- W empik go
Wybrany dla niej - ebook
Wybrany dla niej - ebook
Kontynuacja serii „Rodzina Santo”.
Adamo Vitto, brat Melody, od trzech lat mieszka w Nowym Jorku. Mężczyzna nadal nie wykonuje wielu zadań dla rodziny i nie planuje tego zmieniać. Najchętniej odciąłby się od mafii i prowadził zupełnie zwyczajne życie.
Jednak okazuje się, że wkrótce będzie bardzo potrzebny rodzinie, wobec której będzie musiał wypełnić zobowiązania. Dwudziestojednoletnia Sofia Santo, po tym, jak została zaatakowana na uczelni, potrzebuje kogoś, kto nauczy ją samoobrony. Dziewczyna, podobnie jak Adamo, nie chce mieć nic wspólnego z mafią, ale jej życzenia niestety nic nie znaczą wobec obowiązku zamążpójścia czekającego na każdą księżniczkę mafii.
Między Adamo i Sofią, którą mężczyzna szkoli, tworzy się więź, która z czasem przekracza granice zwykłej przyjaźni. Jednak Adamo nie może zostać mężem Sofii i wkrótce para przekona się, że ich uczucia względem siebie niezmiernie uprzykrzą im życie. Bracia Sofii już szukają kandydata do jej ręki… Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-295-2 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kilka lat temu, podczas wesela…
Adamo
Siedząc w śmigłowcu świeżo upieczonego męża mojej siostry, spoglądam na swój mafijny tatuaż na wewnętrznej stronie nadgarstka. Ten, kto wymyślił, że naszym znakiem rozpoznawczym ma być symbol nieskończoności, musiał być nieźle naćpany albo sentymentalny.
Czuję na sobie czyjś wzrok, więc podnoszę głowę i napotykam niebieskie tęczówki kuzyna. On, jako następca bossa, ma podobny tatuaż, lecz na wysokości serca, a dodatkowo jego znak przyozdobiony jest koroną. Od dziesięcioleci w ten sposób tatuuje się każdego, kto zostaje oficjalnie ogłoszony bossem lub jego następcą, a Cristiano jest pierwszy do przejęcia tego tytułu. Potem w kolejce jest jego syn, a w przypadku jego braku – ja.
Boże, daj mu przynajmniej pięcioro chłopców…
Obserwuję, jak mężczyzna podnosi dłoń w milczeniu, a następnie, niemal dyskretnie, stuka się opuszkiem palca w klatkę piersiową, dokładnie w miejscu tatuażu, jednak wiem, że nie o ten mu teraz chodzi, a o napis tuż nad nim. Mimowolnie podnoszę rękaw białej koszuli, by spojrzeć na wydziarane przed laty hasło. La famiglia viene prima di tutto¹ motto naszej Rodziny. Tekst, który powinien nosić jedynie boss i spadkobierca tego tytułu, jednak ja od samego początku miałem tą zasadę głęboko w dupie. Dla naszej czwórki te słowa znaczą dużo więcej niż mafijne zobowiązania, dlatego wytatuowałem je na ręce niedługo po wcieleniu. Dla mnie, Cristiano, Mel i Gemmy ten splot liter przypomina, że w razie konieczności bez wahania oddamy życie za każdego z naszej nierozerwalnej paczki.
Kuzyn posyła mi porozumiewawczy uśmiech i wiem, co sobie teraz myśli. Obaj jesteśmy gotowi zginąć za chwilę w walce, byleby uratować moją siostrę z rąk porywaczy. W sumie może taki scenariusz byłby dla mnie wybawieniem, bo tylko śmierć może mnie uwolnić od znienawidzonej mafii i mrocznej wizji przyszłości. Jeśli moje poświęcenie mogłoby uratować Melody, to wchodzę w to całym sobą, bo bez siostry mój świat nie istnieje. Nie dam rady iść tą drogą, gdy jej przy mnie nie będzie.
Sofia
Chcąc uniknąć dalszych ciekawskich spojrzeń gości weselnych, przemierzam korytarze rezydencji w nadziei, że na nikogo się nie natknę. Choć państwo młodzi pojechali do szpitala, żeby sprawdzić, co z nogą mojej bratowej, przyjęcie trwa w najlepsze. Ja jednak nie mam zamiaru dłużej w nim uczestniczyć. Moje pojawienie się na ślubie wywołało niemałą sensację wśród ludzi ojca, a z tego, co mi wiadomo, nie jestem okazem w ZOO, żeby bez skrępowania móc mi się przyglądać i wytykać palcami.
Mijam w głównym korytarzu kolejne drzwi i z ulgą zauważam schody. W ciągu ostatnich lat byłam w tej posiadłości raptem kilka razy, więc nie znam na pamięć układu pomieszczeń, jednak teraz przynajmniej już wiem, że jestem na dobrej drodze, by odnaleźć swoją sypialnię w skrzydle Alessandro.
Przyspieszam kroku, gdy nagle słyszę stłumiony głos:
– Masz piękną córkę, Santo. Nic dziwnego, że tak skrzętnie ukrywasz ją przed światem.
Mimowolnie przystaję w miejscu i rozglądam się dookoła. Po chwili zauważam, że stoję tuż przed gabinetem. Kierowana ciekawością, przyklejam ucho do drewna i nasłuchuję.
– Sofia i piękność? – pada opryskliwa odpowiedź. – Może weź już nie pij, Vitto.
Przewracam oczami. Oczywiście, w oczach mojego ojca nigdy nie będę piękna ani godna naszego nazwiska.
– Skończ już z tymi tekstami, bo przy mnie nie musisz udawać. Może i inni wierzą w to, że masz ją gdzieś, ale ja wiem, że po prostu ukrywasz ją przed resztą w oczekiwaniu, aż trafi się ktoś, kto zaoferuje za nią najwięcej. W końcu jest córką bossa…
W pomieszczeniu nastaje cisza, a ja oczami wyobraźni widzę zarozumiały uśmiech Eduardo. Zapewne teraz myśli, jak najlepiej rozegrać rozmowę ze swoim partnerem, żeby wyciągnąć z tego maksymalny zysk. Vitto nawet się nie domyśla, jak jego założenia odnośnie do mojej relacji z ojcem są dalekie od prawdy. Ten mężczyzna mnie nienawidzi. Gardzi mną i gdyby nie bracia, już dawno byłabym martwa.
– Czy ty – kładzie wyraźny nacisk na to słowo – chciałbyś złożyć mi jakąś ofertę? – pyta po chwili Santo zaciekawionym głosem.
Ktoś tu chyba zapomniał, że nie jestem już bezbronnym dzieckiem, które pozwoli się sprzedać.
Zaciskam dłonie w pięści, jednak w ciszy czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
– Tak i myślę, że obaj możemy na tym zyskać…ROZDZIAŁ 1
Adamo
– Dajesz, Al! – wołam do przyjaciela. – Kopiesz jak baba!
– Spierdalaj! – dyszy zmęczony. – Trenujemy już od dwóch godzin! Jestem wykończony!
– To moja siostra ma lepszą kondycję od ciebie! – nabijam się z niego. – Jej treningi trwały zawsze trzy godziny i wyglądała lepiej niż ty teraz! – wbijam mu kolejną szpilę.
– Jestem pewien, że Mel miała lżejsze ćwiczenia! – syczy na swoją obronę.
– Gówno prawda! – Śmieję się. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wyglądały jej początki… – Kręcę głową na wspomnienie zawziętości siostry.
– Mogę się tylko domyślać… Dość! Przerwa! Już nie mam sił!
Pada na matę, próbując unormować oddech, a ja siadam obok niego i podaję mu butelkę wody.
– Jak możesz być prawą ręką szefa, skoro nie masz odpowiedniej formy? – kpię. – Pewnie zawsze tylko strzelasz, a nigdy się nie bijesz.
Na jego ustach pojawia się cwaniacki uśmiech.
– Jestem wyborowym strzelcem i świetnie operuję nożem. To wystarcza, by mnie nie zabito – wyznaje. – Poza tym zawsze ja i Domenico mamy właściwe wsparcie.
Kręcę głową rozbawiony jego słowami, jednak postanawiam tego nie komentować.
Trenuję z Alessandro tak właściwie dopiero od roku, choć mieszkam już u niego trzy lata. Przygarnął mnie do siebie, jak tylko przeprowadziłem się tutaj z Kansas City. Nie chciałem zwalać się na głowę Melody, tym bardziej że musieli uporać się ze swoją tragedią, a korzystając z zaproszenia jej szwagra, nie tylko mogłem być blisko niej, ale również pomagać przyjacielowi w sytuacjach, gdy Mel i Dom wyjeżdżali z miasta.
Oficjalnie jestem tu jako zabezpieczenie. Jeśli mój kuzyn – boss kansaskiej mafii – postanowi wystąpić przeciwko Rodzinie Santo, moja głowa poleci w ramach kary. Jednak nieoficjalnie dostałem możliwość ucieczki od własnej Rodziny, by zamieszkać blisko ukochanej siostry.
Jak mogłem z tego nie skorzystać?
Mnie i Melody łączy bardzo silna więź. Nie wiem, czy inne rodzeństwa mają tak samo, ale obserwując szwagra, jego brata i siostrę mogę stwierdzić, że nasza relacja z Mel jest wyjątkowa. Funkcjonujemy niczym bliźniaki syjamskie, ale żyjące osobno. Bo może i jesteśmy w stanie mieszkać oddzielnie i żyć każde swoim życiem, ale jedno nie przeżyje, gdy drugiemu coś się stanie.
Nie ma na to szans.
Tak więc żyję sobie od kilku lat w Nowym Jorku, gdzie rozpocząłem studia o charakterze marketingowo-prawnym z myślą, że kiedyś będę pracować w jednej z tutejszych korporacji. W przerwie między zajęciami i czasem wolnym pomagam Alessandro przy wymianach towarów, trenuję walki z nowojorskimi żołnierzami, a także wykonuję jakieś drobne zlecenia. Niby nadal jestem w mafii, ale w bardzo okrojonym zakresie. I to mi pasuje.
– Znowu trenujecie? – dobiega nas głos Sofii.
Stoi przy drzwiach siłowni i przygląda się nam z lekkim zaciekawieniem.
– Właśnie skończyliśmy. Twój brat ma za słabą kondycję – odpowiadam ze złośliwym uśmiechem.
O tyle, o ile z Alessandro i Domenico mam fantastyczny kontakt, tak nie mogę tego samego powiedzieć o ich siostrze. Dziewczyna jest roztrzepana, wszędzie jej pełno i co chwilę pakuje się w jakieś kłopoty. Dziwię się, że jeszcze nie zamknęli jej w jakiejś klatce.
– Już wróciłaś z uczelni? – pyta ją brat.
– Tak, to ostatnie miesiące, więc mamy mniej zajęć – wyjaśnia z delikatnym uśmiechem. – Muszę się przygotować do ważnego kolokwium w przyszłym tygodniu – jęczy, przykładając dłonie do twarzy.
– W takim wypadku postaram się w ten weekend nie zakłócać twojego spokoju – odpowiada jej z szelmowskim uśmiechem, na co ona kręci rozbawiona głową.
– Dziękuję – mówi zawstydzona. – Gdybyście pozwolili mi się wyprowadzić, nie byłbyś tak ograniczony – wytyka z lekkim rozbawieniem.
– Ale kiedy ja lubię z tobą mieszkać – zapiera się stanowczo.
Podchodzi do niej i przytula mocno, a ja obserwuję, jak Sofia marszczy nos na zapach jego przepoconej koszulki. Mimowolnie śmieję się pod nosem.
– Poza tym przynajmniej zawsze wiem, kiedy wracasz z imprezy studenckiej wstawiona. – Uśmiecha się do niej złośliwie, a ta pąsowieje.
– Tylko raz mi się zdarzyło, a ty non stop mi to wypominasz! – Klepie go w ramię.
W tym momencie przypominają trochę mnie i Mel, gdy byliśmy młodsi.
Cudowne czasy…
– Może był to tylko jeden raz, ale za to jaki pamiętny! – droczę się z nią, na co w odpowiedzi pokazuje mi środkowy palec i wychodzi z siłowni.
Tak, tylko raz Sofia przyszła zalana w trupa z imprezy, ale widok ten był iście komiczny. Obijała się o wszystkie ściany, próbując zdjąć buty, a gdy jej się to nie udało, postanowiła przemieszczać się po apartamencie na czworakach. Następnie opróżniła połowę lodówki, aż w końcu ją zemdliło i puściła pawia na korytarzu, gdy chwiejnym krokiem próbowała dobiec do łazienki. Alessandro był wtedy tak zaniepokojony jej stanem, że całą noc nie spał, pilnując, by jego młodsza siostrzyczka nie zadławiła się wymiocinami przez sen.
– Musisz jej dokuczać? – Ze wspomnień wyrywa mnie głos przyjaciela.
– Sam przecież zacząłeś! – próbuję się bronić, ale ten od razu wybucha śmiechem, wskazując mnie palcem.
Złamas mnie podpuścił!
Rzucam w niego butelką, a ten w ostatniej chwili unikiem ratuje się przed podbiciem oka.
– Widzę, że refleks też już nie taki, staruszku… – nabijam się z niego. – Muszę pogadać z Mel, bo jeśli Domenico też jest taki cienki, to może powinniśmy obmyślić plan, jak was zdetronizować i przejąć ten świat… – zastanawiam się na głos, a on wybucha kolejną salwą szczerego śmiechu.
To właśnie Melody jest wspólnym mianownikiem naszej przyjaźni. Sposób, w jaki ją traktują, okazywany szacunek, a także wsparcie w trudnych momentach… Widać, że jest ważna dla całej trójki i bez wahania oddaliby za nią życie. A ja po tych trzech latach jestem gotów zrobić to samo dla nich.
Nawet dla wiecznie irytującej Sofii.
Spoglądam na zegarek – dochodzi trzynasta.
– Dobra, lecę pod prysznic i na uczelnię – oznajmiam, zbierając się z maty.
– Masz jeszcze dzisiaj jakieś zajęcia? – dziwi się mój kompan.
– Tak, odwołali nam tylko poranne – wyznaję. – O piętnastej mam ważny wykład i nie mogę go opuścić. Widzimy się wieczorem!
***
Godzinę później jestem już w drodze na uczelnię. To, co najbardziej w niej uwielbiam, to fakt, że jestem tu normalną osobą.
Nikt nie wie o moich powiązaniach z mafią. Na szacunek wśród studentów i wykładowców zapracowałem dzięki intelektowi i sile, a nie strachowi przed śmiercią. Mam grono dobrych kumpli i wianuszek dziewczyn, które są bardziej niż chętne, by spędzać ze mną czas. W wieku dwudziestu dwóch lat kończę jedną z najbardziej prestiżowych nowojorskich prywatnych uczelni, a zdobytą wiedzę mam zamiar wykorzystać w legalnej pracy i zarabianiu na własne życie.
Jestem innym człowiekiem, niż planował ojciec.
Oszukałem przeznaczenie.ROZDZIAŁ 2
Adamo
– Podstawowe znaczenie w międzynarodowym prawie handlowym…
– Stary, może jakaś impreza w bractwie dziś wieczorem? – zagaduje kumpel podczas wykładu profesora.
– Nie dzisiaj, Tom. Jestem umówiony z siostrą – odpowiadam szeptem, nie przerywając notowania słów wykładowcy.
– To weź ją ze sobą. – Unosi sugestywnie brwi.
Znam Toma zaledwie od miesiąca. Uczęszczamy razem tylko na ten wykład, który rozpoczął się wraz z początkiem ostatniego semestru.
– Nie będzie zainteresowana. – Mierzę go surowym wzrokiem. – Jej mąż zresztą też.
– O, czyli starsza siostra! – Uśmiecha się bezczelnie. – Coś na wzór matki-kwoki? – rzuca prześmiewczo. – Masz się zjawić, gdy ci rozkaże? – dodaje ironicznie. – No weź, jesteśmy na studiach! Tu na pierwszym miejscu są koledzy i imprezy! – Próbuje mnie przekonać.
Odwracam się w jego kierunku i mierzę twardym spojrzeniem, a jego rozbawienie natychmiast znika.
– Najważniejszą osobą w moim życiu jest siostra i chuj ci do tego – warczę mu prosto w nos. – Lepiej dla ciebie, byś więcej nie poruszał ze mną jej tematu, a jeśli już, to z najwyższym szacunkiem – syczę.
– Dobra, stary, wyluzuj… – Podnosi ręce w obronnym geście. – Nie wiedziałem… – stara się wybronić.
– Teraz już wiesz i lepiej, byś o tym nie zapomniał – cedzę groźnie.
Obracam się ponownie na krześle i skupiam całą uwagę na słowach profesora. To wręcz komiczne, bo kiedyś na lekcjach byłem tak leniwy, że tylko pieniądze rodziców pozwalały mi przechodzić z klasy do klasy. Po przeprowadzce do Nowego Jorku zdecydowałem się na podjęcie studiów i to na jednym z najbardziej wymagających kierunków, a na dodatek nie mam żadnego problemu z nauką czy zaliczeniami.
Kolejna zaleta nowego życia.
Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, odbiorę dyplom z bardzo dobrymi wynikami, a Mel będzie ze mnie dumna.
***
Wybija dziewiętnasta, gdy wjeżdżam windą do mieszkania siostry i szwagra. Już w holu czuć cudowny aromat przygotowywanej kolacji.
Wychodzę zza rogu i widzę, jak Melody krząta się po kuchni.
– Cudownie pachnie! – mówię na powitanie. – Co dziś jemy?
Podchodzę do niej i cmokam w policzek, jednocześnie zaglądając przez jej ramię, w poszukiwaniu odpowiedzi na własne pytanie.
– Pomyślałam, że dziś zjemy coś typowo włoskiego. – Wskazuje głową na piekarnik.
– Twoja lasagne! – krzyczę uradowany widokiem za szybą. – Rozpieszczasz mnie.
– Nie tylko ty jesteś jej wielkim fanem, bo Dom i Alessandro również. – Uśmiecha się ciepło. – Zaraz powinni przyjść, są w gabinecie – dodaje, gdy rozglądam się za mężczyznami.
– To dlaczego zrobiłaś jej tak mało? – pytam z wyrzutem.
– Bo jest jeszcze deser. – Tym razem wskazuje na lodówkę.
– Tu nic nie ma – stwierdzam z grymasem zawodu.
– Otwórz zamrażalnik, gamoniu – wzdycha z mieszanką frustracji i rozbawienia.
Bez ociągania się spełniam jej polecenie.
– Semifreddo²? – dziwię się. – W lutym? – Spoglądam na nią z konsternacją, a ona zaś przygląda mi się, jakby nagle wyrosły mi rogi.
Coś przegapiłem?
– To ulubiony deser Sofii, a dziś ma urodziny, zapomniałeś? – pyta spokojnym głosem. – Mieliśmy zjeść wspólną kolację, bo jutro będziemy imprezować w klubie – przypomina.
– O, kurwa! Zapomniałem, że to dzisiaj! – krzyczę, sprawdzając godzinę na zegarku. – Wracam za chwilę, muszę kupić jakiś prezent.
Biegnę do windy, nie oglądając się za siebie.
– Masz pół godziny i ani minuty więcej! – słyszę jej krzyk, gdy drzwi się zasuwają.
Ja pierdolę, jak mogłem zapomnieć?! Spoglądam na kalendarz w telefonie, szukając winnego zaistniałej sytuacji. Wchodzę w dzisiejszą datę i zauważam krótką notatkę:
25.02 – urodziny dzieciaka! Nie zapomnij kupić zabawki!
Wchodzę w ustawienia i ze złością odnotowuję, że nie mam ustawionego przypomnienia do wydarzenia.
Serio, kurwa?!
I nawet Al nie zająknął się rano ani słowem! Kutas!
Wychodzę z windy, a następnie wybiegam z budynku i rozglądam się dookoła. Na nasze szczęście mieszkamy w centrum, więc cała akcja nie powinna mi zająć sporo czasu. Po kilku sekundach namysłu, wbiegam na przejście dla pieszych.
Swoje kroki w pierwszej kolejności kieruję do jubilera w budynku naprzeciwko. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie wybrać jej jakiejś typowo dziecięcej biżuterii, lecz porzucam ten pomysł. Żarty żartami, ale dziś lepiej odpuścić.
Rozglądam się po gablotach, a mój wzrok przykuwa piękny zegarek. Sofia wspominała ostatnio, że stary jej się zepsuł. Cóż, mam nadzieję, że jeszcze nie zdążyła kupić nowego.
Po zakupie biżuterii wchodzę do przylegającej kwiaciarni. Ogromny bukiet z kolorowych róż na pewno ucieszy jej oko. Spoglądam na komórkę i z zadowoleniem stwierdzam, że kupiłem prezenty w przeciągu dwudziestu minut.
Sukces!
Wchodzę ponownie do mieszkania siostry i rozglądam się ostrożnie.
– Jeszcze jej nie ma. Pojechała wcześniej do biblioteki i przed chwilą dzwoniła, że się spóźni, bo wraz z Vincenzo utknęła w korku – woła Mel z kuchni.
Oddycham z ulgą. Nie potrzebuję, by zołza się bardziej złościła, choć i tak pewnie będzie mieć pretensje o to, że nie złożyłem życzeń z rana.
– Jakby co… – zaczynam, ale nie dane mi jest skończyć.
– To nie zapomniałeś i od początku planowałeś dać jej prezent przy kolacji – kończy za mnie Melody. – Nie martw się, nie zdradzę cię – zapewnia, uśmiechając się ciepło.
– Jesteś niesamowita – mówię cicho, składając na jej czole pocałunek. – Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszej siostry.
– A ja brata, choć ten czasem ma sklerozę. – Puszcza do mnie oczko. – Może zacznij brać jakieś witaminki czy coś? – Śmieje się, obejmując mnie mocniej w pasie.
Kocham ją nad życie.
– Z jakiej okazji te czułości? – dochodzi do nas głos szwagra.
Stoi z bratem kilka metrów od nas i obaj przyglądają się nam z zaciekawieniem.
– Musi być okazja, żebym się poprzytulał z własną siostrą? – odpowiadam pytaniem na pytanie. – Może jesteś zazdrosny? – Uśmiecham się kpiąco, zamykając Mel w ciaśniejszym uścisku.
– O moją żonę? Zawsze! – odpowiada z mocą.
Mel wybucha śmiechem i w tym momencie słyszymy dzwonek domofonu.
– Ja ją wpuszczę – oznajmia Domenico, po czym rusza do holu, a ja biorę od Melody naczynia, żeby pomóc jej nakryć do stołu.
– Będziesz tak stać jak kołek? – rzucam do Alessandro. – Do jedzenia zawsze jesteś pierwszy, więc przyłóż się trochę i chodź nakryć do stołu.
– Jesteś pewien, że sam sobie nie poradzisz? – pyta, zakładając ramiona na piersi. – Dobrze mi się tu stoi i nic nie robi. – Szczerzy się do mnie.
– Chyba za bardzo skopałem ci z rana dupę – kpię, celując w jego wielkie ego. – Mówiłem, że Mel ma lepszą formę od ciebie i już wiem dlaczego. Jesteś zbyt leniwy! – wytykam i niemal natychmiast zauważam, że moje słowa zaczynają dawać pożądany efekt.
Przyjaciel szybkim krokiem podchodzi do stołu, jednocześnie zdejmując marynarkę.
– Nie jestem leniwy! – warczy.
– Nie? To masz! – Rzucam mu serwetki. – Przydaj się do czegoś i nakryj do kolacji, a ja pomogę siostrze w kuchni.
Wykorzystuję okazję i uciekam z jadalni, nie oglądając się za siebie.
– Ty złamasie!
– Frajer! – wołam zza wyspy kuchennej.
Wyręczam Mel i wyciągam ogromne naczynie z piekarnika, a ona w tym czasie otwiera wino.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, młoda! – słyszymy, jak Domenico składa życzenia siostrze.
Melody odstawia butelkę i podchodzi do nich raźnym krokiem, a następnie obejmuje czule przyjaciółkę, jednocześnie szepcząc jej ciche życzenia wprost do ucha. Dziewczyny są ze sobą naprawdę blisko i nie trzeba być geniuszem, żeby to zauważyć. Korzystając z chwili, biorę kwiaty, prezent i również zmierzam w kierunku młodej, a ta patrzy na mnie podejrzliwie.
– Przyznaj się, zapomniałeś, a oni – wskazuje na Melody i Domenico – ci przypomnieli – mówi z rozbawieniem.
– Nie, po prostu miałaś tak myśleć – protestuję. – Wszystko było tak zaplanowane – zaczynam wyjaśniać, ale widzę, że i tak mi nie wierzy, więc się poddaję. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
– Nie musiałeś nic kupować… Ale dziękuję. – Uśmiecha się nieśmiało.
– Chodźcie już, bo lasagne stygnie! – słyszymy wołanie Alessandro. – Chyba że mogę wszystko zjeść sam?!
– Nawet sobie nie myśl, bo ci znowu skopię ten wielki zad! – wołam z groźbą w głosie, po czym wszyscy zgodnie ruszamy do stołu.
Nie ma to jak rodzinne wieczory.ROZDZIAŁ 3
Sofia
Biorąc pod uwagę fakt, że wypiłam wczorajszego wieczoru z Mel tylko jedną butelkę naszego ulubionego wina, nie powinnam się dzisiaj czuć tak potwornie. Niemniej jednak obudził mnie okropny ból głowy, który wymaga podjęcia bardziej radykalnych kroków. Zwlekam się więc z łóżka, narzucam szlafrok i w żółwim tempie ruszam do kuchni w poszukiwaniu aspiryny.
– O, księżniczka wstała! – słyszę pełen sarkazmu głos zza wyspy kuchennej, ale postanawiam go zignorować. – Czyżbyś chorowała po spożytym alkoholu? – nabija się, gdy z uporem maniaka próbuję wydostać z fiolki dwie tabletki.
– Adamo, mam pomysł – rzucam słodkim głosem, sięgając po szklankę. Nawet na niego nie spoglądam, tylko skupiam się na wyznaczonym celu, jakim jest zdobycie jakiegokolwiek płynu do popicia pigułek. – Może idź na dół, wyrwij na ulicy pierwszą lepszą laskę, która będzie mieć założoną spódniczkę, a następnie zrób jej minetę, żebyś zajął usta czymś sensowniejszym niż kłapanie ozorem z samego rana?
– Nie chce mi się iść na dół – odpowiada z aroganckim uśmieszkiem. – Przykro mi, mała, ale jesteś na mnie skazana.
Odwracam się w jego stronę i sfrustrowana przewracam oczami.
– Nie mam na sobie majtek, więc może skorzystasz, ale w końcu się zamkniesz? – pytam z wymuszonym uśmiechem, delektując się jego zdumioną miną.
Tak, to pierwszy raz w historii naszej znajomości, gdy rzuciłam w jego kierunku takim tekstem, ale bez wahania zrobię to ponownie, byleby dał mi spokój.
– Skąd pewność, że mój język między twoimi nogami dałby ci przyjemność? – mówi po chwili, a jego uśmiech staje się jeszcze szerszy niż przed chwilą.
– Zakładam, że mając taką praktykę, musisz być mistrzem w swoim fachu – odpowiadam sucho, chcąc uciąć tę konwersację. – Ale wycofuję swoją propozycję – dodaję, ruszając w stronę sypialni. – Jeszcze sprzedałbyś mi opryszczkę lub inne gówno.
– Jesteś…
– Co tam, dzieciaki? Znowu się kłócicie? – W słowo wchodzi mu Alessandro, który właśnie zmierza w naszym kierunku.
Mierzy nas rozbawionym spojrzeniem, czekając, które z nas zacznie skarżyć na to drugie.
– Dzień bez kłótni z tym gamoniem jest dniem straconym – oznajmiam fałszywie słodkim głosem. – A teraz wybaczcie, ale muszę się przygotować do wyjścia.
– Dokąd się wybierasz? – pyta brat, skupiając na mnie całą uwagę.
– Z Melody do SPA – oświadczam zgodnie z prawą. – Chcemy dzisiejszego wieczoru być piękne, błyszczące i seksowne – dodaję, mrugając zalotnie.
– Uważaj, bo pomyślę, że zamierzasz wyrwać w klubie jakiegoś biedaka – warczy groźnie, wywołując tym mój uśmiech.
– Och, nie stresuj się tak, bo jeszcze się okaże, że będziesz musiał zrezygnować z własnego polowania, żeby upilnować moją cnotę – oznajmiam konspiracyjnym szeptem i biegiem ruszam w stronę swojego pokoju.
– Sofia! – krzyczy ostrzegawczym tonem, ale ignoruję go.
Wpadam do pokoju, przekręcam klucz w zamku i uśmiecham się pod nosem.
Uwielbiam doprowadzać go do szału!
Wolnym krokiem zmierzam do łazienki, by wziąć prysznic i ogarnąć się przed wyjściem. SPA, zakupy, a potem impreza w klubie – ten dzień nie może być lepszy.
***
– Vinnie, długo jeszcze? – pytam już po raz dziesiąty w ciągu ostatnich trzydziestu minut.
– To nie moja wina, że zorganizowali strajk w centrum – warczy, zirytowany moim marudzeniem. – Jeśli to cię pocieszy, pani Santo również stoi w tym korku.
Przewracam oczami, bo nie wiem, czemu ta informacja miałaby poprawić mój humor. To znaczy mogłaby, gdyby się okazało, że samochód Mel stoi w zasięgu mojego wzroku. Wtedy bez wahania wysiadłabym z naszego auta i wskoczyła na kanapę obok bratowej. Jednak wiem, że oni wyjechali kilkanaście minut wcześniej, a więc są znacznie dalej niż my.
– A nie możemy jechać jakimś skrótem? – jęczę przymilnie.
Mężczyzna odwraca się na siedzeniu i mierzy mnie surowym spojrzeniem.
– Zajmij się czymś w telefonie i skończ już truć mi dupę – warczy cicho.
Zaciskam usta w wąską kreskę i posłusznie milknę. Jeszcze biedak rzuci tę robotę, tak jak zrobił to mój drugi ochroniarz. Obecnie tylko Vincenzo pozostał na straży, a ja zbyt mocno go uwielbiam, żeby dać mu uciec.
Od dziecka obchodzę się bez ochroniarzy. Ojciec nie dbał o moje bezpieczeństwo na tyle, by uznać punkt mojej ochrony za ważny, a skoro oficjalnie nie posiadał córki, nikt też nie myślał o tym, by brać mnie na celownik. Eduardo Santo byłby wręcz wdzięczny osobie, która zdecydowałaby się mnie porwać czy zabić, dlatego też do mojego powrotu z Londynu nie miałam przy boku żadnego z żołnierzy.
Niestety śmierć starego dona i przejęcie władzy przez Domenico całkowicie zmieniły sytuację. Bracia nie ukrywają mnie przed światem, a wręcz przeciwnie – zabierają mnie na wszelkie Rodzinne imprezy i chwalą się mną, niczym trofeum. Wiem, że robią to z dumy i miłości, ale osobiście wolałabym pozostać w cieniu. Niemniej jednak ich działania wzbudziły zainteresowanie wokół mojej osoby, a co za tym idzie, stałam się potencjalnym celem dla wrogów naszej Rodziny. Z tego też powodu brat przydzielił mi dwóch ochroniarzy, z czego jeden, na dodatek ten młodszy, zdezerterował po dwóch miesiącach, błagając Domenico o inny przydział obowiązków. I choć brat początkowo nie chciał się zgodzić, musiał ustąpić, gdy dowiedział się o moich usilnych próbach flirtu z przystojnym, młodym bodyguardem. Tym sposobem na straży pozostał jedynie dwa razy starszy ode mnie Vinnie, który przez większość czasu traktuje mnie jak niesfornego dzieciaka.
Przynajmniej nie ma obaw, że zacznę z nim flirtować.
– Jak już dotrzemy na miejsce, możesz sobie zrobić wolne na resztę dnia – mówię cicho, by załagodzić trochę napiętą atmosferę. – Moja bratowa ma przy sobie trzech ochroniarzy, więc bez problemu wystarczy dla naszej dwójki, a potem poproszę, żeby odwieźli mnie do mieszkania. Chyba przyda ci się odpoczynek – dodaję przymilnym tonem.
Mężczyzna spogląda na mnie w lusterku wstecznym, ale zauważam, że kącik jego ust drga w lekkim uśmiechu.
– Próbujesz mnie udobruchać? – pyta po chwili.
– A jeśli tak, to co? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
Rozbawiony kręci głową, ale już nic nie mówi. Resztę drogi pokonujemy w milczeniu.
***
– Udało mi się odwieść męża od pomysłu, iż potrzebujesz drugiego ochroniarza – oświadcza Mel w trakcie masażu.
– Naprawdę?! – piszczę z radości. – Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę.
Gdy tylko Alessandro napomknął w zeszłym tygodniu, że Enzo jest niewystarczający w kwestii mojego bezpieczeństwa i jeden z ludzi powinien mi towarzyszyć na uczelni, zwróciłam się do niej z prośbą o pomoc. Jeśli ktoś z naszej rodziny ma wpływ na mojego najstarszego brata, to tylko i wyłącznie jego cudowna żona.
– Po prostu nie wpakuj się w kłopoty – prosi, puszczając do mnie oczko. – Dom i Alessandro nadal są sceptycznie nastawieni do tego, że masz przy sobie tylko jednego z żołnierzy, który na dodatek jest bardziej twoim szoferem niż ochroniarzem. Jedna wpadka i bądź pewna, że ta sytuacja się zmieni – ostrzega mnie, uśmiechając się delikatnie.
– Nie zamierzam zrobić niczego, co miałoby do tego doprowadzić – oznajmiam niemal natychmiast. – Dobrze wiesz, że nie cierpię, gdy ktoś się obok mnie kręci, a kompromis, który udało nam się wypracować na przestrzeni ostatnich lat, jak najbardziej mi odpowiada.
– Uwierz mi, że obaj odliczają dni do momentu, aż odbierzesz dyplom, a oni sami będą mogli renegocjować warunki tego „kompromisu” – akcentuje z rozbawieniem.
– Niech nie odpłyną w swoich marzeniach za daleko – kwituję, zamykając oczy. – Lubię swoją niezależność i nie pozwolę jej sobie odebrać.
W pomieszczeniu nastaje wymowna cisza, więc niechętnie unoszę powieki i spoglądam na bratową. Przygląda mi się z dziwnym wyrazem twarzy, a to nie wróży niczego dobrego.
– Wiesz coś, o czym nie wiem – stwierdzam sucho, chcąc to z niej wydobyć.
– Są sprawy, o których nie mogę z tobą rozmawiać, ale niedługo się o nich dowiesz – informuje mnie, zamykając oczy. – Nic jednak teraz ze mnie nie wyciągniesz, więc odpuść.
Zaciskam zęby, ale nie pytam. Nasza przyjaźń jest dla mnie zbyt cenna, żeby narazić ją na szwank przez coś, co knują moi skretyniali bracia. Dowiem się wszystkiego z innego źródła.
A najpewniej „u źródła”.ROZDZIAŁ 4
Adamo
Siedzimy w klubie i bawimy się na imprezie urodzinowej Sofii, a oprócz naszej piątki jest jeszcze całe grono koleżanek naszej solenizantki. Nie powiem, są to bardzo atrakcyjne koleżanki, które co chwila rzucają w moim i Ala kierunku niedwuznaczne spojrzenia.
– Nawet o tym nie myśl! – krzyczy przez stolik Melody.
Spoglądam na nią zaskoczony.
– O czym mówisz?
– Już dobrze wiesz o czym! – Mierzy mnie ostrzegawczym spojrzeniem. – Zrobiłeś to mnie i nie pozwolę, byś zrobił to też Sofii! Żadnemu z was nie pozwolę! – syczy zła.
– Mel… – zaczyna jej szwagier, ale ta ucisza go, unosząc palec wskazujący.
Kurwa, ale ma u nich posłuch!
– Nie próbujcie wyrywać jej koleżanek – grozi nam. – Jest tu cały klub pełen nieznanych dziewczyn, więc to tam szukajcie rozrywki, ale nie bawcie się na tym konkretnym podwórku! – zaznacza twardo.
– Ale przecież one same wysyłają nam jasne sygnały – próbuje się bronić Alessandro, jednak wiem, że jest na straconej pozycji.
Już to kiedyś przerabiałem z Mel i dała mi wtedy konkretną nauczkę. Nigdy więcej romansów z koleżankami siostry.
– Al, ona ma rację – zwracam się do przyjaciela. – Obiecuję, że będziemy je omijać szerokim łukiem – zapewniam Melody.
– Co?! Nie, stary, nie mów tak! One…
– Nie, nie możemy tego zrobić twojej siostrze – przerywam mu. – Nie w jej urodziny, nie z jej koleżankami. Jeśli któraś sobie za dużo wyobrazi, będą z tego tylko kłopoty – wyjaśniam. – Już kiedyś przez to przechodziłem i więcej razy nie zamierzam. – Klepię go po plecach. – Na pewno znajdziesz tu kogoś innego, bardziej obcego – precyzuję z pokrzepiającą miną.
Robi naburmuszoną minę, ale kiwa głową na znak zgody.
Spoglądam ponownie na parkiet, gdzie bawi się Sofia z dziewczynami i przyglądam im się uważnie przez chwilę. Niechętnie muszę przyznać, że najatrakcyjniejsza z nich jest sama solenizantka, a w mojej głowie od razu rozbrzmiewa jej tekst z dzisiejszego ranka. Mimowolnie wyobrażam sobie moją głowę między jej udami, na co kutas w spodniach niemal natychmiast reaguje, napierając na materiał bokserek. Sytuacja ta jest dla mnie niemałym zaskoczeniem, bo nigdy dotąd nie fantazjowałem o tej smarkuli i nie sądziłem, że ta wizja tak na mnie zadziała. Wręcz przeciwnie, spodziewałem się odruchu wymiotnego lub czegokolwiek równie zniechęcającego… Niemniej jednak reakcja mojego organizmu to najlepszy argument za tym, by przenieść wzrok na drugi koniec sali i to właśnie tam znaleźć jakiś smakowity kąsek na dzisiejszą noc.
Nie mija minuta, gdy dostrzegam przy barze dwie atrakcyjne blondynki.
– Al, a co powiesz na bliźniaczki? – Wskazuję mu kierunek, a ten gwiżdże w uznaniu.
– Moglibyście w końcu dorosnąć! – Słyszę śmiech Domenico. – Chodź, kochanie, potańczmy trochę, bo oni i tak długo z nami nie posiedzą.
Bierze moją siostrę za rękę i ruszają na parkiet, a Alessandro patrzy za nimi mętnym wzrokiem.
– Zazdrościsz im, co? – Szturcham go w ramię.
Przenosi na mnie spojrzenie i potwierdza skinieniem głowy.
– Nie ma co ukrywać, Dom miał kurewskie szczęście, że trafiła mu się Mel – wyznaje. – Coraz częściej łapię się na tym, że sam chciałbym takiego związku, a raczej kobiety… – precyzuje. – Bądźmy szczerzy, takiej jak ona ze świecą szukać – wzdycha. – Nie tylko mądra i wrażliwa, ale też silna i waleczna – wylicza. – Mijają cztery lata, odkąd ją poznałem, i jak dotąd nie spotkałem ani jednej, choćby w połowie podobnej do niej – wyznaje szczerze.
– Wiem o tym bardzo dobrze, bo sam bym taką chciał… – przyznaję. – Ale może nam nie jest pisana taka kobieta, jak Mel? – Spoglądam na niego z lekkim rozbawieniem. – Może czeka na nas jakaś dama w opałach albo wręcz przeciwnie, typowa twardzielka, która nie da sobie w kaszę dmuchać… – Kręcę głową na samą myśl. – Jeśli jest gdzieś taka jak ona – kiwam głową w stronę siostry, która tańczy w objęciach męża – to sama trafi na któregoś z nas. A teraz proponuję poznać nasze piękne bliźniaczki – rzucam na poprawę humoru.
Zgodnie dopijamy nasze drinki i ruszamy na polowanie.
***
Po godzinie flirtu zamykam się z jedną z dziewczyn w prywatnym pokoju VIP, a Alessandro zrobił przed chwilą to samo z drugą siostrą.
– Widzę, że znasz dobrze to miejsce – mruczy, przygryzając płatek mojego ucha.
– Właściciel jest moim dobrym znajomym – odpowiadam niskim głosem. Moje dłonie już wędrują po ciele kobiety. – Powiedz mi, proszę, co lubisz robić? – pytam, a następnie sunę językiem po jej szyi.
– Och, lista, jest bardzo długa – mówi gardłowo. – Lepiej będzie, jak ci pokażę, co lubię… – dodaje uwodzicielskim tonem.
Po sekundzie opada na kolana i rozpina mi rozporek, a następnie wyjmuje twardego kutasa, po czym z widoczną wprawą należycie się nim zajmuje. Ssie i kręci językiem niczym rasowa prostytutka.
Muszę przyznać, że zna się na rzeczy.
Czuję, że jestem na granicy wybuchu, ale się nie hamuję. Po chwili moja sperma zalewa jej gardło, a z moich ust ucieka ciche westchnienie. Zdecydowanie jeden z najlepszych lodów w moim życiu.
Chyba muszę wziąć od niej numer telefonu.
Laska wstaje i patrzy na mnie z samozadowoleniem.
– Czas na rewanż – stwierdzam gardłowo.
Przypieram ją do ściany i zębami zsuwam dekolt bluzki. Jedną ręką bawię się jej cyckami, a drugą kieruję pod spódniczkę, po czym sięgam do jej majtek i wsuwam w nią powoli jeden palec. Jest mokra i gotowa, a z jej ust uciekają ciche jęki.
Do palca dokładam kolejny i robię jej dobrze. Ruchy mojej ręki są szybkie, a pchnięcia mocne. Gdybym miał pewność, że już się dzisiaj z nikim nie bzykała, to zrobiłbym jej minetę, ale skoro mnie nie sprawiło kłopotu, żeby ją wyrwać, to nie mam najmniejszej pewności, że ktoś przede mną w tym gniazdku już się dzisiaj nie bawił.
Zaczynam kciukiem drażnić łechtaczkę, a gdy wyczuwam, że zbliża się jej orgazm, sięgam wolną ręką do kieszeni po prezerwatywę i wprawnym ruchem nakładam gumkę na gotowego do akcji kutasa. Wysuwam palce, poprawiam pozycję i wbijam się w nią jednym mocnym pchnięciem, a ona w tym momencie dochodzi, krzycząc głośno moje imię.
Zapamiętała je? Ja jej imienia nie pamiętałem już w momencie, gdy wchodziliśmy do tego pokoju.
Mil? Mina? Molly!
Nie dając jej chwili, by ochłonęła, owijam sobie jej jedną nogę wokół biodra i posuwam szybko pod ścianą. Gdy zauważam, że ze zmęczenia uginają się pod nią kolana, biorę dziewczynę na ręce i przenoszę się z nią na stojącą w pokoju kanapę. Obracam dziewczynę tyłem do siebie i zmuszam, by zaparła się rękoma o oparcie, a następnie po raz kolejny wchodzę w nią mocnym pchnięciem, za co zostaję nagrodzony głośnym kobiecym pomrukiem.
– Tak, pokaż mi, jak ci dobrze, mała – mruczę wprost do jej ucha.
Laska spełnia mój rozkaz i nie hamuje już swoich jęków, a mnie nachodzi pewna myśl. Mówiła wcześniej, że lubi wiele rzeczy, więc postanawiam spróbować czegoś innego. Wolnym ruchem przesuwam dłoń na jej tylną dziurkę i zaczynam masować ją palcem. Moja towarzyszka nie spina się, a to znak, że uczucie nie jest jej obce.
– Lubisz takie zabawy? – pytam niskim głosem, zanurzając opuszek w jej wnętrzu.
W odpowiedzi nagradza mnie kolejnym jękiem.
– Tak!
Posuwam ją więc w obie dziurki, a gdy czuję, że jest już gotowa, wyciągam kutasa z cipki i wolnym ruchem zaczynam go wsuwać w ciaśniejszą szparkę.
Kurwa! Ależ to zajebiste uczucie!
Najwyraźniej jej też się podoba, bo niemal natychmiast napiera na mnie mocniej. Początkowo nadaję nam wolne tempo, ale po krótkiej chwili zmieniam je na szybsze.
Czuję, że zbliża się mój orgazm, więc nachylam się i przesuwam dłoń na łechtaczkę. Dziewczyna niemal natychmiast zaczyna dyszeć i drżeć, a ja w odpowiedzi tylko przyspieszam ruchy ręki. Nie mija minuta, gdy przechodzi przez nią fala spełnienia, a zaciskanie się ścianek pochwy jest odczuwalne na moim fiucie. Wbijam się w nią ostatnie dwa razy i spuszczam ładunek prosto w gumkę.
No dobra, to było coś.
– Muszę przyznać, że znasz się na rzeczy – słyszę jej zmęczony głos.
Wysuwam się z niej, ściągam kondom i wyrzucam do śmietnika w łazience obok. Następnie wciągam gacie i wracam do pokoju.
– Tak, ty też byłaś całkiem niezła – przyznaję. – Myślę, że warto się wymienić numerami telefonów – rzucam, przyglądając się, jak poprawia ubrania.
Spogląda na mnie zaskoczona, ale po chwili na jej ustach pojawia się figlarny uśmieszek.
– Tak, myślę, że to dobry pomysł.ROZDZIAŁ 5
Sofia
Umieram.
To pierwsza myśl, jaka nawiedza mój umysł po przebudzeniu. Miliony igieł wbijających się w czaszkę to uczucie, jakiego do tej pory w swoim dwudziestojednoletnim życiu jeszcze nie doświadczyłam.
I wolałabym jednak nie doświadczyć.
– Jak się czujesz? – słyszę spokojny, wręcz zatroskany głos bratowej, więc natychmiast podnoszę powieki.
– Co ty tu robisz? – jęczę, naciągając kołdrę na głowę. – I czemu tu jest tak jasno?!
Melody zaczyna chichotać, a śmiech ten brzmi w moich uszach niczym najgłośniejsze bębny.
– Umówiłyśmy się na śniadanie? – pytam, by przypomnieć sobie, co ona tu tak właściwie robi.
– Już bliżej pory lunchu – wyprowadza mnie z błędu, ściągając ze mnie kołdrę.
Spoglądam na nią jak na wariatkę i dopiero teraz zauważam, że nie leżę w swoim łóżku.
– Na litość boską, co ja tu robię? – zawodzę, przyciskając dłonie do skroni.
– Nic nie pamiętasz? – dopytuje, a jej uśmiech tylko się poszerza.
– Chyba zaszalałam, bo urwał mi się film – stwierdzam po namyśle.
– Tak, jakoś mnie to nie dziwi – rzuca pod nosem. Po chwili jednak zaczyna opowiadać. – Tańczyłyście na parkiecie, ale w pewnym momencie dołączyła do was grupka mężczyzn – przypomina. – Oczywiście Alessandro wszedł w tryb starszego brata i razem z Adamo przegonili tamtą ekipę, co spowodowało małą kłótnię. Ostatecznie wylądowałyście z koleżankami przy barze, degustując wszystkie możliwe drinki, aż w końcu odpadłaś z zawodów.
Wyciąga w moją stronę dwie aspiryny i szklankę z wodą, a ja natychmiast przyjmuję lekarstwa.
– A czemu jestem w waszym mieszkaniu? – drążę.
– Cóż, chłopcy byli zbyt zajęci swoimi uciechami, żeby zabrać cię do domu, więc Domenico zdecydował, że prześpisz się u nas.
– Pewnie jest wściekły? – rzucam z grymasem.
Najstarszy z braci nienawidzi, gdy piję alkohol, a sytuacje, gdy w ostatnich latach widział mnie porządnie wstawioną, można policzyć na palcach jednej ręki. Alessandro zawsze krył mnie i moje wybryki, więc podejrzewam, że po takim odlocie czeka mnie niemałe kazanie…
– Nie. Zrobiłaś tak komiczne przedstawienie, że do tej chwili nie może przestać się śmiać – odpowiada z tajemniczym uśmiechem.
– Czy chcę wiedzieć, czym się tak zbłaźniłam? – rzucam niepewnie.
– Wjeżdżając windą do apartamentu, twój brat postanowił zrobić ci kazanie na temat ilości wypitego alkoholu i zadawania się z obcymi mężczyznami – oznajmia po chwili. – Słuchałaś go dzielnie przez całą drogę od garażu do mieszkania, ale kiedy w końcu weszliśmy do holu, stanęłaś z nim twarzą w twarz i powiedziałaś, że ma skończyć smęcić, bo to właśnie on nie zezwala ci na zakup własnego lokum. Na dodatek wyskoczyłaś z tekstem, że kto z kim przystaje, takim się staje, a ty mieszkasz z dwiema największymi męskimi dziwkami w całym mieście…
Zaczynam chichotać, próbując sobie wyobrazić tą scenę.