Wysokie tony - ebook
Wysokie tony - ebook
BESTSELLEROWA AUTORKA POWIEŚCI OBYCZAJOWYCH
Potrzeba odwagi, by wykorzystać szansę na sukces
Iris Cooper ma ogromny talent i anielski głos. Od dwunastego roku życia występuje w barach w Teksasie, oszałamiając publiczność. Wyjątkowe umiejętności to dla dziewczyny jednocześnie dar, jak i brzemię – dorastała bez matki, a ojciec, bardziej niż wychowaniem córki, zainteresowany był trwonieniem zarobionych przez nią pieniędzy na hazard i alkohol.
Osiemnastoletnia Iris usamodzielnia się i podejmuje współpracę z profesjonalnym menadżerem, ale to inni muzycy, w tym członkowie jej zespołu, stają się dla niej prawdziwą rodziną. Dzięki nim dziewczyna nabiera odwagi, by zacząć podążać za swoimi marzeniami. W końcu nadchodzi szansa, by usłyszał ją cały świat…
„Wysokie tony” to podnosząca na duchu opowieść o narodzinach gwiazdy, drodze na szczyt i odwadze, by stanąć w obronie siebie i swoich marzeń bez względu na wszystko.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9603-9 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Iris Cooper była niewysoka jak na swój wiek. W wytartych dżinsach z postrzępionymi nogawkami, różowej koszulce i różowych zdartych kowbojkach, które jej ojciec, Chip, kupił na garażowej wyprzedaży, wyglądała na znacznie mniej niż dwanaście lat.
W ten upalny dzień w Lake City w Teksasie patrzyła na konie uwiązane pod drzewem, w zamyśleniu kopiąc kamyki czubkiem kowbojskiego buta.
Nuciła, jak to miała w zwyczaju. Słyszała muzykę w swojej głowie. Komponowała na gitarze ojca utwory, które były całkiem niezłe. Od czterech miesięcy chodziła do szkoły w Lake City. W tym roku już trzy razy zmieniała szkołę. Ojciec dla zarobku często się przeprowadzał. Szybko powszedniały mu miasteczka, w których się zatrzymywali. Zwykle wynajmował dwa pokoje w jakimś domu, a po kilku miesiącach ruszali dalej. Iris lubiła, kiedy zatrzymywali się w miasteczkach z kościołami. Dzięki temu mogła śpiewać w chórach. Tam zawsze doceniano jej talent. Okazało się, że trafia w wysokie dźwięki i wychodzi jej to o wiele lepiej niż innym. Wystarczyło, że zaczęła śpiewać, a już proponowano jej, żeby dołączyła do chóru. Dzięki temu mogła chodzić na spotkania grup kościelnych, jadać pieczeń, smażonego kurczaka, sałatkę ziemniaczaną czy purée ziemniaczane. Zwykle z ojcem żywili się w fast foodach. Czasami musiała im wystarczyć puszka fasoli lub chili.
Jej imię okazało się prorocze. Miała ciemnoniebieskie oczy w odcieniu irysów i gęste, delikatne, jasne włosy okalające twarz, które nauczyła się splatać w warkocz.
Violet, matka Iris, zostawiła małą i jej ojca, gdy dziewczynka miała dwa latka. Chip nigdy nie powiedział tego córce, ale kiedyś słyszała, jak mówił komuś, że Violet zginęła od postrzału we wschodnim Teksasie. Ona i jej chłopak byli w barze, kiedy podczas bójki ktoś wyciągnął broń, strzelił w tłum i zabił ich oboje. Małżeństwo Violet i Chipa było burzliwe. Porzucając go, zdecydowała się też zostawić Iris. Dziewczynka jej nie pamiętała, więc nie tęskniła. Nie można tęsknić za kimś, kogo się nigdy nie znało. Ale marzyła o tym, żeby w ogóle mieć matkę.
Chip dorastał jako sierota, mieszkał z dwoma wujkami, którzy byli kawalerami. Nie interesowali się nim i musiał spać na zewnątrz, kiedy przyprowadzali kobiety do domu. Chip odszedł od nich, kiedy miał szesnaście lat. Od tamtej pory ich nie widział. Brał każdą pracę, która się nadarzyła, ujeżdżał byki i dzikie konie na rodeo do czasu, gdy został stratowany przez byka i ranny w nogę. Od tego zdarzenia kulał, a jego przygoda z rodeo się skończyła. Iris lubiła chodzić z nim na rodeo. Czasami widywał się ze starymi przyjaciółmi. Kiedy potrzebowali dodatkowej pomocy, zatrudniał się u nich jako barman, stolarz lub do pomocy na ranczu. Zawsze coś znajdował, a kiedy nie było pracy, przenosili się do innego miasteczka i zaczynali od nowa. Iris marzyła, żeby zostać gdzieś na dłużej jak inni ludzie, chodzić do tej samej szkoły przez kilka lat. Ojciec powiedział, że kiedyś się ustatkują, ale tak się nie stało. Przez ostatnie dziesięć lat włóczyli się po różnych miasteczkach w Teksasie. Iris napisała o tym piosenkę, którą grała na jego gitarze.
Patrzyła na konie, gdy Chip wyszedł z domu, w którym zamieszkali. Kazał jej wsiąść do samochodu. Wybierali się na przejażdżkę starą zieloną ciężarówką, którą miał, odkąd pamiętała. Dzięki niej przemieszczali się z jednego miasta do drugiego z dorobkiem życia w pudłach upakowanych z tyłu, przykrytych syntetyczną płachtą i zabezpieczonych linami.
Wskoczyła na siedzenie obok kierowcy, on wsiadł i uruchomił silnik. Minutę później odjechali boczną drogą w kierunku miasta. Nigdy nie pytała, dokąd jadą. To nie miało znaczenia. Obserwowała tylko bydło i konie pędzące koło nich. Zatrzymali się przy barze za mostem. Nad wejściem widniał neonowy szyld Harry’s Bar. Chip zaparkował, wyłączył silnik i spojrzał na córkę.
– Zostań tutaj. Zaraz po ciebie przyjdę – powiedział, a ona skinęła głową.
Jak tylko wyszedł, włączyła radio. Zaparkował pod drzewem, powietrze było gęste i gorące. W ciężarówce nie było klimatyzacji. Iris obserwowała, jak kuśtykał do baru. Zastanawiała się, czy poszedł na piwo, czy szukał pracy. Znowu jedli fasolę z puszki, co oznaczało, że kończą się pieniądze. Jeśli wkrótce nie znajdzie pracy, będą musieli znowu się przeprowadzić. Miała nadzieję, że tak się nie stanie. Lubiła to miejsce. Kobieta, od której wynajmował pokoje, była dla niej miła. Jej wnuczka była w tym samym wieku co Iris. Dziewczynka była od niej wyższa, więc kobieta czasami oddawała Iris ubrania, z których jej wnuczka już wyrosła. Iris nigdy nie dostawała nowych rzeczy. Wszystkie ubrania, które miała, pochodziły z wyprzedaży garażowych, lumpeksów albo festynów kościelnych.
Chip Cooper pokuśtykał do baru i spojrzał na krępą, jasnowłosą kelnerkę. Miała czarne odrosty, ale przyjazny uśmiech.
– Jest Harry? – zapytał, a ona przechyliła głowę w stronę kuchni.
– Na zapleczu. Będzie za chwilę. Naprawia zmywarkę. Kawy?
Serwowali właśnie obiady i kolacje. Było za wcześnie, żeby pić, lecz mimo to niektórzy raczyli się alkoholem. Chip miał ochotę na piwo, ale zdecydował się na filiżankę kawy i czekał, stojąc przy barze. Na końcu sali znajdowała się niewielka scena, gdzie czasami grały zespoły na żywo, co podobało się właścicielom rancza i przyciągało tłumy.
Dziesięć minut później za barem pojawił się Harry, wytarł ręce w ścierkę i powiedział kelnerce, że naprawił zmywarkę. Spojrzał na Chipa. Już go tu kiedyś widział.
– Hej, co słychać? – zagadnął Chip.
Mieli starodawny klimatyzator, który utrzymywał temperaturę w pomieszczeniu odrobinę niższą niż na zewnątrz.
– Masz tu prawdziwą perełkę – powiedział Chip.
Harry był niskim, przysadzistym, łysym pięćdziesięciolatkiem. Jego bar dobrze prosperował. W weekendy pojawiały się tłumy, o czym Chip dobrze wiedział i dlatego tu był.
– Jasne, niby gdzie? – zapytał Harry, patrząc podejrzliwie.
– Mam tu dzieciaka, którego głos oczaruje twoich klientów. Dziewczyna zaśpiewa wszystko, co będą chcieli. To jeszcze dziecko, ale śpiewa lepiej niż jakakolwiek kobieta, którą słyszałeś w radiu. Kiedyś będzie wielką gwiazdą.
Harry nie wydawał się uszczęśliwiony tą perspektywą.
– Ile ma lat? – zapytał.
Chip się zawahał.
– Dwanaście, ale zapomnisz o tym, kiedy ją usłyszysz. Śpiewa wysokie tony lepiej niż ktokolwiek inny.
– Nie mogę pozwolić dwunastolatce śpiewać w barze – burknął Harry, wyraźnie poirytowany propozycją.
Kelnerka Pearl uśmiechnęła się szeroko i zniknęła w kuchni, żeby załadować zmywarkę, którą szef właśnie naprawił. Potrzebowali nowej, ale Harry nieustannie reperował starą. Lubił zarabiać pieniądze, ale nie przepadał za ich wydawaniem. Pearl z rozbawieniem myślała o dwunastolatce śpiewającej w barze. To nie miało szans na powodzenie. Chip trafił na nieodpowiednią osobę.
– Przyprowadzę ją i przekonasz się, że mam rację – nalegał Chip. – Nie musi przesiadywać w barze. Mogę ją przyprowadzić przed występem i zabrać, jak tylko skończy.
Harry nie wyobrażał sobie śpiewającej w jego barze zmanierowanej dziewczyny z grubą warstwą makijażu, ubranej jak panienka z Vegas. Nie chciał, żeby zbiegli się do tutaj wszyscy pedofile z Teksasu. Był porządnym facetem i prowadził szanowany biznes. Do baru przychodziły całe rodziny na niedzielny obiad, a nie tylko robotnicy, żeby się upić.
– Pozwól jej zaśpiewać chociaż raz. Sam się przekonasz, o czym mówię.
– Nie mogę zatrudnić w barze kogoś w jej wieku. To nie w porządku – powiedział stanowczo Harry, ale wyglądało na to, że Chip nie zamierza odpuścić. W barze nie było klientów. Licząc na to, że się go pozbędzie, Harry w końcu się zgodził. – No dobra. Gdzie ona jest?
– Na zewnątrz, w ciężarówce.
– W ten upał? Oszalałeś? Masz w aucie klimatyzację?
Chip pokręcił głową i był już w połowie drogi do drzwi. Kilkoma niezgrabnymi susami dotarł do ciężarówki. Iris siedziała ze skrzyżowanymi nogami, zaczerwieniona od upału, i śpiewała do muzyki z radia.
– Chodź – ponaglił, otwierając drzwi. – Załatwiłem ci przesłuchanie.
– Jak to? – Wyglądała na zaskoczoną. Zdarzało jej się śpiewać w chórze kościelnym i na spotkaniach religijnych, ale nigdy w barze.
– Mają tu scenę dla zespołów na żywo. – Sięgnął po magnetofon, który stał na podłodze za siedzeniem.
Iris wysiadła z samochodu i poszła za ojcem w kierunku baru. Jej twarz była rumiana z gorąca. Jak tylko Pearl ją zobaczyła, nalała jej szklankę coli. Harry się temu przyglądał.
– Ma dwanaście lat? – zapytał. Wyglądała raczej na dziewięć, najwyżej dziesięć lat. Nie miała makijażu, nie nosiła też wyzywających ubrań, czego się obawiał. Wyglądała jak dziecko. – Jak się nazywasz? – zapytał miłym głosem.
– Iris. – Uśmiechnęła się do niego i wypiła duży łyk zimnej coli, za którą podziękowała Pearl.
– Twój tata mówi, że masz powalający głos.
Dziewczynka wyglądała na wystraszoną.
– Lubię śpiewać.
Chip ustawił na barze magnetofon.
– Mam tu podkład, do którego lubi śpiewać. Zaprezentuje, co tylko chcesz. Ballady, country, western. Może wykonywać utwory na życzenie. Zna wszystkie piosenki z radia. – Dał znak Iris, żeby się odsunęła.
Dziewczynka odeszła kilka kroków i odstawiła szklankę na stół. Chip włączył magnetofon. Zanim zabrzmiała muzyka, rzucił do córki, żeby dała z siebie wszystko. Iris skinęła głową. Pierwszą piosenkę, typowy utwór country, za którym pracownicy rancza wręcz przepadali, zaczęła bez wahania. W kolejnej piosence, _Somewhere Over the Rainbow_, zaprezentowała Harry’emu skalę głosu. W następnej w stylu gospel zrobiła to, o co prosił ją ojciec. Weszła w wysokie dźwięki i je utrzymała.
Harry i Pearl wpatrywali się w nią. Chip wyłączył magnetofon po trzecim utworze. Harry spojrzał na niego sceptycznie, ponieważ wydawało mu się, że rozgryzł sztuczkę. Iris tylko poruszała ustami. Żadne dziecko nie umiało tak śpiewać i też niewiele kobiet to potrafiło. Te, które miały takie zdolności, były sławne.
– W porządku – rzucił Harry z przekąsem. – Świetny występ. Zobaczmy, co potrafi bez muzyki. – Był przekonany, że to załatwi sprawę, zwłaszcza że Chip nie wyglądał na zadowolonego.
Chip uważał, że Iris lepiej brzmiała z podkładem, ale skinął w kierunku dziewczynki i zaśpiewała kolejne trzy piosenki _a cappella_. Jej głos był jeszcze mocniejszy bez muzyki i wypełnił całe pomieszczenie. Wysokie dźwięki wydobyła lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Chip miał rację. Iris śpiewała jak dorosła kobieta. I choć była jedynie dziewczynką, która nie wyglądała na swój wiek, miała głos, który potrafił zdobyć serce słuchaczy. Harry i Pearl byli oczarowani. Iris z pewnością nie udawała, że śpiewa. Chip powiedział prawdę. Mogła śpiewać wszystko w wysokiej tonacji i robiła to jak nikt inny.
– Twoi goście oszaleją, kiedy to usłyszą – zapewnił Chip.
Harry spojrzał na nią uważnie. Podobało mu się, jak schludnie i zwyczajnie wyglądała. Bez makijażu, bez sztuczności, bez elementów podkreślających seksualność. Dziewczynki ubrane jak kobiety, próbujące być sexy, wprawiały Harry’ego w zakłopotanie i chciał uniknąć takich sytuacji. W Iris nie było nic dwuznacznego. Wyglądała na zwykłą dziewczynkę.
– Brałaś lekcje śpiewu? – zapytał Harry, nadal zachwycony głosem dziewczynki, a Pearl wręczyła jej kolejną colę.
– Nie, śpiewam od zawsze. Czasami w chórach kościelnych, jeśli zatrzymamy się gdzieś na dłużej – odparła Iris. Ojciec nie mógł sobie pozwolić na opłacenie lekcji śpiewu dla niej, lecz wolała o tym nie wspominać, żeby go nie zawstydzić. – Często także słucham muzyki w radiu.
– Zna wszystkie przeboje – wtrącił się ponownie Chip. – To co myślisz? – zwrócił się do Harry’ego.
– Myślę, że masz cudowne dziecko. – Kontrast pomiędzy tym, jak się prezentowała, a tym, jak śpiewała, był tak osobliwy, że nie wiedział, jak ludzie zareagują, zwłaszcza że była taka mała i wyglądała jak dziecko.
– Może spróbujesz przez kilka wieczorów? Gwarantuję, że twoi goście będą błagać o więcej.
Po tym, co usłyszał, Harry był przekonany, że to możliwe. Trudno było zapewnić rozrywkę na żywo w barze, nie licząc okazjonalnych występów zespołów country czy grup, które zatrzymywały się w barze w drodze do innego miasta.
– Co masz na myśli? – zapytał Harry.
Wieczorami Harry zajmował się barem. Zatrudniał dwie kelnerki, Pearl i Sally. Chociaż jego bar nie był wielkim biznesem, to jednak przynosił zysk. Pracownicy rancza zostawiali dobre napiwki, kiedy zamawiali alkohol. Jedzenie było przyzwoite, więc goście wracali do baru. Kucharz przychodził wieczorem. Harry sam zajmował się lunchami.
– Sześć wieczorów w tygodniu, dwadzieścia pięć za występ.
– W tygodniu nie ma ruchu. Może od czwartku do niedzieli – negocjował Harry.
– Pięć wieczorów, trzydzieści dolców za noc – powiedział Chip. – I będzie mogła zatrzymać napiwki. Nie pożałujesz. W tygodniu będzie większy ruch, jeśli zacznie śpiewać.
Harry zastanawiał się, czy Chip miał rację, ale żal mu było Iris z powodu ojca, który ciąga ją po barach i każe śpiewać.
– Miej na nią oko, żeby nikt jej nie zaczepiał. – Spojrzał na Chipa surowo, więc ten przytaknął. – Spróbujemy w tym tygodniu i zobaczymy, jak pójdzie. Jeśli ludziom się spodoba, dostanie tę pracę, pięć wieczorów, dwadzieścia pięć za występ.
Mieliby z tego pięćset dolarów miesięcznie, co miało dla nich duże znaczenie. Dzięki Iris Chip mógł łatwo zarobić pieniądze bez naciągania Harry’ego na duże wydatki.
– Przyprowadzę ją i zabiorę po występie. Wcześniej może czekać w ciężarówce.
Nie zabrzmiało to zbyt dobrze – była jeszcze dzieckiem.
Kiedy mężczyźni rozmawiali, Pearl zaoferowała Iris kawałek ciasta brzoskwiniowego z lodami waniliowymi, w które dziewczynka wpatrywała się wygłodniałym wzrokiem. Mała usiadła, pochłonęła ciasto i odniosła talerz do kuchni. Wyposażenie było wiekowe, ale w pomieszczeniu było czysto.
Chip kazał czekać Iris w ciężarówce, a sam został i wypił piwo. Dziewczynka podziękowała Harry’emu i Pearl i wyszła cicho. Kiedy również Chip się oddalił, Harry odwrócił się do Pearl i pokręcił głową.
– Biedne dziecko. Kazałby jej śpiewać w kopalni, gdyby tylko mógł na tym zarobić. Ale jej głos to prawdziwy dar od Boga.
Ustalili, że dziewczynka będzie zaczynać występ o dziewiątej i zaśpiewa cały repertuar. Miała zacząć za dwa dni, w środę.
– A jeśli im się nie spodoba to, co śpiewam? – Iris spojrzała nerwowo na ojca, gdy podjeżdżali pod dom, w którym obecnie mieszkali.
– Pokochają cię. Kiedyś będziesz wielką gwiazdą. Nie zapominaj o tym. W co się ubierzesz?
– W niebieską sukienkę. – To była jedyna ładna sukienka, Iris nie miała zbyt wielu okazji, żeby ją włożyć. Wybrała też sandały, które idealnie do niej pasowały. Wkładała ten zestaw, kiedy śpiewała w kościele.
– Dostaniesz napiwki. – Chip uśmiechał się z zadowoleniem. Potrzebowali pieniędzy, a to mógł być początek kariery wokalnej Iris. Możliwości były nieograniczone. Czekał na ten moment od lat. Dziewczynka zaczęła śpiewać, gdy miała sześć lat.
– Są mili – stwierdziła Iris, myśląc o Harrym i Pearl, a także o brzoskwiniowym cieście i coli.
– Pieniądze też. – Chip uśmiechnął się szeroko.
Wysiedli z ciężarówki i Iris poszła sprawdzić, czy dobrze wygląda w swojej niebieskiej sukience. Z jednej strony denerwowało ją, że musiała śpiewać w barze, ale z drugiej pomysł wydawał jej się ekscytujący. Dopóki mogła śpiewać, wszystko było w porządku. Śpiew sprawiał, że znikały przeciwności i że była szczęśliwa.
W środę wieczorem Chip przywiózł Iris do Harry’ego o ósmej trzydzieści. Trasa zajęła im dziesięć minut. Kazał dziewczynce zaczekać w ciężarówce, tak jak obiecał Harry’emu. Wszedł do środka, podszedł do baru i napił się piwa z odrobiną whiskey. Kiedy skończył, zbliżał się czas występu Iris.
Harry poprosił, żeby przyprowadził ją przez kuchnię. Na scenie ustawiony był mikrofon, a Chip podłączył magnetofon z podkładem.
Kiedy Harry zobaczył, jak dziewczynka wchodzi ubrana w niebieską sukienkę w kolorze identycznym jak kolor jej oczu, pomyślał, że był to szalony pomysł. Nikt nie zwrócił na nią uwagi. Przyciemnił światła, wszedł na scenę i oznajmił, że przygotował niespodziankę dla swoich klientów. Tego wieczoru miał dla nich wystąpić specjalny gość, Iris Cooper. Po zapowiedzi Harry uśmiechnął się do ludzi kończących kolację i wrócił za bar.
Iris wskoczyła na scenę. Jej ojciec włączył muzykę. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Dziewczynka zaczęła występ. Zaśpiewała kilka utworów country znanych piosenkarzy, następnie przeszła do ballad, potem wykonała parę przebojów musicalowych i radiowych, a ostatnim punktem programu były piosenki w stylu gospel. Gdy skończyła, wszyscy klaskali. Ludzie byli zaskoczeni tym, co usłyszeli. Iris ukłoniła się i podziękowała, i znowu wyglądała na małą dziewczynkę. Można było odnieść wrażenie, że śpiewając, stawała się dorosła, a po zakończonym występie była na powrót dzieckiem.
Uśmiech gościł na jej twarzy, gdy zwróciła się do słuchaczy:
– Do zobaczenia wkrótce!
Zeskoczyła na dół i zniknęła w kuchni, gdzie Pearl wręczyła jej talerz z pieczenią i tłuczonymi ziemniakami, żeby mogła zabrać go ze sobą do samochodu.
– Byłaś naprawdę fantastyczna – wyszeptała Pearl. – Wszyscy cię uwielbiają!
– Było fajnie i dziękuję za obiad – powiedziała Iris i pobiegła z talerzem do ciężarówki.
Harry zostawił na scenie misę na napiwki dla dziewczynki. Kilku gości wrzuciło jednego lub dwa dolary. Ludzie rozmawiali o niej do końca wieczoru. Po udanym występie Harry podszedł z uśmiechem do Chipa.
– Jest wyjątkowa – skwitował.
– A nie mówiłem? – odpowiedział Chip z wyższością. – Kiedyś będzie wielką gwiazdą. – Wydawało się to bardzo prawdopodobne. – Może też zagrać utwory na zamówienie na mojej gitarze.
– Goście będą zachwyceni. – Harry promieniał, wciąż tym wszystkim zaskoczony.
Chip został w barze godzinę. W tym czasie Iris zjadła kolację, którą dostała od Pearl, i odniosła talerz do kuchni. Kiedy Chip podszedł do ciężarówki, słuchała radia. Dobrze się bawiła, śpiewając dla gości w barze.
– I jak poszło? – zapytała ojca, gdy jechali do domu.
– Całkiem nieźle – odparł. – Nie zapominaj o wysokich dźwiękach. Ludzie to uwielbiają.
– Nie zapomniałam.
– Możesz śpiewać wyżej – zauważył, na co Iris uśmiechnęła się szeroko.
– Jutro tak zrobię – obiecała.
– Powinnaś też zabrać gitarę, na wypadek gdyby goście prosili o jakąś piosenkę.
Iris kiwnęła głową. Zapowiadała się dobra zabawa. Już tak było.
Pod koniec tygodnia wszyscy rozmawiali o cudownym dziecku śpiewającym u Harry’ego. Ludzie przychodzili tylko po to, żeby ją zobaczyć. Po piątkowym występie wszystkie stoliki na sobotę zostały zarezerwowane. Pierwszej nocy z napiwków zarobiła pięć dolarów, w czwartek osiem, w piątek dziesięć, a w sobotę szesnaście. Ojciec obiecał, że przechowa dla niej te pieniądze, więc mu je oddała.
W niedzielny wieczór Harry zatrudnił Iris na pięć wieczorów przy stawce wynoszącej dwadzieścia pięć dolarów za występ, tak jak się wcześniej umawiali, choć nadal uważał, że dwunastolatka śpiewająca w barze to szalony pomysł. Goście uwielbiali jej występy i wypytywali o nią. Właściciel baru mówił, że to po prostu bardzo utalentowane dziecko. Wszyscy się z nim zgadzali.
W czasie wakacji Iris zarobiła więcej pieniędzy. Jesienią zrobiło się spokojniej, ponieważ ludzie częściej zostawali w domu, gdy było chłodniej, ale w weekendy bar jak zwykle był przepełniony i biznes dobrze się kręcił. Harry zapytał Chipa, czy występy w tygodniu nie są problematyczne, ale Chip zapewniał, że Iris odrabia zadania domowe przed pracą i śpi potem w ciężarówce.
Pearl uszyła Iris skromną granatową sukienkę. Ojciec z pieniędzy z napiwków pozwolił jej kupić parę czarnych, skórzanych, płaskich butów. Nic zmysłowego czy zbyt dojrzałego. Podczas występów w nowej sukience, z rozpuszczonymi blond włosami wyglądała przepięknie. Była śliczną dziewczynką. Pearl powiedziała, że wyrośnie na piękność. Chip też był dawniej przystojny, zanim na jego twarzy pojawiły się ślady ciężkiego życia. Iris wiedziała, że jej matka była piękną kobietą. Zobaczyła ją kiedyś na starej fotografii. Chip wyrzucił to zdjęcie. Teraz Iris nie miała żadnej pamiątki po matce.
Zostali w Lake City do świąt Bożego Narodzenia, wtedy Chip zdecydował, że czas ruszyć dalej. Chciał spróbować szczęścia w większym mieście, gdzie według niego czekały na nich większe możliwości.
Iris była smutna z powodu wyjazdu. Uwielbiała śpiewać u Harry’ego, a Pearl i Sally, druga kelnerka, były dla niej bardzo miłe. Harry też był uprzejmy. W nowym mieście musiałaby zacząć chodzić do nowej szkoły. Ale Chip zapewniał ją, że wie, co robi. Mogli zarobić więcej pieniędzy.
Zanim wyjechali, Pearl uszyła Iris czarną satynową sukienkę z kołnierzykiem. Do tego Sally dała jej opaskę na głowę z małymi perełkami, które sama przyszyła. Iris na scenie wyglądała jak Alicja w Krainie Czarów i śpiewała jak Barbra Streisand czy inna gwiazda Hollywood.
Ostatniej nocy Pearl, Sally i Harry mieli łzy w oczach. Pearl uściskała ją mocno. Kiedy Iris wyjeżdżała, po policzkach spływały jej strużki łez. Wiedziała, że nigdy ich nie zapomni.
– Potrzebujesz większej publiczności. Więcej napiwków – oznajmił Chip, kiedy wyjeżdżali z miasta. – Jedziemy do Houston. To był dopiero początek. Będziesz kiedyś wielką gwiazdą… Musisz tylko śpiewać wysokie dźwięki.
Kiwnęła głową, ale nie była w stanie nic powiedzieć. Było jej zbyt smutno z powodu wyjazdu. Harry, Pearl i Sally byli dla niej jak rodzina, jedyna, jaką miała. Ojciec żył marzeniami. Wiedział, że talent Iris może się okazać prawdziwą żyłą złota. Harry się martwił, co się stanie z dziewczynką, której ojciec chciał jedynie zarabiać na jej talencie. Miała przed sobą długą, trudną drogę, żeby zostać gwiazdą.