- W empik go
Wybrana przez bogów - ebook
Wybrana przez bogów - ebook
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to by było, gdyby bogowie istnieli naprawdę? Jak wyglądałoby nasze życie, gdyby to oni decydowali o jego biegu? Czy nadal mielibyśmy szansę, by zmienić swój los?
Dziewiętnastoletnia Caro też się nigdy nad tym nie zastanawiała, aż do tego pamiętnego dnia, gdy na swojej drodze spotkała Nike, Nemezis i Zeusa. Od tego momentu jej głównym celem, między zajęciami na uczelni a prywatnym życiem, jest ratowanie przyjaciół przed tym, co nieuchronne. Obdarzona nadludzkimi mocami dziewczyna będzie musiała stoczyć niejedną walkę i odciąć się od wszystkich toksycznych relacji, które mogą przeszkodzić jej w zwycięstwie. Czy znajdzie się ktoś, kto pomoże jej w tym najtrudniejszym w życiu zadaniu?
Budzę się po kolejnej nocy z nią. Wysoką, ciemnowłosą dziewczyną o idealnych
proporcjach. Nigdy jej nie widziałem na żywo, zawsze w snach. Jej oczy były szare i nieprzeniknione. Pojawiała się w każdym śnie. Mogłem spędzać noc z najpiękniejszą kobietą, ale gdy tylko zamykałem oczy, widziałem ją. Od dziewiętnastu lat w moich snach nie pojawiła się inna kobieta, tylko milcząca ona.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-716-1 |
Rozmiar pliku: | 645 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od kiedy pamiętam, w moich snach pojawiał się on. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego włosy kolorem przywodziły na myśl bezgwiezdną noc. Nigdy wcześniej nie widziałam tak ciemnych włosów. Nawet u mojego najlepszego kumpla, który chwalił się, że ma włosy tak ciemne jak dusza samego Lucyfera. Oczy tego mężczyzny były jasne i przejrzyste niczym najczystsza woda na Ziemi. Mogłam śnić o najgłupszych i najbardziej nierealnych rzeczach (przykładowo, że jestem filigranową blondynką, która ma chłopaków na pęczki), a on i tak tam był. Przyglądał mi się, ale jeszcze nigdy nic nie powiedział. Trochę mnie to irytowało, wciąż irytuje, ale co mogę zrobić? To sen, który nie przeniknie do rzeczywistości, choćbym błagała tego Idealnego Mężczyznę o pojawienie się w moim monotonnym życiu.
Niestety ranek zawsze brutalnie wyrywał mnie z „randek” z Ianem (tak go nazwałam, kiedy miałam dziewięć lat, gdyż zwykły „Jan” mi nie pasował). Niemal z płaczem wstawałam i szykowałam się na kolejny dzień w świecie rzeczywistym. „Oby przetrwać zajęcia” – takie było moje motto, dopóki nie spotkałam Ryana. Poznaliśmy się w piątej klasie szkoły podstawowej i od tamtej pory jesteśmy nierozłączni (obecnie mamy po dziewiętnaście lat). Każdy, nawet najgłupszy pomysł (jak na przykład wrzucenie dwóch mentosów do dwulitrowej coli w moim pokoju na moim łóżku) musiał być zrealizowany wspólnie.
Nasi rodzice myśleli, że zostaniemy parą, jednak Ryan wolał chłopców. Ogromna strata dla płci pięknej. Ryan wyglądał zabójczo: wysoki, zbudowany jak trzeba, z kruczoczarnymi włosami, ze skórą w kolorze karmelu i tym przepięknym uśmiechem ukazującym idealnie białe i równe zęby. Za takim wyglądem skrywał się czarujący chłopak. Jego inteligencja i zdolność do logicznego myślenia nieraz zaskakiwała nauczycieli i znajomych. Poza tym dżentelmen, co przez dziewczyny było tak czczone, że ilekroć przepuszczał je w drzwiach, robiły się czerwone i wykorzystując sytuację, próbowały zwrócić na siebie jego uwagę, kręcąc tyłkiem. Kiedyś go zapytałam, co myśli o takim zachowaniu.
– Uważam, że jest to zachowanie świadczące o ich ograniczonym myśleniu o mężczyznach. Nie każdy z nas patrzy na tyłek kobiety i na jego podstawie określa jej atrakcyjność – odpowiedział.
Myślałam, że padnę ze śmiechu. Ryan zawsze wiedział, co mnie rozbawi. Znamy się jak łyse konie, a kłócimy jak stare dobre małżeństwo. O jego preferencjach seksualnych oficjalnie dowiedziałam się podczas jednego z maratonów filmowych. Oglądaliśmy Szkołę uczuć (nasz ulubiony film).
– Caro, muszę ci coś powiedzieć.
– Wal śmiało. Wiesz, że zawsze cię wysłucham i wesprę. Co się stało?
– Pamiętasz nasz wyjazd do Torunia? Ten, podczas którego miałaś załamanie nerwowe?
Nie musiał mi przypominać. Byłam wtedy wrakiem człowieka, a on robił wszystko, by mi pomóc.
– No pamiętam. Co to ma do rzeczy?
– Pamiętasz, jak poszliśmy na karaoke, a ja śpiewałem w duecie z takim wysokim blondynem, bo ty nie chciałaś?
Oczywiście, że pamiętałam tamtego blondyna. Po piosence przysiadł się do nas. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on nie mógł ich oderwać od Ryana.
– O ile dobrze pamiętam, nazywał się Paweł. Nie odrywał od ciebie oczu, co mnie zabolało, bo myślałam, że swoim wyglądem ściągam wzrok wszystkich wokół.
– Tak było. Wyglądałaś strasznie. Włosy matowe, przyklapnięte. Oczy czerwone, zapuchnięte i ta przerażająco blada twarz.
– Zawsze jestem blada! Mniejsza o to. Co z nim?
– Jak poszłaś do toalety, pogadaliśmy chwilę i wziął ode mnie numer. Od tamtej pory piszemy ze sobą i kilka razy spotkaliśmy się na randkach.
Widzę, że mój przyjaciel wstrzymuje oddech i patrzy na mnie z niepokojem w oczach. Rany, boi się mojej reakcji!
– Ryan, wiem, że jesteś gejem. Domyśliłam się, jak parę miesięcy temu poszliśmy na zakupy po sukienkę dla mnie na wesele Ani.
– Wiedziałaś? – jego głoś zdradza szczere zdumienie.
– Oczywiście. Jestem twoją przyjaciółką z bardzo dobrze rozwiniętą zdolnością obserwowania ludzi.
Na wspomnienie tej rozmowy chce mi się śmiać. Po filmie poszliśmy na spacer z psem Ryana – Siarczanem – dużym, czarnym kundlem.
***
Trzy miesiące później byłam świadkiem, jak dwóch kolesi napadło Ryana i dotkliwie go pobiło. Jak przez mglę pamiętam swoje zachowanie, ale na moje nieszczęście Ryan wszystko pamiętał. Kiedy już go opatrzyłam, powiedział mi, że nigdy nie widział mnie tak wściekłej i agresywnej. Poczułam się zadowolona, że mama dała się namówić na kurs samoobrony.
– Czemu cię pobili? Przecież nic im nie zrobiłeś.
– Zobaczyli, jak żegnam się z Pawłem. Poczekali, aż odejdę i rzucili się na mnie, krzycząc: „Pedał, na szubienicę z nim” i tym podobne. Nie wiem, co by się stało, gdybyś mnie nie zobaczyła.
– Hej, nie martw się. Byliśmy przecież umówieni na spacer z Siarczanem, więc i tak bym was zobaczyła.
Serce mi się krajało, jak go wtedy opatrywałam i patrzyłam na niego. W tamtym momencie obiecałam sobie, że nie pozwolę go skrzywdzić. Traktowałam go jak brata, a moja miłość do niego była tak silna, że zrobiłabym wszystko, aby tylko oszczędzić mu bólu. Wtedy też podjęłam decyzję, że nie możemy zostać na okres studiów w Polsce. Dobrze, że oboje byliśmy wzorowymi uczniami, z dostaniem się na studia w Stanach nie było problemu.
***
Prawdy o swoim Ianie dowiedziałam się, kiedy moja koleżanka Marcelina poleciła mi serial, w którym on grał. Dowiedziałam się, że naprawdę nazywa się Arnold Siahemer, mieszka w USA oraz że jest starszy ode mnie o piętnaście lat. Byłam wtedy w liceum i już planowałam studia w innym kraju. Jednak to były tylko plany, które miały małe szanse na realizację. Ale koniec końców wszystko się udało.Arnold
Budzę się po kolejnej nocy z nią. Wysoką, ciemnowłosą dziewczyną o idealnych proporcjach. Nigdy jej nie widziałem na żywo, zawsze w snach. Jej oczy były szare i nieprzeniknione. Pojawiała się w każdym śnie. Mogłem spędzać noc z najpiękniejszą kobietą, ale gdy tylko zamykałem oczy, widziałem ją. Od dziewiętnastu lat w moich snach nie pojawiła się inna kobieta, tylko milcząca ona. Nigdy nie słyszałem jej głosu. Na pewno jest tak samo urzekający jak jej postać.
– Arnoldzie, wszystko w porządku? – słyszę przy prawym uchu i zostaję brutalnie ściągnięty na ziemię.
– Tak, tak – odpowiadam w roztargnieniu.
– Zjesz śniadanie? Przygotuję coś ze specjałów mojej mamy.
Z wyraźną niechęcią patrzę na właścicielkę tego głosu i przypomina mi się ostatnia noc. No tak, znowu to zrobiłem. Przez Senną Piękność upiłem się i dałem uwieść znanej modelce. Nie pamiętam, jak dotarliśmy do jej mieszkania (przezornie moje klucze zostawiłem Gregory’emu – mojemu ochroniarzowi). Nie wiem nawet, czy ją zaspokoiłem, ale nie interesuje mnie to. Chcę znowu znaleźć się w krainie snów z „moją” Senną Pięknością.
– Nie, dzięki. Nie jestem głodny. Która godzina?
– Za pięć dziewiąta.
Cholera! O dziewiątej trzydzieści muszę być na planie, a nie wiem, gdzie jestem w tej chwili. Telefon! Muszę zadzwonić do Gregory’ego. Gdzie, do kurwy nędzy, jest mój telefon?!
– Telefon – warczę.
– Jest na stole – odpowiada modelka, unikając mojego wzroku.
– Był w moich spodniach, jak przyszliśmy.
– Chciałam tylko wpisać mój numer – słyszę tłumaczenie.
A co mnie to obchodzi? I tak już raczej do niej nie zadzwonię. Nienawidzę, kiedy ktoś bierze mój telefon. Szybko się ubieram, jednocześnie dzwoniąc do Gregory’ego.
***
Pół godziny później jestem na planie, gotowy na dzisiejsze zdjęcia. Senna Piękność musi zejść na drugi plan. Trzeba jakoś zarabiać, a ta rola to najlepsze, co mogło mi się w życiu przytrafić. Mój bohater jest moim lustrzanym odbiciem, biorąc pod uwagę charakter.
– Arnoldzie, twój telefon doprowadza mnie do szału. Od pięciu minut bez przerwy dzwoni! – krzyczy Mia, asystentka.
– Kto się dobija? – pytam, w dziewięćdziesięciu procentach pewny, że to modelka z nocy.
– Jakaś „Kate Misiaczek Arniego” – odpowiada Mia, wypowiadając każde słowo jadowitym tonem.
O nie, znowu zalazłem jej za skórę z tymi kobietami. Muszę to zmienić. Tylko Senna Piękność może to przerwać. Muszę ją znaleźć.
– Powiedz jej, że jestem zajęty przez cały dzień, a potem wyłącz telefon i włącz ten drugi. Proszę.
– Dobra, niech ci będzie.
Uwielbiam ją. Nawet wściekła wykonuje moje prośby. A teraz do pracy. Skupiam się na grze i po chwili przysłania mi ona cały świat.
***
Późnym popołudniem, kiedy zapadający zmierzch uniemożliwił dalsze zdjęcia, pojechałem z Gregorym do mojego kumpla i jednocześnie psychologa, Marka Smitha.
– Cześć, Arnold! Co tu robisz?
– Wpadłem przejazdem – odpowiadam zbyt automatycznie i szybko. Mark to wyłapuje.
– Mów jak na spowiedzi. Co jest?
Już widzę, że włączył mu się psycholog.
No trudno, od dziewiętnastu lat duszę w sobie emocje związane z SP. Muszę w końcu komuś powiedzieć.
– No dobra. Więc mówię jak na spowiedzi. – Ton mojego głosu zdradza, jak bardzo nie chcę. – Od dziewiętnastu lat w moich snach pojawia się pewna dziewczyna. Nigdy jej nie wiedziałem, nie wiem, czemu się pojawia. Wiem, jak wygląda i co lubi, a czego nie.
Widzę, że Markowi oczy robią się wielkie jak spodki i zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłem, mówiąc mu to.
– Czemu nic nie powiedziałeś? Znamy się prawie dwadzieścia pięć lat, wiesz, że możesz mi zaufać. Próbowałeś znaleźć tę dziewczynę?
– Nie, dziś podjąłem decyzję o sporządzeniu jej portretu.
– Zaraz zadzwonię do Toma i przekażesz mu szczegóły dotyczące jej wyglądu.
Po godzinie pytań i poprawek w końcu powstaje portret pamięciowy SP. Na rysunku jest jeszcze piękniejsza niż w moich snach.
– Co zamierzasz z tym zrobić? – Głos Toma wyrywa mnie z zachwytu nad nią.
– Zamierzam dać to do gazet i mediów. Może ktoś ją widział lub zna.
– A jeżeli ona nie istnieje lub nie mieszka w Stanach? – Nic nie zmąci racjonalnego myślenia Marka.
– Chcę spróbować. Co mi szkodzi? Przecież nie muszę podawać przyczyny poszukiwań, chyba.
– No nie, ale obawiam się, że i tak jej nie znajdziesz. – Mark jak zwykle studzi mój zapał.
– Choć raz w życiu bądź optymistą. Mógłbyś mnie wspierać. Nie jako psycholog, ale jako przyjaciel. Czy to tak dużo?
– Nie. Wybacz, stary, czasem nie potrafię oddzielić roli zawodowej od prywatnej. Pomogę ci.
– Dzięki. – Kładę mu rękę na ramieniu i wiem, że mogę na niego liczyć.
***
Następnego dnia idę po gazetę i na pierwszej stronie widzę jej portret. Mój optymizm dotyczący znalezienia jej rośnie. Czuję w głębi serca, że ją znajdę. Moja podświadomość mówi mi, że już niedługo się spotkamy. Tymczasem dziś idę na galę charytatywną i powinienem kupić nowy krawat i koszulę. Senna Piękność znowu musi zejść na dalszy plan. Nienawidzę jej spychać w głąb umysłu. Gdybym mógł, spędzałbym całe dnie, myśląc tylko o niej.
***
Jestem właśnie na kolacji z Markiem i jego żoną, kiedy dzwoni Mia.
– Znaleźli ją – oznajmia tonem „nie–wierzę–że–to–się–udało”.
Moje serce na moment staje, by zaraz wrzucić piąty bieg.
– Gdzie? I kiedy? Gdzie jest teraz? – pytam z coraz większą ekscytacją w głosie.
Mark patrzy na mnie znacząco, więc wstaję od stołu, by odbyć resztę rozmowy w miejscu prywatnym, innymi słowy w toalecie.
– Na lotnisku JFK, godzinę temu, i dalej tam jest.