- promocja
- W empik go
Wszystkie nasze tajemnice - ebook
Wszystkie nasze tajemnice - ebook
Ta książka pobudzi cię do śmiechu, sprawi, że będziesz płakać z radości i smutku, a na koniec mocno przytulisz swoich najbliższych.
Anna chce się dostać na studia. Całymi dniami się uczy, wieczorami pracuje i nigdy nie rozmawia o swojej rodzinie. Łatwiej jest trzymać wszystkich na dystans, dopóki w jej życiu nie dokona się zwrot. Tyle że los stawia na jej drodze Gabe’a.
Gabe jest wybitnym studentem, ma dużą, idealną, serdeczną rodzinę. Stanowi całkowite przeciwieństwo Anny. A jednak nawiązuje się między nimi nić porozumienia. On umie ją rozśmieszyć, a jego srebrzystoniebieskie oczy potrafią przejrzeć ją na wylot. Mimo to Anna zrobi wszystko, aby Gabe nie odkrył jej najmroczniejszej tajemnicy, prawdziwego powodu, dla którego co wieczór czeka na nią tylko zimne, puste mieszkanie… Dlatego gdy chłopak zbliża się do prawdy, dziewczyna zostawia wszystko i ucieka z miasta.
Po latach jednak wraca do miejsca, w którym się wychowała, a kiedy Gabe bierze ją w swoje silne ramiona, nareszcie czuje, że odnalazła dom.
Czy prawda, gdy w końcu wyjdzie na jaw, zniszczy światy ich obojga? Gabe’owi Anna ufa bezgranicznie, ale co jeśli on również ma swoje tajemnice? Ile bólu zdołają pomieścić dwa serca, zanim popękają?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68226-46-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
LATO, TERAZ
Doktor Anna Campbell od piętnastu lat robiła, co mogła, by nie wracać do domu. A teraz tuż za drzwiami lotniska rozpościerał się Pittsburgh w stanie Pensylwania, miasto, z którego przez całe dzieciństwo próbowała uciec.
Aby dodać sobie odwagi, zacisnęła palce na złotym wisiorku, który nosiła od dwudziestu lat, i potarła kciukiem delikatny wzór. Nie była już przerażonym, zrozpaczonym dzieciakiem, a ta podróż mogła dać jej odpowiedzi, których szukała przez pół swojego życia.
Mogła pomóc jej w końcu na dobre zostawić za sobą przeszłość.
Wyprostowała się i poszła za innymi zmęczonymi pasażerami do windy, po czym przystanęła, kiedy kolejka rozdzieliła się na osoby zmierzające po odbiór bagażu i do automatycznych drzwi, za którymi czekali już przyjaciele i znajomi. Nie miała żadnego bagażu. Wszystko, co było jej potrzebne, zmieściło się w plecaku, nikt też zapewne nie czekał na nią o tak późnej porze. Zaczęła więc szukać znaków, które zaprowadziłyby ją do miejsca, skąd odjeżdżał uber.
Już miała podejść do drzwi, kiedy za jej plecami rozległ się niski głos:
– Potrzebujemy lekarza!
Okręciła się na pięcie, zapominając o zdenerwowaniu, i jej wzrok padł na jednego z najpiękniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziała. Stał kilka kroków od niej i obserwował ją. Znieruchomiała, plecak zsunął się z jej ramienia i wylądował na podłodze.
Mężczyzna powoli się uśmiechnął.
– Gabe! – zawołała i pobiegła w jego stronę. Spotkali się w pół drogi, mężczyzna chwycił ją w ramiona i okręcił.
Gabriel Weatherall, jej najlepszy przyjaciel.
– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś – powiedziała, kiedy w końcu odstawił ją na ziemię.
Samolot wylądował po północy, uprzedziła więc Gabe’a, że przenocuje w hotelu przy lotnisku. Mogła przewidzieć, że jej nie posłucha.
– Chyba nie sądziłaś, że dyskretnie wśliźniesz się do kraju po tak długiej nieobecności, co?
– Nie zamierzałam się wślizgiwać. – Posłała mu krzywy uśmiech. – Co najwyżej zakraść się na paluszkach.
Pokręcił głową i westchnął z rozbawieniem wymieszanym z nutą czegoś jeszcze. Pewnie irytacji.
– Wiesz, że cała moja rodzina odliczała dni do twojego przyjazdu?
Poczuła nieoczekiwany ucisk w sercu: rodzina Gabe’a, Weatherallowie. Ta wielka, głośna, urocza, kochająca, nieznośna familia. Byli obecni w jej życiu od czasów dzieciństwa, nie mogło jej spotkać nic lepszego niż to, że ją przygarnęli. W takie dni jak dziś wyraźnie jednak czuła, że nigdy nie będzie taka jak oni. Każdą zmianę w życiu postrzegali jako okazję do świętowania, im głośniejszego i ludniejszego, tym lepiej. Ona wolałaby ukryć się gdzieś, dopóki nie obmyśli następnego kroku.
– Masz szczęście, że cała rodzina nie pojawiła się w punkcie odbioru bagażu z orkiestrą dętą i fajerwerkami – mruknął, jakby czytał w jej myślach. Uniósł brwi i spojrzał na nią z ukosa. – Zasugerowałem, że to mogłoby cię przytłoczyć.
Przesadzał, ale tylko odrobinę. Znał ją lepiej niż ktokolwiek, zawsze tak było. Rozumiał jej przeszłość, jej dzieciństwo i powody, dla których tak trudno było się jej otworzyć na ludzi z taką swobodą, jaką wykazywała jego rodzina.
Rozumiał wiele. Były też jednak rzeczy, których nigdy nikomu nie powiedziała.
Nawet jeśli miała świadomość, że jej skrytość czasami go frustruje.
Zerknęła na niego ukradkiem, kiedy sięgał po jej plecak. Nie widziała go od czterech lat. Był już po trzydziestce, w kącikach jego oczu pojawiły się zmarszczki od śmiechu i choć nadal był szczupły, trochę się zaokrąglił od ich ostatniego spotkania. Oczywiście wyglądał przez to jeszcze atrakcyjniej.
Odwrócił się i przyłapał ją na tym spojrzeniu.
Jakby z oddali dobiegło ją niskie mruczenie, z początku ciche, lecz nabierające siły. Przez chwilę wydawało się jej, że to pas transportowy ruszył w punkcie odbioru bagażu, ale nie. Źródłem pomruków była ona, to rozedrgane buzowanie obejmowało jej kończyny, kiedy znajdowała się blisko Gabe’a.
Drżenie kącika jego oka zdradzało, że on też je poczuł.
Nagle znów przeniosła się do ich ostatniego spotkania, tego wieczoru na początku czerwca cztery lata temu. Stali na werandzie domu jego rodziców, dzieliło ich zaledwie kilka desek, ale wydawało się, że to większy dystans niż ocean, który właśnie pokonała. Gabe był osłupiały, a w jego oczach odbijał się zawód, bo stanowczo cofnęła się za granicę, którą nieomal przekroczyli.
Teraz również się wycofała, pochyliła się, by wziąć kurtkę, po czym przeszukała kieszenie, jakby nie było w tej chwili nic ważniejszego niż znalezienie paszportu. Gabe westchnął cicho, znów w wyrazie frustracji.
Po raz tysięczny od tamtej burzliwej wiosennej nocy, kiedy wyjeżdżała z kraju, zastanawiała się, w jaki sposób czas i odległość wpłynęły na uczucia Gabe’a. Czy tak samo jak ona cieszył się, że zatrzymali się, zanim coś się między nimi wydarzyło? Czy było mu z tego powodu równie przykro? Nigdy nie zapytała.
Rozmawiali o wszystkim. Poza tym niezwykłym napięciem pomiędzy nimi. To temat tabu. Bo jeśli coś liczyło się dla niej najbardziej, jedna rzecz, w obronie której byłaby gotowa rzucić się pod nadjeżdżający pociąg, była to jej przyjaźń z Gabe’em.
Jedyne, na co mogła w życiu liczyć zawsze.ROZDZIAŁ 1
JESIEŃ, PIĘTNAŚCIE LAT TEMU
Anna wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić serce, które waliło w jej piersi młotem, kiedy profesorka odczytywała z pulpitu listę nazwisk. Chłopak siedzący po prawej zmierzył znaczącym spojrzeniem jej poprzecierane trampki, a ona przycisnęła dłoń do nogi, aby zatrzymać jej nerwowe podrygiwanie.
Osoba, której nazwisko mogła lada chwila odczytać profesorka, nie miała pojęcia, że na jej barkach spoczywa odpowiedzialność za przyszłość Anny. Była jedną z nielicznych uczennic liceum, które zakwalifikowały się do bezpłatnego programu uczelnianego, a ten projekt stanowił jej szansę na stypendium, na życie bez wiecznego oglądania się za siebie.
Szelest papieru w dłoni doktor McGovern poniósł się echem po sali wykładowej, kiedy jej palec przesunął się po liście i zatrzymał.
Anna zacisnęła dłoń na materiale T-shirtu z second handu, kiedy czekała w nerwach na wyczytanie nazwiska osoby, która będzie jej partnerować w projekcie.
– Gabriel Weatherall.
Spojrzała na wysokiego ciemnowłosego chłopaka, który rozwalił się na krześle i bezmyślnie bawił się piórem.
Skinął lekko głową, dając Annie znak, że ją widzi, po czym odwrócił wzrok. Nie minęła sekunda, gdy poderwał głowę, a jego szczęka opadła w niemal komediowym stylu.
Cóż, byłoby to komiczne, gdyby na szali nie leżało jej życie.
Zmusiła się, by błysnąć przyjacielskim uśmiechem.
Kiedy uniósł brwi i pogardliwie wygiął wargi, poczuła, że stypendium wymyka się jej z rąk.
Doktor McGovern skojarzyła w pary projektowe pozostałe osoby na liście, po czym rozpoczęła wykład, z którego Anna nie usłyszała ani słowa. Oparła się na łokciu i pozwoliła, by brązowe włosy opadły jej na twarz... Jakby obchodziły ją takie drobiazgi jak rozdwojone końcówki. Poprzez zasłonę długiej grzywki taksowała wzrokiem gęste czarne włosy Gabe’a, T-shirt zdradzający jego przynależność do jednego ze studenckich bractw i ramiona skrzyżowane na szerokiej piersi w geście wyrażającym bezgraniczną pewność siebie. Połowa dziewcząt w jej grupie zabiłaby za możliwość współpracy z Gabe’em przez następne dwa semestry, ale, Boże, Anna tak bardzo żałowała, że nie trafił się jej ktoś inny.
To były jej drugie zajęcia z nim, nie, żeby kiedykolwiek zwrócił na nią uwagę. Ona za to wiedziała, kim on jest. Gabe był przykładem osoby, której wszystko przychodzi zbyt łatwo. Poruszał się i mówił z pewnością siebie świadczącą, że nigdy nie napotkał żadnych trudności, że rodzice od początku powtarzali mu, jaki jest mądry i wyjątkowy. Przejawiało się to we wszystkim, co robił – od tego, jak bez wahania inicjował dyskusję z wykładowcą, po sposób, w jaki studentki uczelni lgnęły do niego, a on poświęcał im tyle uwagi, aby zawsze wracały, ale nie dość, by ograniczyć sobie wybór.
Dobra, może i był bystry – nieraz w duchu zgadzała się z tym, co mówił podczas zajęć. Był też jednak zbyt atrakcyjny, zbyt arogancki i zbyt ostentacyjny. Potrzebowała partnera, który nie będzie się wychylać, nie będzie przyciągać uwagi i zgodzi się zasuwać. Albo jeszcze lepiej: wycofa się i pozwoli zasuwać jej. Gabe Weatherall nie wyglądał na takiego typa.
Po zajęciach ruszył do drzwi otoczony grupą, z którą zawsze siedział, nawet się na Annę nie obejrzał. Nie spieszyła się, powoli pakowała książki do plecaka. Miała nadzieję, że Gabe będzie zbyt zajęty, by o niej pamiętać – wtedy udałoby się jej wymknąć ukradkiem i skontaktowałaby się z nim w sprawie projektu w późniejszym terminie. Gdyby najpierw stworzyła plan, wiedziałaby, co dokładnie powiedzieć, kiedy już dojdzie do rozmowy.
Kiedy jednak wyszła z sali, okazało się, że Gabe stoi sam, oparty o ścianę, i wpatruje się w drzwi. Spojrzał Annie w oczy, a jej żołądek wykonał powolne salto. Chłopak miał tęczówki w odcieniu najjaśniejszego błękitu, niemal srebrne. Osoby z tak ciemnymi włosami nie powinny mieć takich oczu, a on miał. Wyglądały jak burzowe chmury, zza których przeziera słońce. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej tego nie zauważyła? Wymierzyła sobie w myślach kuksańca.
Burzowe chmury? Daj spokój!
Gabe machnął na nią niedbale, a ona zwolniła.
– Cześć. – Stanęła przed nim i zmusiła się do uśmiechu. – Wygląda na to, że razem robimy projekt.
Nie odwzajemnił uśmiechu. Zamiast tego zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.
– Ile ty masz lat?
Przycisnęła zeszyt do piersi, aby ukryć za duży T-shirt z logo sklepu z narzędziami. Chłopak mamy go zostawił, zanim mama go wykopała. Był hydraulikiem i Anna żałowała, że odszedł. Należał do nielicznych miłych chłopaków matki, w trakcie trwania tego związku nie trzeba było walić puszką groszku w grzejniki, żeby działały. T-shirt był za duży, ale to właśnie w nim lubiła. Łatwiej było się w nim ukryć.
Teraz jednak żałowała, że nie pamiętała, iż to właśnie tego dnia będą dobierać się w pary projektowe. Mogłaby się trochę bardziej postarać. Była boleśnie świadoma, że wręcz pływa w ogromnym podkoszulku, tym bardziej że ostatnio znów straciła na wadze. To, że miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, w niczym nie pomagało, a wręcz potęgowało wrażenie niezręczności. Kolega z liceum powiedział kiedyś, że Anna przypomina mu jelonka Bambi z tymi chudymi nogami i wielkimi brązowymi oczami. Był przekonany, że to komplement.
Cóż, najlepiej będzie udawać pewność siebie. Na szczęście coraz łatwiej jej to przychodziło. Odchrząknęła.
– Nazywam się Anna Campbell. Miło mi.
Gabe zamrugał.
– Pierwszy rok?
– A... a ty jak się nazywasz? – Wyprostowała się na całą swoją wysokość. To zawsze działało, kiedy miała do czynienia z rozgniewanym klientem w sklepie, w którym pracowała. Niech to szlag. Gabe był o piętnaście centymetrów wyższy i wcale nie wydawał się onieśmielony. Raczej... rozbawiony.
– Gabriel Weatherall. Dla przyjaciół Gabe.
– Cóż, Gabrielu, wygląda na to, że będziemy współpracować przez najbliższe dwa semestry. Może więc wymienimy się adresami mailowymi i jakoś umówimy?
Gabe wahał się dostatecznie długo, by zaczęła się denerwować. Czyżby dumał, jak się z tego wyplątać? W końcu sięgnął po notes, który przyciskała do piersi, i otworzył go na pustej stronie. Napisał na niej swoje nazwisko, adres mailowy i numer telefonu, po czym mruknął:
– Najłatwiej się ze mną skontaktować SMS-em.
Oddał jej notes, a ona powoli zapisała na kartce swój adres i numer. Wyciągnął po nią rękę, ale się zawahała.
Nie mogła wysłać mu SMS-a. Nie miała komórki, tylko beznadziejny telefon stacjonarny, który już był w mieszkaniu, kiedy się do niego przeprowadziły. Podwinęła palce w trampkach, zapominając o udawaniu pewności siebie.
– To, hm... Łatwiej będzie mi napisać maila, jeśli mogę... – Komputera też nie miała. Ani internetu. Ale przecież praktycznie mieszkała w bibliotece i mogła korzystać z tamtejszej pracowni komputerowej.
Wziął od niej kartkę z danymi kontaktowymi i zaczął się jej przyglądać, jakby świstek mógł zdradzić, kim jest Anna.
– Jasne, jak wolisz. No to kiedy się spotkamy?
Zacisnęła wargi. To mu się nie spodoba.
– Cóż, w tygodniu nie mogę. Jestem na kampusie tylko we wtorki.
Przeczesał włosy palcami tak, że aż się nastroszyły. Przynajmniej nie należał do facetów, którzy używali hektolitrów żelu do włosów.
– Spoko, mam samochód – odparł. – Gdzie mieszkasz? Mogę podjechać w twoje okolice albo możemy się umówić u ciebie.
Oddech uwiązł jej w gardle na myśl, że ten atrakcyjny, pewny siebie, wyraźnie zamożny student miałby przyjść do jej mieszkania pracować nad projektem. Pomyślałby... Jej policzki zapłonęły. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co mógłby pomyśleć. Zresztą, nie miało to znaczenia, bo nigdy się nie wydarzy. Wspólny projekt oznaczał jednak, że spędzą wiele czasu razem przez te dwa semestry. Musiała powiedzieć mu o sobie cokolwiek, nawet jeśli to bolało.
– Posłuchaj, nie mogę się spotkać w tygodniu. Cały dzień jestem w szkole, a po szkole pracuję.
Na jego twarzy malowała się coraz większa konsternacja.
– Jesteś cały dzień w szkole. A ta szkoła to...
– No szkoła średnia, liceum.
– Liceum? – Poderwał głowę, jakby Anna się na niego zamachnęła. – To co robisz na wykładzie z gospodarki światowej? To zajęcia dla studentów ostatnich lat. – Roześmiał się, ale minę miał nadal posępną. – Ostatnich lat studiów.
– Biorę udział w bezpłatnym programie dla obiecujących uczniów szkół średnich. – Nie dodała, że program jest pomyślany dla osób „o niskich dochodach” i tych „ze środowisk dysfunkcyjnych”. Nienawidziła określenia „środowisko dysfunkcyjne”. Nie musiano jej przypominać o ryzyku związanym z jej obecną sytuacją. – To bardzo ambitny program. Biorę udział w zajęciach uniwersyteckich od drugiej klasy. Kiedy skończę liceum, będę mogła wykorzystać punkty do uzyskania licencjatu.
Nie wspominając już nawet o tym, że jeśli otrzyma najwyższą notę za ten projekt, zostanie zauważona przez całe grono profesorskie, kiedy przyjdzie się ubiegać o stypendium za wyniki.
Osoby pokroju Gabe’a nie musiały zawracać sobie głowy stypendiami.
– Byłaś w drugiej klasie... A teraz jesteś...?
Westchnęła.
– W trzeciej. Mam szesnaście lat.
Gabriel był na ostatnim roku, pewnie skończył już dwadzieścia jeden. Mogła mu tylko współczuć wylądowania w projekcie z licealistką. Na pewno wiedział jednak, że doktor McGovern nie przyjęłaby jej na swoje zajęcia, gdyby uważała, że Anna sobie nie poradzi.
Oderwał się od ściany i zrobił krok w jej stronę.
– Szesnaście? Serio? Najważniejszy projekt w całej mojej uczelnianej karierze, a moja partnerka jeszcze nie weszła w okres dojrzewania?
Może miała tylko szesnaście lat, ale wszystko bolało ją jak seniorkę. Poprzedniego wieczoru do dziesiątej rozpakowywała kartony w sklepie, a zadanie domowe skończyła odrabiać po północy. Każdy wieczór w tym tygodniu wyglądał tak samo. Nie zamierzała tu stać i tego wysłuchiwać.
Oparła ręce na biodrach i zmierzyła go gniewnym spojrzeniem. Z bliska te jego oczy wcale nie były takie wyjątkowe. Przesadziła, kiedy określiła je mianem srebrnych. Były zwyczajnie szare. Mętne jak pomyje.
– Wiem, co robię. Dostałam szóstki ze wszystkich zajęć, w których dotąd brałam udział. Ciężko pracuję. Nie oczekuję specjalnego traktowania. Będziesz więc mieć mnóstwo czasu na znęcanie się nad pierwszoroczniakami, upijanie dziewczyn z bractwa tanim piwem i inne ulubione rozrywki tego twojego Theta Chi.
Pożałowała tych słów, kiedy tylko padły z jej ust.
Gabe cofnął się o krok.
– Wow.
Czy to mogło się potoczyć jeszcze gorzej? Nie zdziwiłaby się, gdyby poszedł do doktor McGovern domagać się zmiany partnerki. Anna błagała o możliwość udziału w tych zajęciach, a jeśli Gabe na nią naskarży, będzie miała poważne kłopoty.
Zmarszczył brwi.
– Muszę cię rozczarować. Coś ci się pomyliło.
Już miała wymamrotać przeprosiny, kiedy kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
– Theta Chi mają za dużo klasy na upijanie dziewczyn tanim piwem. Stawiamy im drinki.
Wbiła wzrok w swoje trampki, aby ukryć uśmiech.
Westchnął.
– Wygląda na to, że utknęliśmy w tym razem, więc po prostu to zróbmy. W niedziele też pracujesz?
Pokręciła głową.
– No to spotkajmy się w bibliotece. W południe?
Potaknęła, nadal przerażona, że Gabe zaraz spróbuje podmienić ją na kogoś innego.
– Zrobię, co w mojej mocy, aby mimo kaca zwlec się z łóżka. – Ruszył korytarzem przed siebie, ale po kilku krokach zawołał jeszcze: – A ty pamiętaj, żeby nic nie przeskrobać, bo dostaniesz szlaban.
Odprowadziła go wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem, po czym oparła się o ścianę. Jak mieli napisać razem projekt i się przy tym nie pozabijać?
Już pięć minut rozmowy sugerowało, że to będzie długi rok.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------