Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wygrywają ci, którzy potrafią przegrywać - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,00

Wygrywają ci, którzy potrafią przegrywać - ebook

„Nazywam się Tom Hougaard. Mam pięćdziesiąt dwa lata. Trzydzieści lat temu wyjechałem z Danii. Chciałem handlować na rynkach finansowych i chciałem to robić w Londynie. Wyobrażałem sobie, że wiem, co jest potrzebne, by zostać traderem. Miałem licencjat z ekonomii i magisterium z bankowości i finansów. Sądziłem więc, że mam wszystko, czego potrzebuję – wykształcenie, etykę pracy i miłość do giełdy. Myliłem się.

Po tym, jak zdobyłem moje uniwersyteckie tytuły, zacząłem pracować w JPMorgan Chase. Nie zostałem traderem, ale byłem blisko tego świata. Potem, przez półtora roku grałem na rynkach jako inwestor indywidualny. Przygoda ta skończyła się po osiemnastu miesiącach, ponieważ skończyły mi się pieniądze”.

Tak zaczynał autor tej książki – a potem stał się wybitnym traderem, który zwyciężył w wielu mistrzostwach spekulacji na rynkach finansowych. Swoje transakcje, w które angażuje ogromne sumy pieniędzy – i w których ogromne sumy zarabia – udostępnia na bieżąco w internecie.

Podejmowanie takiego ryzyka wymaga mistrzowskiego panowania nad własnym umysłem i emocjami. Zwyczajne myślenie prowadzi do zwyczajnych wyników. Hougaard przekonuje, że trader, który chce osiągać wyniki nadzwyczajne, musi myśleć inaczej niż wszyscy. Wyjątkowość tej książki polega na tym, że mowa w niej nie o strategiach i zarządzaniu pieniędzmi, ale o zarządzaniu umysłem.

Autor tłumaczy, że umiejętność ta jest ważniejsza od znajomości formacji i wskaźników. „Ludzie nie radzą sobie na giełdzie nie dlatego, że zbyt mało wiedzą o analizie technicznej. Nie radzą sobie, ponieważ nie rozumieją, co rynek robi z ich umysłami”.

Czytelnik znajdzie tu antidotum na zwyczajne, wadliwe myślenie o rynku oraz wskazówki, które doprowadzą go do nowego systemu przekonań umożliwiającego osiąganie wyników, o jakich nie śmiał nawet marzyć.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66667-41-9
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kochana giełdo

Od chwili, gdy natknąłem się na ciebie po raz pierwszy, wciąż mnie fascynujesz. Chyba się w tobie zakochałem. Byłem za młody, by wiedzieć, co to oznacza – miałem najwyżej dziesięć lat. Pisano o tobie – i innych rynkach – w ogólnokrajowej gazecie. Tak jakby toczyła się między wami jakaś gra.

Byłem zbyt młody, by się do niej włączyć, więc tylko obserwowałem. Czas mi nie sprzyjał. Urodziłem się kilkadziesiąt lat za wcześnie, by spekulować na rynkach tak, jak można to robić obecnie. Musiałem więc zająć się moim zaczynającym się dopiero życiem, a ty zajęłaś się swoim.

Gdy ty zmagałaś się z wyniszczającym rynkiem niedźwiedzia w roku 1973, ja dopiero uczyłem się chodzić. Gdy ty szalałaś ze złości podczas krachu 1987 roku, kończyłem szkołę. Ale kiedy stawiałaś pierwsze kroki rozpoczynające wspaniałą hossę lat dziewięćdziesiątych, byłem prawie gotów. Nie całkiem jednak.

Wysłałaś mi więc sygnał, który miał zmienić moje życie, a ja przyjąłem to wezwanie i zostawiłem za sobą wszystko, by za tobą podążać. Uczyłem się o tobie na uniwersytecie – na dwóch różnych fakultetach. Mozoliłem się całymi godzinami, by cię zrozumieć, próbując patrzeć na ciebie oczami ekonomistów, laureatów nagrody Nobla i kierujących się najlepszymi intencjami dziennikarzy oraz innych ekspertów.

Szkoda, że nie mogłaś mi wtedy powiedzieć, bym dał sobie z tym spokój. Nie jesteś równaniem czekającym na rozwiązanie. Jesteś rzeczywistością zbyt złożoną, by można było cię uchwycić za pomocą jakiegokolwiek modelu. Raz za razem dowodzisz, że jesteś nieuchwytną kochanką, której nikt nigdy do końca nie zrozumie. Jesteś wszędzie i nigdzie. Powszechne prawa nie mają do ciebie zastosowania.

Moja miłość do ciebie była niezgłębiona. Dałaś mi tyle radości. Dałaś mi wszystko. Byłaś przy mnie, gdy się budziłem i wtedy, gdy zasypiałem. Podnosiłaś mnie na duchu, gdy byłem zagubiony, a jeśli potrafiłem być elastyczny, nagradzałaś mnie hojniej, niż potrafiłem to sobie wyobrazić w najwspanialszych snach. I karałaś, gdy okazywałem się upartym dogmatykiem, odbierając mi wszystkie twoje dary – wraz z odsetkami.

Poszedłem za tobą jak mały chłopiec, jak rażony pierwszą miłością nastolatek. Podchodziłem do ciebie ze wszystkich stron – od strony współczynników Fibonacciego, kanałów Keltnera, wstęg Bollingera, strategii trójzęba oraz mitycznych wibracji liczb Ganna i linii trendu Murreya.

Tworzyłem modele fal przypływów w rzece Hudson, by sprawdzić, jak na nie odpowiesz. Drukowałem tysiące wykresów, na które nanosiłem linie i okręgi, by nauczyć się z tobą tańczyć tak, by nie nadeptywać ci zbyt często na palce.

Ale to ja, moja miłości, miałem obolałe palce. Czasem tak bardzo, że musiałem iść na plażę i godzinami rzucać kamienie do wody – tak byłem zły, że nie chcesz pójść ze mną w tango.

Dostałem od ciebie bezsenne noce. Dostałem też łzy w moich oczach, złość w moim ciele i ból w mojej duszy. Ale nie mogłem pozwolić ci odejść. Wiedziałem, że to nie koniec, że muszę szukać dalej.

Oddałem ci wszystko, bo dzięki tobie czułem, że żyję. Dzięki tobie miałem cel. Stawiałaś przede mną wyzwania tak ciężkie, że zyskałabyś z pewnością uznanie wojskowego instruktora musztry. Zawsze cię za to kochałem. Trzymałaś mnie w ryzach, tak jak robią to rodzice pragnący dla swoich dzieci wspaniałej przyszłości.

Jednak twoje nauki nie były jasne. Obmyśliłaś je tak, by wyglądały na łatwe. Ale nigdy łatwe nie były. Wmówiłaś wszystkim, że tańcząc z tobą, można się kierować modelami, równaniami, wskaźnikami, normalnym myśleniem i logiką. Często jednak niewiele jest w tobie logiki. Starałem się tańczyć z tobą całymi latami, aż pewnego dnia wyjawiłaś mi przypadkiem swój sekret. Powiedziałaś, bym przestał próbować cię zrozumieć. Powiedziałaś, bym zrozumiał samego siebie.

Przestałem inwestować. Przestałem grać. Dałem sobie czas na zrozumienie samego siebie. A gdy wróciłem na taneczny parkiet, przywitałaś mnie z otwartymi rękami i uśmiechem. „Witam z powrotem – powiedziałaś. – Widzę, że teraz coś już rozumiesz. Wziąłeś ze sobą plastry?”.

Tak, zabrałem. Bo wygrywają ci, którzy potrafią przegrywać.

Przedmowa

Sposób, w jaki przeżywasz porażki, decyduje w znacznej mierze o twoim rozwoju i drodze życiowej – w każdym niemal jej aspekcie.

Być może zechcesz zamknąć teraz tę książkę i o tym pomyśleć. Sens tej sentencji jest bardzo głęboki – i jest to głębia przerażająca.

Aż 99 procent graczy giełdowych nie zdaje sobie sprawy z tego, że szukają odpowiedzi w niewłaściwych miejscach. Znajomość analizy technicznej i fundamentalnej, wskaźników, proporcji, formacji, linii trendu... No cóż, wszyscy je przecież znają i wszyscy – z wyjątkiem jednego procenta – tracą pieniądze.

Co robi ten jeden procent, czego nie robi pozostałe 99 procent?

Co takiego robię ja, czego nie robią inni?

Odpowiedź jest prosta i złożona zarazem. Jestem wybitny, jeśli chodzi o przegrywanie.

Wygrywa ten, kto potrafi najlepiej przegrywać.

Wyćwiczyłem mój umysł tak, by przyjmował porażkę bez niepokoju, bez zachwiania równowagi, bez popadania w emocjonalne pułapki i poczucie urazy wywołujące pragnienie odegrania się, czyli wyjścia na zero.

Jestem w stanie spekulować tak, jak to robię, dzięki temu, jak funkcjonuje mój umysł. Moja znajomość analizy technicznej jest w najlepszym wypadku przeciętna. Tym, co mnie wyróżnia, jest znajomość samego siebie.

Prawdziwą miarą twojego rozwoju jako istoty ludzkiej nie jest to, co wiesz, lecz to, co robisz z tym, co wiesz.

Napisałem tę książkę, żeby opowiedzieć, jak stałem się traderem, którym jestem dzisiaj, i jak zdołałem przekroczyć przepaść między moim wyobrażeniem o tym, do czego jestem zdolny, a tym, co faktycznie osiągałem.

Wprowadzenie

Nazywam się Tom Hougaard. Mam pięćdziesiąt dwa lata. Trzydzieści lat temu wyjechałem z mojej ojczystej Danii. Chciałem handlować na rynkach finansowych i chciałem to robić w Londynie.

Wyobrażałem sobie, że wiem, co jest potrzebne, by zostać traderem. Miałem licencjat z ekonomii i magisterium z bankowości i finansów. Sądziłem więc, że mam wszystko, czego potrzebuję – odpowiednie wykształcenie, etykę pracy i miłość do giełdy.

Myliłem się.

Teoretycznie miałem kwalifikacje do poruszania się na rynkach finansowych. W rzeczywistości wykształcenie znaczy niewiele w bezlitosnym świecie giełdowej spekulacji.

W książce tej opisuję drogę, którą przebyłem, by znaleźć się tu, gdzie jestem dzisiaj.

Gdzie jestem dzisiaj?

W chwili, gdy piszę te słowa, mogę powiedzieć, że żadna z ostatnich sesji nie zakończyła się dla mnie stratą. Prowadzę na Telegramie kanał, na którym moi obserwatorzy widzieli, jak w ostatnim miesiącu zarobiłem 325 000 funtów – widzieli na bieżąco, jak otwieram pozycje, jak zarządzam pieniędzmi i jak pozycje zamykam. Bez żadnych przesunięć czasowych i opóźnień. Wszystko odbywało się na ich oczach.

Książka ta rozwiewa mity związane z tym, jak wygląda praca indywidualnego tradera – i każdego tradera. Na początku tej podróży podążałem tą sama drogą co wszyscy inni – czytałem mnóstwo książek omawiających wskaźniki, formacje i współczynniki – zanim zrozumiałem, że odpowiedź na pytanie o metodę zarabiania na giełdzie cały czas była we mnie. Ale było to ostanie miejsce, w którym byłbym skłonny jej szukać.

Obiecujące początki

Po tym, jak zdobyłem moje uniwersyteckie tytuły, zacząłem pracować w JPMorgan Chase. Nie zostałem traderem, ale byłem blisko tego świata. Potem, w roku 2000, przez półtora roku grałem na rynkach jako inwestor indywidualny. Przygoda ta skończyła się po osiemnastu miesiącach, ponieważ skończyły mi się pieniądze.

Zakolegowałem się z ludźmi z biura maklerskiego, z którego usług korzystałem. Zatrudnili mnie potem jako analityka finansowego. Mówię „analityka”, ale byłem po prostu sławną medialną dziwką. Moje obowiązki polegały na tym, by moje biuro maklerskie pojawiało się jak najczęściej w telewizji, a moje „kwalifikacje” sprowadzały się do znajomości analizy technicznej.

Zacząłem tę pracę latem 2001 roku. Do mojego pierwszego bezpośredniego spotkania z klientami doszło, gdy mój szef zabrał mnie na Royal Ascot – wydarzenie zajmujące ważne miejsce w kalendarzach ludzi bogatych i sławnych. Są to wyścigi konne, podczas których pije się szampana, nosi zabawne kapelusze i pali wielkie cygara.

Na imprezę tę zapraszani są tylko najlepsi i przynoszący największe zyski klienci. W autobusie wiozącym prestiżowych klientów do Ascot szef przedstawił mnie jako analityka finansowego.

– Możecie go pytać o wszystko – powiedział.

Pewien klient zapytał mnie o spółkę Marconi wchodzącą w skład indeksu FTSE 100.

Kiedyś bywało z nią lepiej, ale w ostatnim roku jej kurs spadł z 1200 do 450 pensów.

– Czy pańskim zdaniem jej akcje są tanie? – spytał farmaceuta z Luton.

Wtedy tego nie wiedziałem, ale moja odpowiedź – i utrzymany w podobnym duchu komentarz, który wygłosiłem w telewizji – doprowadziła do tego, że straciłem pracę. Jednak nawet gdybym to przewidział, powiedziałbym to samo:

– Panowie, Marconi to śmieć. Dlaczego uganiacie się za akcjami, które potaniały? Giełda to nie supermarket, gdzie warto kupić papier toaletowy, gdy jest na wyprzedaży. Kupowanie papieru toaletowego z pięćdziesięcioprocentową zniżką ma sens, ale kupowanie akcji, które straciły ponad połowę wartości już nie. Terminy takie jak „tanie” i „drogie” przydają się podczas sobotnich zakupów w sklepie spożywczym, ale nie na rynkach finansowych.

Moje słowa zabrzmiały jak nieprzyzwoity żart wygłoszony podczas pogrzebu. Dopiero gdy dotarłem do końca mojej diagnozy, zauważyłem mordercze spojrzenie szefa. Wszyscy klienci mieli długie pozycje w akcjach Marconiego, na których wkrótce stracili wielkie pieniądze. Później tego samego roku podczas występu w CNBS zostałem poproszony o analizę wykresu spółki.

Do tego czasu akcje Macroniego spadły do 32 pensów – z 1200. A ludzie wciąż je kupowali. Powiedziałem, że patrząc na wykres, można spodziewać się, że ich kurs spadnie do zera.

Opinia ta została zacytowana na stronach kilku gazet i kilka dni później zostałem wezwany do biura Sporting Index. Dyrektor spytał mnie, czy jest możliwe wykasowanie moich komentarzy z „tego internetu”.

Kurs Marconiego spadł do zera, a ja zostałem poproszony o znalezienie sobie innej pracy. Na szczęście jeszcze tego samego dnia zostałem zatrudniony przez firmę City Index, w imieniu której spędziłem na parkiecie siedem lat. W 2009 roku zwolniono mnie i od tamtej pory inwestuję na własny rachunek.

Przez dwanaście ostatnich lat doskonaliłem moje umiejętności. Dziś jestem, jak to nazywają maklerzy, traderem wysokich stawek. Traderzy indywidualni ryzykują średnio 10 funtów na każdy punkt kontraktu. Ja ryzykuję od 100 do 3500 funtów na punkt.

W dniach o dużej zmienności rynku dokonuję transakcji o wartości referencyjnej przekraczającej niekiedy 250 milionów funtów. Kiedyś w ciągu niespełna siedmiu sekund zarobiłem ponad 17 000 funtów. Kiedy indziej straciłem 29 000 funtów w ciągu ośmiu.

Tak wysokie stawki wyostrzają zmysły. Tak, życie jest cudowne, kiedy idzie dobrze, ale gdy coś się nie uda, staje się bardzo trudne.

W książce tej opisuję drogę, w którą wyruszyłem w 2009 roku jako bezrobotny makler, by stać się traderem wysokich stawek, którym jestem dzisiaj. Ale nie jest to zwykła książka o spekulacji giełdowej.

Jeszcze jedna książka o spekulacji giełdowej?

Świat nie potrzebuje więcej książek o spekulacji. Dlatego uznałem, że nie będę pisał kolejnej. Wiem o analizie technicznej tyle, że mógłbym napisać na jej temat kilka książek. Wiem jednak również, że analiza techniczna nie uczyni z ciebie bogatego tradera. Ba, nie uczyni z ciebie nawet dobrego tradera.

Nie miałem zamiaru ani ambicji, by napisać książkę, ale pewnego dnia, gdy oglądałem film dokumentalny na YouTubie, na monitorze wyświetliła się reklama. Od razu rozpoznałem widoczną w niej twarz.

Był to facet, który w czasie gdy pracowałem dla City Index, przyszedł kilka razy na moje odczyty o analizy technicznej. Teraz pojawił się w reklamie, ogłaszając, że prowadzi kursy, dzięki którym można poznać sekrety rynków finansowych. Oświadczył dumnie, że jeśli ktoś chce nauczyć się grać na nich jak profesjonalista, znajdzie w tych kursach wszystko, czego potrzebuje.

Tak się złożyło, że w jednym z nich wziął udział mój kolega. Weekendowy kurs odbył się jakimś w luksusowym biurze w Londynie. Sala była wypełniona. Pełni nadziei słuchacze chłonęli każde słowo samozwańczego guru, który przewijał przed ich oczami kolejne wykresy.

Nie było żadnych oznak krytycznego myślenia. Nikt nie kwestionował jego słów. Wszyscy słuchacze opuszczający budynek w niedzielę wieczorem byli pewni, że do najbliższego piątku zdobędą niewielką fortunę.

Widziałem notatki z tego szkolenia. Były to setki stron materiałów bezmyślnie skopiowanych z popularnych książek o analizie technicznej. Nie było tam żadnej oryginalnej myśli. Nie było tam żadnego nowego wkładu w tę szkołę analizy.

Każdy, kto poświęciłby na to pół popołudnia, znalazłby te materiały w internecie, nic za nie nie płacąc. Co więcej, dowiedziałem się od mojego kolegi, że guru przy każdej okazji oferował dodatkowe produkty, takie jak indywidualny mentoring i kurs zaawansowany.

Ci, którzy potrafią coś zrobić, robią to

Jest takie powiedzenie, że ci, którzy potrafią coś zrobić, robią to, a ci, którzy nie potrafią, uczą, jak to robić.

Nie zgadzam się z tym. Jest wielu ludzi, którzy „potrafią” i „robią”. Jedno nie wyklucza drugiego. A wielu z tych, którzy „robią” – i robią świetnie – uważają, że ich misją jest przekazywanie innym tego, co wiedzą. Kiedy pracowałem w City Index, nie byłem być może wyrocznią w sprawie analizy technicznej, ale z pewnością znałem się na niej lepiej niż większość klientów. Dlatego wieczorami często prowadziłem dla nich szkolenia, zarówno dla klientów indywidualnych, jak i instytucjonalnych, takich jak Barclays Bank, Hargreaves Lansdown czy DT Waterhouse.

Naprawdę cieszyło mnie dzielenie się z innymi moją wiedzą i starałem się robić to najlepiej, jak potrafiłem. Wtedy jednak nie wiedziałem, że analiza techniczna jest bezużyteczna, jeśli nie zostanie połączona z treningiem reakcji behawioralnych.

Moje pretensje do wielu giełdowych guru oferujących zaporowo drogie weekendowe kursy wynikają przede wszystkim z tego, że skupiają się oni wyłącznie na wynikach. Reklamując swoje usługi, stosują bodźce w postaci fotografii przedstawiających ich na pokładzie helikoptera lub prywatnego samolotu i prezentują spekulację giełdową jako sztukę łatwą do opanowania. Sugerują, że wystarczy poznać kilka jej sekretów, by zostać swoim własnym bankomatem. Bardzo rzadko, jeśli w ogóle, owi mistrzowie są gotowi zaryzykować swoją reputację, ujawniając na bieżąco transakcje. Prezentują je zawsze po fakcie. Nigdy nie słyszymy o tych, które zakończyły się stratą. Stwarzają w ten sposób iluzję, że straty są drobną niedogodnością zdarzającą się niekiedy podczas spekulacji.

I dopiero kiedy w poniedziałek rano, tuż po zaliczeniu weekendowego – i mocno przepłaconego – kursu gry na giełdzie, siadasz przed komputerem i widzisz, że rynek zwraca się przeciwko tobie, a ty nie masz przed sobą wykresu sporządzonego już po fakcie, odkrywasz, że ta gra nie jest tak prosta, jak wmawiał ci giełdowy guru.

Napisałem tę książkę jako antidotum na te wszystkie bzdury sprzedawane inwestorom przez szarlatanów zarabiających 99 procent pieniędzy na autopromocji i 1 procent na rynku. Głoszą swoje nauki niepodejrzewającym niczego ludziom – którzy niestety im wierzą – przy czym ani nauczyciele, ani ich uczniowie nie zdają sobie sprawy z tego, że znają tylko 10 procent prawdy.

Napisałem więc książkę dotyczącą tych aspektów spekulacji, o których oni nigdy ci nie powiedzą – książkę, która wskaże drogę na szczyt giełdowej piramidy.

Podczas pracy nad nią natknąłem się na reklamę kursu analizy technicznej prowadzonego w moim ojczystym kraju, Danii, przez człowieka, który zaledwie rok wcześniej zamknął swój upubliczniony dla subskrybentów rachunek po tym, jak stracił na nim 35 procent kapitału.

Na tym polega problem z analizą techniczną. Łatwo się jej nauczyć, ale nie należy jej przedstawiać jako środka na zdobycie niewyobrażalnej fortuny na rynkach finansowych. Tymczasem giełdowi guru przekonują w swoich reklamach, że wszystko, czego potrzebujesz, by zarabiać na nich pieniądze, to znajomość analizy technicznej.

Chciałbym, by było to tak proste, ale nie jest.

Jeśli nie analiza techniczna, to co?

W Europie obowiązuje przepis, zgodnie z którym firmy maklerskie oferujące usługi inwestycyjne klientom indywidualnym muszą ujawnić, jaki procent ich klientów traci pieniądze. Sprawdziłem wyniki najważniejszych graczy tej branży. Z ich stron internetowych można się dowiedzieć, że straty ponosi około 80 procent klientów.

Zadzwoniłem do jednej z tych firm, by spytać, jak się oblicza tę wartość. Robi się to kwartalnie. Maklerzy sprawdzają saldo rachunku klienta na koniec poprzedniego kwartału i porównują je ze stanem obecnym, a potem liczą, jaki procent rachunków ma saldo niższe niż trzy miesiące wcześniej.

Gdyby odpowiedzią na pytanie o tajemnicę rynków była analiza techniczna, nie byłoby tak, że 80 procent traderów przegrywa. Nawiasem mówiąc, guru, na którego kursie był mój kolega, ma również biuro maklerskie, do którego kieruje swoich słuchaczy. Sprawdziłem, jak wielu jego klientów traci pieniądze.

Ponad 80 procent!

Czyli albo jego klienci są fatalnymi traderami, albo on jest fatalnym nauczycielem.

Przychodzę więc na ratunek obu stronom i ogłaszam, że potrzebują one o wiele więcej niż samą tylko analizę techniczną.

Dlatego napisałem tę książkę – by opisać drogę, która doprowadziła mnie tu, gdzie jestem dzisiaj. Przez ostatnie dwadzieścia lat przeczytałem mnóstwo książek o analizie technicznej i metodach spekulacji. Większość z nich wydała mi się nudna i bezużyteczna.

Ich autorzy prezentują starannie dobrane przykładowe wykresy składające się na zafałszowany obraz rynku. Czytelnicy chłoną wywody zadufanych w sobie traderów przedstawiających opowieści mające niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Zdarzają się oczywiście wyjątki. Jest kilka dobrych książek o giełdzie, większość jednak jest bezwartościowa, ponieważ ich autorom wydaje się, że powinni pokazywać wyłącznie przykłady doskonałe, stwarzając mylne wrażenie, że gra na giełdzie jest łatwa. A przecież gdyby tak było, nie mielibyśmy 80 procent graczy tracących pieniądze.

Porównajmy analityków technicznych do dentystów – gdyby dentyści popełniali błędy w 80 procentach przypadków, profesja ta dawno by zniknęła z naszego świata. Ale dentyści nie mylą się tak często.

Milion wyświetleń na YouTubie

Jedna z największych światowych firm maklerskich poprosiła mnie, bym opowiedział przed kamerą, jak wygląda życie prywatnego gracza giełdowego. Mojej godzinnej opowieści nadałem prowokujący tytuł:

Normalni ludzie nie zarabiają pieniędzy

W zeszłym roku zadzwonił do mnie ktoś z tamtej firmy, by powiedzieć mi, że film ze mną obejrzało pięć razy więcej osób niż ich drugie pod względem popularności wideo i że liczba jego wyświetleń na YouTubie przekroczyła właśnie milion.

Dodało mi to otuchy i zachęciło do dalszej pracy nad książką. Moje przesłanie najwyraźniej docierało do szerokiej publiczności – do ludzi pragnących wykroczyć poza konwencjonalne mądrości giełdowe.

Wprawdzie nie jest to książka o metodach dokonywania transakcji, ale nie zamierzam upierać się w niej, że można sobie poradzić na rynku bez analizy technicznej lub jakiejś innej formy analizy. Musisz mieć jakieś uzasadnienia dla takiego a nie innego otwierania i zamykania pozycji oraz wyznaczania linii stopu.

Będę jednak przekonywał, że sama technika nie uczyni z ciebie bogacza. Sama analiza nie doprowadzi cię tam, gdzie chcesz dotrzeć. Wyobrażam sobie, że chcesz spekulować na giełdzie, by mieć jakiś godziwy dodatkowy dochód, a może chcesz uczynić z niej główne źródło dochodu.

Będę też tłumaczył, że normalna istota ludzka myśląca tak jak wszyscy nie ma szans na zarabianie pieniędzy na rynkach finansowych. Inaczej mówiąc, normalny człowiek nie da sobie rady.

Jedną najlepszych książek o spekulacji giełdowej są Wspomnienia gracza giełdowego. Nie ma w niej ani słowa o metodach dokonywania transakcji.

Każdy może nauczyć się chodzić po linie rozciągniętej trzydzieści centymetrów nad ziemią. Ale czy będziesz w stanie przejść po tej samej linie rozciągniętej na wysokości trzystu metrów?

Wszyscy potrafimy śmiało i agresywnie handlować jednym pakietem akcji, ale czy potrafiłbyś zachować jasność umysłu i emocjonalną równowagę, gdyby tych pakietów było dziesięć lub sto?

Nie zagwarantuję ci, że będziesz kiedykolwiek otwierał tak duże pozycje, ale mogę opowiedzieć o tym, jak ja doszedłem do handlu na taką skalę.

Zajrzę pod każdy kamień. Nie pominę żadnego aspektu życia tradera. Opiszę przyziemną codzienność i chwile uniesienia. Opowiem o tym, co robię każdego dnia, tygodnia, miesiąca, roku. Jestem gotów do pracy.

Od razu jednak ostrzegę, że nie będę osładzał mojego przesłania. Spekulacja giełdowa to szalenie trudny zawód, wykraczający poza możliwości umysłowe ogromnej większości ludzi. Jednocześnie jednak jest to zawód, który nagrodzi cię niewyobrażalnym bogactwem, jeśli tylko zrozumiesz, jak się gra w tę grę.

W tej książce piszę o tym, jak należy w nią grać.

Wiesz już teraz, do czego zmierzam. Jeśli to, co powiedziałem, nie brzmi dla ciebie dobrze, możesz wrócić do filmów na YouTubie i TikToku, by pooglądać jeżdżącego ferrari dwudziestoletniego giełdowego mistrza, który powie ci, jak to się robi.

Jeśli jednak pragniesz trwałej zmiany – nie tylko w tym, jak sobie radzisz na rynkach, lecz także w życiu – zostań ze mną. Jeśli zostaniesz dobrym traderem, wpłynie to dobrze również na inne obszary twojej egzystencji. Zrozumiesz bowiem wtedy, kim jesteś i co możesz zrobić, by stać się kimś jeszcze lepszym. Ostatecznym rezultatem tej przemiany będą nie tylko pieniądze na twoim rachunku inwestycyjnym, lecz także bardziej harmonijne i interesujące życie.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: