Wyjątkowa debiutantka - ebook
Wyjątkowa debiutantka - ebook
Lord Alexander Whitemore, markiz Essex, po rozstaniu z narzeczoną obiecał sobie, że nigdy więcej nie pozwoli zranić się kobiecie. Ograniczył kontakty towarzyskie i przestał odwiedzać Londyn. Przeniósł się na stałe do rodowego majątku i poświęcił swojej jedynej pasji – hodowli koni.
Wolny czas spędza z siostrą, Georginą, która nieustannie próbuje go swatać. Alex nie jest jednak zainteresowany debiutantkami, uważając, że są one nudne i płytkie. Co więcej, twierdzi, że z łatwością przygotowałby każdą pannę do debiutu w towarzystwie.
Georgina proponuje zakład. Wybiera lekkomyślną i impulsywną Linę Lock i wyznacza bratu sześć tygodni na zrobienie z niej damy. Już następnego dnia okazuje się, że Aleksa czeka o wiele trudniejsze zadanie, niż początkowo sądził.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4525-8 |
Rozmiar pliku: | 737 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lina dała nurka pod wyciągniętym ramieniem wuja i śmignęła przed siebie. Zwykle była za szybka dla niezdarnego krewniaka, ale dzisiaj wuj Tom powstrzymał się od drinka, który często mącił jego myśli i spowalniał ruchy, więc złapał ją mocno za rękę.
– Masz tydzień, Lina. W ciągu tygodnia oddasz mi pieniądze.
– Oddam, obiecuję.
Próbowała mu się wywinąć, ale Tom zbyt mocno zacisnął palce.
– Bądź spokojna, zapłacisz mi tak czy inaczej.
Puścił ją, ale zanim zdążyła się oddalić na bezpieczną odległość, złapał ją ponownie za nadgarstek i tytułem ostrzeżenia wykręcił go na tyle mocno, by nie miała wątpliwości, że rano pojawi się w tym miejscu siniak. Wraz z bólem poczuła narastającą panikę, ale wuj Tom zniknął równie nagle, jak się pojawił.
Cóż, nie miała innego wyjścia, musi w jakiś sposób zdobyć pieniądze, które była mu winna, ale w tej chwili nie miała jeszcze pojęcia, skąd je wziąć.
Kiedy Tom zmykał, Linę zastanowiły ukradkowe spojrzenia, jakie dokoła siebie rzucał. Z natury był niesympatyczny i skryty, ale nigdy do tej pory nie groził jej tak otwarcie jak dziś. Szybko ruszyła w przeciwnym kierunku, na wypadek gdyby się rozmyślił i wrócił, żeby wyegzekwować dług tu i teraz.
Nie po raz pierwszy przeklinała swoją impulsywność, swoje wady, które sprawiały, że w bezpośredniej konfrontacji nigdy nie potrafiła odmówić. Gdyby była choć trochę bardziej powściągliwa, trochę ostrożniejsza, z pewnością nie popadałaby w takie tarapaty.
– Znów masz kłopoty z Tomem? – zawołał Raul, kiedy mijała go biegiem.
– Dam sobie radę – skłamała, obdarzając brata olśniewającym uśmiechem i nawet się nie zatrzymując.
Raul nic nie wiedział o długu, jaki jego siostra zaciągnęła u wuja Toma, ani o lekkomyślnym zakładzie, przez który w to wszystko się wpakowała. Już tyle razy wyciągał ją z kłopotów, w które popadała przez własną głupotę, że tym razem postanowiła bez jego pomocy wybrnąć z tej sytuacji.
Pieniądze. Potrzebowała pieniędzy. Miała tylko tydzień na to, by skądś wytrzasnąć dziesięć funtów. DZIESIĘĆ FUNTÓW! Co ona sobie wyobrażała? W życiu nie widziała takich pieniędzy, a mimo to ot tak sobie rzuciła taką sumę, jakby to było parę szylingów. Kiedy mijali pole pełne dzikich koni, była tak pewna, że zdoła przywabić i dosiąść jedno z tych wspaniałych majestatycznych zwierząt, i że wystarczy tylko przejechać przez to pole, a DZIESIĘĆ FUNTÓW będzie miała w kieszeni.
Doskonale wiedziała, że nie tylko jej impulsywność sprawiła, że poszła o zakład z wujem Tomem, który pożerał wzrokiem rozbrykane konie. Te dziesięć funtów oznaczało dla niej nowe życie, nowe możliwości, szansę na to, by mogła robić to, co chciała.
– Chodź, to mi pomożesz! – zawołała Sabina na widok przepychającej się przez tłum Liny.
Na jarmarku w Pottersdown pracowała cała ich rodzina. Kilku starszych mężczyzn, łącznie z wujem Tomem, ostrzyło narzędzia i wystawiało ręcznie rzeźbione elementy mebli na sprzedaż. Starsze kobiety na koślawym stole poustawiały słoje konfitur i innych łakoci. Raul, wraz z innymi młodymi mężczyznami, szarpali struny instrumentów, wygrywając skoczne melodie do tańca. Sabina, cała w uśmiechach i trzepocząc rzęsami, zachęcała młodych mężczyzn i kobiety z Pottersdown, by nie stronili od wiedzy tajemnej i nie bali się zajrzeć w swoją przyszłość.
– Właśnie zamierzałam rozpocząć tańce – oznajmiła Lina, wiedząc, że Sabina i tak jej nie uwierzy.
– Kłamczucha. Mam kolejkę, z dziesięć osób, załatw za mnie kilka.
– Nie jestem w tym taka dobra jak ty.
– Bzdura. Bardzo dobrze potrafisz wróżyć.
Była to prawda. Tyle że Linie brakowało cierpliwości, a do wysłuchania dziesięciu egzaltowanych panien, które mdlały na myśl o uściskach ognistych wysokich brunetów trzeba było niemało cierpliwości.
– To się lepiej opłaca niż taniec – kusiła Sabina.
Lina spojrzała tam, gdzie wuj Tom polerował pięknie rzeźbiony niewielki stolik, i na użytek klientów przywołała uśmiech na twarz. Z wróżenia nie urodzi jej się dziesięć funtów, ale na początek, zanim wymyśli coś lepszego, niech będzie chociaż to.
Sabina wpuściła za jeden z parawanów kolejną młodą kobietę, natomiast jej przypadła klientka mniej więcej w jej wieku, ubrana tak pięknie, że Lina miała ochotę wyciągnąć rękę i przejechać palcami po nieskazitelnym jedwabiu cudownej sukni.
– Zechce panienka posłuchać, co przyszłość jej przyniesie?
Młoda kobieta roześmiała się, a jej oczy rozbłysły. Pociągnęła za rękaw stojącego obok niej mężczyznę.
– Wiem dokładnie, jaka przyszłość mnie czeka – powiedziała. – Ale chętnie posłuchałam, co los szykuje mojemu bratu.
Rzeczony mężczyzna obrócił się powoli, zmierzył Linę wzrokiem od stóp do głów i zwracając się do swojej siostry, pytająco uniósł brwi.
– Daj spokój, Alex. Co ci szkodzi zabawić się trochę?
– Nonsens – odparł, odwracając się i podejmując przerwaną rozmowę.
– Zrób to dla mnie, Alex.
Najwyraźniej ciężko doświadczony zachciankami siostry westchnął i skrzywił się.
– No już dobrze, miejmy to jak najprędzej z głowy. Mam nadzieję, że prorocze zdolności młodej wróżki zrobią na mnie stosowne wrażenie.
Lina najeżyła się na ociekający arogancją i ironią ton jego głosu, ale obdarzyła go najsłodszym ze swoich uśmiechów.
– Proszę tędy, sir.
Prowadząc młodego klienta za jeden z parawanów, widziała, jak wyjmuje z kieszeni kurtki ciężką kiesę, by wręczyć opłatę. Serce zabiło jej mocniej, gdy usłyszała brzęk monet.
Mimo nie najlepszej opinii, jaką cieszyli się Cyganie w Anglii i w całej Europie, Lina nigdy w życiu nie dopuściła się kradzieży.
– Przecież to, że nazywają nas złodziejami, jeszcze nie znaczy, że nimi jesteśmy – powtarzała jej matka.
Lina nigdy nie wypróbowała w praktyce złodziejskiego rzemiosła, mimo że szczególnie biegły w nim Raul przyuczał ją od chwili, kiedy zaczęła chodzić.
– Najpierw porozmawiajmy trochę o teraźniejszości – powiedziała, spoglądając na klienta spod długich rzęs. – Zechce pan podać mi swoje imię i nazwisko?
– A od czegóż zdolność jasnowidzenia, jeśli wolno spytać.
– Ja jestem od przepowiadania przyszłości, a nie zgadywania imion – odpowiedziała krótko Lina, uśmiechając się, by nieco złagodzić wyczuwalny w jej głosie chłód.
– Lord Whitemore. Alexander Whitemore.
Utytułowany dżentelmen. Pewnie by nawet nie zauważył, gdyby stracił to, co ma w sakiewce, bo dla niego to drobne.
– Lord Whitemore, człowiek wpływowy – powiedziała Lina, starając się, by w jej głosie zabrzmiała marzycielska jedwabista nuta, którą czarowała klientów. – Człowiek odpowiedzialny. Ma pan majątek, którym zarządza, i siostrę, którą się opiekuje.
– Dobra jest – szepnęła lordowi do ucha siostra.
– Nonsens. Każdy głupek wie, że człowiek z tytułem musi mieć majątek, a to, że jestem twoim bratem, roztrąbiłaś na cały jarmark.
– Może jeszcze czegoś chciałby się pan o sobie dowiedzieć? – zapytała Lina.
Lord odchrząknął i odwracając się do niej, ogarnął wzrokiem pozostałą część jarmarku.
– Wiem również, że jest pan wybuchowy i gburowaty – powiedziała, na co siostra milorda wybuchnęła śmiechem. – Myślę jednak, że jest to poza, która ma na celu trzymanie ludzi na dystans. W przeszłości miał pan kłopoty sercowe, chodziło o kobietę. – Lina przerwała, ale czuła, że jest to silniejsze od niej. – Ktoś, kto się zakochał w pana miłym, ciepłym usposobieniu?
– Istotnie – mruknął lord Whitemore, po raz pierwszy dokładnie przyglądając się Linie.
– Ta kobieta opuściła pana, zgadza się? Żona? – Lina starannie obserwowała jego reakcję. Drganie nad lewym okiem okazało się dla niej wystarczającą wskazówką. – Nie, narzeczona.
– Myślałem, że zajmujesz się przepowiadaniem przyszłości.
– Ale nasza przeszłość ma wpływ na naszą przyszłość.
– No dalej, słucham – burknął.
– Pan jest znudzony – powiedziała Lina.
– Skąd wiesz?
– Nie chodzi o chwilę obecną. Jest pan znudzony życiem. Utknął pan w pewnej koleinie i nie wie, jak się z niej wydostać.
Ujęła go za rękę, wodząc palcami po widocznych na niej liniach papilarnych, które w gruncie rzeczy nic jej nie mówiły. Sztuka przepowiadania przyszłości polega bowiem na czytaniu z twarzy człowieka, na rozumieniu jego min i reakcji.
– Ale wkrótce szykuje się zmiana, wielka przygoda, nowa miłość. Pojawi się ktoś, kto rzuci panu wyzwanie.
– Popatrz, Alex, jest nadzieja.
Miażdżące spojrzenie, które lord Whitemore posłał siostrze, objęło również Linę, kiedy ponownie się do niej zwrócił.
– Czy to już wszystko? – zapytał wstając.
Kątem oka zauważyła zarys sakiewki w kieszeni jego żakietu i dotarło do niej, że wkrótce okazja uzyskania pieniędzy na pokrycie długu przejdzie jej koło nosa. Zawahała się, z niechęcią myśląc o bolesnym ucisku, jaki poczuła w żołądku na myśl o tym, że gdyby okradła tego mężczyznę, to już nigdy nie będzie tą samą osobą, którą była.
– Proszę powiedzieć swoim przyjaciołom, żeby nas odwiedzili – powiedziała i zrobiła krok do przodu udając, że się potknęła o wystający korzeń. Zatoczyła się na potężnie zbudowanego mężczyznę i wsunęła mu rękę pod żakiet. Zacisnęła palce na miękkiej skórzanej sakiewce i na sekundę zawahała się, zanim wysunęła rękę i otwartą dłonią poklepała lorda Whitemore’a po piersi. – Przepraszam bardzo, jestem straszna niezdara.
Ich oczy się spotkały i Lina, nie mając wątpliwości, że przejrzał jej zamiary, odwróciła wzrok. Jego zakłopotanie, kiedy znalazł sakiewkę pełną i na miejscu, przyniosło jej jednak pewną ulgę.
– Twój problem, Whitemore, polega na tym, że jesteś znudzony – powiedział Richard Pentworthy, szwagier Aleksa.
Alex łyknął lokalnego cydru i obrzucił spojrzeniem tłumnie zgromadzonych na jarmarku ludzi. Pentworthy miał rację, istotnie był znudzony. Wiódł życie wygodne, a nawet łatwe, ale bez jakichkolwiek wyzwań czy podniet. Majątek odziedziczył w młodym wieku, miał wtedy zaledwie dziewiętnaście lat, i teraz mógł nim spokojnie zarządzać niemal z zamkniętymi oczami. Jego jedyna siostra wyszła dobrze za mąż i rodziła zdrowe, udane dzieciaki, a kobiety, które z nim na różnych balach i rautach flirtowały, wydawały mu się koszmarnie nudne. Nie wyobrażał sobie, żeby któraś z nich mogła zostać jego żoną.
Wykluczone. Jedynym, co mogłoby go w jakikolwiek sposób poruszyć, to kupienie na aukcji nowego obiecującego konia albo ujeżdżenie żwawego źrebaka oparte na zasadzie wzajemnego szacunku między zwierzęciem a jeźdźcem.
– Życie nie kończy się na koniach i jeździectwie.
– O czym to panowie rozmawiają, jeśli wolno spytać? – Georgina, jak to miała w zwyczaju, wpadła nagle i bezpardonowo przerwała im rozmowę.
Wiecznie wścibska – tak o niej mówili rodzice, kiedy miała pięć lat, a dla Aleksa nie ulegało wątpliwości, że z wiekiem było tylko gorzej.
– Zwróciłem uwagę twojemu bratu, że jest znudzony.
– I samotny – dodała Georgina.
– Powinien się ożenić.
– Z kimś, kto stanowiłby dla niego wyzwanie. – Zasznurowała usta, namyślając się głęboko przez jakieś ćwierć sekundy. – Może z Annabelle Mottrem?
– Za cicha. I ma za duży nos – powiedział Pentworthy. – Jemu potrzebny jest ktoś choćby jako tako atrakcyjny. A co byście powiedzieli na Caroline Woods?
Georgina przewróciła oczami i pacnęła męża w ramię.
– Ta dziewczyna jest drapieżna jak głodny kocur.
– Ale ładna.
Zanim Georgina zdążyła rozpocząć przydługą reprymendę, Alex uciszył ją, unosząc rękę.
– Nie potrzebuję żadnej kobiety, a już na pewno nie życzę sobie, żebyście mnie swatali.
– Przez ostatnie lata jakoś nie za bardzo sobie z tym radziłeś – mruknęła Georgina. – Po prostu chcemy, żebyś był szczęśliwy. Od kiedy…
– Dość – przerwał jej ostro Alex. – Nie wymawiaj przy mnie jej imienia.
Georgina westchnęła.
– No więc od kiedy ONA odeszła, nie potraktowałeś poważnie żadnej kobiety.
Nie była to prawda. Alex rozglądał się. Rozdawał uśmiechy, czarował i tańczył z młodymi damami. Rok w rok słuchał paplaniny debiutantek, zastanawiając się, czy uczą je mówić tylko o pogodzie, modzie i – przy odrobinie szczęścia – o ostatniej operze, na której były. Może to, że chciał czegoś więcej – jakiejś podniety, humoru i tej nieuchwytnej atrakcyjności – nie miało sensu… Wszystko to miała Victoria i nic poniżej jej poziomu nie było w stanie go zadowolić. To prawda, że rozpad ich związku złamał mu serce i że sam Alex nie był pewien, czy rany pozostałe po tych trzech latach zdążyły się całkowicie zabliźnić, w każdym razie błyskotliwy dowcip i bystre spostrzeżenia Victorii wydawały mu się nadal zabawne i fascynujące.
– A poza tym najwyższy czas, żebyś spłodził dziedzica… – zauważyła siostra, ściszając głos.
– Właśnie, przynajmniej w miarę inteligentnego – mruknął Alex.
– Krzywdzisz młode debiutantki – zbeształa go siostra. – Od dzieciństwa nam, kobietom, mówi się, że mamy być wobec mężczyzn potulne i posłuszne, bez wyrazistych poglądów politycznych czy jakichkolwiek innych. Gdybyś tylko zechciał poznać lepiej tę czy inną młodą osobę, z pewnością odkryłbyś w niej zadziwiającą głębię.
– Nie jestem pewien, czy chciałbym żony, która uważa, że aby zadowolić mężczyznę, nie powinna się niczym wyróżniać.
– Nie wiem, Whitemore, czy w ogóle potrzebna jest ci żona – powiedział spokojnie Pentworthy.
Cała trójka zamilkła, kontemplując zawartą w tych słowach prawdę. Alex zobaczył, że jego siostra otwiera usta, i wiedział, że musi coś powiedzieć, żeby ją powstrzymać przed kolejną błyskotliwą uwagą. Czasami zdarzało się, że Georgina była zbyt bystra, zbyt spostrzegawcza, a on uznał, że ma dość na dzisiaj uszczypliwych uwag pod swoim adresem.
– Chciałem tylko powiedzieć, że mógłbym tu dzisiaj zaprosić pierwszą lepszą kobietę i zrobić z niej idealną debiutantkę. Wystarczyłoby tylko kilka fantazyjnych fatałaszków, dobre maniery, biegła znajomość plotkarskich rewelacji, no i oczywiście ja w roli opiekuna i zasobnej kiesy.
Georgina westchnęła i przewróciła oczami.
– Czy już ci mówiłam, że jesteś arogancki i nieznośny?
– Może raz czy dwa.
Pentworthy uniósł rękę.
– Chwileczkę, chwileczkę. Mam pewien pomysł. Proponuję zakład.
Widząc iskrę podniecenia w oczach siostry, Alex z obawą spojrzał na szwagra.
– Whitemore, dajemy ci sześć tygodni, żebyś z jednej z tych wiejskich dziewoi zrobił idealną młodą damę. A właśnie za sześć tygodni odbędzie się pierwszy bal londyńskiego sezonu, i to będzie najlepszy test. Jeśli dziewczyna się sprawdzi, czyli będzie miała zapełniony karnecik i nie wywoła żadnego skandalu, to wygrywasz zakład.
– A o co ten zakład? – zapytał Alex. Wiedział, że powinien z miejsca odmówić, ale jakoś nigdy nie potrafił oprzeć się żadnemu wyzwaniu.
– Jeśli wygrasz, to Georgina i ja już nigdy więcej nie wspomnimy przy tobie o małżeństwie ani nie będziemy próbowali cię swatać.
Na twarzy Aleksa pojawił się uśmiech. Będzie mógł spokojnie przyjmować różne zaproszenia, nie obawiając się, że posadzą koło niego jakąś młodą pannę na wydaniu oczekującą z jego strony awansów.
– A jeśli przegra? – zapytała Georgina.
– A, to wtedy musi poważnie rozejrzeć się za kandydatką na żonę.
Alex lekceważąco machnął ręką. Trzeba przyznać, że gdyby przegrał, stawka była wysoka, ale nie miał zwyczaju przegrywać i nie zamierzał, przynajmniej teraz, zaprzątać sobie tym głowy. Czym mu to w końcu groziło? Większość obecnych na Jarmarku Hrabstwa Pottersdown młodych kobiet to były córki miejscowej szlachty. Ale nawet gdyby miał pecha i przypadkiem trafiłaby mu się służąca albo wiejska sklepikarka, to przecież ma przed sobą jeszcze sześć tygodni. Z pewnością zdąży w tym czasie nauczyć taką dziewczynę balowej etykiety.
– Kto wybiera kandydatkę? – zapytał.
– Zdajemy się na przypadek. Jak już wszystko ustalimy i przypieczętujemy zakład podaniem sobie rąk, to będzie to pierwsza niezamężna kobieta w stosownym wieku, która koło nas przejdzie.
– A jeśli się nie zgodzi?
– To już jest ryzyko wkalkulowane w zakład. Musisz ją do siebie przekonać.
– W każdym razie nie możesz jej przekupić – dodała szybko Georgina.
Alex powoli skinął głową. To, że dziewczyna albo jej rodzina stanowczo odmówią, wydawało się mało prawdopodobne, ale był dostatecznie czarujący i elokwentny, by ją w razie czego przekonać. Poza tym jaka młoda panna nie chciałaby, żeby jej kupować piękne suknie i zapraszać na wykwintne bale?
– Zgoda. – Alex wyciągnął rękę, a jego siostra aż pisnęła z zadowolenia. Następnie potrząsnął ręką szwagra, po czym cała trójka skupiła się na obserwowaniu, która z młodych kobiet przejdzie koło nich jako pierwsza.
Najpierw błysnęła mu bajecznie kolorowa suknia i Alex, z sercem na ramieniu, wolno powędrował wzrokiem w górę, bojąc się potwierdzenia swoich najgorszych obaw.
Natomiast stojąca obok niego siostra zaśmiewała się do rozpuku w sposób nielicujący z powagą damy. Nawet szwagier chichotał z cicha u jego boku.
– Chcesz może jeszcze zrezygnować? – zapytał szeptem Pentworthy.
Alex potrząsnął głową, ale nawet on zdawał sobie sprawę, że zrobienie z ładnej Cyganeczki szlachcianki nie będzie łatwym zadaniem. Cyganie cieszyli się złą opinią, w dużej mierze niezasłużenie, ale Alex zdawał sobie sprawę, że zbliżająca się do nich młoda kobieta byłaby bardziej na miejscu, gdyby tańczyła przy ognisku, niż sunęła po parkiecie na sali balowej.ROZDZIAŁ DRUGI
Lina podejrzliwie patrzyła na stojącego naprzeciwko niej mężczyznę.
– A pan czego ode mnie chce?
Alex westchnął i zerknął za siebie na Georginę i jej męża, którzy z trudem ukrywali rozbawienie.
– Nazywam się lord Whitemore – zaczął wolno.
– To wiem – odparła Lina, dodając pod nosem: – Nie jestem głucha, tylko nie rozumiem, o co chodzi.
– Ta kobieta, która tam siedzi, to moja siostra. A ten mężczyzna to jej mąż. Uparli się, że mam się ustatkować, ożenić no i oczywiście spłodzić gromadkę dzieci.
– To wspaniale – odparła Lina – ale co to ma ze mną wspólnego?
– Chcę, żeby przestali się mieszać w moje sprawy sercowe, więc się z nimi założyłem, a ten zakład dotyczy właśnie ciebie.
Od chwili kiedy Lina zmieniła się z małego urwisa w urodziwą młodą kobietę, otrzymywała wiele nieprzystojnych propozycji zarówno od mężczyzn, z którymi wędrowała, jak i od klientów, z którymi flirtowała na jarmarkach. Zwykle kończyło się to z jej strony słodkim uśmiechem, szybkim kopniakiem w dolne partie ciała i ucieczką.
Właśnie zdążyła przywołać słodki uśmieszek, kiedy nagle lord Whitemore zmrużył oczy i wykonał błyskawiczny krok do tyłu.
– Tylko nie w ten sposób – zaprotestował. – Nic z tych rzeczy. Za kogo mnie masz, na miłość boską?
– Poznaliśmy się niecałe pięć minut temu – twardo oznajmiła Lina. – Tak naprawdę to nie wiem, z kim mam do czynienia, milordzie. A teraz przepraszam, ale czeka na mnie robota.
Zaczęła szybko przedzierać się przez tłum, nie oglądając się za siebie, i nie przystanęła, dopóki nie była pewna, że zgubiła natręta. Po południu na jarmarku zrobiło się tłoczno, więc ukrycie się w tłumie nie przedstawiało większych trudności. Lina była pewna, że jest już bezpieczna, gdy nagle odezwał się cichy głos tuż koło jej ucha:
– Jesteś szybka.
– Och… – Słowa Whitemore’a połaskotały ją w szyję, ale szybko się opanowała. – Przynajmniej mogę uciec od lubieżnych mężczyzn – odparła, odwracając się twarzą do niego.
– Rozumiem twoją rezerwę wobec mojej propozycji, ale znalazłem się w dość trudnej sytuacji. Nie mogę przegrać tego zakładu. Moja siostra koniecznie chce, żebym się ustatkował jeszcze w tym roku z jakąś słodką i nudną żonką, ale byłbym wtedy bardzo nieszczęśliwy. A to jest ostatnia rzecz, której bym sobie życzył.
Mimo że instynkt kazał Linie uciekać od tego człowieka, gdzie pieprz rośnie, to z drugiej strony bardzo ją zaintrygował. Przepowiadając mu przyszłość, wyczuwała w nim energię, jakąś ukrytą żywotność. Jeszcze kilka minut temu przyglądała mu się z pewnej odległości, słuchała, jak się śmieje i żartuje ze swoim szwagrem, zastanawiając się, co sprawia, że w jego oczach pojawiają się nagle iskierki, że odchyla głowę do tyłu i wybucha hałaśliwym śmiechem. A teraz ten człowiek stał naprzeciwko niej i ona wiedziała, że najbezpieczniej dla niej byłoby zmykać stąd jak najprędzej, nie oglądając się za siebie.
– A na czym polega ten zakład?
– Chodźmy na drinka, to ci wszystko wyjaśnię.
– Ale na czym polega ten zakład? – powtórzyła, nie ruszając się z miejsca.
Widziała, jak lord Whitemore ocenia ją przed udzieleniem odpowiedzi, i nie miała wątpliwości, że należy do ludzi, którym niełatwo powiedzieć „nie”, a mimo to nie ustępowała, stojąc przed nim ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
– Powiedziałem coś w rozmowie na temat umiejętności konwersacji naszych młodych dam – wydusił z siebie w końcu lord Whitemore. – I dodałem, że podejmuję się z każdej dziewczyny, niezależnie od jej pochodzenia, zrobić w ciągu sześciu tygodni całkiem udaną debiutantkę, atrakcyjną pannę na wydaniu.
– I to pana szwagier rzucił panu takie wyzwanie, tak?
– Tak, to on.
– I wybrał do tego celu akurat mnie?
Lord Whitemore skrzywił się.
– Nie chodziło akurat o ciebie. To miała być pierwsza kobieta w wieku odpowiednim do zawarcia małżeństwa, która będzie koło nas przechodziła.
– I to ja jestem tą szczęściarą, tak? A co, jeśli odmówię, i to tak z miejsca?
– To przegram zakład.
– A co mnie to może obchodzić?
Jego oczy zwęziły się nieznacznie, a na ustach pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.
– Tak od razu oczywiście nic, ale gdybyś przyjęła moje zaproszenie na drinka, to moglibyśmy omówić sprawę w szczegółach.
Obejrzała się przez ramię, żeby zyskać na czasie, jednocześnie zastanawiając się, co robić. Choć wiedziała, że musi wracać do pracy, żeby zarobić na spłacenie długu zaciągniętego u wuja Toma, to jednocześnie zdawała sobie sprawę, że praca na wiejskich jarmarkach, którą wykonywała niemal od chwili, kiedy nauczyła się chodzić, zaczyna ją nudzić. Chciała od życia czegoś więcej niż tylko podróżowania zawsze z tymi samymi ludźmi i powtarzania w kółko tej samej pracy. Marzył jej się dreszczyk przygody, jakaś zmiana, dlatego zaświtało jej w głowie, że może właśnie teraz jest na to jakaś szansa.
Kiedy jednak ponownie się do niego odwróciła, lord Whitemore szedł już w stronę namiotu, w którym serwowano wytwarzany w hrabstwie Pottersdown cydr.
Ciskając pod nosem przekleństwa, zastanawiała się, w którym momencie ten butny lord zorientuje się, że jest sam. Mimo że była bardzo krytyczna wobec swojej cygańskiej rodziny i ich sposobu na życie, to jednocześnie nie akceptowała arogancji klas wyższych. Nikt z nich nie zachowywałby się tak wyniośle, szczególnie gdyby czegoś oczekiwał od drugiej osoby. A przecież lord Whitemore jej potrzebował – dał temu wyraz zaledwie dwie minuty temu – i już wymagał, żeby za nim posłusznie dreptała niczym pokorna psina.
Jedną ręką unosząc spódnice, przesadziła błotnistą kałużę i przeciskając się przez tłum, ruszyła w stronę skocznej muzyki ludowej. Uśmiechnęła się z satysfakcją na myśl o tym, jak to lord Whitemore samotnie przybywa pod namiot, dołączając do niewielkiej grupki kobiet snujących się za muzykantami.
Raul szarpał za struny, jednocześnie nogą wybijając rytm. Na widok siostry skinął głową w stronę wolnej przestrzeni wygrodzonej specjalnie dla tancerzy. Tak było na każdym jarmarku: przez pierwszą godzinę czy dwie ludzie popijali cydr i snując się dokoła, oglądali różne wystawione na sprzedaż towary i trzodę, by na koniec, jak zawsze, zwrócić się ku muzyce. Grupki młodych kobiet tęsknie spoglądały w stronę tak zwanych dech na świeżym powietrzu w nadziei, że któryś z czerstwych młodzieńców poprosi je do tańca. Ale naturalnie nikt się nie kwapił, by być tym pierwszym, na kim zawisną spojrzenia wszystkich zebranych. I właśnie w tym momencie pojawiła się Lina.
– Gotowy? – zagadnęła młodego mężczyznę, ponoć swego dalekiego kuzyna. John był zaledwie o kilka lat starszy od niej, miał burzę czarnych włosów i głęboko osadzone piwne oczy. Cieszył się wzięciem u wioskowych dziewcząt, gdziekolwiek się pojawił. Zwykle wraz z Liną inaugurowali tańce, rozdzielając się po chwili, by innych zachęcić do zabawy. Był to stały punkt programu, więc kiedy Raul ich zobaczył, dał sygnał muzykantom, by się brali do roboty.
Jedną z największych przyjemności w życiu Liny był właśnie taniec. Gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty muzyki, nie musiała myśleć o krokach, bo jej ciało instynktownie łapało rytm i zaczynało zgodnie z nim się poruszać. W takich chwilach zapominała o wpatrzonych w siebie gapiach i tańczyła, jakby była sama na świecie.
Wirowali w zapamiętaniu, ledwie nogami muskając ziemię, i dopiero kiedy muzyka na chwilę zwolniła tempo, Lina dostrzegła przedzierającego się przez tłum gapiów lorda Whitemore’a.
– Następny taniec należy do mnie – powiedział, łapiąc ją za rękę.
John natychmiast mrugnął do jednej z dziewcząt, gestem przyzywając ją do siebie. Było ich teraz czworo na jarmarcznym trawiastym parkiecie.
– Lordzie Whitemore, podziwiam pańską wytrwałość, ale ja pracuję – powiedziała Lina, odsuwając się od niego.
– Zachęcasz ludzi do tańca?
– No właśnie.
– Więc ci pomogę.
Zanim zdążyła otworzyć usta, żeby zaprotestować, lord Whitemore ujął ją mocno w talii i przyciągnął do siebie tak blisko, że dosłownie przefrunęła przez trawiasty parkiet.
– Nie potrzebuję pańskiej pomocy – zaprotestowała.
– Ale pomóc bliźniemu to czyn szlachetny. To się zwraca. – Obrócił nią nieoczekiwanie, ukazując w uśmiechu nienagannie białe zęby.
Kątem oka Lina zauważyła zerkającego w ich stronę Raula i niemal niedostrzegalnie skinęła głową w jego stronę. Tylko tego brakowało, żeby jej brat rzucił się na wpływowego obywatela ziemskiego. Wystarczyłby jeden dobrze wymierzony cios, żeby ich wyrzucili, jeszcze zanim jarmark na dobre się rozkręcił.
– Piętnaście funtów – powiedziała wirując w ramionach Whitemore’a, który był na tyle dobrym tancerzem, że musiała przywołać cały swój kunszt, żeby mu sprostać.
– Piętnaście funtów?
– To moja cena.
– Z tym może być problem.
Lina najeżyła się.
– Uważa pan, że nie jestem warta piętnastu funtów?
– Wręcz przeciwnie, moja droga, nie mam wątpliwości, że jesteś warta przynajmniej dziesięć razy tyle. Ale jednym z warunków tego zakładu jest to, że nie mogę ci płacić.
– To dlaczego miałabym to dla pana zrobić?
– Może z dobroci serca?
Lina roześmiała się.
– Moje serce nie jest aż tak dobre. Sześć tygodni to długo. Jeśli ten czas poświęcę panu, by stać się idealną debiutantką, to przestanę pracować i tym samym stracę pieniądze.
Kiedy wybrzmiały ostatnie takty muzyki, Lina poczuła, że Whitemore zwolnił nieco uścisk. Nie puścił jej jednak, tylko przez chwilę przyglądał jej się z wyraźną przyjemnością, trzymając ją na odległość wyciągniętej ręki.
– Zapłacić ci nie mogę – powiedział wolno. – Ale nigdzie nie jest napisane, że nie mogę ci dawać upominków.
Lina próbowała ukryć iskierkę nadziei, która zabłysła w jej oczach. Może w tym było rozwiązanie jej problemu? Może wuj Tom ponarzeka, ale w końcu zaakceptuje spłatę długu w biżuterii czy innych dobrach, byle tylko dostać swoje.
– Ale co bym miała konkretnie zrobić?
– Miałabyś ze mną zamieszkać na tych sześć tygodni. – Kiedy tylko Lina otworzyła usta, żeby zaprotestować, lord Whitemore uniósł rękę. – Oczywiście zadbam o stosowną przyzwoitkę dla ciebie, więc twoja reputacja na tym nie ucierpi.
– Ale mój brat i tak się na to nie zgodzi. Jest bardzo opiekuńczy.
– Czyli taki, jaki powinien być każdy dobry brat. Porozmawiam z nim jak mężczyzna z mężczyzną i zagwarantuję mu, że nie spotka cię nic złego.
Lina wzruszyła ramionami. Jeśli rzeczywiście lord Whitemore przekona Raula, żeby pozwolił jej na sześć tygodni z nim zamieszkać, to zyska sobie jej największe uznanie. Wiele osób uważa, że moralność Cyganów jest problematyczna, ale Lina doskonale wiedziała, że młode Cyganki obowiązują te same standardy moralne co wszystkie inne młode kobiety. Może obyczajowo Anglicy i Cyganie bardzo się od siebie różnią, ale gdy chodzi o znalezienie odpowiedniego partnera i ustatkowanie się, obowiązują dokładnie te same zasady. W noc poślubną dziewczyna ma być dziewicą o nieposzlakowanej opinii.
– A jeśli zamieszkamy razem na sześć tygodni…? – Lina pytająco zawiesiła głos.
– To nauczę cię właściwie tańczyć, konwersować i w odpowiedni sposób zwracać się do uczestników przyjęć towarzyskich.
– To rzeczywiście bardzo skomplikowana sprawa.
– Owszem, przyznaję, że umiesz tańczyć, ale czy potrafisz tańczyć walca? Potrafisz też rozmawiać, ale czy zadowolisz gromadkę starszych pań swoimi manierami i sposobem zwracania się do nich?
Lina wzruszyła ramionami. To dlatego zawsze trzymała się z daleka od tańców salonowych w miastach i miasteczkach, które odwiedzali. Istniało tyle reguł, tyle okazji, by inni patrzyli na ciebie z góry, że w jej pojęciu nie było to warte zachodu.
– Wszystkie te rzeczy są ważne. I nie pytaj mnie dlaczego. W każdym razie w jednym gotów jestem się z tobą zgodzić. Życie byłoby znacznie przyjemniejsze, gdybyśmy sobie niektóre konwenanse darowali.
– Aha, więc mam z panem zamieszkać, brać lekcje tańca i uczyć się prowadzenia banalnej rozmowy. Coś jeszcze?
– Po upływie sześciu tygodni pójdziemy razem na bal. I to ma być sprawdzian. Jeśli pokażesz mi zapełniony karnecik, twoje zachowanie okaże się stosowne i nie będziesz odbiegała manierami od innych debiutantek, to wtedy wygram zakład.
– A ja wracam do swojej rodziny.
– Oczywiście, ale ponieważ nie mogę ci zapłacić, zabierzesz wszystkie nowe stroje, które ci kupię, i inne podarunki.
To i tak pewnie nie wystarczy na spłacenie całego długu, pomyślała Lina. Ale przynajmniej będzie miała coś na początek, żeby odwlec sprawę o kolejne kilka tygodni.
– Zgadzam się – powiedziała.
Przeżyła szok, kiedy lord Whitemore podniósł ją i zakręcił w powietrzu. Przez chwilę wyglądał jak beztroski chłopak, a tamta chmura, która zagościła na jego czole, kiedy mu Lina wróżyła, znikła bez śladu.
– Gdyby pan tylko zdołał przekonać Raula – dodała na koniec.
– Z tym, moja droga, nie będzie problemu.ROZDZIAŁ TRZECI
– Co… CO pan zamierza zrobić z moją siostrą? – zapytał Raul, zaciskając pięści, mimo że jego ręce zwisały po bokach.
Alex uśmiechnął się. Był to wypróbowany uśmiech, który zwykle sygnalizował pewność siebie i wzbudzał zaufanie u rozmówcy. I który przez lata spełniał swoje zadanie, ale teraz wyraźnie się nie sprawdził.
– Chcę z niej zrobić damę, a ściślej mówiąc, idealną debiutantkę – powiedział nie owijając w bawełnę, uznał bowiem, że z podejrzliwym facetem, z jakim miał właśnie do czynienia, lepiej być szczerym.
– Pan ma zamiar się z nią ożenić?
– Ależ skąd. – Alex mitygująco uniósł rękę. – Jestem przekonany, że pana siostra może być wspaniałą żoną, ale nic takiego nie miałem na myśli.
Szybko opisał warunki zakładu i rolę, jaką w tej sprawie miała odegrać Lina.
– To nieźle się tam zabawiacie. – Raul z dezaprobatą potrząsnął głową. – Nie ma pan nic lepszego do roboty?
Alex zesztywniał, poczuł się dotknięty do żywego.
– Owszem, mam. Zarządzam majątkiem liczącym prawie tysiąc akrów, w którego skład wchodzi dwanaście farm i niemal pięć razy tyle działek budowlanych. Zatrudniam ponad dwieście osób w różnym charakterze, a na dodatek wiele czasu poświęcam kupowaniu i trenowaniu koni wyścigowych. – Dostrzegł u Raula oznaki szacunku, więc złagodził nieco ton głosu i wyraz twarzy. – Ale mam też siostrę. I to bardzo wścibską siostrę. Doszedłem więc do wniosku, że opłaci mi się poświęcić sześć tygodni kosztem innych zajęć, żeby nie musieć już nigdy znosić jej wtrącania się w moje osobiste sprawy.
– A co z reputacją Liny? – czujnie zapytał zatroskany brat.
Alex uśmiechnął się i uspokajająco poklepał go po ramieniu. Był spokojny, że wygrał. Raul nie zawracałby sobie głowy szczegółami, gdyby nie zamierzał przyjąć propozycji.
– Reputacja pańskiej siostry jest dla mnie najważniejsza. – Była to prawda. Traktował kobiety z szacunkiem niezależnie od tego, z jakiego się wywodziły gniazda. Wątpił w to, że Lina jest tak niewinna, jak by sobie tego życzył jej brat, ale mimo wszystko zamierzał ją przez cały czas trwania tej próby traktować, jakby była najczystszą dziewicą. – Na pierwsze dwa tygodnie sprowadzi się do mnie moja siostra, która jako mężatka o nieposzlakowanej opinii będzie najlepszą przyzwoitką. Po upływie tego czasu zaproszę moją owdowiałą ciotkę.
– A co będzie miała z tego Lina?
– Niestety, warunki zakładu uniemożliwiają mi zapłacenie pańskiej siostrze za te sześć tygodni, które mi poświęci, ale mogę upominkami wynagrodzić jej stracony czas i wysiłki.
– Lina? Chodź tu do nas na chwilę! – zawołał Raul do siostry, która przy pobliskim stole zaśmiewała się wraz z uczestnikami jarmarku. – Naprawdę chcesz tego spróbować?
– To może być nawet niezła odmiana po tych tańcach i wróżeniu – odparła, wzruszając ramionami.
– Fantastycznie – ucieszył się Alex, wyciągając rękę do Raula.
Raul na nią spojrzał, a następnie braterskim gestem poklepał Aleksa po ramieniu.
– Dobijając takich targów, nie podajemy sobie rąk – wyjaśnił, pokazując w uśmiechu zadziwiająco białe zęby. – My się bijemy.
– Raul, nie – zaprotestowała Lina.
– Tylko w ten sposób można poznać charakter mężczyzny.
– Przez ciebie wyrzucą nas z Pottersdown.
Rodzeństwo naradzało się poufnie i Alex musiał bardzo wysilać słuch, by pochwycić słowa Liny.
– Inaczej cię nie puszczę – podsumował Raul prowadzoną ściszonymi głosami, ale ożywioną dyskusję.
Na koniec Lina, znów wzruszając ramionami, zwróciła się do Aleksa:
– Raul chce się bić. Wszystko zależy od pana.
Alex nie zastanawiał się zbyt długo. Doszedł do wniosku, że Raul próbuje wysondować, kim jest mężczyzna, któremu ma powierzyć swoją siostrę.
– No to walczymy – oznajmił spontanicznie.
– Zgoda. Za dziesięć minut za namiotem z cydrem. – Raul odszedł, pogwizdując wesoło.
Wyciągniętym ramieniem osłaniając Linę, Alex starał się przeprowadzić ją przez tłum. Dopiero teraz poczuł dreszczyk przygody. Powinien się cieszyć. W ciągu ostatnich miesięcy wszystkie ruchy wykonywał automatycznie, jakby nie był żywą istotą. Ożywiał się jedynie wtedy, kiedy zdołał ujeździć nowego konia albo gdy patrzył, jak ten przekracza linię mety z najlepszym czasem. Tylko wtedy czuł przyśpieszone bicie serca i skurcz mięśni wywołany napięciem. Zdawał sobie sprawę, że to znużenie miało przyczyny czysto subiektywne. Był świadom tego, że po odejściu Victorii odsuwał od siebie wszystko, co mogło go zranić. Po upływie trzech lat jego serce wydawało się wprawdzie uleczone, ale zatracił radość życia.
– Jak mam się wobec tego do pana zwracać? – zapytała po drodze Lina.
– Wiesz przecież, jak się nazywam: lord Whitemore.
Lina przewróciła oczami – był to jeden z wielu odruchów, których musiała się pozbyć, jeśli miała dołączyć do grona najlepszych debiutantek sezonu.
– Chodzi mi o pana zwykłe imię. Przecież chyba nie będę się do pana zwracała per lordzie Whitemore, prawda?
– Mam nadzieję, że jednak będziesz. Bo to jest właściwa forma zwracania się do mnie dla kogoś takiego jak ty. – Alex, który zawsze szczycił się tym, że jest swobodny w obejściu, przy Linie wyraźnie przestrzegał konwenansów, a może nawet wydawał się trochę staroświecki.
– A jak się inni do pana zwracają?- nie ustępowała Lina.
– Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz tego używała.
– Klnę się na Boga.
– Alex. Właściwie to Alexander, ale wolę formę Alex.
– To pewnie na powitanie będę też musiała składać ukłon, prawda? – bąknęła pod nosem Lina.
– Co do formy powitania, to zajmiemy się tym później. A temat „właściwe powitanie dżentelmena” zajmie nam z pewnością cały ranek.
– Już drżę z niecierpliwości. Wprost nie mogę się doczekać.
Dotarli do namiotu z cydrem. Lina obeszła go z boku, prowadząc Aleksa na otwartą przestrzeń częściowo zasłoniętą przed uczestnikami jarmarku. Alex szybko wykonał kilka ruchów rozluźniających mięśnie, rozwiązał fular i zrzucił żakiet. Kiedy zawijał rękawy koszuli, ukazując opalone ramiona, pochwycił spojrzenie Liny. I właśnie w tej chwili nadeszła grupka mężczyzn.
– Gotowy na lanie? – zadrwił jeden z nich.
– Niech pan nie zwraca na niego uwagi! – zawołała Lina. – Raul bije się honorowo, nie jak ten podstępny tchórz.
– Licz się ze słowami, bo pożałujesz!
Alex wystąpił do przodu, stając między starszym mężczyzną a Liną. Nie zamierzał być jej obrońcą, ale skoro miała przez najbliższe sześć tygodni przebywać pod jego opieką, to w żadnym razie nie mógł pozwolić, żeby się w ten sposób do niej odzywano.
– Czy nie można choćby na pięć minut spuścić cię z oka, Tom? Musisz zaraz wszczynać awanturę? – zawołał nadchodzący właśnie Raul.
Napomniany Tom rzucił Aleksowi ponure spojrzenie, ale oddalił się powoli, stając za zbierającą się właśnie gromadką gapiów.
– Gotowy? – zapytał Raul.
– Gotowy.
– Bijemy się do pierwszej krwi.
Alex skinął głową. Było mu wszystko jedno. Stojący naprzeciwko niego muskularny Cygan z pewnością nie był w tej sztuce nowicjuszem. Nie ulegało wątpliwości, że właśnie w ten sposób wyrównywał wszelkie rachunki i rozstrzygał spory. Alex liznął w szkole trochę boksu, a ostatnio też rozdał i zaliczył kilka ciosów. Poza tym praca przy koniach sprzyjała utrzymaniu tężyzny fizycznej i refleksu. I chociaż nie spodziewał się wyjść z tego spotkania zwycięsko, to przynajmniej liczył na to, że uda mu się ocalić dumę. Tak czy inaczej to, czy wygra, czy przegra, nie miało większego znaczenia. Alex wiedział, że ocenie ma być poddana nie jego sprawność fizyczna, tylko charakter, innymi słowy czy stanie do walki, czy stchórzy.
Powoli zaczęli się okrążać, poruszając się czujnie i zwinnie. Aleksowi, całkowicie skoncentrowanemu na przeciwniku, odgłosy dochodzące z tłumu gapiów przypominały daleki szum. Nagle Raul wymierzył mu cios. W ten sposób młody Cygan testował refleks przeciwnika, na co Alex odpowiedział dwoma błyskawicznymi ciosami w korpus. Raul zareagował serią cichych jęków.
Cofając się nieco, przeciwnicy ponownie zaczęli się okrążać. Tym razem Alex zaatakował pierwszy, potężnym sierpowym celując w twarz Raula, który w ratował się unikiem. Cios był częściowo chybiony i Alex prawie stracił równowagę. Raul to wykorzystał, ładując ciosy jeden po drugim i zmuszając przeciwnika do zajęcia pozycji obronnej. Alex cofnął się, zasłaniając twarz i wyczuwając poruszenie w tłumie za sobą.
Widząc u Raula pewność zwycięstwa, Alex przyjął jeszcze jeden cios, by po chwili udać atak z lewej, a w rzeczywistości wyprowadzić cios z prawej. Zanim Raul zdążył się otrząsnąć, dostał jeszcze silny cios w policzek, a zaraz po nim lewy sierpowy w szczękę. W tym samym jednak momencie Alex poczuł, jak pięść Cygana ląduje na jego skroni. Ostry ból w łuku brwiowym i ciepły strumyk krwi, który się pojawił, stanowiły zapowiedź rychłego zakończenia konfrontacji.
Mężczyźni odskoczyli od siebie, pokazując czerwone od krwi palce.
– Pierwsza krew – uśmiechnął się Raul, krzywiąc się z bólu rozciętej wargi. – Jak na faceta z lepszego towarzystwa bijesz się całkiem nieźle. A teraz chodźmy się napić.
Alex pozwolił się zaprowadzić tam, gdzie cydr lał się strumieniami, a po drodze tłumy gapiów ściskały mu dłonie i poklepywały po plecach. W pewnym momencie zorientował się, że nigdzie w pobliżu nie ma Liny. Miała zwyczaj znikać jak leśny duszek. Wreszcie ją wypatrzył. Szybka i zwinna, zręcznie przeciskała się przez tłum. Alex uznał, że to skutek pracy na tłocznych jarmarkach, teraz jednak było mu to wyraźnie nie w smak. Chciał jak najprędzej potwierdzić ich umowę, a może nawet dostrzec w jej oczach błysk podziwu i uznania.
– Będziesz się nią opiekował? – zapytał Raul, kiedy stuknęli się kuflami.
– Będę się nią opiekował jak własną siostrą – obiecał Alex.
– To już nie mam więcej zastrzeżeń. Ciekawe, jak ją skłoniłeś do tego, żeby się zgodziła.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Ona was nienawidzi. Tych z wyższych sfer. Zawsze… – Raul urwał, raz jeszcze stuknął się z Aleksem kuflami i zakończył z uśmiechem: – Co do mnie, to uważam, że nie jesteś taki zły.
– W co ty się najlepszego pakujesz? – wychrypiał Tom. Lina wzdrygnęła się, czując jego cuchnący oddech. – Puszczać się z jakimś dżentelmenem?
– Ale ja nie… – Ugryzła się w język i zrobiła krok do tyłu. Nie opłacało się wchodzić w spory z wujem Tomem.
– Czy mogę się spodziewać pieniędzy już dzisiaj?
– On mi nie daje żadnych pieniędzy – odparła Lina.
– A co, będziesz się z nim barłożyła za darmo? Twoja matka w grobie by się przewróciła.
– Nie będę się z nim barłożyć! – wykrzyczała, zaraz jednak dodała spokojniej: – Obiecał mi podarunki, których wartość z pewnością pokryje mój dług.
– Potrzebuję pieniędzy.
– Jak sprzedam te podarunki, to dostaniesz swoje pieniądze.
– Pamiętaj, Lina, ostateczny termin to koniec tego tygodnia.
– Ale ja te prezenty dostanę dopiero za sześć tygodni.
– Nie ma na to zgody. Już teraz potrzebuję tych pieniędzy. – W głosie Toma pojawiła się nuta paniki.
Lina zamilkła na chwilę. Zamknęła oczy, zbierając siły, by mu powiedzieć to, co miała do powiedzenia.
– Jeśli poczekasz sześć tygodni, to ci zapłacę dwanaście funtów zamiast dziesięciu.
Wuj Tom przyglądał jej się przez chwilę z namysłem.
– Cztery tygodnie i piętnaście funtów.
Lina przełknęła nerwowo, ale skinęła głową. Nie miała wyjścia. Ufała tylko, że lord Whitemore okaże się hojnym ofiarodawcą.
– I będę potrzebował od ciebie informacji – dodał.
– Jakich znów informacji?
– Raul mówi, że zamieszkasz u tego fircyka. Poznasz jego zabezpieczenia, rozkład domu…
Lina poczuła mdłości.
– Nie będę nic dla ciebie kradła.
– Nie proszę, żebyś kradła, chodzi mi tylko o informacje. Jak to w rodzinie. – Gdy przecząco potrząsnęła głową, oznajmił twardo: – Umowa stoi, Lina. Albo cztery tygodnie, piętnaście funtów i informacje, albo dziesięć funtów do końca tego tygodnia.
Mocno zacisnęła powieki, by pozbyć się sprzed oczu niezadowolonej twarzy matki, po czym skinęła głową.
– Grzeczna dziewczynka. Widzimy się za kilka dni.