną ze śled­czych współ­pra­cu­ją­cych z in­spek­to­rem Gun­na­rem Bra­skiem. Ta młoda ko­bieta, która zwró­ciła na sie­bie uwagę pod­czas po­przed­nich śledztw, przez dłuż­szy czas prze­by­wała na urlo­pie ma­cie­rzyń­skim. In­spek­torka na­wet nie wie­działa, że po­li­cjantka wró­ciła już do pracy. Praw­do­po­dob­nie kie­row­nic­two we­zwało każ­dego, kto kie­dy­kol­wiek miał do czy­nie­nia z mor­der­stwami, aby po­mógł im z ogromną ilo­ścią ro­boty. Ostat­nia se­ria mor­derstw wy­ma­gała gi­gan­tycz­nego wy­siłku i pracy du­żej liczby funk­cjo­na­riu­szy o róż­nych spe­cja­li­stycz­nych umie­jęt­no­ściach.

– Do­brze, że cię zła­pa­łam – ode­zwała się młoda ko­bieta. – Wła­śnie przy­szedł ra­port od tech­ni­ków.

Po­dała Gi­seli teczkę z pie­czątką Cen­tral­nej Po­li­cji Kry­mi­nal­nej.

Gi­sela po­dzię­ko­wała i po­spie­szyła do swo­jego ga­bi­netu. Usia­dła przy biurku i otwo­rzyła teczkę za­wie­ra­jącą mię­dzy in­nymi ana­lizy DNA z obu miejsc zbrodni, to jest z domu w Tu­li­sa­ari i targu Stun­dars. Ktoś mu­siał za­dbać o to, aby mor­der­stwo Mat­tiasa Öberga miało pierw­szeń­stwo w ko­lejce, a tech­nicy za­pewne pra­co­wali po go­dzi­nach, aby tak szybko uzy­skać wy­niki.

Gi­sela prze­czy­tała ra­port w sku­pie­niu. Po­tem ostroż­nie przej­rzała go jesz­cze raz oraz po­rów­nała z in­nymi do­wo­dami. Prze­szu­kała re­jestr po­li­cyjny.

Na­stęp­nie za­mknęła teczkę i wrzu­ciła ją do ko­sza z głu­chym ło­sko­tem.

Nie było w niej ani jed­nej wska­zówki, na czym po­winni skon­cen­tro­wać swoje po­szu­ki­wa­nia. W Stun­dars prze­by­wało zde­cy­do­wa­nie za wiele lu­dzi, żeby wy­cią­gnąć ja­kie­kol­wiek wnio­ski. W za­sa­dzie winna mo­gła być każda z około stu osób, które zna­la­zły się tam w cza­sie mor­der­stwa Mat­tiasa. Na­wet Mo­nica. Poza tym wielu od­wie­dza­ją­cych no­siło rę­ka­wiczki, po­nie­waż targ znaj­do­wał się na świe­żym po­wie­trzu. Na­to­miast w pierw­szym miej­scu zbrodni, oprócz śla­dów ofiar i wła­ści­cieli, na­tra­fiono na ślady około dwu­dzie­stu in­nych osób. Ża­den z nich nie pa­so­wał do DNA ani od­ci­sków pal­ców ze Stun­dars.

Roz­cza­ro­wana Gi­sela wy­jęła teczkę z ko­sza na śmieci i umie­ściła ją na sto­sie po­zo­sta­łych ma­te­ria­łów do­ty­czą­cych śledz­twa. Po­ło­żyła rękę na in­ter­ko­mie. Za­sta­no­wiła się chwilę, po czym za­dzwo­niła do Freddy’ego.

– Cześć, tu Gi­sela – po­wie­działa, gdy ode­brał. – To ty zna­la­złeś Pa­trika Nils­sona?

– Tak. Przez wiele lat z prze­rwami pra­co­wał i miesz­kał w Fin­lan­dii. Po­sia­dał za­równo fiń­ski, jak i szwedzki nu­mer ubez­pie­cze­nia spo­łecz­nego. We­dług fiń­skiego re­je­stru Pa­trik na­dal mieszka pod ad­re­sem Te­rva­tie dwa­dzie­ścia sześć. Zaj­rza­łem więc do szwedz­kiego re­je­stru lud­no­ści.

– Wiesz coś wię­cej na te­mat jego znik­nię­cia?

– Nie, ale mogę się do­wie­dzieć.

– Do­bra. Chcę mieć jak naj­szyb­ciej wszyst­kie in­for­ma­cje o ta­jem­ni­czym znik­nię­ciu Nils­sona – ob­wie­ściła Gi­sela i się roz­łą­czyła.

LI­NUS

Li­nus przy­był do ko­ścioła z La­ilą i bliź­nia­kami mi­nutę przed wy­zna­czoną go­dziną. Po­pro­wa­dził ich przed sobą wzdłuż nawy ko­ścioła aż do za­kry­stii, gdzie cze­kały już inne dzieci i od­po­wie­dzialna za chór Ada Karl­ström. Dziew­czyna ode­tchnęła z ulgą.

– Do­brze, że już je­ste­ście. Mar­twi­łam się, że nie przy­je­dzie­cie.

– Prze­pra­szamy za spóź­nie­nie. Trudno mi było wy­rwać się z pracy – oznaj­mił Li­nus.

Ada uśmiech­nęła się ner­wowo.

– Tak, to zro­zu­miale. Wia­domo już, kto stoi za mor­der­stwami?

– Ni­kogo jesz­cze nie zła­pano – rzu­cił krótko Li­nus, po­pra­wia­jąc spi­cza­stą czapkę Mal­tego.

Za­pa­lił świece w ko­ro­nie La­ili i lam­piony bliź­nia­ków. Po­mógł córce za­wią­zać czer­woną wstążkę wo­kół ta­lii. Znów po­pra­wił czapkę syna. Cof­nął się o krok i z dumą spoj­rzał na swoje po­cie­chy.

Dzieci usta­wiły się w ko­lej­no­ści, w ja­kiej będą wcho­dzić do ko­ścioła. Na po­czątku była Ada, po niej La­ila, a za nią młod­sze dzieci. Li­nus ży­czył im po­wo­dze­nia i ru­szył w kie­runku drzwi, aby usiąść i po­cze­kać na roz­po­czę­cie po­chodu Świę­tej Łu­cji. Gwar ro­bił się co­raz więk­szy, więc na­le­żało się po­spie­szyć, żeby za­jąć trzy do­bre miej­sca. Za­nim po­ło­żył rękę na klamce, Ada go za­trzy­mała. Ro­zej­rzała się ner­wowo.

– Zaj­mu­jesz się mor­der­stwami w Tu­li­sa­ari i Stun­dars? – szep­nęła.

– Nie­stety nie mogę z tobą o tym roz­ma­wiać. Poza tym je­ste­śmy tu po to, żeby słu­chać śpiewu dzieci. Chyba za­raz wy­cho­dzi­cie?

– Tak, ale jest coś, o czym chcę ci po­wie­dzieć.

– Zaj­miemy się tym póź­niej – uciął sta­now­czo Li­nus i pchnął drzwi od za­kry­stii.

Ko­ściół był pra­wie pełny. Mu­siał prze­ci­snąć się obok ca­łej ro­dziny, żeby do­stać się do trzech ostat­nich wol­nych miejsc z tyłu.

Jo­se­fin i Harri po­ja­wili się tuż przed tym, jak pa­stor zga­sił świa­tła i roz­legł się śpiew.

– My­śla­łem, że nie zdą­ży­cie – oznaj­mił ci­cho Li­nus i chwy­cił dłoń żony.

– Nie chcia­ła­bym tego prze­ga­pić za żadne skarby świata. To naj­cu­dow­niej­szy po­chód Świę­tej Łu­cji w Ostro­botni – od­szep­nęła.

Dzieci płyn­nie su­nęły przez ko­ściół. Ada pro­wa­dziła ko­ro­wód, śpie­wa­jąc czy­stym i pięk­nym gło­sem. Miała na so­bie białą su­kienkę i ko­ronę. Za nią szły dzieci. Były jesz­cze trzy inne Łu­cje, naj­młod­sza praw­do­po­dob­nie nie miała wię­cej niż trzy lata. Jej su­kienka była tak długa, że cią­gnęła się za nią po pod­ło­dze jak tren. W po­cho­dzie zna­la­zły się też cztery re­ni­fery, trzy pier­ni­kowe lu­dziki, a na­wet dziew­czynka prze­brana za Elsę z Kra­iny lodu. Bliź­niacy byli mi­ko­ła­jami i wy­glą­dali tak uro­czo, że Li­nus na­prawdę się wzru­szył. Ma­lu­chy usta­wiły się w rzę­dzie przed oł­ta­rzem, a Ada usia­dła przy pia­ni­nie. Mimo że Li­nus wi­dział ten wy­stęp kilka razy pod­czas prób, oczy za­szły mu łzami z dumy, gdy usły­szał, jak La­ila śpiewa swoje so­lówki. Od­ważne próby bliź­nia­ków śpie­wa­nia ko­lęd, mimo że le­dwo ro­zu­mieli tekst, wy­wo­łały jego uśmiech. Na­stęp­nie dzieci wy­szły z ko­ścioła przy owa­cji na sto­jąco i grom­kim aplau­zie.

– Ja­kie mamy zdolne dzieci – po­wie­działa Jo­se­fin, mocno ści­ska­jąc dłoń Li­nusa.

Drugą ręką wy­jęła z kie­szeni chu­s­teczkę, żeby wy­trzeć łzy. Na­stęp­nie po­dała ją mę­żowi. Na wi­downi pra­wie każdy miał mo­kre oczy.

Po pro­ce­sji Świę­tej Łu­cji pa­stor wy­gło­sił krót­kie ka­za­nie, w któ­rym stwier­dził, że każdy ma swoje wła­sne, nie­po­wta­rzalne świa­tło mo­gące się sze­rzyć w świe­cie. A po­tem przy­szedł czas na kawę w sali pa­ra­fial­nej.

Była to co­roczna tra­dy­cja obej­mu­jąca także tańce wo­kół cho­inki i wi­zytę Świę­tego Mi­ko­łaja, który roz­da­wał wszyst­kim dzie­ciom torby ze sło­dy­czami.

– Zaj­mij miej­sca, a ja przy­niosę nam kawę – stwier­dził Li­nus, wkła­da­jąc do sło­ika bank­not o no­mi­nale dzie­się­ciu euro.

Ką­tem oka do­strzegł, że Jo­se­fin siada obok ro­dzi­ców dziew­czynki w su­kience Elsy. Wszyst­kie dzieci, które uczest­ni­czyły w przed­sta­wie­niu, wraz z ro­dzeń­stwem znaj­do­wały się przy wła­snym stole i wci­skały w sie­bie tyle soku i cia­stek, ile chciały, bez an­ga­żo­wa­nia do­ro­słych.

– Gdzie jest Ada? – za­sta­na­wiała się Jo­se­fin, gdy Li­nus za­jął miej­sce obok niej. – Chcia­ła­bym jej po­dzię­ko­wać za do­bry wy­stęp. Nie jest ła­two prze­ko­nać Mal­tego i Maxa do za­ję­cia swo­jego miej­sca w rzę­dzie.

Na­gle Li­nus przy­po­mniał so­bie, że Ada chciała mu coś po­wie­dzieć. Wcze­śniej py­tała o śledz­two. Czy miała do prze­ka­za­nia in­for­ma­cje, które mo­głyby przy­dać się po­li­cji? Na­tych­miast wstał.

– Po­szu­kam jej. Bliź­niacy zo­sta­wili lam­piony w za­kry­stii, więc i tak mu­szę się wró­cić.

ADA

Ada Karl­ström za­mknęła z ło­sko­tem drzwi ko­ścioła po wyj­ściu ostat­niego go­ścia. Przed do­łą­cze­niem do osób w domu pa­ra­fial­nym mu­siała się prze­brać w nor­malne ubra­nia. Nie lu­biła prze­by­wać sama w ko­ściele po zmroku. Mi­go­czące pło­mie­nie świec rzu­cały na ściany prze­ra­ża­jące cie­nie. Czuła dresz­cze bie­gnące po krę­go­słu­pie. Na­gle roz­legł się do­no­śny huk, po czym wy­dało jej się, że wi­dzi szybki ruch w jed­nym z rzę­dów ła­wek. Serce mocno za­biło jej w piersi, ale w pierw­szej chwili nie od­wa­żyła się ru­szyć. Z tru­dem ła­pała od­dech. Kiedy nie za­uwa­żyła ko­lej­nego ru­chu, po­szła spraw­dzić, co było źró­dłem ha­łasu. Jej kroki od­bi­jały się echem w ci­szy. Ma­jąc wszyst­kie zmy­sły w peł­nej go­to­wo­ści, ostroż­nie otwo­rzyła drzwiczki pro­wa­dzące do jed­nej z ła­wek. Za­wiasy skrzyp­nęły prze­raź­li­wie. Ada le­d­wie od­wa­żyła się spoj­rzeć.

Kiedy zo­ba­czyła, co ją prze­stra­szyło, ro­ze­śmiała się. To był po pro­stu za­po­mniany śpiew­nik, który spadł ze swo­jego miej­sca i wy­lą­do­wał na pod­ło­dze. Ada po­chy­liła się, żeby go pod­nieść, a na­stęp­nie po­ło­żyła go przy po­zo­sta­łych na stole przy wej­ściu.

Silny po­dmuch wia­tru zga­sił jedną ze świec. Ko­bieta po raz ko­lejny po­czuła, jak całe jej ciało ogar­nia strach. W ci­chym i pu­stym ko­ściele za­wsze przy­po­mi­nała się Adzie hi­sto­ria o bez­kar­nym mor­dercy Pitkä Pie­nie, który po­wstał z mar­twych i pra­wie udu­sił młodą ko­bietę w ko­ściele w ciemną noc wi­gi­lijną, dawno temu.

We­dług le­gendy wszystko za­częło się wiele stu­leci temu, nie­długo po tym, jak w Fin­lan­dii po­ja­wiło się chrze­ści­jań­stwo. Czło­wiek znany póź­niej jako Pitkä Piena za­mknął w sau­nie trzy dzie­wice i spa­lił je żyw­cem. Po­nie­waż nikt nie przy­ła­pał go na tym wy­stępku, uznano, że był to nie­szczę­śliwy wy­pa­dek. Jed­nak wcze­snym ran­kiem w dzień Wszyst­kich Świę­tych Pitkä Piena zo­stał zna­le­ziony mar­twy przed swoim do­mem. Był nagi, cał­ko­wi­cie siny, jakby wy­ci­śnięto z niego ży­cie. Po­cho­wano go, ale na­stęp­nego dnia po po­grze­bie jego grób oka­zał się pu­sty, a pro­boszcz na­tknął się w bra­mie ko­ścioła na ciało zmar­łego za­wi­nięte w ca­łun. Po­cho­wano go po­now­nie, lecz za każ­dym ra­zem znaj­do­wano otwarty grób oraz zwłoki le­żące w tym sa­mym miej­scu. Osta­tecz­nie nikt nie od­wa­żył się go do­tknąć, a Pitkä Piena tkwił przy wej­ściu do ko­ścioła, do­póki jego ciało nie zgniło i uschło.

Wiele de­kad póź­niej, w Wi­gi­lię Bo­żego Na­ro­dze­nia Pitkä Piena za­ata­ko­wał słu­żącą, która jego zda­niem po­peł­niła zły uczy­nek. Za­ci­ska­jąc dło­nie na jej szyi, syk­nął:

– Wła­snymi rę­koma wy­du­szę z cie­bie ży­cie, a ty za­mar­z­niesz w mo­ich ra­mio­nach i przy­bie­rzesz kształt tak okropny jak mój.

Dziew­czyna mo­dliła się i bła­gała o ży­cie. Ni­czym świe­tliki po­ja­wiły się trzy mar­twe dziew­czyny, które Pitkä Piena za­mor­do­wał nie­gdyś z zimną krwią, ubrane w białe szaty i ze świe­cami w rę­kach. Zgo­dziły się wy­ba­czyć swemu oprawcy jego zbrod­nię i jed­no­gło­śnie ogło­siły uła­ska­wie­nie.

Kiedy ich głosy uci­chły, w ko­ściele zro­biło się zu­peł­nie ciemno.

Słu­żąca po­bie­gła na cmen­tarz.

W nocy roz­legł się straszny ryk, gdy Pitkä Piena wró­cił do swo­jego gro­bowca, który zo­stał po­now­nie za­mknięty.

Ada otrzą­snęła się z dys­kom­fortu. To tylko le­genda. Choć cza­sami późną nocą czuła na so­bie czyjś wzrok, mimo że prze­by­wała w ko­ściele sama. Nie­raz wy­obra­żała so­bie, że straszny Pitkä Piena wciąż czai się w ciem­no­ściach przed wej­ściem do świą­tyni. Te­raz miała to samo prze­czu­cie. Po­czuła ła­sko­ta­nie na karku, jakby ktoś ją ob­ser­wo­wał.

Na drżą­cych no­gach po­spie­szyła do za­kry­stii, aby się prze­brać. Jej palce drżały, gdy zdej­mo­wała ko­ronę Łu­cji i wie­szała ją na ha­czyku obok krze­sła pa­stora w bia­łym ko­lo­rze, sym­bo­li­zu­ją­cym ra­dość, czy­stość i Boże Na­ro­dze­nie. Za­nim zdą­żyła zdjąć su­kienkę, po­now­nie usły­szała ha­łas do­bie­ga­jący z wnę­trza ko­ścioła. Zu­peł­nie jakby ktoś za­trza­snął jedne z drzwi do za­mknię­tych rzę­dów ła­wek.

Ada we­szła z po­wro­tem do głów­nej nawy ko­ścioła, czu­jąc, jak szumi jej w uszach. Wszyst­kie świa­tła zga­sły, a drzwi były uchy­lone.

– Kto tam jest? – za­py­tała gło­sem, który zdra­dzał prze­ra­że­nie.

Ale żad­nej re­ak­cji. Te­raz w bu­dynku pa­no­wała nie­sa­mo­wita ci­sza.

Lo­do­waty po­dmuch wia­tru wpadł do nawy głów­nej przez otwarte drzwi. W nie­prze­nik­nio­nej ciem­no­ści nie było wi­dać, czy ktoś jest w środku. Jed­nak Ada wy­czu­wała obec­ność in­nej istoty.

Za­wo­łała po­now­nie, ale nikt jej nie od­po­wie­dział. Przez trzę­sące się dło­nie nie była w sta­nie za­pa­lić świec przy oł­ta­rzu. Zła­mała pierw­szą za­pałkę, po czym wy­cią­gnęła ko­lejną. Usi­ło­wała ją za­pa­lić, ale za­pałka upa­dła na pod­łogę. Serce wa­liło jej jak mło­tem i po­mimo zimna dło­nie miała spo­cone.

Wtedy usły­szała kroki. Zde­cy­do­wane, szyb­kie kroki na ka­mien­nej po­sadzce od­bi­ja­jące się echem w pu­stym ko­ściele. Nie dało się okre­ślić, z któ­rego miej­sca do­bie­gają.

Ada się od­wró­ciła.

Po­czuła coś ostrego na szyi.

Ciężki od­dech przy uchu.

Pe­łen nie­na­wi­ści głos szep­nął:

– Wy­ci­snę z cie­bie ży­cie.

Ada ze­sztyw­niała. To Pitkä Piena wró­cił, żeby ją uka­rać.

Pę­tla za­ci­skała się co­raz moc­niej. Wbi­jała się w skórę jak ostre kły. Ko­bieta pró­bo­wała chwy­cić ją, dra­pała pa­znok­ciami, aby roz­luź­nić ucisk, ale od­dy­cha­nie sta­wało się co­raz trud­niej­sze, po­woli za­czy­nało bra­ko­wać jej sił.

Ostat­nią rze­czą, jaką zo­ba­czyła Ada, był wielki księ­życ świe­cący na nią przez krótką chwilę, gdy chmury roz­pro­szyły się na czar­nym zi­mo­wym nie­bie za oknem ko­ścioła. Po­tem po­krywa chmur po­now­nie się za­mknęła i świa­tło zga­sło.

LI­NUS

Ple­ba­nię dzie­liło od ko­ścioła tylko kilka mi­nut spa­ce­rem, ale Li­nus i tak po­sta­no­wił wło­żyć kurtkę i czapkę z po­wodu prze­ni­kli­wego zimna. W szatni się za­trzy­mał, aby po­roz­ma­wiać z pa­sto­rem, który po­chwa­lił piękny śpiew La­ili.

– Córka na­prawdę ma aniel­ski głos – po­wie­dział, a Li­nus po­czuł, jak duma wzbiera mu w piersi.

Za­nim wy­szedł na mróz, za­py­tał pa­stora, czy wi­dział Adę.

– Nie, od czasu przed­sta­wie­nia jesz­cze jej nie spo­tka­łem. Na pewno przyj­dzie, kiedy sprząt­nie i się prze­bie­rze.

– Spraw­dzę, czy na­dal jest w ko­ściele – stwier­dził Li­nus. – I tak mu­szę po­szu­kać lam­pio­nów, o któ­rych za­po­mnieli Malte i Max.

– Ra­dzę cie­pło się ubrać. Na ze­wnątrz jest zimno – po­ra­dził pa­stor.

Z daszku zwi­sały duże so­ple lodu, błysz­czące w świe­tle pro­mien­ni­ków usta­wio­nych przed ple­ba­nią. Ich blask do­cie­rał na ko­ry­tarz, lecz i tak trudno było do­strzec, gdzie sta­wia się stopy. Wy­da­wało się, że lampy sto­jące za bramą ko­ścioła zga­sły. Ciem­ność ogar­nęła cmen­tarz. Na­wet z dru­giej strony ulicy pra­wie nie było wi­dać bu­dynku świą­tyni. Śnieg skrzy­piał pod sto­pami Li­nusa, co ozna­czało, że tem­pe­ra­tura na ze­wnątrz wy­nosi co naj­mniej mi­nus dzie­sięć stopni. Wło­żył ręce do kie­szeni, żeby nie zmar­zły mu palce. Nie mógł się do­cze­kać, aż znaj­dzie się w domu, gdzie cze­kała na niego cie­pła sauna.

Na­gle ci­szę prze­rwał krzyk. Stado ka­wek sie­dzą­cych na drze­wach przy ko­ściele wzle­ciało w niebo. Li­nus usły­szał trze­po­ta­nie skrzy­deł. Za­czął wbie­gać na schody, kiedy za­uwa­żył czy­jąś syl­wetkę, le­d­wie wi­doczną w ciem­no­ści. Ktoś pę­dził pro­sto na niego.

Za­nim zdą­żył za­re­ago­wać, po­stać po­wa­liła go na zie­mię. Śnieg za­mor­ty­zo­wał upa­dek, a po­li­cjant szybko się pod­niósł. Ale było już za późno. Osoba, która go za­ata­ko­wała, znik­nęła w mroku. Wa­hał się, czy wejść do ko­ścioła, żeby spraw­dzić, czy z Adą wszystko w po­rządku, czy go­nić nie­zna­jo­mego. Nie mo­gąc się zde­cy­do­wać, prze­biegł kil­ka­na­ście me­trów po głę­bo­kim śniegu, pró­bu­jąc coś do­strzec. Gdzie po­dział się na­past­nik? Ra­czej po­ru­szał się pie­szo. Li­nus nie sły­szał dźwięku uru­cha­mia­nego czy od­jeż­dża­ją­cego sa­mo­chodu.

Ze względu na lo­do­wate po­wie­trze trudno mu było od­dy­chać. Brał szyb­kie, płyt­kie wde­chy. Bły­ska­wicz­nie za­częło bra­ko­wać mu tchu.

– Po­li­cja! Zo­stań tam, gdzie je­steś – wy­sa­pał.

To nie miało sensu. Wi­dział tylko to, co było kilka me­trów przed nim. Gdyby księ­życ nie scho­wał się za chmu­rami, cały te­ren wo­kół ko­ścioła byłby ską­pany w jego świe­tle od­bi­tym przez kre­do­wo­biały śnieg.

Po chwili Li­nus się pod­dał. Na se­kundę oparł przed­ra­miona na ko­la­nach, żeby zła­pać od­dech. Po­tem po­spie­szył do ko­ścioła.

We­wnątrz bu­dynku świa­tła były zga­szone.

– Halo! Je­steś tam, Ado?! – za­wo­łał w ciem­ność.

Po­cze­kał na od­po­wiedź i spró­bo­wał po­now­nie:

– To ja, Li­nus Mik­kola. Mu­szę wie­dzieć, że u cie­bie wszystko w po­rządku. Pro­szę, od­po­wiedz mi, je­śli tam je­steś.

Słowa od­bi­jały się od ka­mien­nych ścian.

Po­li­cjant chwy­cił jedną ze świec i za­pa­lił ją znaj­du­jącą się w po­bliżu za­pal­niczką. Ostroż­nie ru­szył przed sie­bie. Przy oł­ta­rzu zo­ba­czył, że coś znaj­duje się na pod­ło­dze. A ra­czej ktoś. To była Ada. Le­żała na ple­cach z rę­kami wy­cią­gnię­tymi na boki i złą­czo­nymi sto­pami. Jak Je­zus na krzyżu. Jej twarz była zwró­cona w prawo. Krew są­czyła się z głę­bo­kiej rany na szyi, pla­miąc białą su­kienkę na czer­wono.

Męż­czy­zna po­chy­lił się nad nią i do­tknął pal­cami jej szyi, szu­ka­jąc pulsu, ale go nie zna­lazł.

Ada nie żyła.

GI­SELA

Ko­lejny bez­owocny dzień pracy do­biegł końca. Za­nim Gi­sela opu­ściła ko­mi­sa­riat, za­dzwo­niła do Mo­niki, aby za­py­tać, jak się czuje. Przez week­end wy­mie­niły kilka wia­do­mo­ści, ale nie roz­ma­wiały ze sobą od piątku, kiedy to Re­becka ode­brała sio­strę ze szpi­tala.

Mo­nica tak długo nie od­bie­rała, że Gi­sela już miała się roz­łą­czyć, gdy w końcu usły­szała głos swo­jej przy­ja­ciółki.

– Cześć, tu Gi­sela.

Nie miała czasu po­wie­dzieć nic wię­cej, po­nie­waż ko­bieta wy­bu­chła pła­czem.

Po­zwo­liła jej się wy­pła­kać. Po­tem wy­znała:

– Za­dzwo­ni­łam, żeby za­py­tać, jak się czu­jesz, ale to chyba głu­pie py­ta­nie. Na pewno czu­jesz się fa­tal­nie. Masz do tego pełne prawo.

– Mie­wa­łam lep­sze dni.

– Wiem, że to ba­nał, ale na­prawdę ro­zu­miem, przez co prze­cho­dzisz. Pew­nie nie masz ochoty tego słu­chać, ale z cza­sem bę­dzie ci ła­twiej. Mam na my­śli ża­łobę. Sama po­wta­rza­łaś mi to ty­siące razy.

– By­łam idiotką – stwier­dziła Mo­nica. – Po­win­nam zo­sta­wić cię w spo­koju, po­zwo­lić ci prze­ży­wać stratę na swój wła­sny spo­sób. Za­miast na­ma­wiać do zo­sta­wie­nia prze­szło­ści za sobą.

– Trudno jest pa­trzeć na cier­pie­nie bli­skiej osoby – przy­znała ła­god­nie Gi­sela. – Je­stem nie­sa­mo­wi­cie wdzięczna, że cza­sami mnie do cze­goś zmu­szasz, na­wet je­śli nie za­wsze to oka­zuję. A te­raz moim za­da­niem jest zro­bić to samo dla cie­bie.

– Nie je­stem na to go­towa – mruk­nęła. – To wszystko jest ta­kie świeże.

– Na­dal je­steś u Re­becki i jej męża?

– Tak, sio­stra na­prawdę mi po­mo­gła.

– Wiem, że uwa­żasz, że jest za wcze­śnie. Ale mo­żesz przy­je­chać do mnie w ten week­end. Mo­żemy pójść do sauny, na­pić się wina i po­roz­ma­wiać. Mo­żesz zo­stać tak długo, jak chcesz.

– Wiesz co – za­częła Mo­nica nieco mniej przy­gnę­bio­nym gło­sem. – To nie brzmi tak źle. I sio­stra od­po­czę­łaby ode mnie.

– Do­brze, w ta­kim ra­zie w so­botę rano roz­palę ogień w sau­nie, żeby była cie­pła na czas lun­chu – ob­wie­ściła Gi­sela i za­koń­czyła roz­mowę.

Po po­wro­cie do domu roz­pa­liła w ko­minku i zwi­nęła się w kłę­bek na so­fie z fi­li­żanką her­baty ru­mian­ko­wej i paczką cia­stek. Tylko dla­tego, że był dzień Świę­tej Łu­cji, włą­czyła świą­teczny al­bum Pa­va­rot­tiego na sta­rym gra­mo­fo­nie. Wkrótce cały po­kój wy­peł­nił się pięk­nymi to­nami i cie­płem ko­minka. Bon­nie i Clyde usie­dli na so­fie, a Scar­face wspiął się na ko­lana ko­biety. Jego ci­che mru­cze­nie sta­no­wiło uko­je­nie dla du­szy.

Od­kryła roz­po­czętą ukła­dankę i za­częła prze­szu­ki­wać puz­zle. Po­łą­czyła kilka ele­men­tów. Al­pej­ska wio­ska była już pra­wie go­towa, po­dob­nie jak po­kryte śnie­giem góry, któ­rych szczyty wzno­siły się za bu­dyn­kami. Jesz­cze kilka wie­czo­rów i ob­ra­zek bę­dzie go­towy.

Gi­sela prze­chy­liła głowę, przy­glą­da­jąc się nie­ukoń­czo­nemu wi­do­kowi. Było w tym coś zna­jo­mego. Gdzieś ostat­nio wi­działa po­dobne zdję­cie.

Nie miała jed­nak czasu za­sta­no­wić się, skąd je ko­ja­rzy, po­nie­waż za­dzwo­nił te­le­fon.

– Halo, tu in­spek­torka Gi­sela For­sell – ode­brała lekko zi­ry­to­wana.

– Tu Li­nus. Przy­jedź szybko. Do­szło do ko­lej­nego mor­der­stwa.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: