Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Wybranka boga słońca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybranka boga słońca - ebook

Czy Boga można zabić? Nie, ale można sprawić, by o nim zapomniano!

Słowiańskie bóstwa ścierają się pomiędzy sobą od początku stworzenia. Weles, bóg Nawii, nad wyraz nienawidzi Swarożyca, ognistego boga Słońca, syna samego Swaroga, którego miejsce najchętniej by zajął. Ich potyczki przenoszą się do krainy ludzi – Jawii. Wówczas przed Swarożycem otwierają się nowe możliwości. Stara szeptucha przepowiada mu narodziny syna, dzięki któremu na zawsze pozbędzie się pana zaświatów. Jednak tylko dziecko zrodzone z miłości, pozwoli mu wygrać tę wojnę. Lecz czy Mira będzie potrafiła wybrać pomiędzy tym, co magiczne i boskie, a tym, co namacalne i realne?

Emocjonująca i barwna opowieść o przedchrześcijańskiej Słowiańszczyźnie, pełnej magii, zwyczajów oraz tradycji naszych przodków. Historia miłości w czasach, w których niemal wszystko było możliwe.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68364-37-8
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– Po co mnie wezwałaś, starucho?

– Panie, mój panie, nierozsądnie witać się w progu, wejdź, proszę, do mej skromnej chaty.

Swarożyc niechętnie przekroczył próg walącego się domu Lutosławy. Starowina mieszkała na skraju lasu, z dala od innych gospodarstw. Choć ceniono sobie jej rady, stroniła od towarzystwa, wybrawszy samotność. On sam nigdy jeszcze nie ukazał się tej kobiecie, nie było potrzeby okazywania jej względów, nie bratał się ze śmiertelnikami. Należycie oddawała cześć wszystkim bogom, do żadnego nie przywiązując się zanadto, i to wystarczało.

Wpierw zlekceważył jej wezwanie, ale kiedy je ponowiła, zaczął się zastanawiać, a że był ciekawskim bogiem…

– Usiądź, proszę, czeka nas ciekawa rozprawa – rzekła, dokładając do pieca.

– Wiedz, że jeśli zmarnujesz mój czas, srogo cię ukarzę. Boga nie wzywa się nadaremno, więc mów, po co żeś mnie wołała.

– Coś taki pochmurny, Weles ci dopiekł? – Swarożyc rozsiadł się wygodnie na lichej ławie tuż pod oknem, drewno zaskrzypiało pod jego ciężarem. Był tak wielki, że siedząc, głową sięgał po sam strop. Na dźwięk imienia swego rywala poczerwieniał ze złości. Oparł pięści na kolanach.

– Uważaj, babo, bo żem porywczy.

– W swym krótkim żywocie niejednemu porywczemu dopiekłam.

– Widzę, że śmierci się nie lękasz, tak śpieszno ci do Nawii, kobieto?

Lutosława stanęła na wprost gościa. Przygarbiona ginęła w jego cieniu.

– A dokąd mam iść? Wszystkich bliskich już dawno zabraliście, wy i te wasze swary. Nie mogąc się dogadać, niszczycie nasz świat. Tacy wielcy, a tak mało rozumiecie.

Swarożyc nie przywykł, by go obrażano. Powstał, tymczasem w małej chałupce zrobiło się duszno, nad domem zagrzmiało.

– Siadaj, panie – rozkazała starowina bez strachu. I z jakiegoś powodu bóg usłuchał. – Zesłano mi wizję, dzięki której zakończysz swe spory z Welesem. Pozbędziesz się wroga na zawsze. – Swarożyc wpatrywał się w kobiecinę, ale na jego twarzy nie dostrzegła żadnych uczuć.

– Boga nie można zabić.

– A jednak tego dokonasz, a właściwie twój syn.

– Mam ich wielu, są za słabi, by móc z nim walczyć. Jakimi to magicznymi sposobami mieliby zwyciężyć?

– O nie, mój panie, ten jedyny będzie wyjątkowy, zrodzony z kobiety, która jeszcze długo na tym świecie chodzić nie będzie. Wytrzymać musisz pięćdziesiąt lat, a wtedy się narodzi, da ci syna zrodzonego z miłości, który dorówna ci siłą i mądrością, i pokona władcę zaświatów, biorąc we władanie jego krainę.

Mimo niedowierzania Swarożyc słuchał zauroczony. Objawień nie należało lekceważyć, wiedział to nawet on. Kobieta nie kłamała, od bardzo dawna pragnął unicestwić swego brata. Ich wieczne utarczki, starcia i pojedynki zaczynały go nudzić, ale nie pozwoli, by ten czart wygrał. To jemu należało się panowanie, wszakże był bogiem słońca i ognia, twórcą piorunów, więc od kiedy wspomógł Peruna w walce z Welesem, ten ostatni stał się jego największym wrogiem.

– Jeśli to, o czym mówisz, okaże się prawdą, zostaniesz sowicie nagrodzona. – Swarożyc z uśmiechem popatrzył w dal, poprzez ściany domostwa, w przyszłości widząc swe zwycięstwo.

– Nie dożyję tego dnia, ale ostrzegam cię, musisz być niezmiernie ostrożny. Weles dowie się o tej przepowiedni i zrobi wszystko, by ci to uniemożliwić. I pamiętaj, kiedy ją spotkasz, będziesz wiedział, będziesz to czuł, ale tylko dziecko zrodzone z miłości pozwoli ci zaspokoić pragnienia. Zrodzone z miłości… – ale swarny bóg nie słuchał już więcej, rozpłynął się we mgle. Nie dociekał, dlaczego to jemu, a nie panu zaświatów zdradzone zostało proroctwo.Słowiańszczyzna przed chrześcijaństwem

75 lat później

1

Biegła przez ciemny las, nie zważając na mokry mech, wystające gałęzie i kłujące krzaki raniące jej bose nogi. W młodym ciele rozlewało się ciepło, którym ją obdarzył. Oszukał ją, uwiódł i wykorzystał. Mężczyzna, którego uważała za człowieka, tak naprawdę nie był nim nawet w najmniejszym stopniu. Jak mogła być tak naiwna? Łatwo dała się omotać jego zadziornemu uśmiechowi, czułym słówkom i głębokiemu spojrzeniu. Zdradziła swego pana, zadając się z innym. W głębi serca wciąż żywiła nadzieję, że władca świata umarłych jej wybaczy, że da się udobruchać, że uwierzy w jej szczere przeprosiny i przyjmie ją ponownie pod swe skrzydła, mimo iż tak bezczelnie się go wyrzekła. Ten kłamliwy… dała się usidlić i choć żywiła nadzieję na odkupienie, wiedziała, że Weles nie wybacza tak łatwo. Właściwie to nigdy nie wybaczał, domagał się absolutnej wierności, czym więc mogłaby go przejednać?

Serce niepokojąco łomotało w jej piersi, na rozpalonej do czerwoności twarzy pojawiły się krople potu. Musiała dotrzeć do wejścia do Wyraju, do drzewa Życia. Tam będzie błagać o przebaczenie. Od środka trawiła ją niewyobrażalna gorączka. Ostatnim pocałunkiem rozniecił w niej płomień, który teraz palił całe jej ciało. Pomimo zimnego deszczu nie mogła zaznać ulgi. Porwała sukienkę, wyrywając się z jego objęć, a to, co usłyszała, prawda, którą wyznał, wstrzymała bicie jej serca. Bogowie toczyli wojny od zawsze, ale dlaczego w swoje gierki wplątywali ludzi? Kolejny raz skarciła się za taką łatwowierność, powinna była wiedzieć, przejrzeć go już wtedy, gdy prosił ją, by odrzuciła swe posłannictwo, swego pana. Mimowolnie odwróciła się za siebie, czuła na sobie jego oddech. W tym samym momencie potknęła się o wystający konar i upadła na mokrą ziemię. Śledził ją od świętego domu. Nie spostrzegła nikogo, ale ta gęsta mgła zwiastowała kłopoty. Nie słyszała ptaków, szumu drzew, nie słyszała niczego, wszystko złowieszczo ucichło. Powietrze paliło niemiłosiernie. Wewnątrz drobnego ciała ogień wżerał się w każdy zakamarek jej duszy. Boże, jak to bolało.

– Panie mój, Welesie, ocal mnie – wykrzyczała, nie mogąc zaczerpnąć tchu. – Wybacz mi, ponieważ oszukano i mnie. – Przetarła rozpaloną dłonią zamglone oczy, przekrwione, spowite czerwienią, pełne tańczących ogników. Błagalnie powtórzyła prośbę do swego boga.

Ziemia pod nią nabrała koloru spalenizny, ale ona nie była w stanie wstać. Zadrżała, gdy tuż przed sobą usłyszała kroki. Z gęstych oparów wynurzyła się sylwetka mężczyzny. Wysoki jak dąb, opalony promieniami słońca, czerwonowłosy i brodaty. Jak dobrze znała jego dotyk, jego zmysłowe usta, jego kłamliwe zapewnienia. I te wiecznie płonące oczy.

– Czego ode mnie chcesz? – wydusiła resztkami sił, w ustach zabrakło jej śliny, którą mogłaby zwilżyć opuchnięte gardło i wargi. Krople deszczu nie przynosiły ukojenia.

Bez słowa uklęknął przy jej nogach, litościwie spoglądając na swą wątłą ofiarę.

– Błagam, zakończ tę zabawę… Nie wyrzeknę się Welesa, wiedziałeś to od samego początku, więc po co mnie zwodzisz? On nie jest tak okrutny jak ty.

– Naiwne dziewczę z ciebie. Gdzie jest teraz twój nieskazitelny pan, kiedy ogień zabija cię od środka? Jak widzisz, nie ma zamiaru cię ocalić, moja prostoduszna kochanico. A mogłaś należeć do mnie! – Przetarł jej spocone czoło, odtrąciła jego dłoń. Mimo tych zapewnień wiedziała, że nigdy by do tego nie doszło, nie tym kierował się jej oprawca i nie taki był jego cel. Bogowie zsyłali dobrobyt, ale należało się ich bać.

– Nie oszczędziłbyś mnie, nawet gdybym przysięgła ci wierność. – Nie była głupia jak inne dziewczyny z jej wioski, nie ufała nikomu, więc dlaczego tak łatwo dała się zwieść? Teraz poniesie za to karę. Ale nie chciała jeszcze umierać. – Proszę, nie zabijaj mnie. – Niewzruszony mężczyzna podniósł się z ziemi, nie odrywając od niej swych wielkich, purpurowych oczu.

– Jeszcze dziś trafisz do swego pana, on zdecyduje, czy ofiarować ci życie wieczne w Nawii.

– Błagam, oszczędź. Panie, będę ci służyć tak jak i jemu, błagam. – Przerażona, ostatkiem sił próbowała unieść się na ramionach, nie miała już łez, by móc zapłakać nad swym losem. – Proszę! – Z rozgrzanego do czerwoności ciała zaczął unosić się dym, poczuła swąd palonej skóry. Ból narastał wraz z temperaturą, krzyknęła, nie mogąc znieść parzenia. Z nóg i ramion powoli odchodziła skóra, tkanka przyczepiała się do ubrania, odrywając się od mięśni z każdym ruchem. W niemiłosiernej agonii sięgnęła do wrzącej twarzy, krew zalała jej oczy i usta i szybko wyparowała, pozostawiając po sobie tylko plamę na dziewczęcym obliczu. Płomienie wydobywały się z jej brzucha i piersi, paląc każdy skrawek niewinnego istnienia, rozrywając ją od środka. Z jasnych włosów pozostało jedynie wspomnienie słonecznego blasku, piękne oblicze pokryło się otwartymi oparzeniami. Mięśnie odrywały się od kości. Ogień spalał wszystko na popiół. Niemym krzykiem, błagalnym spojrzeniem prosiła, by zakończył jej katusze, wyciągnęła do niego kikut ręki. Nieubłagany, tylko wpatrywał się w swą wybrankę. Po chwili całe ciało zajęło się niczym niezmąconym żarem. Umierała długo na jego oczach i nawet wycie jej ulatującej duszy nie mogło zaspokoić jego woli zwycięstwa. Niech teraz niezwyciężony Weles poniesie konsekwencje swych czynów. Wojna nadal trwa.

Weles, choć osobiście wolał, jak zwali go Wołosem, długo stał nad wypalonym miejscem, w którym umarła. Siedemnasta ofiara mściwego Swarożego syna. Jakże go nienawidził. Dziewczyna była młoda i piękna, o tak, znał każdą ze swoich wyznawczyń. Oddawały mu hołd, ponieważ był bogiem płodności, a ich dusze trafiały do jego krainy. Jeśli ludzie zamierzali wieść dostatnie życie po śmierci, musieli o niego dbać. Niestety dziewczęta zbyt łatwo poddawały się namiętnym słabostkom, a swarny potrafił uwodzić każdym swym gestem. Weles sam troszczył się o miejscową ludność i ich bydło, chronił zwierzęta szczególnie mu bliskie. Z każdym złożonym w ofierze bykiem ronił łzę, łaskawie przyjmując dar. Od lat toczył tę niepotrzebną walkę ze Swarożycem. Piekielnie uparty i krnąbrny nie pozwalał zapomnieć mu o swoim istnieniu. Chętnie wymazałby go z panteonu, z serc i umysłów czcicieli. Zależało mu tylko na władzy, pragnął suwerenności, więc gdyby jakimś sposobem pokonał jego samego, z pewnością dobrałby się do skóry również Perunowi i innym. Gromowładny wydawał się ślepy na poczynania swarnego, a Swarożyc rósł w siłę i z niewiadomych powodów miał coraz więcej zwolenników. Ale to do niego i tak przybędą w dniu ostatecznym, dlatego Weles nie mógł pozwolić, by ktokolwiek się od niego odsunął. Wiedział, co musi zrobić.

Jeszcze tej samej nocy Wołos ponownie zstąpił na ziemię. Niezauważony przez nikogo przechadzał się po bezkresnych polach uprawnych. Musiał dokonać rzeczy niezgodnych ze swoim posłannictwem. Przeciągnął otwartymi dłońmi po źdźbłach jęczmienia, a pod jego dotykiem każdy łan stawał w płomieniach. Przez pola kukurydzy, żyta czy pszenicy przechodził jak cień, jak południce, które zabierały żniwiarzy na drugi świat, on zabierał plony, skazując ludność na czasy wielkiego głodu. Żywioł ognia był domeną Swarożyca, więc na niego spadnie odpowiedzialność za ten czyn. Przeszedł kilometry rzepaczyska, lnianych pól, poletek buraków, koniczyn czy owsa, spalił wszystko do cna. Nie ma litości dla wyznawców boga ognia, niedługo będzie ich coraz mniej.2

– Miro, musisz wstać, natychmiast!

– Co się dzieje, ciociu? – Dziewczyna ledwie mogła otworzyć zaspane oczy. Zdecydowanie jeszcze nie świtało.

– Płoną nasze pola, twój wuj i reszta wioski już tam są, musisz iść i zobaczyć, czy się przydasz. – Mira momentalnie zeskoczyła z posłania i na gołe nogi naciągnęła długą szarą spódnicę. Przerosła swą ciotkę już kilka lat temu, więc odziedziczona suknia sięgała jej zaledwie do łydek.

Mieszkała w maleńkiej chatce, dołączonej do gospodarstwa swojego wujostwa. Ponieważ nie posiadała własnego inwentarza, pomagała siostrze swojej matki i jej mężowi jak mogła. Pośpiesznie zawiązała chustę na zaplecionych włosach i nałożyła trzewiki.

– Jak tylko się czegoś dowiem, przybiegnę, nie martw się, ciociu, na pewno już sobie poradzili, nie pierwszy raz to się przecież dzieje. – Zacisnęła jednak mocno usta, ogień na polu to nie przelewki i mógł wyrządzić wiele szkód.

Czym prędzej wybiegła z chatki, zostawiając ciotkę samą.

Radzisława cierpiała na bolesne schorzenie kręgosłupa, które utrudniało jej poruszanie się. Ograniczała się do niewielkich prac domowych, ciesząc się, że bogowie nie odebrali jej jeszcze sprawnych rąk. W cięższych pracach wyręczała ją Mirosława, córka jej tragicznie zmarłej siostry. Gdyby nie pomoc dziewczyny, ani ona, ani jej Mirogniew nie daliby sobie rady. Oboje byli już bardzo starzy i zdawali sobie sprawę, że ich czas na tym świecie dobiega końca. Musieli przekazać siostrzenicy całą swą wiedzę, aby przygotować ją do samodzielnego gospodarowania. Nie było już nikogo z krewnych, kto mógłby jej dopomóc lub ją przygarnąć, a sami nie mieli własnego potomstwa. Zawczasu próbowali wyswatać Mirę z kilkoma młokosami, ale dziewczyna nie zamierzała opuszczać wujostwa.. Zresztą nie mogliby ofiarować wybrankowi zbyt okazałego wiana. Ona sama nie paliła się do zamążpójścia, więc jej nie zmuszali, choć w obejściu przydałby się silny mężczyzna. Dzięki swej wrodzonej uprzejmości i niebywałej dobroci już jako dziecko zaskarbiła sobie przychylność miejscowych, szanowano jej wybór, po cichu tylko nazywając ją starą panną.

Mira przebiegła podwórko, podrywając na nogi starą kozę. Później przecięła dróżkę za domem opiekunów, wbiegając pomiędzy drzewa niewielkiego zagajnika. W oddali widziała czerwone smugi światła przecinające ciemność.

– Nie idź tam! – Obróciła się momentalnie na szept tak donośny, że aż zabolało ją w uszach. Omiotła wzrokiem zagajnik, ale nie dostrzegła nikogo.

– Czy ktoś tu jest? – zapytała ostrożnie. Nikt jej nie odpowiedział, przyśpieszyła więc kroku.

– Nie idź tam… tam tylko śmierć! – powtórzył nieznany głos.

Zimny pot zrosił jej plecy. Przystanęła, starając się dostrzec kogoś w ciemności, rozglądała się na wszystkie strony, ale dalej nic nie widziała. Poczuła mrowienie na karku. Ani przed, ani za sobą nie miała nikogo. Pośród brzozowych gałęzi usłyszała szelest skrzydeł i wtedy dojrzała wielkie, błyszczące sowie oczy. Ptaszysko zaskrzeczało jeszcze raz i usiadło spokojnie na liściastej odnodze, złowrogo wpatrując się w przybysza.

– Bobok – szepnęła z lękiem, cofając się kilka kroków.

Puchacz zaskrzeczał groźnie, ale nie ruszył się z miejsca. Nie zamierzała czekać na jego atak. Znała doskonale opowieści o tym demonie, straszył głównie dzieci, ale nie chciała sprawdzać, czy i jej wyrządzi krzywdę. Bobok za dnia ukrywał się w ciemnych miejscach, najczęściej na strychach, ale już po zapadnięciu zmroku wyłaniał się z ukrycia, by znęcać się nad najmłodszymi. Udobruchać można było go tylko zacną porcją strawy, ale nie zawsze pełna misa spełniała swe zadanie.

Dyskretnie wycofała się w stronę prześwitu, ostrożnie stawiając kroki, a po chwili ruszyła biegiem w stronę palących się pól. Na widok szalejącej pożogi szybko zapomniała o leśnym spotkaniu i tajemniczym ostrzeżeniu.

Gdy wkroczyła na pola należące do swego wuja, ogień zdążył rozprzestrzenić się już na graniczne łany. Ludzie biegali z wiadrami, chcąc uratować, co się da, żar jednak ogarniał wszystko. Kukurydza i pszenica, które należały do nich, zostały spalone do ziemi. W ciemną noc niebo rozświetlały strzelające w górę płomienie, nie było niczego do ocalenia. Z przerażeniem spojrzała na to, co się działo. Szybko odnalazła krewnego. Ludzie stali oniemiali na miedzy, nie będąc w stanie zrobić już nic więcej, pozostawało tylko modlić się o deszcz, aby ogień nie strawił wszystkiego. Mira spojrzała w mokre oczy swego wuja, żadne słowa otuchy nie mogły pocieszyć starego człowieka. Oboje wiedzieli, że czeka ich głodowy rok. Wędrująca po świecie bieda tym razem zapuka także do ich drzwi.

– Co się mogło stać? – zapytał ochryple Barnim, najstarszy w wiosce. – Piorun…? A może ktoś podpalił w nocy?

– Ogień nie dotknął lasu – zauważył Starosław, najbliższy sąsiad ich gospodarstwa.

– Leszy nie pozwoli – odezwała się jego żona i wszyscy razem zwrócili się w stronę granicznych drzew. – Zobaczcie, ktoś tam jest! – zawołała ponownie. – Czy to nie aby…?

– A niech to… Wygląda jak… bóg ognia – dodał stojący za nią syn.

Na skraju lasu stała nadzwyczaj wysoka, długowłosa postać. Brodaty mężczyzna wpatrywał się w trwającą gorączkę. Był za daleko, aby mogli dostrzec jego wściekłość. Ale on słyszał i widział dokładnie. Zszedł do Jawii, człowieczego świata, aby na własne oczy zobaczyć niegodziwość Pana Zaświatów.

– To jego sprawka – krzyknął ktoś za plecami Mirosławy.

– Bóg nas pokarał – zawtórował jej wuj. – Swymi uczynkami naraziliśmy się na jego gniew – zapłakał pokornie nad swym losem.

– Nieprawda – huknęła Ciesława, żona Starosława. – Niczym nie zawiniliśmy, wiedziemy spokojny i uczciwy żywot. To Swaroży syn. Nie dba o nikogo, zsyła na nas tę udrękę. Po co miałby tu być? – wymachiwała rękoma w stronę Swarożyca. Pośród tłumu zawrzało.

– Zważaj, kobieto, na słowa, bogowie słuchają uważnie i jeszcze pokarają nas bardziej przez twe bluźnierstwa.

– A można jeszcze bardziej, dobrodzieju? – krzyknęła w stronę Mirogniewa, wskazując na dopalające się plony. – Od dawna nami gardzą, mimo naszych modłów, składanych ofiar, nie można liczyć już na ich pomoc. Jesteśmy dla bogów tylko robakami, na które nie warto splunąć. – Liczni pokiwali na znak zgody z Ciesławą.

– Zaklinam cię, milcz, bo spotka cię kara boska! – ostrzegł stanowczo Mirogniew. – Dla waszego dobra ucisz żonę, Staro, dość już nam smutków na dziś. – Starosław spojrzał groźnie na małżonkę, mimo iż sam podzielał jej osąd, nie odważył się wypowiedzieć go na głos. Zagarnął skomlącą kobietę pod ramię i oddalił się w stronę domostw. Pozostało czekać, aż ogień się uspokoi i zacznie dogasać, noc była bezchmurna i nawet płanetnik im już nie pomoże.

Mirosława nie mogła uwierzyć, iż to bóg mógłby zesłać taki kataklizm na ich osadę. Mieszkający tu ludzie pracowicie i pokornie zajmowali się swoim skromnym dobytkiem, zawsze skrzętnie dbali o coroczne święta i swoje bóstwa. Mimo iż nigdy żadnego nie spotkała, ich życie było ściśle połączone i przeplatało się nawet pośród codzienności. Odłączyła się od tłumu, by przyjrzeć się przybyszowi, i choć stał daleko, poczuła jego siłę. W momencie, kiedy spojrzał na nią, ugięły się pod nią nogi i poczuła dziwne mrowienie w opuszkach, jakby poraził ją piorun.

Swarożyc słyszał oskarżenia chłopów. Mógłby nauczyć ich rozumu, ale zostali już wystarczająco pokarani. Tak jak spodziewał się tego Weles, cała wina spadła na boga ognia. Niegdyś niegroźne swary w niebiosach przerodziły się w batalie pośród niczego nieświadomych ludzi. Nie odda panowania i władzy nad słońcem, którą chciał odebrać mu władca zaświatów. Znajdzie rozwiązanie i pokona czarciego wroga.

Wpatrywał się w szalejący ogień, ukochał ten żywioł, ale nauczył się go szanować i wykorzystywać. Ponownie usłyszał wrogie podszepty, złowieszczo zerknął w stronę gawiedzi. Mógłby ukazać im się bliżej, wyjaśnić, ale nie będzie się kajał. Po raz ostatni ogarnął wzrokiem pożogę i zrozpaczonych gospodarzy, pośród tłumu dojrzał jednak kogoś jeszcze. Zamierzał odejść, kiedy wyszła ze zbiorowiska. Drobna, ciemnowłosa, wokół której dostrzegł tylko dla niego widoczną jasną poświatę. Patrzyła prosto na niego, jakby ujrzała jego chmurne, zmęczone oblicze. Zmrużyła oczy, ciężko wzdychając, aż nagle jego serce zaczęło bić szybciej.

– Nie zrobiłem tego – szepnął, sam nie wiedząc dlaczego. Pragnął, by wiedziała. Nie mogła go usłyszeć, a jednak kiwnęła głową na znak zrozumienia.

Minęło siedemdziesiąt pięć lat, odkąd odwiedził starą czarownicę. Na długo zapomniał o proroctwie, nie przywiązując do niego większej wagi, choć sam pomysł unicestwienia Welesa podobał mu się niezwykle. Zaburzyłoby to dotychczasowy porządek, ale bogowie potrafili sprytnie przejmować obce domeny i zamieniać je na swoje, jakby od zawsze nimi władali. Dowiedli tego podczas licznych wojen. Szczerze powiedziawszy, tylko dzięki ich potyczkom świat ludzi nabrał dzisiejszego kształtu. Wszystko, co działo się w górze, miało swoje następstwa w Jawii. Żadna z krain, Jawia, oddana ludziom, Prawia, zwana domem bogów, czy Nawia, kraina umarłych, nie byłaby w stanie istnieć bez siebie. Uzupełniały się i wzajemnie przenikały, tak jak wymyślił to praojciec.

Pożałował, że zszedł dziś na ziemię. Odwrócił się i rozpłynął pośród ciemnego lasu.

Mira poczuła zawód, kiedy mężczyzna zniknął pomiędzy drzewami. Coś dziwnego i niecodziennego ciągnęło ją w tamtą stronę. Jeśli rzeczywiście był to Swarożyc, to dostąpili niezwykłych odwiedzin. Spotkania z bogami nie zdarzały się bez powodu i nie każdy był godzien towarzystwa najwyższych. Odniosła wrażenie, że jeszcze się spotkają. Albo po prostu żywiła taką nadzieję.

Zgliszcza dopalały się przez dwa następne dni, nieliczne płomienie ugaszono. Trzeciego dnia zwołano wiec, mieszkańcy spotkali się w jedynej oberży, jaką posiadała osada. Tylko to miejsce i święty chram było w stanie pomieścić tak liczną grupę poszkodowanych. Cała wioska zgromadziła się, by obliczyć straty. Niestety nie było nikogo, kto nie ucierpiał przez podpalenie.

– Został miesiąc do Święta Plonów, uda nam się coś jeszcze wyhodować? – Wszyscy niemo wpatrywali się w syna Starosława, Miłosza, który zadał pytanie. Młodzieniec nieśmiało spuścił głowę.

– Pozostaje nam to, co mamy w swych ogrodach, pewne warzywa jeszcze da się posadzić, zgromadźcie wszelkiego rodzaju sadzonki, ziarna i nasiona, podzielimy pomiędzy wszystkich. Wyśle się posłańców do sąsiadów z prośbą o wsparcie i z pomocą bogów przetrwamy tę zimę.

Jak zarządziła starszyzna, tak zrobiono. Zliczono także zwierzęta gospodarskie, decydując, ile z nich można poświęcić, nie zapominając, że ofiara należy się także Welesowi.

Posłańcy wrócili po trzech dniach, żaden nie miał dobrych wieści. Pola zapłonęły także pomiędzy włościami sąsiednich wiosek. Wydawało się, iż pożoga ogarnęła cały kraj. Błagalne modły mogły odwrócić losy wszystkich, tylko czy zagniewani bogowie zechcą ich jeszcze wysłuchać?

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: