-
nowość
Wulkan złota. Część 1 - ebook
Wulkan złota. Część 1 - ebook
1898. Dwóch kuzynów, Summy Skim i Ben Raddle, dowiaduje się, że ich niedawno zmarły wujek pozostawił im kopalnię złota. Należy zaznaczyć, że Summy jest człowiek spokojnym i domatorem, natomiast Ben energicznym i lubiącym podróże. Zrozumiałe jest więc, że ten ostatni postanawia udać się na miejsce, aby ocenić wartość kopalni, która znajduje się w Klondike, siedem tysięcy kilometrów od Montrealu, pomimo protestów Summy’ego, który niechętnie mu towarzyszy. Podczas podróży poznają Jane i Edith Edgerton, dwie młode dziewczyny, które jadą do Dawson. Obie są kuzynkami, ale bardzo się od siebie różnią: Jane jest przedsiębiorcza i śmiała, Edith spokojna i rozważna. W Dawson gorączka złota osiąga swój szczyt, ponieważ strumienie niosą mnóstwo samorodków. Ben jest oczywiście przekonany, że należy eksploatować złoże i pomimo sprzeciwu Summy’ego rozpoczyna prace. Podczas gdy Edith pracuje jako pielęgniarka, Jane zaczyna poszukiwać złota niedaleko od kuzynów. Opiekuje się i zatrudnia dzielnego, bezrobotnego Irlandczyka, który staje się jej oddanym pomocnikiem. Początkowo obie kopalnie przynoszą niewielkie zyski, a Hunter, sąsiadujący z nimi poszukiwacz złota, bardziej bandyta niż górnik, brutalnie atakuje nowoprzybyłych. W momencie, gdy złoża zaczynają być interesujące, trzęsienie ziemi, a następnie powódź niszczą wszystko.
Dodatkowe informacje: Powieść pośmiertna, zrewidowana przez Michela Verne’a, który nadał jej optymistyczne zakończenie, ponieważ w oryginalnej wersji dwaj kuzyni nie odkryli żadnego złoża i wrócili do domu dość rozczarowani. Należy również zaznaczyć, że Jane i Edith nie występowały w tej wersji, natomiast pojawiały się w niej dwie zakonnice, siostra Marthe i siostra Madeleine, które zniknęły z ostatecznej wersji.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dla młodzieży |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-67876-87-2 |
| Rozmiar pliku: | 7,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W 1896 roku nad rzeką Klondike w zachodniej Kanadzie odkryte zostały obfite złoża złota, co wywołało trwającą kilka lat „gorączkę”, czyli masowy napływ w ten rejon Ameryki poszukiwaczy cennego kruszcu pragnących szybkiego wzbogacenia się. Echa tego dotarły także do Europy, z której do Jukonu wyruszyło wielu śmiałków i awanturników. Nie mogło to ujść uwagi Juliusza Verne’a, tym bardziej że w gronie tych, których zaślepiły samorodki z Klondike, był także jego syn Michel. Na próżno ojciec starał się go odwieść od mogącej przynieść opłakane skutki wyprawy na Daleką Północ. Jedyne, co mu pozostało to wypowiedzieć się przeciwko zniewalającej ludzi pogoni za bogactwem w sposób literacki.
Pierwszą wzmiankę o powieści osnutej wokół gorączki złota znajdujemy w liście do Hetzela z października 1899 roku. Verne pisał do swego wydawcy: „Pogrążyłem się w kopalniach Klondike. Czy natrafię na cenny samorodek? Zobaczymy. Pracuję w każdym razie jak prawdziwy górnik!”. Utwór ten traktował bardzo poważnie, o czym świadczy fakt, że była to jedyna jego powieść ze schyłkowego okresu życia, która liczyła dwa tomy. Pisarz zdążył ją ukończyć, choć nie nadał jej ostatnich szlifów. Powędrowała na półkę, bo nie odpowiadała duchowi czasów. Gdy wszyscy wokół na mieszczańską modłę gromadzili fortuny, autor „Niezwykłych Podróży” wyścig po złoto, ów „ohydny metal”, nazywał epidemią, nie unikając nawet terminologii medycznej. Nie był to zresztą jedyny atak autora „Tajemniczej wyspy” na bożka mamony. Jego krytyką przepojone były także inne późne książki pisarza – „W Magellanii” (pierwotny wariant „Rozbitków z «Jonathana»”, który opublikowaliśmy w 64. tomie „Biblioteki Andrzeja”) oraz „Bolid” (oryginalna wersja „Łowców meteorów”, którą zaprezentowaliśmy w 85. tomie niniejszej serii).
Powieść, zatytułowana pierwotnie „Klondike”, skupiała się na zachłanności, która prowadzi do ruiny, upadku moralnego i śmierci. Nawet przyroda, którą Verne w swych książkach po wielokroć opiewał i oddawał jej hołd, miała w tym utworze demoniczne oblicze. Była czynnikiem niszczycielskim. W starciu z nią człowiek nie miał szans. Atmosfera utworu była posępna, a jego wymowa na wskroś pesymistyczna. Wszystko to sprawiało, że opowieść o nędzy i upodleniu poszukiwaczy złota na pograniczu Kanady i Alaski była dojrzała i przejmująca. Niestety, syn pisarza, Michel, dokonał jej przeróbki, która stępiła ostrze przesłania utworu i osłabiła jego wymowę, spłyciła go i zinfantylizowała. Dopisał cztery rozdziały oraz wprowadził tyleż nowych postaci. Dwie z nich, czyli wesołe kuzynki, w wersji Juliusza są zakonnicami, które ruszyły do Dawson, by nieść pomoc nieszczęsnym ofiarom „przeklętej żądzy złota”.
Oryginalny utwór Juliusza Verne’a trafił do szuflady i ujrzał światło dzienne dopiero w 1989 roku (w Polsce wyszedł dwa razy – w 1996 roku, pod tytułem „Złoty wulkan”, i 2021 roku, w 86. tomie „Biblioteki Andrzeja”, jako „Klondike”). Natomiast wersja Michela Verne’a, zatytułowana „Wulkan złota”, która ukazała się nad Sekwaną niedługo po śmierci Czarodzieja z Nantes, czyli w 1906 roku, była szeroko rozpowszechniana. Pierwszy raz polscy czytelnicy mogli się z nią zapoznać w 1917 roku, gdy drukowana była w odcinkach w „Biesiadzie Literackiej” („Złoty wulkan”, brak informacji o tłumaczu). W formie książki, w przekładzie Karoliny Bobrowskiej, trafiła do księgarń trzy razy przed wojną (w 1924, 1928 i 1929 roku – pod tytułem „Skarby wulkanu”) oraz dwa razy w bliższych nam czasach (w 1991 i 2016 roku – opatrzona tytułem „Wulkan złota”). W niniejszej edycji prezentowane jest pierwsze pełne, współczesne tłumaczenie.
dr Krzysztof Czubaszek
prezes Prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’aRozdział I
Wujek z Ameryki
Siedemnastego marca przedprzedostatniego roku poprzedniego wieku1 listonosz, którego rejon w Montrealu obejmował ulicę Jacques’a Cartiera2, dostarczył pod numer dwudziesty dziewiąty list zaadresowany do pana Summy’ego Skima.
Oto treść tego listu:
Mecenas Snubbin przekazuje wyrazy uszanowania panu Summy’emu Skimowi i prosi, aby w interesującej go sprawie przybył bez zwłoki do kancelarii rejenta.
W jakiej sprawie notariusz chciał się spotkać z panem Summym Skimem? Ten, jak wszyscy w Montrealu, znał rejenta Snubbina, wspaniałego człowieka, całkowicie godnego zaufania i przezornego radcę. Kanadyjczyk od urodzenia, prowadził najlepszą kancelarię w mieście – tę samą, która sześćdziesiąt lat wcześniej należała do słynnego mecenasa Nicka, którego pełne nazwisko brzmiało Nicolas Sagamore, owego notariusza pochodzenia hurońskiego3, jakże patriotycznie związanego ze straszliwą sprawą Morgazów, która około roku 1837 zyskała bardzo znaczny rozgłos4.
Pan Summy Skim bardzo się zdumiał, otrzymawszy list rejenta Snubbina, gdyż nie prowadził żadnych spraw w jego kancelarii. Niemniej natychmiast udał się na wyznaczone spotkanie. Pół godziny później przybył na plac Marché Bon-Secours5 i został wprowadzony do gabinetu notariusza.
– Dzień dobry, panie Skim – powiedział notariusz, wstając. – Proszę mi pozwolić wyrazić mój szacunek dla pana…
– I mnie także – odparł pan Summy Skin, siadając przy stole.
– Przybył pan pierwszy na spotkanie, panie Skim…
– Pierwszy, panie rejencie…? A zatem nie tylko mnie zaprosił pan do swojej kancelarii?
– Pański kuzyn, pan Ben Raddle – odpowiedział notariusz – powinien był otrzymać taki sam list jak pan.
– A zatem nie należało powiedzieć „powinien był otrzymać”, ale „otrzyma” – oświadczył Summy Skim – ponieważ Bena Raddle’a nie ma teraz w Montrealu.
– Czy wkrótce powróci? – zapytał mecenas Snubbin.
– Za trzy bądź cztery dni.
– Do licha!
– Czyli wiadomość, jaką ma pan nam do przekazania, jest pilna?
– W pewnym sensie tak – odpowiedział notariusz. – W każdym razie o wszystkim powiem panu, a pan po powrocie pana Bena Raddle’a będzie łaskaw powiadomić go o tym, co jestem zobowiązany wam przekazać.
Notariusz nałożył okulary, przejrzał kilka papierów rozłożonych na stole, wziął list wyjęty z koperty i nim przeczytał jego treść powiedział:
– Pan Raddle i pan, panie Skin, jesteście siostrzeńcami Josiasa Lacoste’a…
– Rzeczywiście, moja matka i matka Bena Raddle’a były jego siostrami. Jednakże po ich śmierci przed siedmiu lub ośmiu laty wszelkie więzy z naszym wujem zostały zerwane. Podzieliły nas interesy i wyjechał z Kanady do Europy… Mówiąc krótko, od tej pory nigdy nie dał o sobie znać i nie wiemy, co się z nim działo…
– Zmarł – oznajmił mecenas Snubbin. – Właśnie otrzymałem wiadomość o jego śmierci, która nastąpiła szesnastego lutego.
Chociaż wszelkie kontakty między Josiasem Lacoste’em a jego rodziną ustały już dawno temu, wiadomość ta wywarła spore wrażenie na Summym Skimie. Zarówno jego kuzyn Ben, jak i on sam nie mieli już ani ojca, ani matki; obu też, jako jedynakom, pozostało tylko to pokrewieństwo poprzez siostry, które zacieśniła jeszcze bliska przyjaźń. Summy Skim pomyślał, że z całej rodziny pozostali żywi już tylko Ben Raddle i on. Kilka razy próbowali się dowiedzieć, co się działo z ich wujem, i żałowali, że zerwał z nimi wszelkie więzi. Nie stracili jeszcze nadziei, że w przyszłości spotkają się z nim, a oto śmierć zniweczyła owe rachuby.
Josias Lacoste miał mało wylewny charakter, a jednocześnie zawsze wykazywał skłonności do bardzo awanturniczego życia. Odkąd wyjechał z Kanady, żeby zbić majątek gdzieś w świecie, minęło już dwadzieścia lat. Żyjąc w stanie bezżennym, posiadał po rodzicach skromny majątek, który miał nadzieję powiększyć, wdając się w spekulacje. Czy ta nadzieja się spełniła? Czy też raczej zbankrutował, gdyż był dobrze znany z tego, że chętnie stawiał wszystko na jedną kartę? Czy siostrzeńcom, będącymi jego jedynymi spadkobiercami, przypadną w schedzie po nim jakieś resztki majątku?
Należy powiedzieć, że Summy Skim nigdy o tym nie myślał i nie sądził, żeby po śmierci wuja powinien kiedykolwiek pomyśleć, teraz zaś poddał się w pełni uczuciom wywołanym utratą ostatniego krewnego kuzynów.
Widząc to, rejent Snubbin pozostawił swojego klienta w spokoju i czekał, aż ten zada mu jakieś pytania, na które był gotów udzielać odpowiedzi.
– Panie rejencie – zapytał Summy Skim – śmierć naszego wuja nastąpiła szesnastego lutego?
– Szesnastego lutego, panie Skim.
– Czyli minęło już dwadzieścia dziewięć dni…?
– Rzeczywiście, dwadzieścia dziewięć, i potrzeba było co najmniej tyle czasu, żeby ta nowina dotarła do mnie.
– A zatem nasz wujek był w Europie… w głębi Europy, w jakimś odległym kraju…? – zapytał Summy Skim.
– Bynajmniej – odparł notariusz i podał Skimowi list za znaczkami opatrzonymi kanadyjskimi stemplami.
– Pan i pan Ben Raddle jesteście spadkobiercami wujka z Ameryki, prawdziwego wujka z Ameryki, jak to mówią Europejczycy. A teraz pytanie, czy ten wujek z Ameryki ma wszystkie klasyczne przymioty owej przysłowiowej postaci czy też ich nie ma? Oto sprawa wymagająca wyjaśnienia!
– Czyli przebywał w Kanadzie, a my nic o tym nie wiedzieliśmy? – zapytał Summy Skim.
– Tak, w Kanadzie, ale w najodleglejszej części Dominium6, przy granicy, która oddziela nasz kraj od amerykańskiej Alaski, z którą to częścią łączność jest tyleż powolna, co trudna.
– Czyżby w Klondike7, panie rejencie?
– Tak, w Klondike, gdzie pański wuj osiadł jakieś dziesięć miesięcy temu.
– Dziesięć miesięcy – powtórzył Summy Skim. – I przemierzając Amerykę w drodze do tej krainy kopalń, nie pomyślał nawet o tym, aby przybyć do Montrealu i uścisnąć dłonie siostrzeńców…!
– Co też pan mówi – odparł notariusz. – Panu Josiasowi Lacoście bez wątpienia śpieszyło się z dotarciem do Klondike, jak tylu tysiącom jemu podobnych… powiedziałbym raczej: tylu tysiącom chorych na ową gorączkę złota, której ofiarą padło już tylu nieszczęśników, i padnie jeszcze wielu! Ze wszystkich stron świata trwa najazd na tamtejsze placers8. Po Australii Kalifornia, po Kalifornii Transwal9, po Transwalu Klondike, po Klondike inne terytoria złotonośne10, i tak będzie aż do dnia sądu ostatecznego… a raczej powinienem powiedzieć: aż do ostatniego złoża!
Następnie zaś pan Snubbin przekazał Summy’emu Skimowi wszystkie wiadomości, jakimi dysponował. Według nich Josias Lacoste na początku 1897 roku pojawił się w Dawson City11, stolicy Klondike, z obowiązkowym wyposażeniem12 poszukiwacza. Od lipca13 roku 1896, po odkryciu złota w Gold Bottom14, dopływie Rzeki Hunker15, ten okręg Klondike przyciągał uwagę. W następnym roku Josias Lacoste przybył na teren tych złoży, na który napłynęło już tak wielu górników. Zamierzał wydać resztkę pozostałych mu pieniędzy na zakup claimu16. I rzeczywiście, kilka dni po przybyciu został właścicielem claimu numer sto dwadzieścia dziewięć, leżącego nad Forty Miles Creek17, dopływem Jukonu18, wielkiej rzeki kanadyjsko-alaskańskiej.
Potem mecenas Snubbin dodał:
– Nie wydaje się zresztą, wnioskując z listu, który przysłał mi gubernator Klondike, żeby ten claim przyniósł dotychczas tak duże zyski, jakich oczekiwał pan Josias Lacoste. Nie sprawia jednak wrażenia wyczerpanego i kto wie, być może pański wuj doczekałby się w końcu korzyści, na które liczył, gdyby nie zaskoczyła go śmierć.
– A zatem to nie nędza zabiła naszego wuja? – zapytał Summy Skim.
– Nie – odrzekł notariusz – list zupełnie nie wskazuje na to, żeby dręczyła go bieda. Uległ tyfusowi19, tak groźnemu w tamtejszym klimacie, który pochłonął w nim jakże wiele ofiar. Po pierwszych objawach tej choroby pan Lacoste opuścił claim i zmarł w Dawson City. Ponieważ wiedziano, że pochodził z Montrealu, gubernator zwrócił się do mnie z prośbą o odszukanie rodziny zmarłego i powiadomienie jej o jego zgonie. Zarówno pan Ben Raddle, jak i pan, panie Skim, jesteście zbyt dobrze znani w Montrealu, i dodam, że z bardzo korzystnej strony, abym mógł się zawahać. To dlatego zaprosiłem obu panów do mojego gabinetu, aby dowiedzieli się w nim o prawach, jakie odziedziczyli po zmarłym.
O prawach! Na twarzy Summy’ego Skima pojawił się lekki uśmieszek wyrażający melancholijną ironię. Zastanawiał się, jakie musiało być życie Josiasa Lacoste’a podczas poszukiwań złota, równie trudnych, jak i ciężkich… Czy nie zużył na nie ostatnich środków, jakie pozostały mu po kupieniu claimu, być może za nadmiernie wysoką cenę, podobnie jak uczyniło to bardzo wielu nieroztropnych poszukiwaczy…? Czy nie zmarł jako człowiek zadłużony, niewypłacalny…? Po tych rozważaniach Summy Skim powiedział notariuszowi:
– Panie mecenasie, możliwe, że nasz wuj pozostawił po sobie spore długi… No cóż, a mówię to także w imieniu mojego kuzyna Raddle’a, który mi nie zaprzeczy, zadbamy jak zawsze o to, by nie został skalany honor nazwiska, które nosiły nasze matki. Jeżeli trzeba będzie ponieść jakieś ofiary, poniesiemy je bez wahania… Należy więc jak najszybciej przeprowadzić inwentaryzację…
– Powstrzymam tutaj szanownego pana – przerwał mu notariusz. – Biorąc pod uwagę to, co o panu wiem, pańskie stanowisko ani trochę mnie nie dziwi. Nie sądzę jednak, aby należało przewidywać ofiary, o których pan mówił. To, że pański wuj zmarł bez majątku, jest prawdopodobne, ale nie zapominajmy, że był właścicielem owego claimu nad Forty Miles Creek, a ta nieruchomość ma wartość, która być może pozwoli uregulować wszystkie zobowiązania finansowe związane ze spadkiem, jeśli takie istnieją. Ta zaś nieruchomość stała się wspólną własnością pana i pańskiego kuzyna Bena Raddle’a, gdyż jesteście jedynymi krewnymi pana Josiasa Lacoste’a, którzy mają prawo do dziedziczenia po nim.
Mecenas Snubbin dodał, że należało jednak działać dość rozważnie. Takie dziedzictwo można przejmować wyłącznie z dobrodziejstwem inwentarza20. Zostanie sporządzony bilans aktywów i pasywów, a dopiero potem spadkobiercy podejmą decyzję, co uczynią ze spuścizną.
– Zajmę się tym, panie Skim – zapewnił na koniec notariusz – i zdobędę najbardziej wiarygodne informacje… W gruncie rzeczy, kto wie…? Claim to claim! Nawet jeśli dotychczas nie przyniósł nic albo prawie nic… Wystarczy jedno szczęśliwe uderzenie motyką, żeby napchać kieszenie szczęściem, jak mawiają poszukiwacze…
– Rozumie się, panie mecenasie – odrzekł Summy Skim – i jeśli claim naszego wujka jest cokolwiek wart, spróbujemy pozbyć się go na jak najlepszych warunkach…
– Bez wątpienia – powiedział notariusz – i mam nadzieję, że jest pan w tym zgodny ze swoim kuzynem.
– Spodziewam się tego – odparł Summy Skim. – Nie sądzę też, żeby Benowi przyszedł kiedykolwiek do głowy pomysł, aby samemu prowadzić wydobycie…
– Och! A skąd pan wie, panie Skim? Pan Ben Raddle jest inżynierem. Ma umysł szukający wyzwań i śmiały… Może zechce spróbować…! Gdyby na przykład dowiedział się, że claim pańskiego wuja leży na dobrej żyle…
– Zapewniam pana, mecenasie Snubbin, że za nic nie pojedzie go obejrzeć! Zresztą powinien wrócić do Montrealu za trzy lub cztery dni… Naradzimy się w tej sprawie i poprosimy pana o podjęcie wszystkich niezbędnych kroków dotyczących albo sprzedaży claimu nad Forty Miles Creek temu, kto da najwięcej, albo, co wydaje mi się bardziej prawdopodobne, spłaty zobowiązań naszego wuja Josiasa Lacoste’a.
Po tym pesymistycznym stwierdzeniu i umówieniu się na następną wizytę za dwa lub trzy dni Summy Skim opuścił kancelarię notariusza i wrócił do domu przy ulicy Jacques’a Cartiera, w którym mieszkał wraz ze swoim kuzynem.
Ojciec Summy’ego Skima był pochodzenia anglosaskiego, a matka miała pochodzenie francusko-kanadyjskie. Dzieje jej rodziny sięgały podboju21 tego kraju w roku 1759. Osiadła wtedy w Dolnej Kanadzie22, w okręgu Montrealu, i należała do niej rozległa posiadłość ziemska złożona z lasów, pól i prerii, która stanowiła większą część jej majątku.
Summy Skim, wówczas trzydziestodwuletni, miał wzrost powyżej średniego, atrakcyjną twarz, mocną budowę człowieka przywykłego do świeżego powietrza pól, ciemnoniebieskie oczy i jasną brodę. Należał do odrębnego i sympatycznego typu Kanadyjczyków pochodzenia francuskiego, jakim był po matce. Dochody czerpał ze swojej posiadłości, wiodąc pozbawione trosk i ambicji życie dżentelmena ziemianina zamieszkującego ten uprzywilejowany okręg Dominium. Dzięki temu majątkowi, choć niezbyt wielkiemu, mógł zaspokajać swoje mało zresztą kosztowne upodobania, nigdy też nie odczuwał ani pragnienia, ani potrzeby jego powiększania. Bardzo lubił łowić ryby i miał do dyspozycji całą sieć hydrograficzną złożoną z większych i mniejszych dopływów Rzeki Świętego Wawrzyńca23, nie wspominając już o dużych jeziorach, jakże licznych na północnych szerokościach geograficznych Ameryki. Kochał polować i z całą swobodą mógł się temu oddawać na rozległych równinach i w pełnych zwierzyny lasach zajmujących większą część tego okręgu Kanady.
Należący do dwóch kuzynów dom nie był luksusowy, ale wygodny, stał zaś w jednej z najspokojniejszych dzielnic Montrealu, poza jego przemysłowym i handlowym centrum. To w nim właśnie przeczekiwali obaj zimy, nie bez niecierpliwości wypatrując powrotu lata. W Kanadzie bowiem zimy są bardzo srogie, choć leży ona na tym samym równoleżniku co południowa część Europy.
Bez przeszkód i z niezmierną mocą szaleją tam jednak straszliwe wichury, których nie powstrzymują żadne góry, i zamiecie przynoszące mrozy z obszarów arktycznych.
Montreal, siedziba rządu od roku 184324, stwarzał Summy’emu Skimowi możliwość udziału w działalności publicznej. Mając wszakże bardzo niezależny charakter i gardząc światem władzy, mało się włączał w życie wyższych urzędników państwowych, polityka zaś napawała go istną zgrozą. Poza tym bardzo chętnie podporządkowywał się bardziej pozornej aniżeli rzeczywistej władzy Wielkiej Brytanii. Nigdy też nie wstąpił do żadnego ze stronnictw, które dzielą Dominium. Krótko mówiąc, był filozofem, który lubił wieść życie wyzbyte jakichkolwiek ambicji.
Uważał, że każda zmiana, jaka nastąpiłaby w jego życiu, mogłaby przynieść jedynie zmartwienia, troski i pogorszenie obecnego dobrego samopoczucia.
Jest zatem zrozumiałe, że ten filozof nigdy nie pomyślał o małżeństwie, i dalej o nim nie myślał, chociaż minęły mu już trzydzieści dwa lata życia. Być może, gdyby nie utracił matki – wiadomo przecież, jak bardzo kobiety uwielbiają przedłużać swój ród wnukami – być może zadałby sobie ten trud i zapewniłby jej synową. W takim jednak przypadku żona Summy’ego Skima bez najmniejszej wątpliwości podzielałaby jego zamiłowania. Pośród wielodzietnych rodzin Kanady, w których liczba potomstwa przekracza często dwa tuziny, czy to w mieście, czy na wsi znalazłby odpowiadającą mu prostą i zdrową dziewczynę. Pani Skim zmarła jednak przed pięciu laty, trzy lata po swoim mężu, i można by się bez żadnych obaw o przegraną założyć, że w głowie jej syna nie pojawiła się nigdy żadna chęć zawarcia małżeństwa.
Od pierwszego złagodzenia mrozów tego ciężkiego klimatu, kiedy pojawiające się coraz wcześniej rano słońce zapowiadało powrót pięknej pory roku, Summy Skim pragnął jak najszybciej opuścić dom przy ulicy Jacques’a Cartiera. Udawał się wówczas na swoją farmę Green Valley, położoną około dwudziestu mil na północ od Montrealu, na lewym brzegu Rzeki Świętego Wawrzyńca. Wiódł tam znowu wiejskie życie, przerwane ciężkim okresem zimy, która skuwała lodem wszystkie rzeki, a wszystkie równiny pokrywała grubym dywanem śniegu. Odnajdywał się wśród swoich chłopów, zacnych ludzi, którzy od pół wieku służyli jego rodzinie. Ci zaś żywili szczere przywiązanie, jak również niezawodne oddanie dla ich dobrego pana, mającego łagodny charakter i chętnie odwzajemniającego przysługi, choćby nawet własnym kosztem. Dlatego też po przyjeździe Summy’ego Skima nie szczędzili mu oznak radości, podobnie jak żalu w porze jego wyjazdu.
Posiadłość Green Valley zapewniała około trzydziestu tysięcy franków dochodu, którym dzielili się dwaj kuzyni, gdyż była ich wspólną własnością, tak samo jak dom w Montrealu. Plony były tam obfite dzięki bardzo żyznej glebie rodzącej trawy na paszę i zboża, a uzupełniały je zyski osiągane ze wspaniałych lasów, które porastają nadal ziemie Dominium, głównie w jego wschodniej części. Na farmę składał się zespół dobrze wyposażonych i dobrze utrzymanych budynków, obejmujący stajnie, stodoły, obory, kurniki i szopy, a posiadała ona również kompletny, stale udoskonalany zestaw sprzętów spełniających wszelkie wymogi nowoczesnego rolnictwa. Przy wejściu zaś na to obszerne obejście, porośnięte murawą i ocienione drzewami, stał dom właściciela posiadłości – obszerny dworek, którego prostota nie wykluczała wygód.
W takim to wiejskim majątku Sammy Skim wiódł życie, jakie uważał za najlepsze dla siebie, a Ben Raddle przybywał tam w ciepłej porze, aby spędzić w pośpiechu kilka dni. Przynajmniej pierwszy z nich nie zechciałby nigdy zamienić swego dworku na żaden wielkopański pałacyk najzamożniejszych Amerykanów. Choć posiadłość była skromna, wystarczała mu całkowicie i nie marzył ani o jej powiększaniu, ani upiększaniu, zadowolony z tego, co dawała za darmo natura. To wśród niej upływały mu dni wypełnione wyprawami łowieckimi, a noce zawsze przynosiły spokojny sen.
Contentus sua sorte25, jak nakazuje mądrość, Summy Skim uważał się za dostatecznie zamożnego dzięki dochodom ze swej ziemi, uzyskiwanym zarówno metodami pracy na niej, jak i rozumem. Choć jednak nie zamierzał pozwolić, by ten majątek podupadł, to również w żaden sposób nie dbał o jego powiększanie. Za nic w świecie nie chciał wdawać się w niezliczone interesy, od których roiło się w rozgorączkowanej Ameryce, w spekulacje handlowe i przemysłowe, zajmować się liniami kolejowymi, bankami, kopalniami, spółkami żeglugowymi albo innymi. Nie! Tego mędrca przerażało wszystko, co wiązało z ryzykiem czy po prostu z przypadkiem. Być zmuszonym do obliczania szans na zysk lub stratę, mieć poczucie pozostawania na łasce okoliczności, którym nie da się zapobiec, jak też nie sposób je przewidzieć, budzić się rano z myślą: czy dzisiaj jestem bogatszy, czy biedniejszy niż dzień wcześniej – wszystko to uważał za okropne. Wolałby wówczas albo nigdy nie zasypiać, albo nigdy się nie budzić.
Na tym właśnie polegała najbardziej wyraźna różnica pomiędzy kuzynami. To, że obaj urodzili się z dwóch sióstr i obaj mieli w żyłach francuską krew, nie budziło najmniejszej wątpliwości. Ojciec Summy’ego Skima był jednak obywatelem anglosaskim, natomiast ojciec Bena Raddle’a amerykańskim, na pewno zaś istnieje przepaść pomiędzy Anglikami a Jankesami26, przepaść pogłębiająca się z upływem czas. Choć Jonathan27 i John Bull28 są krewnymi, to obecnie w stopniu bardzo odległym, i wydaje się, że owo pokrewieństwo w końcu zaniknie całkowicie.
Chociaż odrębność pochodzenia obu kuzynów powinna była doprowadzić do skrajnej odmienności ich charakterów – i rzeczywiście nie podzielali ani tych samych upodobań, ani tego samego temperamentu – to byli sobie bardzo bliscy i nie wyobrażali sobie, żeby w przyszłości cokolwiek mogło ich rozdzielić.
Ben Raddle, mężczyzna o brązowych włosach i brodzie, był od Skima niższy wzrostem, cztery lata młodszy i nie patrzył na świat pod tym samym kątem co on. Jeden z nich poprzestawał na prowadzeniu życia ziemianina i doglądaniu zbiorów, drugiego zaś pasjonowały zachodzące w jego czasach przemiany przemysłowe. Ukończył studia inżynierskie i wziął już udział w kilku cudownych przedsięwzięciach, w których Amerykanie starają się przejawiać odwagę pomysłów i śmiałość we wdrażaniu ich w życie. Jednocześnie dążył do zdobycia bogactwa, i to nie do przeciętnej zamożności, ale do napływu rzek złota, jakim cieszą się amerykańscy miliarderzy. Bajeczne majątki Gouldów29, Astorów30, Vanderbildtów31, Rockefellerów32, Carnegie’ch33, Morganów34 i wielu innych rozpalały jego głowę. Marzył o natrafieniu na nadzwyczajne okazje, pozwalające wspiąć się w kilka dni na Kapitol35, choć także często przynoszące zrzucenie w kilka godzin ze Skały Tarpejskiej36. Dlatego też, jeżeli Summy Skim nie podróżował wcale, nie licząc wyjazdów do Green Valley, to Ben Raddle wiele razy przemierzył Stany Zjednoczone, przepłynął przez Atlantyk, odwiedził część Europy, lecz nigdy jeszcze nie zdołał pochwycić żadnej świetnej okazji. Niedawno wrócił z dość długiej podróży zamorskiej i od tej pory nie pozwolił sobie na choćby jedną minutę odpoczynku, wypatrując niestrudzenie jakiegoś wielkiego przedsięwzięcia, w którym mógłby wziąć udział.
Ta wielka różnica zainteresowań kuzynów budziła w Summym Skimie ogromną troskę. Obawiał się nieustannie, że Ben Raddle go opuści, a co najmniej utopi w jakimś ryzykownym interesie ich skromny majątek, który zapewniał im obu niezależność i wolność.
Było to stałym przedmiotem rozmów kuzynów.
– Czemu właściwie miałoby służyć, Benie, łamanie sobie głowy nad tym, co tak pompatycznie nazywasz wielkimi interesami? – pytał Summy.
– Służy zdobywaniu bogactwa, Summy, bardzo wielkiego bogactwa – odpowiadał Ben Raddle.
– Och, kuzynie, a po co takie bogactwo? I bez tego można być szczęśliwym w Green Valley. Co byś robił, mając tak wiele pieniędzy?
– Angażowałbym się w nowe, większe interesy, kuzynie.
– W celu…?
– Żeby zdobywać jeszcze więcej złota, które przeznaczałbym na interesy jeszcze większe.
– I tak ciągle?
– I tak ciągle.
– Aż do śmierci bez wątpienia? – zapytał ironicznie Summy Skim.
– Do śmierci, Summy – potwierdził Ben Raddle nieporuszony tymi słowami, podczas gdy jego kuzyn, nie znajdując żadnej odpowiedzi, zniechęcony wzniósł ręce ku niebu.
1 Owego wieku – chodzi o wiek XIX i rok 1898.
2 Jacques Cartier (1491-1557) – francuski żeglarz i odkrywca, w roku 1534 dowodził wyprawą badawczą, która dotarła do Nowej Fundlandii i Zatoki Świętego Wawrzyńca; w Montrealu istnieje plac jego imienia, w centrum starego miasta, między ratuszem a Nabrzeżem Jacques’a Cartiera, z kolumną Nelsona, restauracjami i sklepami dla turystów.
3 Pochodzenie hurońskie – z plemienia Huronów (Wyandotów), które zajmowało tereny nad Wielkimi Jeziorami Ameryki Północnej, od XVI wieku prowadziło wymianę handlową z Francuzami, w XVII zostało pokonane przez Irokezów i wyparte na wschód, obecnie zamieszkuje rezerwaty w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie (Quebec).
4 Opowieść o tym poruszającym dramacie jest tematem powieści Rodzina bez Nazwiska (Famille sans nom), która została wydana w serii Powieści Nadzwyczajne ; tę powieść Jules’a Verne’a, wydano w roku 1889, jej pierwszy polski przekład Iwony Janczy ukazał się w roku 2014 w „Bibliotece Andrzeja”.
5 Marché Bon-Secours (obecnie Marché Bensecours) – budynek, a nie plac przy ulicy Saint-Paul w starej części Montrealu, niecałe 100 m na północny wschód od placu Jacques’a Cartiera, wielki gmach wzniesiony w roku 1847, w 1849 był krótko siedzibą Parlamentu, w latach 1852-1876 mieścił liczne sklepy i kramy, a także biura, kancelarie i sale koncertowe, działa nadal.
6 Dominium to oficjalna nazwa Kanady ; w roku 1857 rząd brytyjski połączył cztery swoje kolonie (Ontario, Quebec, Nowy Brunszwik i Nową Szkocję) w Dominium Kanady, nazwa ta była używana do połowy XX wieku; dominium to ówczesna nazwa takiej kolonii brytyjskiej, która miała duży zakres autonomii.
7 Klondike – rzeka w zachodniej Kanadzie (prowincja Jukon), przy granicy z Alaską, dopływ Jukonu, w roku 1896 znaleziono nad nią złoża złota, co wywołało gorączkę złota trwającą do roku 1903; także nazwa okręgu obejmującego sąsiednie tereny złotonośne.
8 Placer (ang.) – złoże okruchowe, termin stosowany zwłaszcza do bogatych złóż okruchowych złota.
9 Transwal – prowincja w północno-wschodniej części Republiki Południowej Afryki, zasiedlana najpierw przez Burów, którzy w roku 1852 utworzyli republikę Transwal, zajętą przez Anglików w roku 1900, w 1994 podzielona na cztery mniejsze.
10 Terytoria złotonośne – najważniejsze miejsca wydobycia złota w XIX wieku, w których wystąpiły wielkie gorączki złota, w zachodniej Kalifornii w górach Sierra Nevada w latach 1848-1855, w południowej Australii (stany Nowa Południowa Walia i Wiktoria) w latach 1851-1860, w Transwalu od roku 1886, w Klondike w latach 1896-1899.
11 Dawson City – miasto w północno-zachodniej Kanadzie (Terytorium Jukon), przy ujściu Rzeki Klondike do Jukonu, założone w roku 1897, w latach 1898-1902, po wybuchu gorączki złota szybki rozwój, wzrost liczby mieszkańców do 40 tys., potem szybki spadek, w roku 1902 do poniżej 5 tys., obecnie 1400 mieszkańców, w roku 1898 zostało stolicą utworzonego wówczas Terytorium Jukon, było nią do 1952.
12 Obowiązkowe wyposażenie – w roku 1897 rząd kanadyjski, aby zapobiec niekontrolowanemu napływowi poszukiwaczy, wprowadził ścisłe reguły, dopuszczając do przybycia w rejon Klondike jedynie osób z obowiązkowym zapasem żywności na rok, ważącym 1150 funtów (520 kg), a później także ze sprzętem obozowym, ubraniami i narzędziami o łącznej wadze około tony.
13 Odkrycia złota dokonał 16 sierpnia (a nie lipca) 1896 roku amerykański poszukiwacz George Carmack, w rzeczce Rabbit Creek, dopływie Klondike, której nazwę zmieniono na Bonanza Creek.
14 Gold Bottom – potok, lewy dopływ Hunker Creek, ujście ok. 20 km na południowy wschód od Dawson City, złoto odkrył w nim w sierpniu 1896 roku Robert Henderson.
15 Hunker Creek (u J. Verne’a: Hunter) – lewy dopływ Rzeki Klondike, płynie na północny zachód, ujście ok. 12 km na wschód od Dawson City; leżało nad nim wiele działek złotonośnych.
16 Claim (ang.) – roszczenie; w Stanach Zjednoczonych od czasów gorączki złota w Kalifornii w roku 1849 prawo do wejścia w posiadanie działki należącej do państwa, przysługujące każdemu, kto odkryje na niej bogactwa mineralne, zacznie je wydobywać i oznaczy granice owej działki, później także określenie takiej działki.
17 Forty Miles Creek (właśc. Fortymile River, rzeka czterdziestomilowa) – rzeka o źródłach we wschodniej Alasce, płynie na południowy wschód, wpada do Jukonu na terytorium Kanady, ok. 60 km na północny zachód od ujścia Klondike, wbrew nazwie ma 90 km (60 mil) długości, nazwa dotyczy odległości jej ujścia od Fort Reliance, w roku 1886 znaleziono nad nią złoża złota, ogółem z doliny tej rzeki wydobyto ok. 16 ton tego metalu.
18 Jukon – wielka rzeka w północno-zachodniej części Ameryki Północnej, długość 3190 km, źródła w Górach Nadbrzeżnych w Kolumbii Brytyjskiej, uchodzi do Morza Beringa, zamarza na osiem miesięcy roku, stanowiła główny szlak w tej części Kanady i Alaski.
19 Tyfus – dawna nazwa duru brzusznego, choroby zakaźnej wywoływanej bakterią Salmonella enterica, powodującej wysoką gorączkę, wielkie wyczerpanie, bóle brzucha, wysypkę; przy braku leczenia umiera na nią ok. 20% chorych, dawniej stanowiła wielką plagę.
20 Dziedziczenie z dobrodziejstwem inwentarza – taki sposób przejęcia spadku, w którym dziedziczone długi spłacane są wyłącznie do wysokości wartości aktywów spadku.
21 Mowa o zdobyciu Quebecu przez siły brytyjskie, do czego ostatecznie doszło w roku 1760, a nie 1759.
22 Dolna Kanada – kolonia brytyjska położona wzdłuż dolnego biegu Rzeki Świętego Wawrzyńca, obecny południowy Quebec; istniała w latach 1791-1841, następnie połączona z Górną Kanadą w Prowincję Kanady.
23 Rzeka Świętego Wawrzyńca – rzeka w południowo-wschodniej Kanadzie, długość ok. 1200 km, wypływa z Jeziora Ontario, płynie mniej więcej na północny wschód, wielkim estuarium uchodzi do Atlantyku (Zatoka Świętego Wawrzyńca), dawniej główny szlak komunikacyjny wschodniej Kanady.
24 Montreal był stolicą Prowincji Kanada od roku 1844, a nie od 1843, przestał nią być w 1849, kiedy po spaleniu w zamieszkach gmachu parlamentu na stolicę wyznaczono sprawujące naprzemiennie tę funkcję Quebec City i Toronto.
25 Contentus sua sorte (łac.) – zadowolony ze swojego losu.
26 Jankes – pierwotnie określenie mieszkańców Nowej Anglii, w północno-wschodniej części Ameryki Północnej, następnie obywateli Unii, a po wojnie secesyjnej określenie to rozszerzano stopniowo na wszystkich obywateli USA.
27 Jonathan (właśc. Brother Jonathan) – uosobienie mieszkańca Nowej Anglii, także szerzej całych Stanów Zjednoczonych, pierwotnie podczas rewolucji angielskiej w XVII wieku określenie purytanów, których wielu osiedliło się w Ameryce, w Nowej Anglii używane od końca XVIII wieku.
28 John Bull – postać stworzona w roku 1712 przez szkockiego pisarza Johna Arbuthnota, uosobienie Anglika, zwłaszcza porywczego, grubiańskiego i pewnego siebie, często przedstawianego w karykaturach jako potężnej budowy, gruby mężczyzna w surducie i cylindrze.
29 Gouldowie – rodzina amerykańskich przedsiębiorców i finansistów, najważniejszy w niej był Jay Gould (1836-1892), magnat kolejowy i spekulant; w XIX wieku jedna z najbogatszych rodzin w Stanach Zjednoczonych i Anglii.
30 Astorowie – rodzina amerykańskich bogaczy pochodzenia niemieckiego, potomkowie Johna Jacoba Astora (1763-1848), który wzbogacił się na handlu i nieruchomościach, pierwszego multimilionera w USA, w XIX wieku jedna z najbogatszych rodzin w Stanach Zjednoczonych i Anglii.
31 Vanderbiltowie – rodzina amerykańskich bogaczy pochodzenia holenderskiego, potomkowie Corneliusa Vanderbilta (1794-1877), który zbił fortunę na transporcie morskim i kolejowym, po śmierci zostawił majątek w wysokości ok. 100 mln dolarów; w końcu XIX wieku najbogatsza rodzina w Stanach Zjednoczonych.
32 Rockefellerowie – rodzina amerykańskich przedsiębiorców pochodzenia niemieckiego, uważana za najpotężniejszą rodzinę w historii USA; bracia John D. (1839-1937) i William (1841-1922) Rockefellerowie założyli Standard Oil Company, największą spółkę zajmującą się wydobyciem i przetwórstwem ropy naftowej.
33 Carnegie – amerykańska rodzina pochodzenia szkockiego, Andrew Carnegie (1835-1919), dorobił się ogromnego majątku na przemyśle hutniczym; wielki filantrop, po śmierci 90% swojego majątku przeznaczył na cele dobroczynne.
34 Morganowie – rodzina amerykańskich bankierów i finansistów pochodzenia walijskiego, John Pierpont Morgan (1837-1913) był założycielem jednego z największych banków w Stanach Zjednoczonych.
35 Wspięcie się na Kapitol – francuskie powiedzenie oznaczające osiągnięcie szczytów znaczenia i bogactwa, Kapitol był w starożytnym Rzymie wzgórzem, na którym stały najważniejsze świątynie i gmachy publiczne.
36 Skała Tarpejska – urwisko w południowym zboczu Kapitolu, w starożytności strącano z niego skazanych na śmierć, symbol największego upadku.