- promocja
Wybrakowane - ebook
Wybrakowane - ebook
„Wybrakowane” to poruszająca książka, która rzuca nowe światło na historię medycyny, podróż przez wieki błędnych diagnoz, krzywdzących mitów i niedowierzania wobec kobiet i ich cierpienia.
Elinor Cleghorn sama doświadczyła bezsilności, kiedy lekarze ignorowali jej ból i objawy aż przez siedem lat – po upływie których w końcu zdiagnozowano u niej tocznia. Osobista walka z chorobą stała się punktem wyjścia dla monumentalnego studium na temat tego, jak medycyna od wieków zawodzi kobiety. Cleghorn z wielką pasją i precyzją ukazuje, jak od okresu starożytnej Grecji, przez mroczne czasy procesów czarownic, aż po współczesne zmagania z nierozpoznanymi dotąd chorobami cierpiące kobiety były lekceważone, demonizowane, a wreszcie – poddawane brutalnej kontroli.
Autorka ujawnia, jak wiele z dzisiejszych medycznych uprzedzeń i błędów ma swoje korzenie w przeszłości oraz jak te zaniedbania wpłynęły na życie i zdrowie niezliczonych kobiet. To opowieść o cierpieniu, ale także o sile i walce, oddanie hołdu biegnącej przez wieki sztafecie chorujących kobiet, które nie ustawały w domaganiu się szacunku oraz prawa do wiedzy i decydowania o swoim ciele.
Jeśli kiedykolwiek czułaś się zlekceważona przez medycynę, jeśli szukałaś odpowiedzi na przyczynę swoich dolegliwości i spotkałaś się z niedowierzaniem – ta książka jest dla ciebie.
Płynne połączenie studium i pasji. Wybrakowane to książka, która stanowi definicję słowa „nieodkładalna”
Telegraph
Bogata w szczegóły, szeroko zakrojona i doprowadzająca do furii opowieść… To studium nie tylko przekonujące, ale też niezbędne
Observer
Pełna pasji i gniewu opowieść o historii
The Times
Odkrywcza, miejscami wzbudzająca gniew
Sunday Express
Mocna… Nie da się czytać Wybrakowanych bez smutku, frustracji i rosnącego poczucia słusznego gniewu. Styl Cleghorn jest żywy, zebrała ogromną ilość materiału
New York Times
Dokładne kompendium o historii kobiet w świecie Zachodu… fascynująca
i
Feministyczna historyczka i akademiczka Cleghorn – sama będąca ofiarą błędnej diagnozy – prezentuje wiedzę z pierwszej ręki, a jej tematem są płciowe uprzedzenia w medycynie. To książka naukowa, ale też osobista; szczegółowe, ale kompletne studium niebezpiecznych, przestarzałych praktyk i postaw w medycynie
Booklist
Wyjątkowo porywające spojrzenie na medykalizację kobiecego ciała. Wybrakowane pochłoną was bez reszty.
Hallie Rubenhold, autorka książki Pięć. Nieopowiedziane historie kobiet zamordowanych przez Kubę Rozpruwacza.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368217575 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NASZE CIAŁA SĄ NASZE
Zanim zdiagnozowano u mnie toczeń, nie wiedziałam jeszcze, że medycyna ma problem z płcią. Po latach nieskutecznej walki o to, by wreszcie poważnie potraktowano moje zmęczenie i ból, uznałam w końcu, że problem leżał we mnie. Zinternalizowałam przypuszczenia lekarzy, że moje objawy były albo „normalnymi” konsekwencjami życia w ciele młodej kobiety, albo wykwitem mojej niespokojnej wyobraźni. Kiedy w końcu usłyszałam rozpoznanie – medyczne potwierdzenie, że byłam przewlekle chora – zagubieniu i smutkowi towarzyszyło też wyraźne poczucie ulgi. Świadomość, że problem nie leżał wcale we mnie, a raczej w głęboko zakorzenionej tendencji medycyny do pomniejszania i delegitymizowania bólu doświadczanego przez kobiety i inne marginalizowane grupy, była niczym objawienie – z tych, które odmieniają życie. Doszłam do niego, grzebiąc w historii medycyny, co było pierwszym krokiem ku badaniom, które przerodziły się w tę książkę. Kiedy spotykałam na tej drodze kobiety, których doświadczenie otrzymywania błędnych diagnoz, bycia lekceważoną, umniejszaną i obwinianą było mi boleśnie znajome, już nie czułam się osamotniona. Byłam częścią historycznej społeczności chorych kobiet. Wybrakowane zrodziły się z głębokiej wdzięczności wobec moich poprzedniczek z minionych wieków – ich ciała i ból stworzyły podwaliny wiedzy medycznej, która uratowała mi życie.
Jedną z pierwszych kobiet, które poznałam podczas przymiarek do tego tematu, była Grace. W marcu 1902 roku przyjęto ją do szpitala w Londynie. Z trudem łapała oddech, czuła ostry ból, który promieniował do płuc, klatki piersiowej i ramion. Jej twarz, szyję i tułów pokrywała sina wysypka. Cierpiała z powodu licznych niezdiagnozowanych objawów już od wielu lat – odczuwała ostry ból głowy i brzucha, nieregularnie miesiączkowała, a jej stawy opanowywały reumatyczne bóle. Po trzech tygodniach spędzonych w szpitalu Grace zmarła. Przeszywający ciało ból w końcu pozbawił ją ostatniego oddechu. Przeżyła tylko osiemnaście lat. Pośmiertnie zdiagnozowano u niej toczeń – autopsja wykazała zapalenie mięśnia sercowego. W 2009 roku przywieziono mnie do szpitala z takimi samymi objawami, jakie miała Grace. Na USG widać było płyn, który zalewał mięsień sercowy; steroidy wzmagały falę stanu zapalnego, która rozchodziła się po ciele; badania krwi potwierdzały, że system odpornościowy atakował moje własne organy i tkanki. Dokonano rozpoznania – i przeżyłam. Podobieństwa – oraz bolesne różnice – między moim doświadczeniem a tym, co spotkało Grace, będą prześladować mnie już zawsze.
Grace pewnie też pragnęła dowiedzieć się, co się dzieje w jej ciele, tak samo jak ja. Bardzo prawdopodobne, że także jej ból bagatelizowano, bo była młodą kobietą. Gdyby Grace zachorowała dzisiaj, jej życie można byłoby ocalić. Ale mimo niezwykłego postępu medycyny, do jakiego doszło w minionym stuleciu, postrzeganie kobiecego bólu i objawów chorób wciąż mącą mity na temat płci i wiara w histeryczną naturę kobiet. Zarówno Grace, jak i ja byłyśmy ofiarami problemu, jaki medycyna ma z płcią – ale ja miałam ten przywilej, że byłam chorą kobietą w czasie, kiedy ten problem wreszcie jest przepracowywany. Gdy zasiewałam pierwsze ziarna Wybrakowanych, bliskość, jaką czułam z kobietami takimi jak Grace, uratowała mnie od poczucia winy oraz odosobnienia związanego z nienazwaną chorobą i wywracającą życie do góry nogami diagnozą. Wina wcale nie leży po naszej stronie – winna jest seksistowska ideologia, która wciąż tkwi u podstaw myśli medycznej i jej praktyki. Opowiadając historie takich kobiet, a także dzieląc się moją własną, chciałam objąć tym poczuciem więzi i wspólnoty doświadczeń kolejne osoby.
Wybrakowane ukazały się w lipcu 2021 roku, tydzień przed upływem terminu, jaki Departament Zdrowia i Opieki Społecznej brytyjskiego rządu wyznaczył na zgłaszanie relacji kobiet o ich przeżyciach związanych z korzystaniem z systemu opieki zdrowotnej. Program był pierwszą rządową inicjatywą dotyczącą systemowego polepszenia stanu zdrowia kobiet. Ogłoszono ją w marcu 2021 roku, kiedy zaproszono kobiety w wieku powyżej szesnastu lat – w tym osoby niebinarne, trans i interpłciowe – aby wypełniły ankietę pod tytułem „Zdrowie kobiet – pomówmy o nim”. Rząd przyznawał – po raz pierwszy – że medycyna skupia się bardziej na mężczyznach, więc ideą programu było nagłośnienie głosu kobiet i zebranie ich relacji w celu wskazania i zniwelowania problemów. Jak dokładnie rząd zamierza wykorzystać te doświadczenia, by rzeczywiście naprawić systemową i strukturalną niesprawiedliwość – tego jeszcze nie wiadomo. Ale ankieta daje bardzo potrzebny kontekst dla dyskusji na temat prawdziwych doświadczeń marginalizowanych grup w poruszaniu się w systemie opieki zdrowotnej. Do tej pory jeszcze nigdy nie uznawano nas za godne zaufania źródła wiedzy o własnym bólu. Upór, z jakim zdominowana przez mężczyzn medycyna odmawiała nam kompetencji do mówienia o naszych własnych ciałach, powodował, że kryłyśmy się za ciszą i wstydem. Ale wreszcie stwierdzono, że nasze głosy i przeżycia mogą doprowadzić do zmiany – a to ma ogromne znaczenie.
Na dzień przed premierą Wybrakowanych pojawiłam się w odcinku Woman’s Hour, flagowej audycji BBC Radio 4 poświęconej zdrowiu kobiet. Wystąpiłam w niej nie tylko jako autorka książki rzucającej światło na historyczne źródła problemów, których istnienie potwierdzała nowa ankieta na temat zdrowia kobiet, ale też jako chora kobieta. Podczas rozmowy z prowadzącą Emmą Barnett – która opowiadała publicznie i pisała o swoich zmaganiach z endometriozą – podzieliłam się własnymi doświadczeniami związanymi z błędnymi diagnozami. W odcinku wyemitowano również rozmowę z Niną Christie, cierpiącą na trzy choroby autoimmunologiczne, oraz Judi, której wstrząsająca opowieść o bólu i traumie wynikającej z oczekiwania na chirurgiczne usunięcie siatki ginekologicznej wzruszyła większość osób w studiu do łez. Każda z nas mówiła o własnych przeżyciach, ale wiedza, że liczne kobiety, które słuchały nas tego ranka, mogły rozpoznać się w naszych opowieściach o medycznych zaniedbaniach, spóźnionych diagnozach i objawach uznawanych za wymyślone lub wyolbrzymione, była bardzo poruszająca. Otrzymawszy przestrzeń, w której mogłyśmy mówić prawdę o naszych ciałach, pomagałyśmy innym kobietom – już nie musiały czuć się osamotnione. Mówiąc o naszym cierpieniu, tworzyłyśmy wspólnotę.
W kolejnych dniach tamtego lipca skumulowaną siłę kobiecych świadectw zmobilizowała Lucy Cohen, przedsiębiorczyni z Walii, która opowiedziała o okropnym bólu, jakiego doświadczyła podczas zabiegu zakładania wkładki domacicznej – długoterminowego środka antykoncepcyjnego, będącego kawałkiem plastiku owiniętego miedzianym drucikiem. Często opisuje się ją jako „rutynowy zabieg”, podczas którego kobieta może czuć najwyżej dyskomfort, ale dla Cohen procedura okazała się koszmarnym wstrząsem. Kiedy zapytała lekarzy, czy powinna brać coś na ból, powiedziano jej, że „wystarczy” paracetamol. Na szczęście nie wszystkie kobiety, które korzystają z wkładek, doświadczają w czasie jej zakładania i wyjmowania ostrego bólu – ale relacja Cohen pokazała, że wiele kobiet miało poczucie, iż nie poinformowano ich jasno, że zabiegowi może towarzyszyć bolesność, przez co nie były na to przygotowane – a to spowodowało traumę. Równie rzadko mówiono lub proponowano sposoby na uniknięcie bólu, takie jak znieczulenie miejscowe bądź całkowite. Starania i odwaga Cohen sprowokowały medialną dyskusję na temat postrzegania wiarygodności kobiecych doświadczeń i świadectw o przeżywanym bólu. Otrzymałam zaproszenie do rozmowy o długiej historii normalizowania i bagatelizowania kobiecego cierpienia – szczególnie w kontekście ginekologicznym, a także dotyczącym zabiegów i procesów związanych z reprodukcją – w audycji emitowanej w BBC Radio 5Live. Podczas programu dziennikarka i prezenterka Naga Munchetty opowiedziała o własnych przeżyciach z zabiegu zakładania wkładki domacicznej. Jej też nie zaoferowano żadnej metody zmniejszenia bólu. Jak tłumaczyła na antenie, jej szczera opowieść o jednym z „najbardziej traumatycznych doświadczeń” i zachęcanie innych kobiet, by mówiły o sobie, nie miały na celu siania strachu lub podważania korzyści z wyboru wkładki jako metody antykoncepcji. „Tu nie chodzi o wkładkę samą w sobie” – tłumaczyła Munchetty. „Tu chodzi o to, jak postrzegamy zdrowie kobiet i ich ból”.
Odwaga takich osób jak Cohen i Munchetty, które dają świadectwo dotkliwości ich bólu – tego samego, który przez stulecia był lekceważony jako biorący się z histerii lub uznawany za coś, co trzeba wytrzymać – jest gestem radykalnym. Całe wieki snucia legend na temat uciążliwości i prawdziwości naszych fizycznych dolegliwości spowodowały, iż często internalizujemy to podstępne przekonanie, że gdy będziemy mówić o naszym bólu, uzna się nas za przesadnie wrażliwe, nerwowe lub nawet za histeryczki. Ale gdy uznaje się nasze dolegliwości za niewarte medycznej interwencji i odmawia się nam prawa do ulgi, odmawia się nam także sprawczości i władzy nad własnym ciałem. Abyśmy mogły udzielić świadomej zgody na zabieg taki jak założenie wkładki domacicznej, musimy najpierw mieć możliwość, aby przygotować się na ból, który taki zabieg może spowodować – i musimy mieć możliwość skorzystania ze środków znieczulających.
Kwestia świadomej zgody i cielesnej autonomii znalazła się w centrum uwagi pod koniec czerwca 2021 roku, kiedy Britney Spears wypowiedziała się przed sądem na temat kurateli, za pomocą której od 2008 roku kontrolowano jej życie i ciało. Według jej świadectwa przymuszano ją do występów, gdy nie czuła się dobrze, w jej własnym domu odmawiano jej prawa do prywatności, zmuszano ją do poddawania się badaniom medycznym i przyjmowania litu. Spears ujawniła też, że wbrew jej woli założono jej wkładkę domaciczną, a następnie zakazano ją usuwać. Jak wielu kobietom – zarówno tym żyjącym w minionych wiekach, jak i teraz – na podstawie opinii dotyczących jej zdrowia psychicznego i zdolności do podejmowania wyborów odmówiono Spears prawa do decydowania o posiadaniu dzieci i własnym zdrowiu. Te naruszenia, jak napisałam w artykule opublikowanym w internetowej edycji magazynu „Vogue”, ustawiały Spears w długim ciągu ofiar przypadków pogwałcenia praw reprodukcyjnych i wolności kobiet z marginalizowanych grup: żyjących z niepełnosprawnościami, chorych i wykluczanych. W ostatnich słowach swojego oświadczenia przed sądem Spears powiedziała: „Jestem już zmęczona byciem osamotnioną”. Zabierając głos i domagając się „takich samych praw, jakie mają wszyscy”, rozpoczęła rozmowę o tym, jak kobietom na całym świecie wciąż odmawia się tych praw – z powodu medycznej, społecznej i rasowej dyskryminacji. Kuratela nad Spears zakończyła się w listopadzie 2021 roku, ale niesprawiedliwość, której jej historia jest symbolem, trwa nadal – i nie widać jej końca.
Te i liczne inne kwestie dotykające zdrowia kobiet i grup wykluczanych, które stały się elementem kulturowej debaty w czasie od premiery Wybrakowanych, łączy wspólne przesłanie. Jeśli tematem rozmowy jest własne rozumienie naszych ciał i naszego bólu, powinno się nam ufać, słuchać nas i nam wierzyć. Od gotowości lekarzy, by uznawali nas za istoty ludzkie, zależy nasze życie; a żeby zrozumieć nasze choroby i dolegliwości, medycyna potrzebuje naszej wiedzy o tym, jak to jest żyć w naszych ciałach. Potrzeba, by przedstawiciele zawodów medycznych słuchali nas i szanowali, stała się jeszcze bardziej paląca w dobie pandemii COVID-19, która dodatkowo spotęgowała nierówności w zdrowiu, dobrobycie i opiece zdrowotnej kobiet i innych marginalizowanych grup. Pewne badanie opublikowane w 2021 roku pokazało, że kobiety i osoby, którym przy narodzinach przypisano płeć kobiecą, stanowią siedemdziesiąt–osiemdziesiąt procent osób cierpiących na tak zwany „długi COVID”, czyli wieloobjawowy i bardzo osłabiający stan poinfekcyjny. Szacuje się, że w Wielkiej Brytanii długi COVID dotknął 1,3 miliona osób, ale „kobieca” natura symptomów – między innymi dolegliwości bólowe i zmęczenie – powoduje, że osoby cierpiące na niego często muszą domagać się, by badano je bez nastawienia, które historycznie mąciło zrozumienie „tajemniczych” kobiecych chorób przewlekłych. Kiedy te osoby zaczęły zgłaszać zaburzenia w przebiegu cyklu miesiączkowego po otrzymaniu szczepionki na COVID-19, najczęściej bagatelizowano ich obawy, twierdząc, że to nic poważnego. Niechęć do dokładnego zbadania potencjalnego związku między szczepionką i właściwym przebiegiem menstruacji przywołuje echa obserwowanej w minionych wiekach tendencji do relegowania okresu do nieistotnej dziedziny „kobiecych problemów”. W medycznym establishmencie pojawiło się zmartwienie, że zwracanie nadmiernej uwagi na ten problem może zwiększyć nieufność co do wpływu szczepionki na płodność, przez co młode kobiety będą wahały się, czy ją przyjmować. Ale problem niechęci do szczepionki dałoby się rozwiązać, gdyby tylko dotknięte nim osoby mogły mieć przekonanie, że ich obawy są traktowane poważnie. Pośród całej straty, zniszczenia i trudów, jakie przyniosła pandemia, są też ważne lekcje, które musimy odrobić, jeśli medycyna ma zmierzać ku bardziej empatycznej i sprawiedliwej przyszłości, w której głosy grup marginalizowanych w dyskusjach o tym, komu należy się dobre zdrowie, w końcu będą szanowane i traktowane priorytetowo.
Mnie samej, kobiecie chorej, publikacja w czasie pandemii książki o historii medycznych niesprawiedliwości związanych z płcią przynosiła na zmianę radość, gniew, poczucie sprawczości i ból. Jak wiele osób, które uznano za „klinicznie wrażliwe”, stale przebywałam w czterech ścianach, bojąc się tego, jak wirus może spustoszyć mój już i tak pokiereszowany układ odpornościowy. Jak wszyscy, którzy w zmaganiach z przewlekłą chorobą polegają na personelu medycznym, rozpaczliwie próbowałam opisać mój ból przez telefon. Występowałam, udzieliłam wielu wywiadów, pisałam artykuły i występowałam w podcastach – a robiłam to wszystko, kiedy ból wyginał mi stawy, a oczy zachodziły mgłą zmęczenia. Ale identyfikowanie się publicznie jako kobieta chora – i pozwolenie, by ta tożsamość stała się ważną częścią mojego autorytetu autorki i badaczki – pozwoliło mi odnaleźć głęboki sens bycia chorą.
Ta książka zaczęła się od więzi i wspólnoty, i jestem dumna, że dała więzi i wspólnotę także innym. Zaszczytem było dla mnie móc usłyszeć, że osoby czytające ją odnalazły się w historiach chorych kobiet i że moja własna opowieść pomogła komuś poczuć, że ktoś go dostrzegł, usłyszał – i mu uwierzył. Płakałam, gdy czytałam wiadomość od czytelniczki, której dziecko też cierpiało na wrodzony blok przedsionkowo-komorowy; zanim przeczytała moją książkę, nigdy nie spotkała innej osoby, która przeszła to, co ona. Wzdrygałam się, czytając relacje o absurdalnych rzeczach, które padły z ust lekarzy, i gwałtownie kiwałam głową, gdy opowiadano mi o wieloletniej walce o prawidłowe zdiagnozowanie endometriozy, tocznia lub stwardnienia rozsianego. Napisawszy książkę o uporze, z jakim medycyna od wieków trzyma się binarności płci, byłam wdzięczna za wiadomości od osób niebinarnych, które się w niej odnalazły. Powinniśmy być traktowani przede wszystkim jak ludzie, nasze choroby i dolegliwości powinny być leczone w sposób wolny od przestarzałych mitów o ludzkiej biologii. Prosimy tylko o to, by traktowano nas podmiotowo, z poszanowaniem naszej cielesnej autonomii i by uszanowano nasze prawo do podejmowania dobrowolnych i świadomych decyzji o naszym zdrowiu i życiu.
Przez ostatni rok często proszono mnie, bym przekazała chorym osobom, które szukają ulgi w bólu, jakąś radę. Moja odpowiedź zawsze była taka sama: pamiętaj, że twoje ciało należy do ciebie. To przeświadczenie nie jest obce historii medycyny, znamy je z wypowiedzi osób, które odważnie kwestionowały seksistowskie status quo medycznej nauki i praktyki. Wiem, jak trudno jest ufać swojemu ciału, jak trudno jest nie stracić wiary w intuicję, co dzieje się pod naszą skórą, kiedy ci, którzy mają się nami opiekować, twierdzą, że znają nasze ciała lepiej niż my. Ale jest coś potężnego w tym, że tylko my możemy dawać świadectwo temu, co naprawdę dzieje się w naszym ciele. W dotychczasowej historii złe traktowanie chorych osób polegało przede wszystkim na unieważnianiu naszej własnej kompetencji w mówieniu o naszej cielesności. Ale stając z tą historią twarzą w twarz i obnażając te systemowe i strukturalne siły, które odebrały nam nasze ciała, możemy w końcu zrozumieć, że problem wcale nie leży w nas. W zabieraniu głosu – o ile jest to możliwe – zawsze tkwi siła, tak samo w słuchaniu innych, gotowych opowiedzieć o swoich chorobach i cierpieniu, które są przecież nierozłącznie zespolone z byciem człowiekiem. Twoje ciało należy do ciebie; nie jesteś sama.