Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Wysadzić Rosję. Kulisy intryg FSB - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
6 kwietnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wysadzić Rosję. Kulisy intryg FSB - ebook

Przerażający obraz Rosji we władaniu służb specjalnych.

Jak to się stało, że Rosja wróciła w koleiny ZSRR? Jak doszło do tego, że Czeczeni, do niedawna uważani za szlachetny naród walczący o wolność, dziś są traktowani jak banda terrorystów? Jak to możliwe, że bezbarwny dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa został prezydentem? Autorzy tej zakazanej w Rosji książki dowodzą, że wszystko zaczęło się w 1994 r. od rozpętanej przez rosyjskie służby specjalne, a przypisy­wanej Czeczenom kampanii terrorys­tycznej, która poprzedziła pierwszą wojnę cze­czeń­ską i wybory prezy­denc­kie. I że seria ataków bombo­wych na budynki mieszkalne w 1999 r., przed drugą wojną w Czeczenii i kolejnymi wyborami, była dalszym ciągiem tego krwawego scenariusza, który doprowadził do sterrory­zowania Rosjan i wyniósł do władzy ludzi dawnego KGB.

Autorzy, doświadczony oficer radzieckich i rosyjskich służb specjalnych oraz wybitny historyk, przyta­czają na poparcie tej tezy rozliczne, mocne dowody. Ich świadectwo jest tym bardziej przekonujące, że jeden z nich za nie zginął.

Umierał dwadzieścia trzy dni. Jego silny, wysportowany organizm długo opierał się truciźnie zabić. Dopiero 13 listopada sprowadzono specjalistę, a ten stwierdził, że pacjent cierpi na chorobę popromienną. Przeniesiono go na specjalistyczny oddział szpitala uniwersyteckiego. Przez dziewięć godzin przesłuchiwał go, z pomocą tłumacza, inspektor Brent Hyatt ze Scotland Yardu. Gdy zapytał Litwinienkę, kogo on podejrzewa o zlecenie otrucia, usłyszał, że prezydenta Rosji”. – z posłowia Krystyny Kurczab-Redlich.
Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-909-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ŚMIERĆ ALEK­SAN­DRA LITWI­NIENKI

Alek­san­der Litwi­nienko został otruty w listo­pa­dzie 2006 roku w Lon­dy­nie. Lata po jego śmierci wciąż coś nie pozwala nam o nim zapo­mnieć, posta­wić kropki na końcu histo­rii jego życia. Co to takiego?

To nie­wia­ry­godne, lecz praw­dziwe, że kiedy Litwi­nienko żył, nie został wysłu­chany. Udzie­lił mnó­stwa wywia­dów, z któ­rych więk­szość była publi­ko­wana w rosyj­skiej pra­sie emi­gra­cyj­nej, ale nie zostały zauwa­żone przez główne wydaw­nic­twa na Zacho­dzie i przez eks­per­tów od spraw rosyj­skich. Naszej książki _Wysa­dzić Rosję_, opu­bli­ko­wa­nej w spe­cjal­nym nume­rze „Nowej Gaziety” w sierp­niu 2001 r. w Moskwie, nie dostrzegł żaden zagra­niczny wydawca. Do dziś uka­zała się jed­nak w każ­dym cywi­li­zo­wa­nym kraju na świe­cie. I tak ci, któ­rzy ni­gdy nie sły­szeli o Litwi­nience za jego życia, ze szcze­gó­łami pamię­tają histo­rię jego śmierci. Dla­czego?

Wraz ze śmier­cią Litwi­nienki zaczęło się otwie­rać wiele małych drzwi­czek w tajem­ni­czej szka­tułce, o któ­rej pisał i mówił. To, co wielu uwa­żało za fan­ta­zje, oka­zało się przy­krą rze­czy­wi­sto­ścią i, po praw­dzie, jedy­nie wierz­choł­kiem nie­bo­tycz­nej i prze­ra­ża­ją­cej góry lodo­wej, jaką jest rosyj­ska służba bez­pie­czeń­stwa. Ten kon­glo­me­rat, który pozo­sta­wał w cie­niu rzą­dów sowiec­kich, teraz ma w posia­da­niu Rosję i zarzą­dza nią niczym spółką akcyjną – „kor­po­ra­cją”, która wypłaca dywi­dendy, bazuje na pro­cen­cie udzia­łów tego czy tam­tego akcjo­na­riu­sza i któ­rej akcje są roz­dzie­lane mię­dzy poli­ty­ków i ofi­cjeli – więk­szość z nich to funk­cjo­na­riu­sze FSB i innych służb – lub naby­wane przez rosyj­skich miliar­de­rów, z któ­rych wielu to byli pra­cow­nicy lub agenci służb bez­pie­czeń­stwa. Jest rze­czą oczy­wi­stą, że w takim sys­te­mie naj­więk­szym wpły­wem cie­szy się głowa zarządu „kor­po­ra­cji” – pre­zy­dent Rosji Wła­di­mir Putin. Nie jest nie­spo­dzianką, że on rów­nież był funk­cjo­na­riu­szem KGB w stop­niu puł­kow­nika oraz stał na czele Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa (FSB).

Taki wła­śnie jest pej­zaż, na któ­rego tle popeł­niono nie­spo­dzie­wane i tajem­ni­cze mor­der­stwo Litwi­nienki. To jed­nak nie było zwy­kłe zabój­stwo, lecz roz­dzie­ra­jąca publiczna egze­ku­cja na oczach całego świata.

W grud­niu 2012 roku, pod­czas wstęp­nego wysłu­cha­nia poprze­dza­ją­cego śledz­two zwią­zane ze śmier­cią Litwi­nienki, praw­nik Mariny Litwi­nienko, wdowy po Alek­san­drze, stwier­dził, że „pan Litwi­nienko przez wiele lat był regu­lar­nym oraz opła­ca­nym agen­tem i pra­cow­ni­kiem MI6, miał rów­nież ofi­cera pro­wa­dzą­cego o pseu­do­ni­mie Mar­tin”. Dodał też, że na pole­ce­nie MI6 Litwi­nienko pra­co­wał także dla hisz­pań­skiego wywiadu z ofi­ce­rem o imie­niu Uri. Litwi­nienko dostar­czał Hisz­pa­nom infor­ma­cje o zor­ga­ni­zo­wa­nych gru­pach prze­stęp­czych oraz dzia­łal­no­ści rosyj­skiej mafii w Hisz­pa­nii. Emmer­son stwier­dził, że w śledz­twie powinno się wziąć pod uwagę, czy MI6 zawio­dło, jeśli cho­dzi o obo­wią­zek ochrony Litwi­nienki w obli­czu „real­nego i bez­po­śred­niego zagro­że­nia życia”. Zasu­ge­ro­wał, że ist­niał „roz­sze­rzony obo­wią­zek zapew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa pod­czas zle­ca­nych nie­bez­piecz­nych zadań z udzia­łem agen­tów zagra­nicz­nych wywia­dów, który to obo­wią­zek spo­czy­wał na bry­tyj­skim rzą­dzie” („Guar­dian”, 14 grud­nia 2012).

Jeśli FSB zdo­była infor­ma­cje, że Litwi­nienko nawią­zał stałą współ­pracę z bry­tyj­skim i hisz­pań­skim wywia­dem, to dla Moskwy mógłby to być główny argu­ment prze­ma­wia­jący za eli­mi­na­cją Alek­san­dra. Dla­tego nie­istotne jest, czy Litwi­nienko naprawdę pra­co­wał dla MI6 i pobie­rał tam regu­larną pen­sję, czy tylko tak to wyglą­dało dla para­no­icz­nej FSB. Moskwa przy­jęła, że Litwi­nienko ją zdra­dził. Praca w Lon­dy­nie dla zbie­głego oli­gar­chy Bie­rie­zow­skiego to jedna sprawa. Cał­kiem inną sprawą zaś była praca dla służb bez­pie­czeń­stwa innych państw. Dla byłego funk­cjo­na­riu­sza KGB/FSB współ­praca z obcym wywia­dem była pod­stawą do wyroku śmierci. Dla­czego jed­nak rosyj­ski wywiad wybrał tak skom­pli­ko­wany spo­sób zamor­do­wa­nia Litwi­nienki jak radio­ak­tywna tru­ci­zna?

Nie­stety, w spra­wie Alek­san­dra Litwi­nienki nie ma nic nie­spo­dzie­wa­nego, nic zaska­ku­ją­cego i nic nowego. Mówiąc dokład­niej: nie­spo­dzie­wane było to, że trzy­mał się życia dłu­żej niż inni – 23 dni – co umoż­li­wiło nie tylko usta­le­nie przy­czyny śmierci, ale rów­nież okre­śle­nie natury sub­stan­cji, którą został otruty; zaska­ku­jące było to, że do mor­der­stwa po raz kolejny doszło w Lon­dy­nie, sto­licy sil­nego i waż­nego euro­pej­skiego kraju; nowe były spra­woz­da­nia tele­wi­zyjne z ostat­nich dni Litwi­nienki, które obie­gły cały świat. W rezul­ta­cie dzi­siaj nawet dzieci, które nie uczyły się o ukła­dzie okre­so­wym pier­wiast­ków, znają polon 210.

Tal jest sre­brzy­stym meta­lem, mięk­kim i pla­stycz­nym. Ta nie­zwy­kle tok­syczna sub­stan­cja che­miczna bywa nazy­wana „bro­nią mor­der­ców” w powie­ściach detek­ty­wi­stycz­nych i histo­rii współ­cze­snej. Tal nie ma smaku i zapa­chu, co czyni go uży­tecz­nym dla zabój­ców: to tru­ci­zna, któ­rej nie można wyczuć. Zatru­cie talem jest jed­nym z bar­dziej nie­bez­piecz­nych, ponie­waż jego objawy u ofiary przy­po­mi­nają infek­cję, z którą leka­rze umieją sobie radzić. Skutki jej dzia­ła­nia zostają zdia­gno­zo­wane jako grypa lub zapa­le­nie płuc. Zapi­sy­wane zazwy­czaj w takim przy­padku anty­bio­tyki nie poma­gają, a cho­roba postę­puje. Tal zabija powoli, lecz nie­uchron­nie. Wszystko zależy od dawki. Jedy­nym zna­nym anti­do­tum jest tak zwany błę­kit pru­ski.

By zro­zu­mieć, jak FSB wyko­rzy­stuje tru­ci­zny w mor­der­czych celach, należy zazna­czyć, że takie radio­ak­tywne sub­stan­cje jak polon 210, któ­rym otruto Alek­san­dra Litwi­nienkę, wytwa­rzają tal jako pro­dukt uboczny roz­padu. To wła­śnie tal wykry­wają eks­perci. Zazwy­czaj nie dowia­du­jemy się, czy ofiara została otruta talem, czy użyto bar­dziej wyra­fi­no­wa­nej tru­ci­zny, jak np. polonu 210. W Rosji na takie pyta­nie mogłaby odpo­wie­dzieć jedy­nie FSB, która kon­tro­luje tajne labo­ra­to­ria pro­du­ku­jące tok­syny, a w jej inte­re­sie nie leży upu­blicz­nia­nie takich infor­ma­cji. Poza Rosją podej­rze­nia doty­czące uży­cia radio­ak­tyw­nych sub­stan­cji nie poja­wiły się przed listo­pa­dem 2006 roku, nie było tam więc sprzętu do wykry­wa­nia ich obec­no­ści w orga­ni­zmie.

Tym­cza­sem sowiec­kie/rosyj­skie służby uży­wały radio­ak­tyw­nych tru­cizn od dzie­się­cio­leci. Pierw­szy udo­ku­men­to­wany przy­pa­dek zwią­zany jest ze sprawą Niko­łaja Cho­chłowa, kapi­tana sowiec­kiego Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Pań­stwo­wego.

Cho­chłow uro­dził się w 1922 roku w Niż­nim Nowo­gro­dzie i pra­co­wał w wywia­dzie zagra­nicz­nym. W 1943 roku w oku­po­wa­nym przez Niem­ców Miń­sku wziął udział w ope­ra­cji mają­cej na celu zabi­cie Wil­helma Kubego, gau­le­itera Bia­ło­rusi. Następ­nie sta­cjo­no­wał jako rezy­dent w Rumu­nii i Austrii. W marcu 1952 roku Cho­chłow przy­go­to­wy­wał się do kolej­nego zada­nia: zabi­cia Alek­san­dra Kie­ren­skiego, byłego szefa rosyj­skiego Rządu Tym­cza­so­wego, miesz­ka­ją­cego wtedy za gra­nicą. Jed­nak po śmierci Sta­lina w 1953 roku Cho­chłow został wezwany do Moskwy i poin­for­mo­wany, że ope­ra­cja została odwo­łana. Zamiast tego w 1954 roku został odde­le­go­wany do zor­ga­ni­zo­wa­nia zama­chu na miesz­ka­ją­cych we Frank­fur­cie Gie­or­gija Oko­ło­wi­cza i Wła­di­mira Porem­skiego, człon­ków Ludowo-Pra­cow­ni­czego Związku Rosyj­skich Soli­da­ry­stów (NTS), emi­gra­cyj­nej orga­ni­za­cji anty­ko­mu­ni­stycz­nej. Cho­chłow nie wyko­nał jed­nak tego zada­nia. Przy­je­chał do miesz­ka­nia Oko­ło­wi­cza i powie­dział mu, że został przy­słany, by zor­ga­ni­zo­wać zabój­stwo lide­rów NTS. Tak oto ope­ra­cja wyeli­mi­no­wa­nia Oko­ło­wi­cza i Porem­skiego zakoń­czyła się fia­skiem.

Cho­chłow zde­zer­te­ro­wał i został przez Moskwę ska­zany na śmierć za zdradę. 15 wrze­śnia 1957 roku, krótko po opu­bli­ko­wa­niu swo­ich wspo­mnień, zemdlał pod­czas kon­fe­ren­cji w Pal­men­gar­ten we Frank­fur­cie, corocz­nie orga­ni­zo­wa­nej przez NTS. Wypił odro­binę kawy z fili­żanki przy­nie­sio­nej na jego pole­ce­nie przez obsługę, usły­szał jed­nak, że roz­po­czyna się inte­re­su­jąca mowa, i pobiegł na salę, nie dopiw­szy napoju. Lekarz ze szpi­tala uni­wer­sy­tec­kiego, do któ­rego Cho­chłow został prze­wie­ziony, podej­rze­wał zatru­cie. Po pię­ciu dniach na twa­rzy i całym ciele Cho­chłowa poja­wiły się brą­zowe pręgi, czarne plamy i nie­bie­skie ślady. Z oczu zaczął się sączyć kle­isty płyn, w porach ciała poja­wiła się krew, jego skóra wyschła, napięła się i wdała się infek­cja. Od naj­lżej­szego nawet dotyku wypa­dały mu kępy wło­sów. Popę­kała mu skóra, a tam, gdzie jest wyjąt­kowo deli­katna, jak za uszami i pod oczami, nie­ustan­nie się sączyła krew, więc Cho­chłow musiał ją cią­gle ocie­rać chu­s­tecz­kami. Nie mógł zostać zaban­da­żo­wany, ponie­waż opa­trunki zry­wały strupy i ponow­nie otwie­rały rany na ciele. Krew tak bły­ska­wicz­nie się roz­kła­dała, że leka­rze nie potra­fili tego zro­zu­mieć. Bada­nia prze­pro­wa­dzone 22 wrze­śnia wykryły, że białe krwinki są szybko i nie­od­wra­cal­nie nisz­czone, a ich poziom spadł z 7000 do 700. Prze­stały funk­cjo­no­wać gru­czoły śli­nowe. Pobrano próbkę szpiku kost­nego. Oka­zało się, że duża część komó­rek wytwa­rza­ją­cych krwinki jest mar­twa. W błonę ślu­zową ust, gar­dła i prze­łyku wdała się mar­twica. Jedze­nie, picie, a nawet mówie­nie stały się dla pacjenta bar­dzo trudne.

Cho­chłow został prze­nie­siony do ame­ry­kań­skiego woj­sko­wego szpi­tala we Frank­fur­cie. Leczyło go tam sze­ściu leka­rzy. Otrzy­my­wał zastrzyki kor­ty­zonu, wita­min, ste­ry­dów i eks­pe­ry­men­tal­nych leków, był utrzy­my­wany przy życiu dzięki odży­wia­niu dożyl­nemu i prak­tycz­nie nie­prze­rwa­nym trans­fu­zjom krwi. W pogo­to­wiu zawsze był ane­ste­zjo­log, żeby ulżyć cier­pie­niom Cho­chłowa. Usta, cał­ko­wi­cie pozba­wione śliny, płu­kano mu spe­cjal­nymi roz­two­rami. Różni spe­cja­li­ści kon­sul­to­wali jego przy­pa­dek. Do Frank­furtu szybko ścią­gano nowe leki. Po trzech tygo­dniach stan Cho­chłowa zaczął się popra­wiać. Nie­długo potem opu­ścił szpi­tal, choć jesz­cze przez wiele mie­sięcy był cał­ko­wi­cie łysy i pokryty bli­znami. Wtedy została już usta­lona dia­gnoza: zatru­cie talem. Jakiś czas póź­niej sławny ame­ry­kań­ski tok­sy­ko­log z Nowego Jorku stu­dio­wał histo­rię cho­roby Cho­chłowa i doszedł do wnio­sku, że został on zatruty talem radio­ak­tyw­nym. To była pierw­sza wzmianka na temat wyko­rzy­sta­nia radio­ak­tyw­nych tru­cizn przez KGB.

Dezer­cja Cho­chłowa i nie­udana próba jego otru­cia nie były jedy­nymi nie­po­wo­dze­niami KGB za gra­nicą. Wła­ści­wie praca zagra­nicz­nych pla­có­wek KGB zawsze była kom­bi­na­cją suk­ce­sów i pora­żek. 9 paź­dzier­nika 1957 roku w Mona­chium Boh­dan Sta­szyn­ski wystrze­lił, za pomocą spe­cjal­nie zapro­jek­to­wa­nej rurki, kap­sułkę z tru­ci­zną – kwa­sem cyja­no­wo­do­ro­wym – w twarz jed­nego z lide­rów ukra­iń­skiej spo­łecz­no­ści emi­gra­cyj­nej, Łwa Rebeta, w budynku, w któ­rym miesz­kała ofiara. Rebet zmarł na miej­scu. Autop­sja wyka­zała, że przy­czyną śmierci był atak serca. Dwa lata póź­niej, 15 paź­dzier­nika 1959 roku, w Mona­chium, Sta­szyn­ski powtó­rzył tę ope­ra­cję, strze­la­jąc wypeł­nioną cyja­no­wo­do­rem kap­sułką w twarz lidera ukra­iń­skich nacjo­na­li­stów Ste­pana Ban­dery. On rów­nież zgi­nął na miej­scu. Jed­nak po kolej­nych dwóch latach Sta­szyn­ski zako­chał się w Niemce, zde­zer­te­ro­wał, zatrud­nił się w zachod­nio­nie­miec­kim kontr­wy­wia­dzie i wszystko wyznał.

3 listo­pada 1961 roku w Buenos Aires został otruty emi­gra­cyjny dzien­ni­karz i pisarz Michaił Baj­kow. We wrze­śniu 1978 roku zmarł w Lon­dy­nie czter­dzie­sto­dzie­wię­cio­letni buł­gar­ski dysy­dent Geo­rgi Mar­kow. Otruto go rycyną, którą wytwo­rzono w sław­nym „Labo­ra­to­rium nr 12” w ZSRR. Razem z tą tok­syczną sub­stan­cją sowieccy agenci dali swoim buł­gar­skim kole­gom spe­cjal­nie zapro­jek­to­wane para­sole, z któ­rych wystrze­li­wano kap­sułki z tru­ci­zną. Kilka tygo­dni przed mor­der­stwem Mar­kowa buł­gar­scy agenci pró­bo­wali wyeli­mi­no­wać innego dysy­denta, Wła­di­mira Kostowa, któ­remu udzie­lono poli­tycz­nego azylu we Fran­cji. Zjeż­dża­jąc rucho­mymi scho­dami w metrze, Kostow poczuł nie­wielki ból w pośladku. Wie­czo­rem nagle pod­nio­sła mu się tem­pe­ra­tura. Następ­nego dnia miał gorączkę, która się utrzy­my­wała. Kostow poszedł do leka­rza, który jed­nak nie potra­fił posta­wić dia­gnozy. Dopiero gdy do Paryża dotarły infor­ma­cje o nagłej śmierci Mar­kowa, został ponow­nie prze­ba­dany. Tym razem lekarz odkrył oraz usu­nął z jego ciała mikro­sko­pijną kap­sułkę, podobną do tej, którą zna­le­ziono w nodze Mar­kowa. Jej powłoka była zro­biona w 90 pro­cen­tach z pla­tyny i w 10 pro­cen­tach z irydu. Wypeł­niono ją rycyną.

W 1980 roku Boris Korzak, oby­wa­tel radziecki i podwójny agent CIA, kupu­jąc coś w skle­pie w Wir­gi­nii, poczuł jakby ukłu­cie szpilki lub uką­sze­nie komara. Dostał wyso­kiej gorączki. Kilka dni póź­niej doszły do tego krwo­tok wewnętrzny i aryt­mia. Lekarz z miej­sca „uką­sze­nia komara” wycią­gnął kap­sułkę. Tak jak w Paryżu i Lon­dy­nie, miała ona dwa otworki zalane woskiem. W ciele wosk się roz­pusz­czał i tru­ci­zna wni­kała do orga­ni­zmu. Ani Kostow, ani Korzak nie wie­dzieli, jak kap­sułki zna­la­zły się w ich cia­łach. Mijały lata. Zwią­zek Radziecki upadł. Uczest­nicy dawno prze­brzmia­łych już akcji zaczęli mówić. Dziś znamy wszyst­kie szcze­góły mor­der­stwa Mar­kowa oraz prób zabój­stwa Kostowa i Korzaka.

Lata dzie­więć­dzie­siąte przy­nio­sły nowe ten­den­cje w pracy rosyj­skich służb bez­pie­czeń­stwa. FSB używa tru­cizn – kla­sycz­nej broni mor­der­ców – nie po to, żeby zwal­czać wro­gów ide­olo­gicz­nych, jak za cza­sów radziec­kich, lecz prze­ciwko kry­ty­kom swoim i rosyj­skiego rządu. Na liście ofiar z tej kate­go­rii znaj­duje się Jurij Szcze­ko­czi­chin, depu­to­wany Dumy Pań­stwo­wej oraz redak­tor naczelny „Nowej Gaziety” – jej repor­terką była Anna Polit­kow­ska – oraz były pod­puł­kow­nik FSB Alek­san­der Litwi­nienko.

Następna kate­go­ria ofiar to wro­go­wie pań­stwa rosyj­skiego nie­uzna­jący jego rosz­czeń do tery­to­riów, które trak­tuje jako swoje lenno. Do tej grupy należy były pre­zy­dent Ukra­iny Wik­tor Jusz­czenko.

Wresz­cie FSB do swo­ich śmier­tel­nych wro­gów zali­cza wszyst­kich tych, któ­rzy wspięli się po szcze­blach kariery zbyt szybko i prze­szedł­szy do innej sfery, zaczęli zgła­szać obiek­cje w związku z redy­stry­bu­cją wpły­wów rosyj­skiego rządu. Do nich możemy włą­czyć biz­nes­mena-poli­tyka Iwana Kiwi­li­diego oraz innych, któ­rzy wie­dzą zbyt dużo i mogliby skom­pro­mi­to­wać Kreml, jak na przy­kład Roman Cepow, były szef ochrony Putina w Peters­burgu.

Jedyną rze­czą, która łączyła ofiary, było to, że sta­no­wiły zagro­że­nie dla FSB. Dla­tego to oczy­wi­ste, że wła­śnie FSB pod­jęła decy­zję o wyeli­mi­no­wa­niu tych osób za pomocą sil­nych tru­cizn pro­du­ko­wa­nych w jej labo­ra­to­riach, prze­cho­wy­wa­nych w jej sej­fach i apli­ko­wa­nych przez jej pro­fe­sjo­nal­nie wyszko­lo­nych agen­tów.

Jeśli dodat­kowo weź­miemy pod uwagę, że rosyj­skie organa spra­wie­dli­wo­ści – biuro pro­ku­ra­tora gene­ral­nego, poli­cja, sama FSB oraz sądy – chro­nią pro­fe­sjo­nal­nych zabój­ców i superpro­fe­sjo­nal­nych tru­ci­cieli za wszelką cenę, jakby byli ich naj­więk­szym naro­do­wym skar­bem, to nic dziw­nego, że żadna z tych spraw nie została ani nie zosta­nie roz­wią­zana. Nie­ty­kal­ność agen­tom mor­der­com zapew­niają ci sami ludzie, któ­rzy wydają roz­kazy eli­mi­na­cji ofiar.

I tak 1 sierp­nia 1995 roku Iwan Kiwi­lidi – pre­zes Rus­sian Busi­ness Round Table, szef zarządu Rady Przed­się­bior­ców, pre­zes Ros­biz­nes­banku, lider Wol­nej Par­tii Pracy – zmarł w Cen­tral­nym Szpi­talu Kli­nicz­nym w Moskwie od bar­dzo rzad­kiej tok­syny, która została umiesz­czona w gło­śniku jego tele­fonu komór­ko­wego. 1 sierp­nia Kiwi­lidi został prze­wie­ziony do szpi­tala w sta­nie śpiączki. Nie wybu­dził się z niej – zmarł 4 sierp­nia. 2 sierp­nia sekre­tarka Kiwi­lidiego, Zara Isma­łowa, która spę­dziła cały poprzedni dzień na odbie­ra­niu tele­fonu komór­ko­wego szefa, dostała ataku i została prze­wie­ziona do szpi­tala miej­skiego. 3 sierp­nia zmarła. Przez dzie­sięć dni ciała były badane w Cen­tral­nym Szpi­talu Kli­nicz­nym i Szpi­talu Woj­sko­wym im. Bur­denki. W aktach zgonu jako przy­czynę śmierci wpi­sano ostrą nie­wy­dol­ność serca. Mimo to 18 sierp­nia prasa podała, że Kiwi­lidi i jego sekre­tarka zostali otruci sub­stan­cją radio­ak­tywną.

17 stycz­nia 2001 roku rosyj­skie Mini­ster­stwo Spra­wie­dli­wo­ści trium­fal­nie obwie­ściło, że prze­pro­wa­dziło ana­lizy z zakresu medy­cyny sądo­wej w spra­wie śmierci Kiwi­li­diego. Prawdą jest jed­nak, że Alek­san­der Kale­din, szef Fede­ral­nego Cen­trum Docho­dze­nio­wego Medy­cyny Sądo­wej w Mini­ster­stwie Spra­wie­dli­wo­ści, odmó­wił okre­śle­nia kon­kret­nej przy­czyny śmierci ban­kiera, twier­dząc, że to naj­wyż­sze organy decy­dują, czy takie infor­ma­cje mogą być upu­blicz­niane. Kale­din wyja­wił jed­nak, że sub­stan­cja, którą został otruty Kiwi­lidi, miała „nie­spo­ty­kany skład i wysoce poufną nazwę”.

Osta­tecz­nie 9 paź­dzier­nika 2006 roku moskiew­ski pro­ku­ra­tor Jurij Sio­min powie­dział w wywia­dzie, że śled­czy usta­lili mecha­nizm mor­der­stwa Kiwi­li­diego. „Został otruty sub­stan­cją, która po pro­stu nie ma żad­nych odpo­wied­ni­ków”.

3 lipca 2003 roku, po kilku dniach męczarni, zmarł Jurij Szcze­ko­czi­chin. Był depu­to­wa­nym Dumy Pań­stwo­wej z ramie­nia par­tii Jabłoko, sze­fem Komi­tetu Bez­pie­czeń­stwa Dumy, człon­kiem komi­sji anty­ko­rup­cyj­nej, dzien­ni­ka­rzem i redak­to­rem naczel­nym „Nowej Gaziety”. W lipcu 2001 roku w Zagrze­biu dałem Szcze­ko­czi­chinowi maszy­no­pis książki _Wysa­dzić Rosję_, by opu­bli­ko­wał ją w swo­jej gaze­cie. W sierp­niu 2001 roku kilka jej klu­czo­wych roz­dzia­łów uka­zało się w spe­cjal­nym wyda­niu gazety. To wła­śnie Szcze­ko­czi­chin pró­bo­wał dopro­wa­dzić do wsz­czę­cia przez Dumę śledz­twa nad prze­stęp­stwami FSB, które są opi­sane w tej książce.

Zacho­ro­wał 16 czerwca 2003 roku. Tego dnia był w Ria­za­niu na otwar­ciu prac komi­sji anty­ko­rup­cyj­nej i brał udział w kon­fe­ren­cji pra­so­wej. 18 czerwca jego stan się pogor­szył. Nocą z 19 na 20 czerwca zaczęła mu scho­dzić skóra, jak po poważ­nym popa­rze­niu. 21 czerwca został prze­nie­siony do Cen­tral­nego Szpi­tala Kli­nicz­nego w Moskwie w sta­nie cięż­kim. Według wyni­ków badań z zakresu medy­cyny sądo­wej bez­po­śred­nią przy­czyną śmierci Szcze­ko­czi­china była ogólna ostra tok­sy­koza – zespół Lyella (tok­syczna nekro­liza naskórka) – ostra reak­cja aler­giczna, która zazwy­czaj roz­wija się w odpo­wie­dzi na leki. Zespół Lyella wystę­puje bar­dzo rzadko: raz na milion. Objawy sys­te­mo­wej reak­cji tok­syczno-aler­gicz­nej u Szcze­ko­czi­china były ewi­dentne. Został przy­jęty do szpi­tala z wysoką tem­pe­ra­turą, zani­kiem błon ślu­zo­wych i naskórka, osła­bioną pracą nerek i nara­sta­ją­cymi pro­ble­mami odde­cho­wymi, przez które został póź­niej pod­łą­czony do respi­ra­tora. Nie wyklu­czano, że tak „rzadka reak­cja aler­giczna” mogła zostać spro­wo­ko­wana przez „nie­znany czyn­nik”, to zna­czy przez tru­ci­znę o nie­zna­nej natu­rze. Ni­gdy nie stwier­dzono, jak tru­ci­zna („nie­znany czyn­nik”) prze­nik­nęła do ciała ofiary, ponie­waż nie prze­pro­wa­dzono żad­nych badań, a doku­menty sądowe nie zostały upu­blicz­nione. Prze­ciw­nie, wyniki autop­sji Szcze­ko­czi­china oraz histo­rię jego cho­roby objęto „tajem­nicą lekar­ską”. Pozo­stały tajem­nicą rów­nież dla jego rodziny. Krewni ni­gdy nie otrzy­mali raportu z autop­sji. Kiedy pró­bo­wali dopro­wa­dzić do wsz­czę­cia postę­po­wa­nia w związku z praw­do­po­dob­nym mor­der­stwem, ich prośba została odrzu­cona.

Anna Polit­kow­ska pra­wie zgi­nęła na początku wrze­śnia 2004 roku, kiedy pró­bo­wano ją otruć na pokła­dzie samo­lotu lecą­cego do Ose­tii Pół­noc­nej. Polit­kow­ska zamie­rzała wes­przeć zakład­ni­ków w cza­sie kry­zysu w Bie­sła­nie, który roz­po­czął się 1 wrze­śnia. Wie­rzono, że dzien­ni­karka, która cie­szyła się wiel­kim auto­ry­te­tem wśród Cze­cze­nów, będzie mogła wziąć udział w nego­cja­cjach z ter­ro­ry­stami i uzy­skać zwol­nie­nie zakład­ni­ków. Zamie­rzała rów­nież spró­bo­wać nawią­zać kon­takt z Asła­nem Mascha­do­wem, pre­zy­den­tem Repu­bliki Cze­czeń­skiej, oraz pro­sić go, by zary­zy­ko­wał życie i przy­je­chał do Bie­słanu, żeby nego­cjo­wać z ter­ro­ry­stami. Rosyj­skim służ­bom bez­pie­czeń­stwa nie w smak był jej przy­lot do Ose­tii Pół­noc­nej, z uwagi na zaufa­nie i wpływ, jakie zyska­liby Polit­kow­ska i Mascha­dow – dzien­ni­karka i pre­zy­dent nie­uzna­wany przez Moskwę – po zakoń­cze­niu kry­zysu i ura­to­wa­niu dzieci. Na pokła­dzie samo­lotu Polit­kow­ska roz­sąd­nie odmó­wiła jedze­nia, popro­siła jed­nak per­so­nel o fili­żankę her­baty. Zemdlała, zapa­dła w śpiączkę i obu­dziła się w szpi­talu. Prze­żyła, ale było już za późno na nego­cja­cje z ter­ro­ry­stami w Bie­sła­nie, ponie­waż naj­tra­gicz­niej­sze dni spę­dziła na oddziale inten­syw­nej tera­pii.

Roman Cepow był sze­fem ochrony Putina w Peters­burgu, a jed­no­cze­śnie agen­tem i pra­cow­ni­kiem kilku róż­nych służb i orga­nów ści­ga­nia: FSB, Mini­ster­stwa Spraw Wewnętrz­nych oraz Służby Wywiadu Zagra­nicz­nego. Miał pięć róż­nych doku­men­tów toż­sa­mo­ści. Sfera jego dzia­łal­no­ści stop­niowo się roz­sze­rzała. Włą­czono do niej ochronę i biz­nes far­ma­ceu­tyczny, porty, tury­stykę, trans­port mor­ski, ubez­pie­cze­nia, a nawet media. Po tym, jak Putin prze­pro­wa­dził się do Moskwy i został pre­zy­den­tem, Cepow nawią­zał bli­skie kon­takty z wie­loma siło­wi­kami – od mini­stra spraw wewnętrz­nych Raszyda Nur­ga­li­jewa, do szefa pre­zy­denc­kiej ochrony Wła­di­mira Zoło­towa. Dodat­kowo miał wpływ na mia­no­wa­nie funk­cjo­na­riu­szy Mini­ster­stwa Spraw Wewnętrz­nych oraz FSB, był w bli­skich sto­sun­kach z Igo­rem Sie­czi­nem, sze­fem pre­zy­denc­kiej admini­stracji, a nawet z samym Wła­di­mi­rem Puti­nem.

24 wrze­śnia 2004 roku Cepow zmarł. Ina­czej niż w przy­padku Szcze­ko­czi­china natych­miast posta­wiono dia­gnozę: otru­cie sub­stan­cją radio­ak­tywną. Lekarz wska­zał na znisz­cze­nie szpiku kost­nego w krę­go­słu­pie, które towa­rzy­szyło wyraź­nym obja­wom radio­ak­tyw­nego zatru­cia.

Cepow źle się poczuł 11 wrze­śnia. Ran­kiem zjadł śnia­da­nie w swo­jej daczy. Następ­nie poje­chał do biura FSB w Peters­burgu, na Litiej­nyj Pro­spiekt 4. Tam wypił her­batę. Następ­nie poje­chał do Zarządu Spraw Wewnętrz­nych, gdzie spo­tkał się z sze­fem i zjadł lody. O 16.00 jego samo­po­czu­cie się pogor­szyło. Leka­rze nie mogli jed­nak posta­wić dia­gnozy. Objawy przy­po­mi­nały ostre zatru­cie pokar­mowe. Cepow został prze­wie­ziony w sta­nie kry­tycz­nym do jed­nej z pry­wat­nych kli­nik w Peters­burgu. Dwa dni przed śmier­cią został prze­nie­siony do Ośrodka Zaawan­so­wa­nych Tech­nik Medycz­nych (wcze­śniej Szpi­tal Swier­dłowa). Były plany, żeby prze­wieźć go do Nie­miec na lecze­nie doraźne. Cho­roba postę­po­wała jed­nak zbyt szybko i zanim zor­ga­ni­zo­wano trans­port, Cepow już nie żył.

Wstępne bada­nia z zakresu medy­cyny sądo­wej ujaw­niły, że w krwi Cepowa było duże stę­że­nie środka, który sto­suje się w lecze­niu bia­łaczki. Nie­bosz­czyk jed­nak nie miał raka. Według leka­rzy śmier­telna dawka leku – w postaci roz­tworu lub pokru­szo­nych table­tek – mogła zostać dodana do jedze­nia. Eks­perci są innego zda­nia: radio­ak­tywne izo­topy, nie­znana tru­ci­zna, sole metali cięż­kich.

W nabo­żeń­stwie pogrze­bo­wym uczest­ni­czyli Wik­tor Zoło­tow, szef pre­zy­denc­kiej ochrony; Kon­stan­tin Romo­da­now­ski, szef Zarządu Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego; Andriej Nowi­kow, w tym cza­sie szef Zarządu Głów­nego Spraw Wewnętrz­nych dla Pół­nocno-Zachod­niego Okręgu Fede­ral­nego oraz obecny mini­ster; Michaił Wanicz­kin, szef peters­bur­skiego Zarządu Spraw Wewnętrz­nych, oraz Dmi­trij Jaku­bow­ski, praw­nik i gene­rał FSB. Oddział poli­cjan­tów uczcił pamięć Cepowa salwą hono­rową (zgod­nie z regu­łami w ten spo­sób można uczcić jedy­nie funk­cjo­na­riu­szy w ran­dze puł­kow­nika lub wyż­szej). Cepow został pocho­wany w Peters­burgu na sław­nym Cmen­ta­rzu Sera­fi­mow­skim. Postę­po­wa­nie śled­cze w spra­wie jego śmierci wsz­częto na mocy arty­kułu 105 rosyj­skiego kodeksu kar­nego (mor­der­stwo). Wyniki śledz­twa nie zostały podane do wia­do­mo­ści publicz­nej.

5 wrze­śnia 2004 roku, w szczy­to­wym momen­cie kam­pa­nii wybor­czej, kan­dy­dat na pre­zy­denta Ukra­iny Wik­tor Jusz­czenko jadł obiad i pro­wa­dził nego­cja­cje w swo­jej daczy z byłym sze­fem Służby Bez­pie­czeń­stwa Ukra­iny (SBU) Woło­dy­my­rem Saciu­kiem. Był tam rów­nież Taras Zale­ski, inny wysoki funk­cjo­na­riusz USB, który przy­niósł tale­rze z pila­wem do stołu Jusz­czenki. Potrawa przy­szłego pre­zy­denta była zatruta. Po obie­dzie Jusz­czenko źle się poczuł. 10 wrze­śnia został hospi­ta­li­zo­wany w kli­nice Rudol­fi­ner­haus w Austrii. Tam zdia­gno­zo­wano u niego ostre zapa­le­nie trzustki z kom­pli­ka­cjami po zatru­ciu tok­syczną sub­stan­cją. Czas zatru­cia: około pię­ciu dni przed hospi­ta­li­za­cją.

Sub­stan­cje che­miczne, które ziden­ty­fi­ko­wano w orga­ni­zmie Jusz­czenki, nie znaj­dują się zazwy­czaj w pro­duk­tach spo­żyw­czych. Grupa ame­ry­kań­skich leka­rzy odkryła w jego krwi diok­syny. Wie­dziano, że jedno z rosyj­skich taj­nych labo­ra­to­riów z suk­ce­sem pra­co­wało nad diok­syną kilka lat wcze­śniej.

21 wrze­śnia Pro­ku­ra­tura Gene­ralna na Ukra­inie roz­po­częła postę­po­wa­nie śled­cze w spra­wie próby otru­cia Jusz­czenki. Podej­rzani byli Woło­dy­myr Saciuk, Taras Zale­ski i Alek­siej Pole­tu­cha. Ten ostatni to stary zna­jomy Saciuka, z któ­rym pra­co­wał w wielu komer­cyj­nych orga­ni­za­cjach, zanim Saciuk został sze­fem USB. W 2001 roku Pole­tu­cha został umiesz­czony na liście osób poszu­ki­wa­nych w związku z prze­stęp­stwami finan­so­wymi, któ­rych dopu­ścił się jako pre­zes Banku Ukra­ina, i opu­ścił kraj. Według ukra­iń­skiego biura Inter­polu do dzi­siaj jest na liście poszu­ki­wa­nych i praw­do­po­dob­nie ukrywa się gdzieś w Rosji. Został uznany za podej­rza­nego w spra­wie otru­cia Jusz­czenki, ponie­waż przy­pusz­czano, że to wła­śnie on zajął się prze­wie­zie­niem diok­syny z Rosji na Ukra­inę.

Sam pre­zy­dent Jusz­czenko wie­lo­krot­nie twier­dził, że wie, kto pró­bo­wał go otruć, że diok­syna, któ­rej użyto, została wypro­du­ko­wana w Rosji, że wie, kto i jak przy­wiózł tru­ci­znę na Ukra­inę, i że osoby za to odpo­wie­dzialne ukry­wają się w Rosji.

24 listo­pada 2006 roku Jegor Gaj­dar, były pre­mier pierw­szego demo­kra­tycz­nego rządu Rosji, peł­niący póź­niej funk­cję dyrek­tora Insty­tutu Gospo­darki Stanu Przej­ścio­wego, prze­ma­wiał na kon­fe­ren­cji na Natio­nal Uni­ver­sity of Ire­land. Tema­tem kon­fe­ren­cji było „Irlan­dia i Rosja: histo­ria, prawo i zmie­nia­jące się sto­sunki mię­dzy­na­ro­dowe”. Gaj­dar źle się poczuł już rano po śnia­da­niu. Według jego córki, Marii, śnia­da­nie było pro­ste – sałatka owo­cowa i fili­żanka her­baty. Jeka­tie­rina Ganiewa, orga­ni­za­torka kon­fe­ren­cji, przy­po­mniała sobie, że Gaj­dar zjadł je w kawiarni w May­no­oth Col­lege, gdzie została zakwa­te­ro­wana dele­ga­cja z Moskwy. Spo­śród dzie­się­ciu osób, z któ­rymi Gaj­dar jadł śnia­da­nie, tylko on zacho­ro­wał.

Pod­czas swo­jej pre­zen­ta­cji Gaj­dar źle się poczuł, wyszedł z sali wykła­do­wej i zemdlał. Leżał na pod­ło­dze, nie­przy­tomny, z nosa i ust try­skała mu krew. Był w takim sta­nie ponad pół godziny. Potem został prze­wie­ziony na oddział inten­syw­nej tera­pii do James Con­nolly Memo­rial Hospi­tal w Blan­chard­stown. Były pre­mier spę­dził trzy godziny pod inten­sywną opieką lekar­ską, nie odzy­skaw­szy przy­tom­no­ści. Gdy się ock­nął, oka­zało się, że nie może się ruszyć, i przez następny dzień jego życie wisiało na wło­sku.

Gaj­dar prze­szedł pełną wstępną detok­sy­ka­cję – stan­dar­dową tera­pię dla pacjen­tów z obja­wami zatru­cia pokar­mo­wego. Objawy były tak nie­jed­no­znaczne, że leka­rze wahali się z posta­wie­niem dia­gnozy. Gaj­dar został wypi­sany ze szpi­tala w nie­dzielę 26 listo­pada. W opi­nii leka­rzy jego życiu nie zagra­żało nie­bez­pie­czeń­stwo, a i on sam lepiej się czuł. Po opusz­cze­niu szpi­tala zate­le­fo­no­wał do rosyj­skiej amba­sady z prośbą, by pozwo­lono mu spę­dzić tam noc. „Tak będzie bez­piecz­niej” – powie­dział. Amba­sada zgo­dziła się. W ponie­dzia­łek cią­gle był blady, narze­kał na mdło­ści, osła­bie­nie i zde­ner­wo­wa­nie. Mimo to bez­zwłocz­nie wyje­chał do Moskwy, gdzie natych­miast został hospi­ta­li­zo­wany. W cza­sie podróży Gaj­dar pró­bo­wał zro­zu­mieć, co wła­ści­wie się stało, i przy­po­mniał sobie, że „her­bata nie sma­ko­wała zbyt dobrze…”

Leka­rze, któ­rzy badali Gaj­dara, jed­no­myśl­nie orze­kli, że podano mu tru­ci­znę. I mimo że tru­ci­zny nie roz­po­znano, było jasne, że zamie­rzano go otruć, że nie doszło do zwy­kłego zatru­cia pokar­mo­wego. Innymi słowy – to był zamach na jego życie. To wła­śnie z tego powodu pobyt Gaj­dara w moskiew­skim szpi­talu był począt­kowo utrzy­my­wany w tajem­nicy. Jego krewni nie wyklu­czali, że próba otru­cia może się powtó­rzyć. Zmarł 16 grud­nia 2009 roku w Moskwie.

Nie wiemy, kto w tym cza­sie zapew­niał Gaj­da­rowi ochronę. Wiemy jedy­nie, kim był szef jego ochrony w cza­sie, gdy Gaj­dar był pre­mie­rem Rosji. Andriej Ługo­woj, ten sam czło­wiek, który otruł Alek­san­dra Litwi­nienkę.

Gaj­da­rowi podano tru­ci­znę 24 listo­pada. Litwi­nienko zmarł wie­czo­rem 23 listo­pada. To pierw­szy z kątów tego wie­lo­kąta. Andriej Ługo­woj był sze­fem ochrony Gaj­dara i Borisa Bie­rie­zow­skiego i brał udział w otru­ciu Litwi­nienki. To drugi kąt. Ist­nieje pewien zwią­zek mię­dzy paź­dzier­ni­ko­wym mor­der­stwem Anny Polit­kow­skiej a listo­pa­do­wym zabój­stwem Litwi­nienki. To trzeci kąt wie­lo­kąta. W 2006 roku wie­lo­kąt mor­derstw znany był jedy­nie tym, któ­rzy owe zabój­stwa zapla­no­wali.

„Pogra­tu­luj mi. Wła­śnie zosta­łem oby­wa­te­lem bry­tyj­skim. Teraz nie odważą się mnie tknąć. Nikt nie będzie pró­bo­wał zabić oby­wa­tela Wiel­kiej Bry­ta­nii”.

Tymi sło­wami powi­tał mnie Alek­san­der Litwi­nienko 13 paź­dzier­nika 2006 roku w Lon­dy­nie, pod­czas nabo­żeń­stwa żałob­nego za Annę Polit­kow­ską, która wła­śnie została zamor­do­wana. Dzie­więt­na­ście dni póź­niej, 1 listo­pada, Litwi­nienko został otruty.

Tego dnia spo­tkał się z kil­koma oso­bami, które przy­je­chały do Lon­dynu z innych kra­jów. Byli to: agent FSB Andriej Ługo­woj, agent FSB Dmi­trij Kow­tun, agent FSB Wia­cze­sław Sko­lenko i naj­wy­raź­niej jesz­cze jeden – nie­znany i nie­zi­den­ty­fi­ko­wany agent FSB (choć może Litwi­nienko wcale nie spo­tkał się z nim tego dnia, lecz czło­wiek ten był już wtedy w Lon­dy­nie i wziął udział w spo­tka­niu bez wie­dzy Litwi­nienki). Były pod­puł­kow­nik FSB Alek­san­der Litwi­nienko pił ze swo­imi byłymi kole­gami zie­loną her­batę.

Wie­czo­rem źle się poczuł. Miał mdło­ści i zaczęły się wymioty. Zro­zu­miał, że to zatru­cie. Roz­pu­ścił w wodzie tro­chę nad­man­ga­nianu potasu – powszech­nego w Rosji lekar­stwa, które znał z woj­ska – i zaczął pić, od czasu do czasu wymio­tu­jąc. Miał skur­cze żołądka i trud­no­ści z oddy­cha­niem, dostał gorączki, a puls stał się nie­re­gu­larny. Tak Litwi­nienko spę­dził pierw­szy dzień po poda­niu tru­ci­zny.

2 listo­pada wezwano karetkę. Lekarz stwier­dził sezo­nową infek­cję. Pacjen­towi kazano pić wodę. Znów wymio­to­wał, ale śred­nio co dwa­dzie­ścia minut zamiast wymio­cin z jego ust wydo­by­wał się pie­ni­sty płyn. Dostał skur­czów żołądka i ostrej krwa­wej bie­gunki.

3 listo­pada wezwano innego leka­rza. Stwier­dził, że Litwi­nienko cierpi z powodu infek­cji, ale nie wyklu­czył zatru­cia (nikt nie podej­rze­wał jed­nak, że celo­wego). Wezwano karetkę i Litwi­nienko został prze­wie­ziony do szpi­tala. Pod­łą­czono go do kro­plówki i pobrano krew. Wyniki badań krwi nie były złe. Leka­rze jed­nak stwier­dzili, że powi­nien zostać w szpi­talu. Obie­cano Alek­san­drowi, że będzie mógł wró­cić do domu za trzy lub cztery dni. Jego żona, Marina, uwa­żała, że powinni zatrzy­mać go w szpi­talu tak długo, aż znajdą przy­czynę dole­gli­wo­ści. Przez cały ten czas Litwi­nienko utrzy­my­wał swój stan w tajem­nicy. Ani przy­ja­ciele, ani poli­cja nic o tym nie wie­dzieli. Nie chciał, żeby ludzie się dowie­dzieli, że prze­cho­dzi zatru­cie pokar­mowe. Kto wie, może za jakiś czas ktoś naprawdę poda mu tru­ci­znę, a wtedy wszy­scy będą myśleć, że to znów zatru­cie pokar­mowe, tak jak wtedy, w listo­pa­dzie 2006 roku.

Przez ten czas Alek­san­der nie mógł jeść ani pić. Stra­cił na wadze 33 funty. Wie­rzył jed­nak, że to prze­trwa. Pod koniec pierw­szego tygo­dnia cho­roby miał już pew­ność, że chciano go otruć, ale myślał, że zdo­łał się ura­to­wać dzięki płu­ka­niu żołądka nad­man­ga­nia­nem potasu, tak jak go uczono w woj­sku.

„Wiesz, gdyby dali mi do wyboru: przejść przez to wszystko jesz­cze raz albo spę­dzić rok w rosyj­skim wię­zie­niu, wybrał­bym rok w wię­zie­niu. Naprawdę. Nie wyobra­żasz sobie, jak źle się czuję” – powie­dział mi.

Jed­nak nie dano mu moż­li­wo­ści spę­dze­nia roku w wię­zie­niu – pozo­stało mu jedy­nie 15 dni cier­pie­nia.

W jego gar­dle poja­wiły się rop­nie. Leka­rze sądzili, że to reak­cja na anty­bio­tyki – flora bak­te­ryjna została znisz­czona i doszło do podraż­nie­nia. Po kilku kolej­nych dniach pacjent nie mógł już otwo­rzyć ust. We wszyst­kie błony ślu­zowe wdało się zapa­le­nie, język nie mie­ścił się w ustach. Zaczęły mu wypa­dać włosy. Wów­czas leka­rze pomy­śleli, że został uszko­dzony szpik kostny. Litwi­nienkę prze­nie­siono na oddział onko­lo­giczny. Poja­wiła się wstępna teo­ria o zatru­ciu talem. Do śledz­twa została włą­czona poli­cja. Litwi­nience prze­pi­sano anti­do­tum na tal, tak zwany błę­kit pru­ski. Jed­nak było już bez­u­ży­teczne, ponie­waż działa jedy­nie w cza­sie pierw­szych 48 godzin po zaży­ciu tru­ci­zny. Tym­cza­sem minął tydzień. Co wię­cej, błę­kit pru­ski to odtrutka na tal. Alek­san­der zaś został otruty polo­nem 210, który wykryto u niego dopiero 23 listo­pada, kilka godzin przed śmier­cią, gdy jego mocz został wysłany na bada­nia do Ato­mic Weapons Esta­bli­sh­ment w Alder­ma­ston – jedy­nego labo­ra­to­rium w Wiel­kiej Bry­ta­nii, które może wykryć tok­synę emi­tu­jącą pro­mie­nie alfa. I gdyby Litwi­nienko zmarł „tak jak wszy­scy inni”, dwa lub trzy tygo­dnie po otru­ciu, a nie trzy­mał się życia do 23 listo­pada, to ni­gdy byśmy się nie dowie­dzieli, że został otruty polo­nem, że brała w tym udział grupa agen­tów FSB, że tru­ci­zna pocho­dziła z Moskwy i że uczest­nicy akcji wła­śnie tam odle­cieli. Na­dal myśle­li­by­śmy, że ze śmier­cią Litwi­nienki wiąże się wię­cej pytań niż odpo­wie­dzi i że moż­liwe, iż zmarł z powodu zatru­cia pokar­mo­wego albo aler­gii na sushi, które jadł w restau­ra­cji 1 listo­pada o 15.00.

Na pod­sta­wie biletu auto­bu­so­wego na miej­ską linię 134, który został zna­le­ziony w jego kie­szeni, bry­tyj­scy śled­czy dowo­dzą, że Litwi­nienko nie był jesz­cze ska­żony polo­nem 210, gdy zmie­rzał na spo­tka­nie z Ługo­wo­jem i jego kole­gami, oraz że miej­scem otru­cia był hotel Mil­le­nium. Bilet został zaku­piony nie­da­leko domu Litwi­nienki w pół­noc­nym Lon­dy­nie. To stam­tąd udał się on na spo­tka­nie z agen­tami z FSB w Mil­le­nium. Hotel ten był pierw­szym miej­scem, do któ­rego skie­ro­wał się Litwi­nienko po wyj­ściu z auto­busu. Ślady polonu 210 zna­le­ziono na spodku i fili­żance, z któ­rej Litwi­nienko pił zie­loną her­batę z rosyj­skimi agen­tami. To wszystko dowo­dzi, że to nie on przy­niósł polon 210 na spo­tka­nie z Ługo­wo­jem i towa­rzy­stwem, lecz grupa agen­tów FSB z Moskwy przy­nio­sła polon na spo­tka­nie z Litwi­nienką.

Andrieja Ługo­woja pozna­łem w tym samym cza­sie co Litwi­nienkę – w 1998 roku w Moskwie. Pamię­tam dobrze rów­nież nasze ostat­nie spo­tka­nie: wie­czo­rem, 12 listo­pada 2006 roku, przy­pad­kowo wpa­dłem na Ługo­woja i nie­zna­nego mi męż­czy­znę na ulicy Pica­dilly w cen­trum Lon­dynu. Zatrzy­ma­li­śmy się i roz­ma­wia­li­śmy przez kilka minut. Sze­dłem w stronę Pica­dilly Cir­cus, a oni w stronę Park Lane. Dopiero póź­niej odkry­łem, że męż­czy­zną, któ­rego nie zna­łem, był Dmi­trij Kow­tun.

By dojść do wnio­sku, że Ługo­woj i Kow­tun byli zamie­szani w zle­cone przez FSB otru­cie Litwi­nienki, nie trzeba już dziś koniecz­nie prze­śle­dzić wszyst­kich fak­tów doty­czą­cych samego mor­der­stwa. Wystar­czy spraw­dzić, kim Ługo­woj był przed 23 listo­pada 2006 roku oraz kim został póź­niej.Wcze­śniej Ługo­woj był eks­funk­cjo­na­riu­szem KGB/FSB, byłym sze­fem ochrony Borisa Bie­rie­zow­skiego, ska­za­nym kry­mi­na­li­stą, który (według ofi­cjal­nych źró­deł) odsie­dział 14 mie­sięcy za zor­ga­ni­zo­wa­nie (nie­uda­nej) ucieczki z wię­zien­nego szpi­tala Niko­łaja Głusz­kowa, byłego szefa Aero­fłotu i part­nera Borisa Bie­rie­zow­skiego – zbie­głego oli­gar­chy miesz­ka­ją­cego w Lon­dy­nie, oskar­żo­nego przez rosyj­ską pro­ku­ra­turę o liczne prze­stęp­stwa finan­sowe. Natu­ralne są podej­rze­nia, że gdyby Ługo­woj nie był zamie­szany w zabi­cie Litwi­nienki i gdyby teo­rie Sco­tland Yardu były – dla odmiany – wyni­kiem nie­po­ro­zu­mie­nia, rosyj­skie wła­dze i służby, które od wielu lat pró­bują wyrów­nać rachunki z Bie­rie­zow­skim i wszyst­kimi jego współ­pra­cow­ni­kami, mogłyby być zachwy­cone: oto były szef ochrony Bie­rie­zow­skiego podej­rze­wany jest przez bry­tyj­skich śled­czych o udział w mor­der­stwie innego byłego współ­pra­cow­nika Bie­rie­zow­skiego, Litwi­nienki. Można by sobie wyobra­zić, że rosyj­skie wła­dze, które nie słyną ze szcze­gól­nej skru­pu­lat­no­ści, mogłyby po pro­stu aresz­to­wać Ługo­woja w Moskwie i naka­zać prze­słu­cha­nie, w efek­cie któ­rego oka­za­łoby się, że to on otruł Litwi­nienkę na zle­ce­nie swo­jego byłego szefa, Bie­rie­zow­skiego. Ługo­woj ponow­nie zostałby osa­dzony w wię­zie­niu, tym razem za mor­der­stwo. Rosyj­ska pro­ku­ra­tura znowu zażą­da­łaby od Lon­dynu eks­tra­dy­cji Bie­rie­zow­skiego, tym razem nie pod zarzu­tem prze­stępstw gospo­dar­czych, lecz zle­ce­nia mor­der­stwa Litwi­nienki na tere­nie Wiel­kiej Bry­ta­nii. Wszystko zosta­łoby zała­twione: Litwi­nienko by nie żył, Bie­rie­zow­ski zostałby wyda­lony do Rosji, jego były szef ochrony Andriej Ługo­woj ponow­nie sie­działby w wię­zie­niu, a wła­ściwi uczest­nicy ope­ra­cji wyeli­mi­no­wa­nia Litwi­nienki – agenci FSB – pozo­sta­liby poza podej­rze­niami. Wszy­scy uczest­nicy tej skom­pli­ko­wa­nej taj­nej ope­ra­cji zosta­liby nagro­dzeni i awan­so­wani, a akcja wyeli­mi­no­wa­nia Litwi­nienki otwo­rzy­łaby (choć cią­gle w sekre­cie) nowy roz­dział w histo­rii rosyj­skiego wywiadu jako jego naj­bar­dziej bły­sko­tliwe osią­gnię­cie.

Tak wła­śnie by się stało, gdyby Ługo­woj nie był aktyw­nym funk­cjo­na­riu­szem FSB i nie był zamie­szany w mor­der­stwo Litwi­nienki.

Zamiast tego czło­wiek podej­rze­wany przez bry­tyj­ską poli­cję o udział w mor­der­stwie, ska­za­niec, który odsie­dział 14 mie­sięcy jako wspól­nik Bie­rie­zow­skiego, z jakie­goś powodu został człon­kiem Dumy Pań­stwo­wej. Wszyst­kie rosyj­skie media są do jego dys­po­zy­cji – tele­wi­zja, prasa, radio – tak aby mógł poja­wić się na żywo w nie­mal wszyst­kich głów­nych kana­łach i powie­dzieć całemu światu, że nie zabił Litwi­nienki (choć, bądźmy szcze­rzy, skoro nie zabił Litwi­nienki, skąd dla niego tyle hono­rów w Rosji?). Co inte­re­su­jące, Ługo­woj w ciągu kilku dni stał się wła­ści­cie­lem całej sieci firm ochro­niar­skich, które mają kon­ce­sję na wszyst­kie sprawy pro­wa­dzone przez FSB, a prze­cież jest oczy­wi­ste, że Ługo­woj, były wię­zień i były współ­pra­cow­nik Bie­rie­zow­skiego, nie mógł dostać takiej kon­ce­sji ot, tak. Innymi słowy, rosyj­ski rząd robi wszystko, co w jego mocy, żeby poka­zać i udo­wod­nić całemu światu, że Andriej Ługo­woj jest jed­nym z cen­niej­szych agen­tów cen­trali FSB, z któ­rego Moskwa ni­gdy nie zre­zy­gnuje (tak jak nie zre­zy­gno­wała z mor­der­ców pre­zy­denta Cze­cze­nii Jan­dar­bi­jewa, któ­rzy zostali zła­pani i uznani win­nymi w Kata­rze, a wró­cili do Rosji dzięki upo­rowi Putina).

Moskwa naprawdę chro­niła Ługo­woja – w tej mate­rii musimy oddać honor Puti­nowi. Jedyną osobą uczczoną w Moskwie w ten spo­sób był – po dwu­dzie­stu latach od mor­der­stwa, któ­rego doko­nał – Ramón Mer­ca­der, który spę­dził dwa­dzie­ścia lat w mek­sy­kań­skim wię­zie­niu za zabi­cie Lwa Troc­kiego.

_Jurij Felsz­tin­ski_

sty­czeń 2013, Boston

prze­ło­żyła Julia Swo­row­skaSŁOW­NI­CZEK SKRÓ­TÓW

------- ----------------------------------------------------------------------------
AFB Fede­ralna Agen­cja Bez­pie­czeń­stwa
FAPSI Fede­ralna Agen­cja Łącz­no­ści i Infor­ma­cji Rzą­do­wej
FSB Fede­ralna Służba Bez­pie­czeń­stwa
FSK Fede­ralna Służba Kontr­wy­wiadu
FSO Fede­ralna Służba Ochrony
GRU Główny Zarząd Wywia­dow­czy (Sztabu Gene­ral­nego)
MB Mini­ster­stwo Bez­pie­czeń­stwa
MCzS Mini­ster­stwo Sytu­acji Nad­zwy­czaj­nych
MO Mini­ster­stwo Obrony
MSB Mię­dzy­re­pu­bli­kań­ska Służba Bez­pie­czeń­stwa
MUR Moskiew­ski Urząd Śled­czy
MWD Mini­ster­stwo Spraw Wewnętrz­nych
NTW nie­za­leżna sta­cja tele­wi­zyjna
ORT nie­za­leżna sta­cja tele­wi­zyjna
RTR kanał pań­stwo­wej tele­wi­zji rosyj­skiej
RUOP Regio­nalny Urząd Zwal­cza­nia Prze­stęp­czo­ści Zor­ga­ni­zo­wa­nej (MWD)
SBP Służba Ochrony Pre­zy­denta
SWR Służba Wywiadu Zagra­nicz­nego
UPP Zarząd Pro­gra­mów Dłu­go­fa­lo­wych (FSB)
URPO Zarząd Ana­liz Orga­ni­za­cji Prze­stęp­czych (FSB)
WNP Wspól­nota Nie­pod­le­głych Państw
WDW Woj­ska Powietrz­no­de­san­towe
------- ----------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: