- promocja
- W empik go
Wszystko, czego nie powiedzieliśmy - ebook
Wszystko, czego nie powiedzieliśmy - ebook
To, czego nie wiesz, może cię zranić…
Mroczny romantyczny thriller, który pokochają miłośnicy Colleen Hoover
Od wypadku, w którym zginęła najlepsza przyjaciółki Elli, minęły miesiące, a ona nie może przestać sie obwiniać o tę śmierć. W szkole wszystko przywołuje wspomnienia nieżyjącej Hayley, w tym widok Sawyera, chłopaka przyjaciółki.
Stopniowo Ella i Sawyer zbliżają się do siebie, ale oboje coraz bardziej z tego powodu dręczy sumienie.
Dziewczyna szuka pocieszenia w pamietniku Hayley. Ma nadzieję, ze znajdzie w jej zapiskach coś, co sprawi, ze poczuje się lepiej. Im bardziej Ella zagłębia się w przeszłość Hayley, tym mocniej dociera do niej przerażąjaca prawda, jak wiele nie wiedziała o swojej przyjaciółce – i jak mroczne były jej tajemnice.
W debiutanckiej powieści łączacej elementy thrillera ze szczyptą dark romance Harlow w przemyślany sposób ukazuje skomplikowane emocje – żal, depresję, miłość czy poczucie winy – nie tracąc z oczu meandrów fabuły.
BOOKLIST
Pogrążona w myślach, wchodzę do basenowej szatni. Klapanie moich japonek o mokrą posadzkę niesie się echem po całym pomieszczeniu. Wyjmuję właśnie torbę z szafki, kiedy nagle gasną wszystkie światła.
Otacza mnie kompletna ciemność. – Jasna cholera – mówię podniesionym głosem. Odczekuję chwilę, licząc, że światła zaraz ponownie się włączą. Nic z tego. […] Moje serce zaczyna walić jak oszalałe. Rozpaczliwie szukam telefonu, ale ręce trzęsą mi się tak bardzo, że nie jestem w stanie go zlokalizować. Tuż przy moim ramieniu, przerażająco blisko, rozlega się głośny szczęk metalu, jakby ktoś zamykał szafkę. Instynktownie obracam się w stronę źródła dźwięku i nagle oślepia mnie wąski promień światła latarki.
– Ella, to tylko ja. Nie ruszaj się. Zanim dociera do mnie, czyj to głos, ktoś gwałtownie chwyta mnie za ramiona i potrząsa mną. Zaczynam wrzeszczeć.
[fragment]
Sloan Harlow - od dziecka chciała zostać pisarką. Wszystko, czego nie powiedzielismy jest jej debiutancką powieścią, która od razu znalazła się na liście bestsellerów „USA Today”. Mieszka w Georgii z czarnym kotem o imieniu Pabu i kocha lody.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-149-3 |
Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strugi ulewnego deszczu chłoszczą okno mojego pokoju. Poniedziałkowy poranek aż huczy od grzmotów i wichury. Nie śpię już od kilku godzin, nasłuchując wycia wiatru i marząc o tym, aby jego podmuch zburzył ścianę sypialni i zabrał mnie ze sobą.
Słyszę skrzypnięcie na korytarzu i dostrzegam cień mamy pod moimi drzwiami. Deski jęczą pod jej stopami. To odgłos wahania. Zapukać do pokoju córki czy jednak nie?
Mama odchodzi. Wraca do swojej sypialni.
Czyli jednak nie.
Rok temu bezceremonialnie wpadłaby do środka. Musiałabym wysłuchiwać pretensji o to, że jeszcze leżę w łóżku. Rok temu jej milczenie byłoby nie do pomyślenia. Ale rok temu wszystko było zupełnie inaczej. Zasłużyłam na to milczenie, ciążące mi niczym wielki kamień u szyi. To moja pokuta. Odrzucam kołdrę i dokonuję niemożliwego.
Zaczynam się szykować na pierwszy dzień szkoły ostatniej klasy liceum North Davis High.
Mimo że teraz zdaje mi się, jakby to było w innym życiu, wciąż jeszcze pamiętam stres, jaki towarzyszył mi pierwszego dnia jedenastej klasy. Żadna ilość olejku arganowego nie była w stanie uporać się z burzą moich czarnych loków wystawionych na działanie wilgoci panującej w naszym pięknym stanie Georgia. Makijaż kocie oko, w którym poprzedniego wieczoru wyglądałam niczym femme fatale, teraz sprawiał, że przypominałam raczej Jokera, planującego otruć całe Gotham City gazem rozweselającym.
Kompletnie spanikowana wysłałam selfie do mojej ulubionej osoby na całym świecie, opatrując je krótkim podpisem:
Pomocy.
Hayley odpowiedziała natychmiast:
Oszalałaś? Wyglądasz zajebiście. Wpadaj do mnie, pomogę ci z włosami. Żadna wilgoć w powietrzu nie ma szans z moją prostownicą.
A dziś?
Dziś narzucam na siebie pierwszą rzecz, jaka nawinie mi się pod rękę: podnoszę z podłogi dżinsy, które miałam na sobie wczoraj (i przedwczoraj, i przedprzedwczoraj), i szarą bluzę poplamioną salsą, którą jadłam w zeszłym tygodniu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz patrzyłam w lustro.
Głęboki smutek utworzył przepaść między mną a tamtą idiotką sprzed roku, której największym życiowym zmartwieniem był kiepski eyeliner i sterczące kosmyki. Ależ jej teraz nienawidzę.
I tak bardzo za nią tęsknię.
Przekraczając próg liceum, czuję się tak, jakbym nie wracała tutaj jako Ella, ale jako Cień Elli, dziewczyna duch. Ta myśl jest jak ukłucie w sercu. Prawda jest taka, że chciałabym być duchem.
Wtedy mogłabym snuć się po zaświatach, odnaleźć Hayley i znów z nią porozmawiać. Powiedzieć jej o wszystkich ważnych sprawach.
Na przykład o tym, że teraz Albert Wonsky zajął jej szafkę. Jęknęłaby wkurzona i powiedziała coś w stylu: „Błagam, ocal moje zdjęcia Pedra Pascala, zanim mój przyszły mąż zginie przywalony porno anime!”, a ja roześmiałabym się i odpowiedziała: „Sorry, za późno”.
Powiedziałabym jej, że na jej szafce ciągle jest to wgniecenie, ślad po moim kopniaku z dnia, gdy dostałam czwórkę z łaciny. I ten drugi ślad, tuż obok, po jej kopniaku. „No wiesz, jak to szło, »wiarygodna możliwość zaprzeczenia«” – wyjaśniła. „Nie do końca o to w tym chodzi” – odpowiedziałam z rozbawieniem.
Powiedziałabym jej jeszcze, że w tej wnęce koło sali muzycznej wciąż są ślady po wosku z różowej świeczki urodzinowej. Tej samej wnęce, w której schowaliśmy się z Sawyerem Hawkinsem, by wyskoczyć na nią z balonami i babeczką, szczerząc zęby w uśmiechu i wrzeszcząc: „Wszystkiego najlepszego!”.
Sawyer.
Samo jego imię jest niczym cios w brzuch. Nie mogę dzisiaj o nim myśleć. To dla mnie za dużo. Jeszcze chwila, a rozsadzi mi klatkę piersiową.
Rzecz jasna, w tym samym momencie dostrzegam go na końcu korytarza. Jakżeby mogło być inaczej. Stoi z Mikiem Limem i zawzięcie o czymś dyskutują. Góruje nad swoim kolegą, a jego usta rozciągają się w krzywym uśmiechu.
Jego widok jest dla mnie jak cios obuchem w głowę i aż muszę na chwilę przystanąć. Opieram się o ścianę, ściskając książki do matmy tak mocno, że słowa „rachunek różniczkowy” będę pewnie miała odciśnięte na mostku przez długie dni.
Zupełnie jakby wyczuł moją obecność, Sawyer spogląda nagle w moją stronę. Przestaję oddychać. Po raz pierwszy od dnia pogrzebu spoglądam w jego łagodne, brązowe oczy.
Tyle że w tym momencie w jego spojrzeniu nie ma absolutnie nic z łagodności.
Sawyer, jedyny znany mi chłopak, który świętował miesięcznice w związku za pomocą drobnych, idealnych prezencików, który bez mrugnięcia okiem przynosił nam kolejne porcje popcornu i sprite’a podczas filmowego maratonu Zmierzchu, kiedy Hayley była chora, który kochał moją najlepszą przyjaciółkę równie mocno, jak ja…
Ten sam Sawyer posyłał mi właśnie spojrzenie pełne takiej furii, że aż zebrało mi się na mdłości.
Wiedziałam. Obwinia mnie.
Powinnam wytrzymać jego spojrzenie. Powinnam pozwolić, żeby obecny w nim wściekły ogień mnie spalił. Zasługuję na to. Za to wszystko, co mu odebrałam. I co odebrałam jej.
Zamiast tego odwracam się na pięcie, tłumiąc szloch, gotowa ruszyć pędem przed siebie, jak najdalej od szkoły, najlepiej na zawsze. I wtedy wpadam wprost na pana Wilkensa.
– Uff! Wolniej, moja panno! – Szkolny psycholog robi krok wstecz i chwyta mnie za ramiona, żebym nie upadła.
– O Boże, przepraszam – mamroczę zawstydzona.
– Spokojnie, Ella, nic się nie stało, obydwoje jesteśmy cali i zdrowi. – Przechyla głowę, próbując zajrzeć mi w oczy. – Hej. Hej. Cieszę się, że na siebie wpadliśmy. Jak się miewasz?
Wzruszam ramionami. Boję się, że głos odmówi mi posłuszeństwa.
– Aż tak dobrze, hm? – Na co dzień pan Wilkens jest gładko ogolony, ale dziś na linii jego szczęki dostrzegam lekki zarost. Zazwyczaj jasnobłękitne spojrzenie jest jakby rozmyte i lekko sine. Może jest jednym z tych psychologów, którzy faktycznie martwią się o swoich podopiecznych? Może on też jest dziś smutny.
To krzepiąca myśl.
– Ella – mówi – wiem, że nie jest ci dziś łatwo. I mam nadzieję, że wiesz, że możesz na mnie liczyć. – Wygląda tak, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie wtedy rozlega się dzwonek. – No i koniec przerwy. – Uśmiecha się. – Nie spóźnij się na lekcję. Jeszcze porozmawiamy, dobrze?
Patrzy za mną ze zmartwioną miną. To miłe z jego strony, że tak się o mnie troszczy. Że chce pomóc. Powinnam od razu mu powiedzieć: „Proszę nie zawracać sobie mną głowy, panie Wilkens. Lepiej żeby skupił się pan na innych podopiecznych, tych, których da się jeszcze uratować. Takich, którzy na to zasługują”.
Którzy nie zabili swojej najlepszej przyjaciółki.
Przez cały dzień staram się pozostać niewidzialna. Próbuję ignorować oskarżycielskie spojrzenia, miny pełne współczucia, oczy pełne litości. Ale to niemożliwe. Kiedy mijam grupkę dziewczyn zebranych przy dystrybutorze wody, wszystkie nagle milkną. Na lekcji angielskiego Seema Patel, dziewczyna, z którą ostatni raz rozmawiałam pewnie w podstawówce, nachyla się w moją stronę i wręcza mi paczkę kwaśnych żelków.
– Pomyślałam, że mogą ci się przydać – mówi.
W czasie przerwy obiadowej idę pod swoją szafkę, gdzie natychmiast otacza mnie grupa, której dzisiejszego dnia miałam nadzieję nie spotkać: stara ekipa. A raczej to, co z niej zostało. Za moimi plecami pojawiają się Nia Wiley, Beth Harris, Rachael Evans i nawet Scott Logan. Nie da się nie zauważyć braku Sawyera. Jednak nie ma luki, którą dałoby się porównać z tą jedną, wielkości krateru.
Oni wszyscy są tak naprawdę przyjaciółmi Hayley. Nia i Beth trenowały z nią biegi, Beth i Rachael chodzą ze sobą od pierwszego roku liceum, a Scott jest jak pijawka, której nie możesz odczepić choćby nie wiem co – trochę błazen, trochę nastoletni bezczel. To Hayley wkręciła mnie do tej grupy i bez niej nic się nie klei. Jeszcze jeden tydzień ignorowania telefonów od nich i zostanę wystrzelona z powrotem na swoją orbitę, ku zadowoleniu wszystkich.
Jednak na razie Beth zarzuca mi ramiona na szyję.
– Ella, gdzie się podziewałaś? Martwiłam się okropnie! Dzwoniłam do ciebie chyba codziennie, przez całe lato!
Nia delikatnie odsuwa ode mnie Beth.
– Cóż, mówiłam ci, że sama też bym od ciebie nie odbierała, gdybyś tak mnie napastowała.
Beth wydyma usta nadąsana i wtula się w Rachael. Nia kręci głową, posyłając mi jednocześnie przepraszające spojrzenie.
– Po prostu chcieliśmy się dowiedzieć, jak się miewasz. Poza, no, wiadomo.
– No właśnie, tęskniliśmy za tobą. – Rachael uśmiecha się nieśmiało, a Beth jej przytakuje. Nia szturcha łokciem Scotta, który stoi za nimi, wpatrzony w telefon.
– Tak, Ella, totalnie jesteśmy z tobą. – Scott na ułamek sekundy podnosi wzrok. Nia rzuca mu wściekłe spojrzenie, po czym zwraca się ku mnie, a wyraz jej twarzy natychmiast łagodnieje.
– Słońce, jak się czujesz?
Beth i Rachael sprawiają wrażenie spiętych. Scott nie zwraca uwagi na nic. Zdecydowanie wolę to od współczującego, zbyt empatycznego wzroku Nii.
– Było ciężko, ale daję radę. Naprawdę. – Uśmiecham się z trudem, zamykając szafkę. – Nie musicie się o mnie martwić. Doceniam troskę, serio. Ale jest okej.
Beth i Rachael wyraźnie ulżyło, ale Nia marszczy brwi.
– Ella, mam nadzieję, że wiesz, że możesz…
– Słyszałyście, co powiedziała – przerywa jej Scott i w tym samym momencie rozlega się dzwonek na lekcję. – Jest okej. Jej czakry są odblokowane, ma dobrą aurę, jej Merkury jest w retrogradacji czy coś. A ja zaraz się spóźnię na hiszpański.
Nia patrzy za jego oddalającą się sylwetką, ale odpuszcza. Chyba po raz pierwszy w życiu dupkowatość Scotta budzi moją wdzięczność.
Nie tylko moi starzy przyjaciele wypytują mnie o samopoczucie. Każdy nauczyciel po kolei też chce wiedzieć, jak się miewam.
Podobnie jak pan Wilkens, łapią mnie delikatnie za łokieć i przyciszonym głosem zadają to samo pytanie. Co niby mam im odpowiedzieć? I to na dodatek w ciągu trzech minut, między jedną lekcją a drugą? Wszystko to, czego nie byłam w stanie powiedzieć własnym rodzicom ani kolejnym specjalistom od zdrowia psychicznego, z którymi spotkałam się w ciągu tych czterech miesięcy, które minęły od śmierci Hayley? Dlatego właśnie stać mnie tylko na jedną odpowiedź. Jedyną, jaką chcieliby usłyszeć: „W porządku. Wszystko w porządku”.
Jakimś cudem czas biegnie dalej, przybliżając mnie coraz bardziej do końca dnia. Wciąż jednak czuję się tak, jakbym siedziała w rozchybotanej łódce, do której przez dziury w burtach wlewa się woda, a każda z tych dziur jest wspomnieniem – pusta ławka na trzeciej lekcji, stolik w stołówce, przy którym siadałyśmy od trzech lat, dziś zajęty przez małolatów. Ocean robi się coraz bardziej wzburzony, a ja rozpaczliwie próbuję zatkać każdą z dziur, nie wpuścić wody do środka. Fale uderzają raz po raz, prawie zwalając mnie z nóg, ale udaje mi się utrzymać na powierzchni.
O piętnastej piętnaście rozlega się dzwonek.
Nareszcie.
Ruszam biegiem do głównego wyjścia, kiedy czyjś głos sprawia, że przystaję.
– Ella! Szukałam cię.
To pani Langley, nauczycielka ceramiki, macha do mnie w progu sali plastycznej. Rzucam tęskne spojrzenie w stronę skrzydeł drzwi wyjściowych, na świecący znak „wyjście ewakuacyjne”, ale ostatecznie podchodzę do nauczycielki.
– Dzień dobry, pani Langley – mówię, poprawiając pasek torby z książkami. Moje maniery toczą zaciętą walkę z desperackim pragnieniem, aby jak najszybciej stąd wyjść.
– Chciałam tylko ci coś dać – wyjaśnia. Znika w sali, ale zaraz pojawia się z powrotem. W ręku trzyma niewielkie kartonowe pudełko. Na jego boku napisano markerem „ELLA I HAYLEY”. W środku są dwa ręcznie robione kubki.
Na ich widok maleńka łódka, którą przez cały dzień udało mi się utrzymać na powierzchni, zaczyna iść na dno.
– Pomyślałam, że może chciałabyś je mieć u siebie – szepcze pani Langley niemal z takim samym smutkiem, jaki sama czuję. – Zostały wypalone w piecu dopiero po… No, w każdym razie trzymałam je dla ciebie.
– Mhm – mówię, mrugając gęsto.
To Hayley wpadła na pomysł, żebyśmy zrobiły dla siebie nawzajem te kubki. Na kawę, kiedy już będziemy dzielić pokój w akademiku Uniwersytetu Georgii. Hayley pękała z dumy, kiedy pokazywała mi swój projekt kubka z ozdobnym „P” na boku… „P” jak „proteza zębowa”. Kiedy oznajmiłam stanowczo, że nie mam zamiaru pić z „kubka na sztuczną szczękę”, uciszyła mnie gestem dłoni.
– Czekaj, wysłuchaj mnie. To ma być kubek na całe życie. Ja po prostu przygotowuję cię na ostatni etap naszej przyjaźni, kiedy będziemy już stare i niedołężne. Pomyśl tylko, co to będzie za zabawa! – Jej oczy zalśniły szelmowsko. – Za każdym razem, kiedy się spotkamy, będzie tak, jakbyśmy ponownie zostawały najlepszymi przyjaciółkami – wyjaśniła, wzruszając ramionami. – A ty będziesz miała miejsce na swoją szczękę.
Obydwa kubki wyszły przepięknie.
Ledwo rejestruję moment pożegnania z panią Langley. Wychodzę ze szkoły półprzytomna, nie mogę przestać patrzeć na kubki obijające się o siebie w kartonie. Chciałabym odwrócić wzrok, naprawdę. Najchętniej wyrzuciłabym je do rowu, ale z drugiej strony wiem, że to byłoby tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. W jakimś sensie potrzebuję tych kubków, bez nich nie dam rady.
Dotykam ostrożnie tego zrobionego przez Hayley. Na spodzie wyczuwam jakieś wgłębienie, które zapomniała wygładzić. Przyglądam się bliżej i dostrzegam drobne zawijaski układające się we wzór.
Odcisk palca Hayley.
Świat wokół mnie wydaje się nagle bardzo odległy. Jest jakaś trawa, jakieś niebo. Czyjeś donośne głosy.
Ale w tej chwili jestem w stanie skupić się jedynie na tym, że opuszka mojego palca dotyka tego małego wgłębienia.
Potem wszystko dzieje się bardzo szybko.
Błysk świateł, nadjeżdżający autobus tuż przede mną. Czyjeś krzyki, dźwięk klaksonu przypominający smoczy ryk. Moje serce zamiera. Przez głowę przebiega mi ostatnia myśl: „Muszę ratować kubki”, a potem gwałtownie upadam do tyłu.
Nie umieram.
Upadam na coś masywnego. Mój mózg podsuwa mi bezsensowną wizję ceglanego muru, ale ten mur jest ciepły i czuję bicie jego serca. Ktoś wyciągnął mnie niemal spod kół autobusu. Uratował mnie w ostatniej chwili.
Podnoszę głowę i napotykam spanikowane spojrzenie Sawyera Hawkinsa.
– Sawyer! – wykrztuszam, wyplątując się z jego uścisku. Moje książki rozsypały się na szkolnym trawniku, ale wciąż ściskam kurczowo kartonowe pudełko; kubki jakimś cudem pozostały nienaruszone.
– Ella. – Sawyer dyszy ciężko, wyraźnie jest w szoku. Jedną dłoń trzyma na piersi, drugą chwyta się za głowę. Bierze kilka głębokich, uspokajających oddechów, zamyka oczy. Kiedy je znów otwiera, w jego spojrzeniu maluje się wściekłość.
– Ella, do cholery – warczy. – Co ty sobie w ogóle myślałaś? Mogłaś zginąć. Centralnie mogłaś zginąć. A gdyby nie było mnie w pobliżu, gdybym akurat nie patrzył? Chryste Panie.
– Ale po co? – Dopiero po dłuższej chwili dociera do mnie, że powiedziałam to na głos.
– Co takiego? – Zastyga zdezorientowany.
– Po co na mnie patrzyłeś? I po co w ogóle… – Głośno przełykam ślinę. – Po co w ogóle mnie uratowałeś? – O zgrozo, z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Nie mam już siły udawać, że wszystko jest w porządku.
Sawyer gwałtownie blednie. Z jego twarzy znika złość, zupełnie jakby moje słowa wstrząsnęły nim mocniej niż moja prawie śmierć. Oblizuje usta, otwiera je, żeby coś powiedzieć, ale nie jest w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
Tak bardzo pragnę usłyszeć jego odpowiedź. Jest w moim sercu jakaś mikroskopijna drobinka nadziei, która każe mi zostać, wysłuchać tego, co ma do powiedzenia.
Nie zostaję. Nie mogę.
Przecież znam odpowiedź. Jakiekolwiek miłe słowa pod moim adresem będą jedynie oznaką litości albo współczucia, na które zwyczajnie nie zasługuję. Obracam się na pięcie i odchodzę.
Nie woła mnie. Ta mała iskierka nadziei pragnie, żebym obejrzała się za siebie, chociaż raz. Ale nie robię tego.
I obiecuję sobie uroczyście, że już nigdy więcej nie odezwę się do Sawyera.