Wszyscy potrzebujemy pomocy - ebook
Głowa to tylko głowa. Część ciała jak każda inna. Tylko jeżeli coś popsuje się w głowie, to wszystko inne traci sens. Mam na imię Lilka i zapraszam Cię do piekła. W mojej rodzinie decyzje zawsze podejmowane są przez mężczyzn. Od najmłodszych lat traktowali mnie jak zabawkę i nigdy nie pozwalali myśleć samodzielnie. Wpajali swój zakrzywiony światopogląd i zmuszali do cieszenia się faktem, że w ogóle żyję. Taka moja rola, więc taki mój los. Wszystko tylko dlatego, że jestem kobietą. Nie mogę mieć swojego zdania. Nie mogę się sprzeciwić, a już w zupełności komukolwiek o tym opowiedzieć. Dlaczego? Bo to ja wstydzę się tego wszystkiego najbardziej. Masz odwagę poznać moją historię? Aborcja, kościół i księża. Depresja, polityka, wojna i samotność. Niesprawiedliwość, śmierć. A nawet dziwny autorytet dzisiejszych czasów- influenserzy. Po części już chyba i tak w niej tkwisz.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788397652316 |
| Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chcę się do niej przytulić i zasnąć w jej ramionach. Chcę jej o wszystkim opowiedzieć, porozmawiać. Zapytać dlaczego odeszła, dlaczego mnie zostawiła?
Mamo, tęsknię.
1
Zakupy zrobione. Papiery do firmy podpisane. Nudne spotkania odhaczone.
Nareszcie! Wszystko załatwione. Całe szczęście, że szybko się dziś uwinęłam. Teraz mam czas tylko dla siebie. Tak długo na to czekałam. Potrzebuję odsapnąć. Odpocząć od wszystkiego, a zwłaszcza od wszystkich. Wyjechać nie mogę, więc chociaż taka chwila, te kilka godzin, brzmi jak zbawienie. Trzeba cenić małe rzeczy, bo zawsze może być gorzej.
Jeszcze gorzej.
W głowie zaczynam układać sobie plan, co po kolei zrobię, gdy tylko przekroczę próg domu. A wszystko tylko po to, aby zaoszczędzić czas, bo każda minuta jest na wagę złota.
Na pewno kawa. Muszę ją wypić, bo padam z nóg. Do tego może obejrzę jakiś film, albo poczytam książkę? Albo zrobię sobie domowe spa? Nie, już wiem! Zaparzę małą czarną, puszczę muzykę na cały regulator i nie będę robiła kompletnie nic. Wyciszę się i jeżeli jest to jeszcze możliwe, odsunę od siebie wszystko, co mam w głowie.
Należy mi się to jak każdemu normalnemu człowiekowi. Tym bardziej, że w ostatnim czasie pobudka w pełni sił to niezwykła rzadkość. Wstaję z łóżka wykończona fizycznie zupełnie tak, jakbym się w ogóle nie kładła.
Nie mija kwadrans, a ja już przekręcam klucz w zamku. Wchodzę do domu, szybkim ruchem zatrzaskuję za sobą drzwi i odkładam siatki z zakupami na pusty kuchenny blat. Nastawiam wodę na kawę, a w salonie najgłośniej jak się da, włączam moją ulubioną płytę Hozier. Równocześnie z pierwszymi dźwiękami na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Uwielbiam ten głos!
Nieczęsto się zdarza, że w domu słychać coś, co ja lubię. Zazwyczaj na cały regulator leci jakaś kocia muzyka mojego brata albo darcie japy ulubieńców taty. Dlatego muszę wykorzystać ten cudowny moment wolności. Czuję, jak zaczynają ogarniać mnie błogość i odprężenie. Tanecznym krokiem, nucąc pod nosem, biegnę w stronę swojej sypialni. Szybko i z wielką chęcią zrzucam z siebie dopasowane, eleganckie ubranie i wskakuję w ulubiony czarny dres. Na wierzch narzucam długą, czerwoną bluzę. Strój raczej mało wyjściowy, ale najwygodniejszy na świecie. I nie ma co się czarować, każda kobieta uwielbia moment, gdy po całym dniu nareszcie nic nie uwiera, ani nie wpija się w ciało.
Niestety dobrze wiem, że w moim przypadku, nawet takie powyciągane szmaty nigdy by go nie zniechęciły.
Zbiegam do kuchni. „Sunlight” wchodzi właśnie w najlepszą fazę refrenu. Słyszę świst czajnika. Zalewam filiżankę. Podchodzę do szafki nad lodówką i rozglądam się za czymś słodkim. Z nadzieją szukam moich ulubionych kokosowych batoników. Na marne.
To łajza, wyżarła! Udaje wielce taką fit, a jak nikt nie patrzy, to pożera wszystko, co się rusza. Lampucera jedna. Oby przytyła i straciła ten swój urok, bo ma go zdecydowanie za dużo.
Zrezygnowana, ale z lekkim rozbawieniem chwytam do ręki orzechowy baton. W powietrzu unosi się już zapach świeżo zaparzonej kawy. Upijam łyk, odgryzam spory kawałek i zaczynam rozpakowywanie zakupów. Na szczęście nie ma ich wiele, dlatego po kilku minutach siedzę już przy kuchennej wyspie i rozkoszuję się moim ukochanym, czarnym jak smoła trunkiem. Zamykam oczy i momentalnie rozpływam się w dźwiękach muzyki.
Cóż za historia. On tak bardzo ją kocha. Jest w stanie zrobić wszystko. Dlaczego mnie coś takiego nigdy nie spotkało? Jest jeszcze w ogóle na to cień szansy? Ja już sama w to wątpię. Mam wrażenie, że nic mi się nie należy. Jestem zerem skazanym na porażkę.
Na życie nie patrzę przez różowe okularki. Do wszystkiego podchodzę bardzo realistycznie i wiem, że takie rzeczy jak bezwarunkową miłość po prostu nie istnieją. Tutaj każdy myśli tylko o własnym tyłku i swoich przyjemnościach. Bujać w obłokach można, bo czemu nie. To nic nie kosztuje, a fajnie tak czasem odpłynąć. Szkoda tylko, że równie łatwo można kłamać i zwodzić innych ludzi.
Z moich coraz smutniejszych rozmyślań do świata rzeczywistego sprowadza mnie męski głos.
– Halo, Lilka. Jesteś?
Mimowolnie aż cała się spinam. Tylko nie to, błagam. Nie dziś. Nie teraz.
– Lilka, a co tu się dzieje? Wyczuwam dobry nastrój!
Czarek wchodzi do kuchni z szerokim niczym banan, uśmiechem na twarzy.
Dobry nastrój?
Był, dopóki się nie pojawiłeś.
Widząc brak mojej reakcji, nie rezygnuje. Mówi dalej:
– Słuchasz Hozier? On jest zajebisty. Teoretycznie totalnie nie moje klimaty, ale dobrze czasem posłuchać czegoś innego. Spokojnego.
– Co ty tutaj robisz o tej porze? Przecież powinieneś być w firmie – pytam drżącym głosem.
Do tej pory nawet nie zdawałam sobie strawy, że moje gardło tak bardzo się zacisnęło.
– Wszystko pod kontrolą. Jak raz wyjdę wcześniej, nic się nie stanie. Nie potrafiłem się tam skupić, a ostatnio zdecydowanie za dużo pracuję. Więc postanowiłem zrobić sobie wolne popołudnie. Fajnie, że też jesteś, to spędzimy je razem.
– Taaak, cudowny pomysł.
Staram się, aby zabrzmiało to, jak najbardziej szczerze. W rzeczywistości mam ochotę płakać, najrzewniej jak tylko potrafię. Zaczynam żałować, że zamiast kawy nie postawiłam na wódkę, albo chociaż wino. Byłby zdecydowanie łatwiej.
Dobrze go znam, więc doskonale wiem co za chwilę się wydarzy. Nie przeoczy takiej okazji.
Podchodzi do blatu. Powoli zalewa swoją filiżankę, po czym wyciąga z lodówki mleko.
Co za złamas! Kawa z mlekiem? Może jeszcze cukier sobie dodasz, księżniczko?
– Jak ci siostruniu minął dzień? – pyta, podchodząc niebezpiecznie blisko.
– Do czasu, dość dobrze. Załatwiłam wszystkie moje obowiązki i wróciłam do domu. Ale coś słabo się czuję. Dopiję kawę i zaraz chyba pójdę się położyć – kłamię.
– Och, oby to nie było nic poważnego. Podobno w firmie panuje grypa, ale myślę że u ciebie to tylko stres i przemęczenie.
– Też mam taką nadzieję.
Czuję, że mój dobry nastrój z każdą sekundą nieodwracalnie znika. A co najgorsze trwał tak krótko. Nie potrafię się już nawet cieszyć, że w oddali nadal słychać muzykę, którą tak bardzo lubię. Czuję, że zaraz się coś wydarzy. A co najgorsze, doskonale wiem co.
Nagle moje nogi stają się coraz cięższe, ręce zaczynają się pocić. Ciało i podświadomość już coś czują. Nie panuję nad tym. Po prostu boję się tego człowieka. Tak bardzo go nienawidzę.
– A jak tobie minął dzień? – pytam, głośno odchrząkując. Czuję, że z tego wszystkiego, kompletnie zaschło mi w gardle.
– Cudownie! A mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec przyjemności na dzisiaj.
Spogląda na mnie z tym głupim uśmieszkiem na twarzy. Boję się jeszcze bardziej.
– Masz jakieś konkretne plany? – rzucam naiwnie, tylko po co. Przecież doskonale wiem, o czym myśli. Jednak gdzieś w głębi duszy, łudzę się, że chodzi o coś innego.
Zaczynam drżeć. Jednak mimo to, nie spuszczam z niego wzroku. Widzę jak upija łyk zaparzonego napoju, po czym ponownie spogląda w moim kierunku.
– Oj siostrzyczko, głuptasie ty mój. Skoro ty masz wolne popołudnie i ja je również mam, to jestem pewien, że miło spędzimy je razem.
Ponownie wykrzywia swoją twarz w grymasie na pozór przypominającym uśmiech. Stopniowa zaczyna zmniejszać dzielący nas dystans. Jest już o krok. Nie dzieli nas praktycznie nic. Kolejny raz przekracza barierę, o której nie powinien nawet myśleć.
Stawia kolejne kroki. Staje zaraz za mną. Kładzie dłoń na moim ramieniu i sprawnym ruchem, odsuwa wszystkie włosy na jedną stronę. Głośno zaciąga się moim zapachem. Za każdym razem kojarzy mi się to z tymi starymi oblechami, którzy zmuszają dziewczyny, a jeszcze oczekują od nich wdzięczności i poklasku. Zboki.
Uszami wyobraźni słyszę mój wewnętrzny głos. Głos, który drze się wniebogłosy. Błaga o pomoc. Czuję, że w środku siedzi dziecko, które ma ochotę uciec jak najdalej stąd i nigdy nie wracać. Jednak jest bezsilne.
Jego ręka zaczyna się przemieszczać. Dotyk zaczyna od góry. Policzek, potem ramienia. Muska delikatnie moją pierś. Przytula się. Wtula się we mnie przez kilka bardzo długich sekund. Najwyraźniej sprawia mu to przyjemność. Ja czuję odrazę. Jednym szybkim ruchem, obraca moje krzesło. Nasze twarze znajdują się naprzeciwko. Blisko, zbyt blisko. Patrzy mi w oczy. Swoimi ustami zahacza mój nos. Schodzi niżej, dotyka ust. Nie dzieli nas już nic. Czuję wstręt.
On całuje, ja jestem.
Po omacku, odszukuje mojej dłoni. Mocno i zdecydowanie ją łapie. Widać, że to on tutaj rządzi. Odkleja swoje usta, minimalnie zwiększa dzielący nas dystans. Dla mnie wciąż i tak jest zbyt blisko.
Zaprowadza mnie na piętro. Otwiera przede mną drzwi i skinieniem głowy poleca wejście do środka. Wchodzę, on za mną. Drzwi się zamykają.
A w tle jedyne co pamiętam, to dźwięki piosenki „Be”. Na nich właśnie próbowałam skupić całą swoją uwagę przez ostatnie kilkadziesiąt sekund. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że od dzisiaj, ta piosenka będzie niosła za sobą już tylko złe wspomnienia.
Kolejna.2
W wieku kilkunastu lat zdałam sobie sprawę, że życie trzeba traktować poważnie.
Wydaje mi się, że moje nigdy nie było usłane różami. Nic się w sumie nie zmieniło, bo nadal nie jest. Mimo, że od zawsze żyłam w pięknym domu, miałam co jeść i pić. Nigdy nie marzłam. O pracę i pieniądze troszczyć się nie musiałam, to psychicznie stałam się wrakiem człowieka. Nie na marne mówi się, że głowa to tylko głowa. Część ciała jak każda inna. Tylko jeżeli coś popsuje się w głowie, to wszystko inne traci sens.
Od najmłodszych lat, traktowano mnie jak zabawkę. Nie rozumiałam tego, wielu scen nawet nie pamiętam. Drobne przebłyski, mieszające się z dość chyba na pozór udanym dzieciństwem. W międzyczasie jednak, żeby nie było tak kolorowo, musiałam przeżyć żałobę po mamie. Zginęła w tragicznym wypadku. Tak właściwie tylko tyle wiem o niej i o tym, co się z nią stało.
Czas rozpaczy minął, a my zaczęliśmy dorastać, wchodzić w życie na poważnie. Zaczęłam wiele rozumieć, dużo się nauczyłam. I wtedy rozpoczęły się odwiedziny mojego brata – Czarka.
Jak już wspominałam, bardzo szybko straciliśmy mamę, więc w okres dojrzewania wchodziłam sama. Nikt nie pokazał mi, co jest dobre, a co złe. Na co powinnam się zgodzić, a przed czym protestować. Wszystkiego uczyłam się sama. Wszystko przychodziło z czasem. Nawet mój bunt, a co ważniejsze – odwet.
Jestem typem samotnika. Osobą zamkniętą na wszystkich. Nie wiem tylko czy faktycznie taka jestem, czy oni mnie taką stworzyli.
Czarek, mój kochany braciszek, starszy ode mnie jedynie o rok. Podobno jest bardzo miły, troskliwy i związany z rodziną. Gówno prawda, to chuj jakich mało. Tyle o nim.
Konrad, to nasz tata. Po śmierci mamy sam nas wychowywał. Bohater można by rzec. Nie potrafił się z nikim związać na dłużej. Czy to wszystko spowodowane jest traumą po stracie żony? Nie. On po prostu lubił przebierać i poznawać. Żeby nie powiedzieć, dominować. Jednak wszystko do pewnego momentu. Bo niespodziewanie, pojawiła się ta jedyna.
Jest właścicielem dobrze prosperującej firmy w, której pracuję również ja i mój brat. Wszyscy mieszkamy w pięknym domu z dużym ogrodem. W otoczeniu wspaniałych, życzliwych sąsiadów. Chyba, bo w sumie to mało co ich znamy.
Nasze życie to istna sielanka.
Tyle słowem wstępu. Reszty zaraz dowiecie się sami.
Nazywam się Lilka i witam Was w moim piekła.
Nikt nie spodziewał się, że jestem do tego zdolna. Nawet ja sama. Ale wierzcie mi – ja nie jestem zła. To ja tutaj jestem ofiarą.
Po prostu, z kim przystajesz, takim się stajesz. I o tym pamiętajcie.3
– Lilka, Czarek jesteście już gotowi? Musimy jechać! Nie wypada się tak spóźniać – woła zdenerwowany już tata, stojąc u podnóży schodów prowadzących na piętro.
– Jestem gotowa – odpowiadam wychodząc z kuchni. W ręku trzymam kubek termiczny, pełen świeżo zaparzonej kawy.
– Czemu wiecznie musimy czekać na tego pięknisia? Zacznę mu chyba przestawiać budzin na godzinę wcześniej. Dorosły chłop, a nieodpowiedzialny jak nastolatek.
– Dobrze, że masz odpowiedzialną córkę. Zaczekam na was na zewnątrz.
Uśmiecham się, po czym wychodzę.
Upijam ulubiony czarny trunek, rozkoszując się każdym łykiem. Siadam na ławce przed domem. Słońce, mimo wczesnej pory zaczyna coraz mocniej przygrzewać. Do tego stopnia, że aż oślepia w oczy. Zamykam je więc i wsłuchuję się w piękny śpiew ptaków.
Pogoda jednak zdecydowanie potrafi wpłynąć na samopoczucie. To dopiero początek sezonu, natura jeszcze budzi się do życia, ale już jest pięknie. I te cudowne zapachy. Zbyt słabo doceniamy to co nas otacza, skupiając się na rzeczach zupełnie bezwartościowych.
Chociaż muszę przyznać, że zima też ma swoje uroki. Można bezkarnie wypijać litry herbaty z miodem i cytryną, a długie wieczory spędzać z dobrą książką pod kocem. I te piękne widoki. Jednak zimą, wszyscy zdecydowanie zbyt długo i często są w domu. On zwłaszcza, a tego nie lubię.
Więc stawiam na wiosnę. Wiosnę i lato. Tak, zdecydowanie!
– Pakować się do auta! Już jesteśmy spóźnieni, a dzisiaj naprawdę miałem być na czas.
Słyszę głos, niemal wybiegającego z domu taty i mojego pożal się Boże brata. Nie chcąc bardziej prowokować, pospiesznie wstaję i ruszam w ich kierunku.
– Cześć Lilka, ładnie wyglądasz – wita się Czarek, gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku.
– Cześć – odpowiadam sucho, starając się nie nawiązać kontaktu wzrokowego.
Czym prędzej wsiadamy do samochodu i ruszamy w kierunku centrum. Do firmy, w której wszyscy pracujemy.
– Tata, co ty taki od rana zdenerwowany? Zawsze się przecież spóźniasz, więc o co dzisiaj ten cyrk? – pytam po chwili, mając nadzieję, że emocje już trochę opadły.
– Ten cyrk? – oburza się. – Dla was to jest cyrk? Wy naprawdę macie się za dobrze. Mam dzisiaj rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na nowych stażystów i nie wypada się tak spóźniać. To wynika z szacunku do drugiego człowieka. No, ale przecież co wy możecie o tym wiedzieć, jak żadne z was nigdy nawet CV nie musiało pisać, bo wszystko od zawsze macie podane na tacy.
– Tato, dobrze się czujesz? – dorzuca, oszołomiony Czarek.
– Czy ja się dobrze czuję? Wspaniale się czuję – odfukuje przez śmiech. – Mam tylko pewność, że moje własne dzieci nie znają w ogóle życia. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że to moja wina. Rozpuściłem was. O nic nie musieliście się nigdy martwić, o nic nie musieliście się z nikim bić. Wychowałem was na księcia i księżniczkę. Wszystko zawsze dawałem. I to był błąd.
Zatkało mnie. Czarka jak widzę również, bo już nawet nie sili się na jakieś słowa. Szybkim ruchem patrzymy po sobie, zupełnie zdezorientowani. Od zawsze mój wróg, a w tej sytuacji jakby sojusznik.
W aucie panuje absolutna cisza, która po tych gorzkich słowach, chciałabym, aby panowała do samego celu podróży. Mogę tylko pomarzyć, bo z ust taty wylewają się kolejne słowa.
– Wy nawet nie zdajecie sobie sprawy pod jaką złotą gwiazdą się urodziliście. Jakie macie wielkie szczęście. Skończyliście naukę i od razu z dnia na dzień, bez najmniejszego wysiłku mieliście zapewnioną pracę. Macie pieniądze i możliwości, możecie mieć wszystko. Wy nawet nie wiecie, co ludzie w waszym wieku przechodzą. Mądrzy, wykształceni, gotowi wychodzą w świat z rozłożonymi szeroko skrzydłami. Pełni nadziei i marzeń. I nagle, zderzają się ze ścianą. Ze smutnymi realiami. Tworzą piękne CV, wysyłają ich setki. Wysyłają i wysyłają. Od ofert o pracę na pełny etat po staże i gówno płatne praktyki. I cały czas liczą na to, że ktoś w końcu do nich zadzwoni. Ale telefon milczy, nie dzwoni nikt. A dlaczego? – zawiesza pytanie między nami. Nie wiem czy czeka na jakąkolwiek odpowiedź, czy przerwał tylko po to, aby nabrać powietrza.
Głośno wzdycha, po czym stanowczym głosem dokańcza swój wywód:
– To bardzo proste, a zarazem bardzo śmieszne. Bo nie mają przynajmniej rocznego doświadczenia na podobnym stanowisku. Co z tego, że spełniają wszystkie inne wymagania, że chcą się uczyć, rozwijać i poświęcać pracy? Nikt nie bierze ich nawet pod uwagę. Bo nie mają jebanego doświadczenia. A gdzie mają je zdobyć skoro nikt nie chce dać im szansy? Gówno prawda, że praca leży na ulicy. Trzeba się bić, przepychać rękami i nogami żeby się gdzieś dostać. A udaje się to tylko małej części i to nie prawda, że najlepszej. Udaje się tej części, która ma po prostu szczęście. A tym, którym się nie udaje są nieszczęśliwi do końca życia i to nie dlatego, że się nie nadają tylko dlatego, że nikt nie dał tym młodym ludziom szansy. Życie jest niesprawiedliwe i im szybciej to zrozumiecie tym lepiej dla was. I tak niestety jest w każdej kwestii, więc doceńcie to pod jaką złotą gwiazdą się urodziliście.
Milknie i już do końca trasy nie odzywa się ani słowem.4
Jaki jest Czarek dla innych? Jakie sprawia wrażenie? Jak się zachowuje w towarzystwie, kiedy mnie nie ma w pobliżu? Jest fajny? Czy gdybym poznała go jako kolegę, polubiłabym go? Nie wiem. I nigdy się nie dowiem, bo nie stanę po tamtej stronie. Zawsze będę siostrą. Szkoda, że tylko z nazwy.
Teraz patrzę na niego. Stoi przed lustrem przygotowując się do wyjścia. Umówił się dziś z kolegą, wychodzą na miasto. Przynajmniej ma z kim, więc chyba jednak jest lepszym człowiekiem niż ja.
Całe szczęście jest tak zaaferowany pindrzeniem się, że nie zwraca na mnie uwagi. Obserwuję go, krzątając się cichutko po kuchni. Cieszy mnie to bardzo. Nie mam ochoty wysilać się na rozmowę, którą zapewne on poprowadziłby w zamierzonym przez siebie kierunku, a kierunek zawsze jest jeden.
Nagle dobiega nas głośne pukania do drzwi. Czarek z uśmiechem robi krok w ich kierunku, otwiera. Pojawia się jego dzisiejszy towarzysz.
– Siema stary! Wchodź do środka, skoczę tylko na górę po portfel i możemy iść.
– Spoko, nie spiesz się – rzuca uśmiechnięty Janek.
Szybkim ruchem zatrzaskuje za sobą drzwi i kieruje się w stronę kuchni. Miałam nadzieję, że grzecznie poczeka przy wejściu, a ja zostanę niezauważona. Myliłam się.
Co prawda obserwuję go, ale jedynie kątem oka. Całą swoją uwagę staram się skupić na wycieranym właśnie blacie kuchennym, jednak muszę przyznać, że jego nagła, bliska obecność powoduje, że moje ciało się spina, a serce przyspiesza.
– Cześć Lilka! – mówi z wyraźnym spokojem.
– Cześć Janek – odpowiadam, starając się zamaskować swoje zdenerwowanie, którego kompletnie nie rozumiem.
– Miło cię znowu widzieć.
– Ciebie również. Co cię do nas sprowadza?
Nie no super! Ale idiotko zadałaś błyskotliwe pytanie. Przecież doskonale znasz na nie odpowiedź!
– Wybieram się z twoim bratem ślamazarą na piwo. Trzeba się trochę odstresować czasem. Może masz ochotę pójść z nami?
Nie wierzę. Facet, który pyta czy mam na coś ochotę, a nie narzuca swoją wolę? Jakie to miłe. Jakie to inne.
Ale to jednak facet.
– Nie dziękuję, nie chcę wam przeszkadzać. Poza tym mam dzisiaj jeszcze trochę rzeczy do zrobienia.
– Przestań, przecież nie będziesz nam przeszkadzać. Ja bardzo chętnie spędziłbym z tobą wieczór.
– To urocze, dziękuję bardzo. Ale dzisiaj musisz się zadowolić moim bratem – odpowiadam, nie patrząc na niego. Nie chcę żeby zauważył moją poczerwieniałą z zawstydzenia twarz.
– Szkoda. A może umówimy się innym razem, sami? Poznamy się lepiej. Ostatnio chyba dobrze nam się rozmawiało.
– Proponujesz mi randkę? – nie dowierzam.
– Chyba tak. Tak, zdecydowanie proponuję.
Szok, ona naprawdę jest dla mnie miły. Dziwne, może robi sobie żarty?
– Lilka, co ty na to? – dopytuje.
No właśnie co ja na to? Mów coś, mów! Tylko proszę, nic głupiego.
– Schlebiasz mi – zaczynam, podnosząc na niego speszony wzrok. – Jesteś bardzo fajnym facetem, ale przyjaźnisz się z moim bratem.
Brawo! Bezpiecznie wybrnęłaś.
– I co z tego?
– Myślę, że mogłoby być trochę niestosownie.
Niczym wybawienie z tej krępującej, ale jednocześnie muszę przyznać przyjemnej sytuacji, dobiega nas huk szybkiego zbiegania po schodach. Janek nie ciągnie przerwanego tematu. Jedynie się uśmiecha.
– Jestem gotowy. Możemy iść – krzyczy Czarek.
– Już idę. Daj mi chwilę – rzuca obojętnie, w dalszym ciągu stojąc obok mnie.
Podejrzewam, że mój braciszek zdębiał widząc nas razem. Już na urodzinach bacznie nas obserwował i w klasyczny dla siebie sposób, postanowił to przerwać.
– Jak zmienisz zdanie, a mam wielką nadzieję, że zmienisz, to daj znać. Masz mój numer, dałem ci go ostatnio. Będę czekał.
Odchodzi, a ja ponownie palę cegiełkę. Jestem zaskoczona. Przerażona, ale jednocześnie rozpromieniona. Bo sama nie potrafię tego zrozumieć. Janek ma w sobie coś co mi się podoba. Chyba spokój, którego tak bardzo potrzebuję. Jest po prostu miły.
Muszę przyznać, że kiedy pojawia się obok mnie, nie czuję w sobie takiego obrzydzenia jak przy Czarku. Nie mogę powiedzieć, że czuję się przy nim zupełnie swobodnie, bo to też nie jest prawda. Ale jednak mam wrażenie, że na niego moje ciało reaguje inaczej. Nie blokuję się, nie spina w taki sposób jak przy bracie. To tym bardziej dziwne bo rozmawiałam z nim dopiero drugi raz w życiu. Ale był dokładnie taki sam jak wtedy. Fajny. Może to słowo faktycznie wszystko spłyca, ale on taki po prostu jest. Fajny.
Po kilku minutach moje zawstydzenie mija, ale uśmiech z twarzy nie znika jeszcze długo po tym jak zatrzaskują za sobą drzwi.
Nie znika do momentu, w którym przypominam sobie, że to facet. Kolega Czarka, a to wszystko zapewne jest głupim żartem wymierzonym w moim kierunku.5
– Tutaj jest wolny stolik. Siadamy – wołam, przeciskając się przez tłumy rozbawionych osób.
– Środek tygodnia i tyle ludzi, co to ma być? Ludzie nie mają co robić? – krzywi się Janek, stawiając dwa kufle na stole.
– Nie narzekaj staruszku. Dzisiaj czwartek, studenci się bawią, a my z nimi!
– Ja to chyba już wyrosłem z takich imprez. Zresztą nie mam już 20 lat, wolę inne rozrywki.
– Ale nie masz jeszcze nawet 30 – stki mi do niej znacznie bliżej, a ja jeszcze chętnie bym poszalał. I jeszcze długo szaleć będę – mówię z uśmiechem. – Zdrowie!
– Widzę, że ktoś ma dziś fazę na zabawę.
– No pewnie, że mam. Tak rzadko mogę się gdzieś wyrwać. Cały czas tylko robota i robota. Dzisiaj reset, bawimy się!
– To ja nie wiem czy sprostam twoim oczekiwaniom. Może powinieneś przyłączyć się do jakiś częstszych bywalców takich miejscach? Co powiesz na tych pod DJ – ką? – proponuje, skinieniem głowy wskazując grupę.
– No oni na pewno nie przyszli tutaj tak przyglądać się po sobie, jak ty – rzucam żartobliwie, po czym ponownie upijam porządną porcję zimnego, złotego trunku. Janek idzie w moje ślady.
Przez chwilę rozglądamy się po sporej rozmiarów sali, rzeczywiście pełnej ludzi. Roześmianych, gawędzących i integrujących się między sobą. Dobry nastrój jest tutaj zdecydowanie zauważalny. Mnie się udziela, ale mojemu towarzyszowi chyba niespecjalnie.
– Stary, mam wrażenie, że od kiedy wyszliśmy jesteś jakiś struty.
– Dostałem kosza – rzuca prosto z mostu.
– Co? Od kogo? Kiedy? Opowiadaj! Poznałeś jakąś laseczkę?
– Nie wiem czy chcesz wiedzieć.
– No pewnie, że chcę. Wszystko i to ze szczegółami. Dawaj! – niemal krzyczę.
Szczerzę się do niego w oczekiwaniu na szczegóły zupełnie niespodziewanej informacji. Ten jednak przytrzymuje mnie w niewiadomej kilkadziesiąt długich sekund. Upija porządny łyk, po czym podnosi na mnie wzrok pełen powagi.
– Od twojej siostry.
– Pojebało cię? – wypalam.
– O co ci chodzi? – dziwi się.
– Chciałeś umówić się z moją siostrą?
– Głuchy jesteś? Czy już procenty ci weszły?
– Dlaczego z nią?
– A dlaczego nie? – dziwi się.
– Kurwa, nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
Czuję jak wzbiera we mnie ogromna wściekłość. Przyjebię mu zaraz. No autentycznie dostanie w ryj. Co za bezczel!
– Weź wyluzuj, bo spiąłeś się nie wiem o co.
– Nie wiesz o co? No kurwa to pozwól, że ci to wyjaśnię.
– Dobra, daruj sobie.
Wymownie przewraca oczami.
Zapada cisza. On na mnie nie patrzy, ja za to wlepiam w niego ślepia z niedowierzaniem i złością. Nie rozumiem tego. Jak on śmie w ogóle myśleć o Lilce w tych kategoriach? Za kogo on się uważa? Czuję jak ludzie wokół nas przestają istnieć. Zupełnie tak, jakby po postu zniknęli. Jakbyśmy zostali tylko ja i on.
Janek mój najlepszy przyjaciel. Od dzisiaj gnida, której nie mogę ufać.
– Lubisz ją? – wypalam z potęgująca się wściekłością.
– Tak – odpowiada natychmiast.
Nadal jednak nie podnosi na mnie wzroku. Czyli czuje się winny. To dobrze. Już ja mu wypiję takie durne pomysły z głowy.
– Podoba ci się?
– Tak.
Kurwa.
– I mówisz tak bez najmniejszego zawahania?
– A czemu mam się wahać? – podnosi głos, a wzrok tym razem zwraca już wprost na mnie.
– Mówisz o mojej siostrze – cedzę, przez zaciśnięte zęby.
– Mówię o kobiecie, a ona nie jest twoją własnością.
– A właśnie, że jest moją… moją rodziną.
– Rodzina to nie własność – uśmiecha się kpiąco. – Jesteś zazdrosny?
– Tak.
– Serio?
– Nie, nie wiem. Ale zabraniam.
Jasna dupa, gubię się już. Najchętniej to powiedziałbym prosto z mostu czemu, ale chyba nie mogę. Sam nie wiem. Dziwię się sam sobie, że jeszcze mu nie przyłożyłem. Wtopić moją zaciśniętą pięść w jego ryj. Chcę. Pokazać, że sięgnął po moje.
– Twoja siostra ma prawo do ułożenia sobie życia. Nie chcesz żeby była szczęśliwa?
– Masz ją zostawić w spokoju. Zabraniam, słyszysz?
– Zabraniać to ty sobie mogłeś w średniowieczu – śmieje się.
Co za bezczelny fiut. Teraz to już chyba się nie powstrzymam. Wyciąga ręce po to, co najlepsze. Po to, co mu się nie należy i nigdy należeć nie będzie. Jest moja.
– Kurwa, przeginasz! – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Niestety jak już wspomniałem, dała mi kosza.
Z jego twarzy znika uśmiech. Oczy znowu spuszcza w dół. Patrzę na niego i czuję, że moje ciało delikatnie zaczyna się rozluźniać. Lilka przecież nie jest głupa. Wie o tym, że łączy nas uczucie. Niesamowita więź, której tak samo jak ja, nie chce stracić. Jesteśmy dla siebie po prostu stworzeni. Ja o tym wiem i ona o tym wie.
– Ale się nie poddam. Chcę ją poznać – dorzuca po chwili. – A swoją drogą, to wszystko dzięki twojej imprezie urodzinowej.
– Co niby?
– Nasza pierwsza rozmowa. Dziwne było tylko jej późniejsze nagłe zniknięcie. Nie zdążyłem się nawet pożegnać. A co najciekawsze ty zniknąłeś dokładnie w tym samym czasie.
– A co ma piernik do wiatraka?
Kurwa, co za pies. I ten bezczelny uśmieszek, który znowu gości na jego twarzy.
– Niby nic, ale nie zwracałeś na nią uwagi przez cały wieczór, a potem nagle…
– Co to w ogóle ma za znaczenie? Pewnie poszliśmy przygotować jedzenie do kuchni czy coś.
– Przecież zamawiałeś pizze. A w kuchni was nie było. Wiem, bo sprawdzałem.
– O co ci kurwa chodzi?
– O nic, wyluzuj stary – mówi mi prosto w twarz, szturchając przy tym zaczepnie w ramie.
– Lilka podała powód, czemu nie chce się z tobą umówić? – pytam trochę spięty, nieudolnie próbując znieść rozmowę na inny tor. W środku jednak czuję, że wystarczy jeszcze jeden jego głupi komentarz i wybuchnę. A wtedy mogę powiedzieć coś, czego nie powinienem.
– Tak.
– No to mów!
– A chuj ci do tego? – oburza się.
– Oj widzę, że kogoś duma została poważnie urażona. Ktoś raczył odmówić wspaniałemu Janowi.
– Weź nie błaznuj.
Mina już wyraźnie mu zrzedła, a po uśmiechu nie ma już śladu. Za to u mnie, ponownie zagościło rozbawienie. A może to satysfakcja?
– No to mów! – ponaglam go.
– Przez ciebie, debilu.
– Przeze mnie? – powtarzam zszokowany.
– Bo jest twoją siostrą. A my się przyjaźnimy. I według niej, to byłoby niestosowne. Oboje choro rozumujecie.
Cholerna, wspaniała wewnętrzną radość. To właśnie czuję.
Moja Lilka! To się nazywa symbioza i zrozumienie bez słów.6
Kolejna noc za mną.
Nie lubię ich.
To ma być czas na odpoczynek? Dla mnie to istotna walka o przetrwanie. Gonitwa myśli i wyobrażeń.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że moje życie to droga przez mękę. Nic nie sprawia mi już przyjemności.
Dzień to ciągłe zmęczenie. Wykonywanie obowiązków na najwyższych obrotach. Chociaż może to jednak jest dobre, bo sprawia, że nie myślę. Nie myślę o tym, o czym myśleć nie chcę.
W nocy bezsenność, przewracanie się z boku na bok i zerkanie w stronę drzwi. Wejdzie, czy dziś zostawi mnie w spokoju?
Jestem wrakiem człowieka. Moje życie nigdy nie było usłane różami, ale teraz to piekło. Mam wrażenie, że walczę sama ze sobą. Że walczę o siłę, której potrzebuję, a której mam już w sobie tak mało. Żyję w strachu. Boję się kiedy jakiś nieznajomy mężczyzna na mnie popatrzy. Kiedy pośle mi uśmiech, a co dopiero kiedy idzie w moim kierunku. O rozmowie z kimkolwiek nawet nie wspomnę.
Czy czuje to każda kobieta? Czy to jest normalne?7
Niby mu odmówiła, niby go nie chce. Ale on powiedział, że się nie podda.
Co on sobie w ogóle wyobraża? Czy nie ma za grosz wstydu?
Mam ochotę go rozszarpać. Lilka jest moja i tylko moja. A on nie ma prawa nawet na nią patrzeć.
Nie pozwalam mu! Jaka on w ogóle śmie proponować jej randkę?
Miałem go za przyjaciela. Takiego prawdziwego. A on najzwyczajniej w świecie mnie zdradził.
Jebany skurwiel.
Nie zostawię tego tak. Nie mogę.
Będę go bacznie obserwował i dam nauczkę w odpowiednim momencie. W momencie, w którym najmniej będzie się togo spodziewał. Wykończę go!
Janek od teraz jest wrogiem. Już ja mu pokażę, że cudzych rzeczy się nie rusza.
Ale dzięki temu wszystkiemu przynajmniej wiem, że nie jestem obojętny mojej małej siostrzyczce. Mojej kobiecie.8
Dzisiejszy poranek postanawiam w całości spędzić w kuchni. Zwlekam się z łóżka wcześnie rano, co przy mojej bezsenności wcale nie jest trudne. Chcę wypróbować znaleziony w internecie przepis na ciasto. Żeby nie obudzić nikogo z sypialni obok, jak najciszej tylko potrafię, schodzę na dół. Włączam poranną, radiową audycję i z przyjemnością oddaję się pracy.
Chyba zdecydowanie wstałam dziś prawą nogą. Sama nie wiem, z czego to wynika, bo przecież w nocy tak mało śpię. Jednak mimo to, czuję wewnętrzną siłę. Czuję, że dziś mogę przenosić góry. Niby cudowne uczucie, ale jednak trochę niepokojąca zmiana nastroju o 180⁰.
Moja samotność trwa całe, wspaniałe 40 minut. Chwilę szczęścia rujnuje mój ulubiony członek rodziny. Nie wiem, czy sprowadził go zapach pieczonego ciasta, czy chęć zatrucia mi jeszcze bardziej życia.
– Ależ pachnie. Co tam pysznego pieczesz?
– Ciasto. Ale nie dla ciebie – odburkuję wściekła.
Uśmiecha się. Znowu tak paskudnie się śmieje, a ja zaczynam odczuwać spięcie całego ciała. Przyjemne rozluźnienie nieodwracalnie zniknęło.
– Jak to nie dla mnie? A dla kogo?
– Sama zjem całe.
Chyba wyraźnie bawią go moje słowa, bo aż parska śmiechem. A ja denerwuję się jeszcze bardziej.
– Oj myślę, że chyba jednak jakiś kawałek mi dasz.
– Chyba jednak nie.
– A co muszę zrobić żeby dostać?
Dać mi spokój jebany psycholu!
– Pozmywaj – mówię oschle, wskazując stertę naczyń.
– Okej.
Widać, że cała ta przytłaczająca mnie sytuacja jest dla niego normalna, a wręcz przyjemna, bo uśmiech nie schodzi mu z twarzy. I to jest, tak bardzo przerażają. Gdy on się śmieje, ja się boję.
Przez dłuższą chwilę w pozornym skupieniu wykonujemy swoje zadania, wsłuchując się przy tym w dźwięki płynącej muzyki. Ja jednak kątem oka cały czas go obserwuję i zauważam, że jego wzrok co chwila błądzi w moim kierunku, a to jeszcze bardziej mnie osacza. Już chyba jednak wolałabym, żeby zamęczał mnie rozmową, niż patrzył tym chorym wzrokiem.
Niczym wybawienie okazuje się nagły dzwonek do drzwi.
– Otworzysz? Mam mokre ręce – rzuca Czarek.
Kiwam porozumiewawczo głową i ruszam w kierunku wejścia.
– Dzień dobry – wita mnie listonosz, wyciągając w moim kierunku kartkę i długopis.
– Dzień dobry, do kogo? – pytam, składając podpis.
– Dla Pani ojca. Miłego dnia! – rzuca na odchodne.
– Dziękuję, wzajemnie.
Zamykam za nim drzwi i zaczynam intensywnie przyglądać się kopercie. Dziwi mnie logo, widniejące na kopercie.
Wracam do kuchni.
– Co tam? – pyta Czarek.
– List do taty. Z jakiejś kliniki. Wiesz coś o tym?
– Nie. Robił pewnie badania okresowe, a ty już tutaj jakieś czarne scenariusze masz w głowie.
To prawda, tak właśnie jest. Zaraz przed oczami pojawiają mi się białe kitle, sale operacyjne i plamy krwi. Moja wyobraźnia mnie czasem zaskakuje.
– Może masz rację – mówię, kładąc list na komodzie.
Podchodzę ponownie do blatu i pospiesznie wracam do przerwanego zajęcia. Tylko, że nadal czuję na sobie jego wzrok. Nie mogę go znieść, tak bardzo mnie pali. Nie chcę go tutaj.
Dlaczego nie odpuszcza? Dlaczego dostrzegam jak zmniejsza bezpieczny, dzielący nas dystans?
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczyna dość poważnie. Chyba nawet z lekkim podenerwowaniem, czym dość mocno zbija mnie z tropu.
– Coś się stało? – pytam.
– Nie, nie spokojnie.
– Więc?
– Chciałbym ci kogoś przedstawić. Tobie i całej reszcie.
– Poznałeś kogoś? – odpieram, pełna nadziei.
– Można tak powiedzieć.
– Można tak powiedzieć?
– Znaczy się tak, poznałem.
– To wspaniale. Boże jak ja się cieszę – krzyczę, bo przecież to najlepsza wiadomość pod słońcem.
– Tak, super. Ale tak bardzo cię to cieszy?
– No oczywiście, że tak. Cieszę się twoim szczęściem – kłamię.
I znowu role się odwróciły. Teraz to ja się śmieję. Teraz to ja tryskam energią, bo usłyszałam coś, na co tak długo czekałam. Coś, co daje mi nadzieję.
A on? On jest smutny.
– Zaprosiłem ją do nas. Wpadnie na kolację.
– Świetnie. Bardzo chętnie ją poznam – piszczę podekscytowana z pełnym i szczerym zakresem uśmiechu. Nie potrafię tego kontrolować, bo jest to w stu procentach prawdziwa reakcja. Dziwne uczucie, bo myślałam, że już zupełnie zapomniałam, jak to jest się szczerze śmiać.
– Lilka – patrzy mi prosto w oczy.
– Tak?
– Ona jest inna niż ty.
– To znaczy?
– To znaczy, że to ty jesteś wyjątkowa.
Nie odpowiadam.
Przecież to zdanie jest doskonałym podsumowaniem całej naszej relacji. Całej relacji w jego chorej głowie. Dla mnie, to nic nowego.
Odwracam się tylko i pospiesznym krokiem wychodzę. Ruszam w kierunku łazienki, kompletnie obojętna na jego ostatnie słowa. Dla mnie najważniejsze jest to, że istnieje. Że nareszcie się pojawiła i, że mnie uwolni. Wierzę w to.9
Jak w każdej firmie tak i u nas plotki są na porządku dziennym. Ja ze względu na to, że jestem córką szefa i przez to też mam czasem coś do powiedzenia, często nie jestem brana pod uwagę w rozmowach przy kawie. A jeżeli już, to tematy są dobierane bardzo ostrożnie. No cóż się dziwić, takie jest życie. Mają do tego prawo.
Całe szczęście istnieje w tej firmie ktoś takie jak sekretarka. Osoba, która dobrze żyje z wszystkimi. Mówi dużo i wszystko, co wie. Taka właśnie jest prawa ręka mojego taty. Uwielbiam tę kobietę. Jest ode mnie dużo starsza, ale wcale nam to nie przeszkadza w swobodnej rozmowie. Mam wrażenie, że jest to jedyna bezinteresowna osoba w tym przeklętym miejscu.
Jak co piątek muszę iść do pana prezesa przekazać bieżące dokumenty do podpisu. Tak też dzieje się i dzisiaj. Biorę więc wszystko pod pachę i podążam w kierunku jego gabinetu.
– Dzień dobry, Pani Lilko – wita mnie z szerokim uśmiechem na twarzy prawa ręka ojca.
Tyle razy prosiłam, żeby przestała z tą panią. Przecież jestem dla niej gówniarą.
– Dzień dobry. Jak miło zobaczyć przyjazną twarz – odpowiadam z naprawdę szczerym uśmiechem.
– Ciężki dzień?
– Niestety tak, ale na szczęście już prawie weekend. Co tam ciekawego słychać, proszę opowiadać.
Kładę stertę papierów na jej biurko i swobodnie opieram się o blat.
– Oj, muszę Pani powiedzieć, że nie potrafię pogodzić się z ludzką podłością – krzywi się, widocznie smutniejąc.
– Co się stało? Ktoś pani coś zrobił?
– Nie, nie mi. Chodzi o tego młodego chłopaka, który ostatnio odszedł z pracy.
– No mówiąc szczerze, słyszałam jakieś pogłoski, ale nie wiem dokładnie, co się stało. Nie znałam go za dobrze. Został zwolniony? – dopytuję.
– Zwolniony? Nie, broń cię Panie Boże. Pani ojciec bardzo chciał, żeby został. Był bardzo zadowolony z jego pracy. Dał mu nawet podwyżkę, bo myślał, że chodzi o pieniądze.
– Nic nie rozumiem…
– Ten biedny młodzieniec niedawno ujawnił swój długo skrywany sekret.
– Jaki? I co to ma do rzeczy?
Krzywię się, kompletnie nic nie pojmując.
– Przyznał się jednej swojej współpracownicy, którą podobno bardzo dobrze znał i z którą rzekomo się przyjaźnił, że jest osobą homoseksualną.
– Matko święta, a co to ma do rzeczy? To jego sprawa.
– Chodzi o to, że ona oczywiście to wszystkim rozgadała. A ludzie zareagowali. Bo niestety jak doskonale wiemy, nie wszyscy są tolerancyjni.
– Ale co to ma w ogóle wspólnego z tolerancją? – podnoszę głos. – Co złego jest w tym, że on jest innej orientacji? Jego prawo. Może kochać, kogo tylko zechce.
– No ja też tak uważam mimo, że jestem osobą reprezentującą starsze pokolenie i można powiedzieć dla wielu jestem przedstawicielką dość konserwatywnej grupy – mówi, patrząc na mnie oczami przepełnionymi smutkiem.
– Ale dalej za bardzo nie rozumiem, co to wszystko ma wspólnego z odejściem z pracy.
– To, że ludzie zaczęli głośno gadać, wytykać palcami. Cały czas go obgadywali, śmiali się na jego oczach. A niektórzy to nawet zaczęli wyzywać. Dzisiaj się jeszcze dowiedziałam, że ktoś próbował go pobić.
– U nas jest ktoś taki? Nie możliwe, nie wierzę!
Bo bardzo nie chcę w to wierzyć, ale dobrze wiem jak jest. Dzisiejszy świat jest zdolny do wszystkiego.
– Oj niestety to prawda. Też nie mogłam tego pojąć.
– Czyli, czy ja dobrze rozumiem. Odszedł z pracy ze względu na panującą homofobię?
– Dokładnie tak. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdy pierwszego dnia oprowadzałam go po firmie, to powiedział, że jest z siebie taki dumny, bo spełnił właśnie swoje marzenie. Dostał wyśnioną pracę, która kiedyś wydawała się być nieosiągalna. Był wtedy taki szczęśliwy. Szkoda, że tylko do czasu.
– To straszne. Nie potrafię uwierzyć, że ludzie mądrzy, wykształceni i pozornie bardzo życzliwi, pomocni dla drugiego człowieka, mogą tak diametralnie zmienić swoje nastawienie. I to dlaczego? Dowiedzieli się, że ktoś woli mężczyzn, a nie kobiety? Zmienili jego życie w piekło. Jak można w XXI wieku być tak zaściankowym? – nie dowierzam.
– Niestety… – wzdycha zrezygnowana.
– Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Dlaczego niczego nie zauważyłam? Może zdołałabym mu jakoś pomóc. Wesprzeć go.
Czuję, że ogarnia mnie lekka frustracja. Nie pomogłam, mimo, że mogłam chociaż spróbować. Przecież dobrze wiem, że ludzie to bestie, które potrafią wbić nóż w plecy przy pocieszającym przytulasie. Takie są realia dzisiejszych czasów.
Wszyscy z natury jesteśmy egoistami, ale przykre jest to, że wielu z nas nie potrafi tej natury okiełznać.
– Ludzie potrafią się bardzo dobrze kryć i udawać. Stwarzać pozory. Mówić, że coś jest białe kiedy w rzeczywistości jest czarne. Potrafią być życzliwi i pomocni, a za plecami żmijowaci, przepełnieni żalem i zazdrością. W tym przypadku właśnie tak było. Wystarczyło, że jeden rzucił jakimś niewybrednym tekstem, a reszta grupy jak głupie gąski poszła za nim. I kto wie, może część z nich zrobiła to ze strachu. Przecież nikt sam nie chce znaleźć się na celowniku. Przecież ciężko jest się sprzeciwić. Lepiej iść za stadem, nawet jeżeli się z nim nie zgadzamy. Tak jest najprościej i najbezpieczniej.
Widzę jak mówi to szczerze i prosto z serca. Nie jak maszyna, wyuczony tekst. Ale jak dobra i troskliwa osoba, która chciałaby to zmieniać. Tylko, że w pojedynkę, nic nie zdziała.
– Czuję się winna, że nie zareagowałam…
– Nie wiedziała Pani – próbuje mnie pocieszyć, gładząc troskliwie po ramieniu.
– A powinnam wiedzieć. Jakby na to nie patrzeć mam w tej firmie coś do powiedzenia. Powinnam się interesować pracownikami. Tym czy nie dzieje im się tutaj krzywda, czy nikt ich nie dręczy. A ja to przeoczyłam. Dla takiego zachowania nie ma tolerancji. Nie wolno nikogo krzywdzić ani dyskryminować. Nie zgadzam się na to. Co z nami ludźmi jest nie tak, że nie widzimy cierpienia i bólu innych? Jesteśmy tacy zimni, pozbawieni ludzkich odruchów, znieczuleni.
Ślę jej smutne spojrzenie, dopytując:
– Powiedział co teraz zamierza?
– Planuje wyjechać. To, co spotkało go tutaj, nie jest jednorazową sytuacją. On, jak i jego partner, znajomi spotykają się z tym na co dzień. Ludzie traktują ich jak wynaturzenia, jak obcych, których słowami, a co gorsza siłą trzeba, jak to mówią – nawrócić na właściwe tory. Powiedział, że nie potrafi żyć w tym kraju, mimo, że kocha go całym sercem.
– Nie mogę w to uwierzyć, ale dzisiejsze życie to TUTAJ dla wielu istna walka o przetrwanie. Walka o każdy dzień obdarta z godności i człowieczeństwa – podsumowuję nostalgicznie.10
Umówmy się, uczucia są w środku. To co w sercu, to nasza sprawa i nie zawsze wszyscy muszą o tym wiedzieć. Ważne jest to, co pokazujemy na zewnątrz. To smutne, ale niestety żyjemy w takich czasach, że dla własnego dobra, pozory trzeba zachowywać. To one grają pierwsze skrzypce. Nie ważne co czujemy, czy jak się zachowujemy za zamkniętymi drzwiami. Możemy wśród najbliższych być ostatnimi skurwysynami, zboczeńcami czy mordercami. Jednak wśród obcych ludzi zawsze wszyscy się uśmiechamy, wzajemnie szanujemy i pięknie mówimy.
Dlaczego? To proste, właśnie dla zachowania pozorów.
Kogo tak naprawdę chcę, kogo uwielbiam, pożądam i … kocham, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Mimo że pranę powiedzieć wszystko, pokazać, chwalić się to wiem, że nie mogę. Serce muszę stłumić, rozum jest ważniejszy. To przykre, ale prawdziwe.
Dlatego dzisiaj, mimo że nie chcę, to muszę przedstawić im potencjalną kandydatkę na żonę. Daria jest mądra, inteligentna i atrakcyjna. Lubi mnie, chyba nawet już kocha. Chce mieć rodzinę, a ja tego potrzebuję. Więc razem ją założymy. I będziemy pozornie szczęśliwi.
Ciekawe tylko jak ona na nią zareaguje. Moja kochana Lilka. Boję się, co sobie pomyśli.
Czy to zaakceptuje, czy nie będzie zazdrosna?
Czy nasz układ zadowalający obie strony dalej będzie trwał?
Trochę ją ostatnio zaniedbałem, ale wszystko naprawię. Przecież łączy nas coś niesamowitego. Bliskość, czułość, szacunek. Wspaniałe uczucie. Będę układać sobie życie obok tego, które mam teraz. Daria nie jest przecież aż taka zła. Jest znośna. Szkoda tylko, że ma jedną zasadniczą wadę.
Nie jest Lilką.11
Boże jak bardzo się cieszę. To najlepsza wiadomość w ostatnim czasie. Poznał kogoś. Zakochał się! To wielki dzień, to dzień mojej wolności!
Czuję podenerwowanie, ale i niesamowitą ekscytację. A w głębi serca ciepło.
Tak właściwie to nie mam pojęcia, kim jest, jak wygląda, ani nawet jak się poznali. To wszystko nieistotne. Ważny jest fakt, że naprawdę istnieje. A co najważniejsze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jest dla mnie słońcem, które przegonie wszystkie czarne chmury.
Swoją drogą, chyba porządnie musiała zawrócić mu w głowie, skoro od pewnego czasu mnie nie odwiedza. Od dawna tak dobrze nie spałam. Zero koszmarów. Bez ciągłego patrzenia na klamkę w obawie, że zaraz nieproszony zajrzy do środka. Spokój. To coś nowego. Fantastycznego.
Mam nadzieję, że nic głupiego nie powiem. Niczym jej nie odstraszę.
Ona musi tutaj zostać!