Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Wybór - ebook

Data wydania:
14 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybór - ebook

Warszawa, lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Młoda dziewczyna wybiera się z koleżankami do pubu, z którego zostaje uprowadzona przez grupę oprawców. Jednym z nich jest Szajba, brutalny bandzior niemający żadnych skrupułów. Paweł Konarski, chłopak dziewczyny stara się sprawić, aby policja i prokuratura złapały i ukarały przestępców. Prokuratura pozostaje jednak bez materiału dowodowego. Gdy dochodzi do tragedii Paweł wyjeżdża z kraju.

Jedenaście lat później światem przestępczym wstrząsają kolejne wydarzenia. Wojna gangów na nowo się rozpoczyna, a starzy przyjaciele przeradzają się we wrogów.

Brutalne morderstwa, zawiła sieć powiązań i niezgodne z prawem interesy to dopiero początek tej rozgrywki…

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66644-91-5
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Warszawa, 25 czerwca 1997 r.

Była szczęśliwa. Spojrzała ponownie na test. Dwie kreski wyraźnie świadczyły, że jest w ciąży. Ziściły się jej marzenia o założeniu rodziny. Będzie musiała powiedzieć o wszystkim Pawłowi. Byli parą już od niemal dwóch lat, poznali się na weselu jej kuzynki. On przyszedł jako osoba towarzysząca jakiejś krewnej pana młodego. Oboje mieli swoich partnerów, ale coś między nimi zaiskrzyło.

Po kilku dniach spotkali się przypadkowo na ulicy i poszli na ciastko i kawę. Ona miała dwadzieścia lat i była na pierwszym roku studiów pedagogicznych. On nie zamierzał się kształcić. Po ukończeniu technikum poszedł do wojska. Odsłużył półtora roku i wyszedł do cywila zaledwie dwa miesiące przed weselem Marty, na którym się poznali.

Po kawie i ciastku postanowili pójść do kina, grali wtedy Tatę z Bogusławem Lindą. W ciemnej sali kinowej Paweł chwycił ją za rękę i poczuła się wyjątkowo. Zanim skończył się seans, wiedziała już, że się w nim zakochała.

To było prawie dwa lata temu. W tym czasie ona studiowała, a on zatrudnił się w FSO jako mechanik. Wspólnie postanowili zamieszkać razem i razem pójść przez życie.

Przez pierwsze dwa lata przeżywali zarówno dobre, jak i złe momenty. Ostatnio więcej było tych gorszych. Paweł czuł się źle, miał depresję z powodu sytuacji zawodowej. Coraz częściej wracał z pracy i mówił o problemach FSO oraz o możliwej redukcji etatów. On, jako pracownik z krótkim stażem, był na liście osób do zwolnienia. Ona nie miała pojęcia, w jaki sposób mu pomóc. Wracał z fabryki i siadał przed telewizorem. Brał do ręki piwo i patrzył na ekran. Wiele razy złapała go na tym, że nie ma nawet pojęcia, co ogląda. Martwiło ją to i zastanawiała się, czy nie powinna namówić go na wizytę u jakiegoś terapeuty.

Bała się oczywiście jego reakcji, nie chciała, aby ją źle zrozumiał i stwierdził, że ona stara się zrobić z niego chorego psychicznie. Była daleka od tego. Jej matka miała kiedyś depresję i cała rodzina ucierpiała z tego powodu. Nie chciała czegoś podobnego przeżywać w swojej rodzinie.

Spojrzała jeszcze raz na test i się uśmiechnęła. Miała nadzieję, że Paweł, widząc wynik testu, wyjdzie z dołka psychicznego. Spojrzała na zegarek. Dochodziła czternasta. Paweł powinien teraz kończyć pracę. Do jego powrotu miała jeszcze kilka godzin. Zdąży wykonać wszystko, co sobie zaplanowała.

***

Wyszedł za bramę zakładu i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Spojrzał ostatni raz na teren fabryki. Godzinę temu brygadzista Marian Wojtasik wezwał jego i czterech innych chłopaków z wydziału i wręczył im wypowiedzenia. Odkąd Koreańczycy przejęli FSO, wizja upadłości z każdym dniem stawała się coraz bardziej realna. Oczywiście na zewnątrz społeczeństwo widziało wspaniałą firmę, nowoczesne samochody i wizję rozwoju żerańskiej legendy. Od środka nie było tak kolorowo. Samochody, które montowali, były przestarzałe, sprzedaż nie szła tak, jak się władze firmy spodziewały. Z terminowym wypłacaniem pensji też były problemy. On nie otrzymał jeszcze wypłaty za kwiecień. Oczywiście teraz zaległości firmy będą większe, oprócz wynagrodzenia przysługiwała mu jeszcze odprawa. Na początek powinno wystarczyć, aby przez jakiś czas przetrwać. Nie wiedział, jak ma powiedzieć Magdzie o zwolnieniu. Nie miał zamiaru niczego ukrywać. Razem musieli podjąć decyzję, co dalej.

– Paweł, poczekaj...

Spojrzał w stronę, z której dobiegł znajomy głos. Szedł ku niemu Wojtek, jeden ze szczęśliwców, którzy jeszcze nie zostali zwolnieni.

– Co tam? – spytał.

– Słyszałem, że cię wyjebali. Kurwa, po chuj te żółtki brały fabrykę? Miało być zajebiście, a wyszło chujowo – stwierdził Wojtek.

Paweł skinął tylko głową. Nie było sensu dyskutować na ten temat. Od kilku miesięcy każdego dnia przeprowadzał takie rozmowy. To, że w firmie działo się źle, wiedzieli wszyscy pracownicy. Spojrzał na bramę, przy której wartownik ze Straży Przemysłowej kontrolował wyjeżdżający samochód. Za kilka miesięcy, jeśli szefostwo nic nie zmieni w swoich działaniach, to może zakładu już nie być. Oczywiście on nie zobaczy ewentualnych zmian lub upadłości firmy. Z bramy wyszedł brygadzista, który wręczył mu dzisiaj zwolnienie. Zauważył go, jak stał z Wojtkiem, i zawołał:

– Konarski, czekaj.

Paweł w sumie nie śpieszył się nigdzie. Zamierzał co prawda pojechać na cmentarz, ale obawiał się, że nie dopilnuje, aby kamieniarz dobrze wykonał swoją pracę. Do domu też mu się nie śpieszyło. Nie miał ochoty wracać do Magdy. Nie chodziło o to, że nie układało mu się z dziewczyną, bardziej chodziło o to, że nie wiedział, jak jej powiedzieć o utracie zatrudnienia.

– Słuchaj. Wiesz, że to nie ode mnie zależało. Jest redukcja etatów. Musieliśmy zwolnić kilka osób – zaczął Wojtasik.

– Nie musisz mi się tłumaczyć. Dostałeś taki prikaz i go wykonałeś. Spoko, nic się nie stało.

Brygadzista położył mu dłoń na ramieniu i smutno się uśmiechnął.

– Dobra, ja lecę – oznajmił. – Pora odebrać bachora ze szkoły.

Konarski stał i patrzył, jak były przełożony odchodzi. Nie miał wątpliwości, że słowa Wojtasika były szczere. Dobrze im się razem pracowało, nigdy nie dochodziło pomiędzy nimi do żadnych kłótni. On wykonywał swoją pracę, a Wojtasik swoją.

– Idziesz na kielicha? – spytał Wojtek.

– Nie. Wracam do domu. Muszę otrząsnąć się z tego zwolnienia. Im szybciej coś znajdę, tym lepiej. Ostatnio rozmawiałem z sąsiadem. Jest ponad rok na bezrobociu. Facet nie ma już żadnego zasiłku i nie ma żadnej roboty. Nie chcę być w jego sytuacji.

– OK. Trzym się.

Konarski podał rękę koledze i uśmiechnął się. Uśmiech nie był szczery, bardziej wymuszony. Wojtek nic już nie powiedział.

Konarski przełknął ślinę i ruszył w stronę przystanku autobusowego.

***

Przygotowała dla Pawła kolację. Miała wreszcie okazję wypróbować nowy przepis, który dostała od Gośki. Zastanawiała się, jak jej to danie wyjdzie. Pierwszy raz robiła lasagne i miała nadzieję, że Pawłowi posmakują.

Odświętnie przystroiła stół w ich wynajmowanym mieszkaniu. Wyjęła najlepszy obrus, postawiła najlepszą zastawę, jaką posiadali. Wszystko wyglądało wręcz bajkowo. Miała nadzieję, że Paweł wróci w dobrym nastroju i nie będzie się zachowywał tak jak ostatnio. Zamierzała zjeść z nim kolację, poinformować go, że zostanie ojcem, i spędzić miło wieczór.

Spojrzała na zegarek stojący na komodzie. Dochodziła dwudziesta. Paweł powinien już być. Wczoraj powiedział jej, że po pracy pojedzie do swojej babci na cmentarz. Kilka dni temu dowiedział się, że nagrobek, który postawili, lekko się zapadł i trzeba wezwać ekipę, która go poprawi. Dzisiaj Paweł planował, że osobiście dopilnuje, aby wszystko zostało wykonane jak należy.

Poszła do łazienki sprawdzić, czy z jej wyglądem wszystko w porządku. Makijaż nałożyła kilkanaście minut wcześniej. Włosy miała krótko ścięte i nie wymagały zbyt wielu zabiegów. Włożyła najlepszą swoją sukienkę, czarną, na ramiączkach, tuż za kolano, i czarne rajstopy. Dzisiaj był wyjątkowy dzień i chciała wyjątkowo wyglądać.

Zastanawiała się, jak Paweł przyjmie wiadomość. Wiele razy rozmawiali na temat dziecka. Wspólnie zdecydowali, że jeszcze za wcześnie na potomka. Ona najpierw chce skończyć studia, on musi mieć pewną pracę. Jednak los zdecydował za nich. Dotknęła dłonią swojego brzucha i lekko się uśmiechnęła. Będzie musiała wybrać się na zakupy, aby zaopatrzyć się w jakieś ubrania ciążowe.

Usłyszała odgłos otwieranego zamka w drzwiach wejściowych. Wracał Paweł. Wyszła z łazienki i stanęła w przedpokoju.

– Cześć, kochanie – powiedziała do wchodzącego mężczyzny.

Paweł stanął i bacznie ją obserwował. Na jego twarzy widać było zdumienie.

– Czyżbym zapomniał o jakiejś okazji? – spytał. – Wystroiłaś się, a ja nie wiem z jakiego powodu. Na urodziny za wcześnie, imienin dzisiaj nie masz. Rocznica poznania dopiero za trzy miesiące.

Magda spojrzała na niego i szeroko się uśmiechnęła. Podeszła bliżej i objęła go w pasie. Czuła zapach jego potu. Uwielbiała go.

– Nie mam urodzin, nie mam też imienin. Przygotowałam kolację, bo uważam, że jest okazja.

– Nie jestem tego taki pewny. Zwolnili mnie – oświadczył Paweł, odsuwając ją lekko.

Przyjrzała mu się uważnie. W kącikach jego oczu widziała łzy. Zdała sobie sprawę, że zwolnienie z pracy i ciąża pokrzyżowały wszystkie ich plany. Ona miała studiować, teraz może się okazać, że będzie musiała zrezygnować z uczelni. Bez pracy we dwójkę się nie utrzymają, a co dopiero mając jeszcze w domu noworodka. Nie wiedziała, co myśleć. Na ułamek sekundy w jej głowie pojawiła się pokusa, aby dokonać aborcji. Szybko jednak przegoniła ten szatański pomysł.

– Nie wiedziałam. Świętowanie jednak jest uzasadnione. Jestem w ciąży – oznajmiła.

Paweł zamarł na ułamek sekundy. Przez kilkanaście sekund patrzył na nią.

– Jesteś pewna? – spytał.

– Tak. Zrobiłam test.

– Trochę zmienia to naszą sytuację. Gdyby nie to, że kiepsko teraz z robotą, skakałbym do góry jak jakiś kangur. Spoko, damy sobie jednak radę. Na początek będę musiał poszukać nowej pracy.

– Paweł, nie przejmuj się. Poradzimy sobie. Ja mogę wieczorami udzielać korepetycji. Zawsze to jakiś grosz wpadnie.

Podszedł do niej i ją przytulił. W głębi duszy cieszył się z tej wiadomości. Dzisiaj coś stracił, ale zyskał więcej. Utrata pracy to drobiazg w porównaniu z tym, co otrzymał od losu. Miał nadzieję, że to będzie syn.

***

Do późna siedział w prokuraturze. Ostatnio w mieście coraz bardziej dawały się we znaki grupy przestępcze. Kilka tygodni wcześniej mieli regularną wojnę gangów. Najpierw grupa pruszkowska wysadziła dwa lokale należące do grupy wołomińskiej. Potem jakiś gangus z Wołomina strzelał do Zachara, szefa jednej z pomniejszych grup podporządkowanych pruszkowskim. W czasie tej wojny miało miejsce kilka najazdów na knajpy, dwa razy podkładano ładunki wybuchowe pod samochody i raz spalono dom jednego z członków gangu wołomińskiego. Nieznani sprawcy podjechali w nocy i obrzucili willę koktajlami Mołotowa. Szczęśliwie nikt w domu nie przebywał. Główny lokator spędzał noc na policyjnym dołku. Rodzina wyjechała na kilka dni w góry.

Grześkowiak kilka dni temu otrzymał od szefa prokuratury polecenie zajęcia się sprawą wojny gangów. On dostał członków grupy pruszkowskiej, a prokurator Kadziewicz Wołomina.

Od kilku dni wraz z Kadziewiczem starali się rozwiązać problem mafii w stolicy. Grześkowiak nie spodziewał się jednak, że żaden z poszkodowanych nie będzie chciał zeznawać. Nie spodziewał się także tego, że nie będzie nikogo, kto chciałby pozbyć się gangsterów z Warszawy.

Grześkowiak od pięciu lat był prokuratorem, a sprawa mafii jego pierwszą o tak dużym ciężarze gatunkowym. Kadziewicz to jednak co innego. Facet został prokuratorem w stanie wojennym i po upadku poprzedniego systemu pozytywnie przeszedł weryfikację. Złośliwi twierdzili, że miał haki na większość członków komisji weryfikacyjnej. Sprawa mafii miała być jedną z jego ostatnich w prokuraturze. Z nieoficjalnych informacji Grześkowiak wiedział, że Kadziewicz ma iść na wysoki ministerialny stołek.

Grześkowiak podejrzewał, że to tylko pogłoski. Nikt nie zleciłby potencjalnemu ministrowi sprawy tak ciężkiej i praktycznie nie do załatwienia.

No chyba że ktoś chce Kadziewicza udupić i chce, aby się na mafii wyłożył – pomyślał Grześkowiak.

Powoli wstał od biurka i przespacerował się po gabinecie. Wiedział, że w budynku, piętro wyżej, siedzi u siebie Kadziewicz i także zastanawia się, jak rozwiązać problem w stolicy.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Pora wracać do domu.

Grześkowiak uśmiechnął się na myśl o powrocie do domu odziedziczonego po rodzicach. Miesiąc temu zakończył remont. Ledwo zdążył przed porodem. Jego żona Agnieszka urodziła zdrową córeczkę. Kasia otrzymała najwyższą notę w skali Apgar. W ostatnich dniach, w związku z jego obowiązkami w pracy, wprowadziła się do nich babcia Kasi. Taka pomoc przyda się Agnieszce w opiece nad noworodkiem.

Grześkowiak był wdzięczny teściowej. Ich relacje były przeciwieństwem stereotypu znanego z dowcipów. On nie mógł narzekać. Kobieta ani razu nie zachowała się wobec niego jak teściowa. Była dla nich bardziej jak matka, zwłaszcza że on swojej nie poznał. Zmarła, gdy miał trzy miesiące. Ojciec wychował go z pomocą babci. Nie przelewało im się. Ojciec pracował jako tramwajarz, babcia była na emeryturze i dorabiała na stróżówce. Nie pochodzili z warszawskiej elity, byli zwykłymi przedstawicielami klasy robotniczej. Nie miał łatwego startu w dorosłość. Tylko dzięki swojemu uporowi dotarł tam, gdzie był obecnie. Tylko dzięki samozaparciu ukończył liceum, zdał na prawo i uzyskał najlepszy wynik w egzaminach końcowych.

Był ambitny i to zadecydowało, że otrzymał najważniejsze zadanie w swojej prokuratorskiej karierze – zakończyć istnienie mafii w Polsce.

***

Impreza trwała w najlepsze. Szajba wstał od stołu i spojrzał w stronę Zachara. Przez chwilę kiwał się nad nim, po czym powiedział:

– A chuj z tym.

Zachar parsknął śmiechem. Przez kilka sekund nie mógł złapać oddechu. W końcu rzucił:

– Oj Szajba, Szajba. Gdyby nie to, że jesteś synem mojej siostry, to zajebałbym ci w ryj.

Szajba naprężył się i zacisnął pięści.

– Nie wyskakuj mi tu z rodziną. Gdzie byłeś, jak zamykali mi ojca? Gdzie byłeś, jak mój stary szedł garować za ciebie? Nie pomogłeś nam wtedy.

Całe towarzystwo zamilkło. Nikt nie chciał brać udziału w awanturze rodzinnej. Wszyscy znali obu mężczyzn i zdawali sobie sprawę, że najlepszym rozwiązaniem jest załagodzenie sporu. Zarówno jeden, jak i drugi byli mocno wyrywni do bójki. Niejeden już raz pobili się w trakcie imprezowania. Wszyscy jednak wiedzieli, że dzisiaj się biją, a jutro godzą.

– Dobra, chłopaki. Po co te teksty? Co było, minęło – powiedział Gizmo.

– Nie wpierdalaj się – warknął Zachar, odwracając głowę w jego stronę.

– A ty co go jebiesz jak burą sukę! – wtrącił się w obronie Gizma Szajba. – To mój kumpel i ma prawo powiedzieć, co myśli.

Zachar zerwał się od stołu i sięgnął po leżący na blacie nóż. Wycelował go w Szajbę i rzucił:

– Wypierdalaj stąd. Dla ciebie, frajerze, impreza skończona.

Szajba stał przez kilka sekund i głośno oddychał. Widać było, że jest wściekły. Całe towarzystwo siedziało w milczeniu. Nikt nie chciał podpaść ani Szajbie, ani jego wujkowi. W końcu odezwał się Ropuch, prawa ręka Zachara:

– Dobra, Szajba do domu. Jak zawsze musicie zjebać klimat. Ty, Zachar, też przeginasz. Dopierdalacie się do siebie co bibkę. Nie możecie, do kurwy nędzy, zapomnieć o tym, co było?

– Odjebaj się. Wpierdalasz się w sprawy rodzinne – zauważył Szajba.

– Szajba ma rację. To sprawy rodzinne – rzucił Zachar. – Chodź tu, młody.

Odłożył nóż na stół i wyciągnął ramiona. Szajba wahał się kilka sekund. W końcu podszedł i objął Zachara. Stali tak przez chwilę, po czym Zachar ucałował oba policzki siostrzeńca.

– Oj dzieciaku, dzieciaku. Pierdolisz takie głupoty, a ja za tobą skoczyłbym w ogień. Chodź, napijmy się.

Obaj usiedli i Szajba sięgnął po butelkę wódki. Wszyscy uczestnicy imprezy odetchnęli z ulgą. Przynajmniej dzisiaj Zachar i Szajba nie skoczą sobie do łbów. Przynajmniej na razie.2.

Warszawa, 16 lipca 1997 r.

Zdjął maskę i odłożył palnik acetylenowy. Spojrzał na zegar wiszący tuż nad wejściem do hali. Dochodziła dwudziesta. Kończył za dwie godziny.

Miał wtedy podejść do pubu Paradiso po Magdę. Poszła do knajpy z dwiema przyjaciółkami ze studiów, świętować razem urodziny jednej z nich.

On miał dołączyć do towarzystwa po pracy, chociaż nie do końca mu się to uśmiechało. Wolałby wrócić do domu i odpocząć.

Ostatnie dwa dni były dla niego wyczerpujące. Na okresie próbnym brygadzista zlecał mu najcięższe zadania. Nie narzekał, musiał utrzymać tę robotę, zwłaszcza że w najbliższych miesiącach czekało ich sporo wydatków. Po utracie zatrudnienia w FSO przez pierwsze dni myślał o tym, jak ma utrzymać rodzinę. Ciąża Magdy dodatkowo skomplikowała ich życie. Przez pierwszy tydzień chodził za pracą. Nigdzie nie było przyjęć. W każdej fabryce odbijał się od drzwi pokoju, gdzie mieściły się kadry. Zostawiał swój życiorys i podanie i szedł dalej do kolejnego zakładu. Czuł się zdołowany, widząc, że nigdzie nie potrzebują osoby z jego kwalifikacjami. Półtora tygodnia temu spotkał na ulicy dawnego kumpla z wojska i pogadali chwilę. Bogdan powiedział mu, że u niego w fabryce potrzebują kogoś. Dzień później Paweł złożył podanie i praktycznie od ręki został przyjęty na okres próbny.

Początkowo zlecano mu najgorsze zajęcia. Brygadzista bacznie obserwował jego zachowanie i wczoraj spytał, czy umie spawać. Robił to na Żeraniu parę razy, więc potwierdził. Został przydzielony do kilku spawaczy i razem mieli wykonać jakieś pilne zamówienie dla kontrahenta. Nie narzekał, zdawał sobie sprawę, że na jego miejsce jest stu innych i nie może pozwolić sobie na zwolnienie. Ostatnio nawet stwierdził, że widzi na horyzoncie promyk nadziei, iż zła passa już należy do przeszłości. Wczoraj chciał nawet wysłać kupon totolotka. Nie zdecydował się jednak na wydanie pieniędzy, wolał przeznaczyć je na jakiś prezent dla Magdy.

Spojrzał kolejny raz na zegarek. Dwudziesta. Założył maskę i wrócił do spawania.

***

Nie bawiła się zbyt dobrze. Agnieszka i Iza sporo piły, ona zamówiła sobie tylko sok pomarańczowy. W knajpce było luźno, typowa liczba osób jak na środę. Upiła kolejny łyk soku i zobaczyła, jak gwałtownie otwierają się drzwi i do środka wchodzi czterech mężczyzn. Każdy z nich wyglądał, jakby zamiast normalnych posiłków jadł sterydy. Każdy był szeroki w barach i każdy był pijany. Wszyscy mieli na sobie spodnie dresowe i adidasy. Weszli do środka i jeden z nich zrzucił wszystkie szklanki z piwem stojące na pierwszym stoliku przy wejściu.

– Kurwa, kelner! Posprzątać tu! – krzyknął.

Reszta jego towarzystwa zaniosła się śmiechem. Magda spojrzała na Agnieszkę i Izę. Obie przestały żartować i wydawały się przestraszone. Z lokalu powoli zaczęli wychodzić goście. Nowo przybyli zajęli miejsce przy zwolnionym stoliku.

– Chodźmy stąd – rzuciła Iza.

Zaczęły wstawać od stolika i kierować się w stronę wyjścia. Magda nagle poczuła, że ktoś łapie ją za przedramię.

– Ej, mała, a wy dokąd?

Spojrzała w stronę, z której dobiegał głos, i zobaczyła, że dresiarz puszcza do niej oko. Jej serce zaczęło szybciej bić.

– Nigdzie nie idziecie, zabawimy się trochę – powiedział drugi z mężczyzn.

Magda popatrzyła na Izę i Agnieszkę. Stały jak sparaliżowane. Dwóch innych dresiarzy zagrodziło drzwi.

– Śpieszymy się... – zaczęła Magda.

– Nigdzie się, kurwa, nie śpieszycie – oznajmił dresiarz, chwytając ją wpół.

Krzyknęła. Kątem oka zobaczyła, że dwóch jego towarzyszy łapie Agnieszkę i Izę. Jeden z karków podszedł do obsługi i wyciągnął zza paska pistolet. Wycelował go w barmana i zażądał:

– Zamknij, kurwa, drzwi od tej budy. Chłopaki z miasta będą się bawić.

Magda chciała się wyrwać, ale poczuła silne uderzenie w twarz. W ustach pojawił się metaliczny smak krwi. Zdawała sobie sprawę, że wpadły w wielkie tarapaty. Zanim zemdlała, usłyszała płacz Izy i krzyk Agnieszki.

***

Przebrał się z ciuchów roboczych w swoje wranglery i adidasy. Na górę włożył koszulkę polo. Cieszył się, że jutro nie musi iść do roboty. Dostał dzień wolnego. Miał zamiar podjechać z Magdą nad Wisłę. Poleżą nad brzegiem, poopalają się. Poziom wody nadal był wysoki, ale w przeciwieństwie do drugiej co do wielkości polskiej rzeki Odry Wisła nie spowodowała takich spustoszeń. Wyszedł z pracy i podjechał autobusem w pobliże pubu Paradiso. Wszedł do środka i spojrzał zdziwiony na obsługę. Dwie kelnerki zbierały z podłogi potłuczone szklanki. Barman tamował krew sączącą się z nosa. Paweł rozejrzał się w poszukiwaniu Magdy i jej znajomych. Czuł, że serce bije mu coraz szybciej. Nigdzie nie widział swojej dziewczyny. Innych gości w lokalu także nie było.

– Przepraszam panią. Umówiłem się tutaj ze swoją dziewczyną i jej dwiema koleżankami – zaczepił jedną z kelnerek.

Uciekła wzrokiem w stronę drugiej pracownicy.

– Ja nic nie wiem – powiedziała cicho.

Paweł czuł, że stało się coś złego. Zachowanie obsługi dawało do myślenia, coś tutaj musiało się wydarzyć. Kelnerki były mocno przestraszone, a barman pobity.

– Niech mi pani powie, co się tutaj, do kurwy nędzy, dzieje.

– A co niby miałoby się dziać? – spytała druga kelnerka.

– Pani ma mnie za debila? Przecież widzę, że doszło tutaj do awantury. Dobra, skoro tak, to dzwonię po policję – oświadczył Paweł.

Kobiety spojrzały po sobie. W końcu jedna powiedziała:

– Zabrali je.

– Kto?

– Chłopaki z miasta. Jednego z nich znam z widzenia. Wołają na niego Szajba. Ksywa adekwatna do zachowania. Potrafi być niemiły.

Paweł czuł, jak nogi zaczynają mu drgać ze stresu. Widział strach u obsługi i zdawał sobie sprawę, że Magda jest w niebezpieczeństwie.

– Macie tu telefon? – spytał barmana.

Młody chłopak stojący za kontuarem przytaknął bezgłośnie.

– To dzwoń po policję.

– Ale...

– Nie ma, kurwa, ale. Dzwoń, bo ja ci poprawię w kichawę.

Barman niechętnie sięgnął po słuchawkę stojącego pod blatem aparatu. Paweł przez chwilę patrzył na niego, po czym podszedł do kelnerek.

– Wiecie, gdzie można ich znaleźć? – rzucił.

Obie pokręciły przecząco głową. Stał i patrzył na rozbite szkło leżące na podłodze. Czuł, że teraz cała nadzieja w policji. Na pewno wiedzą, gdzie spotykają się bandyci, i szybko ustalą, dokąd Szajba mógł zabrać Magdę.

***

Pęcice, 16 lipca 1997 r.

Otworzyła oczy i od razu pożałowała. Dresiarz, który siedział przy stole, zauważył, że już odzyskała przytomność, i powoli zaczął podnosić się z krzesła. Marzyła, aby znowu pogrążyć się w nieświadomości. Dłonią dotknęła swojego brzucha.

– Jesteś już w stanie znowu się zabawić? – spytał dresiarz.

Zamknęła oczy. Miała zamiar udać nieprzytomną. Dresiarz podszedł i szturchnął ją butem. W duchu modliła się, aby z powrotem usiadł przy stole. Kopnął ją z całej siły. Przygryzła wargi, aby nie krzyknąć.

– Znowu, kurwa, odpłynęła – powiedział kark.

Powoli zaczęła sobie przypominać wydarzenia ostatnich godzin. Poszły razem z Agnieszką i Izą do pubu. Siedziały około godziny, gdy drzwi do lokalu otworzyły się z głośnym hukiem. Do środka weszło pijane towarzystwo. Zaczęli się awanturować, wszyscy goście knajpki uciekli, a one, w momencie gdy chciały wyjść, zostały złapane.

Pamiętała, jak starały się wyrwać z rąk dresiarzy, ale ci byli silniejsi. Przypomniało jej się, że barman chciał stanąć w ich obronie, ale ciężka popielniczka, która wylądowała na jego twarzy, skutecznie go powstrzymała. To, co wydarzyło się później, było jak z najgorszego koszmaru. Bandyci wyciągnęli je z lokalu, zapakowali jak worki ziemniaków do dwóch beemek i odjechali. Pamiętała, że otrzymała kilka uderzeń w twarz z otwartej dłoni. Uderzenia były mocne. W trakcie jazdy na obrzeża miasta starała się przekonać siedzących z nią w samochodzie bandytów. Błagała, prosiła, aby je wypuścić. Śmiali się z niej i stwierdzili, że zostaną puszczone, jak oni z nimi skończą. Płakała całą drogę. Nie miała pojęcia, co się działo z Agnieszką i Izą, jadącymi drugim autem.

Gdy dojechali na peryferie, zobaczyła starą willę stojącą na końcu drogi. Spojrzała na wysiadające z drugiego samochodu koleżanki. Ubrania obu były poszarpane. Agnieszka miała podartą bluzkę, spod której wyłaniała się goła pierś. Pod okiem powoli ciemniał siniak. Iza miała rozbitą wargę. Krew na łuku brwiowym świadczyła, że została przynajmniej kilka razy uderzona pięścią. Bandyci prowadzili je do środka. Przed domem stały już dwa samochody, marek nie rozpoznała, ale przypominały amerykańskie krążowniki szos.

W domu siedziało jeszcze kilku dresiarzy. Wszyscy byli dobrze zbudowani. Ich wygląd sugerował, że więcej czasu spędzili na siłowni niż na nauce. Siedzieli przy suto zastawionym stole. Takiej ilości alkoholu Magda jeszcze w życiu nie widziała. Ze strachem patrzyła, jak jeden z mężczyzn rozprowadza na blacie ścieżkę jakiegoś narkotyku. Uśmiechał się do niej i spytał, czy chce.

Zanim odpowiedziała, została mocno pchnięta na łóżko. Nie zdążyła zareagować, gdy poczuła, jak czyjeś mocne ręce zaczynają ściągać z niej spodnie. Starała się kopnięciami zrzucić napastnika, ale otrzymała cios prosto w brzuch. Zabrakło jej powietrza. Słyszała śmiechy pijanych i naćpanych bandytów. Poczuła, że ktoś łapie ją za ręce i wykręca je do tyłu. Ostatnie, co zdążyła zapamiętać, zanim straciła przytomność, było uderzenie czymś w głowę.

Teraz leżała z zamkniętymi oczyma, marząc o tym, aby wszystko okazało się sennym koszmarem. Wiedziała, że została zgwałcona. Czuła to. Samego gwałtu nie pamiętała, ale ból w okolicach podbrzusza i podarte majtki leżące koło niej świadczyły o dramacie, który miał tutaj miejsce. Nie wiedziała, co się działo z jej koleżankami, ale zdawała sobie sprawę, że spotkał je podobny los. Słyszała, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Bała się otworzyć oczy.

– Ej, budzimy się, kurwa – usłyszała.

Przełknęła ślinę.

– Nie udawaj. Jak nie otworzysz gałów, to spuszczę ci taki wpierdol, że rodzona matka cię nie pozna.

Uniosła powieki. Na środku pokoju stał jeden z mężczyzn, którzy wyciągnęli je z lokalu.

– Masz, mała, szczęście.

– Szczęście? – spytała słabym głosem.

– Mogłaś zostać odjebana. Nieraz jak kurwa nie chciała współpracować, to się ją odpierdalało. Potem ścierwo do lasu i ślad po takiej kurwie znikał.

Nic nie powiedziała. Zaczynała się bać. To, co dotychczas ją spotkało, uważała za najgorszą rzecz, która jej się przytrafiła w życiu. Teraz mogło się okazać, że jeszcze sporo przed nią. Zaczęła dygotać.

– Masz szczęście, bo wpadłaś mi w oko. Jestem Szajba. A ty jak masz na imię?

– Magda – powiedziała cicho.

– No to słuchaj, Magda. Sorki za to wszystko. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Wiesz, jak to jest. Popiło się i zarzuciło koks. Wtedy różne głupoty się w bani pojawiają.

– Zgwałciliście mnie...

– Bez przesady. Cipa nie mydło, nie zmydli się.

Podszedł i podniósł ją z podłogi. Dresiarz, który wcześniej ją kopnął, spał teraz na krześle z rękami na stole. Nie opierała się, gdy prowadził ją w stronę innego pokoju. Gdy weszli, zobaczyła, że Iza leży pod jakimś bandytą i zaciska wargi. Jej wzrok był nieobecny. Może nawet nie zdawała sobie sprawy, że jest gwałcona. Agnieszka robiła loda innemu z dresiarzy. Obie były pobite i w poszarpanych ubraniach. Na ciuchach miały spore plamy zasychającej krwi. Magda zamknęła oczy, nie chciała na to wszystko patrzeć.

Z krzesła przy stole wstał jeden z dresiarzy, którzy byli w domu, gdy Szajba z kolegami je tu przywieźli. Zaczął iść w jej stronę, wyraźnie się zataczając.

– O, widzę, że przyszła nowa dupa. Pociągniesz mi, mała – oświadczył.

Magda czuła, że cały koszmar zaczyna się od początku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: