- W empik go
Wtorek i piątek - ebook
Wtorek i piątek - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 171 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Poszliśmy więc razem, przypominając dawne czasy: spacery w Krzemieńcu po Górze Zamkowej i Czorczy; gawędy szkolne o Chońsczyznie, Łuczyńskim i Jargowskim na Tarpejskiej Skale; potem włóczęgi nasze po alejach warszawskich, po cichych i oddalonych uliczkach za Lesznem; wyprawy wodą na Bielany; rozmaite przygody młodości, a potem coraz poważniejsze przygody i nasze, i nie nasze, nareszcie o żonach i dzieciach. Tak rozmawiając, przeszliśmy kilka razy środkową aleję i doszedłszy do bramy zwróciliśmy się na lewo.
Chciałem obejść tę boczną i miłą uliczkę, po której tyle ranków schodziłem, na którą patrzałem ciągle lat kilka ze swojego okna w pałacu Zamoyskich, na której czytałem po raz pierwszy Grażynę i spostrzegłem jednę, miłego mi dotąd wspomnienia twarzyczkę. Właśnie byliśmy już naprzeciw mojego niegdyś okna, gdyśmy spostrzegli idącego ku nam mężczyznę, z głową schyloną i zatopionego w myślach. Usłyszawszy, widać, nasz głos, podniósł głowę, spojrzał na mojego przyjaciela, odwrócił się i poszedł nazad.
– Zejdźmy na bok – rzekł do mnie mój kolega – jest to odludek, dla którego spotkanie znajomego jest rzeczą bardzo przykrą.
Zeszliśmy więc na prawo; lecz uderzony wyrazem tej twarzy niegdyś pięknej, dziś pokrytej bladością i napiętnowanej ciężkim smutkiem, zapytałem mego towarzysza, czy zna tego pana.
– Znam go dobrze – odpowiedział – byliśmy niegdyś w jednym biurze i w kilku zdarzeniach oddałem mu niewielkie przysługi. Od lat siedemnastu biedny ten człowiek porzucił urząd i żyje zupełnie samotnie. Co to dziś mamy?
– Piątek – odpowiedziałem.
– A, to jego dzień – rzekł mój towarzysz. – Każdy wtorek i piątek od godziny jedenastej do ciemnej nocy przepędza na tej ulicy i to cała jego rozrywka.
– Dlaczegoż tylko w te dni? – zapytałem.
– Z tym się łączy smutna historia, która stanowczo na jego życie wpłynęła.
– Czy ci ona wiadoma? – zapytałem znowu.
– Znam ją dobrze – odpowiedział – i ze wszystkimi szczegółami. Słyszałem ją nieraz z ust tego biedaka i czytałem opisaną przez niego samego, gdy się tłumaczył przed sądem kryminalnym.
– Aj! – krzyknąłem uradowany – siądźmy pod tym kasztanem i opowiedz mi to.
– Kiedy bo wam autorom niebezpiecznie powierzać takie rzeczy. Co tylko pochwycicie, zaraz czym prędzej rzucacie na papier, a potem z mokrym jeszcze rękopismem biegniecie do drukarni i… – zatrzymał się i uśmiechnął się złośliwie.
– I psujemy – rzekłem. – Czy to chciałeś powiedzieć?