- W empik go
Wszystko od nowa - ebook
Wszystko od nowa - ebook
Rodzina to cały świat Marty Piaseckiej. Uwielbia niekończące się rozmowy z bratem Kacprem i ciotką Weroniką. Sprawy komplikują się, kiedy dziewczyna wyjeżdża do Warszawy na studia.
W dodatku o jej względy stara się dwóch mężczyzn, a ona nie wie, którego z nich wybrać.
Jednak miłosne rozterki muszą chwilowo zejść na drugi plan, gdy okazuje się, że Kacper dostał pracę w innym kraju i nie zamierza o tym powiedzieć rodzicom, którzy przechodzą małżeński kryzys.
Czy Marta potrafi dokonać wyboru kochanka?
I jaki to będzie miało wpływ na jej sprawy rodzinne?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66521-59-9 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy Marta nie zeszła na niedzielne śniadanie, jej rodzice wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
– Na pewno się obraziła – stwierdziła ponuro Bożena Piasecka. – Po tym, co jej wczoraj nagadałeś…
Wiktor Piasecki wzruszył ramionami.
– Powiedziałem tylko tyle, ile uznałem za konieczne.
– Ale może trzeba było bardziej delikatnie?
– Zdenerwowała mnie.
Nic więcej nie mówili. Próbowali skoncentrować się na śniadaniu, ale apetyt minął im obojgu. Zamiast jeść, myśleli o wielkiej kłótni, która miała miejsce w ich domu poprzedniego wieczoru. Powód był dość osobliwy: Marta została przyjęta na studia na Uniwersytecie Warszawskim. Niestety nie doszło do otwarcia butelki szampana i wznoszenia toastów z tej okazji. Wiktor nie widział bowiem żadnego powodu, aby się cieszyć. Wygłosił tylko krótką przemowę, chcąc wytłumaczyć córce, że lepiej by było, gdyby jednak zdecydowała się na studia w Poznaniu, gdzie jest równie dobry uniwersytet, a koszty utrzymania niższe. Niestety wyrodna córka nie chciała słuchać tych argumentów. Mało tego, nazwała ojca starym sknerą!
– Nie martw się, nie zbankrutujesz – dodała na zakończenie. – W Warszawie będę mieszkać u ciotki Weroniki. Zupełnie za darmo.
I wtedy właśnie Wiktor stracił panowanie nad sobą. Pomysł, aby Marta zamieszkała z jego siostrą, stanowił przysłowiową kroplę, która przelała kielich. Jak córka mogła zasugerować coś takiego? Przecież wie, że on nie utrzymuje kontaktów z Weroniką! Nigdy nie byli sobie szczególnie bliscy, ale ostatecznie pokłócili się po śmierci ojca – rzecz jasna o podział rodzinnego majątku. A teraz Marta planuje się do niej wprowadzić?
– Oczywiście – potwierdziła spokojnie. – Ciotka powiedziała, że będę miała pokój tylko dla siebie. To oznacza lepsze warunki do nauki niż mieszkanie w akademiku.
Tym razem Wiktor nie był skłonny do słuchania rozsądnych argumentów. Nazwał córkę intrygantką, która sprzymierzyła się z jego osobistym wrogiem. W odpowiedzi usłyszał, że jest dziecinny, chociaż zbliża się do pięćdziesiątki. Po wygłoszeniu tej opinii Marta wstała i poszła do swojego pokoju. Od tamtej pory jej nie widzieli.
– Właściwie dlaczego tak ostro postawiłeś sprawę? – zapytała Bożena, patrząc na męża. – Co w tym złego, że Marta zamieszka u Weroniki? Ta propozycja to w sumie miły gest ze strony twojej siostry. Może chce się pogodzić?
Mąż popatrzył na nią jak na głupią.
– Ty naprawdę nie wiesz, o co chodzi, czy udajesz?
– Nie wiem – przyznała szczerze.
– Swego czasu Weronika wyjechała na studia do Warszawy i tak jej się spodobało życie w stolicy, że już nie wróciła. Poznała tego palanta, swojego męża, wyszła za niego, a potem zapomniała o rodzinie. Chcesz, żeby podobnie było z Martą?
– Ty się boisz, że jak ona wyjedzie do Warszawy, to już nie wróci…?
Wiktor skinął głową.
– I komu ja wtedy przekażę kancelarię? – zapytał retorycznie.
Bożena nie odpowiedziała. Faktycznie, tylko Marta wchodziła w grę…
Wiktor Piasecki przejął kancelarię notarialną po swoim ojcu i kiedyś marzył o tym, by też przekazać ją synowi. Niestety Kacpra prawo zupełnie nie interesowało. Obecnie studiował w Poznaniu finanse i rachunkowość. Natomiast Marta była urodzoną prawniczką – zawsze powtarzała, że przeszło na nią rodzinne skażenie genetyczne… Maturę zdała z doskonałymi wynikami, toteż wszystkie uczelnie, na które złożyła dokumenty, chciały ją przyjąć. W tym ten nieszczęsny Uniwersytet Warszawski…
– To może ja do niej pójdę i wytłumaczę, o co chodzi? – zasugerowała Bożena.
– Dobrze, idź – zgodził się Wiktor. – Ciebie pewnie prędzej posłucha.
Bożena wstała i skierowała swoje kroki do pokoju córki. Kiedy zapukała, odpowiedziała jej głucha cisza. Delikatnie uchyliła drzwi i zajrzała do środka: Marta leżała na łóżku, ale nie robiła wrażenia śpiącej, tylko nieprzytomnej. W dodatku trzymała coś w zaciśniętej dłoni. Bożena podeszła bliżej. Chciała sprawdzić, co to jest. Kiedy wzięła do ręki mały, brązowy słoiczek, zamarła – widniał na nim napis, z którego wynikało, że zawartość to proszki nasenne w liczbie trzydziestu tabletek. Słoiczek był jednak zupełnie pusty…
– Rany boskie!!!
Pod wpływem krzyku żony Wiktor poderwał się z krzesła i pobiegł do pokoju Marty. Widok, który zastał, niemal przyprawił go o wstrząs: Bożena klęczała przy łóżku córki, dygocząc na całym ciele. W ręku wciąż trzymała pusty słoiczek po proszkach nasennych.
– Ona… Ona je połknęła…
– Co???
– Połknęła wszystkie…
Wiktor wyrwał jej z ręki słoiczek i w mgnieniu oka zorientował się, o czym mówi.
– Jedziemy do szpitala! – krzyknął. – Zabierz to, a ja wezmę Martę.
– Może lepiej zadzwonić po pogotowie?
– Zwariowałaś? Zanim przyjadą, może być za późno. Ona na pewno połknęła te proszki wczoraj wieczorem.
Bożena nie próbowała z nim polemizować. Chwyciła opakowanie po środkach nasennych, a potem pobiegła po kluczyki od samochodu. Wiktor tymczasem wziął na ręce nieprzytomną córkę i skierował się do wyjścia.
– Dasz radę prowadzić? – zapytała Bożena drżącym głosem, kiedy ułożyli dziewczynę na tylnym siedzeniu. – Bo ja chyba nie…
– Spróbuję. Ty usiądź obok Marty i pilnuj, żeby się nie zsunęła.
Na szczęście w niedzielne przedpołudnie nie było dużego ruchu, więc droga do szpitala położonego na obrzeżach miasta zajęła im zaledwie dziesięć minut. Nie wiadomo jednak, jak długo czekaliby na lekarza, gdyby nie fakt, że tego dnia pełnił dyżur kuzyn Bożeny. Zawiadomiony przez nią telefonicznie, zjawił się natychmiast.
– Co się stało? – zapytał z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
– Wzięła całe opakowanie środków nasennych – powiedział Wiktor, podając mu słoiczek znaleziony w pokoju córki. – Dzisiaj rano znaleźliśmy ją nieprzytomną.
Lekarz nie zadawał więcej pytań. Polecił pielęgniarzom zabrać Martę na badania, a ich poprosił o pozostanie w poczekalni.
– Dam wam znać, jak tylko będę coś wiedział – obiecał, po czym zniknął w korytarzu prowadzącym do sali przyjęć.
Czas dłużył im się niemiłosiernie. Początkowo nie rozmawiali ze sobą, gdyż nie mogli otrząsnąć się z szoku. Nigdy by nie uwierzyli, że Marta może zrobić coś takiego! Ona – wcielenie zdrowego rozsądku?
A jednak! Widocznie bardzo zależało jej na studiach w Warszawie. Zawsze była wyjątkowo ambitna i stawiała sobie wygórowane cele. Osiągnięcie tego ostatniego na pewno sprawiło jej niemałą satysfakcję, musiała się zatem poczuć ogromnie dotknięta ich zachowaniem. Pewnie pomyślała, że inni rodzice byliby z niej dumni…
Bożenę zaczęła ogarniać złość. Ona faktycznie była dumna z córki. Nie miała też nic przeciwko temu, aby zamieszkała w Warszawie u siostry męża. Natomiast on się ciskał i kłócił z Martą przez cały wieczór! W rezultacie doprowadził ją do tego desperackiego kroku.
– To wszystko twoja wina – powiedziała twardo, rzucając mężowi oskarżycielskie spojrzenie.
Wiktor drgnął jak obudzony ze snu.
– To przez ciebie Marta chciała się otruć – powtórzyła.
– Co takiego?
– Świetnie zdała maturę, przyjęli ją na uniwersytet, a ty zamiast się cieszyć, zrobiłeś aferę!
– Chyba przesadzasz. Ja tylko chciałem jej wytłumaczyć, że równie dobrze może studiować w Poznaniu.
– A może ona uznała, że ją lekceważysz?
– Bożenko, posłuchaj…
– Nie chcę cię słuchać! Dość narozrabiałeś!
Wiktor nie miał jednak zamiaru zamilknąć.
– Gdy Marta odzyska przytomność, powiem jej, że zgadzam się, aby studiowała w Warszawie – powiedział. – Skoro to dla niej sprawa życia i śmierci…
– A jeśli nie odzyska przytomności…?
– Nawet tak nie myśl!
Rozżalenie Bożeny zaczęło w tym momencie brać górę nad złością.
– Gdybyś jej chociaż spokojnie wytłumaczył, dlaczego masz obiekcje… Ale ty, jak zwykle, musiałeś stawiać sprawę na zasadzie: „Bo ja tak chcę”. A Marta jest już dorosła. Sama ma prawo decydować o swoim życiu.
Tym razem Wiktor nie próbował zaprzeczać. Rzeczywiście wczoraj trochę go poniosło… Skąd jednak mógł wiedzieć, jak bardzo jego córce zależy na studiowaniu w Warszawie? Wcześniej nie mówiła zbyt wiele na ten temat. Po prostu spokojnie czekała na ogłoszenie listy przyjętych. Nie musiała się nawet specjalnie denerwować, ponieważ wyniki egzaminu maturalnego dawały jej praktycznie gwarancję bezproblemowej realizacji życiowych planów.
Na szczęście Bożenia przestała go już oskarżać. Siedziała pogrążona w ponurych myślach i nie odezwała się już ani słowem. Wiktor próbował ją przytulić, ale odsunęła się od niego tak zdecydowanym ruchem, że nie ponowił próby. Najwyraźniej wciąż była zła i rozżalona.
Wobec tego wstał i zaczął spacerować po poczekalni. Chciał, aby już przyszedł lekarz i powiedział, co z Martą. Wprawdzie nie wierzył, że jej desperacki krok może naprawdę zakończyć się śmiercią, ale wolał mieć co do tego pewność. Konieczność biernego czekania zawsze źle na niego działała, więc chodził coraz szybciej i coraz bardziej niecierpliwie. Wreszcie zobaczył lekarza. Bożena dostrzegła go chwilę później.
– Co z nią? – zapytała łamiącym się głosem.
– Już dobrze. Odzyskała przytomność.
– To znaczy, że nic jej nie grozi?
Lekarz pokręcił przecząco głową.
– Musi tylko poleżeć, dopóki nie odzyska sił. Jest bardzo osłabiona.
– A możemy ją zobaczyć? – wtrącił Wiktor, który nie miał wcześniej szansy dojść do słowa.
– Tak, oczywiście.
Ruszyli za Bogdanem. Wiktor odruchowo chciał wziąć żonę za rękę, ale Bożena wyrwała mu ją stanowczym ruchem, który zdawał się mówić: „Nie dotykaj mnie!”. W pierwszej chwili się zirytował. Czy ona nie rozumie, że jemu też jest ciężko, może nawet bardziej niż jej, ponieważ czuje się winny? Zrezygnował jednak ze wspominania o tym. Nie chciał kolejnej kłótni. Chciał tylko zobaczyć córkę.
KORESPONDENCJA MEJLOWA
Kacper Piasecki do siostry:
Marta, co się z tobą dzieje, do cholery? Dowiedziałem się, że zostałaś przyjęta na UW i chyba dziesięć razy dzwoniłem z gratulacjami. Ani razu nie raczyłaś odebrać. Na moje SMS-y też nie odpowiedziałaś. Zgubiłaś komórkę, czy co? Przyznaję, że wkurzyłem się na Ciebie i dlatego nie zadzwoniłem do domu. Ale dziś mi przeszło i spróbowałem, tylko nikt nie odebrał. Teraz już nie wiem, co myśleć. Odezwij się do mnie jak najszybciej, bo się na Ciebie obrażę.
KacperROZDZIAŁ 2
Kiedy Marta doszła do siebie, nie mogła zrozumieć, dlaczego jest w szpitalu. Owszem, pamiętała, że poprzedniego wieczoru pokłóciła się z ojcem, a potem nie mogła zasnąć. Łyknęła dwa proszki nasenne, lecz jej nie pomogły, więc, zdecydowała się na kolejne dwa. Czyżby przedawkowała…?
Gdy wujek Bogdan potwierdził te przypuszczenia, ogarnęła ją złość. Ale się wygłupiła! Dobrze, że akurat on był na dyżurze, dzięki czemu udało jej się chociaż uniknąć kompromitacji przed obcym lekarzem. Za to rodzice będą teraz mieli powód, aby zrobić kolejną awanturę… Na samą myśl o tym straciła chęć do życia.
Parę minut później obydwoje pojawili się przy jej łóżku, lecz wcale nie przejawiali zamiaru wywołania awantury. Mało tego, wyglądali na bardzo szczęśliwych!
– Jak się czujesz, skarbie? – zapytała matka, chwytając ją za rękę.
– Już dobrze – odparła ze zdziwieniem.
– Strasznie się o ciebie martwiliśmy!
– Przepraszam…
– Nie trzeba było się tak przejmować – powiedział ojciec tonem perswazji. – Ani robić takich głupot…
– Wiem, że przesadziłam – przyznała.
– No właśnie – zgodziła się z nią matka. – Mogłaś chociaż porozmawiać ze mną przed podjęciem takiej desperackiej decyzji.
Do Marty zaczęło wreszcie docierać, że coś jest nie tak.
– O czym wy mówicie? – zapytała.
– O tym, że połknęłaś trzydzieści tabletek nasennych – wyjaśnił ojciec.
W tym momencie Marta nabrała pewności, że coś jest nie tak.
– Tato, ja połknęłam cztery – powiedziała. – Wiem, że powinnam była poprzestać na dwóch, ale mi nie pomogły.
Jej rodzice wymienili między sobą zdumione spojrzenia.
– Przecież opakowanie było zupełnie puste – wyjąkała matka, wyciągając je z kieszeni.
Dopiero teraz Marta skojarzyła, o co im chodzi. Podejrzewali ją o chęć popełnienia samobójstwa? Z powodu rodzinnej kłótni? No nie!!!
Usiadła na łóżku, ponieważ nagle wróciły jej siły. Popatrzyła na rodziców zupełnie przytomnym wzrokiem i spokojnie zaczęła wyjaśniać sprawę.
– Mamo, to jakieś nieporozumienie. Te tabletki kupiłam pół roku temu. Kiedy się uczyłam do matury, miałam trudności z zasypianiem. Musiałam coś łykać, żeby następnego dnia nie spać w szkole. Najpierw pomagała mi jedna, a potem zaczęłam brać dwie. Wczoraj byłam w wyjątkowo złym stanie, więc wzięłam ostatnie cztery. Nie podjęłam żadnej desperackiej decyzji!
Bożena zbladła nagle i osunęła się na podłogę. Wiktor chciał ją podtrzymać, ale odepchnęła go resztką sił.
– Zostaw mnie – powiedziała cicho. – To przez ciebie doszło do tego wypadku. Gdybyś Marcie spokojnie wszystko wytłumaczył…
Z powrotem usiadła na krześle przy łóżku córki.
– Może wody? – zapytała Marta, która czuła się już lepiej niż matka.
– Chętnie…
Po wypiciu połowy szklanki Bożena westchnęła głęboko i powiedziała:
– Tata się obawiał, że jak wyjedziesz do Warszawy, to już nie wrócisz.
– Słucham…?
Wiktor wzruszył ramionami.
– Tak było z Weroniką.
– Ty naprawdę myślałeś, że wzgardzę możliwością przejęcia rodzinnej kancelarii? – zapytała, patrząc na ojca ze zdumieniem. – Przecież w Warszawie musiałabym zaczynać od zera… To znaczy od przepisywania pism i parzenia kawy. Wcale mnie nie pociąga taka perspektywa.
– To znaczy, że chcesz wrócić?
– Oczywiście.
– No widzisz!? – Bożena rzuciła mężowi pełne satysfakcji spojrzenie. – I po co była ta awantura?
Wiktor zignorował jej pytanie.
– Bardzo się cieszę, córeczko – powiedział z wyraźną ulgą w głosie.
– Rozumiem, że teraz nie masz już nic przeciwko temu, abym zamieszkała z ciotką? – Marta na wszelki wypadek chciała mieć jasność w tej kwestii.
– Nie zachwyca mnie ten pomysł, ale skoro będziesz miała u niej lepsze warunki do nauki…
Wiktor nie zauważył, że jego córka w tym momencie stłumiła uśmiech. Jednak miała rację. On naprawdę był starym sknerą!
– Widzę, że nasza pacjentka jest już w lepszej formie – odezwał się nagle lekarz, wchodząc do sali.
– Tak, wujku. To znaczy panie doktorze.
Bogdan roześmiał się spontanicznie.
– W takim razie możecie się wszyscy zbierać do domu!
* * *
Przez trzy dni po powrocie Marta wciąż była w szoku. Nie mogła zrozumieć, dlaczego rodzice doszli do wniosku, że chciała popełnić samobójstwo. Owszem, pozory na to wskazywały, ale… Ona nigdy nie miała skłonności do dramatyzowania! Poza tym i tak postawiłaby na swoim i to niezależnie od opinii ojca. Z czasem na pewno by się z tym pogodził.
Kiedy uporała się ze zdziwieniem wywołanym ich reakcją na swój wypadek, zauważyła coś innego: matka odnosiła się do ojca bardzo chłodno. Wciąż dawała mu do zrozumienia, jak źle postąpił tamtego wieczoru. Prawie z nim nie rozmawiała, ograniczając się do oschłych komunikatów typu: „Obiad będzie za godzinę”.
Marta była szczerze zdumiona jej zachowaniem. W ich domu zawsze ojciec o wszystkim decydował, a matka mu się podporządkowywała. Zdaniem córki robiła to dla świętego spokoju – nie lubiła konfliktowych sytuacji ani awantur, toteż na ogół dążyła do zgody. Jeśli należało ustąpić, aby do niej doprowadzić, zazwyczaj była na to gotowa. Nie kwestionowała tego, że mąż jest głową domu, chociaż sama też pracowała i zarabiała. Wprawdzie zarobki bibliotekarki miały się nijak do dochodów notariusza, ale dzięki nim nikt nie mógł jej nazwać kurą domową. Niestety, sama często o tym zapominała.
Bierność matki miała pewien skutek uboczny: Marta i jej brat zawsze wspierali się nawzajem. Jeśli jedno popadło w konflikt z ojcem, drugie od razu tworzyło z nim wspólny front. W ten sposób często udawało im się złamać opór „tego starego osła”, który uważał, że wszyscy powinni go słuchać. Jednak czasami nawet on miał dość „tych nieznośnych dzieciaków” i kapitulował. W rezultacie „nieznośnie dzieciaki” stały się ogromnie zżytym rodzeństwem, które w ogień by za sobą skoczyło. Do tej bliskości przyczyniła się też niewielka różnica wieku – Kacper był tylko dwa lata starszy od Marty. Rozumieli się zatem doskonale i zawsze mówili sobie o wszystkim. Natomiast rodzice nie mieli pojęcia o ich wspólnych tajemnicach…
Zmiany, jakie nastąpiły w domu po tym nieszczęsnym wypadku, zaskoczyły nie tylko Martę. Jej ojciec również był zdumiony zachowaniem swojej małżonki, która wyraźnie chciała mu coś dać do zrozumienia. Czyżby sugerowała, że tym razem posunął się za daleko? Najwyraźniej, skoro prawie nie odzywała się do niego. Początkowo sądził, że gniew szybko jej minie i wszystko wróci do normy, ale po pięciu dniach naprawdę się zaniepokoił. Postanowił zatem załagodzić sytuację. W tym celu kupił żonie bukiet czerwonych róż, a córce herbacianych. Obie nie mogły ukryć zdumienia, kiedy wręczył im kwiaty.
– Co to za okazja? – zapytała Bożena.
– Chcę was obie przeprosić – powiedział cicho.
– Więc przyznajesz, że to była twoja wina?
– Tak.
Marta była jeszcze bardziej zdumiona niż matka, może dlatego, że pierwszy raz w życiu dostała od ojca kwiaty. Tego wieczoru atmosfera w domu faktycznie nieco się poprawiła. Nawet zupełnie spokojnie rozmawiali o jej przeprowadzce do Warszawy. Pod koniec kolacji doszła do wniosku, że gdyby „ten stary osioł” zawsze się tak zachowywał, mogłaby go nawet polubić. Dlaczego dopiero wyrzuty sumienia wydobyły na światło dzienne jego bardziej ludzkie cechy? Nie wiedziała. Może powinna o to zapytać ciotkę Weronikę?
Z siostrą ojca korespondowała od czasu pogrzebu dziadka, czyli od mniej więcej pięciu lat. Nie podzielała zastrzeżeń dotyczących podziału rodzinnego majątku. Skoro ojciec odziedziczył kancelarię, powinien pogodzić się z tym, że ciotka dostała wszystkie pieniądze, jakie dziadek zostawił. W końcu była jego córką! Owszem, mieszkała w Warszawie i w zasadzie nie utrzymywała kontaktów z rodziną, ale czy to coś zmieniało?
Weronika wydawała się przyjemnie zaskoczona tym, że bratanica chce z nią korespondować. Zawsze szybko odpowiadała na mejle, wyrażała zainteresowanie sprawami Marty, często udzielała jej dobrych rad… Ponieważ nie przejawiała żadnej skłonności do protekcjonalnego traktowania swojej młodej krewnej, z czasem stała się jej powiernicą. W rezultacie wiedziała o Marcie więcej niż Bożena.
Kiedy bratanica wspomniała, że myśli o studiach w Warszawie, od razu zaproponowała, aby zamieszkała razem z nią. Po co ma się tułać po akademikach? Ona sama spędziła w nich pięć lat i miała mieszane uczucia co do tej formy zakwaterowania. Młodzi ludzie w takiej liczbie w tym samym miejscu oznaczali tylko jedno – imprezy, imprezy i jeszcze raz imprezy. A przecież kiedyś trzeba się uczyć.
Marta nie była zbyt rozrywkową dziewczyną, toteż z radością przyjęła propozycję ciotki. Cieszyła się na myśl o tym, że będzie miała pokój do swojej dyspozycji bez konieczności dzielenia go z przypadkowymi dziewczynami. Nie należała do osób, które łatwo zawierają przyjaźnie i obdarzają zaufaniem kogoś nowego, dlatego zdecydowanie wolała mieszkać sama. Poza tym w Warszawie miała zamiar się uczyć, żeby bez problemu skończyć studia. Na imprezy planowała chodzić od czasu do czasu – głównie po to, by jej nie wzięli za nieśmiałą prowincjuszkę.
W sumie była bardzo zadowolona z perspektyw. Tylko ktoś taki jak ojciec mógł mieć do nich zastrzeżenia. Rozumiała wprawdzie jego obawy dotyczące kancelarii, ale tych dotyczących ciotki już nie. Weronika nigdy nie próbowała ingerować w jej życie. Natomiast przyjacielskie wsparcie okazywała pomimo konfliktu z bratem, co dowodziło, że potrafi się wznieść ponad głupie spory. Marta nigdy nie powiedziała tego głośno, ale w głębi duszy uważała, że ciotka jest o wiele rozsądniejsza od ojca…
KORESPONDENCJA MEJLOWA
Marta Piasecka do brata:
Kacper, przepraszam, że nie oddzwoniłam, ale przydarzył mi się głupi wypadek. Ten stary osioł mnie zdenerwował. Powiedział, że nie chce, żebym wyjeżdżała na studia do Warszawy. Oczywiście naprawdę chodziło mu o zamieszkanie z ciotką. Bał się, że ona namówi mnie do pozostania w stolicy na stałe. Pokłóciłam się z nim i potem nie mogłam zasnąć, więc wzięłam proszki nasenne. Niestety przedawkowałam, a oni myśleli, że chciałam popełnić samobójstwo. Wyobrażasz sobie?
W każdym razie sprawdziło się powiedzenie „Nie ma tego złego…”. Ojciec się już na wszystko zgadza, a matka jest na niego zła i wyraźnie mu to daje do zrozumienia. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała. Aż jestem ciekawa czy to jednorazowy przypadek, czy zapowiedź dalej idących zmian. Cóż, pożyjemy, zobaczymy…
Mam nadzieję, że przyjedziesz na weekend.
Marta
P.S. Dziękuję za te SMS-y z gratulacjami!
Kacper Piasecki do siostry:
Przedawkowałaś środki nasenne i starzy myśleli, że chciałaś się otruć? Ja pierdzielę! Musiałaś im napędzić niezłego stracha. Nic dziwnego, że ojciec się na wszystko zgodził. Ale co do matki, to nie robiłbym sobie zbyt wielkich nadziei. Pewnie jak dojdzie do siebie, znowu będzie taka, jak dawniej. W każdym razie na weekend przyjadę, bo muszę ją zobaczyć w tym bojowym nastroju. Może to jedyna okazja w życiu?
A wracając do sprawy twojego wypadku: czy ty nie wiesz, że od prochów można się uzależnić? Albo o tym, że najlepszym sposobem na bezsenność jest seks? Jeśli nie, to uwierz starszemu bratu. Ja zawsze zasypiam zaraz po i budzę się zadowolony. Koniecznie musisz spróbować, zanim zostaniesz lekomanką. W weekend pogadamy o tym bardziej szczegółowo.
Do zobaczenia
Kacper
_Koniec wersji demonstracyjnej._