Wszystko oprócz niego. Tom 4 - ebook
Wszystko oprócz niego. Tom 4 - ebook
Czwarty tom bestselerowego cyklu Dogs of Hell, czyli historii o gorących motocyklistach z samego piekła! Madison Lancaster działa w Danville pod przykrywką jako agent FBI. Ma na oku nie tylko oba kluby motocyklowe, ale również skorumpowanych gliniarzy. Nowa pani szeryf musi zmierzyć się z przestępcami i swoim zauroczeniem pewnym wytatuowanym wielkoludem noszącym naszywki Dogs of Hell. Dragon nie miał w życiu lekko. Wydostał się z klubu, który wystawiał go do walk w klatach, aby trafić pod skrzydła Dogs of Hell. Teraz ma dom, rodzinę i braci. Ponadto klub zainwestował w złotego chłopca, którym stał się J.K. Shivers, dlatego może prowadzić warsztat i sklep Dragon’s Car oraz rozwijać talent. Nigdy nie sądził, że pasja przerodzi się w coś więcej, jego rysunki jednak zaczęły zdobić samochody i motocykle, a on stał się światowej sławy artystą. Jay potrzebuje także adrenaliny i walki, aby zaspokoić swoje mroczne pragnienia. No i ma jeszcze słabość do munduru pani szeryf oraz jej słodkich ust, które zapewniały go, że ta przygoda będzie miała rozkoszne zakończenie. W Hell nadchodzą zmiany, a klub musi stawić im czoła. CYKL Dogs of Hell Mój do zapomnienia #1 On jest mój #2 Burza w nim #3 Wszystko oprócz niego #4
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8290-545-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Madison
Wiele następujących po sobie wydarzeń odmieniło moje życie. Jak zwycięstwo Obamy nad McCainem w wyborach i ustąpienie Busha. Republikanie głoszący, że kraj jest najważniejszy, nie dostali się do Białego Domu, ale demokraci popierali hasło zmiany, w którą warto uwierzyć. I ja ich wspierałam, potrzebowaliśmy zmian. Moja babcia, Madison Debby Ford, po której dostałam imię, była za Carterem. I nadal pamiętałam, jak słuchała Billy’ego Idola, uważając go za klasykę rocka. Moja babcia była ekscentryczna, lubiła mocno doprawione herbatki z rumem, ciastka kokosowe z trawką i ekstrawaganckie włosy w stylu Reby McEntire. Jej rady na zawsze pozostały w moim sercu.
Czterdzieści osiem lat prowadziła w Danville w Kentucky kwiaciarnię Madison’s Flowers na Maine Street.
Ta kobieta była wyjątkowa.
Bunia Madison zawsze mówiła, że mam jej spryt i głowę do tego, aby szybko piąć się po szczeblach kariery.
To również było standardowe wezwanie, gdy w patrolowce byłam dopiero żółtodziobem na dziewiątym posterunku policji Saint Louis. Mając za sobą długie lata pracy, marzyłam o awansie, zamiast tego dostałam tylko ganianie za złodziejami i bezdomnymi koczującymi w parku.
Jak co dzień prowadziłam wóz patrolowy wzdłuż ciemnej drogi dojazdowej do Forest Park. Ustawiłam go na parkingu i wyłączyłam reflektory. Mając przed sobą sterty śmieci, próbowałam znaleźć źródło zgłoszenia o bezdomnych kręcących się po okolicy. W parku było ciemno jak cholera, a ja musiałam wybrać się na spacer. Nie mogłam sobie wyobrazić, dlaczego ktoś miałby się tu bawić, a ławki nie były idealne na drzemki. Więcej bezdomnych koczowało pod mostami przy Missisipi. Ponieważ byłam w okolicy, to ja musiałam zrobić patrol po parku.
Nieźle.
Działo się tak tylko dlatego, że mój wiek i moja płeć wykluczały dostanie prawdziwej sprawy dla detektywów. Nadal z tym walczyłam. Ale sprawiedliwość czasem była suką. Nie zajmowałam się gangami, narkotykami, nawet lichwiarzami, tylko bezdomnymi i dziwkami. Moje zadania podczas nocnej służby polegały na zamknięciu prostytutek i śmierdzących bezdomnych, tych pierwszych po zgarnięciu ich z ulicy, drugich – z ławek w parku.
Wyszłam z radiowozu, wyjmując latarkę, i skierowałam snop światła na kontenery. Trudno było cokolwiek zobaczyć wśród sterty śmieci, ale przysięgłabym, że widziałam kawałek poruszającej się nogi. Podeszłam bliżej, chcąc uzyskać lepszy widok, ale nie zauważyłam nikogo. Zmarszczyłam nos od odoru śmieci. Była trzeciej w nocy. Poświeciłam dookoła, ale kartony przy śmietnikach były puste.
Ponownie skierowałam tam światła, ale nadal nikogo nie było widać. Cholera. Jeśli ktoś był za tym śmietnikiem, to trudno będzie go stamtąd wyciągnąć.
– Kto tam jest? Policja, proszę wyjść.
Tym razem na pewno coś się tam poruszyło. Ujrzałam krawędź niebieskiego trampka, brudnego i poplamionego farbą, szurającego o ziemię, tak jakby ta osoba starała się wsunąć głębiej.
– Słuchaj, nie będę tam po ciebie włazić. Wyjdź. Dostaniesz dwadzieścia cztery, ciepły posiłek i pryczę z kocem – obiecałam. – To chyba lepsze niż to zimno i smród.
Na wszelki wypadek wyciągnęłam glocka i sprawdziwszy każdy ciemny kąt, kucnęłam obok śmietnika, zwracając uwagę na otoczenie. Poświeciłam latarką i przysunęłam się do muru, wnęka między nim a kontenerem była niewielka. Pewnie dobrze chroniła przed lodowatym wiatrem.
Skierowałam na nią snop światła i skrzywiłam się.
Siedziała tam dziewczyna, wyglądała okropnie i żałośnie. Miała brudną skórę i ciemne włosy wystające spod kaptura kurtki, trudno było powiedzieć coś więcej, bo została pobita. Nie dało się przegapić krwi na twarzy i jasnej kurtce. To było niemal dziecko, jej ciemne oczy błyszczały w świetle latarki, zdawały się bardzo wystraszone.
– Cześć, jestem z Departamentu Policji Saint Louis. Jestem tu, by ci pomóc, ale musisz wyjść za śmietnika.
Dziewczyna pokręciła głową, chowając twarz w kapturze. To cud, że się tu zmieściła. Wyciągnęłam rękę i nacisnęłam mikrofon umocowany do ramienia.
– Centrala, tu zero sześć B zero osiem. Potrzebuję karetki na drogę dojazdową do Forest Park, od północnej strony.
– Przyjąłem, zero sześć B zero osiem. Status ofiary?
– Dziewczyna została pobita. Nie widzę więcej obrażeń, nadal jest za kontenerem.
– Przyjąłem, zero sześć B zero osiem. Karetka w drodze – powiedział dyspozytor. – Czas przybycia mniej niż dziesięć minut.
Wyciągnęłam dłoń po dziewczynę, rozłączając się.
– Nie bój się. Już nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Musisz tylko wyjść, tu jest strasznie ciasno – mówiłam spokojnie, starając się do niej dotrzeć. – Karetka jest w drodze.
– Bez karetki. – Usłyszałam jej słaby głos i pociągnięcie nosem.
Przynajmniej tak się mi wydawało, że powiedziała. Jej akcent był niewyraźny, imigrantka, to kolejny kłopot. Nie mogłam rozpoznać, skąd była.
– Jak masz na imię?
– Jojo – odpowiedziała po dłuższej chwili.
– Na serio? – zapytałam z uśmiechem. – Ile masz lat, Jojo?
– Siedemnaście. Prawie osiemnaście – poprawiła się szybko.
Nieletnia. Niedobrze.
– Dobrze, Jojo, wyciągnę do ciebie rękę, a ty postaraj się wysunąć spod tego śmietnika.
Dziewczyna mogła uciec z domu. Wszystkiego się dowiem, jak tylko uda mi się do niej dostać. Nie miała siły, aby się przesunąć, próbowałam ją wysunąć, zapierając się o kontener, wtedy jęknęła z bólu.
– Muszę cię ruszyć – powiedziałam. – To będzie bolało, ale nie mam wyboru.
Jojo zamrugała, a następnie ponownie zamknęła oczy. Miałam nadzieję, że mnie zrozumiała. Schowałam glocka i sięgnęłam po dziewczynę, wsunęłam dłoń pod ramiona dziewczyny i pociągnęłam ją w poprzek asfaltu.
Po prostu szłam do przodu, ciągnąc ją za sobą, miała podarte dżinsy, spod których wystawały zakrwawione kolana i uda, na materiale widniały paskudne plamy, coś jak wymiociny na kurtce. Na pewno była wygłodzona.
Przesunęłam ją w stronę radiowozu, pod którym posadziłam ją i oparłam o koło. Starałam się być ostrożna, znalazłam w aucie moją butelkę wody, chusteczki i niedojedzonego pączka. Gdy tylko przyniosłam wszystko, dziewczyna rzuciła się na jedzenie. Odkręciłam jej wodę, którą od razu zaczęła pić łapczywie. Aż się zachłysnęła.
– Pij powoli – prosiłam. – Kiedy ostatnio coś jadłaś?
– Nie wiem – wyszeptała, ocierając łzy płynące po brudnej twarzy.
Była naprawdę ładna i miała ciemne włosy – co prawda skołtunione, ale bardzo długie. Czas zwolnił, gdy przyglądałam się, jak wpychała pączka do ust. Było żal takich dzieciaków, które włóczyły się po ulicach, uprawiając nierząd czy biorąc narkotyki. Będzie musiała przejść testy na obecność substancji, ale nie wydawała się na haju.
– Nie mam nic innego do jedzenia, ale w szpitalu coś ci znajdą. Skąd jesteś?
– Stąd – skłamała.
Ten akcent nie był amerykański.
Przyjrzałam się jej uważnie.
– Masz jakiś dowód, paszport?
Pokręciła głową.
Zaczęłam ostrożnie ocierać krew z jej spuchniętej twarzy, miała też podbite oko, naderwane ucho i ślady od noża na policzku. Z mocno bijącym sercem odgarnęłam jej włosy, oglądając uważnie twarz.
– Więc co się stało, Jojo? Kto cię tak załatwił?
Nic nie odpowiedziała, zaczęła tylko płakać, ale z jej ust nie wydobyło się żadne słowo, nawet kwilenie. Przyglądałam jej się, jak płakała, słysząc dźwięk karetki w oddali. Myślałam, że to musiało boleć, a może była w szoku. Jojo siedziała mocno skulona przy kole od strony pasażera, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami pełnymi łez.
– Chłopak?
Jojo pokręciła głową, pijąc powoli wodę.
– Wszystko będzie w porządku – powiedziałam. – Musisz mi powiedzieć, kto ci to zrobił.
Spodnie nie wydawały się rozpięte, ale nie mogłam wykluczyć gwałtu.
– Ktoś cię zranił? Jojo… znasz tę osobę?
Jojo powoli skinęła głową, po czym zaczęła znowu płakać. Przytuliłam kobietę, słuchając, jak zbliżają się dźwięki syren.
– Znajdę ją, jeśli powiesz, kto to był, Jojo.
Woń ciała dziewczyny była obrzydliwa, ale nie skrzywiłam się. Pozwoliłam jej płakać, ocierając znów szyję z krwi. Rany na policzku były otwarte i na pewno zostanie blizna. Przyłożyłam jej delikatnie chusteczkę do twarzy.
– Uciekłaś skądś, Jojo?
– Tak.
– Skąd?
– Mieszkałam z ciocią. Ale oni wiedzieli, że tam jestem. Przyszyli po mnie.
Instynkt podpowiadał mi, że musiałam to zapamiętać. Skinęłam głową, zachęcając ją, by mówiła dalej, i utrzymując kontakt wzrokowy.
Wciąż próbowałam się dowiedzieć, co się stało, ale karetka już wjeżdżała na parking.
– Przyjechała pomoc.
Jej dłoń dopadła mojej, brudna i zakrwawiona zacisnęła się na mundurze.
– Nie mogą… nie mogą odesłać mnie do domu. On mnie zbije… Znów mnie zbije… Nie pozwól im mnie tam odesłać.
*
Po przeniesieniu do departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego FBI moim partnerem był Winston Park. Początkowo myślałam, że to jakiś młody chłopak i będzie wrzodem na dupie jak ci z mojej komendy. Najbardziej dokuczał mi Logan Dowson, bo nie poszłam z nim do łóżka. Ale Winston Park był wysokim, smukłym mężczyzną stojącym przede mną z miną ważniaka i nie był jak te dupki, które widziały we mnie cycatą blondynkę z długimi nogami.
Park był dość duży, ale ten facet wyglądał tak, jakby lata spędził za biurkiem i był dobry w rozstrzyganiu wielu spraw. To powinno zwiększyć moją ostrożność, lecz dawno przestałam być ufna wobec ludzi. Byłam, gdzie chciałam być. Moim największym idolem i mężczyzną, który mi doradzał, był Ben Jones mieszkający na mojej ulicy, porucznik na ósemce. I to on mnie kierował. Beniamin Jones pomógł mi dostać się do tego wydziału i mogłam zaczynać od zera, czyli robienia kawy. Po ośmiu latach w drogówce w końcu mnie przeniesiono.
Park miał na sobie czarny garnitur oraz czarną koszulę rozpiętą pod szyją i wydawał się dość zirytowany tym, że stałam obok jego biurka. Wskazał mi to naprzeciwko.
– Siadaj na swoim miejscu, Lancaster – powiedział i przejechał dłonią po ciemnych blond włosach.
On był niezły. Taki Peter Facinelli w roli Carlisle. Nie powinnam była się jednak przyznawać, że uwielbiałam Sagę Zmierzch, będąc w college’u. Wpatrywałam się w niego, tak pochłonięta jego niepowtarzalnym zapachem, że omal nie zauważyłam ręki, na której nie było obrączki, ale taki facet na pewno kogoś miał. Jezu, musiałam pracować z tak przystojnym mężczyzną… To mogło okazać się kłopotliwie.
Właśnie zerwałam z Brianem Odonem, szóstym kandydatem mojej mamy, którego wytrzasnęła z pobliskiego szpitala. Po dwunastu miesiącach nie chciał dziewczyny zakochanej w swojej pracy i niemającej dla niego czasu.
– Sierżancie – powiedziałam. – Chciałabym od razu przejść do pracy. Jestem gotowa wykonywać zadania.
Uniósł dłoń, czytając dalej swoje akta.
– Park, to po pierwsze. Po drugie, przynieś mi kubek kawy. Czarnej bez cukru.
I zrobiłam to.
Ba, wystrzeliłam z miejsca do automatu.
Było za późno, aby zgrywać zbuntowaną, przechodziłam to już niejednokrotnie. Mogłam to wytrzymać. Wygładziłam czarną marynarkę, w której pasowałam do wszystkich agentów FBI. Praca w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie była pasjonująca, niemniej ważny był sam fakt, że byłam w FBI – nawet jeśli będę musiała tę kawę robić wszystkim agentom.
Uśmiechnęłam się. To była długa wyprawa i ogarnęłam to.
Niosąc kawę, starałam się nie rozlać ani odrobiny. Wróciłam do biurka, słysząc hałasy w całym biurze. Agenci rozmawiali przez telefony, krzyczeli na siebie bądź walczyli z drukarką.
Park spojrzał na mnie i na kawę w mojej dłoni.
– Tak więc poszłaś przynieś mi kawę, choć powinnaś była mnie od razu podać o wykorzystywanie niższego stopniem – powiedział, przyjmując kubek, a ja się zarumieniałam. – Lancaster, nie jesteś tu od kawy! Tylko od grzebania i korupcji, masz ją węszyć na każdym kroku.
Zerknęłam na niego, by sprawdzić, czy nie żartuje.
Wskazał mi to samo miejsce, co wcześniej.
– Siadaj. Jak będę chciał kawy, to przynieś mi ją tylko wtedy, gdy będziesz szła po swoją. A z grzeczności i ja dostanę. Zrozumiano?
– Tak – wyszeptałam bardzo przejęta tym, co powiedział.
– Nie daj się tu wykorzystywać dlatego, że jesteś młodsza i ładniejsza. A teraz trzymaj… to akta Valeriana Maxa.
I tak poznałam Parka – moją pierwszą największą miłość, faceta, który oprócz moich cycków widział coś więcej. Choć cycki nie raz przydały mi się, gdy kryłam nas przed przełożonym, a Park wyczuł, że stary O’Neill miał do mnie słabość. Dowiedziałam się również, że Park był wdowcem, jego żona zmarła na raka dwa lata wcześniej i sam wychowywał syna. Ten facet był wyjątkowy.
Tego samego wieczora świętowałam pierwszy dzień w pracy z moją współlokatorką i najlepszą przyjaciółką Jojo w Rose Café.
Dostałam od niej kolejną czarną marynarkę z tych dla agentów, więc mogłam się tylko zaśmiać, widząc logo modnego butiku. Zważywszy na fakt, że byłyśmy w barze pełnym jedzenia oraz że wokół roznosił się zapach świeżo upieczonej szarlotki leżącej na ladzie metr od mnie, musiałam się na nią skusić. I na szampana.
Moi rodzice wydzwaniali, będąc podnieceni moją zmianą pracy. Okazało się, że wciąż to przeżywali, ale przynajmniej zeszłam z ulic. Oczywiście, nie było dobrym pomysłem tłumaczyć im, że teraz było jeszcze bardziej niebezpiecznie.
Jojo oparła przedramiona na stole i złożyła dłonie. Ciemne włosy zaplotła w warkocz francuski, a jej brązowe oczy patrzyły na mnie ciepło. Tamtego dnia, gdy poznałam jej historię – historię czternastoletniej dziewczynki zgwałconej przez pięćdziesięcioośmioletniego męża, będącej jego niewolnicą w Pakistanie – nie mogłam pozwolić, aby rodzina jej męża znów ją znalazła. Cienka blizna na policzku nadal odznaczała się na jasnej skórze, ale Jojo, właściwie Jojora Yosra, i tak była śliczna.
– Wiem, że jesteś zmęczona, agencie Lancaster. Wypijmy szampana i wracajmy do domu. Upiekłam naleśniki.
Uwielbiałam jej naleśniki, więc nie musiałam tego komplementować.
Jojo zawsze była wobec mnie bardzo opiekuńcza i odkąd mieszkaliśmy razem, miałam pyszne posiłki, a mundur zawsze wyprasowany. Śmiałam się, że to była najlepsza inwestycja. Ale Jojo miała również dobre serce.
– Świętujmy szarlotką i jedźmy na naleśniki.
Jojo zamrugała.
– Zgadzasz się ze mną?
– Zawsze – potwierdziłam. – W moim departamencie jest w końcu dla mnie miejsce. Przy biurku, a mój partner nie traktuje mnie jak miss mokrego podkoszulka.
Jojo zaczekała, aż kelnerka poda kawę, i zadała pytanie.
– Nie pytał, dlaczego odeszłaś z policji?
– Nie.
Spoglądała na mnie, kiedy wrzucałam słodzik do kawy.
– Bo jest kulturalny, a może zwyczajnie zna powód, i go to nie interesuje. Mam naganę w aktach i pewnie musiał ją widzieć. Może zdecydowały moje doświadczenia i szkolenia.
Jojo rozważała to, dodając słodzik i mleko do kawy.
– Opłacało się robić szkolenia. Twój tata będzie płakał ze szczęścia – zauważyła.
– Wiem, tata już wydzwaniał, ale powiedziałam mu, że przyjedziemy w piątek. Szykuj się na przyjęcie.
– Mam pracę.
– Po niej. Kochana, ja pracuję do czwartej, pojedziemy na kolację.
– Myślisz, że to Ben? – zapytała, zerkając za mnie.
– Tak, gdy do niego pojechałam, powiedział, że jestem dobra. Że zachowuję zimną krew i wykonuję swoją pracę, kiedy rzeczy nie idą dobrze. On musiał mnie polecić FBI, bo to, że dostałam naganę od przełożonego, a powinnam była wyróżnienie, odebrał niemal jako własną porażkę.
– Choć Ben zapomina o swoich lekach na nadciśnienie, pamięta o najważniejszym – dodała rozbawiona Jojo.
– Tak. To sporo mówi o tym, jakim był gliniarzem, potrafiąc docenić czyjeś starania.
Ben mi pomógł; nawet odchodząc na emeryturę, potrafił mnie pokierować. Ludzie, których znałam i z których opinią się liczyłam, powiedzieli mi, że byłam idiotką, dając się popychać i prowokować. Byłam dobrą policjantką. I moją pracą było ryzykowanie swojego życia dla innych ludzi.
Pociągnęłam łyk kawy.
– Okej, ale to mój pierwszy dzień. Wszystko może się jeszcze zmienić, aczkolwiek chcę się utrzymać.
– Ale to ty, Mads, dasz radę – pocieszyła mnie przyjaciółka. – Wiedziałaś to, łamiąc szczękę innemu oficerowi. Masz to, Mads.
Zakołysałam głową.
– To raczej jego dłonie na moich piersiach mnie wnerwiły.
– To było molestowanie i go zniszczyłaś.
– Proszę. Nie wspominajmy słabych zagrywek. – Wpatrzyłam się w swoją kawę. – Proszę cię, opowieści o mnie w twoich ustach brzmią tak, jakbym była jakąś Wonder Women.
– Bo dla mnie nią jesteś, Mads. Ale wolę cię jako Czarną Wdowę. – Jojo unosiła kieliszek szampana w geście toastu. – Za moją superbohaterkę… Madison Lancaster.
– Dzięki, Jojo.
Nie mogłam wyjawić jej powodu, dla którego lubiłam być policjantem, ani tego, że te wyróżnienia dostałam dlatego, że skorzystałam z prawa i doniosłam na kolegów za ich traktowanie, będąc kobietą w wydziale. Od lat każda prośba o wsparcie czy partnera kończyła się konfliktem. Dowson posunął się za daleko.
Byłam również osobą robiącą wiele rzeczy, których nie powinnam była, jak na przykład wtrącanie się w sprawę Jojo tamtej nocy, gdy wyciągnęłam ją ze śmietnika. Rzeczy te trzymały mnie na etapie wyboru kierunku w moim życiu. Musiałam sama sobie radzić z niebezpiecznymi sytuacjami.
Jojo uniosła kubek i pociągnęła kolejny łyk kawy, uśmiechając się.
– Dowson powinien stracić coś więcej niż pracę.
– Tak, ale ja pracowałam tam od sześciu lat, a on od jedenastu – mruknęłam. – Mogłam być uważana za dobrą policjantkę z nienaganną reputacją, nadal jednak byłam laską.
Potem dostałam Dowsona na partnera w sprawie drobnych handlarzy heroiną.
On miał przyjaciół na wysokich stanowiskach, więc czekał go szybki awans na sierżanta, a następnie porucznika. I z jakiegoś powodu chciał być moim partnerem. Dowiedziałam się później, że liczył na seks z Madison „długie nogi” Lancaster. Od tamtego momentu wszystko szybko się pogorszyło.
Zakładali się za moimi plecami. Dowson przyjął moje odrzucenie jak arogancki, zarozumiały dupek, którym zresztą był. Gdy nie udało mu się poderwać mnie na tanie gesty i komplety, zostało przekonać mnie, że to dla mnie najlepsze wyjście, jeśli chciałam awansować.
Zaczął mnie nachodzić i nękać w pracy, opowiadał innym policjantom skandaliczne kłamstwa i podważał moje raporty. To były moje problemy, które musiałam rozwiązać. Prawie nikt w wydziale nie wierzył w to, co mówiłam, broniąc się. Oczywiście, zimna suka Lancaster. Nawet jeśli byli tacy, którzy mi wierzyli, nie wtrącali się, znając zawziętość Dowsona. Uważał się za szychę na posterunku. Dowiedziałam się później, jak zaczęły się moje kłopoty, po aferze w szatni, gdzie złapał mnie za piersi, a ja złamałam mu szczękę i złożyłam zawiadomienie do wydziału wewnętrznego. Koledzy policjanci nigdy nie kiwnęli nawet palcem, aby mi pomóc. To zmusiło mnie do zmiany.
I złożenia podania do FBI.
Zaczynałam nowe życie. Jak Jojo, której tylko dałam szansę.
Uwielbiałam to. Uczyłam się o wiele szybciej niż inni, a pierwsze, co pokochałam, to rady Parka. I jego samego też. Teraz był dla mnie jak Ben, na którego mogłam liczyć. W końcu znalazłam kogoś, kto znał się na tych rzeczach, z którymi nie mogłam sobie poradzić.
Stał się moją rodziną, Franco, jego syn geniusz, również.
Kiedy tamtej nocy w Chesterfield Winston dostał w ramię ze strzelby dziewięć milimetrów – nie wspominając już o tym postrzale w udo – lekarze połatali go i kazali leżeć miesiące w łóżku, mówiąc, że będą powikłania. Wiedziałam, że było źle. Bardzo źle. Nie opuściłam go, wspierając jak Jojo. Nawet moja mama zajmowała się Frankiem. Park był moim przyjacielem. Teraz pracowałam sama i mogłam to robić dzięki temu, że mnie tego nauczył. Od tamtej nocy Park nigdy nie wrócił do pracy, przeszedł na emeryturę. Nie zgadzałam się z tym, ale on podjął decyzję, chcąc zająć się Frankiem.
Rany nie goiły się tak szybko, nawet jeździł na terapię, ale nie było mowy o prochach czy załamaniu. Zawsze miałam go na wyciągnięcie ręki. Mówił, że daje sobie radę z przeciwnościami losu, i ja również musiałam.
Gdy moja babcia zachorowała w tym samym czasie, mama i wujek Dylan musieli podjąć decyzję o opiece. Mama nie przychyliła się do prośby brata i nie oddała buni do domu opieki. Spakowała ją i przywiozła do Saint Louis. Tam mogła się nią zajmować. Madison Debby Ford odeszła we śnie. Zaskakując całą moją rodzinę, zapisała mi w testamencie swoją kwiaciarnię i dom na Shelby Green w Danville. Moja siostra Eleonora dostała jej udziały w Gas North i biżuterię. A dzieci wujka Dylana ziemię gdzieś w Oklahoma City i nic poza tym. To zrodziło spór.
Babcia wiedziała, że wujek Dylan chciał dostać jak najwięcej. Wiedziała również, że po odczytaniu testamentu wujek nie pojawi się na jej pogrzebie. Tym bardziej byłam zaskoczona, gdy zadzwonił do mnie po jej śmierci, chcąc odkupić kwiaciarnię. Nie zgodziłam się. Może nie potrzebowałam domu i kwiaciarni, mieszkając w Saint Louis i mając tu pracę, ale nie chciałam się jej pozbywać. Wujek nigdy by jej nie przejął, sprzedałby z zyskiem albo zmienił w jakiś sklep z alkoholem.
Udało mi się namówić Jojo, aby mi pomogła to ogarnąć. Przeprowadziła się do Danville, by zająć się moimi sprawami i nie pozwolić dziedzictwu mojej babci podupaść. Ja wtedy pracowałam pod przykrywką nad sprawą w Indianapolis, dwa lata zajęło mi zamknięcie jej na ostatni guzik i wzięcie się do kolejnej. Moje życie było biegiem i nigdy się nie zatrzymywałam.
A potem Danville pojawiło się na tapecie i wiedziałam, że to moja sprawa. Po prostu babcia Madison dawała mi znać z nieba, że powinnam odnaleźć swoje miejsce w życiu. Mimo że Paxton, mój przełożony, powiedział, że nie muszę się zgłaszać na służbę od razu, powiedziałam, że będę w stanie rozpocząć pracę w ciągu kilku dni. Kiedy już podjęłam decyzję, aby znów pracować pod przykrywką, musiałam się przygotować. Czytać akta i znać graczy.
Moi rodzice i siostra wciąż mieszkali w Saint Louis, a ja wyprowadzałam się do Danville, nie mając w okolicy żadnej rodziny, oprócz Jojo. Jeśli chodziło o mieszkanie w Saint Louis, to już zapłaciłam czynsz, więc wszystko, co straciłam, to kaucja. Spakowałam tylko niezbędne rzeczy, reszta nie była mi potrzebna. Nad kwiaciarnią było mieszkanie, nie chciałam zabierać Jojo domu po babci.
Franco Park, syn mojego byłego partnera, został przyskrzyniony za oszustwa informatyczne. Wyciągnęłam go z radiowozu i załatwiłam wszystko z chłopakami z patrolówki, zanimby zaśmiecili mu akta. Ale Park wyczuwał, że syn coś przeskrobał. Wychowywanie nastolatka nie było łatwe dla samotnego rodzica.
Potrzebowałam Franca i Parka. Zaoferowałam mu przeprowadzkę i pracę w Danville. Syn mógł zmienić towarzystwo, które jego ojciec nazywał „destrukcyjnym kryminałem”, a on sam chciał znaleźć sobie coś, co byłoby mniej przesiąknięte żalem. Poza tym wiedziałam o słabości Parka do Jojo. Mieli zamieszkać razem jako para w domu mojej ciotki i wspólnie zajmować się kwiaciarnią.
Może fakt, że tak słabo byłam przywiązana do tego miejsca, wyjaśniał, dlaczego czułam się tak dobrze, kiedy zaakceptowałam wyjazd do Danville. Tego samego, w którym spędzałam wspaniałe wakacje. W ten czy inny sposób wypełniłam wolę buni, ale nadal pracowałam dla sierżanta Paxtona, z tym że miałam swój cel.
Było nim obserwowanie dwóch gangów motocyklowych, wielkich graczy w Paradise Hotel, i Hoyta Boyara, szeryfa w Danville. Następny przystanek – Kentucky. Miałam tam już Parka i Jojo, musiałam uzupełnić ekipę i działać rozważnie, jeśli miałam przeżyć.