Wybieram miłość - ebook
Wybieram miłość - ebook
Jenny Grey przyjaźniła się ze swoim przybranym bratem Emmanuelem Silverą i była w nim zakochana. Ich drogi się rozeszły, lecz gdy po latach Jenny przyjechała na zaręczyny Emmanuela z inną kobietą, ulegli namiętności. Gdy spotykają się ponownie, Jenny jest w ciąży, ale nie zamierza informować o tym Emmanuela. Jest przekonana, że więcej się nie zobaczą. Tym bardziej zaskakuje ją propozycja Emmanuela, by pojechała z nim do jego domu w Hiszpanii…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9789-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Jenny_
Chciałam tylko spojrzeć, po raz ostatni, na mężczyznę, którego kiedyś kochałam, a teraz nienawidziłam każdym oddechem, każdą komórką mojego ciała.
Emmanuel Silvera.
Mój przybrany brat.
Okazja, przyznaję, nie była najlepsza – czuwanie przy zwłokach jego ojca – ale przecież nie chciałam się do niego zbliżać ani z nim rozmawiać. Chciałam go tylko zobaczyć, oczywiście z bezpiecznej odległości.
Domingo Silvera, niegdyś dyrektor generalny Silver Inc, jednej z najpotężniejszych korporacji w Europie, miał zostać pożegnany w rodzinnej rezydencji w Madrycie. Wysłałam Emmanuelowi krótki, oficjalny mejl z kondolencjami i obietnicą, że przybędę. Ale nie pojechałam tam dla Dominga. Nie obchodził mnie. Moja matka wyszła za niego, kiedy miałam dziewięć lat, i natychmiast wysłała mnie do szkoły z internatem w Anglii, więc właściwie nie miałam z nim kontaktu. Na szczęście, bo był trudnym człowiekiem.
Mężczyzną, którego chciałam zobaczyć, był jego syn – ostatni raz, zanim wykreślę go ze swojego życia. Pomysł nie należał do udanych, moje biedne serce przeszło wystarczająco dużo, ale musiałam się pożegnać.
Oto stałam więc, ukrywając się za kolumną w sali balowej pokrytej białym marmurem, mając nadzieję, że pozostanę niewidoczna w tłumie dygnitarzy i mniej znaczących gości. Nie było trudno dostrzec Emmanuela, bo górował nad wszystkimi i przyciągał wzrok pięknem i powagą. Nazywano go zimnym, bezlitosnym, bezwzględnym. Pewnie był taki w interesach, ale nie w stosunku do mnie.
Początkowo stwarzał dystans, był chłodny, ale z czasem pod warstwą lodu odkryłam miłego, troskliwego człowiek. Tak go wspominałam, przynajmniej dopóki nie przeprowadziłam się na stałe do Londynu cztery lata temu, bo potem, z jakiegoś powodu, zerwał ze mną wszelkie kontakty.
No dobrze, nie do końca, spotkaliśmy się trzy miesiące temu, kiedy odkryłam, że w głębi jego duszy płonął ogień, o którym wiedziałam tylko ja; ogień, który wymknął się spod kontroli tamtej nocy, a żadne z nas nie próbowało go ugasić.
Nie dodałam, że było to na jego przyjęciu zaręczynowym?
Powędrowałam wzrokiem do kobiety u jego boku, wysokiej blondynki, skupionej i poważnej. Olivia Wintergreen, dyrektor generalny Wintergreen Diamonds, prestiżowej firmy jubilerskiej. Miała na sobie dopasowaną czarną sukienkę, która wyśmienicie komponowała się z jej bladą, śliczną twarzą. Była wszystkim, czym ja nigdy nie będę.
Była też jego narzeczoną.
Ich związek to czysta umowa biznesowa, sam mi to powiedział. Przedstawicielka zaprzyjaźnionego, nieprzyzwoicie bogatego rodu, została starannie wyselekcjonowana na jego żonę i matkę jego spadkobierców. Nie kochał jej, ale miała dobre geny, pochodziła z dobrej rodziny i jako prezes potężnej firmy dorównywała mu pod każdym względem.
A ja? Cóż, byłam niska, nieco puszysta i wcale nie piękna. Nie zajmowałam żadnego stanowiska. Pracowałam z bezdomnymi w schronisku w Londynie, czym budziłam odrazę w kręgach matki. Nie byłam wytworna i brakowało mi obycia.
Nie pasowałam do niego, co zresztą sam mi oznajmił tamtej nocy, gdy posiadł mnie na trawniku za krzewami róż w ogrodzie.
I nigdy nie będę.
Wspomnienie chwyciło mnie za gardło, ale zignorowałem ten nagły ból. Zwykle starałam się być optymistką, patrzeć na jasną stronę świata, ale po tamtej nocy w ogrodzie wszystko wydawało się ciemniejsze. Zresztą, szczerze mówiąc, miałam dość bólu. Furia była o wiele lepsza, więc się w niej pogrążyłam.
Nie żebym była zła na Olivię Wintergreen lub zazdrosna, bo mój bóg chciał poślubić tę boginię. To Emmanuel był jedyną osobą, na którą byłam wściekła.
Stał na środku, wysoki, arogancki i chłodniejszy niż lodowiec, w idealnie skrojonym, koszmarnie drogim czarnym garniturze, który eksponował jego szeroką, muskularną klatkę piersiową, podkreślał wąską talię i moc długich nóg.
Wyglądał jak rzymski cesarz, brakowało mu tylko laurowego wieńca i złotych szat. Jego twarz znałam lepiej niż moją własną, co sprawiało, że ból we mnie tylko się pogłębiał. Te władcze kości policzkowe, prosty nos, zmysłowe usta… Atramentowe włosy nosił krótko ścięte, a oczy wydawały się jeszcze czarniejsze, gdy rzucał ostre, bezwzględne spojrzenia, jak drapieżnik.
Był taki piękny…
Emmanuel przerażał i onieśmielał, wydawał się bezlitosny i bezwzględny, wyzuty z emocji. Może i taki był. Ale ludzie nie widzieli, jak delikatnie otulał mnie kocem, kiedy zasnęłam na krześle w jego gabinecie, nie widzieli, jak razem ze mną pomagał pisklętom, które wypadły z gniazda, nie widzieli, jak śmiał się z moich dowcipów. Był taki tylko w stosunku do mnie, od dnia, kiedy go poznałam, kiedy po raz pierwszy przybyłam do rezydencji jako dziewięciolatka.
Tamtej nocy w ogrodzie, kiedy rzucił mnie na trawnik, w jakiś sposób odblokowałam jego emocje, sprawiając, że oboje stanęliśmy w płomieniach.
Nie powinnam myśleć o tamtej nocy, zdecydowanie, bo przysparzało mi to cierpienia. Wręcz przeciwnie, powinnam przejąć trochę lodu, który serwował innym, i umieścić go we własnym sercu, żebym już nigdy nie okazała się na tyle głupia, by zakochać się w mężczyźnie, którego nigdy nie mogłam mieć.
Emmanuel przeczesał spojrzeniem salę balową, jakby czegoś lub kogoś szukał. Zapragnęłam skurczyć się za moją kolumną, by pozostać poza zasięgiem jego wzroku. Z drugiej strony chciałam mu pokazać, że nie zniszczył mnie okrutnymi słowami tamtej nocy, że jestem silniejsza, niż myślał. Chciałam mu pokazać, że nienawidziłam go każdą częścią siebie. Dlatego stałam wyprostowana z uniesioną głową i czekałam, aż spadnie miecz… Kiedy mnie odnalazł, nagle zabrakło mi tlenu. Nie zlodowaciałam, kiedy na mnie spojrzał, wręcz przeciwnie, znów płonęłam.
Stał nieruchomy jak posąg z wyrazem twarzy, który nic nie zdradzał. Nie miałam pojęcia, o czym myślał. Kiedy przywarł do mnie spojrzeniem, zadrżałam z pożądania. Potem powoli odwrócił wzrok, odrzucając mnie, jakbym była pyłem startym z buta.
Ogarnęła mnie wściekłość – na niego i na siebie za przybycie tutaj, na moje pęknięte serce. Byłam głupia, taka głupia! Walczyłem ze łzami, gdy się odwrócił i po raz ostatni mogłam spojrzeć na człowieka, który mnie zaczarował. Nadszedł czas, by odejść, im szybciej, tym lepiej.
Przepchnęłam się przez tłum do najbliższych drzwi i weszłam do pięknego holu z białego marmuru. Było mi słabo, bo pominęłam obiad, a emocje osłabiały mnie jeszcze bardziej. Wtedy pojawił się przed mną mężczyzna w czarnym mundurze.
– Panna Grey? – zapytał uprzejmie.
Kiedy się zbliżyłam, rozpoznałam go. Był jednym z pracowników ochrony Emmanuela.
– Tak?
– Czy zechciałaby pani pójść za mną, proszę? Pan Silvera prosi, by zaczekała pani na niego w małym gabinecie.
Emmanuel chciał ze mną rozmawiać? Dlaczego? Czy chciał dodać coś do tego, co powiedział mi tamtego wieczoru w ogrodzie? Cholera. Ostatnia rzecz na świecie, której pragnęłam, to rozmowa z nim.
– Przepraszam. – Starałam się być uprzejma. – Mam samolot. Proszę powiedzieć panu…
– Obawiam się, że pan Silvera nalega. – Mężczyzna rzucił mi przepraszające spojrzenie. – Ja tylko wykonuję rozkazy.
Szok. Emmanuel nalegał? Dlaczego? Czy nie powiedział mi wszystkiego trzy miesiące temu? Pamiętam te słowa. „Nie, nie kocham cię. Co za niedorzeczny pomysł” albo: „Czy to matka cię namówiła?”. Najlepsze zaserwował na koniec: „Jeśli myślisz, że się z tobą ożenię, mylisz się. Nie masz pieniędzy ani władzy. Nie masz tego, co potrzebuję. Twój wygląd jest nawet znośny i możesz okazać się dobra w łóżku, ale seks nie jest powodem do ślubu. To był błąd, Jenny, który nigdy więcej się nie powtórzy”.
Być może zapomniał dodać kilka równie miłych rzeczy. Być może nie skończył rozdzierać mi serca na strzępy i teraz pragnął zwieńczyć dzieło. Nie chciałam dać mu tej możliwości, ale sposób, w jaki jego ochroniarz zablokował mi drogę, sprawił, że nie miałam wyjścia. Może i dobrze. Przecież chciałam, żeby wiedział, jak bardzo go nienawidziłam! To może być jedyna możliwość.
W noc jego zaręczyn, po tym jak uciekłam z ogrodu, płacząc nad swoją głupotą, bo moje serce legło w gruzach, czułam, jak wypełnia mnie furia. Teraz myślałam o wszystkich rzeczach, które chciałam mu powiedzieć, uświadomić mu, że mnie zniszczył. Kochałam go od tak dawna, że sposób, w jaki mnie odrzucił, był szczególnie bolesny.
Co najlepsze, wówczas nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to jego przyjęcie zaręczynowe. Poszłam na nie, ponieważ matka powiedziała mi, że Emmanuel urządza imprezę, a zaproszenie zapewne zaginęło w skrzynce odbiorczej. Przyjechałam spóźniona, wciąż nie wiedząc, z jakiej okazji, i od razu zaczęłam go szukać. Był w ogrodzie, sam, i…
Tak, byłam głupia… Tamtej nocy mnie zniszczył. Byłam zbyt zdruzgotana, by zareagować. Zamiast tego, po prostu uciekłam.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Minęły trzy miesięcy, żywiłam się wściekłością, zatem dlaczego nie miałabym się zrewanżować? Dlaczego nie powiedzieć mu tego, co powinnam była wykrzyczeć tamtej nocy? Może nawet powinnam zapytać, dlaczego tak długo mnie ignorował.
Oczywiście nic nie miałoby dla niego znaczenia, ale z pewnością poprawiłoby mi nastrój. Dlatego skinęłam głową i pozwoliłam się poprowadzić do małego pokoju.
Jako dziecko spędzałam w rezydencji każde wakacje. Zaszywałam się w jakimś kącie i czytałam, z dala od matki, która ciągle się mnie czepiała. Czasem było to biuro Emmanuela, częściej ten pokój. Podobały mi się całe ściany książek, choć kanapa i dwa fotele były twarde i niewygodne. Podłogę wyłożono kafelkami, brakowało dywaników. Był to chłodny pokój, do którego zapraszało się wrogów, nie przyjaciół.
Ochroniarz zamknął za sobą drzwi i usłyszałam kliknięcie zamka. Potem zgasły wszystkie światła. Przez sekundę stałam tam, przerażona. Słyszałam krzyki, głośne wrzaski i ogarnął mnie strach. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, w dodatku zostałam zamknięta! Gdy próbowałam nacisnąć klamkę, ktoś po drugiej stronie pchnął drzwi. Zatoczyłam się do tyłu, oddychając z trudem, a potem światło zamigotało ponownie, oświetlając stojącego w drzwiach Emmanuela.
Zmierzył mnie wzrokiem. Serce zabiło mi mocniej, cała moja odwaga wyparowała. Ugięły mi się kolana, czułam, że zaraz zwymiotuję. Nic dziwnego, że nie chciał takiej jak ja. Powinnam była posłuchać matki.
Próbowałam coś powiedzieć, odnaleźć głos, ale nie mogłam. Emmanuel wpatrywał się we mnie jak naukowiec zdziwiony nieudanym eksperymentem.
– Co się stało? – udało mi się wydusić. – Dlaczego zgasły światła?
– To nie twój problem.
Jego głos był lodowaty, melodyjny, z cudownym hiszpańskim akcentem. Zawsze to uwielbiałam.
Zrobił krok w moją stronę.
– Cieszę się, że tu jesteś.
Doprawdy? Nie wyglądał na zadowolonego. Desperacko chciałam powiedzieć to wszystko, co planowałam przez ostatnie trzy miesiące, pragnęłam rozerwać go na strzępy moim gniewem. Ale słowa zniknęły z mojej głowy i mogłam jedynie zapłakać. Bo nawet teraz za nim tęskniłam. Choć złamał mi serce….
Weź się w garść, idiotko. Nie odważ się płakać. Nie możesz mu pokazać, jaką udręką jest twoje życie, tłumaczyłam sobie.
– Dlaczego się cieszysz? – wymamrotałam.
– Więc nie przyszłaś tutaj, żeby mi powiedzieć?
Niemal zemdlałam. Przecież nie mógł wiedzieć. Nie mógł. Nikomu nie powiedziałem. To był mój największy sekret i tak miało zostać.
– Powiedzieć ci? – starałam się brzmieć tak niewinnie, jak to możliwe, aby moja mina nie zdradzała, że nie wiem, o czym mówił. – Co powiedzieć?
– Że jesteś w ciąży, oczywiście!
Naprawdę myślałam, że uda mi się zachować to w tajemnicy? W sumie tak. Znalazłam nawet lekarza daleko od miejsca, w którym mieszkałam, by to potwierdzić. Lekarka nikomu by nie powiedziała, prawda? Tajemnica zawodowa, tak?
Strach smagał mnie jak bicz, wnętrzności skręciły się gwałtownie. Mocno chwyciłam się oparcia kanapy, zwalczając mdłości. Nie chciałam wymiotować przy nim. Już wystarczająco się upokorzyłam… Niestety, moje ciało uznało, że nie był to przekonujący argument. Chwilę później obficie zwymiotowałam na jego drogie, ręcznie robione skórzane buty.