- nowość
- W empik go
Wszyscy jesteśmy martwi. Część 3 - ebook
Wszyscy jesteśmy martwi. Część 3 - ebook
W Ostrobotni panuje zima, a z nieba sypie gęsty śnieg. Mimo niesprzyjającej aury policjanci Gisela Forsell i Linus Mikkola kontynuują polowanie na zabójcę, który wciąż pozostaje nieuchwytny. Pomagają im w tym funkcjonariusze Freddy Lärka i Tuula Niemi. Nowe morderstwo jeszcze bardziej komplikuje dochodzenie, a Gisela obawia się, że kolejne osoby mogą znaleźć się w niebezpieczeństwie.
To trzecia część czterotomowej serii pt. „Krwawe Święta” opowiadającej o tym tajemniczym i trudnym do rozwikłania śledztwie.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8076-271-7 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
GISELA
Kiedy w dzień Świętej Łucji Gisela weszła do komisariatu policji o ósmej rano, powitały ją słodkie zapachy grzanego wina i pierników. Podążając za aromatem, pojawiła się w pokoju socjalnym, gdzie w telewizji pokazywano kroczący przez Helsinki pochód Świętej Łucji. Kilku policjantów siedziało już przed telewizorem z piciem i słodyczami. Inspektorka nalała sobie grzanego wina do miniaturowej szklaneczki i sięgnęła po garść piernikowych ciasteczek. Po chwili zauważyła Linusa stojącego w kącie i obierającego mandarynkę.
– Cześć – powiedziała. – Zupełnie zapomniałam, że dziś Świętej Łucji. Wieczorem możemy spodziewać się burd na ulicach. Ludzie mają zwyczaj się upijać w tę najdłuższą noc w roku.
– Najdłuższa noc tak naprawdę nie przypada trzynastego grudnia, ale dwudziestego pierwszego – wtrącił Freddy, który w międzyczasie wszedł do pomieszczenia. – Świętujemy jednak trzynastego grudnia, ponieważ w średniowieczu, kiedy ludzie posługiwali się kalendarzem juliańskim, przesilenie zimowe przypadało mniej więcej w tym czasie.
– Dzięki, że wyjaśniłeś nam to błędne przekonanie, Freddy – skwitowała sarkastycznie Gisela, wpychając do ust cały piernik.
– Cieszę się, że chociaż raz nie będę musiał w ten wieczór patrolować miasta – oznajmił Linus.
– My też – stwierdziła inspektorka z pełnymi ustami. – Dobrze, że zostajesz z nami na dłużej. A skoro już o tym mowa, czas zabrać się za pracę. Jeśli chcemy przed świętami rozwiązać sprawę morderstw, nie możemy tu stać i pić grzańca przez cały ranek.
Opróżniła maleńką szklankę jednym haustem i wyszła z pomieszczenia, a tuż za nią podążyli Linus i Freddy. Na ile znała Tuulę, ta siedziała już przy komputerze i czytała o wszystkich faktach, które udało im się ustalić w obu przypadkach.
GABRIEL
Wspaniale było znów obudzić się obok Riiny. Pomiędzy nimi leżała Nelli, podobnie jak za dawnych czasów, kiedy byli jeszcze rodziną. Zanim Gabriel wszystko zepsuł swoim skokiem w bok. Leżał jeszcze chwilę, ciesząc się ciepłem. Ostatnia randka z Riiną okazała się idealna, mimo że Nicole pojawiła się niezapowiedziana w jego pracy i prawie wszystko zepsuła. Mężczyzna naprawdę miał już dość jej zrzędzenia. Jeśli nie przestanie, będzie musiał coś z nią zrobić. Na szczęście udało mu się ją zbyć, miał nadzieję, że na dobre. Po niezręcznej rozmowie z Nicole w barze klubu motocyklowego spotkał się z Riiną we francuskim bistrze. Od tamtej chwili wieczór robił się coraz przyjemniejszy. Po raz pierwszy od rozstania kobieta była skłonna rozmawiać o ewentualnym powrocie. Przy lampce szampana i tuzinie ostryg Gabriel delikatnie poruszył ten temat. Ku jego wielkiej radości Riina zgodziła się, że dla Nelli byłoby lepiej, gdyby do siebie wrócili. Przyznała nawet, że czasami tęskni za mężem. Tak niewiele brakowało, by Gabriel odzyskał rodzinę. Tego wieczora Evert chętnie zgodził się przypilnować Nelli, szczęśliwy, że jego córka i zięć znów ze sobą rozmawiają. Po kolacji, pod koniec której napili się szampana i zjedli pyszny mus czekoladowy, pojechali razem do Everta, aby odebrać dziewczynkę. Potem cała trójka wróciła do mieszkania, które obecnie zajmował Gabriel. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety budzik zadzwonił już jakiś czas temu, a Nelli nigdy by im nie wybaczyła, gdyby spóźnili się na przedszkolne obchody Świętej Łucji.
Wyswobodził się z ramion Riiny i nóg Nelli, a potem przekradł do kuchni. Nastawił kawę oraz przygotował płatki śniadaniowe. Zapalił świecę. Znalazł klimatyczną muzykę w telefonie i podłączył go do głośników przez Bluetooth. Kiedy skończył, na korytarzu rozległy się dziecięce kroki. Po chwili w kuchni pojawiła się Nelli. Jej włosy były w nieładzie, a policzki czerwone od spania tak blisko niego.
– Cześć, kochanie – przywitał się, przytulając córkę. – Gotowa na dzisiejszą uroczystość?
Co roku na przedszkolnym placu zabaw organizowano pochód Świętej Łucji. Aby rodzice mogli pojawić się na miejscu przed pracą, zapraszano ich wyjątkowo wcześnie. Dziewczynka zmarszczyła czoło. Wyglądała na zmartwioną.
– Nie mam tu mojej sukienki. Jest w domu mamy.
– Nie martw się. Mamy tu białą sukienkę, którą miałaś na sobie w zeszłym roku. Powinna na ciebie pasować. Usiądź i zjedz śniadanie, a ja sprawdzę – powiedział Gabriel.
Kiedy kilka minut później wrócił do kuchni, Riina również siedziała przy stole i popijała kawę ze swojego starego kubka.
– Cześć – rzuciła. – Dobrze spałeś?
– Dawno nie spałem tak dobrze – przyznał Gabriel. – A ty?
Riina ziewnęła i się przeciągnęła.
– Jak księżniczka – oznajmiła.
Kiedy zjedli i posprzątali po śniadaniu, pomogli Nelli włożyć ciepłe ubrania, a na wierzch wcisnęli sukienkę. Dziewczynka wyglądała teraz jak pękata kiełbaska, ale na zewnątrz było minus dziesięć stopni i dopiero za kilka godzin miało wzejść słońce. Gabriel musiał powiększyć koronę Łucji, aby zmieściła się pod nią czapka.
Po przyjeździe do przedszkola przekazali Nelli jednej z pań, która zabrała ją do gromadki pięciolatków stojących już w kolejce na krętej ścieżce, czekając, aż rodzice staną w kręgu i przestaną rozmawiać.
Kiedy szmer ucichł, jedna z opiekunek zaczęła śpiewać, a dzieci wyszły na plac zabaw. Przodem kroczył chłopiec z krótko obciętymi włosami, ubrany w białą koszulę i koronę Łucji. Za nim podążała mała dziewczynka, potykając się o materiał zdecydowanie za długiej sukienki. Nelli była w środku, obok bałwana. Dwóch piernikowych ludzików wdało się w bójkę. Poza tym występ przebiegał bez większych incydentów. Dzieci przebrnęły przez cały repertuar, na który składały się typowe kolędy. Cała uroczystość zakończyła się tańcem przy żywszym utworze. Maluchy z radością przyjęły brawa i okrzyki rodziców.
– Widzieliście, jak tańczyłam? – zapytała radośnie Nelli.
– Świetnie ci poszło – wyraził swoje uznanie Gabriel. – Szczególnie podobał mi się taniec do Mrugaj, mrugaj, gwiazdko ma.
– Nauczyłam się tego na TikToku – odpowiedziała z dumą.
Gabriel i Riina jeszcze raz pochwalili córkę. Następnie napili się bezalkoholowego grzańca i skosztowali fantazyjnych pierników upieczonych przez dzieci.
Na zewnątrz było jeszcze ciemno i przenikliwie zimno. Gabriel zacisnął zęby, nasłuchując dyskusji na temat tego, czy przedszkole powinno usunąć wszystkie samochody i lalki z pokoju zabaw, aby zachęcić do zabaw neutralnych pod względem płci. Zanim grupa osiągnęła konsensus, dyrektor przedszkola klasnął w dłonie. Na koniec rodzice przytulili swoje dzieci i udali się do pracy.
– Podwiozę cię – zaproponował Gabriel Rinie.
– Nie trzeba. Będziesz musiał nadrobić drogi, a ja mam tu przystanek autobusowy.
– To żaden problem. Chętnie cię podrzucę.
Kiedy wsiedli do samochodu, podkręcił ogrzewanie do maksimum i zaczekał, aż pozostali rodzice opuszczą parking, po czym wycofał auto i ruszył w stronę centrum miasta. Uważał na swojego jaguara. Według statystyk do większości stłuczek dochodzi na parkingach, gdy zestresowani kierowcy próbują zaparkować lub wyjechać z zajmowanego miejsca. Gabriel nie chciał ryzykować, że jego cenny samochód zostanie choćby zadrapany.
Jechali w przyjemnej ciszy, znajomą trasą prowadzącą z przedszkola do firmy Riiny. Za starych, dobrych czasów, gdy mieszkali razem, Gabriel w tygodniu często woził żonę rano do pracy, tylko po to, by mogli pobyć razem kilka cennych minut dłużej.
– Wiesz co? – odezwała się po chwili kobieta. – Pewnie jeszcze za wcześnie, żeby o to pytać, ale Nelli ucieszyłaby się, gdybyś spędził z nami Boże Narodzenie. Będziemy u taty.
Gabriel poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie sądził, że ten dzień może być jeszcze lepszy, i ledwo mógł opanować silne emocje wywołane słowami żony.
– A ty byś się ucieszyła? – zapytał ostrożnie.
Riina uśmiechnęła się swoim najpiękniejszym uśmiechem i pocałowała go w policzek.
– Bardzo – zapewniła.
Mężczyzna odwrócił twarz, żeby Riina nie zauważyła, że ma łzy w oczach. Może na Boże Narodzenie odzyska rodzinę. Tylko na tym mu zależało. Wtedy to, co wydarzyło się w zeszłym roku, stałoby się tylko okropnym wspomnieniem.
O ile Nicole nie postanowi porozmawiać z policją.
GISELA
Na korytarzu Gisela spotkała jedną ze śledczych współpracujących z inspektorem Gunnarem Braskiem. Ta młoda kobieta, która zwróciła na siebie uwagę podczas poprzednich śledztw, przez dłuższy czas przebywała na urlopie macierzyńskim. Inspektorka nawet nie wiedziała, że policjantka wróciła już do pracy. Prawdopodobnie kierownictwo wezwało każdego, kto kiedykolwiek miał do czynienia z morderstwami, aby pomógł im z ogromną ilością roboty. Ostatnia seria morderstw wymagała gigantycznego wysiłku i pracy dużej liczby funkcjonariuszy o różnych specjalistycznych umiejętnościach.
– Dobrze, że cię złapałam – odezwała się młoda kobieta. – Właśnie przyszedł raport od techników.
Podała Giseli teczkę z pieczątką Centralnej Policji Kryminalnej.
Gisela podziękowała i pospieszyła do swojego gabinetu. Usiadła przy biurku i otworzyła teczkę zawierającą między innymi analizy DNA z obu miejsc zbrodni, to jest z domu w Tulisaari i targu Stundars. Ktoś musiał zadbać o to, aby morderstwo Mattiasa Öberga miało pierwszeństwo w kolejce, a technicy zapewne pracowali po godzinach, aby tak szybko uzyskać wyniki.
Gisela przeczytała raport w skupieniu. Potem ostrożnie przejrzała go jeszcze raz oraz porównała z innymi dowodami. Przeszukała rejestr policyjny.
Następnie zamknęła teczkę i wrzuciła ją do kosza z głuchym łoskotem.
Nie było w niej ani jednej wskazówki, na czym powinni skoncentrować swoje poszukiwania. W Stundars przebywało zdecydowanie za wiele ludzi, żeby wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. W zasadzie winna mogła być każda z około stu osób, które znalazły się tam w czasie morderstwa Mattiasa. Nawet Monica. Poza tym wielu odwiedzających nosiło rękawiczki, ponieważ targ znajdował się na świeżym powietrzu. Natomiast w pierwszym miejscu zbrodni, oprócz śladów ofiar i właścicieli, natrafiono na ślady około dwudziestu innych osób. Żaden z nich nie pasował do DNA ani odcisków palców ze Stundars.
Rozczarowana Gisela wyjęła teczkę z kosza na śmieci i umieściła ją na stosie pozostałych materiałów dotyczących śledztwa. Położyła rękę na interkomie. Zastanowiła się chwilę, po czym zadzwoniła do Freddy’ego.
– Cześć, tu Gisela – powiedziała, gdy odebrał. – To ty znalazłeś Patrika Nilssona?
– Tak. Przez wiele lat z przerwami pracował i mieszkał w Finlandii. Posiadał zarówno fiński, jak i szwedzki numer ubezpieczenia społecznego. Według fińskiego rejestru Patrik nadal mieszka pod adresem Tervatie dwadzieścia sześć. Zajrzałem więc do szwedzkiego rejestru ludności.
– Wiesz coś więcej na temat jego zniknięcia?
– Nie, ale mogę się dowiedzieć.
– Dobra. Chcę mieć jak najszybciej wszystkie informacje o tajemniczym zniknięciu Nilssona – obwieściła Gisela i się rozłączyła.
LINUS
Linus przybył do kościoła z Lailą i bliźniakami minutę przed wyznaczoną godziną. Poprowadził ich przed sobą wzdłuż nawy kościoła aż do zakrystii, gdzie czekały już inne dzieci i odpowiedzialna za chór Ada Karlström. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
– Dobrze, że już jesteście. Martwiłam się, że nie przyjedziecie.
– Przepraszamy za spóźnienie. Trudno mi było wyrwać się z pracy – oznajmił Linus.
Ada uśmiechnęła się nerwowo.
– Tak, to zrozumiale. Wiadomo już, kto stoi za morderstwami?
– Nikogo jeszcze nie złapano – rzucił krótko Linus, poprawiając spiczastą czapkę Maltego.
Zapalił świece w koronie Laili i lampiony bliźniaków. Pomógł córce zawiązać czerwoną wstążkę wokół talii. Znów poprawił czapkę syna. Cofnął się o krok i z dumą spojrzał na swoje pociechy.
Dzieci ustawiły się w kolejności, w jakiej będą wchodzić do kościoła. Na początku była Ada, po niej Laila, a za nią młodsze dzieci. Linus życzył im powodzenia i ruszył w kierunku drzwi, aby usiąść i poczekać na rozpoczęcie pochodu Świętej Łucji. Gwar robił się coraz większy, więc należało się pospieszyć, żeby zająć trzy dobre miejsca. Zanim położył rękę na klamce, Ada go zatrzymała. Rozejrzała się nerwowo.
– Zajmujesz się morderstwami w Tulisaari i Stundars? – szepnęła.
– Niestety nie mogę z tobą o tym rozmawiać. Poza tym jesteśmy tu po to, żeby słuchać śpiewu dzieci. Chyba zaraz wychodzicie?
– Tak, ale jest coś, o czym chcę ci powiedzieć.
– Zajmiemy się tym później – uciął stanowczo Linus i pchnął drzwi od zakrystii.
Kościół był prawie pełny. Musiał przecisnąć się obok całej rodziny, żeby dostać się do trzech ostatnich wolnych miejsc z tyłu.
Josefin i Harri pojawili się tuż przed tym, jak pastor zgasił światła i rozległ się śpiew.
– Myślałem, że nie zdążycie – oznajmił cicho Linus i chwycił dłoń żony.
– Nie chciałabym tego przegapić za żadne skarby świata. To najcudowniejszy pochód Świętej Łucji w Ostrobotni – odszepnęła.
Dzieci płynnie sunęły przez kościół. Ada prowadziła korowód, śpiewając czystym i pięknym głosem. Miała na sobie białą sukienkę i koronę. Za nią szły dzieci. Były jeszcze trzy inne Łucje, najmłodsza prawdopodobnie nie miała więcej niż trzy lata. Jej sukienka była tak długa, że ciągnęła się za nią po podłodze jak tren. W pochodzie znalazły się też cztery renifery, trzy piernikowe ludziki, a nawet dziewczynka przebrana za Elsę z Krainy lodu. Bliźniacy byli mikołajami i wyglądali tak uroczo, że Linus naprawdę się wzruszył. Maluchy ustawiły się w rzędzie przed ołtarzem, a Ada usiadła przy pianinie. Mimo że Linus widział ten występ kilka razy podczas prób, oczy zaszły mu łzami z dumy, gdy usłyszał, jak Laila śpiewa swoje solówki. Odważne próby bliźniaków śpiewania kolęd, mimo że ledwo rozumieli tekst, wywołały jego uśmiech. Następnie dzieci wyszły z kościoła przy owacji na stojąco i gromkim aplauzie.
– Jakie mamy zdolne dzieci – powiedziała Josefin, mocno ściskając dłoń Linusa.
Drugą ręką wyjęła z kieszeni chusteczkę, żeby wytrzeć łzy. Następnie podała ją mężowi. Na widowni prawie każdy miał mokre oczy.
Po procesji Świętej Łucji pastor wygłosił krótkie kazanie, w którym stwierdził, że każdy ma swoje własne, niepowtarzalne światło mogące się szerzyć w świecie. A potem przyszedł czas na kawę w sali parafialnej.
Była to coroczna tradycja obejmująca także tańce wokół choinki i wizytę Świętego Mikołaja, który rozdawał wszystkim dzieciom torby ze słodyczami.
– Zajmij miejsca, a ja przyniosę nam kawę – stwierdził Linus, wkładając do słoika banknot o nominale dziesięciu euro.
Kątem oka dostrzegł, że Josefin siada obok rodziców dziewczynki w sukience Elsy. Wszystkie dzieci, które uczestniczyły w przedstawieniu, wraz z rodzeństwem znajdowały się przy własnym stole i wciskały w siebie tyle soku i ciastek, ile chciały, bez angażowania dorosłych.
– Gdzie jest Ada? – zastanawiała się Josefin, gdy Linus zajął miejsce obok niej. – Chciałabym jej podziękować za dobry występ. Nie jest łatwo przekonać Maltego i Maxa do zajęcia swojego miejsca w rzędzie.
Nagle Linus przypomniał sobie, że Ada chciała mu coś powiedzieć. Wcześniej pytała o śledztwo. Czy miała do przekazania informacje, które mogłyby przydać się policji? Natychmiast wstał.
– Poszukam jej. Bliźniacy zostawili lampiony w zakrystii, więc i tak muszę się wrócić.
ADA
Ada Karlström zamknęła z łoskotem drzwi kościoła po wyjściu ostatniego gościa. Przed dołączeniem do osób w domu parafialnym musiała się przebrać w normalne ubrania. Nie lubiła przebywać sama w kościele po zmroku. Migoczące płomienie świec rzucały na ściany przerażające cienie. Czuła dreszcze biegnące po kręgosłupie. Nagle rozległ się donośny huk, po czym wydało jej się, że widzi szybki ruch w jednym z rzędów ławek. Serce mocno zabiło jej w piersi, ale w pierwszej chwili nie odważyła się ruszyć. Z trudem łapała oddech. Kiedy nie zauważyła kolejnego ruchu, poszła sprawdzić, co było źródłem hałasu. Jej kroki odbijały się echem w ciszy. Mając wszystkie zmysły w pełnej gotowości, ostrożnie otworzyła drzwiczki prowadzące do jednej z ławek. Zawiasy skrzypnęły przeraźliwie. Ada ledwie odważyła się spojrzeć.
Kiedy zobaczyła, co ją przestraszyło, roześmiała się. To był po prostu zapomniany śpiewnik, który spadł ze swojego miejsca i wylądował na podłodze. Ada pochyliła się, żeby go podnieść, a następnie położyła go przy pozostałych na stole przy wejściu.
Silny podmuch wiatru zgasił jedną ze świec. Kobieta po raz kolejny poczuła, jak całe jej ciało ogarnia strach. W cichym i pustym kościele zawsze przypominała się Adzie historia o bezkarnym mordercy Pitkä Pienie, który powstał z martwych i prawie udusił młodą kobietę w kościele w ciemną noc wigilijną, dawno temu.
Według legendy wszystko zaczęło się wiele stuleci temu, niedługo po tym, jak w Finlandii pojawiło się chrześcijaństwo. Człowiek znany później jako Pitkä Piena zamknął w saunie trzy dziewice i spalił je żywcem. Ponieważ nikt nie przyłapał go na tym występku, uznano, że był to nieszczęśliwy wypadek. Jednak wczesnym rankiem w dzień Wszystkich Świętych Pitkä Piena został znaleziony martwy przed swoim domem. Był nagi, całkowicie siny, jakby wyciśnięto z niego życie. Pochowano go, ale następnego dnia po pogrzebie jego grób okazał się pusty, a proboszcz natknął się w bramie kościoła na ciało zmarłego zawinięte w całun. Pochowano go ponownie, lecz za każdym razem znajdowano otwarty grób oraz zwłoki leżące w tym samym miejscu. Ostatecznie nikt nie odważył się go dotknąć, a Pitkä Piena tkwił przy wejściu do kościoła, dopóki jego ciało nie zgniło i uschło.
Wiele dekad później, w Wigilię Bożego Narodzenia Pitkä Piena zaatakował służącą, która jego zdaniem popełniła zły uczynek. Zaciskając dłonie na jej szyi, syknął:
– Własnymi rękoma wyduszę z ciebie życie, a ty zamarzniesz w moich ramionach i przybierzesz kształt tak okropny jak mój.
Dziewczyna modliła się i błagała o życie. Niczym świetliki pojawiły się trzy martwe dziewczyny, które Pitkä Piena zamordował niegdyś z zimną krwią, ubrane w białe szaty i ze świecami w rękach. Zgodziły się wybaczyć swemu oprawcy jego zbrodnię i jednogłośnie ogłosiły ułaskawienie.
Kiedy ich głosy ucichły, w kościele zrobiło się zupełnie ciemno.
Służąca pobiegła na cmentarz.
W nocy rozległ się straszny ryk, gdy Pitkä Piena wrócił do swojego grobowca, który został ponownie zamknięty.
Ada otrząsnęła się z dyskomfortu. To tylko legenda. Choć czasami późną nocą czuła na sobie czyjś wzrok, mimo że przebywała w kościele sama. Nieraz wyobrażała sobie, że straszny Pitkä Piena wciąż czai się w ciemnościach przed wejściem do świątyni. Teraz miała to samo przeczucie. Poczuła łaskotanie na karku, jakby ktoś ją obserwował.
Na drżących nogach pospieszyła do zakrystii, aby się przebrać. Jej palce drżały, gdy zdejmowała koronę Łucji i wieszała ją na haczyku obok krzesła pastora w białym kolorze, symbolizującym radość, czystość i Boże Narodzenie. Zanim zdążyła zdjąć sukienkę, ponownie usłyszała hałas dobiegający z wnętrza kościoła. Zupełnie jakby ktoś zatrzasnął jedne z drzwi do zamkniętych rzędów ławek.
Ada weszła z powrotem do głównej nawy kościoła, czując, jak szumi jej w uszach. Wszystkie światła zgasły, a drzwi były uchylone.
– Kto tam jest? – zapytała głosem, który zdradzał przerażenie.
Ale żadnej reakcji. Teraz w budynku panowała niesamowita cisza.
Lodowaty podmuch wiatru wpadł do nawy głównej przez otwarte drzwi. W nieprzeniknionej ciemności nie było widać, czy ktoś jest w środku. Jednak Ada wyczuwała obecność innej istoty.
Zawołała ponownie, ale nikt jej nie odpowiedział. Przez trzęsące się dłonie nie była w stanie zapalić świec przy ołtarzu. Złamała pierwszą zapałkę, po czym wyciągnęła kolejną. Usiłowała ją zapalić, ale zapałka upadła na podłogę. Serce waliło jej jak młotem i pomimo zimna dłonie miała spocone.
Wtedy usłyszała kroki. Zdecydowane, szybkie kroki na kamiennej posadzce odbijające się echem w pustym kościele. Nie dało się określić, z którego miejsca dobiegają.
Ada się odwróciła.
Poczuła coś ostrego na szyi.
Ciężki oddech przy uchu.
Pełen nienawiści głos szepnął:
– Wycisnę z ciebie życie.
Ada zesztywniała. To Pitkä Piena wrócił, żeby ją ukarać.
Pętla zaciskała się coraz mocniej. Wbijała się w skórę jak ostre kły. Kobieta próbowała chwycić ją, drapała paznokciami, aby rozluźnić ucisk, ale oddychanie stawało się coraz trudniejsze, powoli zaczynało brakować jej sił.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła Ada, był wielki księżyc świecący na nią przez krótką chwilę, gdy chmury rozproszyły się na czarnym zimowym niebie za oknem kościoła. Potem pokrywa chmur ponownie się zamknęła i światło zgasło.
LINUS
Plebanię dzieliło od kościoła tylko kilka minut spacerem, ale Linus i tak postanowił włożyć kurtkę i czapkę z powodu przenikliwego zimna. W szatni się zatrzymał, aby porozmawiać z pastorem, który pochwalił piękny śpiew Laili.
– Córka naprawdę ma anielski głos – powiedział, a Linus poczuł, jak duma wzbiera mu w piersi.
Zanim wyszedł na mróz, zapytał pastora, czy widział Adę.
– Nie, od czasu przedstawienia jeszcze jej nie spotkałem. Na pewno przyjdzie, kiedy sprzątnie i się przebierze.
– Sprawdzę, czy nadal jest w kościele – stwierdził Linus. – I tak muszę poszukać lampionów, o których zapomnieli Malte i Max.
– Radzę ciepło się ubrać. Na zewnątrz jest zimno – poradził pastor.
Z daszku zwisały duże sople lodu, błyszczące w świetle promienników ustawionych przed plebanią. Ich blask docierał na korytarz, lecz i tak trudno było dostrzec, gdzie stawia się stopy. Wydawało się, że lampy stojące za bramą kościoła zgasły. Ciemność ogarnęła cmentarz. Nawet z drugiej strony ulicy prawie nie było widać budynku świątyni. Śnieg skrzypiał pod stopami Linusa, co oznaczało, że temperatura na zewnątrz wynosi co najmniej minus dziesięć stopni. Włożył ręce do kieszeni, żeby nie zmarzły mu palce. Nie mógł się doczekać, aż znajdzie się w domu, gdzie czekała na niego ciepła sauna.
Nagle ciszę przerwał krzyk. Stado kawek siedzących na drzewach przy kościele wzleciało w niebo. Linus usłyszał trzepotanie skrzydeł. Zaczął wbiegać na schody, kiedy zauważył czyjąś sylwetkę, ledwie widoczną w ciemności. Ktoś pędził prosto na niego.
Zanim zdążył zareagować, postać powaliła go na ziemię. Śnieg zamortyzował upadek, a policjant szybko się podniósł. Ale było już za późno. Osoba, która go zaatakowała, zniknęła w mroku. Wahał się, czy wejść do kościoła, żeby sprawdzić, czy z Adą wszystko w porządku, czy gonić nieznajomego. Nie mogąc się zdecydować, przebiegł kilkanaście metrów po głębokim śniegu, próbując coś dostrzec. Gdzie podział się napastnik? Raczej poruszał się pieszo. Linus nie słyszał dźwięku uruchamianego czy odjeżdżającego samochodu.
Ze względu na lodowate powietrze trudno mu było oddychać. Brał szybkie, płytkie wdechy. Błyskawicznie zaczęło brakować mu tchu.
– Policja! Zostań tam, gdzie jesteś – wysapał.
To nie miało sensu. Widział tylko to, co było kilka metrów przed nim. Gdyby księżyc nie schował się za chmurami, cały teren wokół kościoła byłby skąpany w jego świetle odbitym przez kredowobiały śnieg.
Po chwili Linus się poddał. Na sekundę oparł przedramiona na kolanach, żeby złapać oddech. Potem pospieszył do kościoła.
Wewnątrz budynku światła były zgaszone.
– Halo! Jesteś tam, Ado?! – zawołał w ciemność.
Poczekał na odpowiedź i spróbował ponownie:
– To ja, Linus Mikkola. Muszę wiedzieć, że u ciebie wszystko w porządku. Proszę, odpowiedz mi, jeśli tam jesteś.
Słowa odbijały się od kamiennych ścian.
Policjant chwycił jedną ze świec i zapalił ją znajdującą się w pobliżu zapalniczką. Ostrożnie ruszył przed siebie. Przy ołtarzu zobaczył, że coś znajduje się na podłodze. A raczej ktoś. To była Ada. Leżała na plecach z rękami wyciągniętymi na boki i złączonymi stopami. Jak Jezus na krzyżu. Jej twarz była zwrócona w prawo. Krew sączyła się z głębokiej rany na szyi, plamiąc białą sukienkę na czerwono.
Mężczyzna pochylił się nad nią i dotknął palcami jej szyi, szukając pulsu, ale go nie znalazł.
Ada nie żyła.
GISELA
Kolejny bezowocny dzień pracy dobiegł końca. Zanim Gisela opuściła komisariat, zadzwoniła do Moniki, aby zapytać, jak się czuje. Przez weekend wymieniły kilka wiadomości, ale nie rozmawiały ze sobą od piątku, kiedy to Rebecka odebrała siostrę ze szpitala.
Monica tak długo nie odbierała, że Gisela już miała się rozłączyć, gdy w końcu usłyszała głos swojej przyjaciółki.
– Cześć, tu Gisela.
Nie miała czasu powiedzieć nic więcej, ponieważ kobieta wybuchła płaczem.
Pozwoliła jej się wypłakać. Potem wyznała:
– Zadzwoniłam, żeby zapytać, jak się czujesz, ale to chyba głupie pytanie. Na pewno czujesz się fatalnie. Masz do tego pełne prawo.
– Miewałam lepsze dni.
– Wiem, że to banał, ale naprawdę rozumiem, przez co przechodzisz. Pewnie nie masz ochoty tego słuchać, ale z czasem będzie ci łatwiej. Mam na myśli żałobę. Sama powtarzałaś mi to tysiące razy.
– Byłam idiotką – stwierdziła Monica. – Powinnam zostawić cię w spokoju, pozwolić ci przeżywać stratę na swój własny sposób. Zamiast namawiać do zostawienia przeszłości za sobą.
– Trudno jest patrzeć na cierpienie bliskiej osoby – przyznała łagodnie Gisela. – Jestem niesamowicie wdzięczna, że czasami mnie do czegoś zmuszasz, nawet jeśli nie zawsze to okazuję. A teraz moim zadaniem jest zrobić to samo dla ciebie.
– Nie jestem na to gotowa – mruknęła. – To wszystko jest takie świeże.
– Nadal jesteś u Rebecki i jej męża?
– Tak, siostra naprawdę mi pomogła.
– Wiem, że uważasz, że jest za wcześnie. Ale możesz przyjechać do mnie w ten weekend. Możemy pójść do sauny, napić się wina i porozmawiać. Możesz zostać tak długo, jak chcesz.
– Wiesz co – zaczęła Monica nieco mniej przygnębionym głosem. – To nie brzmi tak źle. I siostra odpoczęłaby ode mnie.
– Dobrze, w takim razie w sobotę rano rozpalę ogień w saunie, żeby była ciepła na czas lunchu – obwieściła Gisela i zakończyła rozmowę.
Po powrocie do domu rozpaliła w kominku i zwinęła się w kłębek na sofie z filiżanką herbaty rumiankowej i paczką ciastek. Tylko dlatego, że był dzień Świętej Łucji, włączyła świąteczny album Pavarottiego na starym gramofonie. Wkrótce cały pokój wypełnił się pięknymi tonami i ciepłem kominka. Bonnie i Clyde usiedli na sofie, a Scarface wspiął się na kolana kobiety. Jego ciche mruczenie stanowiło ukojenie dla duszy.
Odkryła rozpoczętą układankę i zaczęła przeszukiwać puzzle. Połączyła kilka elementów. Alpejska wioska była już prawie gotowa, podobnie jak pokryte śniegiem góry, których szczyty wznosiły się za budynkami. Jeszcze kilka wieczorów i obrazek będzie gotowy.
Gisela przechyliła głowę, przyglądając się nieukończonemu widokowi. Było w tym coś znajomego. Gdzieś ostatnio widziała podobne zdjęcie.
Nie miała jednak czasu zastanowić się, skąd je kojarzy, ponieważ zadzwonił telefon.
– Halo, tu inspektorka Gisela Forsell – odebrała lekko zirytowana.
– Tu Linus. Przyjedź szybko. Doszło do kolejnego morderstwa.