Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wszystkie nasze tajemnice - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie nasze tajemnice - ebook

Ta książka pobudzi cię do śmiechu, sprawi, że będziesz płakać z radości i smutku, a na koniec mocno przytulisz swoich najbliższych.

Anna chce się dostać na studia. Całymi dniami się uczy, wieczorami pracuje i nigdy nie rozmawia o swojej rodzinie. Łatwiej jest trzymać wszystkich na dystans, dopóki w jej życiu nie dokona się zwrot. Tyle że los stawia na jej drodze Gabe’a.
Gabe jest wybitnym studentem, ma dużą, idealną, serdeczną rodzinę. Stanowi całkowite przeciwieństwo Anny. A jednak nawiązuje się między nimi nić porozumienia. On umie ją rozśmieszyć, a jego srebrzystoniebieskie oczy potrafią przejrzeć ją na wylot. Mimo to Anna zrobi wszystko, aby Gabe nie odkrył jej najmroczniejszej tajemnicy, prawdziwego powodu, dla którego co wieczór czeka na nią tylko zimne, puste mieszkanie… Dlatego gdy chłopak zbliża się do prawdy, dziewczyna zostawia wszystko i ucieka z miasta.
Po latach jednak wraca do miejsca, w którym się wychowała, a kiedy Gabe bierze ją w swoje silne ramiona, nareszcie czuje, że odnalazła dom.
Czy prawda, gdy w końcu wyjdzie na jaw, zniszczy światy ich obojga? Gabe’owi Anna ufa bezgranicznie, ale co jeśli on również ma swoje tajemnice? Ile bólu zdołają pomieścić dwa serca, zanim popękają?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68226-46-1
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

LATO, TE­RAZ

Dok­tor Anna Camp­bell od pięt­na­stu lat ro­biła, co mo­gła, by nie wra­cać do domu. A te­raz tuż za drzwiami lot­ni­ska roz­po­ście­rał się Pit­ts­burgh w sta­nie Pen­syl­wa­nia, mia­sto, z któ­rego przez całe dzie­ciń­stwo pró­bo­wała uciec.

Aby do­dać so­bie od­wagi, za­ci­snęła palce na zło­tym wi­siorku, który no­siła od dwu­dzie­stu lat, i po­tarła kciu­kiem de­li­katny wzór. Nie była już prze­ra­żo­nym, zroz­pa­czo­nym dzie­cia­kiem, a ta po­dróż mo­gła dać jej od­po­wie­dzi, któ­rych szu­kała przez pół swo­jego ży­cia.

Mo­gła po­móc jej w końcu na do­bre zo­sta­wić za sobą prze­szłość.

Wy­pro­sto­wała się i po­szła za in­nymi zmę­czo­nymi pa­sa­że­rami do windy, po czym przy­sta­nęła, kiedy ko­lejka roz­dzie­liła się na osoby zmie­rza­jące po od­biór ba­gażu i do au­to­ma­tycz­nych drzwi, za któ­rymi cze­kali już przy­ja­ciele i zna­jomi. Nie miała żad­nego ba­gażu. Wszystko, co było jej po­trzebne, zmie­ściło się w ple­caku, nikt też za­pewne nie cze­kał na nią o tak póź­nej po­rze. Za­częła więc szu­kać zna­ków, które za­pro­wa­dzi­łyby ją do miej­sca, skąd od­jeż­dżał uber.

Już miała po­dejść do drzwi, kiedy za jej ple­cami roz­legł się ni­ski głos:

– Po­trze­bu­jemy le­ka­rza!

Okrę­ciła się na pię­cie, za­po­mi­na­jąc o zde­ner­wo­wa­niu, i jej wzrok padł na jed­nego z naj­pięk­niej­szych męż­czyzn, ja­kich w ży­ciu wi­działa. Stał kilka kro­ków od niej i ob­ser­wo­wał ją. Znie­ru­cho­miała, ple­cak zsu­nął się z jej ra­mie­nia i wy­lą­do­wał na pod­ło­dze.

Męż­czy­zna po­woli się uśmiech­nął.

– Gabe! – za­wo­łała i po­bie­gła w jego stronę. Spo­tkali się w pół drogi, męż­czy­zna chwy­cił ją w ra­miona i okrę­cił.

Ga­briel We­athe­rall, jej naj­lep­szy przy­ja­ciel.

– Nie mogę uwie­rzyć, że tu je­steś – po­wie­działa, kiedy w końcu od­sta­wił ją na zie­mię.

Sa­mo­lot wy­lą­do­wał po pół­nocy, uprze­dziła więc Gabe’a, że prze­no­cuje w ho­telu przy lot­ni­sku. Mo­gła prze­wi­dzieć, że jej nie po­słu­cha.

– Chyba nie są­dzi­łaś, że dys­kret­nie wśliź­niesz się do kraju po tak dłu­giej nie­obec­no­ści, co?

– Nie za­mie­rza­łam się wśli­zgi­wać. – Po­słała mu krzywy uśmiech. – Co naj­wy­żej za­kraść się na pa­lusz­kach.

Po­krę­cił głową i wes­tchnął z roz­ba­wie­niem wy­mie­sza­nym z nutą cze­goś jesz­cze. Pew­nie iry­ta­cji.

– Wiesz, że cała moja ro­dzina od­li­czała dni do two­jego przy­jazdu?

Po­czuła nie­ocze­ki­wany ucisk w sercu: ro­dzina Gabe’a, We­athe­ral­lo­wie. Ta wielka, gło­śna, uro­cza, ko­cha­jąca, nie­zno­śna fa­mi­lia. Byli obecni w jej ży­ciu od cza­sów dzie­ciń­stwa, nie mo­gło jej spo­tkać nic lep­szego niż to, że ją przy­gar­nęli. W ta­kie dni jak dziś wy­raź­nie jed­nak czuła, że ni­gdy nie bę­dzie taka jak oni. Każdą zmianę w ży­ciu po­strze­gali jako oka­zję do świę­to­wa­nia, im gło­śniej­szego i lud­niej­szego, tym le­piej. Ona wo­la­łaby ukryć się gdzieś, do­póki nie ob­my­śli na­stęp­nego kroku.

– Masz szczę­ście, że cała ro­dzina nie po­ja­wiła się w punk­cie od­bioru ba­gażu z or­kie­strą dętą i fa­jer­wer­kami – mruk­nął, jakby czy­tał w jej my­ślach. Uniósł brwi i spoj­rzał na nią z ukosa. – Za­su­ge­ro­wa­łem, że to mo­głoby cię przy­tło­czyć.

Prze­sa­dzał, ale tylko odro­binę. Znał ją le­piej niż kto­kol­wiek, za­wsze tak było. Ro­zu­miał jej prze­szłość, jej dzie­ciń­stwo i po­wody, dla któ­rych tak trudno było się jej otwo­rzyć na lu­dzi z taką swo­bodą, jaką wy­ka­zy­wała jego ro­dzina.

Ro­zu­miał wiele. Były też jed­nak rze­czy, któ­rych ni­gdy ni­komu nie po­wie­działa.

Na­wet je­śli miała świa­do­mość, że jej skry­tość cza­sami go fru­struje.

Zer­k­nęła na niego ukrad­kiem, kiedy się­gał po jej ple­cak. Nie wi­działa go od czte­rech lat. Był już po trzy­dzie­stce, w ką­ci­kach jego oczu po­ja­wiły się zmarszczki od śmie­chu i choć na­dal był szczu­pły, tro­chę się za­okrą­glił od ich ostat­niego spo­tka­nia. Oczy­wi­ście wy­glą­dał przez to jesz­cze atrak­cyj­niej.

Od­wró­cił się i przy­ła­pał ją na tym spoj­rze­niu.

Jakby z od­dali do­bie­gło ją ni­skie mru­cze­nie, z po­czątku ci­che, lecz na­bie­ra­jące siły. Przez chwilę wy­da­wało się jej, że to pas trans­por­towy ru­szył w punk­cie od­bioru ba­gażu, ale nie. Źró­dłem po­mru­ków była ona, to ro­ze­dr­gane bu­zo­wa­nie obej­mo­wało jej koń­czyny, kiedy znaj­do­wała się bli­sko Gabe’a.

Drże­nie ką­cika jego oka zdra­dzało, że on też je po­czuł.

Na­gle znów prze­nio­sła się do ich ostat­niego spo­tka­nia, tego wie­czoru na po­czątku czerwca cztery lata temu. Stali na we­ran­dzie domu jego ro­dzi­ców, dzie­liło ich za­le­d­wie kilka de­sek, ale wy­da­wało się, że to więk­szy dy­stans niż ocean, który wła­śnie po­ko­nała. Gabe był osłu­piały, a w jego oczach od­bi­jał się za­wód, bo sta­now­czo cof­nęła się za gra­nicę, którą nie­omal prze­kro­czyli.

Te­raz rów­nież się wy­co­fała, po­chy­liła się, by wziąć kurtkę, po czym prze­szu­kała kie­sze­nie, jakby nie było w tej chwili nic waż­niej­szego niż zna­le­zie­nie pasz­portu. Gabe wes­tchnął ci­cho, znów w wy­ra­zie fru­stra­cji.

Po raz ty­sięczny od tam­tej burz­li­wej wio­sen­nej nocy, kiedy wy­jeż­dżała z kraju, za­sta­na­wiała się, w jaki spo­sób czas i od­le­głość wpły­nęły na uczu­cia Gabe’a. Czy tak samo jak ona cie­szył się, że za­trzy­mali się, za­nim coś się mię­dzy nimi wy­da­rzyło? Czy było mu z tego po­wodu rów­nie przy­kro? Ni­gdy nie za­py­tała.

Roz­ma­wiali o wszyst­kim. Poza tym nie­zwy­kłym na­pię­ciem po­mię­dzy nimi. To te­mat tabu. Bo je­śli coś li­czyło się dla niej naj­bar­dziej, jedna rzecz, w obro­nie któ­rej by­łaby go­towa rzu­cić się pod nad­jeż­dża­jący po­ciąg, była to jej przy­jaźń z Gabe’em.

Je­dyne, na co mo­gła w ży­ciu li­czyć za­wsze.ROZ­DZIAŁ 1

JE­SIEŃ, PIĘT­NA­ŚCIE LAT TEMU

Anna wzięła głę­boki od­dech, żeby uspo­koić serce, które wa­liło w jej piersi mło­tem, kiedy pro­fe­sorka od­czy­ty­wała z pul­pitu li­stę na­zwisk. Chło­pak sie­dzący po pra­wej zmie­rzył zna­czą­cym spoj­rze­niem jej po­prze­cie­rane trampki, a ona przy­ci­snęła dłoń do nogi, aby za­trzy­mać jej ner­wowe po­dry­gi­wa­nie.

Osoba, któ­rej na­zwi­sko mo­gła lada chwila od­czy­tać pro­fe­sorka, nie miała po­ję­cia, że na jej bar­kach spo­czywa od­po­wie­dzial­ność za przy­szłość Anny. Była jedną z nie­licz­nych uczen­nic li­ceum, które za­kwa­li­fi­ko­wały się do bez­płat­nego pro­gramu uczel­nia­nego, a ten pro­jekt sta­no­wił jej szansę na sty­pen­dium, na ży­cie bez wiecz­nego oglą­da­nia się za sie­bie.

Sze­lest pa­pieru w dłoni dok­tor McGo­vern po­niósł się echem po sali wy­kła­do­wej, kiedy jej pa­lec prze­su­nął się po li­ście i za­trzy­mał.

Anna za­ci­snęła dłoń na ma­te­riale T-shirtu z se­cond handu, kiedy cze­kała w ner­wach na wy­czy­ta­nie na­zwi­ska osoby, która bę­dzie jej part­ne­ro­wać w pro­jek­cie.

– Ga­briel We­athe­rall.

Spoj­rzała na wy­so­kiego ciem­no­wło­sego chło­paka, który roz­wa­lił się na krze­śle i bez­myśl­nie ba­wił się pió­rem.

Ski­nął lekko głową, da­jąc An­nie znak, że ją wi­dzi, po czym od­wró­cił wzrok. Nie mi­nęła se­kunda, gdy po­de­rwał głowę, a jego szczęka opa­dła w nie­mal ko­me­dio­wym stylu.

Cóż, by­łoby to ko­miczne, gdyby na szali nie le­żało jej ży­cie.

Zmu­siła się, by bły­snąć przy­ja­ciel­skim uśmie­chem.

Kiedy uniósł brwi i po­gar­dli­wie wy­giął wargi, po­czuła, że sty­pen­dium wy­myka się jej z rąk.

Dok­tor McGo­vern sko­ja­rzyła w pary pro­jek­towe po­zo­stałe osoby na li­ście, po czym roz­po­częła wy­kład, z któ­rego Anna nie usły­szała ani słowa. Oparła się na łok­ciu i po­zwo­liła, by brą­zowe włosy opa­dły jej na twarz... Jakby ob­cho­dziły ją ta­kie dro­bia­zgi jak roz­dwo­jone koń­cówki. Po­przez za­słonę dłu­giej grzywki tak­so­wała wzro­kiem gę­ste czarne włosy Gabe’a, T-shirt zdra­dza­jący jego przy­na­leż­ność do jed­nego ze stu­denc­kich bractw i ra­miona skrzy­żo­wane na sze­ro­kiej piersi w ge­ście wy­ra­ża­ją­cym bez­gra­niczną pew­ność sie­bie. Po­łowa dziew­cząt w jej gru­pie za­bi­łaby za moż­li­wość współ­pracy z Gabe’em przez na­stępne dwa se­me­stry, ale, Boże, Anna tak bar­dzo ża­ło­wała, że nie tra­fił się jej ktoś inny.

To były jej dru­gie za­ję­cia z nim, nie, żeby kie­dy­kol­wiek zwró­cił na nią uwagę. Ona za to wie­działa, kim on jest. Gabe był przy­kła­dem osoby, któ­rej wszystko przy­cho­dzi zbyt ła­two. Po­ru­szał się i mó­wił z pew­no­ścią sie­bie świad­czącą, że ni­gdy nie na­po­tkał żad­nych trud­no­ści, że ro­dzice od po­czątku po­wta­rzali mu, jaki jest mą­dry i wy­jąt­kowy. Prze­ja­wiało się to we wszyst­kim, co ro­bił – od tego, jak bez wa­ha­nia ini­cjo­wał dys­ku­sję z wy­kła­dowcą, po spo­sób, w jaki stu­dentki uczelni lgnęły do niego, a on po­świę­cał im tyle uwagi, aby za­wsze wra­cały, ale nie dość, by ogra­ni­czyć so­bie wy­bór.

Do­bra, może i był by­stry – nie­raz w du­chu zga­dzała się z tym, co mó­wił pod­czas za­jęć. Był też jed­nak zbyt atrak­cyjny, zbyt aro­gancki i zbyt osten­ta­cyjny. Po­trze­bo­wała part­nera, który nie bę­dzie się wy­chy­lać, nie bę­dzie przy­cią­gać uwagi i zgo­dzi się za­su­wać. Albo jesz­cze le­piej: wy­cofa się i po­zwoli za­su­wać jej. Gabe We­athe­rall nie wy­glą­dał na ta­kiego typa.

Po za­ję­ciach ru­szył do drzwi oto­czony grupą, z którą za­wsze sie­dział, na­wet się na Annę nie obej­rzał. Nie spie­szyła się, po­woli pa­ko­wała książki do ple­caka. Miała na­dzieję, że Gabe bę­dzie zbyt za­jęty, by o niej pa­mię­tać – wtedy uda­łoby się jej wy­mknąć ukrad­kiem i skon­tak­to­wa­łaby się z nim w spra­wie pro­jektu w póź­niej­szym ter­mi­nie. Gdyby naj­pierw stwo­rzyła plan, wie­dzia­łaby, co do­kład­nie po­wie­dzieć, kiedy już doj­dzie do roz­mowy.

Kiedy jed­nak wy­szła z sali, oka­zało się, że Gabe stoi sam, oparty o ścianę, i wpa­truje się w drzwi. Spoj­rzał An­nie w oczy, a jej żo­łą­dek wy­ko­nał po­wolne salto. Chło­pak miał tę­czówki w od­cie­niu naj­ja­śniej­szego błę­kitu, nie­mal srebrne. Osoby z tak ciem­nymi wło­sami nie po­winny mieć ta­kich oczu, a on miał. Wy­glą­dały jak bu­rzowe chmury, zza któ­rych prze­ziera słońce. Jak to moż­liwe, że ni­gdy wcze­śniej tego nie za­uwa­żyła? Wy­mie­rzyła so­bie w my­ślach kuk­sańca.

Bu­rzowe chmury? Daj spo­kój!

Gabe mach­nął na nią nie­dbale, a ona zwol­niła.

– Cześć. – Sta­nęła przed nim i zmu­siła się do uśmie­chu. – Wy­gląda na to, że ra­zem ro­bimy pro­jekt.

Nie od­wza­jem­nił uśmie­chu. Za­miast tego zmie­rzył ją wzro­kiem od stóp do głów.

– Ile ty masz lat?

Przy­ci­snęła ze­szyt do piersi, aby ukryć za duży T-shirt z logo sklepu z na­rzę­dziami. Chło­pak mamy go zo­sta­wił, za­nim mama go wy­ko­pała. Był hy­drau­li­kiem i Anna ża­ło­wała, że od­szedł. Na­le­żał do nie­licz­nych mi­łych chło­pa­ków matki, w trak­cie trwa­nia tego związku nie trzeba było wa­lić puszką groszku w grzej­niki, żeby dzia­łały. T-shirt był za duży, ale to wła­śnie w nim lu­biła. Ła­twiej było się w nim ukryć.

Te­raz jed­nak ża­ło­wała, że nie pa­mię­tała, iż to wła­śnie tego dnia będą do­bie­rać się w pary pro­jek­towe. Mo­głaby się tro­chę bar­dziej po­sta­rać. Była bo­le­śnie świa­doma, że wręcz pływa w ogrom­nym pod­ko­szulku, tym bar­dziej że ostat­nio znów stra­ciła na wa­dze. To, że miała pra­wie metr osiem­dzie­siąt wzro­stu, w ni­czym nie po­ma­gało, a wręcz po­tę­go­wało wra­że­nie nie­zręcz­no­ści. Ko­lega z li­ceum po­wie­dział kie­dyś, że Anna przy­po­mina mu je­lonka Bambi z tymi chu­dymi no­gami i wiel­kimi brą­zo­wymi oczami. Był prze­ko­nany, że to kom­ple­ment.

Cóż, naj­le­piej bę­dzie uda­wać pew­ność sie­bie. Na szczę­ście co­raz ła­twiej jej to przy­cho­dziło. Od­chrząk­nęła.

– Na­zy­wam się Anna Camp­bell. Miło mi.

Gabe za­mru­gał.

– Pierw­szy rok?

– A... a ty jak się na­zy­wasz? – Wy­pro­sto­wała się na całą swoją wy­so­kość. To za­wsze dzia­łało, kiedy miała do czy­nie­nia z roz­gnie­wa­nym klien­tem w skle­pie, w któ­rym pra­co­wała. Niech to szlag. Gabe był o pięt­na­ście cen­ty­me­trów wyż­szy i wcale nie wy­da­wał się onie­śmie­lony. Ra­czej... roz­ba­wiony.

– Ga­briel We­athe­rall. Dla przy­ja­ciół Gabe.

– Cóż, Ga­brielu, wy­gląda na to, że bę­dziemy współ­pra­co­wać przez naj­bliż­sze dwa se­me­stry. Może więc wy­mie­nimy się ad­re­sami ma­ilo­wymi i ja­koś umó­wimy?

Gabe wa­hał się do­sta­tecz­nie długo, by za­częła się de­ner­wo­wać. Czyżby du­mał, jak się z tego wy­plą­tać? W końcu się­gnął po no­tes, który przy­ci­skała do piersi, i otwo­rzył go na pu­stej stro­nie. Na­pi­sał na niej swoje na­zwi­sko, ad­res ma­ilowy i nu­mer te­le­fonu, po czym mruk­nął:

– Naj­ła­twiej się ze mną skon­tak­to­wać SMS-em.

Od­dał jej no­tes, a ona po­woli za­pi­sała na kartce swój ad­res i nu­mer. Wy­cią­gnął po nią rękę, ale się za­wa­hała.

Nie mo­gła wy­słać mu SMS-a. Nie miała ko­mórki, tylko bez­na­dziejny te­le­fon sta­cjo­narny, który już był w miesz­ka­niu, kiedy się do niego prze­pro­wa­dziły. Pod­wi­nęła palce w tramp­kach, za­po­mi­na­jąc o uda­wa­niu pew­no­ści sie­bie.

– To, hm... Ła­twiej bę­dzie mi na­pi­sać ma­ila, je­śli mogę... – Kom­pu­tera też nie miała. Ani in­ter­netu. Ale prze­cież prak­tycz­nie miesz­kała w bi­blio­tece i mo­gła ko­rzy­stać z tam­tej­szej pra­cowni kom­pu­te­ro­wej.

Wziął od niej kartkę z da­nymi kon­tak­to­wymi i za­czął się jej przy­glą­dać, jakby świ­stek mógł zdra­dzić, kim jest Anna.

– Ja­sne, jak wo­lisz. No to kiedy się spo­tkamy?

Za­ci­snęła wargi. To mu się nie spodoba.

– Cóż, w ty­go­dniu nie mogę. Je­stem na kam­pu­sie tylko we wtorki.

Prze­cze­sał włosy pal­cami tak, że aż się na­stro­szyły. Przy­naj­mniej nie na­le­żał do fa­ce­tów, któ­rzy uży­wali hek­to­li­trów żelu do wło­sów.

– Spoko, mam sa­mo­chód – od­parł. – Gdzie miesz­kasz? Mogę pod­je­chać w twoje oko­lice albo mo­żemy się umó­wić u cie­bie.

Od­dech uwiązł jej w gar­dle na myśl, że ten atrak­cyjny, pewny sie­bie, wy­raź­nie za­możny stu­dent miałby przyjść do jej miesz­ka­nia pra­co­wać nad pro­jek­tem. Po­my­ślałby... Jej po­liczki za­pło­nęły. Nie po­tra­fiła so­bie wy­obra­zić, co mógłby po­my­śleć. Zresztą, nie miało to zna­cze­nia, bo ni­gdy się nie wy­da­rzy. Wspólny pro­jekt ozna­czał jed­nak, że spę­dzą wiele czasu ra­zem przez te dwa se­me­stry. Mu­siała po­wie­dzieć mu o so­bie co­kol­wiek, na­wet je­śli to bo­lało.

– Po­słu­chaj, nie mogę się spo­tkać w ty­go­dniu. Cały dzień je­stem w szkole, a po szkole pra­cuję.

Na jego twa­rzy ma­lo­wała się co­raz więk­sza kon­ster­na­cja.

– Je­steś cały dzień w szkole. A ta szkoła to...

– No szkoła śred­nia, li­ceum.

– Li­ceum? – Po­de­rwał głowę, jakby Anna się na niego za­mach­nęła. – To co ro­bisz na wy­kła­dzie z go­spo­darki świa­to­wej? To za­ję­cia dla stu­den­tów ostat­nich lat. – Ro­ze­śmiał się, ale minę miał na­dal po­sępną. – Ostat­nich lat stu­diów.

– Biorę udział w bez­płat­nym pro­gra­mie dla obie­cu­ją­cych uczniów szkół śred­nich. – Nie do­dała, że pro­gram jest po­my­ślany dla osób „o ni­skich do­cho­dach” i tych „ze śro­do­wisk dys­funk­cyj­nych”. Nie­na­wi­dziła okre­śle­nia „śro­do­wi­sko dys­funk­cyjne”. Nie mu­siano jej przy­po­mi­nać o ry­zyku zwią­za­nym z jej obecną sy­tu­acją. – To bar­dzo am­bitny pro­gram. Biorę udział w za­ję­ciach uni­wer­sy­tec­kich od dru­giej klasy. Kiedy skoń­czę li­ceum, będę mo­gła wy­ko­rzy­stać punkty do uzy­ska­nia li­cen­cjatu.

Nie wspo­mi­na­jąc już na­wet o tym, że je­śli otrzyma naj­wyż­szą notę za ten pro­jekt, zo­sta­nie za­uwa­żona przez całe grono pro­fe­sor­skie, kiedy przyj­dzie się ubie­gać o sty­pen­dium za wy­niki.

Osoby po­kroju Gabe’a nie mu­siały za­wra­cać so­bie głowy sty­pen­diami.

– By­łaś w dru­giej kla­sie... A te­raz je­steś...?

Wes­tchnęła.

– W trze­ciej. Mam szes­na­ście lat.

Ga­briel był na ostat­nim roku, pew­nie skoń­czył już dwa­dzie­ścia je­den. Mo­gła mu tylko współ­czuć wy­lą­do­wa­nia w pro­jek­cie z li­ce­alistką. Na pewno wie­dział jed­nak, że dok­tor McGo­vern nie przy­ję­łaby jej na swoje za­ję­cia, gdyby uwa­żała, że Anna so­bie nie po­ra­dzi.

Ode­rwał się od ściany i zro­bił krok w jej stronę.

– Szes­na­ście? Se­rio? Naj­waż­niej­szy pro­jekt w ca­łej mo­jej uczel­nia­nej ka­rie­rze, a moja part­nerka jesz­cze nie we­szła w okres doj­rze­wa­nia?

Może miała tylko szes­na­ście lat, ale wszystko bo­lało ją jak se­niorkę. Po­przed­niego wie­czoru do dzie­sią­tej roz­pa­ko­wy­wała kar­tony w skle­pie, a za­da­nie do­mowe skoń­czyła od­ra­biać po pół­nocy. Każdy wie­czór w tym ty­go­dniu wy­glą­dał tak samo. Nie za­mie­rzała tu stać i tego wy­słu­chi­wać.

Oparła ręce na bio­drach i zmie­rzyła go gniew­nym spoj­rze­niem. Z bli­ska te jego oczy wcale nie były ta­kie wy­jąt­kowe. Prze­sa­dziła, kiedy okre­śliła je mia­nem srebr­nych. Były zwy­czaj­nie szare. Mętne jak po­myje.

– Wiem, co ro­bię. Do­sta­łam szóstki ze wszyst­kich za­jęć, w któ­rych do­tąd bra­łam udział. Ciężko pra­cuję. Nie ocze­kuję spe­cjal­nego trak­to­wa­nia. Bę­dziesz więc mieć mnó­stwo czasu na znę­ca­nie się nad pierw­szo­rocz­nia­kami, upi­ja­nie dziew­czyn z brac­twa ta­nim pi­wem i inne ulu­bione roz­rywki tego two­jego Theta Chi.

Po­ża­ło­wała tych słów, kiedy tylko pa­dły z jej ust.

Gabe cof­nął się o krok.

– Wow.

Czy to mo­gło się po­to­czyć jesz­cze go­rzej? Nie zdzi­wi­łaby się, gdyby po­szedł do dok­tor McGo­vern do­ma­gać się zmiany part­nerki. Anna bła­gała o moż­li­wość udziału w tych za­ję­ciach, a je­śli Gabe na nią na­skarży, bę­dzie miała po­ważne kło­poty.

Zmarsz­czył brwi.

– Mu­szę cię roz­cza­ro­wać. Coś ci się po­my­liło.

Już miała wy­mam­ro­tać prze­pro­siny, kiedy ką­ciki jego ust unio­sły się w uśmie­chu.

– Theta Chi mają za dużo klasy na upi­ja­nie dziew­czyn ta­nim pi­wem. Sta­wiamy im drinki.

Wbiła wzrok w swoje trampki, aby ukryć uśmiech.

Wes­tchnął.

– Wy­gląda na to, że utknę­li­śmy w tym ra­zem, więc po pro­stu to zróbmy. W nie­dziele też pra­cu­jesz?

Po­krę­ciła głową.

– No to spo­tkajmy się w bi­blio­tece. W po­łu­dnie?

Po­tak­nęła, na­dal prze­ra­żona, że Gabe za­raz spró­buje pod­mie­nić ją na ko­goś in­nego.

– Zro­bię, co w mo­jej mocy, aby mimo kaca zwlec się z łóżka. – Ru­szył ko­ry­ta­rzem przed sie­bie, ale po kilku kro­kach za­wo­łał jesz­cze: – A ty pa­mię­taj, żeby nic nie prze­skro­bać, bo do­sta­niesz szla­ban.

Od­pro­wa­dziła go wzro­kiem, do­póki nie znik­nął za ro­giem, po czym oparła się o ścianę. Jak mieli na­pi­sać ra­zem pro­jekt i się przy tym nie po­za­bi­jać?

Już pięć mi­nut roz­mowy su­ge­ro­wało, że to bę­dzie długi rok.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: