Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wybierz mnie - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
7 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybierz mnie - ebook

Marcus Hardy przerywa studia na uniwersytecie i wraca do rodzinnego miasteczka, by pomóc swojej rodzinie w trudnym czasie. Wynajmuje pokój w mieszkaniu Cage’a. Tam pewnego dnia poznaje piękną i sympatyczną Willow Montgomery, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Problem w tym, że Cage również czuje do niej coś więcej i w przyszłości chciałby wziąć z nią ślub…

Między mężczyznami rozpoczyna się rywalizacja o względy atrakcyjnej dziewczyny. Kogo wybierze Willow? Jak postąpi Marcus, rozdarty między gorącym uczuciem a lojalnością wobec najbliższych? Czy porywy serca okażą się silniejsze od zdrowego rozsądku?

„Wybierz mnie” to drugi tom serii zatytułowanej Sea Breeze. Abbi Glines snuje wzruszającą opowieść o miłości, poświęceniu i szukaniu własnego miejsca w świecie.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8076-545-9
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Gdy­bym wie­dział, kim jest, kiedy ją po­zna­łem, czy wszystko po­to­czyło by się ina­czej? Szcze­rze, nie je­stem w sta­nie po­wie­dzieć. W mo­men­cie, kiedy Wil­low po­ja­wiła się w moim ży­ciu, wszystko się zmie­niło. Gdy moja ro­dzina roz­pa­dła się na ka­wałki, ona była moim je­dy­nym sta­łym punk­tem od­nie­sie­nia. Moim fi­la­rem, moją ko­twicą. Po­tem to, kim była, zmie­niło się w mój naj­gor­szy kosz­mar. Nie mo­głem mieć wszyst­kiego. Mu­sia­łem wy­brać. Wil­low albo moja ro­dzina. Nie było in­nego wyj­ścia.Roz­dział I

Mar­cus

Po­wrót do domu był na­prawdę do bani. Wszystko w tym mie­ście przy­po­mi­nało mi o tym, dla­czego tak bar­dzo chcia­łem się stąd wy­do­stać. W Tu­sca­lo­osie mia­łem swoje ży­cie, to była moja ucieczka. Tu­taj by­łem tylko Mar­cu­sem Har­dym. Nie­ważne, gdzie się zja­wia­łem, lu­dzie za­wsze mnie roz­po­zna­wali. Znali moją ro­dzinę. A te­raz… plot­ko­wali na jej te­mat. I wła­śnie dla­tego mu­sia­łem wró­cić. Zo­sta­wie­nie sio­stry i matki, by same sta­wiały temu czoła, nie wcho­dziło w ra­chubę. Skan­dal, który lada mo­ment miał się roz­pę­tać, ode­brał mi wszyst­kie opcje. I wol­ność. Póki co, o spra­wie wie­działo tylko kilka osób, ale to tylko kwe­stia czasu. Wkrótce całe Sea Bre­eze w Ala­ba­mie do­wie się, co ro­bił mój oj­ciec – a ra­czej kogo ro­bił. Król de­ale­rów Mer­ce­desa na ca­łym wy­brzeżu Za­toki Mek­sy­kań­skiej był wy­star­cza­jąco do­brym ty­tu­łem dla nie­wiele ode mnie star­szej na­cią­gaczki, żeby wsko­czyć do łóżka mo­jego dro­giego oj­czulka. Kiedy je­den je­dyny raz wi­dzia­łem tę nisz­czy­cielkę cu­dzych ro­dzin, jak pra­co­wała za biur­kiem, za­raz obok biura mo­jego ojca, czu­łem, że coś jest nie tak. Była młoda, pie­kiel­nie sek­sowna i naj­wy­raź­niej głodna go­tówki.

Tata nie umiał utrzy­mać ptaka w spodniach, a te­raz mama i sio­stra będą mu­siały zmie­rzyć się z pięt­nem, ja­kie się z tym wiąże. Lu­dzie za­czną współ­czuć ma­mie. To wy­da­rze­nie było dla niej już wy­star­cza­jąco dru­zgo­cące, a nie wie­działa jesz­cze, że ta druga do­piero co stała się ko­bietą. Moja młod­sza sio­stra, Amanda, przy­ła­pała tę parkę na go­rą­cym uczynku, kiedy mama wy­słała ją z obia­dem do biura taty. Za­dzwo­niła do mnie tam­tej nocy, pła­cząc hi­ste­rycz­nie. Wy­mi­ga­łem się od szkoły, spa­ko­wa­łem swoje rze­czy i po­je­cha­łem do domu. Nie było in­nej moż­li­wo­ści. Moja ro­dzina mnie po­trze­bo­wała.

Pu­ka­nie do drzwi wy­rwało mnie z po­nu­rych roz­my­ślań, wsta­łem więc i po­sze­dłem spraw­dzić, ja­każ to la­ska szuka Cage’a tym ra­zem. Przez ży­cie tego go­ścia pa­ra­duje nie­koń­cząca się ko­lejka dziew­czyn. Mój współ­lo­ka­tor jest pod­ry­wa­czem. Naj­więk­szym ja­kiego znam. Przy nim Pre­ston, mój naj­lep­szy przy­ja­ciel, wy­pada za­dzi­wia­jąco blado. Na­ci­sną­łem klamkę i z ca­łym im­pe­tem otwo­rzy­łem drzwi, nie pa­trząc wcze­śniej przez ju­da­sza.

I tu cze­kała mnie praw­dziwa nie­spo­dzianka. By­łem przy­go­to­wany na to, by po­wie­dzieć ko­lej­nej wy­so­kiej, smu­kłej, z wiel­kim-ale-sztucz­nym biu­stem, ubra­nej w pra­wie nic, cze­ka­ją­cej za drzwiami la­sce, że Cage jest za­jęty z inną, po­dobną do niej przed­sta­wi­cielką płci pięk­nej. Tylko że przede mną stał bar­dzo na­tu­ralny, pra­wie pulchny ru­dzie­lec. Pa­trzyła na mnie prze­krwio­nymi oczami, a po po­licz­kach pły­nęły jej łzy. Nie miała roz­ma­za­nego tu­szu. Jej włosy nie były spe­cjal­nie uło­żone, ale zwią­zane z tyłu w zwy­kły ku­cyk. Miała na so­bie dżinsy i coś, co wy­da­wało mi się ory­gi­nalną kon­cer­tową ko­szulką AC/DC Back in Black. Pę­pek przy­ku­wał uwagę do pła­skiego, opa­lo­nego brzu­cha. Jej ubra­nia nie były ob­ci­słe. No, może spodnie były do­syć do­pa­so­wane, ale bar­dzo ład­nie przy­le­gały do jej bio­der. Mój za­chwyt jej no­gami skoń­czył się w mo­men­cie, gdy zo­ba­czy­łem wa­lizkę, któ­rej uchwyt mocno ści­skała w dłoni.

– Za­sta­łam Cage’a? – Choć głos jej się ła­mał, na­dal brzmiał bar­dzo me­lo­dyj­nie. Mia­łem spory pro­blem z prze­tra­wie­niem tego, że ta dziew­czyna była tu dla Cage’a. Zu­peł­nie nie była w jego ty­pie. Cał­kiem na­tu­ralna, bez do­dat­ko­wych po­pra­wek czy ulep­szeń. Wszystko, po­cząw­szy od gę­stych ciem­no­mie­dzia­nych wło­sów po trampki, krzy­czało: NIE JE­STEM TY­PEM CAGE’A. A to, że miała przy so­bie wa­lizkę, no cóż, nie wró­żyło ni­czego do­brego.

– Hmm, nie.

Jej ra­miona opa­dły i usły­sza­łem wy­raźny szloch. Mała, de­li­katna dłoń pod­nio­sła się, żeby za­kryć usta, jakby sama sie­bie chciała uci­szyć. Na­wet jej pa­znok­cie były ele­ganc­kie. Nie za dłu­gie, z gład­kimi, za­okrą­glo­nymi koń­cami, po­cią­gnięte de­li­kat­nym ró­żo­wym la­kie­rem.

– Zo­sta­wi­łam te­le­fon u mo­jej sio­stry – wes­tchnęła wresz­cie. – Mu­szę do niego za­dzwo­nić. Czy mogę wejść?

Cage wy­szedł gdzieś z mo­delką stro­jów ką­pie­lo­wych, którą naj­wy­raź­niej po­cią­gali bejs­bo­li­ści gra­jący dla dru­żyny uni­wer­sy­tec­kiej. Po­dej­rze­wa­łem, po tym, co mi opo­wia­dał, że ra­czej nie wróci na noc. Ni­gdy nie od­bie­rze od niej te­le­fonu, a ja po pro­stu nie mo­głem znieść my­śli o tym, że ta dziew­czyna mo­głaby się jesz­cze bar­dziej za­smu­cić. Okropna myśl prze­mknęła mi przez głowę: Oby tylko nie cho­dziło o wpadkę. Czy on nie wi­dział, jak cho­ler­nie była nie­winna?

– Hmm, taa, ale nie wiem, czy od­bie­rze. On jest za­jęty… dziś wie­czo­rem.

Uśmiech­nęła się cierpko i przy­tak­nęła, wpra­sza­jąc się do środka.

– Wiem, czym jest tak za­jęty, ale ze mną po­roz­ma­wia.

Brzmiała ra­czej pew­nie. Cóż, ja nie by­łem o tym aż tak prze­ko­nany.

– Masz może ko­mórkę, z któ­rej mo­gła­bym za­dzwo­nić?

Się­gną­łem do kie­szeni dżin­sów i po­da­łem jej te­le­fon, nie chcąc się z nią sprze­czać. Prze­stała w końcu pła­kać i chcia­łem, żeby tak zo­stało.

– Dzięki. No to dzwo­nię.

Pa­trzy­łem, jak pod­cho­dzi do sofy i z gło­śnym hu­kiem rzuca na pod­łogę wa­lizkę, a po­tem usa­da­wia się na wy­słu­żo­nych po­dusz­kach, jakby go­ściła tu już wie­lo­krot­nie. Jako że wpro­wa­dzi­łem się do­piero dwa dni temu, nie mo­głem wie­dzieć, czy rze­czy­wi­ście by­wała tu­taj wcze­śniej. Cage był zna­jo­mym zna­jo­mego i szu­kał współ­lo­ka­tora. Ja po­trze­bo­wa­łem cze­goś na już, a jego miesz­ka­nie było cał­kiem przy­jemne. Pre­ston i Cage grali w tej sa­mej dru­ży­nie uni­wer­sy­tec­kiej. Kiedy mój kum­pel usły­szał, że po­trze­buję miesz­ka­nia, za­dzwo­nił do Cage’a i umó­wił nas na spo­tka­nie.

– To ja. Kiedy ucie­ka­łam, zo­sta­wi­łam swój te­le­fon. Nie ma cię tu, ale twój współ­lo­ka­tor mnie wpu­ścił. Za­dzwoń do mnie. – Po­cią­gnęła no­sem się roz­łą­czyła.

Za­fa­scy­no­wany ob­ser­wo­wa­łem, jak za­częła pi­sać do niego wia­do­mość. Ona na­prawdę wie­rzyła, że ta mę­ska dziwka od­dzwoni, jak tylko od­czyta jej SMS-a. By­łem za­in­try­go­wany i z każdą mi­nutą co­raz bar­dziej za­nie­po­ko­jony.

Skoń­czyw­szy, od­dała mi te­le­fon. Na jej za­pła­ka­nej czer­wo­nej twa­rzy po­ja­wił się de­li­katny uśmiech, uka­zu­jąc do­łeczki w po­licz­kach. Cho­lera, to było na­prawdę uro­cze.

– Dzięki. Masz coś prze­ciwko, że­bym tu za­cze­kała, aż do mnie od­dzwoni?

Po­krę­ci­łem głową.

– Nie, ab­so­lut­nie. Na­pi­jesz się cze­goś?

Przy­tak­nęła i wstała z sofy.

– Tak, ale sama so­bie we­zmę. Moje na­poje są na dol­nej półce, za pi­wami.

Zmarsz­czy­łem brwi i po­sze­dłem za nią do kuchni. Otwo­rzyła lo­dówkę i schy­liła się, żeby wy­cią­gnąć swój ukryty na­pój. W tej po­zy­cji trudno było prze­oczyć jej ty­łek – zwłasz­cza w tych do­pa­so­wa­nych, prze­tar­tych dżin­sach. Był ide­alny, w kształ­cie serca, i choć nie była spe­cjal­nie wy­soka, jej nogi się­gały nieba.

– Tu jest. Cage musi iść do sklepu uzu­peł­nić za­pasy. Chyba po­zwala swoim jed­no­noc­nym zdo­by­czom pić moje Jar­ri­tos¹.

Mia­łem do­syć zga­dy­wa­nek. Mu­sia­łem wie­dzieć, kim wła­ści­wie jest ta ko­bieta. Na pewno nie jedną z jego dziew­czyn. Czyżby to była owa sio­stra, z którą uma­wiał się Pre­ston? Mia­łem cho­lerną na­dzieję, że nie. By­łem nią na­prawdę za­in­te­re­so­wany, a nie in­te­re­so­wa­łem się ni­kim już od dłuż­szego czasu – od­kąd ostat­nia dziew­czyna zła­mała mi serce. Już chcia­łem za­py­tać, skąd zna Cage’a, kiedy mój te­le­fon za­czął dzwo­nić. Po­de­szła do mnie i wy­cią­gnęła dłoń. Dziew­czyna na­prawdę my­ślała, że to Cage. Spoj­rza­łem na wy­świe­tlacz i oka­zało się, że fak­tycz­nie dzwoni mój współ­lo­ka­tor. Chwy­ciła apa­rat.

– Hej… Ona jest ta­kim sa­mo­lub­nym pa­ja­cem… Nie mogę tam zo­stać, Cage… Nie chcia­łam zo­sta­wiać tam te­le­fonu. By­łam po pro­stu smutna… Tak, twój nowy współ­lo­ka­tor to miły gość. Był bar­dzo po­mocny… Nie, nie kończ swo­jej randki. Ulżyj so­bie. Po­cze­kam… Przy­się­gam, że tam nie wrócę. Ona jest, jaka jest, Cage… Ja po pro­stu jej nie­na­wi­dzę. – Znów usły­sza­łem tłu­miony szloch w jej gło­sie. – Nie, nie, na­prawdę, wszystko okej. Po­trze­buję cię zo­ba­czyć… Nie rób tego. Odejdę… Cage… Nie… Cage… Okej, w po­rządku.

Po­dała mi te­le­fon.

– Chce z tobą roz­ma­wiać.

Cze­goś ta­kiego się nie spo­dzie­wa­łem. Dziew­czyna mu­siała być jego sio­strą.

– Hej.

– Po­słu­chaj, mu­szę mieć pew­ność, że Low zo­sta­nie tam, gdzie jest, do­póki nie wrócę do domu. Jest zde­ner­wo­wana i nie chcę, żeby so­bie po­szła. Daj jej je­den z tych mek­sy­kań­skich drin­ków z lo­dówki. Są za pi­wami, na dol­nej półce. Mu­szę je ukry­wać przed la­skami, które do mnie przy­cho­dzą. Wszyst­kie ko­biety sza­leją za tym pa­skudz­twem. Włącz te­le­wi­zor, ro­ze­rwij ją, co­kol­wiek. Je­stem dzie­sięć mi­nut drogi od domu, ale już wkła­dam dżinsy i wra­cam. Po­móż jej sku­pić się na czymś in­nym, tylko jej nie do­ty­kaj.

– Ach, okej, ja­sne. To twoja sio­stra?

Cage za­śmiał się do te­le­fonu.

– No coś ty, to nie jest moja sio­stra. Sio­strze nie ku­pił­bym ulu­bio­nego na­poju i nie prze­rwał­bym ak­cji w trój­ką­cie, żeby do niej od­dzwo­nić. Low jest dziew­czyną, z którą się oże­nię.

Nie mia­łem na to żad­nej od­po­wie­dzi. Spoj­rza­łem na nią – stała przy oknie, ob­ró­cona do mnie ple­cami. Dłu­gie i gę­ste mie­dziane loki, za­krę­cone na koń­cach, się­gały środka jej ple­ców. Ani tro­chę nie przy­po­mi­nała dziew­czyn, z któ­rymi za­da­wał się Cage. O co mu cho­dziło, kiedy mó­wił, że to dziew­czyna, którą po­ślubi? To nie miało żad­nego sensu.

– Za­trzy­maj ją tam. Je­stem w dro­dze.

Roz­łą­czył się.

Rzu­ci­łem te­le­fon na stół i na­dal sta­łem w miej­scu, ga­piąc się po pro­stu na jej plecy. Od­wró­ciła się po­woli i przez mo­ment przy­glą­dała mi się uważ­nie, aż wresz­cie się uśmiech­nęła.

– Po­wie­dział ci, że mnie po­ślubi, prawda? – za­py­tała, śmie­jąc się de­li­kat­nie i upiła nieco swo­jego na­poju. – Sza­lony chło­pak. Nie po­win­nam była go mar­twić, ale jest wszyst­kim, co mam.

Po­de­szła bli­żej i usia­dła na sta­rej, wy­bla­kłej, zie­lo­nej so­fie, pod­ku­liw­szy nogi pod sie­bie.

– Nie martw się. Nie odejdę. Gdy­bym wy­szła, Cage prze­trzą­snąłby dom mo­jej sio­stry, za­pewne na­pę­dza­jąc jej przy tym nie­złego stra­cha. Mam już wy­star­cza­jąco dużo pro­ble­mów, kiedy w grę wcho­dzi moja sio­stra. Nie mam za­miaru na­pusz­czać na nią Cage’a.

Po­woli pod­sze­dłem do je­dy­nego krze­sła w po­koju i usia­dłem na nim.

– Więc je­ste­ście za­rę­czeni? – za­py­ta­łem, ga­piąc się na jej ser­deczny pa­lec, na któ­rym nie było żad­nego pier­ścionka.

Ze smut­nym uśmie­chem po­krę­ciła głową.

– Ni­gdy w ży­ciu. Cage miewa sza­lone po­my­sły. To, że wy­po­wiada je na głos, nie zna­czy, że stają się one choćby praw­do­po­dobne.

Unio­sła brew i znów po­cią­gnęła odro­binę na­poju z bu­telki.

– To nie wyj­dziesz za Cage’a? – Na­prawdę chcia­łem, żeby mi to wy­ja­śniła, po­nie­waż by­łem nie­zwy­kle zdez­o­rien­to­wany i bar­dziej niż tro­chę nią za­in­te­re­so­wany. Przy­gry­zła dolną wargę i do­piero te­raz za­uwa­ży­łem, jak pełne były jej usta.

– Cage był moim „chłop­cem z są­siedz­twa”, kiedy do­ra­sta­łam. Jest moim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem. Ko­cham go na za­bój i na­prawdę jest wszyst­kim, co mam. Jest je­dyną osobą, na którą mogę li­czyć. Ni­gdy nie by­li­śmy parą, po­nie­waż on wie, że nie będę się z nim ko­chać, a on po­trze­buje seksu. Poza tym on jest zu­peł­nie za­krę­cony na punk­cie sa­mej idei na­szego związku i tego, że za­nim się ze mną ożeni, wszystko się roz­pad­nie. Jest w nim ja­kiś ir­ra­cjo­nalny strach, że mnie straci.

Czy ona wie­działa, że Cage po­su­wał wię­cej niż trzy różne la­ski w tym ty­go­dniu i naj­wy­raź­niej za­ba­wiał się w trój­ką­cie, kiedy do niego za­dzwo­niła? Była o wiele lep­sza od niego.

– Po­zbądź się tej miny. Nie po­trze­buję two­jej li­to­ści. Wiem, jaki on jest. Wiem też, że zda­jesz so­bie sprawę, na ja­kie dziew­czyny leci, i że nie wy­glą­dam ani tro­chę jak one. Nie żyję w świe­cie fan­ta­zji. Je­stem bar­dzo świa­doma. – Prze­chy­liła głowę i uśmiech­nęła się do mnie słodko. – Na­wet nie znam two­jego imie­nia.

– Mar­cus Hardy.

– Więc Mar­cu­sie Hardy, je­stem Wil­low Mont­go­mery, ale wszy­scy wo­łają na mnie Low. Miło mi cię po­znać.

– Wza­jem­nie.

– Je­steś przy­ja­cie­lem Pre­stona.

Przy­tak­ną­łem.

– Tak, ale nie miej mi tego za złe.

Za­śmiała się po raz pierw­szy i za­sko­czyła mnie na­gła przy­jem­ność, jaką od­czu­łem, pa­trząc na ten pro­sty gest. Lu­bi­łem jej śmiech.

– Nie będę. Pre­ston nie jest aż taki zły. Lubi wy­ko­rzy­sty­wać ładną buźkę dla swo­ich ko­rzy­ści, ale ja je­stem poza jego ra­da­rem. Cage by go za­bił, gdyby za­czął ły­pać na mnie tymi swo­imi nie­bie­skimi oczę­tami.

Czy to dla­tego, że Pre­ston był ko­bie­cia­rzem? A może po pro­stu wzbu­dzał w Cage’u sil­niej­szy in­stynkt opie­kuń­czy wo­bec Wil­low. Czy ten fa­cet na­prawdę my­ślał, że ona za­czeka, aż bę­dzie go­towy się ustat­ko­wać i ją po­ślu­bić?

– Low! – za­brzmiał głos Cage’a, kiedy otwo­rzyły się drzwi wej­ściowe do miesz­ka­nia. Ro­zej­rzał się nie­spo­koj­nie do­okoła i od razu sku­pił wzrok na Wil­low.

– Boże, skar­bie, tak się ba­łem, że uciek­niesz. Chodź do mnie. – To był Cage, ja­kiego ni­gdy wcze­śniej nie wi­dzia­łem. Naj­wy­raź­niej ten słodki mały ru­dzie­lec tra­fiał do niego jak nikt inny. Ob­jął ją jedną ręką, drugą się­gnął w dół po za­po­mnianą już wa­lizkę, po czym za­pro­wa­dził ją do swo­jego po­koju, szep­cząc coś do ucha. Gdyby nie po­wie­działa mi wcze­śniej, że od­mó­wiła mu seksu, to te­raz za­pewne wpadł­bym w szał, że Cage bę­dzie do­ty­kał ko­goś tak nie­win­nego jak ona, choć sam do­piero co za­ba­wiał się w łóżku z dwiema la­skami. A tak zże­rała mnie tylko zwy­czajna za­zdrość, po­nie­waż wie­dzia­łem, że przyj­dzie mu ją tu­lić i słu­chać jej me­lo­dyj­nego głosu, kiedy bę­dzie wy­pła­ki­wała swoje żale. To on bę­dzie tym, który jej po­może, nie ja. Do­piero co ją po­zna­łem. Dla­czego więc, do cho­lery, tak mnie to mę­czy?

------------------------------------------------------------------------

1 – Mek­sy­kań­ski na­pój owo­cowy (przyp. tłum.).Roz­dział II

Wil­low

Spoj­rza­łam na Cage’a roz­ło­żo­nego na pod­ło­dze koło łóżka. Po po­wro­cie z noc­nych wo­jaży ja­kimś cu­dem zdo­łał zna­leźć kilka do­dat­ko­wych ko­ców i po­du­szek. Śmier­dział whi­sky i sek­sem. Nie po­zwo­li­łam mu spać obok sie­bie, skoro chwilę wcze­śniej bzy­kał ja­kąś bez­i­mienną la­skę. Wa­riat. Po­wstrzy­ma­łam chęć od­gar­nię­cia mu z czoła jego dłu­gich czar­nych wło­sów. Mu­sia­łam wyjść, a gdy­bym go obu­dziła, pró­bo­wałby mnie za­trzy­mać. Moja sio­stra li­czyła na to, że zajmę się dzi­siaj swoją sio­strze­nicą, La­rissą. Wciąż by­łam na nią wście­kła, ale La­rissa była tylko dziec­kiem, po­trze­bo­wała mnie. To nie jej wina, że jej mama jest ta­kim sa­mo­lub­nym ba­cho­rem.

Wsta­łam, zdję­łam z łóżka na­rzutę i okry­łam nią pół­na­gie ciało Cage’a. W nocy ro­ze­brał się do bok­se­rek, żeby po­zbyć się smrodu dymu, al­ko­holu i ta­nich per­fum, któ­rymi na­sią­kły jego ubra­nia. To nie miało zna­cze­nia, bo i tak nie­przy­jemny za­pach na­dal się utrzy­my­wał. Jego ab­sur­dal­nie wy­rzeź­biona klatka pier­siowa za­wsze była zło­ci­ście brą­zowa. Jego mama była stu­pro­cen­tową In­dianką i to było wi­doczne na pierw­szy rzut oka. In­ten­syw­nie nie­bie­skie oczy Cage’a były je­dyną ce­chą, jaką odzie­dzi­czył po ojcu. To jedna z wielu rze­czy, które nas łą­czą – nie­obec­ność oj­ców w moim i jego ży­ciu.

W wa­lizce mia­łam tylko trzy ze­stawy czy­stych ubrań. Moje brudne ciu­chy pię­trzyły się w pla­sti­ko­wym ko­szu na bie­li­znę, który Cage trzy­mał w rogu po­koju. Na­prawdę mu­szę zna­leźć chwilę, żeby zro­bić po­rządne pra­nie. Ze skrom­nego za­sobu ciu­chów wy­bra­łam zwy­kłe dżinsy i ko­szulkę Hur­ri­ca­nes Ba­se­ball, którą do­sta­łam od Cage’a, po czym szybko i ci­cho się ubra­łam. Po­tem ucze­sa­łam włosy, za­mknę­łam wa­lizkę i wrzu­ci­łam do ko­sza brudne ubra­nia z po­przed­niego dnia.

De­li­kat­nie za­my­ka­jąc za sobą drzwi, żeby go nie obu­dzić, ru­szy­łam w kie­runku kuchni. Po­trze­bo­wa­łam kawy. Chcia­łam też zo­sta­wić tro­chę przy­go­to­wa­nej dla Cage’a. Bóg je­den wie, jak bar­dzo bę­dzie jej po­trze­bo­wał po wczo­raj­szej nocy.

– My­śla­łem, że wy­szłaś wczo­raj wie­czo­rem.

Od­wró­ci­łam się i zo­ba­czy­łam sie­dzą­cego przy stole Mar­cusa Hardy’ego – po­pi­jał kawę i prze­glą­dał ga­zetę. Na­prawdę wo­la­ła­bym, żeby nie był aż tak pie­kiel­nie przy­stojny. Mar­cus Hardy to zde­cy­do­wa­nie nie moja liga. Nie mia­łam zie­lo­nego po­ję­cia, jak Cage’owi udało się zna­leźć ta­kiego współ­lo­ka­tora. Pre­ston musi być bli­sko z Mar­cu­sem, co w su­mie jest dziwne, bo do­ra­stał w ta­kim sa­mym śro­do­wi­sku jak Cage i ja.

– Hmm, nie, to był Cage.

Mar­cus skrzy­wił się i po­pa­trzył z dez­apro­batą, którą wi­dzia­łam na jego twa­rzy już wczo­raj. On na­prawdę nie ro­zu­miał na­szego związku. Nie by­łam pewna, czy nas oce­nia, ale i tak mnie to iry­to­wało. Na­wet je­śli miał naj­pięk­niej­sze zie­lone oczy, ja­kie w ży­ciu wi­dzia­łam.

– Cage’a tu nie ma?

Po­krę­ci­łam głową.

– Jest, jest. Do­stał wczo­raj, hmm… te­le­fon i mu­siał wyjść. Wró­cił kilka go­dzin temu.

– Więc zo­sta­wił cię tu­taj, kiedy on… wy­szedł.

Wes­tchnę­łam i się­gnę­łam po ku­bek, żeby na­lać so­bie kawy.

– Do­kład­nie.

– Wła­śnie mia­łem sma­żyć jajka i ro­bić to­sty. Masz ochotę?

Nie ta­kiej od­po­wie­dzi się spo­dzie­wa­łam. My­śla­łam, że bę­dzie roz­trzą­sał moje re­la­cje z Cage’em. A on pro­po­no­wał mi śnia­da­nie.

– Nie, dzię­kuję. Mu­szę za­jąć się dziś sio­strze­nicą. – Po­ka­za­łam mu swój ku­bek z kawą. – Wy­cho­dząc, za­bie­ram ze sobą kawę, ale za­wszę zwra­cam kubki.

Mar­cus wzru­szył ra­mio­nami.

– Bez obaw. I tak nie są moje.

– Wiem. Ku­pi­łam je Cage’owi, kiedy się tu wpro­wa­dzał.

Mar­cus wstał i pod­szedł do lo­dówki, by wy­cią­gnąć z niej jajka i ma­sło. Je­śli mia­ła­bym być wo­bec sie­bie zu­peł­nie szczera, to mu­sia­ła­bym przy­znać, że chcia­łam tam po pro­stu stać i pa­trzeć, jak go­tuje. Po­tem zjeść z nim śnia­da­nie i spraw­dzić, czy dam radę spra­wić, by się uśmiech­nął. By­łam prze­ko­nana, że ma piękny uśmiech. I że te jego zie­lone oczy po­tra­fią cud­nie błysz­czeć ra­do­ścią.

– Je­steś pewna, że nie mo­żesz zo­stać? Moje umie­jęt­no­ści ku­li­narne są dość im­po­nu­jące.

Mar­cus się­gnął do półki obok mnie. Po­czu­łam za­pach my­dła wy­mie­szany z wo­nią kawy i czymś, co przy­po­mi­nało mi cie­płe let­nie dni. Po­wstrzy­ma­łam się od chwy­ce­nia go za ko­szulkę i za­cią­gnię­cia się moc­niej tym za­pa­chem. Po­my­ślałby, że osza­la­łam. Za­wsze uwa­ża­łam, że za­pach Cage’a po zwy­cię­skim me­czu był nie do prze­bi­cia. Ale pot, piw­sko i pa­pie­rosy to jed­nak żadna kon­ku­ren­cja dla czy­stego Mar­cusa Hardy’ego.

Okej, mu­szę już spa­dać.

– Hmm, okej, mu­szę już ucie­kać. Jesz­cze raz dzię­kuję i może kie­dyś sko­rzy­stam z tego za­pro­sze­nia na śnia­da­nie. Mu­szę do­stać się do miesz­ka­nia sio­stry, za­nim ona zjawi się tu z dziec­kiem na do­czepkę.

Mar­cus spoj­rzał na mnie i zmarsz­czył de­li­kat­nie brwi. Wy­da­wał się zmar­twiony. Gdyby tylko ten fa­cet wie­dział, że to naj­mniej­sze z mo­ich zmar­twień. Za­sta­na­wia­łam się, co by po­my­ślał, gdyby się do­wie­dział, że nie mam gdzie miesz­kać. Ka­napa u sio­stry i łóżko u Cage’a to były na dzień dzi­siej­szy moje je­dyne opcje. Po­dej­rze­wa­łam, że chciałby mi ja­koś po­móc, i to mnie roz­czu­lało. Po­trzą­snę­łam głową, chcąc roz­wiać tę ilu­zję Mar­cusa, którą sama so­bie wy­my­śli­łam. Mi­nę­łam jego i pyszne sma­ko­łyki, które przy­go­to­wy­wał, i skie­ro­wa­łam się do wyj­ścia.

– Po­ra­dzisz so­bie? – za­wo­łał, kiedy moja dłoń się­gnęła klamki. Uśmiech­nę­łam się. Mia­łam ra­cję. Za­le­żało mu. Ale z dru­giej strony, fa­ceci tacy jak on chcieli ra­to­wać cały świat.

– Ja­sne – od­par­łam, oglą­da­jąc się za sie­bie i po­sy­ła­jąc mu uśmiech, po czym wy­szłam na ze­wnątrz, wra­ca­jąc do rze­czy­wi­sto­ści.

– Gdzie ty się, do li­cha, po­dzie­wa­łaś? Nie, po­cze­kaj, nie mówi mi. Znów wy­lą­do­wa­łaś w łóżku Cage’a Yorka. Zda­jesz so­bie sprawę, że nie mo­żesz mnie oce­niać, kiedy sama sy­piasz z tą mę­ską dziwką.

Ugry­złam się w ję­zyk, żeby po­wstrzy­mać się od krzyku. Moja sio­stra była tak nie­zo­rien­to­wana w tym, co dzieje się w moim ży­ciu, że na­wet nie była świa­doma tego, jak bar­dzo się myli. Tak, Cage mógł być uwa­żany za mę­ską dziwkę, ale wy­bie­rał za­wsze na­prawdę go­rące, sek­sowne dziew­czyny. Cał­kiem wy­soko sta­wiał po­przeczkę. Ni­gdy nie prze­stało mnie dzi­wić, że lu­dzie brali mnie za je­den z jego pod­bo­jów. Kom­plet­nie nie pa­so­wa­łam do pro­filu. Po pierw­sze, wciąż utrzy­my­wał ze mną kon­takt. A nie ro­bił tego ni­gdy, je­śli już pa­nienkę za­li­czył. Po dru­gie, nie by­łam wy­star­cza­jąco wy­soka, by­łam ru­dziel­cem, moje bio­dra były zbyt sze­ro­kie, a piersi zbyt na­tu­ralne. Cage lu­bił sztuczne cycki. Dziwne, ale praw­dziwe. W każ­dym ra­zie moja sio­stra była ży­wym przy­kła­dem tego, na co le­ciał Cage. Prawda, też miała rude włosy, ale jej były na­tu­ral­nie po­fa­lo­wane, była wy­soka i szczu­pła. Rudy wy­glą­dał na niej le­piej niż na mnie. Jej rudy był sek­sowny. Mój nie­ko­niecz­nie.

– Je­stem prze­cież. Więc idź już, prze­stań prze­kli­nać i krzy­czeć przy La­ris­sie. Cały ty­dzień pra­co­wa­łam nad tym, żeby prze­stała mó­wić c-h-o-l-e-r-a, kiedy coś upusz­cza.

Gdy­bym nie mu­siała za­mar­twiać się tym, że to słowo wej­dzie na stałe do jej ję­zyka, uzna­ła­bym to za­pewne za coś za­baw­nego. Sie­działa na swoim wy­so­kim krze­śle i upusz­czała jedną chrupkę za drugą. Kiedy ta od­bi­jała się od pod­łogi, mała krzy­czała: „CHO­LERA!”, kla­skała w rączki i… po­wta­rzała cały pro­ces od po­czątku. A to wszystko dzięki mo­jej uro­czej sio­strze, która krzy­czała „cho­lera” za każ­dym ra­zem, kiedy mała upusz­czała je­dze­nie na zie­mię. I tak moja sio­strze­nica zde­cy­do­wała, że to bę­dzie do­sko­nała za­bawa.

– Nie­ważne, to było za­bawne. Mu­szę le­cieć. Za­dzwoń do Ja­net Hall, tej ko­biety, która w swo­ich żół­tych wło­sach wiecz­nie ma wałki. Mieszka trzy domy stąd. Za­py­taj, czy może ju­tro za­jąć się La­rissą. Ty masz za­ję­cia, prawda?

Przy­tak­nę­łam.

– Tak.

Nie zno­si­łam zo­sta­wiać ma­łej z tą ko­ciarą. Ostat­nim ra­zem, kiedy tam była, wró­ciła do domu cała po­dra­pana przez ty­siące ko­tów, które się tam kręcą, o smro­dzie ko­cich od­cho­dów na­wet nie wspo­mnę. Nie mo­głam jed­nak opu­ścić za­jęć czy na­wet do­stać mniej niż 5 z któ­re­go­kol­wiek kursu – ode­bra­liby mi sty­pen­dium. A bar­dzo go po­trze­bo­wa­łam. W Faulk­ner pod­ję­łam dwu­let­nie stu­dia i tylko na tyle było mnie stać. Kiedy skoń­czy się moje sty­pen­dium, będę mu­siała odło­żyć edu­ka­cję na bok. Chyba że uda­łoby mi się zdo­być kre­dyt stu­dencki, ale zwa­żyw­szy na to, że w tym mo­men­cie nie mia­łam na­wet domu, było to mało praw­do­po­dobne.

– Okej, już mnie nie ma. Nie dzwoń na ko­mórkę, kiedy je­stem w pracy. Jak bę­dziesz miała ja­kieś pro­blemy, sama je roz­wiąż.

I już jej nie było. Żad­nego bu­ziaka dla La­rissy. Nie­na­wi­dzi­łam jej za to – zresztą nie tylko za to.

Moja mama zmarła na raka, kiedy mia­łam dwa­na­ście lat, zo­sta­wia­jąc mnie i sio­strę zu­peł­nie same. Tawny miała osiem­na­ście lat, kiedy prze­jęła nade mną opiekę. Dom na szczę­ście udało się spła­cić dzięki oszczęd­no­ściom mamy. Za­równo on, jak i skromna suma na kon­cie przy­pa­dły Tawny. Zdała GED¹, za­miast ukoń­czyć ostat­nią klasę li­ceum, i zdo­łała zdo­być pracę, by móc pła­cić na­sze ra­chunki. Kiedy już sama mo­głam pra­co­wać, po­ma­ga­łam z opła­tami. Po­tem po­ja­wiła się La­rissa i ja­kiś rok temu wszystko się po­gma­twało. Tawny stwier­dziła, że nie może mnie dłu­żej utrzy­my­wać i że mu­szę zna­leźć so­bie miesz­ka­nie. Z pen­sji kel­nerki nie było mnie stać na wła­sny kąt. Zde­cy­do­wała więc, że je­śli będę zaj­mo­wać się dziec­kiem, kiedy ona jest w pracy, w za­mian mogę zo­stać za darmo na noc. Pro­blem w tym, że nie po­trze­bo­wała opie­kunki co­dzien­nie, a „za darmo” nie po­zwa­lała mi no­co­wać.

Brzmi okrut­nie, ale by­łam prze­ko­nana, że w te noce przy­cho­dził do niej oj­ciec La­rissy i nie chciała, że­bym do­wie­działa się, kim on jest. Po­dej­rze­wa­łam, że gdyby nie ten se­kret, po­zwa­la­łaby mi zo­sta­wać. A tak, no cóż… wy­ko­pała mnie stam­tąd przez ja­kie­goś fa­ceta. Naj­pierw uda­łam się do ko­ścioła me­to­dy­stów, któ­rzy pro­wa­dzili ośro­dek dla bez­dom­nych, po­tem jed­nak do­wie­dział się o tym Cage, któ­rego Tawny po­in­for­mo­wała, że nie po­zwala mi u sie­bie no­co­wać. I tak wy­lą­do­wa­łam u niego. Pró­bo­wa­łam z nim dys­ku­to­wać, ale tak na­prawdę po­trze­bo­wa­łam go. Na­wet kiedy mo­men­tami by­wał za­bor­czy i nieco sza­lony, opie­ko­wał się mną. Wcze­śniej nikt ni­gdy tego nie ro­bił. A on lu­bił świa­do­mość, że po­trafi się kimś za­jąć.

Kiedy zmarła jego bab­cia, zo­sta­wiła mu wszystko, na­wet to, co miała scho­wane w skar­pe­cie. Cage ni­gdy wła­ści­wie jej nie po­znał, po­nie­waż jego matka jako szes­na­sto­latka ucie­kła z domu i ni­gdy już do niego nie wró­ciła. To było wiel­kie za­sko­cze­nie, kiedy otrzy­mał czek na dwie­ście ty­sięcy do­la­rów. Pierw­szym, co zro­bił, był za­kup wła­snego miesz­ka­nia. Stwier­dził, że to do­bra in­we­sty­cja i chciał odro­biny bez­pie­czeń­stwa. Resztę pie­nię­dzy ulo­ko­wał w banku i brał z konta tylko tyle, ile po­trze­bo­wał. Od tam­tej pory nie­ustan­nie pró­bo­wał mnie na­mó­wić, że­bym z nim za­miesz­kała.

– Low­low wyjść – za­żą­dała La­rissa, ude­rza­jąc swo­imi ma­łymi piąst­kami w tacę krze­sła do kar­mie­nia, w któ­rym sie­działa. Ostat­nio za­częła tak na mnie wo­łać. Wcze­śniej mó­wiła do mnie „mama”, ale to strasz­nie zło­ściło Tawny. Mu­sia­łam więc nieco po­pra­co­wać, żeby wy­eli­mi­no­wać u ma­łej ten na­wyk.

– Tak, wy­cią­gnę cię, ale naj­pierw umy­jemy ci rączki z ba­nana.

Mar­cus

– Kiedy Low wy­szła? – wy­mam­ro­tał Cage, wy­cho­dząc z sy­pialni go­dzinę po tym, jak Wil­low się ze mną po­że­gnała. Na od­le­głość wy­czu­łem za­pach whi­sky. Jak ona mo­gła przy nim spać?

– Ja­kąś go­dzinę temu.

Ski­nął głową i wy­cią­gnął ko­mórkę z kie­szeni spodni. W tym mo­men­cie na­prawdę chcia­łem wy­glą­dać na sku­pio­nego na pracy przy swoim lap­to­pie, a nie jak ktoś, kto umiera z cie­ka­wo­ści, żeby usły­szeć roz­mowę te­le­fo­niczną współ­lo­ka­tora.

– Cześć, skar­bie, dla­czego wy­szłaś i mnie nie obu­dzi­łaś?… Ach, no prze­stań. Wiesz, że dla cie­bie bym wstał… Prze­pra­szam. Nie po­wi­nie­nem był wy­cho­dzić… Nie, nie po­wi­nie­nem był. My­śla­łem, że śpisz… Chcę, że­byś tu dziś wie­czo­rem wró­ciła i pro­szę, za­bierz wresz­cie klucz. Wciąż ci go zo­sta­wiam. Nie lu­bię, kiedy z nią zo­sta­jesz i le­piej, że­bym się nie do­wie­dział, że wró­ci­łaś do tego cho­ler­nego schro­ni­ska… Sam cię tu przy­pro­wa­dzę, je­śli mnie do tego zmu­sisz… Mam dzi­siaj mecz. Chcesz przyjść? Obie­cuję, że wrócę z tobą… Okej, do­brze. Ale wróć. Je­śli mu­sisz od­po­cząć przed ju­trzej­szymi za­ję­ciami, to przy­pro­wadź tu ten swój sek­sowny ty­łek i po­rząd­nie się wy­śpij. Obie­cuję dzi­siaj nie śmier­dzieć.

Cage za­śmiał się i za­koń­czył roz­mowę.

– Osza­leję z tą dziew­czyną, przy­się­gam.

Zer­k­ną­łem na niego. Na­peł­niał wła­śnie swój ku­bek kawą.

– Wzięła so­bie kawę, za­nim wy­szła?

– Taa, wzięła.

Przy­tak­nął i oparł się o blat.

– Wy­glą­dała na zmę­czoną czy ra­czej zmar­twioną?

Wy­glą­dała na po­ko­naną, ale tego nie chcia­łem mu mó­wić. Nie dla­tego, że się o niego mar­twi­łem, ale dla­tego, że ona nie chcia­łaby, że­bym dzie­lił się po­dob­nymi ob­ser­wa­cjami.

– Wy­glą­dała okej.

My­ślami wró­ci­łem do ich roz­mowy te­le­fo­nicz­nej. Cage wspo­mi­nał coś o ja­kimś schro­ni­sku. Wzdry­gną­łem się na myśl o Wil­low śpią­cej w ta­kim miej­scu.

– Co mia­łeś na my­śli, mó­wiąc, żeby nie szła do schro­ni­ska?

Cage za­klął i po­krę­cił głową z dez­apro­batą.

– Ta jej sio­stra jest wredna jak cho­lera. Ge­ne­ral­nie wy­wa­liła Low z domu. Na po­czątku nie mia­łem o tym po­ję­cia. Do­piero po ja­kimś cza­sie do­wie­dzia­łem się, że sy­pia w ko­ściele, który pro­wa­dzi schro­ni­sko dla bez­dom­nych. By­łem tak ku­rew­sko zły, że mógł­bym za­bić tę babę go­łymi rę­kami.

– Więc gdzie te­raz mieszka? – prze­czu­wa­łem, że od­po­wiedź wcale mi się nie spodoba, ale po pro­stu mu­sia­łem wie­dzieć.

– Je­śli da­nego dnia pil­nuje sio­strze­nicy, sio­stra po­zwala jej zo­stać na noc. Resztę nocy spę­dza tu­taj. Kil­ka­krot­nie pro­po­no­wa­łem jej po­kój, który ty te­raz zaj­mu­jesz, ale za­wsze od­ma­wiała. Po­wie­działa, że nie znio­słaby mo­jego stylu ży­cia tak na co dzień. Nie na­ci­skam na nią tylko dla­tego, że nie chcę jej stra­cić. Zro­zu­mia­łaby w końcu, ja­kim je­stem tchó­rzem, i ode­szłaby. Po pro­stu nie mogę jej stra­cić.

Gość był nie­źle po­pie­przony. Ja­kim cu­dem wie­rzył w to, że jest za­ko­chany, skoro nie po­tra­fił prze­stać bzy­kać wszyst­kiego, co miało dłu­gie nogi i sztuczne cycki i za­opie­ko­wać się Wil­low?

– Ro­zu­miem – od­par­łem, tak na­prawdę nie ro­zu­mie­jąc tego ani tro­chę.

Za­śmiał się, od­kła­da­jąc ku­bek.

– Wąt­pię, że­byś ro­zu­miał.

Nie od­po­wie­dzia­łem, miał prze­cież ra­cję.

Pu­ka­nie do drzwi mnie za­sko­czyło, choć spo­dzie­wa­łem się go już od kilku go­dzin. Od­kąd Cage za­po­wie­dział, że koło siód­mej mam się spo­dzie­wać Wil­low, by­łem wy­jąt­kowo nie­spo­kojny. Te­raz mia­łem ją mieć tylko dla sie­bie. Na­wet wie­dząc, że jest to zu­peł­nie nie­roz­sądne, wy­cze­ki­wa­łem jej z wielką nie­cier­pli­wo­ścią. Fa­scy­no­wała mnie. Drę­czyła mnie rów­nież świa­do­mość, że jej wła­sna sio­stra znów wy­rzu­ciła ją z domu. Choć dziś prze­cież zaj­mo­wała się jej dziec­kiem.

– Hej, Mar­cus – uśmiech­nęła się do mnie, kiedy otwo­rzy­łem jej drzwi, za­pra­sza­jąc ją do środka.

– Wi­taj.

– Mam na­dzieję, że nie za­kłó­cam ci wie­czoru. Mo­żesz mnie igno­ro­wać i kon­ty­nu­ować to, co ro­bi­łeś, za­nim przy­szłam. Mogę się na­wet scho­wać w po­koju Cage’a, je­śli po­trze­bu­jesz pry­wat­no­ści czy coś.

Nie ma mowy.

– Nie, hmm, tak wła­ści­wie to przyda mi się to­wa­rzy­stwo. Pró­bo­wa­łem ja­koś sen­sow­nie usta­wić swoje kursy in­ter­ne­towe. Po­trze­buję prze­rwy i roz­mowy w re­alu. – Uśmiech­nęła się pro­mien­nie, aż na jej po­licz­kach znów po­ja­wiły się te uro­cze do­łeczki.

– Świet­nie! Przy­nio­słam film na DVD, który ostat­nio wy­po­ży­czy­łam i mam też ja­kieś skład­niki na pizzę do­mo­wej ro­boty. – W ręce trzy­mała wielką ba­weł­nianą torbę na za­kupy. Drugą dło­nią na­dal obej­mo­wała rączkę zu­ży­tej wa­lizki. Ści­snęło mnie w żo­łądku na myśl o tym, że nosi tak ze sobą wszyst­kie swoje rze­czy. I sam fakt, że w tak ma­łej tor­bie trzyma cały swój do­by­tek. Nie zmie­ści­łaby się tam na­wet ko­lek­cja stro­jów ką­pie­lo­wych mo­jej sio­stry.

– Brzmi ide­al­nie.

– Jak so­bie ra­dzisz z kro­je­niem wa­rzyw?

Za­ka­sa­łem rę­kawy i osten­ta­cyj­nie na­prę­ży­łem ra­mię.

– Prawdę mó­wiąc, mam w tym tro­chę do­świad­cze­nia.

Za­śmiała się, a ja po­czu­łem się tak, jak­bym miał prze­no­sić góry, a nie kroić dla niej ja­rzyny.

Po­sze­dłem za nią do kuchni i przez chwilę mo­głem bez­kar­nie na­pa­wać się jej wi­do­kiem. Dziś nie kryła swo­ich zgrab­nych nóg za dżin­sami. Szorty w ko­lo­rze khaki i czer­wona ko­szulka pod­kre­ślały ko­lor jej kre­mo­wo­brzo­skwi­nio­wej skóry. Włosy wi­siały luźno wzdłuż ple­ców. Te je­dwabne fale zda­wały się nie­mal nie­re­alne.

– Okej, wiem, że w któ­rejś z szu­flad jest cał­kiem do­bry nóż, który przy­nio­słam tu kilka ty­go­dni temu. Ty po­szu­kaj noża i de­ski do kro­je­nia, a ja umyję w tym cza­sie wa­rzywa.

Wy­ru­szy­łem więc na po­szu­ki­wa­nia, sta­ra­jąc się jed­no­cze­śnie po­zbyć głu­pa­wego uśmieszku z twa­rzy.

– Ile lat ma twoja sio­strze­nica? – Dziś by­łem zde­ter­mi­no­wany, żeby do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej na jej te­mat. Dziew­czyna była dla mnie za­gadką. Spoj­rzała przez ra­mię i uśmiech­nęła się do mnie.

– W ze­szłym mie­siącu skoń­czyła ro­czek.

Otwo­rzy­łem szu­fladę i zna­la­złem nóż mię­dzy dwiema na­kład­kami ter­mo­izo­la­cyj­nymi na na­poje.

– Mam!

– Och, do­brze. Za­cznij od kro­je­nia grzy­bów – po­wie­działa, wska­zu­jąc głową na ręcz­nik, na któ­rym le­żały świeżo umyte skład­niki na­szej przy­szłej pizzy.

– Tak jest, psze pani.

– Po­wiedz, jak mieszka ci się z Cage’em? To zna­czy, z tego, co wi­dzę, je­ste­ście zu­peł­nie różni.

Co wła­ści­wie miała na my­śli? Nie, że­bym był ura­żony tym, że nie uważa mnie za pod­ry­wa­cza, ale Cage’a ce­niła prze­cież bar­dzo wy­soko. A skoro je­stem zu­peł­nie inny od niego…

– To miły gość. Rzadko tu bywa. Dzięki temu ła­two mi się sku­pić na kur­sach.

– Cage nie umie zbyt długo usie­dzieć w jed­nym miej­scu. Musi wy­cho­dzić do lu­dzi. Za­wsze taki był. Kiedy by­li­śmy dziećmi, on za­wsze był go­towy na nowe przy­gody. Wie­czo­rami czę­sto wśli­zgi­wał się do mnie przez okno, bo mama nie wpusz­czała go do domu, je­śli wra­cał zbyt późno.

Ni­gdy nie mo­głem zro­zu­mieć ro­dzi­ców, któ­rzy za­my­kali drzwi przed wła­snymi dziećmi, kiedy te nie wra­cały do domu o cza­sie. Moi za­wsze cza­to­wali przy drzwiach, żeby wle­pić mi karę za spóź­nie­nie.

– Prze­stań się tak krzy­wić – za­śmiała się i trą­ciła mnie łok­ciem w bok. – Pra­wie wi­dzę twoje my­śli. Je­steś przy­ja­cie­lem Pre­stona, więc wiesz, ja­kie miał ży­cie. No cóż, ta­kie jak więk­szość dzie­cia­ków w na­szym są­siedz­twie.

Zmu­si­łem się do uśmie­chu i pró­bo­wa­łem sku­pić na wa­rzy­wach.

– Nie, taa, to zna­czy, wiem.

Nie miało to żad­nego sensu. Wil­low za­śmiała się gło­śno i za­częła wy­ra­biać cia­sto na pizzę. Pra­co­wa­li­śmy w ci­szy – sta­ra­łem się ze wszyst­kich sił skon­cen­tro­wać na po­wie­rzo­nym mi za­da­niu, pod­czas gdy ona zaj­mo­wała się cia­stem. Jej ra­miona były szczu­płe, ale mię­śnie, które wi­docz­nie pra­co­wały pod­czas ugnia­ta­nia masy, ro­biły nie­sa­mo­wite wra­że­nie. Co jest ze mną nie tak?

– Wró­ci­łeś do domu, bo zmę­czyło cię stu­denc­kie ży­cie, czy miała miej­sce ja­kaś wielka zmiana, która spo­wo­do­wała zmianę lo­ka­li­za­cji?

Nie była pierw­szą osobą, która mnie o to py­tała. Wszy­scy przy­ja­ciele, któ­rzy wie­dzieli, jak ko­cha­łem ży­cie w Tu­sca­lo­osie, za­sy­py­wali mnie py­ta­niami. Wie­dzieli też, że po moim ze­szło­rocz­nym wa­ka­cyj­nym związku po­trze­buję od­po­czynku od dziew­czyn. Ale Wil­low była pierw­szą osobą, któ­rej chcia­łem po­wie­dzieć prawdę – nie­stety na to było jesz­cze za wcze­śnie.

– Przy­wio­dły mnie tu sprawy ro­dzinne.

By­łem przy­go­to­wany na ko­lejne py­ta­nia – Pre­ston so­bie nie od­pu­ścił – ale ona tylko przy­tak­nęła, po czym wzięła garść po­kro­jo­nych przeze mnie grzy­bów i roz­sy­pała je po pizzy.

– Ro­dzina jak nikt inny po­trafi uprzy­krzyć ży­cie, prawda? – Ton czło­wieka prze­gra­nego, wy­czu­walny w tych sło­wach, po­ru­szył mnie do głębi. Przy­tu­le­nie jej i za­pew­nie­nie, że wszystko bę­dzie do­brze, nie było za­pewne naj­lep­szym po­my­słem – tylko bym ją wy­stra­szył. Ogra­ni­czy­łem się więc do przy­tak­nię­cia i się­gną­łem po ce­bulę, dba­jąc przy tym o to, by na­sze ra­miona się ze­tknęły.

– To była jedna z naj­lep­szych pizz w moim ży­ciu – przy­zna­łem po tym, jak już udało nam się do­pro­wa­dzić kuch­nię do względ­nego po­rządku.

– Do­bra z nas dru­żyna – od­parła z uśmie­chem, wkła­da­jąc płytę DVD do od­twa­rza­cza.

Usia­dłem na krze­śle, zo­sta­wia­jąc jej całą sofę wolną. Było na niej wy­star­cza­jąco dużo miej­sca dla nas obojga, nie chcia­łem jed­nak, żeby czuła się nie­swojo, sie­dząc obok mnie. Wil­low od­wró­ciła się do mnie i po­słała mi krzywe spoj­rze­nie.

– Ja nie gryzę, Mar­cu­sie. Mo­żesz usiąść koło mnie na tej wy­god­nej sta­rej ka­na­pie. To krze­sło jest pie­kiel­nie nie­wy­godne.

Do­kład­nie ta­kiego za­pro­sze­nia po­trze­bo­wa­łem. Usa­do­wi­łem się w rogu ka­napy, wy­cią­ga­jąc nogi przed sie­bie.

– Nie mu­sisz po­wta­rzać. Chcia­łem być miły.

Za­śmiała się i wzięła koc. Nie za­jęła prze­ciw­nego rogu, czym nieco mnie za­sko­czyła. Usia­dła obok mnie, ale za­cho­wu­jąc bez­pieczną od­le­głość, tak by na­sze ciała się nie do­ty­kały, i za­ofe­ro­wała mi koc.

– Chcesz się po­dzie­lić?

– Ja­sne. – Nie było mi ani tro­chę zimno, ale moż­li­wość le­że­nia pod jed­nym ko­cem z Wil­low nie była czymś, co chciał­bym so­bie od­pu­ścić.

– W po­rządku – oświad­czyła, przy­kry­wa­jąc nas oboje. – Pro­szę bar­dzo.

W ciem­nym po­koju ekran te­le­wi­zora był je­dy­nym źró­dłem świa­tła. Cie­pło jej ciała było ta­kie ku­szące. Chcia­łem zbli­żyć się do niej i prze­cze­sać pal­cami jej włosy. Od mo­mentu, kiedy zo­ba­czy­łem ją wczo­raj za­pła­kaną, chcia­łem się prze­ko­nać, czy jej loki były ta­kie mięk­kie, na ja­kie wy­glą­dały. Jakby czy­ta­jąc mi w my­ślach, przy­su­nęła się do mnie i po­ło­żyła mi głowę na ra­mie­niu.

– Mam na­dzieję, że nie masz nic prze­ciwko, ale lu­bię się przy­tu­lać, oglą­da­jąc film.

Cóż, w tym mo­men­cie pra­wie się za­krztu­si­łem.

– Hmm, nie, nie mam nic prze­ciwko.

Ja­koś udało mi się utrzy­mać rękę tam, gdzie była do tej pory – czyli na opar­ciu sofy – i po­wstrzy­mać się od się­gnię­cia do jej wło­sów.

– Nie martw się, to nie ko­me­dia ro­man­tyczna. Po­my­śla­łam o to­bie, wy­po­ży­cza­jąc film, a nie wy­glą­dasz mi na ko­goś, kto lubi ten ro­dzaj kina. Wzię­łam więc science fic­tion.

Obej­rzał­bym na­wet Pa­mięt­nik – któ­rego ser­decz­nie nie­na­wi­dzę, od­kąd sio­stra zmu­szała mnie do oglą­da­nia go na okrą­gło – kiedy tak tu­liła się do mnie na ka­na­pie.

– Science fic­tion jest okej – za­pew­ni­łem, wie­dząc, że i tak nie będę w sta­nie sku­pić się na ni­czym oprócz za­pa­chu jej wło­sów, z któ­rych uno­siła się de­li­katna woń wi­cio­krzewu.

------------------------------------------------------------------------

1 – GED – ame­ry­kań­ski eg­za­min uzna­wany za od­po­wied­nik dy­plomu ukoń­cze­nia szkoły śred­niej, w Pol­sce czę­sto trak­to­wany jako ekwi­wa­lent ma­tury (przyp. red.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: