Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystko co powiesz - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,00

Wszystko co powiesz - ebook

Jest późny wieczór. Wracasz do domu. Jesteś na ulicy całkiem sama. Nagle słyszysz odgłos kroków. Ktoś za tobą idzie. Coraz szybciej. To musi być on: tamten facet z baru, który nie chciał się odczepić. Nie masz czasu do namysłu. Szybko się odwracasz i z całej siły odpychasz mężczyznę od siebie. Ten spada ze schodów, po których szliście. Leży na chodniku bez śladu życia.

CO TERAZ?

Dzwonisz na numer alarmowy. Czekasz na policję. Stajesz przed sądem, który wymierzy ci sprawiedliwość. I możesz mieć tylko nadzieję, że mąż, rodzina i przyjaciele nie odwrócą się od ciebie.

A MOŻE:

Uciekasz. Nie mówisz o tym nikomu. To był przecież przypadek. Nie chciałaś tego zrobić. Spanikowałaś ze strachu. Ale nikt niczego nie widział. I nikt się nie dowie, jeśli szybko stąd znikniesz. Jeśli zachowasz tajemnicę. Na zawsze.

CO WYBIERZESZ?

Thriller doskonały.

Claire Douglas, autorka "Odwetu" i "Sióstr"

Spychasz człowieka ze schodów – i co dalej? Uciekasz czy zostajesz i dzwonisz po karetkę? Co byś zrobiła w takiej sytuacji? Znakomity pomysł fabularny zrealizowany z niezwykłym polotem.

Clare Mackintosh, autorka "Widzę cię"

Pasjonująca, pochłaniająca, piekielnie inteligentna książka.

Holly Seldon, autorka powieści "Wstrzymaj oddech"

Przeczytałam tę książkę od deski do deski za jednym posiedzeniem.

Hollie Overton, autorka "Laleczki"

Gillian McAllister - pisze, odkąd sięga pamięcią. Mieszka w Birmingham, gdzie pracuje jako prawniczka. Jej pierwsza powieść pt. "Wszystko oprócz prawdy" znalazła się w pierwszej dziesiątce bestsellerów "Sunday Timesa".

Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazały się dotychczas jej dwie powieści.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8234-546-9
Rozmiar pliku: 627 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

UJAWNIĆ

Stoję na schodach i przyglądam się Sadiqowi. Mogę odejść. Zaniechać działania, tak jak to robię przez całe życie.

Odwracam się od niego i ruszam w górę po schodach, aby na trzecim stopniu zatrzymać się i obejrzeć przez ramię, pewna, że już się podniósł i goni mnie jak złoczyńca w jakiejś baśni. Ale nie. Leży w tym samym miejscu. Twarzą w dół. Nieruchomo.

Ciężkie krople deszczu spadają mi na nos, rozpryskując się na mniejsze. Jest to podobne do śladów rozbitej grupy, która musiała się rozdzielić.

Mogę odejść, myślę, wciąż oglądając się przez ramię. Little Venice jest pusta. Spoglądam w jedną stronę, potem w drugą. Nad kanałem nie ma nikogo.

I nagle zaczynam się pocić jeszcze bardziej. Wydymam policzki, wznoszę oczy ku niebu, usiłując zmusić mózg do myślenia. Nic z tego, owładnęła mną panika. Wnętrzności przewracają mi się tak, jakby szalał tam cały strach, cała groza, całe szaleństwo, jakie tylko są na tym świecie. Myśli gonią jedna drugą, ale nic z nich nie wynika. Na przemian zaciskam i otwieram dłonie. Wyglądają jak dwie kulące się rozgwiazdy. Nogi chwieją się pode mną.

Znów patrzę na Sadiqa. Co to, słuchawki? Jedna wypadła mu z ucha, biały kabelek wije się na betonie jak dżdżownica.

Zastanawiam się, co zrobiłby Reuben w takiej sytuacji. Może jeszcze raz do niego zadzwonię i zapytam? Nie. Dokładnie wiem, co powie. To jest człowiek, który zawsze postępuje właściwie. Jego ulubiony wiersz to Kiplingowskie Jeżeli. Ulubiony serial – Prezydencki poker. Zawód wykonywany – pracownik opieki społecznej w muzułmańskiej organizacji charytatywnej. Mój mózg wylicza to wszystko skrupulatnie, punkt po punkcie, chcąc mnie przekonać, że muszę natychmiast stąd iść i nigdy w życiu nie mogę pisnąć mojemu mężowi ani słowa o tym, co się stało. Lista jest długa. Reuben po pracy porządkuje wszystkie krzesła i ustawia jedno na drugim, chociaż to zadanie ekipy sprzątającej. Był adoptowanym dzieckiem i przez trzydzieści dwa lata swojego życia nie miał o to żalu do nikogo. Raz zadrapałam komuś drzwi samochodu – tak leciutko, że prawie nie było widać – i chciałam przetrzeć tę ryskę chusteczką, a on przybiegł i zanim zdążyłam powiedzieć słowo, napisał kartkę ze szczegółowym wyjaśnieniem i dwoma numerami, moim i swoim. Za każdym razem podejmuje właściwą decyzję – chociaż to, co właściwe, prawie nigdy nie jest łatwe.

Nad czym się zastanawiasz, dzwoń na 999, powiedziałby Reuben, wystraszony, a jednocześnie zdziwiony, że w ogóle pytam o coś takiego.

Możliwe, że ta chwila, fakt, że musiałam go o to zapytać, odmieni mnie na zawsze w jego oczach. Ukaże mu – w końcu – jaka jestem naprawdę: ułomna, samolubna, żałosna.

Nie. Nie mogę być taka.

Zbieram się na odwagę, robię dwa kroki z powrotem, schodami w dół. Coś słychać. Czyjś głos. Znów przystaję, tknięta złowieszczym przeczuciem, że życie, które znałam, właśnie dobiega końca. Czy na pewno tego chcę? Telefon na numer alarmowy uruchomi procedurę. Dyspozytor natychmiast wyśle karetkę. A ja trafię do systemu. Nie będę już Joanną, tylko… kimś innym. Numerem.

Minęła już co najmniej minuta. Może dwie. Sto dwadzieścia sekund stania i gapienia się.

Skąd dochodzi ten dźwięk? To kobiecy głos, na pewno. Podsuwam się chyłkiem jeszcze o dwa kroki i w końcu do mnie dociera: to ze słuchawek.

Podjęłam już decyzję, ale mimo to wciąż się ociągam. To się nazywa prokrastynacja. Odkładam ten telefon, jak tylko mogę, chociaż wiem, że to niczego nie ułatwia, przeciwnie, utrudnia. Całe moje życie upłynęło pod znakiem prokrastynacji i teraz też tak będzie.

Mija kolejna minuta.

Nie wiem, co w końcu daje mi bodziec do działania. Może potrzebne mi były te trzy minuty, żeby pogodzić się z tym, co teraz będzie; aby przejść z Przedtem do Potem. Może chciałam mieć pewność, że on nie wstanie, nie rzuci się na mnie. Nie wiem, ale jestem już na ostatnich stopniach schodów. Wyciągam telefon i wybieram 999. Jeszcze nigdy nie dzwoniłam na ten numer, ale nie mam poczucia, jakby to był pierwszy raz: widziałam to w filmach i teatrach telewizji na BBC, czytałam o tym w książkach.

W słuchawce zamiast sygnału rozlega się jakiś dźwięk, którego nie umiem rozpoznać, a potem od razu zgłasza się dyspozytorka w centrali. Usłyszawszy jej wyraźny szkocki akcent, schodzę ostrożnie po ostatnich stopniach. Dopiero teraz poczułam się bezpieczniej: jestem pod ochroną i mogę się do niego zbliżyć.

– Co się stało? – pyta dyspozytorka.

– Tutaj jest… ranny człowiek – odpowiadam, zatrzymując się nad nim. Znów coś słyszę. Tak, to ludzki głos. „Zaczerpnij głęboko powietrza i policz do pięciu”, mówi. To chyba jakaś hipnoterapia. A może medytacja.

– Powiedz mi, moja droga, czy ten człowiek jest bardzo ciężko ranny? – pyta dyspozytorka.

– Co…? Nie wiem.

– W porządku. Jak się nazywasz?

– Joanna Oliva. – A może lepiej było podać fałszywe nazwisko?

– Dobrze, Joanno. Wysyłamy patrol.

Dyspozytorka rozmawia ze mną neutralnym tonem. Nie próbuje podtrzymywać mnie na duchu. Nie wyjaśnia, co to za patrol ma przyjechać.

Ciekawe, o czym marzy ta kobieta, jakie snuje plany. Może sama kiedyś miała wypadek i chce pomagać innym. Zamykam oczy, wyobrażam sobie, że jestem gdzieś indziej i rozmawiam przez telefon ze znajomym albo znajomą. Na przykład wyjechałam na urlop nad morze i dzwonię do kogoś, bo strasznie mi się nudzi. Albo wracam do domu, do Reubena i gadam z nim po drodze dla zabicia czasu. O takiej porze zawsze odbiera i bywa, że gawędzimy aż do ostatniej chwili, kiedy staję przed drzwiami.

Podaję dyspozytorce adres. Orientacyjny.

– Nad kanałem w środkowej części Little Venice. Na ścieżce pod mostem.

Słychać postukiwanie klawiszy.

– Teraz proszę cię, żebyś oceniła stan tego człowieka. Dasz radę?

Ciekawe, czy dostała tę pracę ze względu na kojące brzmienie głosu. Może w wolnym czasie nagrywa reklamówki telewizyjne? Nie mogę opędzić się od takich myśli. Aż dziwne, że wciąż pozostaję sobą: moja wybujała wyobraźnia działa na pełnych obrotach nawet w najbardziej nietypowej sytuacji, takiej jak ta.

Pochylam się, aby ostrożnie dotknąć ramienia leżącego mężczyzny. Jego czarna kurtka jest mięciutka, z polaru, nie spodziewałam się tego. Spodnie też czarne, obcisłe, prawie jak legginsy. W knajpie byłam pewna, że miał na sobie dżinsy. Ale czerwone adidasy są identyczne.

– Leży twarzą w dół – mówię do telefonu. – Na betonie. Spadł… spadł ze schodów. Było ich siedem – dodaję bez potrzeby, tylko dlatego, że poczucie winy kazało mi je policzyć.

– Dobrze. Teraz sprawdź, czy oddycha. Ale nie unoś mu głowy. Dobrze? Joanno, rozumiesz mnie?

Przeraża mnie ton jej głosu. Wszystko mnie przeraża. Świat wygląda tak, jakby ktoś przepuścił go przez filtr, który zatrzymuje wszystko oprócz czerni. Znowu oblewam się potem i chwytają mnie mdłości. Milczę.

– Rozumiesz? – powtarza dyspozytorka.

– Rozumiem. – Ten człowiek jest ranny i to ja go skrzywdziłam, tą samą ręką, która teraz dotyka jego ramienia. Boję się nawet o tym pomyśleć, tak jak boję się spojrzeć prosto w słońce.

Nie mogę go obrócić. Nie dam rady.

Głos w słuchawkach nie milknie. Prosi, aby wyobrazić sobie plażę i fale obmywające piaszczysty brzeg. Zamiast coś robić, zaczynam tego słuchać.

– Czy możesz sprawdzić wzrokiem, słuchem albo dotykiem, czy ten człowiek oddycha? Wiesz może, jak się nazywa? – Dyspozytorka starannie wymawia każde słowo, jak nauczycielka w podstawówce.

Wzrokiem, słuchem, dotykiem. Nie wiem, co znaczą te słowa. Oglądam się za siebie. Mokra od deszczu ulica lśni oleistym blaskiem, a mosty na kanale układają się niemal równolegle, jak klepki na parkiecie, wszystko rozmywa mi się w oczach.

Wzrok.

Słuch.

Dotyk.

Wpatruję się w mężczyznę leżącego na chodniku twarzą w dół.

Wsuwam mu dłoń pod ramię i kucam, aby przyjrzeć się z bliska.

– O nie – szepczę mimo woli do telefonu. Jego twarz jest całkiem mokra. W pierwszej chwili myślę, że to krew, ale nie; ta ciecz jest zimna i w dotyku raczej rzadka.

Wtedy do mnie dociera. Wzrok przyzwyczaił się do słabego światła i dostrzegam kałużę rozlaną u stóp schodów. Dwa kroki dalej rośnie drzewo, korzenie napierają od spodu na chodnik, który wybrzuszył się i pękając, utworzył głębokie kratery.

Jeden z nich jest pełen wody.

Jego twarz jest zanurzona w czarnej wodzie wypełniającej czarne zagłębienie w chodniku.

– Wpadł twarzą w kałużę – mówię do telefonu.

Dyspozytorka na pewno mi pomoże. Jest po mojej stronie, musi być. Skoro pracuje w centrum powiadamiania ratunkowego, to znaczy, że jest dobrym człowiekiem.

– Jak najszybciej obróć go na bok – słyszę. – Wyciągnij z wody. Czy na głowie albo na szyi widać jakieś obrażenia?

– Nie wiem… Popchnęłam go na schodach, a on spadł.

Nikogo nie można potępić za szczerość. Ani skazać za niewinną pomyłkę.

– Jak najszybciej – powtarza dyspozytorka.

Obracam go na bok. Czarny kaptur wciąż zasłania mu część twarzy. Reszta kryje się w cieniu.

– Teraz, proszę, sprawdź, czy oddycha. Wzrokiem, słuchem i dotykiem. Czy możesz powtórzyć te słowa?

– Wzrokiem, słuchem i dotykiem – mamroczę drętwo.

– Przyjrzyj się, czy klatka piersiowa pracuje. Zbliż ucho do ust. Spróbuj wyczuć oddech na swoim policzku.

Przyglądam się jego klatce piersiowej, pochylając głowę niżej. Nagle zaczynam słyszeć wszystko, dokładnie wszystko. Głośny ruch uliczny w oddali. Kapiącą do kanału wodę. Krople deszczu rozpryskujące się na betonie. Ale on nie wydaje żadnych dźwięków.

Zdjąwszy rękawiczkę, dotykam palcami jego nosa. Nie czuję na skórze oddechu. Nawet muśnięcia. Nienaturalny bezruch, jakbym patrzyła na człowieka, któremu brakuje czegoś ważnego, na przykład rzęs albo paznokci. Pochylam się niżej i wszystko wysypuje mi się z torebki. Szminki, których nigdy nie używam, bo mi wstyd, toczą się po chodniku.

– Nie oddycha – mówię, a skóra znów cierpnie mi od strachu.

– Na pewno? – pyta dyspozytorka. – Zbliż policzek do jego ust. Powiedz mi, czy wyczuwasz oddech.

Wykonuję polecenie, krzywiąc się niechętnie.

Nic nie wyczuwam. Ani ruchu powietrza, ani najmniejszej odrobiny ciepła. Moje włosy wiszą tuż nad jego ustami i nawet nie drgną. Nic.

– Na pewno nie oddycha – potwierdzam.

Dyspozytorka jest rzeczowa, cierpliwa, życzliwa.

– Doszło do podtopienia – mówi. – Na początek wykonamy pięć oddechów ratowniczych.

Doszło do podtopienia.

– Dobrze – odpowiadam.

– Otwórz mu usta. Ułóż go na plecach. Odchyl głowę ku tyłowi, tylko ostrożnie, uważaj na szyję. Podbródek ma się unieść wysoko, rozumiesz, Joanno? Odchyl jego głowę do tyłu. Jesteś gotowa?

Przesuwam go trochę dalej, bo tam jest równiej, a wtedy kaptur się zsuwa, odsłaniając twarz.

To nie jest Sadiq.

Jedyne podobieństwo to oczy, osadzone daleko od siebie. Ten mężczyzna ma subtelne rysy twarzy. Inne czoło, nie takie masywne. Policzki lekko zapadnięte. To nie jest Sadiq. To nie jest Sadiq.

– To… – Urywam w pół słowa, chociaż może właśnie powinnam coś powiedzieć. – Cholera. Już. Już to robię.

Myśli zalewają mi mózg jak woda z pękniętej rury. To nie on. To nie on. Popchnęłam obcego człowieka. I zrobiłam mu krzywdę. Ten mężczyzna nie chciał mi nic zrobić. Nie napastował mnie. Nie szedł za mną. Szukam wzrokiem jego butów. Faktycznie, takie same. Takie same głupie adidasy.

Oczywiście: wyszedł pobiegać. Stąd te adidasy. Słuchawki. Czarny strój. Jak mogłam się tak fatalnie pomylić? Nie spojrzeć, nie upewnić się?

Przez cały czas słyszę w słuchawkach ten głos. Poruszam się, więc raz jest wyraźniejszy, a raz cichszy.

Mogłabym się rozłączyć. Uciec. Zanim mnie złapią, może zdążę kupić bilet na samolot. No właśnie, złapią mnie? Cała moja wiedza pochodzi z telewizji. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam w rękach gazetę. Nachodzi mnie gorzka myśl, że nie mam bladego pojęcia o prawdziwym świecie. Reuben by wiedział, co trzeba zrobić. On ma wszystko ogarnięte „jak człowiek”, zna się na światowej polityce, umie znaleźć Iran na mapie i usmażyć warzywa sauté. Tylko że Reuben, dobry Reuben, nigdy nie znalazłby się w takiej sytuacji jak ja teraz.

Dziwnie się czuję. Oczy mam suche, powieki ciężkie. Otaczający mnie świat zmienia się jak obraz w kalejdoskopie. Może to alkohol? Wypiłam przecież cztery drinki. Pochylam się nad leżącym mężczyzną, aby wykonać wydech do jego ust. Jest w tym jakaś osobliwa intymność. Ust Reubena przez siedem lat dotykałam bardzo rzadko.

Pięć oddechów ratowniczych. I nic.

Dyspozytorka każe mi rozpocząć ucisk klatki piersiowej. Mówi, że „nie ma oznak życia”.

Pochylam się znowu, składam dłonie, splatając palce, bo tak mi powiedziała. Telefon, przełączony na głośnik, kładę na schodach. Klatka piersiowa ugina się zaskakująco łatwo. Mogę bez większego wysiłku wcisnąć ją na dobrych kilka centymetrów.

I nagle, po pięciu uciskach, mężczyzna reaguje. Zacis­ka usta, wciąga powietrze ze świstem, szczupła klatka piersiowa napełnia się, a ciałem wstrząsa skurcz, jakby ziemia się pod nim poruszyła.

– Coś… coś się dzieje! – wołam.

Mężczyzna zaczyna kasłać. Najpierw na sucho, ale szybko kaszel robi się mokry. Odwracam głowę, chcąc zapewnić mu odrobinę dyskrecji. Może wstanie i sobie pójdzie, zły i niezadowolony, ale cały i zdrowy. Rozstaniemy się jak kierowcy po niegroźnej stłuczce. Może. Może. Zaciskam powieki. Tak bardzo bym tego chciała.

– Kaszle – mówię bezbarwnym głosem.

Nie mogę się przyznać, że to inny człowiek, niż mi się wydawało. Niczego nie mogę jej powiedzieć.

– Dobrze, w porządku. Karetka jest już prawie na miejscu.

Sadiq – nie, nie Sadiq – wciąż leży na ziemi. Oczy ma zamknięte. Pierś pracuje miarowo.

– Czy możesz ułożyć go w pozycji bezpiecznej? – pyta dyspozytorka.

Zalewa mnie kolejna fala strachu, niczym wzbierający przypływ. Przygryzam wargę, starając się go ignorować. Już nie boję się Sadiqa, ale tego, co teraz będzie ze mną.

– Dobrze – odpowiadam, zabierając się do roboty. – Dobrze.

Nie widać żadnych oznak przytomności. Nie mruga oczami, tak jak Reuben, gdy budzi się w niedzielny poranek – jedyny poranek w tygodniu, który zawsze spędzamy razem. Niedziela to jedyny dzień, kiedy jest wolny od swoich podopiecznych, nie pomaga na dyżurach poselskich ani nie organizuje protestów. Reuben nawet przez sen wyciąga do mnie ręce, chce mnie przytulić. Ręce tego mężczyzny są bezwładne, opadają na samą ziemię, jakby coś im nienaturalnie ciążyło, podkulone jak u małpy.

A gdy leży już w bezpiecznej pozycji, z jedną nogą zgiętą w kolanie, tak jak poinstruowała mnie dyspozytorka, zauważam, że przyjechała karetka. W witrynach sklepów na ulicy biegnącej powyżej kanału migocze niebieski blask koguta. Skacze po oknach domów, goni sam siebie, odbijany i rozpraszany przez każdą kolejną szybę.

Nie. Nie. Pomyliłam się. W szybach nic się nie odbija.

Zaraz za karetką stoi radiowóz.

Ratownicy przyjechali po niego, a policja po mnie.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: