Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wyklęci: Era Cieni - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
2 lipca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyklęci: Era Cieni - ebook

Czas to niebezpieczna rzecz, zwłaszcza w niepowołanych rękach. A ręce Raven wydają się wyjątkowo problematyczne.

Wyszkolona do eliminowania zabójczych Plag nigdy nie potrafiła okiełznać własnego temperamentu. Jeden nieumyślny zakład wikła ją w niebezpieczną intrygę, a to jeszcze nie koniec złych wiadomości. Wraz z nią w aferę zamieszany jest Władca Cieni, którego zamiary pozostają dla Raven zagadką.

Wśród politycznych gier, paskudnych Plag i zawziętej cesarzowej niejeden straciłby głowę. Na całe szczęście Raven dzierży najpotężniejszą z broni – zesłanego przez gwiazdy pecha oraz własną lekkomyślność.

 

Brawurowo poprowadzona historia, w której znajdziecie wszystko to, co w młodzieżowej fantastyce najlepsze: wyraziste postacie, wciągające intrygi i dużo mrocznej magii! Raven z bractwa Rai i ścigający ją, tajemniczy Władca Cieni, generał Nathaniel, zmierzą się w pojedynku, w którym z ostrością ich języków mogą równać się jedynie ostrza ich mieczy.
Maria Zdybska, autorka serii Krucze Serce

Debiut Agnieszki Zawadki jest wszystkim tym, czego szukam w fantastyce młodzieżowej. „Wyklęci: Era Cieni” to nie tylko wyraziści bohaterowie, ale także świetnie poprowadzona intryga i świat, który został naprawdę bardzo dobrze wykreowany. Gorąco polecam!
Ewelina Nawara, autorka serii Kings of Sin oraz powieści „Nieosiągalny”

Wygląda na to, że czasami warto jednak podążyć za głosem serca. Zwłaszcza gdy nakłania nas do sięgnięcia po tak niezwykłą książkę, jak „Wyklęci: Era Cieni”! Agnieszka Zawadka zaprasza do świata, w którym przygoda, magia, walka i odrobina romansu idą w parze. To jedna z tych powieści, którą czytelnicy lubujący się w powieściach fantasy, zdecydowanie powinni mieć na uwadze!
Katarzyna Ewa Górka, @katherine_the_bookworm

Zamknijcie swe oczy i przenieście się do krainy pełnej magii, czarów i zjawisk paranormalnych. Przeżyjcie przygodę życia u boku Raven, która umie spowalniać czas, oraz Nathaniela, Władcy Cienia. Nie będziecie żałować. Polecam serdecznie.
Agnieszka, Złotowłosa i książki

Jeśli szukacie dobrej fantastyki, w której nie brakuje intryg i emocji – dobrze trafiliście! Polecam!
Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska, Książki takie jak my

Wyszkolona przez mnichów na bycie RAI. Jej misja to likwidowanie plag, ale ta dziewczyna kocha również ryzyko i zakłady. Jeden z nich wpędza ją w niezłe kłopoty, a miało być tak pięknie… Książka wciąga od pierwszych stron, wyraziści bohaterowie i rewelacyjny humor dopełniają całości. To świetny debiut i już wypatruję drugiego tomu.
Sylwia, @sylkaczyta

Barwne i silne postacie kobiece to element, który przykuwa uwagę. Tajemnica oraz magiczny świat to element, dzięki któremu ta książka zostanie w mojej pamięci na lata.
Patrycja Zimoch, @cordellia.fantastycznie

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7995-518-3
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

- PROLOG
- ROZDZIAŁ I: WIĘŹ
- ROZDZIAŁ II: RAI
- ROZDZIAŁ III: CASSARIS
- ROZDZIAŁ IV: POGOŃ
- ROZDZIAŁ V: PLAGA
- ROZDZIAŁ VI: WŁADCA CIENI
- ROZDZIAŁ VII: GRA
- ROZDZIAŁ VIII: UCIECZKA
- ROZDZIAŁ IX: GENERAŁ Z PÓŁNOCY
- ROZDZIAŁ X: WYKLĘTA
- ROZDZIAŁ XI: DZIEDZICZKA
- ROZDZIAŁ XII: CZAS WYKLĘTYCH
- ROZDZIAŁ XIII: CHOCHLIK
- ROZDZIAŁ XIV: DZIECKO STAREJ MAGII
- ROZDZIAŁ XV: DECYZJE
- ROZDZIAŁ XVI: DAWNE ZNAJOMOŚCI
- ROZDZIAŁ XVII: HOŁD RAAVIJSKI
- ROZDZIAŁ XVIII: GRANICA
- ROZDZIAŁ XIX: PROPOZYCJA
- ROZDZIAŁ XX: TUKA
- ROZDZIAŁ XXI: LORD FOIX
- ROZDZIAŁ XXII: ODPOCZYNEK
- ROZDZIAŁ XXIII: MAREN
- ROZDZIAŁ XXIV: BAL ZIMOWY
- ROZDZIAŁ XXV: WYKLĘTY
- EPILOGPROLOG

Pachniało białą magnolią.

Nienatarczywie. Woń była delikatna, spolegliwa.

Kusząca.

Wokół źródła rosło pełno alabastrowych drzew. Pochylały się nad zwierciadłem wody, oddając pełen gracji pokłon.

Była noc.

Wśród białych kwiatów stała postać. Niewysoka.

Jasne, długie włosy opadały na kształtne piersi. Srebrne refleksy przypominały światło księżyca.

Ale najdziwniejsze były oczy. Duże, kocie. Czyste niczym toń górskiego źródła.

Miały specyficzny kolor. Inny.

– Jesteś elfką? – zapytał. Wcale nie chciał o to pytać. To nie wydawało się zbyt mądre.

Dziewczyna zmarszczyła ciemne brwi.

– Nie.

Po co o to pytał? Przecież była za niska, jej uszy miały normalny kształt. Ludzki.

– Jestem złodziejką – oznajmiła po chwili. Z wahaniem. Niepewnie.

Dopiero teraz dostrzegł srebrną, prostą kolię na jej szyi. Zwężała się u nasady obojczyka i kończyła się nad mostkiem. Tam gdzie opadała część włosów.

– Dlaczego? – zapytał. W jego głosie pojawiła się nutka rozczarowania.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Spojrzała ku górze.

Podążył za jej wzrokiem. Na niebie, ponad źródłem, bladym blaskiem skrzyła się gwiazda. Irièl.

– To był wybór. Nie pech – odparł znużony.

– To była szansa – zaprzeczyła. – To jest szansa.

Sceneria uległa zmianie. Zniknęło źródełko, gwiazda i dziewczyna.

Pojawiła się brudna, obskurna tawerna na skraju lasu. Mnóstwo ludzi, podróżnych. Krzątali się dookoła. Krzyczeli. Mówili z obcym akcentem.

Nie był pewny, skąd wiedział, gdzie się znajduje. To przyszło samo. Jak zwykle we śnie.

Znowu wszystko pokryło się mgłą. Zostało tylko jedno słowo. Nieznośne, przepełnione niepokojem i nadzieją.

Szansa.

*

Raven jęknęła głucho, przesuwając ciężką jak cholera okiennicę. W końcu szyba zaskoczyła, tworząc niewielką szparę, idealną dla smukłej dłoni dziewczyny. Rai odetchnęła z ulgą, jednocześnie mimowolnie zerkając w dół.

Szeroki, ozdobiony główką aniołka – czy innego bachora – gzyms pozwalał na dość bezpieczną swobodę ruchów, ale te kilkadziesiąt stóp, które dzieliły ją od ziemi, robiły swoje. Raven bardzo nie chciałaby spaść na błyszczący w późnowieczornych refleksach słońca, wypielęgnowany trawnik ogrodów cesarskich.

– Cholera – mruknęła pod nosem, widząc zbliżający się patrol złożony z dwóch strażników. Panowie w paradnych, reprezentatywnych mundurach wyłonili się zza winkla i nieświadomie skierowali kroki w alejkę tuż przy tylnej ścianie rezydencji. Gdyby któryś z nich zadarł za bardzo głowę, Raven byłaby w kropce. Bardzo niebezpiecznej kropce.

Starając się opanować drobne ukłucie paniki, dziewczyna przesunęła okiennicę do końca i niczym cień sunący po wieczornym polu wślizgnęła się do środka.

Wnętrze komnaty było mdłe. Tak, to określenie spodobało się Raven najbardziej, choć mogła wybierać z szerokiego asortymentu. Wytworne, wykwintne, eleganckie, urządzone ze smakiem i gustem. Ale przede wszystkim mdłe.

Z obojętną miną przejechała palcem po zaścielonym łożu i opierając się o jedną z kolumn szerokiego baldachimu, rozejrzała się po pomieszczeniu, mierząc je wzrokiem niejako profesjonalnym. Nie wkradła się przecież do komnaty samej cesarzowej, by podziwiać kunsztowne umeblowanie.

W końcu jej spojrzenie trafiło na coś odpowiedniego. Na niewielkiej komódce, tuż przy lustrze na stojaku, ktoś nierozważny zostawił otwartą, dość pojemną szkatułę. Srebro, złoto i kamienie szlachetne mrugały do niej zachęcająco, jakby doskonale wiedziały, że przyszła tu właśnie po nie.

– Gdyby tylko ojciec cię widział… – Westchnęła teatralnie i pokręciła głową z udawaną naganą. Bez zawracania sobie głowy wyborem najodpowiedniejszego prezentu chwyciła pierwszy lepszy, pobłyskujący na srebrno naszyjnik.

Prosty, zwyczajny. Nieodznaczający się niczym szczególnym.

– Cesarzową wzięło na minimalizm, czy co? – Wzruszyła ramionami i z pewną dozą satysfakcji zaczepiła ozdobę na szyi, natychmiast chowając ją pod lnianą koszulą.

Mogłaby się połasić na inne poniewierające się w komnacie dobra, ale w gruncie rzeczy Raven złodziejką nie była. Przynajmniej nie z zawodu. Coś, co pchnęło ją do tego szaleńczego wyczynu, zwykła nazywać impulsem lub przyszytym do duszy i jestestwa pechem.

Wtedy jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Skąd mogła wiedzieć, że ta pozornie błaha, niepozorna błyskotka sprowadzi na nią lawinę dość niefortunnych zdarzeń?

Mając to, po co tu przyszła, bez dalszego ociągania ponownie przekradła się na gzyms i uważając na wszechobecnych, krążących po ogrodach strażników, stopniowo zsunęła się po ścianie. Zeskoczyła na ziemię, krzywiąc się, gdy wysypane na drodze mikroskopijne kamyczki wbiły się w podeszwy jej butów.

Bez większych przygód opuściła teren cesarskiego, letniego parku. Nikt jej nie dostrzegł, na jej sylwetce nie zatrzymało się nawet pojedyncze podejrzliwe spojrzenie. Wydostała się z zakazanego terenu niczym bardzo sprytny cień.

Wkrótce słońce schowało się za horyzontem. A na niebie zabłysła Iriél.ROZDZIAŁ I

WIĘŹ

Czasem gwiazdy ingerują w nasze życie. Wpływają na pokrętną ścieżkę przeznaczenia, tkając los z wyborów. Ale nawet spozierając na nieboskłon, człowiek nie pojmie ich intencji.



Dług za dług. Życie za życie. Przeznaczenie to droga szaleńca.

Pięć Tomów Sentencji, Poeta Verle

*

Gruby, niestaranny warkocz okalał twarz nieznajomej niczym diadem z jasnych, luźno splecionych włosów, które tu i ówdzie spływały na ramiona niezwiązanymi pasmami. W gruncie rzeczy taką fryzurę dałoby się jeszcze przeoczyć w ogólnym, popołudniowym zgiełku, gdyby nie inne szczegóły, które nie dawały gospodarzowi spokoju. Co chwila zerkał w stronę gościa, niespokojnym wzrokiem lustrując pociągnięte ciemnym węglem powieki, łączącą się ze skórzanym napierśnikiem kolczugę oraz wymalowany henną ornament na lewym ramieniu.

– Zachodnia swołocz – mruknął pod nosem pomocnik gospodarza, widząc wchodzącą do tawerny nieznajomą. Gospodarz wzruszył jedynie ramionami i pogrążył się w milczącej obserwacji gościa, który jak dotąd nie sprawiał większych problemów.

Ale z takimi to nigdy nie wiadomo, pomyślał gospodarz ponuro, powracając do mozolnego wycierania zabrudzonych kufli.

Myśli mężczyzny nie były bynajmniej odosobnione. Ludzie w Arian nie przepadali za niepokojami i waśniami, które burzyły ich naturalną stałość. Mały kraj na końcu świata opierał swoje istnienie na stabilności, a zachód tylko ją nadwyrężał, wytwarzając wśród mieszkańców pewnego rodzaju uzasadnioną nieufność wobec obcych.

Dlatego właśnie gospodarz nie spuszczał nieznajomej z oka. Czas mijał, ludzie wchodzili i wychodzili z tawerny, a ona wciąż siedziała przy nadgryzionej przez korniki ławie, jakby opuszczenie lokalu nastręczało jej zbyt wiele problemów.

Pracochłonne zajęcie gospodarza przerwało dopiero donośne skrzypienie drzwi, w których pojawili się następni zadziwiający goście. Dwóch wojowników rozejrzało się po sali jadalnej, tak jakby szukali kogoś do wszczęcia bójki. Podobni do siebie jak dwie krople wody, nawet poruszali się tak samo. Bracia, i to bliźniacy, co do tego nikt nie mógł mieć wątpliwości. Gospodarz po raz kolejny tego dnia poczuł nieprzyjemne ukłucie niepokoju, zlustrował mężczyzn niełaskawym wzrokiem, po czym kiwnął głową w stronę pomocnika.

– Lyryjczycy, tfu – mruknął tamten pod nosem, robiąc wyjątkowo kwaśną minę. – Jeszcze tylko ich brakowało.

Siedząca przy pobliskiej ławie nieznajoma postać drgnęła gwałtownie, jakby właśnie ktoś ją spoliczkował. Niezauważalnie odwróciła głowę i obrzuciła wchodzących przestraszonym wzrokiem. Gospodarz zmarszczył brwi, przewidując niemałe kłopoty. W tym samym momencie, w którym jego spojrzenie z powrotem padło na obcych, ktoś zagrał na niedostrzegalnych niciach czasu. Spowolnienie sprawiło, że wzrok ugrzązł w jednym miejscu, nie potrafiąc wydostać się z niespójnej pętli. Jednak ani goście, ani gospodarz, ani nawet stojący w wejściu wojownicy nie poczuli niebezpiecznej zmiany tempa. Krążące przy suficie muchy przestały energicznie poruszać skrzydełkami, a wpadający przez liczne dziury wiatr ucichł, poddając się nienamacalnej sile.

Wyrwany z ram czasu moment trwał bardzo krótko. Jednak kiedy gospodarz ponownie zwrócił swój wzrok na ławę, nieznajomej już przy niej nie było.

Jakby rozpłynęła się w powietrzu.

*

Minęły dwa niepełne miesiące od kradzieży pechowej biżuterii. Pięć i pół tygodnia uciekania, kluczenia i gubienia kolejnych grup pościgowych. Oraz zadawanie jednego, ciągle powracającego pytania.

Czy Jaśnie Oświecona miała cholerną obsesję?

Raven zdawała sobie sprawę z wagi swojego uczynku. Wkradła się do komnat w letniej rezydencji, ominęła liczne straże i zwinęła świecidełko spod samego nosa Naherys. Równie dobrze mogłaby stanąć przed nią i pokazać stosowny palec.

Wszystko jednak miało swoje granice. Po takim czasie zainteresowanie złodziejem powinno się już zmniejszyć. A Raven czuła, że specjalnie wysłane psy wciąż krążą tuż za nią niczym niechciany cień. Paskudny i zniekształcony, wyrwany z koszmarów.

Rai westchnęła pod nosem i poprawiła kaptur, który spadł za nisko, tym samym przysłaniając jej widok. Nie żeby było tu coś wyjątkowo szczególnego do oglądania. Leśna droga, jakich w okolicy pojawiało się pełno, wyglądała na podręcznikowy przykład prowincjonalnego traktu. Częściowo zarośnięta, niezbyt szeroka ścieżka chrobotała pod stopami Raven, wywołując co chwila grymas na twarzy. Wybrała ją bez większego powodu, po prostu jakoś należało się dostać do stolicy, a główne trakty nie wydawały się najmądrzejszym pomysłem.

Byłaby tak pewnie szła bez większych niepokojów przez długi jeszcze czas, jednak w tym momencie w pobliżu rozległ się krzyk. Damski, przeciągły. Następujące po nim przekleństwa i szczęk oręża nie wskazywały na radosne podłoże owego wrzasku.

Początkowo Raven wzdrygała się przed jakąkolwiek ingerencją. W końcu sama miała wystarczająco dużo kłopotów, problemy innych były ostatnią rzeczą, o jakiej marzyła.

W tym pierwotnym zamyśle przeszkodziły dwie rzeczy. Jedna nieco oczywista – droga, którą Raven podróżowała, była wyjątkowo prosta, bez rozwidleń i udziwnień. Chcąc nie chcąc, musiałaby trafić na źródło owego hałasu. Drugi powód miał trochę inną naturę. Rai najzwyczajniej w świecie się nudziła.

Przyśpieszyła kroku. Prędko pokonała błotnistą alejkę wśród brzóz i sosen, przez których korony przebijały się promienie gasnącego, popołudniowego słońca, po czym skręciła razem ze zmieniającą kierunek ścieżką.

Jej oczom ukazał się widok powszechny i całkowicie normalny. Dostosowany do panujących w okolicy tradycji i zwyczajów, które przed laty zdążyła już poznać.

Trójka lekkozbrojnych obszarpańców okrążyła swoją ofiarę, przypierając ją do granicy lasu. Bandyci od tak dawna panoszyli się w Arian, że ich widok już nikogo dziwić nie powinien. Maleńkie państewko nie radziło sobie z falami upadłego rycerstwa, które tłumnie uciekało z zachodu, toteż rozboje na traktach stały się rzeczą codzienną i wcale nie zdumiewającą. Rai doskonale zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później przyjdzie jej spotkać bandę zdegradowanych żołnierzy.

A jednak Raven zdziwiła się odrobinę, widząc ofiarę samego napadu. Ot, zwykła, nawet ładna dziewczyna z rudymi włosami i zgrabną sylwetką. Jej podróżnej tuniki Rai nie zaliczyłaby do czystych, ale z pewnością wyglądała na porządną. Gdyby nie piętno przecinające lewe oko – długie, czarne, zadziorne – wzięłaby ją za kolejną zwyczajną mieszczankę, która z nieciekawych i prozaicznych powodów odważyła się na migrację między miastami.

– Przepraszam bardzo – zaczęła Raven, jakby wbrew własnemu rozsądkowi. – Którędy to będzie do Damary?

Napastnicy jak na komendę odwrócili się, chcąc poznać źródło owego niespodziewanego pytania. Jeden z nich zająknął się niezrozumiale, drugi zmarszczył brwi, a trzeci zdenerwował się odrobinę, przybierając minę wyjątkowo odpychającą.

– Tamtędy, o! – odparł jeden niejako automatycznie. Zaraz jednak zreflektował się i na powrót przybrał nieprzyjemną maskę. Paskudna gęba z jeszcze bardziej paskudną szramą, przecinającą twarz od ucha do policzka. To nadawało opryszkowi nieco groteskowy wygląd. Rai mogłaby się założyć, że był on jednym z tych, którzy wbiją ci nóż w plecy za kilka marnych drachm, a później pójdą do gospody przepić zarobione pieniądze.

– Na Daarath – zaklął nagle drugi oprych, szczerząc zęby złowróżbnie – takiego szczęścia od ostatniego festynu żem nie miał. Dwie kury na jednym ogniu. To znaczy, pardon, dwie panie na jednym ogniu. Zajmijcie się chłopcy rudą, a ja… – zamyślił się. – A ja pokażę pani wspomnianą drogę do Damary…

Raven poczuła na sobie zlęknione spojrzenie obcej dziewczyny, która wciąż tkwiła uwięziona między trzema zbirami. Rai, jak każdy obdarzony przerośniętym ego, uwielbiała się popisywać. Toteż z niemałą satysfakcją zrobiła dobrą minę do złej gry, zapominając na chwilę, że w zasadzie powinna unikać kłopotów.

Jeden z obszarpańców, ten z okropną szramą, zrobił krok w jej stronę. I właśnie wtedy Raven pociągnęła za niewidzialne sznurki, do których kontrolowania przyuczano ją przez większość życia. Czas namacalnie zwolnił, tworząc wyrwę w ciągłości tempa, naruszając ustaloną pętlę wydarzeń. Stopa bandyty zastygła w powietrzu, jakby przytrzymywały ją niedostrzegalne pęta. Cała czwórka, łącznie z dziewczyną, skamieniała, pozostając w jednej, pozornie niezmiennej pozycji. Tylko drobne drgania i dochodzący z daleka szum brzóz przypominał, że czas był rzeczą zbyt potężną, by go w pełni kontrolować.

Raven przezwyciężyła ciężkość własnego ciała, która zwykle towarzyszyła jej w pierwszych chwilach manipulacji czasem. Z niewielkim wysiłkiem sięgnęła do zawieszonej przy lędźwiach pochwy, z której wyłoniło się ostrze drobnego oręża. Sen, jedyna w swoim rodzaju broń, której niezwykłość nie kryła się jedynie w kształcie i lekkości.

Rai ruszyła do przodu, czując, że pęta czasu coraz mocniej wyrywają się spod jej ograniczonej kontroli. Przemknęła wokół zdezorientowanych na krótką chwilę rzezimieszków, bawiąc się każdym krokiem, który wobec spowolnionych ruchów napastników wydawał się piekielnie szybki. Bezproblemowo uniknęła ciosu, który w normalnych warunkach pogruchotałby jej szczękę. Siła mężczyzn przestała mieć znaczenie w chwili, w której ich własne ciało odmówiło posłuszeństwa, utykając w nieznośnych okowach spowolnienia.

Na chwilę zwolniła kontrolę, pozwalając, by wszystko wróciło do normy. Dwóch z trzech obszarpańców zatoczyło się do tyłu, jakby wypadli z silnego transu. Ostatni stracił równowagę, lecąc dwa kroki do przodu. Z gardła dziewczyny wydobył się urwany krzyk, jakby ktoś w końcu pozwolił jej otworzyć usta. Jedynie przyzwyczajona do gry czasu Raven nie straciła orientacji, szarpnęła rudowłosą za ramię, wypychając do tyłu, w stronę linii ciasno rosnących brzóz.

– Wiej! – syknęła prosto do jej ucha, jakby sam sygnał niewerbalny nie był wystarczający.

Dziewczyna drgnęła, skierowała na Raven przestraszone spojrzenie i na tym reakcje z jej strony się skończyły.

Rai nie miała czasu na podejmowanie dalszych kroków. W jej stronę nadlatywało właśnie ostrze zdenerwowanego bandyty, który bardzo nie lubił, gdy mu się grało na nosie.

Tik-tak. Raven zacisnęła zęby, z trudem na powrót odzyskując kontrolę. Czas po raz kolejny wyrwał się ze swoich zwyczajowych ram, broń napastnika nie zawisła w powietrzu, lecz wpadła w poślizg tempa, który umożliwił prędki unik.

Sen zadrgał w jej dłoni, jakby przypominał właścicielce o swoim pierwotnym zadaniu. Wyprowadzenie ciosu przeciwnikowi, który poruszał się jak mucha w smole, wydawało się dziecinną zabawą. Jednak wszystko miało swoją cenę. Przeciwników było trzech – postawnych, uzbrojonych mężczyzn, z którymi Raven nigdy nie dałaby sobie rady, gdyby nie specjalne umiejętności. Sam czas również wydawał się odrobinę obrażony ingerencją Rai – co rusz wymykał się spod jej kontroli, powodując, że chwilami przeciwnicy przerywali powolny trans, na krótkie momenty powracając do normalnego tempa.

Raven nie mogła sobie pozwolić na niezdecydowane ruchy. Dwa nieprecyzyjne uderzenia przeciwnika, których uniknęła z łatwością, pozwoliły jej w końcu zadać pierwszemu z nich solidny cios. Ostrze Snu z łatwością przebiło się przez kolczugę, zostawiając na barku napastnika krwawą szramę.

Tik-tak. Raven odskoczyła od bandy, po raz kolejny przywracając normalne tempo. Zdyszana, zmęczona i spocona, z niejakim zadowoleniem obserwowała, jak dźgnięty obszarpaniec łapie się za zranione miejsce, po czym bez przytomności pada na ziemię.

Jego koledzy patrzyli na to wszystko z rosnącym niedowierzaniem. Ograniczona w czasie percepcja nie pozwalała im na całkowite zrozumienie sytuacji.

– Wiedźma! – krzyknął jeden z nich, plując na wszystkie strony. – Perfidne sztuczki i czary… – Ostatnie słowo zastygło w powietrzu, w nieskończoność przeciągając ostatnią głoskę. Raven zmusiła się do ostatecznego wysiłku. Sen zadrżał ostentacyjnie, zbliżając się do zakrytego brzucha przeciwnika. Jeden krwawy cios zakończył sprawę. W ostatnim, starannie wyselekcjonowanym momencie, Rai uskoczyła do tyłu, zadając finalne uderzenie.

Czas w ułamku sekundy wrócił do normalnego toku. Napastnicy z wykrzywionymi minami osunęli się na ziemię, zostawiając zadyszaną Raven zupełnie nietkniętą.

– Ale zabawa – podsumowała Rai, próbując złapać głębszy oddech. – Nigdy więcej nie rzucam się na trzech. Trzech to zdecydowanie za dużo – obiecała sobie na głos, ocierając pot z czoła.

Zerknęła w stronę dziewczyny, która zdumionym wzrokiem przyglądała się pobojowisku. Dopiero teraz Raven przypomniała sobie, skąd powinna kojarzyć charakterystyczne znamię na oku nieznajomej.

– Ty, ty… – Głośne kichnięcie obcej przerwało jej wywód. – Używałaś magii! – wyartykułowała w końcu, drapiąc się po nosie. – I to niedobrej magii!

Rai wzruszyła ramionami, unosząc brwi.

– Co z ciebie za czarownica – zapytała z lekką irytacją – skoro sama nie potrafiłaś jej użyć?

– Moją specjalizacją są eliksiry i ziołolecznictwo – odparła tamta na bezdechu.

Raven parsknęła, widząc jej bladą, poważną twarz.

– Jak to zrobiłaś? Byłaś tam – nieznajoma drżącym palcem wskazała gdzieś za plecami Rai – a potem byłaś tu. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nawet mrugnąć! – wykrzyknęła potępiająco. – Jakbym utknęła we własnym ciele! A ty poruszałaś się z nieziemską szybkością!

– Poruszałam się normalnie – wyznała Raven, w gruncie rzeczy ciesząc się z efektu, który wywarła na dziewczynie. Zaimponować czarownicy to dopiero coś! – To wyście utknęli w pętli spowolnienia.

– Spowolnienie! – zakrzyknęła nagle czarownica, najwyraźniej wyciągając pewne wnioski. – Czas! Jesteś Rai?

Raven westchnęła przeciągle.

– Tak, jestem. Musisz tak wrzeszczeć? To nie powód, żeby…

W tym momencie orzechowe oczy czarownicy rozszerzyły się niebezpiecznie, a sama Rai poczuła, że coś było nie w porządku.

Gdzieś z tyłu świsnął bełt. Raven przeraziła się nie na żarty, rozumiejąc, że nie ma już siły na dłuższe kontrolowanie czasu. Zdążyła jedynie odwrócić się w kierunku, z którego nadlatywał pocisk. Nie miała szansy uskoczyć ani spowolnić tempa.

Otworzyła szerzej oczy, ale bełt zrobił nagle coś nieoczekiwanego. Zatrzymał się w powietrzu, jakby przed twarzą Raven powstała niewidzialna, drewniana tarcza do rzutek. A przecież Rai była całkowicie pewna, że jej siły zostały całkowicie wykorzystane na walkę z bandziorami.

Stan ten nie utrzymywał się jednak długo. Po chwili pocisk zadrżał niepewnie i zamienił się w piasek. W prosty, zwykły piasek, którego ziarenka spadły na ziemię, nie robiąc jej żadnej krzywdy. Jak w groteskowym, tanim przedstawieniu.

Na kilka sekund Rai zamarła, czując łomoczące w klatce piersiowej serce i spływającą na nią ulgę. Dopiero teraz dostrzegła znajdującego się w odległości kilkunastu stóp kusznika – kolejnego obszarpańca, który najwyraźniej na chwilę odłączył się od swoich kolegów. On również wydawał się zdumiony zaistniałą sytuacją.

– Z drugim tak nie zrobię. – Czarownica stęknęła teatralnie, zaci­skając zęby.

Raven zerknęła na nią i pojęła źródło swego wybawienia. Pokręciła głową, mruknęła coś pod nosem o cholernych specjalistach, po czym z powrotem spojrzała w stronę, z której nadleciał bełt.

Przeciwnik w lekkiej, skórzanej zbroi próbował właśnie nałożyć kolejny pocisk. Coś we wzroku Rai musiało go zakłuć. Na chwilę w jego oczach odbiło się wahanie. Widział swoich kamratów, bez ruchu leżących na ziemi, a także rozpadający się w powietrzu bełt. Do ostatniej chwili nie chciał jednak wierzyć, że to wszystko sprawka podłych czarów, lecz zwykły zbieg okoliczności, nieszczęśliwy splot przypadków.

Raven skumulowała w sobie ostatnie pokłady energii i w pośpiechu ruszyła przed siebie. Odległość nie była ogromna. Widziała, jak ręce kusznika drżą, jak nie dają sobie rady z szeroką, drewnianą korbką, potem z nałożeniem bełtu. Nie miał szans.

On też zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to do samego końca starał się wycelować.

Resztkami sił wpłynęła na pętlę czasu. Kusznik zatrzymał się w idealnie wymierzonym momencie. Sen zalśnił z podnieceniem, ostrzu nie przeszkodziło ani uszkodzone tempo ani skórzany napierśnik przeciwnika. Płynnie przeszło przez materiał, zadając lekkie draśnięcie. I cały proces powtórzył się na nowo.

– Nie wiem, jak ty, ale ja mam tego dość. Podręczniki zawsze odradzały walkę z czterema patałachami naraz – oznajmiła Raven, czując spowodowane wysiłkiem duszności. Czuła też zmęczenie oraz znużenie nieustannie towarzyszące jej od dnia, w którym zorientowała się, że trzeba uciekać.

– Zabiłaś ich – stwierdziła czarownica nieobecnym tonem.

Rai posłała jej litościwe spojrzenie.

– Oszalałaś? Zadając takie rany? – parsknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Pośpiesznie wytarła ostrze swojej broni, na powrót chowając ją w pochwie. – Sen nie zabija. Ja nie zabijam – podkreśliła dumnym tonem. – Chodź – mruknęła w stronę zdezorientowanej dziewczyny, chwytając za jej ramię. – Teraz naprawdę trzeba wiać.

*

Raven kilkakrotnie odwracała się za siebie, ale najwyraźniej nikt nie zamierzał znowu zakłócać jej usłanej problemami drogi do Damary. Wprawdzie zostawiła za sobą małe pobojowisko, ale nie sądziła, żeby ktoś się tym za bardzo interesował. Obszarpańcy mieli sobie jeszcze poleżeć w błogim śnie kilka godzin, a później wybudzić się z orzeźwiającej drzemki, pamiętając jedynie urywki z walki i całego zajścia. Nawet ich rany miały się cudownie uleczyć – ostatnie błogosławieństwo Snu.

– Jestem Alyane – odezwała się czarownica ni z tego, ni z owego. Dotychczas uparcie milczała, jakby wydarzenie, którego przed chwilą była świadkiem i poniekąd uczestnikiem, potrzebowało bardzo długiej chwili na refleksje.

Rai rzuciła jej długie spojrzenie spod uniesionych brwi. Jeszcze raz dokładnie przyjrzała się odrobinę pyzatej, młodej twarzy dziewczyny, którą szpeciło jedynie podłużne, wytatuowane na czarno znamię przecinające lewe oko. Bladość z jej lica nie zeszła prawie wcale, kontrastując dość naturalnie z płomiennorudym odcieniem długich, niespiętych loków.

Ot, zwykła czarownica, jakich Raven widywała całe masy wśród miejskich rozgardiaszów.

– Raven – przedstawiła się po chwili Rai, dochodząc do wniosku, że wyjawienie tego sekretu w żaden sposób jej nie zaszkodzi. – Co w takim razie, czarownico Alyane, robiłaś na tym zapomnianym przez ludzi szlaku? Oprócz bycia napadanym oczywiście.

– Wędruję do Damary – odpowiedziała dziewczyna, zagryzając lekko swoje czerwone wargi.

– Tego to się akurat domyśliłam. Zważywszy, że jest to droga, która prowadzi tylko tam. – Raven westchnęła i przyspieszyła kroku. Wciąż miała wrażenie, że usłyszy za swoimi plecami tętent końskich kopyt. Gdyby to byli zwykli rabusie, kamraci tych pokonanych, sprawa wyglądałaby licho, ale dałoby się z tego wyjść bez szwanku. Po jej piętach deptał jednak ktoś znacznie niebezpieczniejszy. – Miałam raczej na myśli powód takiej podróży.

– Musiałam… emigrować. – Skrzywiła się, posyłając jednocześnie Raven krótkie spojrzenie.

Rai wzdrygnęła się lekko. Nigdy nie lubiła tego wzroku. Było w nim zbyt dużo wiedzy. Wiedzy o rzeczach, o których wiedzieć się nie powinno. Nie należało ufać czarownicom. Miały zbyt duży dar, a jak wiadomo, co za dużo, to niezdrowo.

– A tak w ogóle to dziękuję – dodała Alvane.

Raven parsknęła pod nosem. Zawsze miała czarownice za pewien rodzaj dziwaków, z którymi nie należy wchodzić w dysputy. Kto by pomyślał, że kiedyś przyjdzie jej jedną uratować?

– Nie ma za co. Tak w ogóle – dodała z uśmiechem – to ja też dziękuję. Za ten… bełt.

Alyane pokiwała głową, a w jej orzechowych oczach po raz pierwszy zatańczyły żywsze nutki.

– W ostatnim momencie przypomniałam sobie słowa zaklęcia. Moją specjalizacją są…

– Eliksiry i ziołolecznictwo – przerwała jej Raven. – Coś już o tym wspominałaś.

– W moim środowisku uważa się – podjęła po chwili nieśmiałym tonem – że jeżeli dług spłaci się długiem, gwiazdy tworzą więź.

Ponad ich głowami przeleciała para świergoczących ptaków. Brązowawe pióra na chwilę mignęły w świetle słońca, by zaraz zlać się z wszechobecną zielenią drobnego listowia otaczającego ścieżkę brzóz.

Raven nie zamierzała tego komentować. O gwiazdach najlepszego zdania nie miała.

– Wczesnym wieczorem powinnyśmy dotrzeć do miasta – oznajmiła w końcu Rai, nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy i chorobliwego ćwierkania piekielnych ptaków. – Miejmy nadzieję, że już bez niespodzianek…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: