Wybaczam ci - ebook
Wybaczam ci - ebook
…bo święta to czas, w którym dzieją się prawdziwe cuda. Wybaczam ci… to życiowa, skłaniająca do refleksji opowieść o sile przebaczania. Tytuł wskazuje na wybaczenie nie tylko innym, lecz także sobie. Anastazja, Helena, Edmund i Łukasz to czwórka życiowych rozbitków. Każdy z nich w obliczu piętrzących się problemów traci nadzieję na lepsze jutro. Poza tym dzieli ich niemalże wszystko, począwszy od wieku, a skończywszy na poglądach życiowych. Magia nadchodzących świąt działa jednak cuda. Bohaterowie postawieni w obliczu trudności znajdują chęci, by zmienić swój los. Czy świąteczna gniewińska aura będzie im sprzyjać? Czy będą w stanie zawalczyć o swoje szczęście? Przekonaj się sam i sięgnij po najnowszą powieść Adriany Rak, w której nie zabraknie chwil wzruszeń.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-196-2 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był dwudziesty listopada. Ot, dzień jak co dzień, a przynajmniej mogłoby się tak wydawać. Dwudziestoczteroletnia Anastazja, pracująca jako główna księgowa w nowo otwartej firmie, zajmującej się tworzeniem stron internetowych, obudziła się tuż przed siódmą rano. Wynajmowała malutkie mieszkanie na poddaszu, z którego rozprzestrzeniał się przepiękny widok na okolicę. Tamtego ranka, zgodnie z prognozami, na gniewińskim niebie pojawiły się ciemnoszare chmury, zwiastujące nagłe opady śniegu.
Pierwsze, co zrobiła po przebudzeniu, to zadzwoniła do matki, która obchodziła okrągłe, pięćdziesiąte urodziny. Helena Dobrodziejska, bo tak właśnie nazywała się rodzicielka Anastazji, również mieszkała w Gniewinie, w rodzinnym domu Dobrodziejskich. W domu, z którego Anastazja – zwana przez wszystkich Nastką – tak samo zresztą jak starsza siostra, uciekła tuż po tym, gdy osiągnęła pełnoletniość.
– Halo. – Usłyszała po chwili ściszony głos matki.
– Dzień dobry, mamo – odpowiedziała, przeciągając się w łóżku. – Z okazji twojego dzisiejszego święta składam ci najserdeczniejsze życzenia. Życzę ci dużo zdrowia, szczęścia i spokoju.
– Och, dziękuję ci, córeczko. Właśnie wstałam i jesteś pierwszą osobą, która złożyła mi życzenia. Dziękuję. – Radosny głos rodzicielki był tym, co zawsze poprawiało jej humor.
– Nie ma za co. Chciałabym przyjść dzisiaj po pracy, mogę…? – zapytała niepewnie, po czym zapadła kilkusekundowa cisza.
– Ojciec od kilku dni nie czuje się najlepiej, a ta noc była koszmarna. W ogóle nie spaliśmy…
No tak. Właśnie tego mogła się spodziewać.
– Rozumiem – ucięła, nie chcąc wchodzić w szczegóły, wszak ojciec był ostatnią osobą na tej planecie, która w jakikolwiek sposób ją interesowała. – W takim razie odpocznij teraz, a jak będziesz już miała chwilkę wolnego czasu, to odwiedź mnie, dobrze? Chcę wręczyć ci prezent, a poza tym nie widziałyśmy się już od ponad dwóch tygodni – dodała, uświadomiwszy sobie ten fakt, a przecież mieszkały maksymalnie dwa kilometry od siebie.
– Przyjdę w sobotę rano, gdy będę szła na zakupy, dobrze?
– Oczywiście – odparła, po czym się pożegnała.
Dalsza rozmowa i tak nie miała sensu. W tle Anastazja usłyszała bowiem odgłosy ciekawskiego ojca, który zaczął wypytywać żonę, kto dzwoni. Na samą myśl o Edmundzie, obecnie pięćdziesięciopięcioletnim mężczyźnie, którego nienawidziła z całego serca, a który był, niestety, jej ojcem, skrzywiła się. Był jedyną osobą w jej życiu, która wywoływała w niej tak silne i, niestety, bardzo negatywne emocje. Od jej wyprowadzki z domu, notabene spowodowanej ciągłymi awanturami i pijaństwem ojca, minęło już sześć lat, lecz niechęć do niego wcale nie minęła. Wręcz przeciwnie. Czas mijał, a Anastazja czuła wobec niego coraz większą urazę. Na domiar tego nie była w tym osamotniona, wszak jej rodzeństwo również nie utrzymywało z ojcem kontaktu. Jedno szczęście…
Nieco zrezygnowana, bo chciała sprawić matce radość i spotkać się z nią w dniu urodzin, wstała z łóżka i udała się do kuchni, gdzie przygotowała sobie szybkie śniadanie. Gdy zasiadła do malutkiego stołu, mieszczącego się tuż przy równie niewielkim oknie, wbiła wzrok przed siebie i zamyśliła się na dobre.
Od jakiegoś czasu przechodziła bowiem kryzys, choć nawet sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać. A to za sprawą jednego mężczyzny, który niegdyś skradł jej serce, a obecnie robił wszystko, by zniszczyć w niej wszelkie uczucia.
Łukasz był jej wielką miłością. I choć poznali się zaledwie rok wcześniej, była tego pewna. Nigdy dotąd żaden inny mężczyzna nie wyzwalał w niej takich uczuć. Kochała go całą sobą, od pierwszej chwili, w której się poznali.
Historia ich miłości nie różniła się niczym od historii innych zakochanych par w tym wieku. Ot, jak to często bywało, poznali się zupełnie przypadkiem. Łukasz wraz z całą rodziną przyjechał na urlop do pobliskiego Nadola, gdzie planowali spędzić dwa tygodnie nad Jeziorem Żarnowieckim. Po raz pierwszy zobaczyli się zatem na plaży, gdzie Anastazja ze starszą siostrą, Łucją, oraz dwójką jej córek, wylegiwała się od rana. Mężczyzna wraz z dwoma malutkimi siostrzeńcami grał w piłkę – no, przynajmniej próbował to robić. Czarno-biała piłka nie uszła uwadze dwuletniej Julki i czteroletniej Kasi. Zaabsorbowane dziewczynki nieśmiało spoglądały na grających chłopców, a sama piłka co rusz znajdowała się w zasięgu ich wzroku. W pewnym momencie Łukasz, świadomy zainteresowania małych obserwatorek, skierował rzeczoną piłkę bezpośrednio do starszej z sióstr, co zapoczątkowało kilkunastominutową zabawę, do której dołączyła Anastazja. Już po krótkiej chwili wszyscy gawędzili w najlepsze, co zapoczątkowało tę, wydawać by się mogło, niezwykłą znajomość, która przerodziła się w wielkie uczucie.
Dumna, szczęśliwa i zakochana kobieta żyła przez ostatni rok niczym prawdziwa księżniczka, pozbawiona jakichkolwiek trosk. Łukasz dbał o nią na każdym kroku, a ona w podzięce za to, że wreszcie jej życie nabrało odpowiednich barw, nie pozostawała dłużna swojemu mężczyźnie.
Jak to jednak w bajkach bywa, ostatnio na horyzoncie pojawiły się spore problemy. Na tyle duże, że Łukasz postanowił, jak sam powiedział, odpocząć i nabrać dystansu. A to wszystko za sprawą ciąży, w której była Anastazja.
Dzień, w którym dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym, zapamięta do końca życia. Podczas codziennego spaceru do pracy zasłabła i upadła na chodniku, co było nie lada wydarzeniem w oczach mijających ją mieszkańców Gniewina. Tuż po tym, jak udzielono jej pierwszej pomocy i przetransportowano do wejherowskiego szpitala, na młodą kobietę padł blady strach. Po rutynowych badaniach okazało się bowiem, że jest w szóstym tygodniu ciąży, co początkowo bardzo ją zszokowało.
Żyjąc u boku Łukasza, wiedziała, że jeśli kiedykolwiek miałaby założyć rodzinę, to był on idealnym kandydatem, by zostać jej mężem oraz ojcem ich dzieci. Z racji tego, że znali się dopiero od roku, a oficjalnie byli parą od ośmiu miesięcy, nigdy nie rozmawiali o swojej przyszłości. Bynajmniej nie tej, która w jakikolwiek sposób zahaczałaby o temat dzieci.
Tamtego dnia, kiedy wracała autobusem do mieszkania, była pełna obaw. Po cichu liczyła jednak na to, że… jakoś to będzie. Łukasz był przecież wspaniałym człowiekiem. Poza tym miał świetny kontakt ze swoimi siostrzeńcami, co w jej oczach dobrze wróżyło na przyszłość. Lubił dzieci, a one lubiły jego. W tamtym czasie nie potrzebowała innych sugestii, by liczyć na to, że jej wybranek ucieszy się na wieść o spodziewanym dziecku.
Nadzieje okazały się złudne. Na wieść o tym, że Anastazja jest w ciąży, Łukasz wpadł w szał. I to dosłownie, wszak w przypływie silnych emocji, zniszczył jej ulubiony wazon, którym cisnął o jedną z kuchennych ścian.
– Niby jak ty to sobie wyobrażasz, co?! – krzyczał, gdy Anastazja próbowała jakoś wpłynąć na jego samopoczucie. – Przecież nie mamy nawet gdzie mieszkać!
– A moje mieszkanie…?
– Też mi coś! – prychnął zirytowany. – Te niespełna trzydzieści metrów kwadratowych nazywasz mieszkaniem?! Niby jak chciałabyś tutaj mieszkać z moim dzieckiem, co? Gdzie?! Na tym mikroskopijnym balkonie?
– Na początku na pewno nie będzie nam łatwo… – rzekła potulnym głosem, choć w jej wnętrzu aż się gotowało.
– Tak?! No co ty nie powiesz?! – krzyknął kolejny raz, po czym wziął do ręki swoje buty i pospiesznie je włożył.
– Tylko mi nie mów, że teraz wychodzisz…
– A co mam zrobić? Zostać tutaj z tobą i cię rozszarpać? – Wbił w nią swój przerażający wzrok. – Do widzenia, Anastazjo. Wracam do domu.
– Przecież miałeś zostać na cały weekend… Tłukłeś się tutaj do mnie cały dzień…
– Cóż… Mogłaś pomyśleć wcześniej… Do widzenia. – Przekręcił kluczyk i pociągnął za klamkę drzwi, przy których stał. – Aha. I nie dzwoń do mnie na razie. Sam się odezwę. Kiedyś… Może… – dodał na odchodne, a następnie wyszedł z mieszkania, zostawiając ją z milionem przykrych myśli w głowie.
Od tamtego dnia minął już tydzień, a Łukasz wciąż nie wrócił. Zadzwonił jedynie dwa dni temu, gdy poirytowana próbowała się do niego dodzwonić. Nie odebrał ani za pierwszym, ani za dziesiątym razem. Odezwał się dopiero wieczorem, kiedy rzekomo wrócił z pracy i oznajmił, że musi odpocząć i przeanalizować wszystko. Ich rozmowa trwała zaledwie minutę. Tyle warta była dla niego Anastazja. Nie miał zamiaru poświęcić jej nawet dłuższej chwili.
Przyszła mama została zatem sama ze swoimi problemami i wątpliwościami, które co rusz pojawiały się w jej głowie. Nie była gotowa na tę ciążę. Ba, gdy myślała o tym, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się jej dziecko, ogarniała ją wielka niemoc.
Łukasz ma rację – myślała w kolejnym przypływie wątpliwości. – Jak ja się tutaj zmieszczę z małym dzieckiem…? I w jaki sposób znajdę czas na jego wychowanie? Przecież muszę pracować, by mieć za co żyć… – analizowała tylekroć, ilekroć rozmyślała o tym, co ją czeka.
Początkowo nie chciała zwierzać się nikomu ze swoich trosk. Nie odważyła się nawet zadzwonić do Łucji, która jako starsza siostra była jej najlepszą powierniczką. Ostatnie dni mocno jednak dały jej w kość. Chciała wreszcie zrzucić z siebie ten emocjonalny balast i porozmawiać z kimś, kto na pewno jej doradzi. Taką osobą zdecydowanie była jej matka, z którą bardzo chciała się spotkać. Niestety, rodzicielka miała na głowie zharowanego – a raczej leniwego i udającego – ojca, a na spotkanie z nim Anastazja nie miała ochoty. Zrezygnowana udała się zatem do pracy, gdzie w zadumie spędziła kolejnych kilka godzin, zupełnie niegotowa na to, z czym przyjdzie jej się jeszcze zmierzyć.
***
Helena Dobrodziejska nie miała łatwego życia. Właśnie minęło pół wieku, od kiedy pojawiła się na świecie, a ona wciąż żyła tak samo. Tak samo źle.
Urodziła się pięćdziesiąt lat wcześniej w Gniewinie, jako najstarsza córka Janiny i Edwarda Kowalskich. Ojciec, z zawodu stolarz, a na co dzień nałogowy alkoholik, był nie tylko wymagającym, lecz także egoistycznym narcyzem o niespełnionych marzeniach dotyczących zatrudnienia w wojsku. W porównaniu do swej żony, nie miał dobrego kontaktu z własnymi dziećmi. Ot, były to były i cóż mógł na to poradzić, że Janina urodziła ich aż pięcioro. Żył z dnia na dzień, zupełnie nie przejmując się tym, co przyniesie przyszłość. Helena, jako najstarsza i najbystrzejsza z całej piątki, szybko wyfrunęła z rodzinnego gniazda. Miała już dość ciągłych upokorzeń i braku wsparcia ze strony ojca. Swoją naukę zakończyła na poziomie podstawowym i od tamtej pory ciężko pracowała, między innymi jako opiekunka do dzieci lub sprzątaczka.
Kiedy była zaledwie siedemnastolatką, poznała Edmunda Dobrodziejskiego, starszego od niej o pięć lat uroczego młodzieńca, który momentalnie zawrócił jej w głowie. Poznali się w wakacje, na wiejskim festynie, i od tamtej pory pozostawali nierozłączni.
Ślub wzięli zaledwie po roku, gdy młodziutka Hela osiągnęła pełnoletniość. Zamieszkali w starym, rozpadającym się domu, odziedziczonym przez Edwarda po babci. Ich sielanka nie trwała jednak długo. Początkowa fascynacja szybko przerodziła się w typową rutynę, która zniszczyła płomienne uczucie. Dodatkowo, przez wiele długich lat Helena nie mogła zajść w ciążę, co było ujmą na honorze dla Edmunda, bo gdzieżby taki chłop jak on nie mógł zostać ojcem. Wprost nie do pomyślenia, nie tylko dla niego, lecz także dla okolicznych mieszkańców Gniewina, którzy nie omieszkali stale komentować ich życiowej sytuacji.
Dopiero po sześciu latach od dnia ślubu Hela urodziła upragnione dziecko. W tym czasie Edmund rozpił się na dobre i nie cieszył się z narodzin ani tej, ani kolejnej córki. Ot, są to są i tyle na ten temat. Zakochana wciąż po uszy Helena żywiła wielki żal do męża. Czuła się osamotniona i przytłoczona codziennością. Na nic jednak zdawały się jej żale. Edmund był stanowczy. Nie interesowały go zarówno jej bolączki, jak i codzienne, rodzinne życie, od którego odciął się zupełnie. Nie liczyło się nic poza czystą wódką, ewentualnie bimbrem własnej produkcji. W szybkim czasie kobieta zrozumiała, że niczego nie wskóra, dlatego też z wielką pokorą przyjęła to, co przyniósł jej los. W końcu przecież miała dla kogo żyć. Najpierw dla Łucji, a później jeszcze dla cudem urodzonej Anastazji, której pojawienie ponownie wyciągnęło ją z depresji.
Bita, poniżana, upokarzana niemalże każdego dnia, żyła z uśmiechem na ustach. Była ofiarą przemocy domowej przez prawie trzydzieści lat, lecz nigdy nie potrafiła się do tego przyznać. Ilekroć myślała o sobie, tylekroć dochodziła do wniosku, że i tak nie ma najgorzej. Urodziła dwie śliczne i mądre córki, a dom, choć malutki, był miejscem, które zawsze dawało jej schronienie. Niektóre kobiety, będące w podobnej sytuacji, miewały o wiele gorzej.
Nigdy o nic nie prosiła i nie karmiła się nadziejami na lepszą przyszłość. Z wielką pokorą przyjmowała to, czego codziennie doświadczała. Wewnętrzny spokój i ukojenie znajdowała w modlitwie. Nie kto inny jak Bóg był powiernikiem jej tajemnic.
Poza tym wielką dumą Heleny były dzieci, dla których była w stanie zrobić wszystko.
Tamtego listopadowego poranka, gdy po rozmowie z Anastazją naszła ją chwila refleksji, nie potrafiła podsumować swojego dotychczasowego życia, co początkowo nieco zszokowało ją samą. Łucja i Anastazja były dla niej wszystkim. To właśnie im poświęciła całe swoje życie. To dzięki nim była szczęśliwa, a jednak – kiedy zasiadła tamtego mroźnego poranka do stołu i zaczęła analizować swoją przeszłość – nie mogła zrozumieć jednej rzeczy.
Nie mogła pojąć, dlaczego przez ostatnie długie – cholernie długie i bolesne – lata, żyła w iluzji, którą sobie stworzyła.
Na dłuższe rozważania nie było czasu, gdyż zmęczona narzekaniem Edmunda musiała wziąć się w garść, wszak na horyzoncie widziała jedynie kolejny trudny dzień, spędzony u boku wiecznie niezadowolonego męża.
Niemniej nawet w najmniejszym stopniu nie była przygotowana na to, co miało nastąpić.
***
Cholera. Jasna cholera! Nie tak to wszystko miało wyglądać…
Minął już tydzień, odkąd ostatni raz widział Anastazję. Minął tydzień, odkąd dowiedział się, że zostanie ojcem.
Na samą myśl o tym, że za kilka miesięcy ma pojawić się ktoś, dla kogo będzie tatą, robiło mu się niedobrze. To nie tak, że nie chciał mieć dziecka. Pragnął je mieć, jak większość dorosłych ludzi żyjących na tym świecie. Nie chciał jednak, aby matką jego potomka została Anastazja.
Gdy tamtego dnia przyjechał do Gniewina, pod pretekstem spędzenia wspólnie kilku dni, był nastawiony na jedno. Chciał w końcu przyznać się do wszystkiego i dać kres kłamstwom, w których żył od wielu miesięcy.
Nie kochał Anastazji od dłuższego czasu.
Ba, od trzech miesięcy żywił głębokie uczucia wobec kobiety, która niespodziewanie pojawiła się w jego życiu. I równie niespodziewanie zawróciła mu w głowie.
Z Anastazją znał się od ponad roku i od co najmniej kilku miesięcy wiedział również, że nigdy nie powinien był się z nią wiązać.
Gdy poznał tę, bądź co bądź, młodą, pełną życia i niezwykle uroczą niewiastę, cierpiał niemałe katusze, rozstawszy się niedawno z kobietą, z którą myślał, że spędzi całe swoje życie. Niestety, okrutny los miał wobec niego inne plany. Agnieszka, bo tak też miała na imię ta, która zostawiła go dla swojego najlepszego przyjaciela, odeszła od niego, kiedy Łukasz akurat planował się jej oświadczyć. Byli przecież parą od prawie dwóch lat i jedyne, czego pragnął, to poślubić tę prześliczną blondynkę. Ich rozstanie ogromnie wpłynęło na jego psychikę, sprawiając przy tym, że, pomimo wciąż silnych emocji, chciał jak najszybciej zapomnieć o Agnieszce. Wiedział bowiem, że jeśli tego nie zrobi, to inaczej zwariuje, pogrążając się co rusz we wspomnieniach.
Spotkanie Anastazji było zatem swoistym wybawieniem dla tego mocno zagubionego mężczyzny. Kobieta była jego zupełnym przeciwieństwem i bez wątpienia właśnie to sprawiło, że zafascynowała go sobą niemalże od razu. Tak szybko jak się poznali, tak szybko też zostali parą.
Niestety, sprawdziło się stare porzekadło mówiące o tym, że to, co szybko się zaczyna, zazwyczaj również szybko się kończy. Już po kilku tygodniach, kiedy emocje nieco opadły, a i Agnieszka wydawała się jakaś bardziej odległa niż wcześniej, Łukasz zrozumiał, że tak naprawdę wcale nie kocha Anastazji. Pomimo wypowiadanych przez niego słów, świadczących o tym, że jest inaczej, wcale tak nie było. Nie kochał jej, ba, nie żywił wobec niej żadnych głębszych uczuć, dlatego chciał zerwać tę relację.
Początkowo, optymistycznie nastawiony, postanowił, że zrobi to przy najbliższym możliwym spotkaniu. Nie był tym typem mężczyzny, który nawet związek byłby w stanie zakończyć przez telefon. Wolał spotkać się osobiście z Nastką i wszystko wyjaśnić w cztery oczy.
Kiedy jednak zobaczył ją tamtego dnia, całą w skowronkach, świętującą swój awans w pracy, nie miał serca, by to zrobić. Sam przecież doskonale wiedział, jak bardzo boli odtrącenie przez tę drugą osobę.
Zdając sobie sprawę z tego, że Anastazja go kocha, nie potrafił się przełamać przez kilka kolejnych miesięcy. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy na jego drodze stanęła Aneta, dziewczyna, którą poznał w pracy. Tygodnie mijały, a on, uwikłany w coś, czego niewątpliwie nie chciał, żył, poświęcając swój czas dwóm kobietom.
Z jedną z nich postanowił w końcu porozmawiać. Ostatnie tygodnie pokazały mu, że uczucia wobec Anety są zupełnie inne niż te, które żywił niegdyś wobec Anastazji. Zależało mu na Anecie i zakochał się w niej niczym nastolatek, zakochujący się po raz pierwszy w swoim życiu, dlatego w końcu postanowił wyjawić jej prawdę. Za jej namową umówił się z Anastazją, którą początkowo okłamał, że spędzi z nią weekend.
Gdy pojawił się w Gniewinie i od razu usłyszał, że Anastazja jest w ciąży, wpadł w szał. To, co wcześniej ułożył sobie w głowie, rozpłynęło się jak we mgle. Był zrozpaczony i jeszcze bardziej zirytowany.
Ciąża Anastazji zmieniała cały bieg wydarzeń. Nie mógł od razu powiedzieć Nastce wszystkiego. Chciał, bo przecież po to właśnie przyjechał, ale wiadomość o tym, że zostanie ojcem, sparaliżowała go na tyle, iż sam już nie wiedział, co ma robić. Po kłótni wyszedł z jej mieszkania poruszony.
I choć podświadomie czuł, że nie tak powinien był to rozegrać, nie potrafił postąpić inaczej. Musiał znaleźć siłę na to, by wszystko przemyśleć, a na to niewątpliwie potrzebował czasu.
Kiedy wsiadł z powrotem do zaparkowanego pod blokiem auta, popłakał się, dając upust swoim emocjom. Akurat w tym samym czasie usłyszał, że dzwoni jego telefon. Widząc na wyświetlaczu aparatu, że to Aneta próbuje się z nim skontaktować, ukrył twarz w dłoniach. W tamtym momencie nie potrafił nawet myśleć, po prostu nie potrafił. Po krótkiej chwili, w czasie której zdążył jedynie otrzeć łzy i wysłać Anecie krótki SMS z informacją, że wkrótce zadzwoni, odjechał spod bloku. Buzujące w nim emocje sprawiły jednak, że nie dojechał zbyt daleko. Zatrzymał swój pojazd przy Wieży Widokowej Kaszubskie Oko, znajdującej się zaledwie dwa kilometry od mieszkania Anastazji.
Wpatrując się w migające na wieży światełka, próbował się uspokoić. Błyskawicznie przypomniał sobie o cieple, którego doświadczył od Anety, nawet w momencie, gdy wyjawił jej swój sekret. Właśnie wtedy, tamtej zimnej, listopadowej nocy zrozumiał, że to ona jest kobietą jego życia. Skoro potrafiła go zrozumieć w takiej sytuacji, a nie unieść się dumą, musiała być wyjątkowa. Nie było na to innej rady. A on nie miał zamiaru jej stracić.
Teraz jednak wszystko legło w gruzach. Jego plan o rozstaniu się z Anastazją wziął w łeb. W dodatku miał zostać ojcem, na co zdecydowanie nie był gotowy.
I choć od tego feralnego wieczoru minął już tydzień, mężczyzna wciąż czuł te same emocje. Nie potrafił przyznać się przed sobą, że oto znowu los postanowił za niego.
Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał powziąć jakieś kroki, lecz nadal, pomimo rad Anety, która z całego serca chciała mu pomóc, wynajdując co rusz nowe rozwiązania tej sprawy, Łukasz nie wiedział, co począć. Czas mijał, a on pozostawał w sytuacji bez wyjścia.